recenzje / ESEJE

Piękne imię własne

Dominika Kijek

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Się­ga­jąc po Kochan­kę Nor­wi­da, tom wyda­ny ze zna­mien­ną datą 26.05, moż­na by się spo­dzie­wać, iż dzie­ło to będzie mia­ło na celu przede wszyst­kim zło­że­nie hoł­du mat­ce. Nie był­by jed­nak Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki Euge­niu­szem Tka­czy­szy­nem-Dyc­kim, gdy­by tak po pro­stu zajął się opo­wia­da­niem nam o kimś lub czymś innym ani­że­li toż­sa­mość kre­owa­ne­go prze­zeń pod­mio­tu poetyc­kie­go – wszak od debiu­tanc­kie­go tomu, nie­prze­rwa­nie, aż po Imię i zna­mię sku­piał się ów pod­miot na sobie samym. Wszyst­ko, co zaprzą­ta­ło jego myśli – mat­ka, ojciec, przod­ko­wie, kochan­ko­wie, cho­ro­ba, zna­ni mu lepiej bądź gorzej umar­li – było w jego poezji istot­ne o tyle, o ile mogło mu pomóc w two­rze­niu auto­de­fi­ni­cji. Ta twór­czość (wraz ze wszyst­ki­mi towa­rzy­szą­cy­mi jej powtó­rze­nia­mi tema­tów i fraz) była nie­usta­ją­cą pró­bą odpo­wie­dze­nia na – być może już nud­ne, lecz wciąż aktu­al­ne, bo pozo­sta­ją­ce bez odpo­wie­dzi – pyta­nie „kim jestem?”. Czy zatem w naj­now­szym tomie otrzy­mu­je­my wię­cej wska­zó­wek? Czy jeste­śmy nie­co bliż­si dookre­śle­nia, kim jest pod­miot tej poezji? Zda­je się, że tak. Ale – jak na Dyc­kie­go przy­sta­ło – wszyst­ko to opo­wie­dzia­ne jest w spo­sób dosyć pokręt­ny.

Czy­tam (po raz nie wiem już któ­ry) wiersz „XXXII.”:

w tym domu nigdy nie było
świa­tła (nawet w poko­ju
gór­nym i dol­nym) mat­ka bowiem
poru­sza­ła się w zupeł­nych

ciem­no­ściach do piw­ni­cy rów­nież
cho­dzi­ła bez kop­cił­ki
bo nie od razu mie­li­śmy elek­trycz­ność
w piw­ni­cy i na stry­chu

a kie­dy już zapa­no­wa­ła jasność
mat­ka i tak (niczym w dobrej
poezji) poru­sza­ła się w zupeł­nych
ciem­no­ściach chciał­bym podob­nie

i nie mogę oprzeć się wra­że­niu, że owo „poru­sza­nie się w ciem­no­ściach” wycho­dzi Dyc­kie­mu z tomu na tom coraz lepiej. Nie jest łatwo czy­tel­ni­ko­wi poru­szać się po tych nie­roz­świe­tlo­nych tere­nach poezji auto­ra Kochan­ki Nor­wi­da – nic nigdy nie jest tu pro­ste, nic nigdy nie jest tu takie, jakie by się na pierw­szy rzut oka mogło wyda­wać, cały czas gubi­my się sprzecz­no­ściach, roz­pro­sze­niach, nie­do­po­wie­dze­niach… Moim skrom­nym zda­niem głów­ną przy­czy­ną nie­ja­sno­ści tej poezji jest jej her­me­tyzm – mimo iż Dyc­ki nie­ustan­nie oscy­lu­je wokół tych samych tema­tów, nie otwie­ra tek­stu zanad­to na czy­tel­ni­ka, poezja ta wciąż pozo­sta­je bli­ska (jak dru­ga skó­ra) oso­bie, któ­ra się w niej wypo­wia­da. Jedy­ną moż­li­wo­ścią, żeby uczy­nić ją mniej her­me­tycz­ną, to nie sza­mo­tać się (jak suge­ro­wał autor już ponad dwa­dzie­ścia lat temu w Pere­gry­na­rzu), a pozwo­lić się przez wykre­owa­ną pió­rem Dyc­kie­go ciem­ność popro­wa­dzić. To, rzecz jasna, nie gwa­ran­tu­je nam popraw­no­ści widze­nia, ale może nam pomóc zna­leźć przy­naj­mniej część klu­czy do odpo­wie­dzi na naj­istot­niej­sze dla Dyc­kie­go pyta­nia – pyta­nia o toż­sa­mość.

Klucz pierw­szy umiesz­czo­ny jest już w wier­szu otwie­ra­ją­cym Kochan­kę Nor­wi­da, w któ­rym to boha­ter – zaraz po prze­bu­dze­niu, nagle, momen­tal­nie, epi­fa­nicz­nie, nim jesz­cze to, co pod­świa­do­me, zdą­ży­ło ustą­pić miej­sca świa­do­me­mu – ujrzał dwie praw­dy o sobie; mówi: „to nie są moje wier­sze” i „to nie jest moje miej­sce”. Stwier­dze­nia te brzmią może nie­na­dzwy­czaj­nie, ale stoi za nimi dra­mat jed­nost­ki, któ­ra abso­lut­nie nie może wier­szy i miejsc nie­swo­ich zamie­nić na cokol­wiek swo­je­go. I to z jed­ne­go tyl­ko powo­du – jego wier­szy i jego miejsc nie ma. Nie ist­nie­ją. Albo ina­czej – są, ale zawsze nie (do koń­ca) jego. Ma bowiem pod­miot-boha­ter tej twór­czo­ści świa­do­mość, że za sło­wa­mi, któ­re wypo­wia­da, zawsze sto­ją jacyś inni (jak na przy­kład wspo­mi­na­ni tu nie­jed­no­krot­nie Nor­wid, Har­twig czy Gin­czan­ka, któ­rzy „dali mu się prze­czy­tać” i w ten spo­sób zbu­do­wa­li jego świa­to­po­gląd); ma tak­że świa­do­mość, że język, któ­rym się posłu­gu­je, nie jest jego wła­snym języ­kiem, bowiem 1. nie jest jego pierw­szym języ­kiem (o tym pro­ble­mie czy­ta­li­śmy przede wszyst­kim w Imie­niu i zna­mie­niu), 2. nale­ży do ogó­łu, nigdy więc nie mógł­by być indy­wi­du­al­nym środ­kiem wyra­zu kogo­kol­wiek. Wszyst­ko to więc nale­ży i nie nale­ży do pod­mio­tu-boha­te­ra tej poezji. A sko­ro jego toż­sa­mość nie może być nigdzie zako­twi­czo­na (albo może być tyl­ko czę­ścio­wo) – nie ma pra­wa być sta­ła. W wie­lo­ści prze­miesz­czeń, wywich­nięć, sprzecz­no­ści i roz­pro­szeń może być za to (i, jak mnie­mam, jest) schi­zo­fre­nicz­na. Schi­zo­fre­nicz­na tak samo jak mat­ka.

Przed­sta­wio­na w naj­now­szym tomie Dyc­kie­go (nawet, zda­je się, chro­no­lo­gicz­nie) histo­ria mat­ki – choć sama w sobie dra­ma­tycz­na i poru­sza­ją­ca – funk­cjo­nu­je tu raczej jako wytłu­ma­cze­nie dla kon­dy­cji toż­sa­mo­ścio­wej pod­mio­tu-boha­te­ra. Na przy­kład depor­ta­cje mat­ki z Wól­ki Kro­wic­kiej na Ukra­inę, koń­czą­ce się zawsze uciecz­ka­mi, słu­żą tu jako ana­lo­gie do „Dyc­kie­go” spo­so­bu pisa­nia. Zacho­wy­wa­nie się mat­ki jest recep­tą na „zacho­wy­wa­nie się” wier­szy, poezja wszak – jak mówi pod­miot utwo­ru „II.” – „musi się wymy­kać / zro­zu­mie­niu i pochwy­ce­niu // niczym moja mat­ka”. Ale to jesz­cze nie wszyst­ko. Iście schi­zo­fre­nicz­na nie­przy­na­leż­ność mat­ki do poszcze­gól­nych miejsc prze­kła­da się na takąż samą nie­przy­na­leż­ność do owych miejsc boha­te­ra lirycz­ne­go. Począt­ko­wo niby jasne jest, po któ­rej stro­nie pol­sko-ukra­iń­skiej gra­ni­cy pod­miot się opo­wia­da, wszak naj­pierw stwier­dza (jak­że prze­ko­nu­ją­co) „moje miej­sce jest w Wól­ce Kro­wic­kiej / i w sąsied­niej Boro­wej Górze // skąd depor­to­wa­no mat­kę na sowiec­ką / Ukra­inę” („I. Pio­sen­ka o depor­ta­cjach”). Póź­niej jed­nak prze­kaz się zaciem­nia, sta­je się coraz bar­dziej schi­zo­fre­nicz­ny: „na opu­sto­sza­łej i zde­wa­sto­wa­nej / ojco­wiź­nie Hru­deńsz­czyź­nie wznie­sio­no po latach ślicz­ny kośció­łek (nigdy / w nim nie byłem) to nie jest moje miej­sce / moje miej­sce jest w pol­sz­czyź­nie” („III. Hru­deńsz­czy­zna”), „ślicz­ny ślicz­ny kośció­łek / w obrę­bie daw­ne­go unic­kie­go / domo­stwa lecz nigdy w nim / nie będę u sie­bie (choć­bym napi­sał / wie­le wier­szy) to nie jest moje miej­sce / moje miej­sce jest po stro­nie mat­ki” („IV.”), „moje miej­sce jest / w trans­por­cie czy­li po stro­nie / mat­ki w bydlę­cym wago­nie” („V.”), „moje miej­sce jest // albo w pol­sz­czyź­nie (niczym / w kościół­ku) albo w trans­por­cie / czy­li po stro­nie mat­ki / w bydlę­cym wago­nie” („VIII.”). Cał­ko­wi­cie zmik­so­wa­ne pol­sz­czy­zna i ukra­ińsz­czy­zna, ojco­wi­zna i mat­czy­zna (któ­ra – na dobrą spra­wę – znaj­du­je się nie wia­do­mo gdzie), pozo­sta­wia­ją nas w dez­orien­ta­cji – ten zabieg (jak i wie­le jemu podob­nych) dosko­na­le pozwa­la nam się wczuć w sytu­ację pod­mio­tu tej poezji, wraz z nim (nie) rozu­mieć, wraz z nim (nie) być.


Czy­taj dalej na stro­nie Art­Pa­pie­ru  »>
Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji z wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

Powiązania

Piękne imię własne

recenzje / ESEJE Dominika Kijek

Recen­zja Domi­ni­ki Kijek z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Piękne imię własne

recenzje / ESEJE Dominika Kijek

Recen­zja Domi­ni­ki Kijek z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pochwała poezji polskiej w warunkach zagrożenia

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Poeta współczesny, uwikłany

recenzje / ESEJE Arkadiusz Morawiec

Recen­zja Arka­diu­sza Moraw­ca z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Nowe imiona

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anna Kału­ży z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Myśli o powrocie do domu

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Eu(geniusz)

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Recen­zja Mai Staś­ko z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Wnuk rezuna, syn banderówki

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pokątny pastuszek

recenzje / ESEJE Justyna Sobolewska

Recen­zja Justy­ny Sobo­lew­skiej z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pies z poezją w pysku, czyli o wierszu XVI. z Imienia i znamienia Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

recenzje / IMPRESJE Marcin Jurzysta

Esej Mar­ci­na Jurzy­sty towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Eheu jak gwałtem obrotne obłoki!

recenzje / ESEJE Paweł Bernacki

Recen­zja Paw­ła Ber­nac­kie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Świat podminowany

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Idiom i tajemnica

wywiady / o książce Krzysztof Hoffmann Marcin Jurzysta

Roz­mo­wa Krzysz­to­fa Hof­f­ma­na z Mar­ci­nem Jurzy­stą o książ­ce Imię i zna­mię Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 29 wrze­śnia 2011 roku.

Więcej