Magnetyczna góra Réki Mán-Várhegyi, węgierskiej autorki opowiadań, książek dla dzieci i młodzieży, a także scenarzystki (między innymi pokazywanego również w Polsce filmu Pewnego dnia z 2018 r.), to wielowątkowa opowieść o przemianie. Choć być może należałoby już na wstępie zaznaczyć, że mowa jest w niej nie tyle o jakieś uniwersalnej przemianie, dotykającej wszystkich równie mocno i równie nieodwołalnie, a raczej o szeregu wielokierunkowych, niekiedy wzajemnie znoszących się przemian, które dokonują się jednocześnie na wielu poziomach: od transformacji ustrojowej, stanowiącej tło historyczne i rodzaj najbardziej ogólnej ramy dla biografii poszczególnych bohaterów oraz całego świata przedstawionego, po znacznie chyba ważniejsze, bo sięgające najgłębiej, przemiany społeczne i kulturowe, jakie ta pierwsza w pewnej tylko mierze wyzwoliła.
Wszystkie owe przemiany – w całym swym bogactwie i złożoności – stają się na przełomie tysiącleci udziałem dość specyficznej grupy postaci literackich: środowiska węgierskich socjologów, głównie średniego i młodego pokolenia, mieszkających – nie zawsze ku swojemu zadowoleniu – w niewielkim kraju położonym w sercu Europy; kraju o długiej i bogatej historii, który – jak cała Europa Środkowo-Wschodnia (i którą, w pewnym sensie, również uznać można za jedną z bohaterek powieści) – za sprawą uwarunkowań politycznych na dziesiątki lat stał się swego rodzaju zakładnikiem w ideologicznym starciu mocarstw. W dość obszernej powieści Mán-Várhegyi możemy przyjrzeć się kondycji społeczeństwa, które na długie lata częściowo utraciło tożsamość i stopniowo stara się ją odzyskać (a może dopiero na nowo zbudować?), także poprzez otwarcie się na to, co inne – co dopiero przychodzi z mitycznego Zachodu i każe na nowo zdefiniować się w świecie „późnej nowoczesności” w jej środkowo-wschodnioeuropejskim wydaniu.
Magnetyczna góra to, jeśli można tak powiedzieć, powieść „socjologiczna”. Nie tylko dlatego, że jej akcja rozgrywa się we wspomnianym już gronie – głównie budapeszteńskich – socjologów, prowadzących badania nad przemianami zachodzącymi w społeczeństwie węgierskim na przełomie wieków. Żywioł opisu socjologicznego jest w niej obecny także na poziomie konstrukcji świata przedstawionego, sposobu prowadzenia narracji i rozłożenia akcentów. Magnetyczna góra ma w sobie coś z próby diagnozy społecznej, ukazania pewnego punktu w historii przemian zbiorowej świadomości i wyobraźni. Jako taka może stanowić ciekawy przyczynek do rozmowy o kondycji także naszego świata. Z Węgrami łączy nas bowiem nie tylko podobne doświadczenie historyczne (także to najnowsze), ale również sposoby, w jakie próbujemy sobie radzić z brzemieniem komunizmu i wszelkimi pułapkami, jakie na mieszkańców naszej części Europy zastawiła geografia.
Jedną z osi świata przedstawionego Magnetycznej góry jest nieusuwalny – jak zdaje się myśleć wielu spośród bohaterów powieści – podział na peryferie i centrum, który dochodzi do głosu zarówno na poziomie globalnym, gdy Węgrom i Budapesztowi przeciwstawiane zostają światowe centra polityczne, gospodarcze i kulturowe (Nowy Jork, Wiedeń, Florencja), jak i lokalnym, gdy w zwierciadle stolicy przegląda się cała węgierska prowincja. Poczucie „prowincjonalności” własnego życia i doświadczenia, towarzyszące bohaterom prozy Mán-Várhegyi na każdym nieomal kroku, jest jednym z zasadniczych tematów, wokół których osnuta została fabuła książki. Wędrują oni po współczesnym świecie, nie mogąc się uwolnić od bagażu swojego pochodzenia, od powracającego raz za razem poczucia, że, owszem, mogą znowu zaliczyć się w poczet obywateli świata – ale wciąż jednak obywateli drugiej kategorii.
Co ciekawe, poczucie to nie opuszcza ich także w granicach samego Budapesztu. Gdy już uda im się przeniknąć do społecznej i intelektualnej elity, dają o sobie znać podziały klasowe, które w pewnej mierze podają w wątpliwość sensowność aspiracji, jakie pierwotnie stanowiły impuls do zainicjowania zmiany, skierowania własnej egzystencji na inne, bardziej obiecujące tory. Nawet ci spośród bohaterów, którzy odnieśli niewątpliwy sukces na wybranej przez siebie niwie (w tym przypadku niemal wyłącznie akademickiej), nie są w stanie do końca uwolnić się od pamięci o swoim pochodzeniu, o poczuciu niższości, a czasami wręcz wstydu, jakie nieodłącznie towarzyszy mieszkańcom wywodzącym się z mniejszych miast, takich jak Debreczyn czy Baja, a niekiedy po prostu z gorszych dzielnic Budapesztu. Rzeczywistość, w której tkwią ich korzenie, okazuje się rodzajem nieusuwalnego, „magnetycznego” piętna, z jakim każdy musi się uporać na własną rękę.
Réka Mán-Várhegyi w interesujący sposób podejmuje kwestię wpływu rozwarstwienia społecznego i podziałów klasowych na życie bohaterów reprezentujących wszystkie właściwie poziomy drabiny społecznej. Tytułowa „magnetyczna góra” to miejsce położone w owianej złą sławą budapeszteńskiej dzielnicy Békásmegyer, będącej synonimem ubóstwa, ale stanowiącej zarazem dla jednego z (nielicznych) męskich bohaterów, Tamása Bogdána, wymarzony wręcz przedmiot badań socjologicznych. Ale w powieści odnajdziemy także wyraziście zarysowany podział na „starą” inteligencję, która przetrwała okres komunistyczny bez większego szwanku, dysponującą większym, niejako odziedziczonym kapitałem społecznym i kulturowym, oraz pokolenie rodzących się dopiero elit, pozbawionych inteligenckich korzeni, które musi rywalizować na nie do końca równych zasadach o swoje miejsce w nowej rzeczywistości.
Diagnozom socjologicznym, stawianym ustami bohaterów prozy Mán-Várhegyi, patronują Zygmunt Bauman oraz Pierre Bourdieu, ze szczególnym naciskiem na zredagowaną przez tego drugiego Nędzę świata (z 1993 roku), która dla jednej z bohaterek staje się prawdziwym objawieniem – rodzajem wzorcowego wręcz opisu dzisiejszego świata, którego metodę postanawia ona zaprząc do stworzenia socjologicznego studium współczesnych Węgier. Ten niejako „branżowy” wymiar narracji może czasami przysłaniać w Magnetycznej górze jej czysto literacki wymiar, nie pozostawiając czytelnikowi zbyt wiele miejsca dla innej niż dokonywanej z pozycji socjologicznych oceny świata nierówności i opresji, jakich doświadczają bohaterowie wywodzący się z poszczególnych środowisk i klas. Ale pomimo pewnej schematyczności tak w konstrukcji samych postaci, jak i w opisie zamieszkiwanej przez nie rzeczywistości, obraz społeczeństwa, jaki wyłania się z Magnetycznej góry – społeczeństwa, które na nowo próbuje się odnaleźć w zmieniającej się w zawrotnym tempie współczesności – nie może pozostawić obojętnym.
Magnetyczna góra w interesujący sposób podejmuje również wątki krytyki feministycznej i – podobnie jak ma to miejsce w przypadku diagnoz o charakterze socjologicznym – często robi to zupełnie wprost, wprowadzając na przykład motyw performansu feministycznego, przygotowanego przez zwolenniczki jednej z prelegentek biorących udział w konferencji naukowej. Od początku jasne jest, że to kobiety są głównymi bohaterkami tej prozy – kobiety młode i stare, wywodzące się z bardzo różnych środowisk, o bardzo zróżnicowanym poziomie samoświadomości. Świat, w którym funkcjonują, to wciąż świat mężczyzn i to z nimi – wedle narzuconych przez nich reguł – muszą się na każdym kroku mierzyć. Dużym atutem Magnetycznej góry jest ukazanie odmiennych postaw, jakie poszczególne bohaterki przyjmują wobec opresyjnej, niekiedy wręcz otwarcie wrogiej rzeczywistości, by na różnych poziomach zamanifestować swoją podmiotowość. W Magnetycznej górze, prawie bez wyjątku, to kobiety okazują się tymi, które zdolne są przetrzymać najcięższe nawet razy wymierzane przez rzeczywistość i ostatecznie odnieść jakąś formę zwycięstwa, choćby nawet było ono połowiczne albo okupione gorzką świadomością. Wydaje się też, że to kobiece bohaterki dysponują większą życiową mądrością, która pozwala im skutecznie walczyć nie tylko z uroszczeniami patriarchatu, ale i wyzwaniami, jakie niesie niepewna, zmieniająca się rzeczywistość czasu przełomu.
Warto także podkreślić, że książkę – nieprzypadkowo – otwiera motto zaczerpnięte z Własnego pokoju Virginii Woolf, tekstu założycielskiego dla pisarstwa feministycznego, który zwiastuje wątek autotematyczny w Magnetycznej górze, jeden z najciekawszych w całej powieści. Pisaniem – lub myśleniem o pisaniu – zajmują się w niej zarówno kobiety dopiero wchodzące w dorosłe życie, jak i kobiety dojrzałe. Jedna z bohaterek musi czekać na swój literacki debiut ponad pięćdziesiąt lat, inna, wraz z rozpoczęciem studiów (studiuje, rzecz jasna, socjologię), dopiero zaczyna odczuwać pierwsze niejasne impulsy, które kierują jej myśli ku pisaniu. Co jednak ważne, dla wszystkich tych kobiet sam akt pisania – choćby był to „tylko” opis socjologiczny, jak w przypadku Enikő Börönd, owej miłośniczki Baumana i Bourdieu, najbardziej chyba ze wszystkich bohaterek świadomej swej kobiecej siły – staje się najpełniejszą formą doświadczania świata, szukania języka dla wyrażenia całej jego złożoności – świata, dodajmy, który domaga się jak najszybszej zmiany. Niemal wszystkie bohaterki Magnetycznej góry wciąż głęboko wierzą w wyzwalającą moc opisu – tak jakby to sama rzeczywistość upominała się o należyte jej opisanie; jakby to język właśnie był w stanie najlepiej udźwignąć ciężar przemian, które dają o sobie znać na wszystkich poziomach życia.
Proza węgierska cieszy się u nas niesłabnącą popularnością. To oczywiście zasługa znakomitych pisarzy (jak Esterházy, Krasznahorkai, Márai, by wymienić tylko kilka najciekawszych nazwisk ostatnich kilkudziesięciu lat), ale i tłumaczy (a właściwie tłumaczek), którzy z oddaniem przybliżają nam tę zaskakująco bogatą tradycję literacką. Magnetyczna góra, przełożona na język polski przez Elżbietę Sobolewską, w ciekawy sposób podejmuje wątki, które czytelnikom prozy węgierskiej znane są dobrze z innych, często klasycznych już dziś tytułów, i robi to w sposób świeży, pozwalający ujrzeć wiele kwestii (jak chociażby odwieczny podział Budapesztu na elitarną Budę i egalitarny Peszt czy opozycję Budapeszt – węgierska prowincja) w innym, choć często też – przyznajmy – bardzo pragmatycznie dobranym świetle. Ale niekoniecznie musi to stanowić zarzut. Od pierwszych akapitów powieści powinno być dla nas jasne, że mamy do czynienia z prozą społecznie zaangażowaną, a ta rządzi się swoimi prawami – nieprzypadkowo Magnetyczna góra otrzymała Europejską Nagrodę Literacką za rok 2019, przyznawaną przez Parlament Europejski.
Tytuł powieści, rzecz jasna, przywodzi na myśl Czarodziejską górę Thomasa Manna. Hans Castorp, jak pamiętamy, na siedem lat utknął w miejscu, w którym planował zatrzymać się na trzy tygodnie. Podobnie jest z mieszkańcami Békásmegyer, owej posępnej dzielnicy Budapesztu – z pewną zasadniczą jednak różnicą: w ich przypadku możemy mówić o towarzyszącym im przez całe życie, przechodzącym z pokolenia na pokolenie, poczuciu uwięzienia w przestrzeni, która nieodwracalnie i destrukcyjnie wpływa na losy zamieszkujących ją ludzi. Pod tym względem Magnetyczna góra wydaje się dość gorzko ukazywać mocno deterministyczny charakter właściwie każdej przestrzeni, w jakiej przychodzi nam żyć.
Tytułowe „magnetyczne góry” z łatwością dostrzeżemy wszędzie tam, gdzie ludzie żyją w poczuciu, że to rzeczywistość niejako przejęła kontrolę nad ich życiem. Mieszkańcom Europy Środkowo-Wschodniej poczucie to wciąż, jak się wydaje, towarzyszy trochę częściej niż mieszkańcom (tak upragnionego przez tych pierwszych) Zachodu. Ostatecznie jednak wydźwięk powieści Réki Mán-Várhegyi wydaje się umiarkowanie (racjonalnie) optymistyczny – nawet jeśli nie wszystkie zmiany dadzą się przeprowadzić już teraz, a to, skąd się wywodzimy, w największym stopniu zadecyduje o całym naszym życiu, pojedyncze zwycięstwa są jednak możliwe i walka o nie ma swój sens.