recenzje / KOMENTARZE

Ph. Glass: Glassworks – 5. Façades

Jacek Dehnel

Autorski komentarz Jacka Dehnela do wiersza Ph. Glass: Glassworks - 5. Façades, towarzyszący premierze książki Ekran kontrolny, wydanej w Biurze Literackim 19 września 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Ph. Glass: Glassworks – 5. Façades

Macie­jo­wi Woź­nia­ko­wi

Była siód­ma trzy­dzie­ści i słoń­ce, odbi­te
od fasa­dy Mar­riot­ta, odla­nej ze świa­tła,
two­rzy­ło we mgle wid­mo: pozło­co­ną płyt­kę.

Jecha­li­śmy do Płoc­ka; trze­ba było świ­tem,
bo ska­so­wa­li kur­sy (bran­ża nie­co sia­dła),
więc o siód­mej trzy­dzie­ści, ze słoń­ca odbi­ciem

jecha­li­śmy na dwo­rzec. Dwie fasa­dy, wid­ne,
praw­dzi­wa z nie­praw­dzi­wą; gdy­by mgła opa­dła
wcze­śniej, dia­bli by wzię­li pozło­co­ną płyt­kę,

lecz sta­ły obie. Kiteź – myśla­łem – tak, Kiteź,
mia­sto pod taflą lodu, któ­rą wzno­si ta mgła,
mgła i siód­ma trzy­dzie­ści, i słoń­ce odbi­te;

Jeru­za­lem Nie­bie­skie, Atlan­ty­da, Cit­tá
del Sole – dureń. Zwy­kłe zała­ma­nie świa­tła,
stwo­rzo­ne we mgle wid­mo: pozło­co­na płyt­ka.

Ale co jest praw­dziw­sze: czy to, co prze­ży­te,
czy to, co prze­czy­ta­ne? Spra­wa nie jest łatwa.
Na wokan­dzie o siód­mej trzy­dzie­ści: odbi­te
słoń­ce prze­ciw ulot­nej, pozło­co­nej płyt­ce.

War­sza­wa, 13 IX 2008


Trud­no mi napi­sać o jed­nym wier­szu, wyję­tym z Ekra­nu kon­tro­l­ne­go, bowiem nie­mal wszyst­kie, a może w ogó­le wszyst­kie tek­sty tego tomu powią­za­ne są z pozo­sta­ły­mi; nie spo­sób mówić o Bażan­cie nie mówiąc o Wizje­rze, bo oba tek­sty doty­ka­ją tego co to zna­czy nale­żeć do gatun­ku i jakie są impli­ka­cje tego, że czło­wiek jest i zara­zem nie jest zwie­rzę­ciem; oczy­wi­ście, od razu przy­cho­dzą w sukurs dwa dość bła­he wier­szy­ki Począ­tek maja i KFC oraz poło­żo­ne głę­biej w tomie zwie­rząt­ko czło­wiek z tek­stu zaczy­na­ją­ce­go się od „Goła kiść dło­ni…”. Ale, rów­no­cze­śnie, Bażant jest bar­dzo bli­sko Inskryp­cji, a zwie­rząt­ko czło­wiekSta­re­go czło­wie­ka w oknie pała­cu. I moż­na to tak cią­gnąć we wszyst­kie stro­ny. Taki w ogó­le, jak się zda­je, jest sens skła­da­nia wier­szy w tomi­ki – czę­sto bowiem jakiś pro­blem czy dyle­mat roz­kła­da się w roz­ma­ite sce­ny, wią­że się z kolej­ny­mi obra­za­mi i zda­rze­nia­mi, i szer­szy sens wyni­ka dopie­ro z oglą­da­nia wszyst­kich faset.

Ekran kon­tro­l­ny, podob­nie jak wcze­śniej­sze tomy – choć w naj­więk­szym chy­ba stop­niu – jest książ­ką z prze­pla­ta­ją­cy­mi się (i łączą­cy­mi się w głów­ne węzły) kil­ko­ma wąt­ka­mi, doty­czą­cy­mi spraw naj­istot­niej­szych: dzie­ciń­stwa, doj­rze­wa­nia i sta­rze­nia się, aż po śmierć, sło­wem – bio­lo­gicz­nej egzy­sten­cji zwie­rząt­ka czło­wiek, któ­re od nie­pa­mięt­nych cza­sów w kolej­nych wcie­le­niach pró­bu­je apli­ko­wać sobie roz­ma­ite środ­ki znie­czu­la­ją­ce (miłość, sztu­kę, reli­gię, cere­mo­nie żałob­ne), z mier­nym na ogół skut­kiem. A boli, bo musi boleć.

W Ekra­nie kon­tro­l­nym spo­ro jest o pro­jek­cjach: o wyświe­tla­niu cier­pie­nia przez media mówi tytu­ło­wy poemat, w cyklu Noc w Eli­zej­skiej Pra­cow­ni Inter­ne­to­wej duchy obcu­ją z życiem za pośred­nic­twem cie­kło­kry­sta­licz­nych moni­to­rów, w pasti­szu Lar­ki­now­skie­go tek­stu Poste­ri­ty zamiast nie­sym­pa­tycz­ne­go bio­gra­fa poja­wia­ją się tuman­ko­wa­ci potom­ko­wie przed jakimś kom­pu­te­rem prze­szło­ści, wozy trans­mi­syj­ne posy­ła­ją z Waty­ka­nu w eter umie­ra­ją­ce­go Sta­re­go czło­wie­ka w oknie pała­cu, i tak dalej. Ale naj­peł­niej o ekra­no­wo­ści (czy­li zara­zem wyświe­tla­niu i zasła­nia­niu) mówi chy­ba tekst Ph. Glass: Glas­sworks – 5. Faça­des.

Kawa­łek życia jest tu praw­dzi­wy: napraw­dę jecha­li­śmy do Płoc­ka ran­nym auto­bu­sem do adre­sa­ta wier­sza i napraw­dę widzie­li­śmy przez okno tak­sów­ki jakąś sztucz­kę optycz­ną z mgły i świa­tła: podwo­jo­ną, roz­zło­co­ną poran­nym słoń­cem fasa­dę Mar­riot­ta: praw­dzi­wą i zwi­du­ją­cą się nie­co dalej, jak holo­gram, w mgli­stym powie­trzu. Ale oczy­wi­ście nie ma zna­cze­nia to, czy jest tu jakiś ele­ment tak zwa­ne­go „praw­dzi­we­go życia”, czy zmy­śle­nie; tekst mówi o odbi­ciu, uro­je­niu czy fata­mor­ga­nie jako o meta­fo­rze sztu­ki w ogó­le. Oto dostrze­żo­ny nagle, nie­ocze­ki­wa­ny ele­ment codzien­no­ści prze­glą­da się w tym, co mózg zapa­mię­tał o roz­ma­itych mia­stach uro­jo­nych, mia­stach-fata­mor­ga­nach. Ale Nie­bie­skie Jeru­za­lem, nie­wi­dzial­ny gród Kiteź czy uto­pia Cam­pa­nel­li to też sztucz­ne odbi­cia od jakiejś rze­czy­wi­sto­ści, od idei mia­sta, któ­rą auto­rzy zbu­do­wa­li w sobie obcu­jąc z ist­nie­ją­cy­mi mia­sta­mi. Spór o to, czy praw­dziw­sza jest sztu­ka, czy rze­czy­wi­stość, dwie zapład­nia­ją­ce się nawza­jem, prze­glą­da­ją­ce się w sobie siły, jest oczy­wi­ście pozor­ny, podob­nie jak o to, czy praw­dziw­sze jest świa­tło odbi­ja­ją­ce się od szyb fasa­dy, czy to nie­co dalej, zała­ma­ne się w kro­pel­kach mgły. Nie widzi­my bowiem ani mgły, ani budyn­ku, ani nicze­go inne­go, ale jedy­nie – świa­tło, wyłącz­nie świa­tło, któ­re ma natu­rę, chcia­ło­by się powie­dzieć (choć to brzyd­kie sło­wo, ale nie­za­stę­po­wal­ne tutaj), meta­fi­zycz­ną. Jak życie, obja­wia­ją­ce się nam tyleż w rze­czy­wi­sto­ści, co i w sztu­ce.

O autorze

Jacek Dehnel

Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.

Powiązania