recenzje / ESEJE

Pamięć jako żywioł

Cezary Rosiński

Recenzja Cezarego Rosińkiego z książki ta chwila Andrzeja Falkiewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Cze­mu może
być poświę­co­na książ­ka
napi­sa­na przez czło­wie­ka,
któ­ry wyli­czył za pomo­cą
krzy­wej Gaus­sa – uży­wa­nej
w przed­się­bior­stwach
ubez­pie­cze­nio­wych
dla okre­śle­nia naj­bar­dziej
praw­do­po­dob­ne­go
cza­su zgo­nu – że umrze
za trzy lata?

To fizjo­lo­gicz­ne gadul­stwo, choć nie­ko­niecz­nie nud­ne. Nie­ustan­na papla­ni­na; bar­dziej niż o czym­kol­wiek, mowa jest tutaj o „tym­kol­wiek”. Ta chwi­la Andrze­ja Fal­kie­wi­cza sta­no­wi bar­dzo szcze­gól­ny rodzaj zaga­da­nia. Nie­zwy­kle kon­kret­ny, autor usi­łu­je bowiem łowić dla sie­bie zapo­mnia­ne-zapa­mię­ta­ne, znaj­dy­wa­ne-gubio­ne „aro­ma­ty” życia. A co zosta­je dla czy­tel­ni­ka? Zosta­je resz­ta.

Wyda­na pośmiert­nie książ­ka Fal­kie­wi­cza zawie­ra w sobie zaczyn fer­men­ta­cji, któ­ry powi­nien dopro­wa­dzić do wypro­du­ko­wa­nia osza­ła­mia­ją­cej czy­tel­ni­czo używ­ki, jako że oddzia­ły­wa­nie jest tu chy­ba naj­waż­niej­sze – poprzez zalą­żek myśli, głos i wła­sną wypo­wiedź na inte­re­su­ją­ce tema­ty, któ­re nie są pozo­sta­wio­ne same sobie, ale wędru­ją dalej. Rzecz nie pole­ga więc na zamknię­ciu wszyst­kie­go, co zosta­ło otwar­te w życiu auto­ra, choć momen­ta­mi odno­si­my takie wła­śnie wra­że­nie, na przy­kład gdy Fal­kie­wicz imien­nie prze­pra­sza tych, któ­rym jego zda­niem prze­pro­si­ny się nale­żą – nie jest on zwo­len­ni­kiem koń­cze­nia cze­goś za wszel­ką cenę, nawet gdy­by cho­dzi­ło o dzie­ło wła­sne­go życia.

Żywio­łem książ­ki jest przede wszyst­kim pamięć i spo­so­by jej dzia­ła­nia, a ma ona w przy­pad­ku Fal­kie­wi­cza cha­rak­ter moc­no rze­czow­ni­ko­wy – zna­czy to, że autor zapa­mię­tu­je przede wszyst­kim ludzi i przed­mio­ty, two­rząc nie­zwy­kłe kolek­cje. Aby oddać atmos­fe­rę Tej chwi­li, przy­wo­łaj­my zale­d­wie kil­ka tema­tów z tego sze­ro­kie­go wachla­rza: aneg­do­ty, auta, eks­pe­ry­men­ty myślo­we, filo­zo­fo­wie, listy, pisa­rze, pocz­tów­ki, prze­pi­sy kuli­nar­ne, przod­ko­wie, wina, wspo­mnie­nia, zdję­cia. Róż­no­rod­ność jest śla­dem sygna­li­zo­wa­ne­go odej­ścia od wyspe­cja­li­zo­wa­nia, wyj­ścia z zawo­do­we­go get­ta do ludzi.

Mimo wspo­mnia­ne­go otwar­cia żaden z wąt­ków nie może umknąć, a jeśli już się tak dzie­je, autor wra­ca do porzu­co­ne­go, ale prze­cież jesz­cze nie­kom­plet­ne­go, tema­tu. Każ­da następ­na opo­wieść może zostać zawie­szo­na tyl­ko po to, by coś dopo­wie­dzieć, jak wte­dy gdy „koniecz­ne uzu­peł­nie­nie” o Berg­ma­nie prze­ry­wa wspo­mnie­nia z lat woj­ny. Nie ma zatem hie­rar­chii wspo­mnień, liczy się jedy­nie ich skoń­czo­ność, wyłu­ska­nie peł­ni z mate­rii pamię­ci – ta jed­nak jest żywio­łem nie­spo­dzie­wa­nym, prze­ra­ża­ją­cym, a zara­zem nie­zwy­kle skru­pu­lat­nym, przy­no­sząc bar­dzo wyra­zi­ste migaw­ki, zoba­czo­ne jasno w za-widze­niu o bar­dzo oso­bli­wej tre­ści. Przy­kła­dem niech będą wykro­je paznok­ci mat­ki poety, nie­po­wta­rzal­na fizjo­no­mia każ­de­go pal­ca z osob­na.

Dzię­ki takim zabie­gom tekst i czyn­ność pisa­nia sta­ją się auto­te­ma­tycz­ne, obok nar­ra­cji pro­wa­dzo­na jest rów­nież cią­gła reflek­sja o lite­ra­tu­rze, Ta chwi­la sta­je się prze­wod­ni­kiem po samej sobie. Oso­bi­ste bazgro­ły, autor­skie nie­do­rzecz­no­ści nie są w sta­nie przejść z eta­pu two­rze­nia do wytwa­rza­nia, zbio­rem rzą­dzą więc wiecz­ne stro­fo­wa­nie sie­bie, nie­speł­nio­na kon­cep­tu­al­ność i per­ma­nent­ne kształ­to­wa­nie tek­stu, odsła­nia­ją­ce nie­li­ne­ar­ność i aso­cja­cyj­ność pro­ce­su lite­rac­kie­go. Wzmian­ko­wa­ne już powra­ca­nie z upo­rem mania­ka do roz­po­czę­tych tema­tów sygna­li­zu­je strach przed nico­ścią, prze­świad­cze­nie, że liczy się tyl­ko to, co zosta­je. Zapo­mnia­ne jest nie­by­tem, a tego, jak prze­ko­nu­je autor, nie moż­na sobie nawet wyobra­zić. Prze­trwa­nie i obec­ność – idée fixe Fal­kie­wi­cza – przy­bie­ra­ją kształt odwiecz­ne­go pra­gnie­nia lite­ra­tu­ry: by sło­wo sta­ło się cia­łem.

Ze swo­jej stro­ny autor zapew­nia szkie­let myślo­wy czy­tel­ni­ko­wi, prze­my­śli­wu­jąc swo­je dzie­ło i dopra­co­wu­jąc nawet takie szcze­gó­ły jak wymia­ry ilu­stra­cji zdo­bią­cych książ­kę. Przy­wo­ły­wa­ny kil­ka razy motyw zapi­sa­ne­go pli­ku zawie­ra­ją­ce­go frag­men­ty Tej chwi­li i poda­wa­nie licz­by zna­ków w tym doku­men­cie po raz kolej­ny odsła­nia dzia­nie się zbio­ru, pro­ce­su­al­ność i nie­skoń­czo­ność. Dru­gie odczy­ta­nie odwo­łu­je się do tego, co Fal­kie­wicz nazy­wa kom­pu­te­ro­wym kosz­ma­rem – znie­czu­le­niem tech­no­lo­gicz­nym, któ­re redu­ku­je bogac­two ludz­kie­go życia do licz­by zna­ków, obo­jęt­ne­go zbio­ru cyfr.

Oka­le­cze­nie może jed­nak przy­brać w Tej chwi­li róż­ną postać i naj­czę­ściej wią­że się z tema­ty­ką cia­ła i sta­ro­ści. Ese­ista wra­ca kil­ka razy do histo­rii fabry­kant­ki Ani, efek­tyw­nej pra­cow­ni­cy i jej ampu­to­wa­ne­go pal­ca, oraz do bez­i­mien­nej dziew­czy­ny z wyłu­pio­nym okiem. Oba te przy­pad­ki cha­rak­te­ry­zu­je widocz­ność i widzial­ność, kalec­two nale­ży bowiem do żywio­łu życia i zosta­je prze­ciw­sta­wio­ne nico­ści i nie­by­to­wi, naświe­tla tak­że ludz­ką dwo­istość – to osob­ny temat reflek­sji – suge­ru­jąc pro­jekt czło­wie­ka jako bytu róż­no­rod­ne­go, ale spój­ne­go, Fal­kie­wicz pry­wat­nie doświad­cza bole­ści życia, wspo­mi­na prze­cież o trud­no­ściach z wła­snym cia­łem, star­czą fizjo­lo­gią, star­czy­mi sna­mi, rów­nież o tym, co „przed­ustaw­ne”, a więc przed- i poza­słow­ne, nie­wy­po­wia­dal­ne.

Owa kate­go­ria, nie­wy­po­wia­dal­ność, jest boga­to repre­zen­to­wa­na w zbio­rze. Ta chwi­la to nie tyl­ko tekst, to rów­nież zdję­cia, ilu­stra­cje i – co naj­bar­dziej inte­re­su­ją­ce – sze­re­gi zna­ków pozba­wio­ne swo­jej pry­mar­nej funk­cji: zna­cze­nia. Zupeł­nie tak, jak­by autor chciał o czymś powie­dzieć, ale nie wie, jak to zro­bić, dla­te­go stać go jedy­nie na gra­ficz­ne zasy­gna­li­zo­wa­nie, że pod tym nie­ja­snym przed­sta­wie­niem znaj­du­je się myśl waż­na i wykra­cza­ją­ca w swo­jej isto­cie poza przy­ję­te i ukształ­to­wa­ne spo­so­by komu­ni­ka­cji mię­dzy­ludz­kiej. Kod zosta­wio­ny w nadziei, że czy­tel­nik zła­mie go i pozna treść.

A wszyst­ko powyż­sze zanu­rzo­ne w chwi­li. Jako głów­ny boha­ter książ­ki przy­bie­ra ona róż­ne zna­cze­nia, sta­jąc się po pro­stu krót­kim zapi­sem, wygod­nym dla czy­tel­ni­ka spo­so­bem per­cep­cji tre­ści – rzu­ciw­szy zale­d­wie okiem, może zde­cy­do­wać, czy dany frag­ment chce prze­czy­tać – albo proś­bą o uwa­gę, jed­no­cze­sną nie­moż­no­ścią osią­gnię­cia cało­ści i zesta­wie­niem frag­men­tów po to, by stwo­rzyć auto­ra z mate­rii tek­stu takim, jakim uda nam się go wyczy­tać w każ­dej kolej­nej chwi­li.

Chwi­lo­wość Tej chwi­li sta­je się zale­ce­niem czy­tel­ni­czym, spo­so­bem obcho­dze­nia się z lite­ra­tu­rą, odbie­ra jej bowiem spój­ność i cało­ścio­wość. To książ­ka wła­śnie na chwi­lę – do prze­czy­ta­nia, odło­że­nia, prze­my­śle­nia i do powro­tu, przede wszyst­kim. Już okład­ka sta­wia pod zna­kiem zapy­ta­nia line­ar­ną lek­tu­rę: cytat zapi­sa­ny na zewnątrz zaczy­na się na ostat­niej stro­nie i koń­czy na pierw­szej, i odwrot­nie, koń­cząc książ­kę, zno­wu znaj­du­je­my się na jej począt­ku. Cią­głość nie zawie­ra się tutaj w chro­no­lo­gii, dla­te­go Ta chwi­la prze­peł­nio­na jest odsy­ła­cza­mi, a sieć przy­pi­sów zbu­do­wa­na zosta­ła z włó­kien, któ­re – zgod­nie z życze­niem auto­ra – wią­zać mają real­ne fak­ty, poron­ne conoc­ne led­wo-zwi­dy oraz doświad­cza­ne feno­me­ny psy­chicz­ne ze snów i zja­wy.

Cha­rak­ter Tej chwi­li, prze­peł­nio­nej nie­ja­sną dyk­cją cało­ści, nie­jaw­ną wymo­wą poszcze­gól­nych twier­dzeń, książ­ki po pro­stu nie­do-zakoń­czo­nej, jest jedy­ną moż­li­wą reali­za­cją postu­la­tu Fal­kie­wi­cza, opar­te­go na stra­chu przed nie­obec­no­ścią. Odda­jąc two­rze­nie sen­su nie tyl­ko książ­ki, ale i obra­zu auto­ra w ręce czy­tel­ni­ków, zapew­nia on sobie trwa­nie. Chwi­la jest wszak tym, co nama­cal­ne i doświad­czal­ne. Tym, co ist­nie­je na pew­no.


Recen­zja uka­za­ła się w „Nowych Książ­kach” nr 6/2014. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Cezary Rosiński

Urodzony w 1988 roku. Doktorant na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Do jego zainteresowań badawczych należy najnowsza proza polska, zagadnienie starości i przestrzeni w literaturze. Jako krytyk literacki współpracuje z „Nowymi Książkami”, „Odrą” i „artPapierem”. Prowadzi blog z recenzjami www.ztekstu.blogspot.com.

Powiązania

Literatura w teatrze: ta chwila Andrzeja Falkiewicza

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki ta chwi­la Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej

Andrzej Falkiewicz – wybitny odludek literatury

recenzje / ESEJE Aleksandra ostrzewa

Recen­zja Alek­san­dry Kostrze­wy z książ­ki ta chwi­la Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej

Andrzej Falkiewicz o książce ta chwila

recenzje / KOMENTARZE Andrzej Falkiewicz Joanna Mueller

Wybór Joan­ny Muel­ler auto­ko­men­ta­rzy Andrze­ja Fal­kie­wi­cza z książ­ki ta chwi­la, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go w serii Pro­za 19 grud­nia 2013 roku.

Więcej

Mój Falkiewicz

recenzje / IMPRESJE Karol Maliszewski

Esej Karo­la Mali­szew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki ta chwi­la Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej

Pisać by zrozumieć

recenzje / ESEJE Paweł Kaczmarski

Szkic Paw­ła Kacz­mar­skie­go o książ­kach Ta chwi­la i takim ście­giem Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej