recenzje / ESEJE

„Ostre fale głęboko w nas” — obrazy przejścia w piątym królestwie Romana Honeta

Monika Kocot

Recenzja Moniki Kocot z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Przez chwi­lę, przez chwi­lę gła­dzić zwięź­le sple­cio­ny war­kocz
kon­tra­punk­tu, roz­wa­żać cud współ­ist­nie­nia gło­sów,
z któ­rych każ­dy odby­wa w cza­sie osob­ną podróż,
a w każ­dym punk­cie cza­su zawią­zu­je je inna har­mo­nia
Sta­ni­sław Barań­czak

Idio­syn­kra­tycz­ny język, dyna­mi­ka świa­to­obra­zów i kon­se­kwent­ne wytrą­ca­nie czy­tel­ni­ka z wszel­kich zało­żeń wobec tek­stu powo­du­ją, że kry­ty­cy obcu­ją­cy z poezją Roma­na Hone­ta i pró­bu­ją­cy ją nazwać, przy­po­rząd­ko­wać do kon­kret­ne­go nur­tu, sta­ją wobec nie lada wyzwa­nia. I oto, Karol Mali­szew­ski, wska­zu­jąc na osob­ność poety, ukuł ter­min „hone­tyzm”1, Ali­na Świe­ściak pisze o Hone­cie jako o „wyobraź­niow­cu”2, Marian Sta­la nato­miast, nawią­zu­jąc do sfor­mu­ło­wań Jerze­go Kwiat­kow­skie­go tyczą­cych poezji poko­le­nia ’56, cha­rak­te­ry­zu­je auto­ra ali­cji jako poetę „wizji prze­ciw rów­na­niu” albo „ośmie­lo­nej wyobraź­ni”3. Recep­cja kry­tycz­na sku­pia się, nie bez powo­du zresz­tą, na obra­zo­wa­niu. Marian Sta­la o wyda­nym w roku 2008 baw się Roma­na Hone­ta pisze:

Daw­ne i nowe wier­sze Roma­na Hone­ta łączy ze sobą stra­te­gia two­rze­nia, któ­rą moż­na nazwać nasta­wie­niem na obraz. Wier­sze Hone­ta są na ogół mniej lub bar­dziej spój­ny­mi (albo: mniej lub bar­dziej luź­ny­mi) cią­ga­mi obra­zów, cza­sa­mi prze­kształ­ca­ją­cych się w uryw­ko­we, raczej naszki­co­wa­ne niż wyraź­nie nary­so­wa­ne, zda­rze­nia i sytu­acje. Nie­wie­le w tych wier­szach bez­po­śred­nich wyznań i reflek­sji, nie ma wysu­nię­te­go na pierw­szy plan por­tre­tu tego, kto mówi; są za to obra­zo­we suge­stie i odpo­wied­ni­ki prze­żyć, jest moc­na aura czy­ichś egzy­sten­cjal­nych doświad­czeń4.

Mali­szew­ski rów­nież zauwa­ża u Hone­ta uwa­gę sku­pio­ną na obra­zie, jak to ujmu­je, na „sile wewnętrz­nych pej­za­ży o neu­ro­tycz­no-nad­re­ali­stycz­nej pro­we­nien­cji5. Wyda­je się, że istot­na jest tak­że zna­czą­ca frag­men­ta­cja owe­go obra­zu. W roz­mo­wie z Pio­trem Marec­kim mówi Sta­la o „roz­bi­ciu świa­ta, roz­bi­ciu zda­nia, roz­bi­ciu obra­zu”6. Andrzej Fra­na­szek z kolei pisze o „lawi­nie porów­nań czy meta­for, wizu­al­nych mgnień, któ­re wcze­pia­ją się w sie­bie bez chwi­li wytchnie­nia, two­rząc zamknię­tą, coś w środ­ku skry­wa­ją­cą całość.”7

Spo­strze­że­nia kry­ty­ków doty­czą­ce wcze­śniej­szych tomi­ków Hone­ta, wyda­ją się nadal aktu­al­ne w kon­tek­ście lek­tu­ry pią­te­go kró­le­stwa. Zwłasz­cza jeśli sku­pi­my się na spo­so­bie kon­stru­owa­nia obra­zu i jego związ­ków z real­no­ścią, czy jej doświad­cza­niem. W poezji Hone­ta nie doszu­ku­ję się słów klu­czy, choć z pew­no­ścią moż­na było­by wska­zać teo­re­ma­ty snu, śmier­ci, czy cza­su, i jego związ­ku z prze­strze­nią. Cie­kaw­sze wyda­ją mi się spo­so­by kon­stru­owa­nia obra­zu świa­ta i seman­tycz­ne zaba­wy wska­zu­ją­ce na nie­do­okre­ślo­ność, nie­po­zna­wal­ność, będą­ce oso­bli­wą misz­ku­lan­cją Logo­su i Cha­osu, a przede wszyst­kim obra­zy przej­ścia, rozu­mia­ne jako objaw este­ty­ki trick­ste­ro­wej, czy trick­ste­ro­we­go dys­kur­su, o któ­rym w dal­szej czę­ści ese­ju. Wiersz funk­cjo­na­riu­sze, jako jeden z zamy­ka­ją­cych tom, sta­no­wi przy­kład gry swo­bod­nej wyobraź­ni, gdzie logi­ka obra­zu domi­nu­je nad logi­ką sło­wa8, czy raczej logi­ka obra­zów prze­wrot­nie „zasła­nia” logi­kę słów:

zamar­z­nię­te jezio­ro i ryba
leżą­ca w śnie­gu jak nóż po przej­ściu pro­ce­sji.
i oczy zni­ka­ją­ce w głę­bi nade mną

i ciem­ni, zdzi­wa­cza­li star­cy w odda­le­niu,
roz­pra­wia­ją­cy o ter­ro­rze sło­wa. dale­ko
moż­na wędro­wać i się nie prze­bu­dzić

dale­ko. ten dzień po rybiej śmier­ci,
mroź­ny i samot­ny – i śmiech
jak okno dźwi­ga­ne za trum­ną

i ręce star­ców, koły­szą­ce się
i znie­wie­ścia­łe, jak­by nie potra­fi­ły
tego okna uchy­lić w porę –

jak gdy­by było tam to,
co im przy­pad­kiem umknę­ło

a był tam świat9

Trud­no jest pisać tu o wybra­nym obra­zie, ponie­waż poeta (a robi to nad wyraz czę­sto) roz­wi­ja, „roz­snu­wa” porów­na­nia10, któ­re z kolei wzmoc­nio­ne para­le­li­zma­mi i meta­fo­ra­mi, two­rzą ryzo­ma­tycz­ną struk­tu­rę, otwie­ra­jąc przed czy­tel­ni­kiem prze­strzeń do (współ)konstruowania wier­sza. Uspój­nia­jąc tekst, odbior­ca uru­cha­mia dyna­micz­ne pro­ce­sy ana­fo­re­zy i meta­fo­re­zy, czy­li pod­no­sze­nia i prze­no­sze­nia zna­czeń w ruchu.

Nie­któ­rzy kry­ty­cy zauwa­ża­ją u Hone­ta nawią­za­nie do nad­re­ali­zmu. Skła­nia ich do tego dowol­ność rekwi­zy­tu, prze­ni­ka­nie ele­men­tów, prze­cho­dze­nie form w inne for­my, a tak­że kre­acja wszyst­ko afir­mu­ją­ca i kre­acja nisz­czą­ca real­ne związ­ki. Fakt, że utwór sta­no­wi czę­sto jak­by wie­niec meta­for spo­jo­nych ten­den­cją ogól­ną i nawią­za­niem ogól­nym, jest odbie­ra­ne jako para­lel­ne do nad­re­ali­stycz­nej zasa­dy écri­tu­re auto­ma­ti­que. Obra­zy są tutaj coraz dal­szy­mi, roz­wi­ja­ją­cy­mi się sko­ja­rze­nia­mi ogól­ne­go nastro­ju i tema­tu. Są to barw­ne i nasy­co­ne szcze­gó­ła­mi impro­wi­za­cje i feerie przed­mio­to­we, jest to kre­acyj­ność widze­nia, choć raczej nie kre­acyj­ność wiel­kich syn­te­tycz­nych obra­zów. Jed­nak­że skon­cen­tro­wa­nie tema­tycz­ne tej poezji wyklu­cza koja­rze­nie jej z nad­re­ali­zmem mają­cym u postaw „zapis auto­ma­tycz­ny”. Wszak rze­czy­wi­stość, któ­rą kon­stru­ują nad­re­ali­ści jest rze­czy­wi­sto­ścią pod­świa­do­mo­ści, nato­miast świat poetyc­ki Hone­ta jest świa­tem zobiek­ty­wi­zo­wa­nym, wyob­co­wa­nym przez poetę ze sfe­ry „ja”, choć opi­sy­wa­nym kate­go­ria­mi subiek­tyw­ny­mi. Mamy tu do czy­nie­nia z subiek­tyw­nie ukon­sty­tu­owa­nym świa­tem zewnętrz­nym, lecz nie z eks­po­zy­cją sie­bie same­go lub swo­jej pod­świa­do­mo­ści. To mie­ści się raczej w kate­go­riach poeta-świat niż w solip­sy­stycz­nej onto­lo­gii sur­re­ali­stów.

Usi­ło­wa­niem Hone­ta jest kon­stru­owa­nie; kon­stru­owa­nie nie za pomo­cą zna­czeń, lecz mate­ria­łu poten­cja­łów aso­cja­cyj­nych dostar­cza­nych przez język. Sto­so­wa­na przez nie­go „tech­ni­ka sygna­łów aso­cja­cyj­nych”11 pole­ga na orga­ni­zo­wa­niu wyobraź­ni czy­tel­ni­ka na dro­dze narzu­ca­nia mu zakre­su i kie­run­ku aso­cja­cji struk­tur syn­tak­tycz­nych i seman­tycz­nych. Bar­dzo czę­sto frag­men­ty wier­sza są zło­żo­ną struk­tu­rą meta­fo­rycz­ną, któ­rej naj­prost­sze czło­ny ule­gły bar­dzo znacz­nej mody­fi­ka­cji seman­tycz­nej, a psy­cho­lo­gi­stycz­nie uza­sad­nio­na dowol­ność aso­cja­cji powo­du­je że całość odzna­cza się mała kon­kret­no­ścią poję­cio­wą i wyobra­że­nio­wą. Dzie­je się tak choć­by w wier­szu pro­mień:

słoń­ce skra­dzio­ne z par­ku o zacho­dzie,
leża­ło w bru­dzie na śnie­gu, zepsu­te

wył w nim pies łań­cu­cho­wy,
mój pro­mień

moja koły­ska
w jego wrzą­cej sier­ści

(s. 13)

W maestrii ana­to­mii sygna­ły zmie­nia­ją się jak w kalej­do­sko­pie, roz­wi­ja­jąc obra­zy w nie­prze­wi­dy­wal­ny spo­sób, nakła­da­jąc je na sie­bie — two­rząc spi­ral­ną kon­struk­cję odzwier­cie­dla­ją­cą meta­fo­rycz­nie tytuł wier­sza:

to two­ja ręka
żon­glu­ją­ca krwią, zapach rze­mie­ni,
jak­by obrę­cze wyprę­żo­nej skó­ry

były ogro­dem, gdzie wciąż oddy­cha zwie­rzę,
któ­re je wyda­ło. to two­ja sto­pa, jej odcisk na pia­sku
zmie­nił się w łódź i to ty w pło­mie­niach

wsko­czy­łaś do niej. w nocy
zabra­ła cię woda. w nocy wezwa­łem leka­rza i sar­ny
i śni­ło mi się, że cię szu­ka­li­śmy

sar­ny wbie­ga­ły pod fale
i tra­ci­łem je, lekarz powró­cił
i nie zna­lazł cia­ła, maestria

ana­to­mii – ta cisza po tobie

(s. 23)

Honet dopro­wa­dza do krań­ców moż­li­we­go splą­ta­nia, zagęsz­cze­nia, dziw­no­ści. Wszyst­ko „chce się porów­nać” ze wszyst­kim. To gest demiur­gicz­ny, czy łże­de­miur­gicz­ny, jak powie­dzia­ła­by Moni­ka Sznaj­der­man12, poety decy­du­je o wszyst­kim. Cza­sa­mi ope­ru­je Honet na mate­ria­le aso­cja­cyj­nym spraw­dzal­nym inter­su­biek­tyw­nie, a efekt ten uzy­sku­je prze ukie­run­ko­wa­nie per­cep­cyj­nych mecha­ni­zmów aso­cja­cyj­nych czy­tel­ni­ka, powta­rza­jąc sygna­ły nale­żą­ce do jed­nej sfe­ry zja­wisk. W wier­szu wła­ści­ciel będzie to sen:

śmierć śni­ła się męż­czyź­nie,
sia­dła naprze­ciw nie­go i sika­ła. kości i pió­ra
powsta­wa­ły z jej moczu i ukła­da­ły się w pta­ki,
i lato, zno­wu oglą­da­ne w bli­ska
jak gło­wa lar­wy, bia­ła w środ­ku. nale­ży ci się
cały świat – szep­ta­ła. i wte­dy
ten uśpio­ny męż­czy­zna zapła­kał,
jak­by coś sobie przy­po­mniał – czy­jąś twarz lub rękę
i to, co potem: pust­kę –
brak opan­ce­rzo­ny, kie­dy sen
mija, kie­dy dni odcho­dzą

(s. 18)

W wier­szu pożar — ogień:

przy­wie­zio­ny do domu star­ców
leży na łóż­ku. szep­cze do sie­bie –
to wszyst­ko

zuży­te opa­trun­ki,
pra­cow­ni­cy sta­cji ben­zy­no­wej za oknem,
osa na gala­ret­ce

[…]

dzie­ci jadą­ce na saniach
albo zamy­ka­ją­ce w bagaż­ni­ku wie­niec pogrze­bo­wy

lata­ją­ce mode­le,
klucz szwedz­ki
pie­lę­gniar­ki nio­są­ce mi koc

pożar,
to wszyst­ko –
to wszyst­ko było z ognia i ja na chwi­lę

i ja wbie­głem pomię­dzy pło­mie­nie
i zasną­łem nad książ­ką verne’a

(s. 21)

Archi­pe­lag w pło­mie­niach Verne’a może, choć nie musi, otwie­rać tu rów­nież prze­strzeń inter­tek­stu­al­ną. Tak czy owak, mamy do czy­nie­nia z opo­wia­da­niem histo­rii, lub opo­wia­da­niem o histo­rii, w któ­rym sto­su­je Honet zasa­dę wiecz­ne­go powro­tu. Podob­nie dzie­je się w wier­szu cień w jezio­rze, gdzie pod­miot mówią­cy „zno­wu widzi to miej­sce, odwró­co­ny”:

taka histo­ria – kobie­ta mogła być
z drże­nia ryb i bły­ska­wic, o ile to bóg
tak wyko­ły­sał ją i wyba­to­żył
i śmierć – mogła być ciszą po chwi­li roz­sta­nia,
a była tak sąż­ni­sta, zako­rze­nio­na.
nic daw­niej­sze­go nie pamię­tam. boję się,
że tam cze­kasz – i pochy­lę się
i coś ze mnie wypad­nie mar­twe

(s.37)

Suge­ro­wa­nie poten­cjal­nych rze­czy­wi­sto­ści inwa­riant­nych może przy­bie­rać postać jaw­nej nego­cjo­wal­no­ści zna­cze­nia, jak sto­so­wa­nie spój­ni­ków „lub” i „albo” w tek­ście czło­wiek, któ­ry wędro­wał przez węża:

ta pora zmierz­chu, igła
lub wąż z roz­ża­rzo­ne­go meta­lu – i czło­wiek,
któ­ry wędro­wał przez węża, zło­żył w nim jajo

i wydo­by­wa to, co wyho­do­wał
albo poży­czył na sta­rość – ścier­wo
w trzę­są­cych się rękach i fałsz

(s.7)

W wier­szu życz­li­wi („przed­sta­wi­cie­le rzeź­ni / bez­a­wa­ryj­nych, emi­sa­riu­sze / pre­sti­żu i kor­po­ra­cji. / per­so­nel hyatt i hil­ton. / per­so­nel raven­brück. wier­ni zasa­dom, / życz­li­wi” – s. 31) zauwa­żyć moż­na rów­nież czyn­nik jaw­nie obec­ny w tej poezji, sca­la­ją­cy nie tyl­ko więk­sze kon­struk­cje, lecz tak­że mikro­struk­tu­ry związ­ków i zde­rzeń słow­nych — iro­nię, dzię­ki któ­rej migaw­ko­wy obraz rze­czy­wi­sto­ści, jaki two­rzy Honet, jest pełen wewnętrz­nych napięć, mie­sza­ją­cy wznio­słość, a nawet patos, z przy­ziem­no­ścią. Zauwa­ża to rów­nież Marian Sta­la, pisząc, że gra sko­ja­rzeń jest „połą­czo­na ze skłon­no­ścią do blas­fe­mii i trans­gre­sji”13. Pią­te kró­le­stwo obfi­tu­je wręcz w tako­we obra­zy przej­ścia. W wier­szu brud znaj­du­je­my dosad­ne stwier­dze­nie: „świat – sze­re­gi kibli w inter­ne­to­wych gaze­tach, / kaba­ła i trans­ak­cja – całun / izra­ela” (s. 40). W wier­szu kamie­niarz, w jed­nej stro­fie spo­ty­ka się lek­sy­ka uli­cy i litur­gii:

jak gdy­by lato nie mia­ło się skoń­czyć,
jak gdy­by cia­ło zawsze było płót­nem,
śnie­giem wstrzą­śnię­tym w sal­cie po rucha­niu. w radiu
trwa­ła audy­cja: ser­ce koł­łą­ta­ja,
pan­te­on – szep­ta­li – sia loda­to
gesù cri­sto!

(s. 9)

Sło­wa „obo­jęt­ne, chwa­ła, obo­jęt­ne” kon­se­kwent­nie, choć nie­co łagod­niej, zesta­wia­ją kon­tra­stu­ją­ce lek­se­my. Koń­co­wa stro­fa przy­no­si jesz­cze sub­tel­niej­sze, choć wciąż nie­po­ko­ją­ce — z powo­du cha­rak­te­ry­stycz­ne­go dla Hone­ta nagro­ma­dze­nia para­le­li­zmów — obra­zy (noc­nej?) podró­ży:

i dwie kobie­ty krwi ziem­skiej
i mecha­nicz­nej prze­wo­zi­ły mnie
w tak­sów­ce chłod­nią przez nie moją noc,
i blask, i kwa­dra­to­we pro­mie­nie –

W swo­ich dogłęb­nych i traf­nych ana­li­zach poezji Hone­ta, Jakub Winiar­ski pod­kre­śla skłon­ność poety do „brnię­cia w ciem­ność lirycz­ne­go wyra­zu”14, do zde­rza­nia porząd­ków, do kre­owa­nia świa­ta kon­tra­stów; pisze też kry­tyk o języ­ku „w któ­rym moż­li­we sta­je się opo­wie­dze­nie meta­mor­foz świa­ta ludzi, przed­mio­tów i uczuć, uka­za­nie jego życia, co i rusz chwy­ta­ne­go na prze­cho­dze­niu od wznio­sło­ści do absur­du”. Dla Winiar­skie­go, poezja Hone­ta jest poezją „bez­u­stan­nej trans­for­ma­cji, pomię­dzy było i będzie – na grun­cie sza­leń­stwa i jasno­wi­dze­nia. Rzecz jasna nie cho­dzi tu o kli­nicz­ną postać sza­leń­stwa, lecz o przy­wo­ła­nie go w cha­rak­te­rze figu­ry reto­rycz­nej, pozwa­la­ją­cej odna­leźć źró­dło tego czy­ste­go w swo­ich naj­głęb­szych pokła­dach języ­ka, jakim posłu­gu­je się w swo­ich wier­szach Honet […]. Poeta ten — bar­dziej sza­man niż retor — odda­je się przy­jem­no­ści mie­sza­nia obra­zów naj­od­le­glej­szych, byle tyl­ko osią­gnąć olśnie­wa­ją­cy efekt napię­cia mię­dzy dźwię­kiem a wizją”.

Tam gdzie kry­tyk widzi figu­rę reto­rycz­ną sza­leń­stwa i nie­ja­ko sza­mań­skie zaba­wy obra­zem, dostrze­gam raczej mani­fe­sta­cję trick­ste­ra15 i objaw este­ty­ki trick­ste­ro­wej. Skła­nia mnie ku temu sze­reg cha­rak­te­ry­stycz­nych cech poety­ki imma­nent­nej Hone­ta, o któ­rych pisa­łam — i oto trick­ster mani­fe­stu­je się jako struk­tu­ra wier­sza (może­my mówić tu o trick­ste­rze-rela­cji, trick­ste­rze-cza­so­prze­strze­ni), lub jako nie­ustan­ny ruch, pro­ces, by nie powie­dzieć pro­ce­su­al­ność (mani­fe­stu­ją­ca się na wza­jem­nie warun­ku­ją­cych się pozio­mach: obra­zo­wa­nia i nar­ra­cji). Owe pla­ny aktu­ali­za­cji trick­ste­ra wza­jem­nie się warun­ku­ją, two­rząc „este­ty­kę trick­ste­ro­wą”, czy „trick­ste­ro­wy dys­kurs” (ter­min Geral­da Vize­no­ra), któ­re­go widocz­ny­mi obja­wa­mi są: prze­ni­ka­nie się świa­tów fabu­lar­nych, eks­plo­ro­wa­nie ich gra­nic, prze­sko­ki, zakłó­ce­nia, wielogłosowość/dialogiczność, wie­lo­per­spek­ty­wicz­ność, inter­tek­stu­al­ność, intra­tek­stu­al­ność, płyn­ność zna­czeń, niedokończone/niedookreślone wąt­ki, orga­ni­za­cja tek­stu opar­ta na myśle­niu aso­cja­cyj­nym.

W opi­nii Wid­ge­ta, pozy­cja trick­ste­ra, jako tego, któ­ry dzia­ła na obrze­żach kul­tu­ry, nie­skrę­po­wa­ny spo­łecz­ny­mi ogra­ni­cze­nia­mi, wol­ny w roz­ta­pia­niu gra­nic i łama­niu spo­łecz­ne­go tabu, jest z natu­ry rze­czy rewo­lu­cyj­na. Jako „oży­wio­na zasa­da zakłó­ce­nia (disrup­tion)”, trick­ster pod­da­je w wąt­pli­wość sztyw­ne defi­ni­cje i ogra­ni­cze­nia, i kwe­stio­nu­je sta­bil­ne zało­że­nia kul­tu­ro­we16. W The Trick­ster of Liber­ty Vize­nor pisze, że trick­ster to natu­ra gry języ­ko­wej, a nie oso­ba czy byt w sen­sie onto­lo­gicz­nym17. Jako że trick­ster Vize­no­ra kon­sty­tu­owa­ny jest języ­ko­wo, trick­ste­ro­wy dys­kurs jest pro­ce­sem, w któ­rym język prze­zwy­cię­ża gra­ni­ce zna­czeń, dekon­stru­ując usta­lo­ne, auto­ry­ta­tyw­ne wie­rze­nia i defi­ni­cje, któ­re Vize­nor nazy­wa osta­tecz­ny­mi dok­try­na­mi („ter­mi­nal cre­eds”)18.

I wła­śnie owa sub­wer­syj­na skłon­ność Hone­ta do prze­zwy­cię­ża­nia gra­nic zna­czeń, eks­plo­ro­wa­nia wszel­kiej limi­nal­no­ści wska­zu­je na iście trick­ste­ro­we widze­nie rze­czy­wi­sto­ści. Przy­wo­łaj­my jesz­cze frag­ment wier­sza wyznaw­cy:

niech już mnie
nie trzy­ma: ten gniew
wez­bra­ny w opusz­cze­niu rąk na ter­mi­na­le, obręcz
argo­no­we­go bla­sku nad gło­wa­mi tłu­mu – anioł
krze­wie­nia wia­ry i pede­ra­stii, islam boże­go naro­dze­nia,
islam – bestia z gór

(s. 16),

w któ­rym uży­te przez poetę para­le­li­zmy, nie­spój­no­ści i wie­lo­znacz­no­ści są środ­ka­mi na roz­sz­cze­pie­nie prze­strze­ni per­cep­cyj­nej i jej rekon­fi­gu­ra­cję zgod­ną z doświad­cze­niem wewnętrz­nym. Moż­na też wspo­mnieć tu o tek­ście gołę­bi­ce (s. 27), zawie­ra­ją­cym porów­na­nie posta­ci „kurew śpie­wa­ją­cych gorz­kie żale” do „gołę­bic w śnie­gu nad klasz­to­rem;” świa­do­me przy­wo­ła­nie emble­ma­tycz­nej bie­li śnie­gu, a przede wszyst­kim reli­gij­nie nace­cho­wa­ne­go lek­se­mu „gołę­bi­ce”, w zesta­wie­niu z pro­sty­tut­ka­mi, będą­cy­mi posta­cia­mi trick­ster­ski­mi, wyklu­czo­ny­mi, wska­zu­je na wręcz zdwo­jo­ną siłę łama­nia kul­tu­ro­we­go tabu. Wiersz wdo­wiec i zło­ty mróz przy­no­si kolej­ne przy­kła­dy roz­ta­pia­nia gra­nic mię­dzy sacrum a pro­fa­num, a tak­że wspo­mi­na­nej już tech­ni­ki opo­wia­da­nia-kłą­cza:

nocą nad mia­stem prze­wa­la się ryba
z cmen­tar­nym pale­ni­skiem w pysku

bóg rodzi się
w czyn­szo­wej kamie­ni­cy – wsu­wa­ją
mu na czo­ło latar­kę gór­ni­czą,
wrę­cza­ją kij i gra­bie

psy wyją
na zaśnie­żo­nych hał­dach elek­trow­ni,
stróż pod­no­si gazrur­kę, leżą­cą w krze­wach
jak igła w oszro­nio­nej ope­rze – ta fan­fa­ra

dla nocy i zło­te­go mro­zu
lub pieśń o wdow­cu
i butach w domu pogrze­bo­wym – kupił je wczo­raj

spodo­ba­ły się:
poże­gna­ła go uśmiech­nię­ta

(s.29)

Honet za pomo­cą syn­chro­ni­za­cji oraz zamie­rzo­nej asyn­chro­ni­za­cji wzor­ców per­cep­cyj­nych, aksjo­lo­gicz­nych i etycz­nych two­rzy skom­pli­ko­wa­ną, poka­wał­ko­wa­ną, syn­chro­nicz­ną cza­so­prze­strzeń (kul­tu­ro­wą), któ­rą moż­na inter­pre­to­wać jako objaw trick­ste­ro­wej este­ty­ki. Czy­tel­nik szu­ka­ją­cy tu odręb­nych rze­czy­wi­sto­ści, pla­nów, wymia­rów cza­su, musi w efek­cie dać za wygra­ną, jako że tekst (podob­nie jak inne wier­sze Hone­ta) sam w sobie nie pozwa­la na doko­na­nie ana­li­zy opar­tej na binar­nych opo­zy­cjach. Inna rzecz, że zdol­ność trick­ste­ra do dekon­stru­owa­nia porząd­ku wska­zu­je na śliskość/niestałość języ­ka, na jego ambi­wa­lent­ność i nie­jed­no­znacz­ność, otwie­ra­nie poten­cja­łu języ­ka bez potrze­by suge­ro­wa­nia czy usta­na­wia­nia jakie­go­kol­wiek zna­cze­nia nad­rzęd­ne­go, co zresz­tą pod­kre­śla Honet w każ­dym wywia­dzie.

Trick­ster uosa­bia sza­cu­nek wobec dzi­kiej, nie­okieł­zna­nej wol­no­ści. Nie­wąt­pli­wie trud­no jest się usta­no­wić wobec takie­go żywio­łu bytu. Podob­nie jest z poezją Hone­ta, w któ­rej sygna­tu­ry trick­ste­ra two­rzą fascy­nu­ją­co nie­po­ko­ją­cy dys­kurs „nar­ra­cyj­ne­go przy­pad­ku”, a któ­rej nie­spo­ty­ka­ne i upo­rczy­wie mrocz­ne obra­zo­wa­nie pozo­sta­wia trwa­łe śla­dy w pamię­ci.


Arty­kuł uka­zał się w kwar­tal­ni­ku „Fra­za” 2/2011. Dzię­ku­je­my Autor­ce za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.


[1] K. Mali­szew­ski, Nowa poezja pol­ska 1989–1999, Wro­cław 2005, s. 125.
[2] A. Świe­ściak, Nad­miar kon­tra asce­za, „Opcje” 2006, nr 4, s. 52.
[3] Zob. P. Marec­ki, I. Stok­fi­szew­ski, M. Wit­kow­ski, Tek­sty­lia. O „rocz­ni­kach sie­dem­dzie­sią­tych”, Kra­ków 2002, s. 513.
[4] M. Sta­la, Noc­na alche­mia, „Tygo­dnik Powszech­ny” 2008, nr 36, s. 36–37.
[5] K. Mali­szew­ski, dz. cyt., s. 125.
[6] Czy coś się zaczy­na? Z Maria­nem Sta­lą o zja­wi­sku naj­młod­szej poezji roz­ma­wia Piotr Marec­ki. Cyt. za: P. Marec­ki, I. Stok­fi­szew­ski, M. Wit­kow­ski, dz. cyt., s. 513.
[7] A. Fra­na­szek, Podróż pośmiert­na, „Gaze­ta Wybor­cza” 2008, nr 193, s. 11.
[8] Por. spo­strze­że­nia Mali­szew­skie­go doty­czą­ce poezji powsta­łej po rezy­gna­cji z praw­dy sta­re­go typu i ze zna­czeń real­nych, z real­no­ści wyni­ka­ją­cych w: K. Mali­szew­ski, Nowa poezja pol­ska…, s. 117.
[9] R. Honet, pią­te kró­le­stwo, Biu­ro Lite­rac­kie, Wro­cław 2011, s. 41. Przy dal­szych cyta­tach z wier­szy tomu poda­ję w nawia­sie numer stro­ny.
[10]Magdalena Rabi­zo-Birek zauwa­ża, że posłu­gu­jąc się porów­na­niem two­rzy Honet „wiersz na podo­bień­stwo labi­ryn­tu — tyle że pozba­wio­ne­go cen­trum, bez bestii, co naj­wy­żej z pustym poko­jem, wyobra­ża­ją­cym wedle Frie­dri­cha: »pustą trans­cen­den­cję«, »nicość« lub cha­os, zaś zda­niem współ­cze­snych mistrzów podej­rze­nia – pro­duk­tyw­ny brak, nie­po­ko­ją­cą świa­do­mość czło­wie­ka nie­obec­ność, któ­ra pobu­dza do dyse­mi­na­cji i ple­nie­nia sensów”.Tekst wygło­szo­ny na kon­fe­ren­cji nauko­wej „Dwa­dzie­ścia lat lite­ra­tu­ry pol­skiej 1989–2009. cz. III Este­ty­ka i aksjo­lo­gia”, któ­ra odby­ła się w dniach 18–20.05.2009 na Uni­wer­sy­te­cie Ada­ma Mic­kie­wi­cza w Pozna­niu, zło­żo­ny do dru­ku.
[11] Uży­wam ter­mi­nu Jana Józe­fa Lip­skie­go (Zob. J. J. Lip­ski, Aso­cja­cje i sens, [w:] „Twór­czość” 1967, nr 6), Jakub Winiar­ski nato­miast pisze o tech­ni­ce mon­ta­żu poetyc­kie­go, któ­rą nazy­wa „spo­za kadru”. Zob. http://www.poewiki.org/index.php?title=strona_osobista:Jakub_Winarski/Recenzje/Roman_Honet%2c%alicja%22
[12] M. Sznaj­der­man, Bła­zen. Maski i meta­fo­ry, Gdańsk 1998, s. 24.
[13] Zob. Czy coś się zaczy­na? Z Maria­nem Sta­lą o zja­wi­sku naj­młod­szej poezji roz­ma­wia Piotr Marec­ki, s. 513.
[14] http://www.poewiki.org/index.php?title=strona_osobista:Jakub_Winarski/Recenzje/Roman_Honet%2c%alicja%22
[15] Jak pod­kre­śla Jean Rosier Smith, trick­ster uosa­bia eks­pan­syw­ną, dyna­micz­ną toż­sa­mość kul­tu­ro­wą. Wil­liam Hynes pro­po­nu­je zespół sze­ściu cech cha­rak­te­ry­zu­ją­cych więk­szość trick­ste­rów. Naj­waż­niej­sza według auto­ra jest fun­da­men­tal­nie nie­jed­no­znacz­na i ano­mal­na oso­bo­wość trick­ste­ra, z któ­rej wypły­wa­ją takie cechy/role jak: a) oszust/figlarz; b) sha­pe-shi­fter (ten, któ­ry zmie­nia swo­ją for­mę lub stan i wpły­wa na zmia­nę for­my lub sta­nu osób lub przed­mio­tów); c) wynalazca/inicjator; d) posłan­nik bogów/imitator bogów; e) święty/lubieżny bri­co­leur. Zob. W. Hynes, Map­ping the Cha­rac­te­ri­stics of Mythic Trick­sters: a Heu­ri­stic guide, [w:] W. Doty, and W. Hynes, Mythi­cal Trick­ster Figu­res, Uni­ver­si­ty of Ala­ba­ma Press, Tusca­lo­osa 1997, s. 34.
[16] A. Wid­get, Nati­ve Ame­ri­can Lite­ra­tu­re, Tway­ne, Boston 1985, s. 86.
[17] G. Vize­nor, The Trick­ster of Liber­ty, U of Min­ne­apo­lis P, Min­ne­apo­lis 1988, s. x.
[18] G. Vize­nor, Bear­he­art: The Heir­ship Chro­nic­les, U of Min­ne­so­ta P, Min­ne­apo­lis 1990, s. xiv.

O autorze

Monika Kocot

Urodzona w 1979 roku. Literaturoznawca, teoretyk literatury, tłumaczka, krytyk literacki. Prowadzi zajęcia z kultury brytyjskiej i przekładu literackiego w Instytucie Anglistyki UŁ. Jest Przewodniczącą Stowarzyszenia Literackiego im. K.K. Baczyńskiego. Mieszka w Łodzi.

Powiązania

Genetycznie sensualna fantazja Honeta

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go z książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta, któ­ra uka­za­ła się na por­ta­lu wywrota.pl.

Więcej

Ręce i psy. O przywracaniu ciała w poezji Romana Honeta

recenzje / ESEJE Jacek Mączka

Recen­zja Jac­ka Mącz­ki z książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta, któ­ra uka­za­ła się w 2011 roku w kwar­tal­ni­ku „Fra­za”.

Więcej

Można znaleźć siebie

recenzje / ESEJE Magdalena Bartnik

Recen­zja Mag­da­le­ny Bart­nik z pią­te­go kró­le­stwa Roma­na Hone­ta.

Więcej

piąte królestwo – pięć uwag

recenzje / NOTKI I OPINIE Piotr Śliwiński

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Śli­wiń­skie­go do książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 20 stycz­nia 2011 roku.

Więcej

„dla mgły, dla pustyni”

recenzje / KOMENTARZE Roman Honet

Autor­ski komen­tarz Roma­na Hone­ta do wier­sza „dla mgły, dla pusty­ni” z książ­ki pia­te kró­le­stwo, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 27 stycz­nia 2013 roku.

Więcej

„ptak już nigdy”

recenzje / KOMENTARZE Roman Honet

Autor­ski komen­tarz Roma­na Hone­ta do wier­sza „ptak już nigdy” z książ­ki pią­te kró­le­stwo.

Więcej

Dlaczego potrzebny jest nam Honet?

recenzje / ESEJE Michał Larek

Recen­zja Micha­ła Lar­ka z książ­ki pią­te kró­le­stwo Roma­na Hone­ta.

Więcej

To ja posadziłem palmy i wybrałem małpy

wywiady / o książce Roman Honet

Z Roma­nem Hone­tem o książ­ce pią­te kró­le­stwo roz­ma­wia Kon­rad Woj­ty­ła.

Więcej