recenzje / ESEJE

Podglądnięte, podejrzane

Marek Olszewski

Recenzja Marka Olszewskiego z książki O rzeczach i ludziach Dariusza Sośnickiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Uka­za­nie się zbio­ru wier­szy zebra­nych poety jest zwy­kle oka­zją do pod­su­mo­wań. Zachę­ca do pisa­nia prze­kro­jo­wych szki­ców, odczy­ty­wa­nia wier­szy w kon­tek­ście kon­kret­nych tra­dy­cji lite­rac­kich, jak i prze­wi­dy­wa­nia dal­szych dróg roz­wo­jo­wych (to ostat­nie oczy­wi­ście w przy­pad­ku auto­rów żyją­cych). Zbiór O rze­czach i ludziach, zbie­ra­ją­cy dotych­cza­so­wą twór­czość poetyc­ką Dariu­sza Sośnic­kie­go, sta­wia jed­nak kry­ty­ka przed dużym kło­po­tem…

Być może tym, co naj­bar­dziej intry­gu­je w twór­czo­ści auto­ra Syme­trii, jest jego nie­po­chwyt­ność, odpor­ność na pró­by kla­sy­fi­ka­cji i cią­głe wymy­ka­nie się spa­ja­ją­cym ramom nar­ra­cji kry­tycz­no­li­te­rac­kich. Sośnic­ki wiecz­nie mło­dy i pierw­szy – chcia­ło­by się powie­dzieć. Każ­de podej­ście i pró­ba opi­su „cało­ścio­we­go”, przy pod­ję­tej na grun­cie her­me­neu­ty­ki zgo­dzie uczest­nic­twa w pro­ce­sie komu­ni­ka­cyj­nym, jest jed­no­cze­snym odkry­wa­niem się komen­ta­to­ra i nakła­da­niem kolej­nych masek przez ukry­te­go w cie­niu poetę. Jacek Guto­row okre­ślił to kie­dyś mia­nem „gry w czy­tel­ni­ka, któ­ry dopi­su­je swo­je wła­sne sen­sy (sta­je się więc auto­rem) i auto­ra, któ­ry poszu­ku­je osta­tecz­nej inter­pre­ta­cji (jest więc czy­tel­ni­kiem)”. Crux inter­pre­tum. Cóż pozo­sta­je w tej sytu­acji? Bez­wstyd­ny eks­hi­bi­cjo­nizm, prze­moc rozu­mie­nia i pro­jek­to­wa­nie lek­tu­ry wła­snej; albo bru­tal­niej – jak nazy­wa to poeta w wier­szu Książ­ka – „ruty­na, brak wyobraź­ni, sno­bizm / i typo­wo męski kult wydaj­no­ści”.

Kim wła­ści­wie jest Sośnic­ki? „Poetą miej­sca” (jak skla­sy­fi­ko­wa­no go po debiu­tanc­kim Mar­le­wie), któ­ry prze­czy temu wize­run­ko­wi, przyj­mu­jąc coraz to inne punk­ty widze­nia, eks­plo­ru­jąc sfe­rę snów, ale też zmie­nia­jąc oto­cze­nie (wspo­mnieć choć­by Widze­nia na pre­rii Midwe­stu). „Poetą codzien­no­ści”, sta­le zain­te­re­so­wa­nym bli­żej nie­zde­fi­nio­wa­ną pod­szew­ką bytu, meta­fi­zycz­nym buzo­wa­niem pod powierzch­nią naj­bar­dziej banal­nych zja­wisk i czyn­no­ści. „Poetą mini­ma­li­zmu” głod­nym rze­czy­wi­sto­ści w jej peł­nym wymia­rze. „Poetą zanu­rzo­nym w krę­gu tra­dy­cji”, któ­re­mu nie­ob­ca jest kpi­na z naboż­nej czci odda­wa­nej wier­szom. Jaka­kol­wiek pró­ba jed­no­znacz­nej kla­sy­fi­ka­cji musi spo­tkać się zaraz z sze­re­giem obwa­ro­wań i zastrze­żeń. Głów­nie dla­te­go, że Sośnic­ki jest rów­nież poetą głę­bo­ko iro­nicz­nym, co bynaj­mniej nie jest wska­za­niem na cechę jego świa­to­po­glą­du poetyc­kie­go. Mam na myśli raczej odro­bie­nie lek­cji dekon­struk­cjo­ni­stów i wyni­ka­ją­cą z niej świa­do­mość, że iro­nia, o któ­rej mowa jest nie­od­łącz­ną kon­se­kwen­cją pra­cy w języ­ku („język przy­cho­dzi i odcho­dzi, / jak gdy­by za nic miał praw­dę, że oto żyje­my w cza­sach / trud­ne­go pro­fe­sjo­na­li­zmu i musi być sta­le pod ręką”). Dla­te­go sytu­ację egzy­sten­cjal­ną uka­za­ną w jego wier­szach moż­na pró­bo­wać zamknąć w for­mu­le: „ty, ja, kil­ka toreb, pokur­czo­na mowa”.

Tu doty­ka­my naj­istot­niej­sze­go, jak sądzę, pro­ble­mu, wobec któ­re­go poeta usta­wia swój głos. Cho­dzi o język-szy­bę, któ­ra syme­trycz­nie prze­dzie­la boha­te­ra i świat. Figu­rą tego sta­nu jest u Sośnic­kie­go obse­syj­nie przy­wo­ły­wa­na sce­na pod­glą­da­nia rze­czy­wi­sto­ści zza okna, z per­spek­ty­wy zamknię­cia. Już debiu­tanc­kie Mar­le­wo nazna­czo­ne było tą anty­no­mią. Z jed­nej stro­ny przy­no­si­ło roz­po­zna­nie (czy może lepiej powie­dzieć: prze­czu­cie) ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści w jej orga­nicz­nym, peł­nym wymia­rze, czy­li ze zwró­ce­niem uwa­gi na pro­ce­sy gni­cia, psu­cia się, ubyt­ku mate­rii. Z dru­giej zaś, obser­wa­cja pro­wa­dzo­na była „z wewnątrz”, to zna­czy z wnę­trza zago­spo­da­ro­wa­ne­go poko­ju, prze­strze­ni ści­śle pry­wat­nej. Moż­na na ten akt spo­glą­dać jak na meta­fo­rę widze­nia świa­ta przez pry­zmat języ­ka (jedy­ną dostęp­ną). Sośnic­ki sta­wia więc pyta­nia, czy wystar­czy w tej sytu­acji zachwyt nad ste­ryl­nym pięk­nem, bez­piecz­ny este­tyzm, któ­ry nie szu­kał­by szcze­lin ani pęk­nięć, pozwa­la­ją­cych na bez­po­śred­nią kon­fron­ta­cję z oto­cze­niem „cią­gle nagie­go” czło­wie­ka (jak gło­si tytuł jed­ne­go z wier­szy). Nie wystar­czy. Wiersz nie jest naj­lep­szym miej­scem dla kumu­la­cji pięk­na – nie moż­na go izo­lo­wać, nakry­wać klo­szem, ponie­waż ozna­cza­ło­by to rezy­gna­cję z rze­czy­wi­sto­ści.

Stąd ogrom­na aten­cja, któ­rą obda­rza poeta naj­zwy­czaj­niej­sze przed­mio­ty oraz oczy­wi­stą i mało lirycz­ną sfe­rę ludz­kie­go dzia­ła­nia. Czaj­nik, lodów­ka, ręcz­ni­ki zatrzy­mu­ją na sobie spoj­rze­nie, wyzna­cza­jąc obszar zado­mo­wie­nia. Nie­przy­pad­ko­wo Sośnic­ki czę­sto budu­je wypo­wiedź lirycz­ną w opar­ciu o porów­na­nie – śro­dek sty­li­stycz­ny, któ­ry oswa­ja obcą począt­ko­wo prze­strzeń, godzi ze sobą porzą­dek zewnętrz­ny ze zin­dy­wi­du­ali­zo­wa­nym kró­le­stwem wyobra­żeń. Wtła­cza­nie bana­łu w ramy wier­sza domyśl­nie nada­je pew­nym fak­tom donio­sło­ści, aury cere­mo­nii, anty­cy­pu­je nie­zwy­kłość, któ­ra… być może pozo­sta­je zale­d­wie życze­niem. Staw­ką w tej grze jest oczysz­cza­nie pola świa­do­mo­ści, rezy­gna­cja z pozy­ska­nych zna­czeń i nie­po­prze­sta­wa­nie na tym, co skon­wen­cjo­na­li­zo­wa­ne. Krót­ko mówiąc, cho­dzi o inny spo­sób patrze­nia („Powin­no się zamknąć oczy, któ­re prze­sta­ły widzieć, / i otwo­rzyć nowe”). Dla­te­go w świe­cie poety tak duża rola przy­pa­da dzie­ciom. W dwóch pierw­szych tomi­kach (Mar­le­woIka­rus) wła­sny, idio­ma­tycz­ny rodzaj „pod­glą­da­nia” szu­ka sobie miej­sca w świa­do­mo­ści neu­ro­tycz­ne­go, wsob­ne­go boha­te­ra. Sta­le pona­wia­ny jest przez nie­go gest zamknię­cia, odgro­dze­nia z zamia­rem wypra­co­wa­nia czy­sto­ści per­cep­cji. Gest, któ­ry musi ulec gwał­tow­nej dekon­spi­ra­cji. Boha­ter spo­ty­ka bowiem świat na każ­dym kro­ku – rze­czy­wi­stość wdzie­ra się jako mróz, wil­goć, smród, bodź­ce audial­ne, mode­lu­jąc postrze­ga­nie.

W tych oko­licz­no­ściach pozo­sta­je więc pro­wa­dze­nie rap­tu­la­rza w nadziei, że z pro­wa­dzo­nych zapi­sków, nie­zo­bo­wią­zu­ją­cych nota­tek uda się „odce­dzić coś nie­co­dzien­ne­go”. Poezja powin­na otwo­rzyć się przede wszyst­kim na zwy­czaj­ność – wiersz jest zapi­sem, reje­stra­cją frag­men­tu świa­ta w jego chwi­lo­wo­ści. Nie wyklu­cza, nie war­to­ściu­je: „Roz­łóż apa­ra­tu­rę na rogu gwar­nej uli­cy i pozwól / prze­pły­wać obra­zom i dźwię­kom, po co je zaraz pięt­no­wać”. Per­so­ny Pań­stwa P. (tytu­ło­wi boha­te­ro­wie tomi­ku z 2009 roku), odde­le­go­wa­ne przez poetę jako współ­cze­sne „umy­sły wyzwo­lo­ne”, son­du­ją teraź­niej­szość, jak­by zry­mo­wa­ną z wit­ka­cow­ski­mi czar­ny­mi wizja­mi o ludz­ko­ści, nie­zgła­sza­ją­cej potrzeb meta­fi­zycz­nych. Jaki jest tego efekt? Poezja na mia­rę swo­ich cza­sów – chcia­ło­by się odrzec, czy­li wier­sze o zaku­pie butów czy jesion­ki, gdzie do ran­gi hero­icz­ne­go wyczy­nu ura­sta gest ura­to­wa­nia pisklę­cia przed dwo­ma czy­ha­ją­cy­mi na nie wro­na­mi. Słusz­nie zwra­ca­no uwa­gę na dia­log (paro­dię?), w jaki wcho­dzi ten tom ze zbio­rem Pan Cogi­to Zbi­gnie­wa Her­ber­ta. Trze­ba jed­nak pamię­tać, że mamy do czy­nie­nia z liry­ką roli. Napię­cie, któ­re zacho­dzi pomię­dzy per­so­na­mi Pań­stwa P. a samym poetą, pozwa­la wydo­być na wierzch obec­ność kpi­ny z drob­no­miesz­czań­skich przy­gód, po czę­ści prze­cież i swo­ich wła­snych…

Zwłasz­cza, że zbiór Pań­stwo P. nie­ja­ko kon­ty­nu­uje roz­po­czę­ty już w Skan­dy­naw­skim lecie model mapo­wa­nia codzien­no­ści. Autor doj­rze­wa razem ze swo­imi wier­sza­mi – przy­glą­da się sobie, obser­wu­jąc, jak dora­sta­ją jego wła­sne dzie­ci. To oso­bli­wy splot liry­zmu i inspi­ra­cji życiem rodzin­nym, któ­ry przy­wo­dzi na myśl tek­sty poetyc­kie Jaro­sła­wa Miko­ła­jew­skie­go. Poeta uświa­da­mia sobie powta­rzal­ność zda­rzeń, ich ramo­wy cha­rak­ter, co pozwa­la mu prze­czuć, jak świat jest urzą­dzo­ny i jak eks­cen­trycz­ne, czy może don­ki­szo­te­ryj­ne, są podej­mo­wa­ne przez żywioł poetyc­ki pró­by przedar­cia się do jego wewnętrz­nej ener­gii two­rzą­cej (natu­ra natu­rans). Podo­ba mi się ta sil­nie u Sośnic­kie­go zako­rze­nio­na świa­do­mość, że natu­ra (wła­ści­wie Natu­ra) nie jest jedy­nie siel­skim widocz­kiem, w któ­rym czło­wiek zapusz­cza korze­nie. Przy­na­le­ży raczej do wymia­ru tajem­ni­cy. W języ­ku poety zde­rze­nie porząd­ku natu­ral­ne­go z cywi­li­za­cyj­nym czę­sto ocie­ra się o gro­te­skę. Czło­wiek w jego dys­po­zy­cjach poznaw­czych przy­po­mi­na iro­nicz­ne Sto pociech Szym­bor­skiej: czaj­nik prze­sła­nia mu świat swym gwizd­kiem, „wszyst­ko by brał do ręki od rana do wie­czo­ra / albo pod­no­sił dźwi­giem. Pod mikro­sko­pem / życie sta­je na rzę­skach, aby mu się wymknąć, / ale on wie swo­je, wie tyle, ile się dowie­dział / od oka i szkieł­ka, chy­ba utkwio­ne­go w ser­cu”.

Jak­kol­wiek poezja auto­ra Syme­trii pró­bu­je radzić sobie ze świa­tem, szu­ka­jąc zasa­dy porząd­ku­ją­cej. War­to przy­po­mnieć tu głos jed­ne­go z wie­lu przy­wo­ły­wa­nych przez Sośnic­kie­go, na zasa­dzie mniej lub bar­dziej oczy­wi­stych odnie­sień, poetów – Cze­sła­wa Miło­sza (na mar­gi­ne­sie dodam, że na osob­ny komen­tarz zasłu­gi­wa­ły­by w tym kon­tek­ście zain­te­re­so­wa­nia orni­to­lo­gicz­ne Sośnic­kie­go). Nobli­sta dia­gno­zo­wał XX-wiecz­ny zanik wyobraź­ni reli­gij­nej, skut­ku­ją­cy odej­ściem od struk­tu­ry­zo­wa­nia obra­zu rze­czy­wi­sto­ści w opar­ciu o poczu­cie hie­rar­chii i escha­to­lo­gię. Wyda­je się, że Sośnic­ki na ten kry­zys odpo­wia­da zasa­dą syme­trii jako for­my, któ­ra jest ponie­kąd powro­tem do powszech­nie dekon­stru­owa­ne­go myśle­nia binar­ne­go, opo­zy­cyj­ne­go – a więc fun­da­men­tów meta­fi­zy­ki. Dla­te­go w wier­szu Jak zosta­łem zwo­len­ni­kiem pew­nej este­ty­ki (co szcze­gól­nie cie­ka­we, dedy­ko­wa­nym Tade­uszo­wi Pió­rze) poeta pisze: „Musi być syme­tria w rze­czach tego świa­ta, / sko­ro mamy dwie ręce, dwo­je oczu, uszu / i w koń­cu dwie pół­ku­le mózgu”. To pewien natu­ral­ny spo­sób funk­cjo­no­wa­nia i myśle­nia, któ­re­go nie spo­sób wyple­wić przy pomo­cy filo­zo­ficz­nych narzę­dzi (tak jak „nie zdo­łał zmie­nić / nawy­ków naszej mowy prze­wrót Koper­ni­ka”, poj­mo­wa­ny jako akt zało­ży­ciel­ski nowo­żyt­nej nauki, opar­tej na wery­fi­ko­wal­no­ści pozna­nia).

Oś syme­trii prze­bie­ga więc na roz­ma­itych obsza­rach: mię­dzy świa­tem a wier­szem, doświad­cze­niem a jego języ­ko­wym kształ­tem, świa­tem rze­czy a rze­czo­wym czło­wie­kiem.

W ruchu pomię­dzy „prze­dzie­lo­ny­mi” sfe­ra­mi boha­ter szu­ka swo­je­go miej­sca. Towa­rzy­szy mu jed­nak nie­chęć eks­plo­ro­wa­nia prze­strze­ni, któ­rych bez­po­śred­nio nie doświad­czył. Źle czu­je się w roli men­to­ra i prze­wod­ni­ka po świe­cie nie­wi­dzia­nym („Nie wie­rzę w moc dale­ko­bież­nych / pocią­gów, noc­ne szar­że, dale­ko­wzrocz­ny / brak celów”). Owszem, może wziąć na sie­bie rolę dozor­cy zna­ne­go mu frag­men­tu rze­czy­wi­sto­ści, jak to się dzie­je w wier­szu Tar­gi poznań­skie, gdzie wspa­nia­ło­myśl­nym gestem dzie­li sfe­rę wpły­wów w sto­li­cy Wiel­ko­pol­ski pomię­dzy sie­bie i inne­go poznań­skie­go poetę – Ada­ma Kacza­now­skie­go.

Jed­nak naj­wła­ściw­sza jest dla nie­go mikro­per­spek­ty­wa oraz wraż­li­wość fil­mow­ca, ze znaw­stwem kom­po­nu­ją­ce­go każ­dy poje­dyn­czy kadr. Towa­rzy­szy temu rów­nież skłon­ność do powta­rza­nia pew­nych wąt­ków czy obra­zów, pozor­nie mar­ku­ją­cych daw­ne śla­dy, a wła­ści­wie prze­su­wa­ją­cych zna­cze­nia. Jeśli doda­my do tego wiel­ką kul­tu­rę języ­ka poetyc­kie­go, któ­ry swy­mi korze­nia­mi się­ga naj­bar­dziej kla­sycz­nych wzor­ców pol­sz­czy­zny (Kocha­now­ski, Mic­kie­wicz), wyło­ni się obraz poety Sośnic­kie­go. Na chwi­lę. Na czas trwa­nia recen­zji. Do kolej­ne­go wier­sza.


Recen­zja zosta­ła opu­bli­ko­wa­na w Kwar­tal­ni­ku Lite­rac­kim Wyspa. Dzię­ku­je­my redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Marek Olszewski

Urodzony ostatniego dnia sierpnia 1986 roku. Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Teksty krytycznoliterackie publikuje na papierze (m.in. „Nowe Książki”, „Opcje”, „Nowa Dekada Krakowska”, „Wyspa”, „FA-Art”, „Arterie”, „Elewator”) i w sieci (m.in. dwutygodnik, artpapier). Współautor książki Literatura i kino. Polska po 1989 roku. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Co to za radio? Ramówka Sośnickiego

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Esej Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Spóź­nio­ny owoc radio­fo­ni­za­cji Dariu­sza Sośnic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 3 listo­pa­da 2014 roku.

Więcej

Świat dotkliwie fizyczny

recenzje / IMPRESJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze e‑booka Łuka­sza Jaro­sza Soma, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 22 mar­ca 2016 roku.

Więcej

Cicha symfonia Ja

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Intro Julii Szy­cho­wiak

Więcej

Gorycz „zawsze”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Zawsze Mar­ty Pod­gór­nik, któ­ra uka­za­ła się w cza­so­pi­śmie „Nowe Książ­ki”.

Więcej

Szlifowane chropawym pumeksem

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z ksią­żek Susza i Tablet taty, któ­ra uka­za­ła się w cza­so­pi­śmie „Nowe Książ­ki”.

Więcej

Przebudzenie do śmierci

recenzje / IMPRESJE Marek Olszewski

Esej Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Kar­do­nia i Faber Łuka­sza Jaro­sza, któ­ra uka­za­ła się 5 paź­dzier­ni­ka 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

„W polszczyźnie niczym w kościółku”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

p>Recenzja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się w sierp­niu 2014 roku w „Nowych Książ­kach”.

Więcej

„W polszczyźnie niczym w kościółku”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Koguto – człowiek pieje w noc

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Świet­ne sowy Fili­pa Zawa­dy, któ­ra uka­za­ła się w lip­cu 2013 roku w Nowej Deka­dzie Kra­kow­skiej.

Więcej

Pieśni doświadczenia

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Do szpi­ku kości Krzysz­tof Jawor­skie­go.

Więcej

Zgorzkniałe żale albo piosenki o tym, że nie warto być miłym*

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Chiński zodiak

recenzje / KOMENTARZE Dariusz Sośnicki

Autor­ski komen­tarz Dariu­sza Sośnic­kie­go do wier­sza „Chiń­ski zodiak” z książ­ki O rze­czach i ludziach (1991–2010), wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 20 stycz­nia 2011 roku.

Więcej

Jak mówić, czyli być?

recenzje / ESEJE Michał Larek

Recen­zja Micha­ła Lar­ka z książ­ki O rze­czach i ludziach (1991–2010) Dariu­sza Sośnic­kie­go.

Więcej