recenzje / ESEJE

Pal ogień całą swoją myją

Aleksandra Byrska

Recenzja Aleksandry Byrskiej towarzysząca premierze książki Myja Jakuba Wiśniewskiego, wydanej w Biurze Literackim 24 stycznia 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Z samym sobą nie mam nic wspól­ne­go” oraz „Aby ist­nieć, czło­wiek musi się bun­to­wać” – to dwa cyta­ty, któ­re usta­wia­ją hory­zont powie­ści Jaku­ba Wiśniew­skie­go. A raczej on sam tak go usta­wia, eks­po­nu­jąc aku­rat te nawią­za­nia. Kaf­ka i Camus. Obcość i bunt. I ple­nią­ce się, żyją­ce wła­snym życiem, kopu­lu­ją­ce przed­mio­ty, roz­bu­cha­na mate­ria, czy­li Schulz.

Myja to powieść nie­oczy­wi­sta, moc­no inter­tek­stu­al­na, przy­no­szą­ca czy­tel­ni­ko­wi wie­le zasko­czeń. Akcja powie­ści dzie­je się w nie­do­okre­ślo­nym miej­scu i cza­sie, dostrze­gal­ne są jed­nak współ­cze­sne realia, zarów­no w języ­ku, jak i kra­jo­bra­zie ota­cza­ją­cym boha­te­rów. Źró­dłem fabu­ły jest jed­nak opo­wieść biblij­na. Samot­ny Noe po śmier­ci żony sły­szy „głos Pana”, któ­ry naka­zu­je mu przy­go­to­wać się do uciecz­ki przed nad­cho­dzą­cą kata­stro­fą. Jed­nak wyko­rzy­stu­ją­cy lemow­skie kono­ta­cje Wiśniew­ski każe Noemu budo­wać sta­tek kosmicz­ny, w któ­rym nie ma miej­sca dla niko­go poza nim, nawet dla Jafe­ta, Sema i Cha­ma – jego synów i kolej­nych boha­te­rów powie­ści.

Nar­ra­to­rem więk­szej czę­ści książ­ki jest wła­śnie Jafet – ten naj­młod­szy i naj­bar­dziej zagu­bio­ny brat, któ­ry zro­bił dok­to­rat, stra­cił zespół muzycz­ny i skła­da się z samych pytań, pod­czas gdy jego bra­cia zna­ją wyłącz­nie odpo­wie­dzi, każ­dy z nich prze­ko­na­ny, że te jedy­nie słusz­ne. Jafet nosi w sobie wstyd, samot­ność i wie­lość. Krą­ży uli­ca­mi nie­koń­czą­ce­go się mia­sta, z jed­nej stro­ny indu­strial­ne­go i nowo­cze­sne­go niczym wizja przy­szło­ści, z dru­giej zanie­dba­ne­go – poro­śnię­te­go dzi­ką roślin­no­ścią i peł­ne­go nie­kon­tro­lo­wa­ne­go roz­ro­stu śmie­ci. Jafet jest bez­rad­ny – przy­tło­czo­ny przez tłum, mia­sto, mate­rię, swo­ją rodzi­nę i wła­sną gło­wę, szu­ka wyj­ścia z labi­ryn­tu, puka do róż­nych drzwi i odcho­dzi z pusty­mi ręka­mi.

Gdy głów­ny głos przej­mu­je jego ojciec Noe, oka­zu­je się zresz­tą, że mają wie­le wspól­ne­go. Przede wszyst­kim obo­je podej­mu­ją dyle­mat wybo­ru pomię­dzy twór­czym pisa­niem a pra­cą zarob­ko­wą, nazy­wa­ną w powie­ści Kie­ra­tem. To wybór tra­gicz­ny mię­dzy wol­no­ścią a prze­trwa­niem, łatwo tutaj zdra­dzić same­go sie­bie, łatwo się pomy­lić (czyż nie każ­dy w głę­bi ser­ca wie­rzy, że jest wyjąt­ko­wy i ma do powie­dze­nia coś nie­po­wta­rzal­ne­go?), łatwo zatra­cić się w wycień­cza­ją­cej pra­cy. „Kie­rat” to prze­cież sło­wo nie­przy­pad­ko­we, moc­ne w swo­jej sym­bo­li­ce – ozna­cza maszy­nę bez­względ­nie wyko­rzy­stu­ją­cą siłę fizycz­ną zwie­rząt. Nie ma tu mowy o pra­cy rozu­mia­nej jako reali­za­cja pasji czy ambi­cji – to wynisz­cza­ją­ce zaję­cie, na któ­re czło­wiek decy­du­je się, by zapew­nić sobie i swo­im bli­skim prze­trwa­nie.

Boha­ter Wiśniew­skie­go jest wobec świa­ta zagu­bio­ny i bez­bron­ny, ota­cza­ją go obce i nie­zro­zu­mia­łe siły mia­sta, któ­re jest zbyt wiel­kie, by ogar­nąć je myślą, i zbyt potęż­ne, aby pró­bo­wać z nim wal­czyć. Mie­rzy się z brze­mie­niem wsty­du i wszech­ogar­nia­ją­cej nie­mo­cy. Jak­by się skła­dał ze sła­bo­ści boha­te­rów zna­nych nam z dzieł wiel­kich moder­ni­stów, jak­by prze­jął ich cię­żar i dźwi­gał go dalej w nowo­cze­sność, ugi­na­jąc się jesz­cze niżej pod nara­sta­ją­cym cię­ża­rem.

Po raz kolej­ny moje myśli wra­ca­ją też do Schul­za, bo przy­wo­łu­je go spo­sób ist­nie­nia przed­mio­tów w tej pro­zie – osob­ny kosmos, w któ­rym pla­stik snu­je swo­je ciem­ne histo­rie pod osło­ną nocy. Mate­ria jest osob­nym, peł­no­praw­nym boha­te­rem, któ­re­go nie spo­sób prze­oczyć i nie oddać mu należ­ne­go zna­cze­nia.

Z kolei Samot­ność to ide­al­ne imię dla sta­re­go, scho­ro­wa­ne­go psa – wier­nej suki trwa­ją­cej przy życiu wbrew logi­ce. Jej towa­rzy­sze­nie Noemu i Jafe­to­wi jest sym­bo­licz­ne – nie­moż­ność poro­zu­mie­nia czy oka­za­nia sobie nawza­jem pomo­cy tkwi mię­dzy nimi jak duży, sta­ry i cho­ry pies, któ­re­go trud­no prze­kro­czyć, gdy poło­ży się na pro­gu domu.

Tym­cza­sem nad­cho­dzi woj­na, nad­cho­dzi kolej­ny z koń­ców. Ta pew­ność zbli­ża­ją­ce­go się zagro­że­nia pro­mie­niu­je ponad fabu­łę, prze­ni­ka język, kwit­nie ponu­ro w każ­dym zda­niu. A język ma w tej pro­zie moc prze­ra­sta­ją­cą siłę opo­wie­ści, stwa­rza i nisz­czy, zara­ża i porzu­ca, nic nie jest dla nie­go nie­moż­li­we.

Jafet nazy­wa sie­bie „myją” – my-ją, wie­lo­ścią. Samo­świa­do­mość nie pozwa­la mu postrze­gać sie­bie jako jed­nej spój­nej oso­bo­wo­ści. Zbyt dobrze wie, że wobec każ­de­go czło­wie­ka jeste­śmy zawsze choć tro­chę inni, nawet wobec psa może­my jawić się kimś znów tro­chę innym. Ta wspól­no­ta może jed­nak oka­zać się nie pyta­niem, a odpo­wie­dzią. Zakoń­cze­nie zosta­wia nam Wiśniew­ski otwar­te. Jafet roz­pa­la wiel­kie ogni­sko peł­ne śmie­ci i spo­ty­ka się przy nim ze swo­ją wie­lo­ścią. Pali ogień z wła­sną myją, a ona pomo­że mu się zmie­rzyć z tajem­ni­czą, pozo­sta­wio­ną mu przez mat­kę pacz­ką, kie­dy w koń­cu ją otwo­rzy. Jest to w tym labi­ryn­cie pew­na wska­zów­ka.

O autorze

Aleksandra Byrska

Urodzona w 1990 roku w Krakowie. Absolwentka filologii polskiej i krytyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz logopedii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Krytyczka, bibliotekarka, poetka. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat intymności i skandalu w prozie polskiej po 2010 roku. Wiersze publikowała w „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Salt Hill Journal” i „La Piccioletta Barca”. Mieszka w Myślenicach.

Powiązania