recenzje / KOMENTARZE

Wiersz dla Maćka Meleckiego; Huczne ostatki; Groński cytuje Marcjalisa

Marta Podgórnik

Szkic Marty Podgórnik opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

wiersz dla maćka meleckiego

pięść w kamień. pta­ki fru­ną szyb­ko jak z kla­tek
fil­mu gro­zy. park jest już zie­lo­ny, wło­sy bia­łe,
krew jak zwy­kle. natręt­na myśl o tym zabi­ja każ­dą
inną, któ­ra pew­nie dała­by cze­muś począ­tek.

nagle koniecz­ność wzię­cia zakrę­tu sta­wia w mar­twym
punk­cie. zatrzę­sie­nie rów­no­rzęd­nych alter­na­tyw
wobec któ­re­go moż­na jedy­nie spa­so­wać. wybie­ra­nie
nie jest niczy­ją moc­ną stro­ną, prze­ciw­nie.

świa­tło w tune­lu oka­zu­je się ogni­skiem stwo­rzo­nym
na bazie porzu­co­nej butel­ki, z któ­rej mógł­by
wyleźć dżin, ale nie wyła­zi. za to cień kła­dzie się
pod noga­mi coraz dłuż­szy i węż­szy jak mar­gi­nes.

instynk­tow­nie wyczu­wa­na bli­skość celu spo­wal­nia
krok, opóź­nia­jąc na siłę dotar­cie, prze­sta­ją­ce się
nagle liczyć. nikt już nie pró­bu­je wymie­rzyć pro­por­cji
pomię­dzy prze­by­tym, a tym, co pozo­sta­je do przej­ścia.


Chy­ba mój ulu­bio­ny wiersz z „Prób nego­cja­cji”; bo bez­ce­ro­mo­nial­nie oka­zu­je się być zaska­ku­ją­co aktu­al­nym, cią­gle. Wte­dy, jako pro­sty szyfr nawi­ga­cji, był w moim mnie­ma­niu rodza­jem mani­fe­sta­cji; dziś być może oka­zu­je się ciut bar­dziej kon­tem­pla­cyj­nym; jak­by eks­po­nat na okre­sie prób­nym w muzeum złu­dze­nia? Naj­trud­niej wyobra­zić sobie róż­ne moż­li­we kom­bi­na­cje sygna­łów wej­ścio­wych i wyj­ścio­wych dla róż­nych ele­men­tów logicz­nych.


huczne ostatki

anek­tu­je­my bar, ty obsta­wiasz par­kiet. muza z equ­ali­ze­ra
rżnie na full, ever­gre­eny z kolek­cji snu, stu­pły­to­we cac­ko
za śmiesz­ną sumę. na ich sprzę­cie lou reed śpie­wa gło­sem
lau­rie ander­son: życie powsta­je z oso­bli­we­go smut­ku, z

nie­pew­no­ści. nie mogąc dobrać przed mara­to­nem czó­łe­nek,
bie­dacz­ka upusz­cza krwi nad wan­ną w tak­cie kor­sa­ko­wa,
sypia przy świe­tle, modli się odru­cho­wo sone­tem;
stro­bo­sko­po­we nie­bo osu­wa się jak suk­no ze sto­łu jury

(nakryj się, dzie­wecz­ko!) twój loop na bosa­ka u maxi­ma
w bre­mie żarł­by o nie­bo lepiej niż wstąż­ki moby­’e­go,
masz u nas wszyst­kich ein­to­po­we noty! jesz­cze sto powtó­rzeń.
ćwicz stu­takt. cała resz­ta to bet­ka. lecz cóż to? spo­co­na

jak w poście­li z kory, w kiblu bez drzwi pijesz wodę z kra­nu
(a pro­pos, kie­row­nicz­ko, niech kró­lo­wa zaj­rzy do lodów­ki,
świa­tło się mro­zi). nie pozna­ło cię szczę­ście i tań­czy­ło z tobą;
zapo­wiedź replayu kła­dzie cień, mąci lazur sła­wy, szczer­bi

kra­wę­dzie w krysz­tał­kach soli, brą­zo­we­go cukru? marze­nia,
lore­lei, są w naszych rękach chiń­ską por­ce­la­ną. bez buso­li
mapa zwo­dzi, prze­kład złych języ­ków zapra­sza na rafę.
a ty? przed pierw­szą pro­stą puch­niesz, jak ligni­na.


Wiersz nie­ja­ko „dokle­jo­ny” do książ­ki; powsta­wał rów­no­le­gle z tek­sta­mi z książ­ki „Para­di­so”, choć nie zna­lazł sobie miej­sca ani tam, ani w „Dłu­gim maju”. Przy­na­leż­ny, zde­cy­do­wa­nie, spi­so­wi tre­ści tej z moich ksią­żek, któ­rej nie lubię naj­bar­dziej; tej, gdzie siat­ków­ka klei się wybor­nie; a nocą uli­ce miast oświe­tla świa­tło lamp sodo­wych; a lam­py sodo­we emi­tu­ją świa­tło o żół­tej bar­wie.


groński cytuje marcjalisa

dla­cze­góż by nie przy­znać sobie pra­wa gło­su
cho­ciaż­by by nazwać post­mo­der­nizm wypad­kiem
przy pra­cy i wyznać publicz­nie, że bar­dzo
podo­bał mi się film „tita­nic” a czy­jeś życie

wewnętrz­ne nie jest tema­tem na powieść?
to jed­nak zabrzmi źle choć wciąż zabrzmi
ład­nie, bo źle się czu­ję z tym, że w zeszłą
nie­dzie­lę nie byłam w koście­le ale gorzej

z tym, że przez ostat­nie lata bywa­łam tam
rzad­ko i że lite­ra­tu­ra to misja, któ­rą
spie­przy­łam na star­cie a mój gust kształ­to­wa­li
ludzie o guście nie tyle złym co wypa­czo­nym

i że jak­by na cie­bie nie spoj­rzeć ty i tak
nie spoj­rzysz tak na mnie i moż­na uło­żyć
sobie życie z przed­sta­wi­cie­lem han­dlo­wym,
jasne, a przy­go­dy w bra­mie, złe inten­cje

i alko­hol we krwi da się zała­twić buj­dą
o nad­wraż­li­wo­ści; oto sło­wa pio­sen­ki
„wish you were here” zaczę­ły mówić o mnie;
ja tyl­ko redu­ku­ję dyso­nans


A Pod­gór­nik cytu­je Joan­nę Gizę-Stę­pień, piszą­cą o Pod­gór­nik, iż ta (…) pisze głów­nie o dra­ma­ty­zmie bycia sobą. Jej świa­do­mość egzy­sten­cjal­na jest tra­gicz­na, każe sta­le wybie­rać i bez­sku­tecz­nie dążyć do szczę­ścia, choć­by za cenę … nie­szczę­ścia.

Rzad­ko sły­szy­my, a już dopraw­dy nie­zmier­nie rzad­ko czy­ta­my tak miłe, a zara­zem wni­kli­we, odkryw­cze, pięk­nie sfor­mu­ło­wa­ne, a nawet współ­czu­ją­ce zda­nia na temat swych wier­szy. (…!…) War­to się dziś tym szczę­ściem z PT Czy­tel­ni­ka­mi podzie­lić.


stacja docelowa

nie ma się czym przej­mo­wać jestem mło­da ład­na
i abso­lut­nie odda­na pra­cy lite­rac­kiej nie cho­ru­ję
nie jestem niczym obcią­żo­na małe poran­ne zapa­ści
oka­zyj­nie sen kolo­ry i kon­tu­ry

trwa­le nie­zdol­na być może bez­płod­na nie mia­łam
nigdy szczę­ścia kłam­stwa okru­cień­stwa tego świa­ta
czu­łe krót­kie gwał­ty wszyst­ko oglą­da­ne zza mokrej
szy­by nie cho­dzi­ło o mnie

nie przej­mu­ję się czas tu pły­nie lek­ko i jest spo­kój
roz­ma­wiam o nim godzi­na­mi szy­by zaszły mgłą
myślę że wła­śnie prze­sta­łeś tu bywać pamię­tam
przy­naj­mniej jak pach­niesz

pamięć przed­mio­tów moż­na pisać całe książ­ki
o kimś kto nie sta­je na wyso­ko­ści zada­nia
dwie szczo­tecz­ki do zębów nie­po­trzeb­ne sło­wa
te same dla każ­de­go

nie cho­dzi­ło o mnie całe życie łykam takie
momen­ty ale całe życie to w moim przy­pad­ku chwi­la
więc przed pierw­szą zmarszcz­ką trud­no uogól­niać
poziom kom­pli­ka­cji coś niby okre­śla

bar­dzo wąska prze­strzeń któ­rą prze­szło ostrze
wie­rzę że się wszyst­kie­go docze­kam
jak w pio­sen­kach miłość musi być słod­ka i bole­sna
jaki sąd w to uwie­rzy


Dziw­ne; ale prze­sta­je mi być do śmie­chu, gdy przy­po­mi­nam sobie ten wiersz. Czy­ta­łam go kil­ka­dzie­siąt razy na spo­tka­niach autor­skich; i zawsze ze mnie szy­dził. Teraz też sta­wia swo­je krop­ki.

O autorze

Marta Podgórnik

Ur. w 1979 r., poetka, krytyczka literacka, redaktorka. Laureatka Nagrody im. Jacka Bierezina (1996), stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nominowana do Paszportu „Polityki” (2001), laureatka Nagrody Literackiej Gdynia (2012) za zbiór Rezydencja surykatek. Za tomik Zawsze nominowana do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej (2016) oraz do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2016). W 2017 r. wydała nakładem Biura Literackiego tom Zimna książka, który również nominowany był do tych samych nagród. Książka Mordercze ballady przyniosła autorce Nagrodę Poetycką im. Wisławy Szymborskiej oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania