„Z samym sobą nie mam nic wspólnego” oraz „Aby istnieć, człowiek musi się buntować” – to dwa cytaty, które ustawiają horyzont powieści Jakuba Wiśniewskiego. A raczej on sam tak go ustawia, eksponując akurat te nawiązania. Kafka i Camus. Obcość i bunt. I pleniące się, żyjące własnym życiem, kopulujące przedmioty, rozbuchana materia, czyli Schulz.
Myja to powieść nieoczywista, mocno intertekstualna, przynosząca czytelnikowi wiele zaskoczeń. Akcja powieści dzieje się w niedookreślonym miejscu i czasie, dostrzegalne są jednak współczesne realia, zarówno w języku, jak i krajobrazie otaczającym bohaterów. Źródłem fabuły jest jednak opowieść biblijna. Samotny Noe po śmierci żony słyszy „głos Pana”, który nakazuje mu przygotować się do ucieczki przed nadchodzącą katastrofą. Jednak wykorzystujący lemowskie konotacje Wiśniewski każe Noemu budować statek kosmiczny, w którym nie ma miejsca dla nikogo poza nim, nawet dla Jafeta, Sema i Chama – jego synów i kolejnych bohaterów powieści.
Narratorem większej części książki jest właśnie Jafet – ten najmłodszy i najbardziej zagubiony brat, który zrobił doktorat, stracił zespół muzyczny i składa się z samych pytań, podczas gdy jego bracia znają wyłącznie odpowiedzi, każdy z nich przekonany, że te jedynie słuszne. Jafet nosi w sobie wstyd, samotność i wielość. Krąży ulicami niekończącego się miasta, z jednej strony industrialnego i nowoczesnego niczym wizja przyszłości, z drugiej zaniedbanego – porośniętego dziką roślinnością i pełnego niekontrolowanego rozrostu śmieci. Jafet jest bezradny – przytłoczony przez tłum, miasto, materię, swoją rodzinę i własną głowę, szuka wyjścia z labiryntu, puka do różnych drzwi i odchodzi z pustymi rękami.
Gdy główny głos przejmuje jego ojciec Noe, okazuje się zresztą, że mają wiele wspólnego. Przede wszystkim oboje podejmują dylemat wyboru pomiędzy twórczym pisaniem a pracą zarobkową, nazywaną w powieści Kieratem. To wybór tragiczny między wolnością a przetrwaniem, łatwo tutaj zdradzić samego siebie, łatwo się pomylić (czyż nie każdy w głębi serca wierzy, że jest wyjątkowy i ma do powiedzenia coś niepowtarzalnego?), łatwo zatracić się w wycieńczającej pracy. „Kierat” to przecież słowo nieprzypadkowe, mocne w swojej symbolice – oznacza maszynę bezwzględnie wykorzystującą siłę fizyczną zwierząt. Nie ma tu mowy o pracy rozumianej jako realizacja pasji czy ambicji – to wyniszczające zajęcie, na które człowiek decyduje się, by zapewnić sobie i swoim bliskim przetrwanie.
Bohater Wiśniewskiego jest wobec świata zagubiony i bezbronny, otaczają go obce i niezrozumiałe siły miasta, które jest zbyt wielkie, by ogarnąć je myślą, i zbyt potężne, aby próbować z nim walczyć. Mierzy się z brzemieniem wstydu i wszechogarniającej niemocy. Jakby się składał ze słabości bohaterów znanych nam z dzieł wielkich modernistów, jakby przejął ich ciężar i dźwigał go dalej w nowoczesność, uginając się jeszcze niżej pod narastającym ciężarem.
Po raz kolejny moje myśli wracają też do Schulza, bo przywołuje go sposób istnienia przedmiotów w tej prozie – osobny kosmos, w którym plastik snuje swoje ciemne historie pod osłoną nocy. Materia jest osobnym, pełnoprawnym bohaterem, którego nie sposób przeoczyć i nie oddać mu należnego znaczenia.
Z kolei Samotność to idealne imię dla starego, schorowanego psa – wiernej suki trwającej przy życiu wbrew logice. Jej towarzyszenie Noemu i Jafetowi jest symboliczne – niemożność porozumienia czy okazania sobie nawzajem pomocy tkwi między nimi jak duży, stary i chory pies, którego trudno przekroczyć, gdy położy się na progu domu.
Tymczasem nadchodzi wojna, nadchodzi kolejny z końców. Ta pewność zbliżającego się zagrożenia promieniuje ponad fabułę, przenika język, kwitnie ponuro w każdym zdaniu. A język ma w tej prozie moc przerastającą siłę opowieści, stwarza i niszczy, zaraża i porzuca, nic nie jest dla niego niemożliwe.
Jafet nazywa siebie „myją” – my-ją, wielością. Samoświadomość nie pozwala mu postrzegać siebie jako jednej spójnej osobowości. Zbyt dobrze wie, że wobec każdego człowieka jesteśmy zawsze choć trochę inni, nawet wobec psa możemy jawić się kimś znów trochę innym. Ta wspólnota może jednak okazać się nie pytaniem, a odpowiedzią. Zakończenie zostawia nam Wiśniewski otwarte. Jafet rozpala wielkie ognisko pełne śmieci i spotyka się przy nim ze swoją wielością. Pali ogień z własną myją, a ona pomoże mu się zmierzyć z tajemniczą, pozostawioną mu przez matkę paczką, kiedy w końcu ją otworzy. Jest to w tym labiryncie pewna wskazówka.