recenzje / ESEJE

Pochwała odrębności

Recenzja Łukasza Saturczaka z książki Myśli do słów Piotra Matywieckiego, która ukazała się w grudniu 2013 roku w miesięczniku „Lampa”.

Na okład­ce zbio­ru ese­jów Pio­tra Maty­wiec­kie­go pt. Myśli do słów znaj­du­je się frag­ment zdję­cia autor­stwa Richar­da Hart­ta. Foto­gra­fia przed­sta­wia śpią­ce­go skau­ta. Z tytu­łu wyni­ka, że har­cerz ów (zapew­ne nie­wie­le star­szy od poety: zdję­cie zro­bio­no w 1957) został uwię­zio­ny w górach. Jest zmę­czo­ny, być może nawet wykoń­czo­ny, ale czy nie takie są efek­ty ubocz­ne pasji, któ­rą nie każ­dy jest w sta­nie zro­zu­mieć?

1.

Pio­tra Maty­wiec­kie­go (ur. 1943) naj­wy­raź­niej nie obcho­dzi współ­cze­sność. Trud­no w jego ese­isty­ce, obej­mu­ją­cej w nowym zbio­rze czte­ry deka­dy, szu­kać wie­lu komen­ta­rzy do poezji auto­rów młod­szych od nie­go same­go. Sam zresz­tą w jed­nym z tek­stów zawar­tych w zbio­rze pisze: „Nie wiem, na ile jest usta­lo­na ten­den­cja, ale naj­now­sza pol­ska poezja w swo­im domi­nu­ją­cym nur­cie nie uprzy­tom­nia chwi­li (raczej ją roz­trza­sku­je na tysią­ce wra­że­nio­wych odłam­ków), a z dru­giej stro­ny nie chce zanu­rzać się w dłu­gim trwa­niu, w cza­sie histo­rycz­nym – zna jedy­nie szy­der­cze alu­zje do samej moż­li­wo­ści tego cza­su (…)”.
Naj­młod­szą poet­ką, któ­rej poświę­ca szkic, jest Kry­sty­na Dąbrow­ska (ur. 1979). Dosta­je­my jesz­cze krót­kie ese­je na temat twór­czo­ści Pio­tra Som­me­ra (ur. 1948), Marii Bigo­szew­skiej (ur. 1951) oraz Pio­tra Mit­zne­ra (ur. 1955), tyle. Bli­żej Maty­wiec­kie­mu do poezji Sło­wac­kie­go, Leśmia­na, Mię­dzy­rzec­kie­go czy Jastru­na. Cze­go u nich szu­ka? Mło­dzień­czych unie­sień i pró­by powro­tu do chwi­li, kie­dy poezja go zachwy­ca­ła? Przede wszyst­kim, choć nie moż­na wyklu­czyć pró­by skon­fron­to­wa­nia wła­snej twór­czo­ści z utwo­ra­mi tych, któ­rzy mie­li na nie­go naj­więk­szy wpływ. W koń­cu zaś two­rzy autor pry­wat­ny kanon poezji istot­nej. Nie jest to zestaw zaska­ku­ją­cy, raczej kon­ser­wa­tyw­ny (Miłosz, Róże­wicz, Har­twig, Szym­bor­ska), choć doda­je do listy auto­rów mało zna­nych, co sta­no­wi naj­cie­kaw­szy aspekt tej pozy­cji.

2.

Jaki sto­su­nek do współ­cze­sno­ści ma Maty­wiec­ki, wie­my. Swo­imi książ­ka­mi kon­se­kwent­nie zwra­ca się w stro­nę odle­głej prze­szło­ści. Wspo­mnieć wystar­czy cho­ciaż­by jego ostat­nie dzie­ła – bio­gra­ficz­no-ese­istycz­ną Twarz Tuwi­ma (2007), czy oso­bi­sty wybór wier­szy Marii Konop­nic­kiej Złot­nie­ją­cy świat (2010). Tak jest i tym razem. W tek­ście poświę­co­nym Mie­czy­sła­wo­wi Jastru­no­wi przy­ta­cza jego wiersz „Poezja i praw­da”:

Poezja, aby była sobą
Musi dia­log toczyć z praw­dą
A może jed­ną jest oso­bą
Pięk­ną i nie­co sta­ro­daw­ną.

I jest to cre­do Myśli do słów. Zresz­tą, Maty­wiec­ki co jakiś czas mówi o swo­im kon­ser­wa­ty­zmie i tym, że współ­cze­sność raczej go nie inte­re­su­je. Woli pro­wa­dzić dia­log z poeta­mi, któ­rzy bez­po­śred­nio czer­pią z dzieł naj­waż­niej­szych twór­ców XX wie­ku – Ril­ke­go i Apollinaire’a. O tek­stach Mie­czy­sła­wa Jastru­na, peł­nych według nie­go „szczę­ścia i tra­ge­dii”, czy­li two­rzą­cych ludz­ki kanon, pisze jak o wyjąt­ku „wśród tak powszech­ne­go dzi­siaj skła­da­nia ze słów kon­struk­cji pseu­do­oso­bo­wych, umiesz­cza­nych pośród oko­licz­no­ści i kon­wen­cji, zda­nych na kon­for­mizm albo stra­te­gię uni­ków”.
Pod­su­mo­wu­jąc szkic poświę­co­ny twór­czo­ści Kry­sty­ny Dąbrow­skiej, wyja­śnia nato­miast: „To są naj­prost­sze i naj­głęb­sze zale­ty praw­dzi­we­go pisar­stwa. Są naj­trud­niej­sze do osią­gnię­cia. Przy­wra­ca­ją wia­rę w lite­ra­tu­rę”. To chy­ba naj­bar­dziej zde­cy­do­wa­ne zda­nia na temat współ­cze­snej poezji, jakie w książ­ce pada­ją. Owszem, nie wyklu­cza autor Twa­rzy Tuwi­ma moż­li­wo­ści pochy­le­nia się nad tym, co two­rzą auto­rzy młod­si od nie­go o dwa poko­le­nia, ale musi to być „praw­dzi­we pisar­stwo”. Czym jest to praw­dzi­we pisar­stwo? Odpo­wiedź dosta­je­my, czy­ta­jąc kolej­ne tek­sty poświę­co­ne mistrzom Maty­wiec­kie­go.

3.

W wie­lu szki­cach prze­wa­ża ten sam sche­mat okre­śla­ją­cy ran­gę dane­go poety. Nie­trud­no więc zauwa­żyć, co według Maty­wiec­kie­go win­no wska­zy­wać pozy­cję kon­kret­ne­go twór­cy w poetyc­kim kano­nie XIX i XX wie­ku. Z jed­nej stro­ny jest to dosko­na­łe wyczu­cie ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści. O Leopol­dzie Staf­fie pisze: „Taka per­spek­ty­wa odbio­ru jak­by ska­zy­wa­ła poezję Staf­fa na koniecz­ność ujęć socjo­lo­gicz­nych, bio­rą­cych pod uwa­gę mecha­ni­zmy trwa­ło­ści i zmia­ny powszech­ne­go gustu”. Poezja Mie­czy­sła­wa Jastru­na jest oczy­wi­ście „prze­ro­śnię­ta epo­ką”, zaś Szym­bor­ska two­rzy „sytu­ację słów” prze­ży­wa­ną jak „sytu­ację czło­wie­ka w spo­łe­czeń­stwie”. Wyczu­ciu rze­czy­wi­sto­ści powin­no towa­rzy­szyć jed­no­cze­śnie zacho­wa­nie wła­snej odręb­no­ści, bo poeta nie może zbyt dobrze czuć się z wła­sną wyjąt­ko­wo­ścią.
„I gdzie­kol­wiek się zna­lazł i znaj­dzie, gdzie­kol­wiek odnaj­du­je się i zako­rze­nia ducho­wo – tam teraz czu­je się zagu­bio­ny” – to sło­wa Maty­wiec­kie­go o Juliu­szu Sło­wac­kim.
„Poeta jest star­cem w coraz młod­szej kul­tu­rze postę­pu, wyzu­to go z nowo­cze­sne­go czło­wie­czeń­stwa i wypę­dzo­no z mitu, ze świa­ta boskich inspi­ra­cji” – pisze o Marii Konop­nic­kiej.
„Był poetą ele­men­tar­ne­go czy­ste­go wzru­sze­nia, poetą doświad­cze­nia oso­bi­ste­go, wyzwa­la­ją­ce­go się z pozor­nych spo­łecz­nych norm” – tak cha­rak­te­ry­zu­je Leopol­da Staf­fa.
„Infan­ty­lizm poetyc­kiej gry pole­ga na tym, że ta dzie­cię­ca gra zamy­ka­jąc się na wszyst­ko dooko­ła w swo­istym samot­ni­czym, neu­ro­tycz­nym auty­zmie, zara­zem otwie­ra się na tajem­ni­ce wła­snej pry­wat­no­ści” – mówi u Julia­nie Tuwi­mie.
I tak dalej.
Praw­dzi­wy poeta powi­nien zacho­wać oczy­wi­ście skrom­ność, jak Maria Konop­nic­ka („Dostoj­ność zupeł­nej pro­sto­ty”) czy Leopold Staff („Skrom­ny w oce­nie wła­snych doko­nań”), ponie­waż poeta według Maty­wiec­kie­go ma speł­niać raczej rolę mni­cha niż try­bu­na. Stąd zapew­ne tak wie­le miej­sca poświę­cił autor poetom mało zna­nym, może nawet wyklu­czo­nym.

4.

Kim są owi wyklu­cze­ni, któ­rzy sta­no­wią w Myślach do słów cał­kiem nie­ma­łe gro­no? Dosta­je­my szki­ce o Janie Pocku (auto­rze poezji tzw. nur­tu chłop­skie­go), Annie Kamień­skiej (zna­nej dziś głów­nie jako przy­ja­ciół­ka ks. Jana Twar­dow­skie­go, nie zaś autor­ka kil­ku­dzie­się­ciu wła­snych tomów poetyc­kich), Janie Śpie­wa­ku (zna­nym jako mąż Anny Kamień­skiej, nie zaś autor jede­na­stu tomów poetyc­kich), Lud­mi­le Mar­jań­skiej (doce­nio­nej na chwi­lę przed śmier­cią), Janu­szu Pasier­bie (repre­zen­tan­cie poezji chrze­ści­jań­skiej) czy o „onie­śmie­lo­nej pro­sto­tą” poezji Andrze­ja Szmid­ta.
Co ich łączy? Umi­ło­wa­nie świa­ta i skrom­ność? Za mało. Raczej osob­ność, któ­rą two­rzy­li na prze­kór obo­wią­zu­ją­cym lite­rac­kim nor­mom, czy­li coś, co autor Myśli do słów ceni naj­bar­dziej. W tek­ście o Janie Pocku poja­wia się po raz kolej­ny zna­ny z książ­ki sche­mat. Otóż z jed­nej stro­ny jego poezja powsta­wa­ła, jak zazna­cza Maty­wiec­ki, w rze­czy­wi­stej sce­ne­rii wiej­skiej i nale­ży odczy­ty­wać ją w kon­tek­ście uni­wer­sal­nym, ale i tak naj­waż­niej­sza pozo­sta­je „myślo­wa wyobraź­nia” Pocka. Z inny­mi pisa­rza­mi jest podob­nie.
Opi­su­jąc poezję Anny Kamień­skiej, uży­wa zresz­tą poeta okre­śleń takich jak: „zwy­czaj­na, oso­bi­sta, bez­po­śred­nia”, stwier­dza­jąc, że nic jej lepiej nie okre­śli. Ale i tu, podob­nie jak w przy­pad­ku opi­sa­ne­go aka­pit wyżej poety, poja­wia się myśl, czy raczej mani­fe­sta­cja myśli­ciel­ska, któ­ra z cza­sem zastą­pi­ła nie­zno­śny we wcze­snych wier­szach autor­ki patos.
A Lud­mi­ła Mar­jań­ska?
Jeśli wspo­mnieć jej wie­lo­let­nią przy­jaźń z Kamień­ską, nie­trud­no zna­leźć podo­bień­stwa mię­dzy ich utwo­ra­mi. Listę takich przy­kła­dów zaczerp­nię­tych ze zbio­ru Maty­wiec­kie­go moż­na mno­żyć jesz­cze dłu­go.

***

Spra­wa jest jasna. Piotr Maty­wiec­ki pozo­sta­nie wier­ny swo­im poetom. Ocze­ki­wa­nie od nie­go, by pochy­lił się nad lite­ra­tu­rą współ­cze­sną, to poboż­ne życze­nie. W wywia­dzie dołą­czo­nym do tomu, wypo­wia­da­jąc się na temat pono­wo­cze­sno­ści stwier­dza, że nie uwa­ża tej kate­go­rii za absur­dal­ną. Uznał po pro­stu, że nie natra­fił na jej inter­pre­ta­cje, któ­re dały­by mu coś poznaw­czo istot­ne­go. Brzmi to nie­kon­se­kwent­nie w zde­rze­niu z wie­lo­ma tek­sta­mi Maty­wiec­kie­go, w któ­rych prze­wa­ża nie­rzad­ko nie­zno­śna eks­cy­ta­cja. Wysta­wia się w ten spo­sób poeta na atak młod­szych kole­gów, któ­rzy mogli­by mu zarzu­cić inter­pre­ta­cję, któ­ra nie dała im nic istot­ne­go.


Recen­zja uka­za­ła się w mie­sięcz­ni­ku „Lam­pa” nr 12/2013. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

Powiązania