recenzje / ESEJE

Podróż pośmiertna

Andrzej Franaszek

Recenzja Andrzeja Franaszka z książki baw się Romana Honeta.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

I war­gi mia­ła już bar­dzo bla­de,
Bo skosz­to­wa­ła Lete

Pro­per­cjusz

„wszyst­ko jest tak samo, jak nigdy/ nie było”… Czy­ta­jąc nowe wier­sze Roma­na Hone­ta wpa­da­my w zmie­sza­nie cza­sów, jakieś momen­tal­ne teraz, któ­re ogar­nia prze­szłość i wspo­mnie­nia, udrę­kę utra­ty, chwi­lę dzi­siej­szą i prze­czu­cie śmier­ci. Niczym iść kory­ta­rzem pocią­gu, mija­jąc prze­dzia­ły: widzieć i to, co przede mną i to, co miną­łem – odbi­te w lustrze, a jesz­cze kątem oka kra­jo­braz za oknem – wszyst­ko w ruchu, roz­bły­skach, nacho­dzą­cych na sie­bie taflach, kalej­do­sko­po­wej zmien­no­ści.

Jak­by minio­ne trwa­ło, czy może powra­ca­ło w koli­stym ruchu. „rok się przetoczył/ i jest ten sam”, wydo­ro­śla­li, a może zmar­li już chłop­cy zda­ją się być na moment przy­wró­ce­ni daw­nym sobie, oży­wa czas, gdy dziec­ko mia­ło poczu­cie, że zagar­nia cały świat i „nic nie znaczyły/ burze i pożo­ga”. Ale autor ali­cji nie wyła­wia wspo­mnień i nie zapi­su­je powro­tów do dzie­ciń­stwa, w jego utwo­rach nie ma aneg­do­ty spu­en­to­wa­nej wzru­sze­niem czy pocie­chą, jest pene­tra­cja świa­do­mo­ści, jed­no­cze­sność resty­tu­cji i roz­pa­du, napię­cie sprzecz­no­ści, w któ­rej roz­brzmie­wa „echo ostat­niej po-wtór­ki. nie ma. nic nie było”. Spo­ty­ka­ją się pust­ka i peł­nia, niczym w chwi­li, gdy zaczerp­nię­ta woda ucie­ka nam spo­mię­dzy pal­ców: jest i jej nie ma, jak złud­ny, darem­ny mecha­nizm pamię­ci: „nigdy cię/ nie spo­tkam. iskro. ironio./ zatrzy­ma­na we mnie na zawsze,/ każ­dej nocy mar­twa ina­czej”. „Iskro. iro­nio”… Obcu­jąc z wier­sza­mi baw się trud­no nie pomy­śleć, iż życie boha­te­ra tej poezji roz­pa­dło się na dwie czę­ści, że cią­ży nad nim doj­mu­ją­ca utra­ta, cień kobie­ty, do któ­rej cią­gle się szep­cze: „odbi­cie tam­tej twa­rzy schy­lo­nej nad wodą// nie zni­ka, boli. może ode­szłaś sama/ może cię zgu­bi­łem”. Porzu­ci­ła? Zmar­ła? Tak czy ina­czej odcho­dząc zbu­rzy­ła ład świa­ta, męż­czy­zna został sam, z samot­no­ścią, budu­ją­cą „wie­że z głę­bo­ko żło­bio­ne­go mię­sa”, z bez­sen­sow­ną tęsk­no­tą, któ­ra jest jak „żni­wiarz z kosą/ pra­cu­ją­cy w śnie­gu”, z gorz­kim spoj­rze­niem w prze­szłość: „to było ostat­nie lato przed/ utra­tą – obręcz, z któ­rej wypadły/ stru­ny znie­kształ­co­nej krwi”. Jeże­li żyje się nadal, to jest to już życie po kata­stro­fie, bar­dziej może przy­wra­ca­nie się do życia. I znów: to nie zapis histo­rii, a jedy­nie roz­bły­ski, wpi­sa­ne w emo­cjo­nal­ny kon­tekst, w odczu­cie zasad­ni­czej nie­do­stęp­no­ści tego, co ode­szło i w jakiś plan klę­ski, obse­sję pust­ki, roz­kła­du, śmier­ci. Cza­sem roz­bły­ski ukry­te w gęstej sie­ci obra­zów, oble­pia­ją­cych nas jak paję­czy­ny.

Bo Honet posia­da chwi­la­mi wręcz obez­wład­nia­ją­cą zdol­ność budo­wa­nia poetyc­kie­go obra­zu, nie­spo­dzie­wa­ne­go porów­na­nia, odsła­nia­ją­ce­go istot­ny sens. Oto chło­piec, któ­ry ska­cze, jak­by „uło­żył bieg swej krwi w kate­drę”. Prę­ga na nie­bie, „jak­by to pło­nął lata­ją­cy węgiel/ albo zmar­ły ucie­kał z ogni­ste­go pie­ca”. Czy sta­re radio, w któ­rym roz­grze­wa­ją­ce się lam­py są „jak pozła­ca­ne embrio­ny”. Czy­ta­jąc te wier­sze nie­jed­no­krot­nie mam poczu­cie, że jedy­nie domy­ślam się peł­ne­go sen­su, że być może nagi­nam ich kapry­śny kosmos do wła­snych odczuć i wła­ści­wie powi­nie­nem nie­ustan­nie roz­dra­py­wać ranę rozu­mie­nia. Cza­sem trud­no zresz­tą nie oce­nić, że wiersz tra­ci, zamie­nia­jąc się w lawi­nę porów­nań czy meta­for, wizu­al­nych mgnień, któ­re wcze­pia­ją się w sie­bie bez chwi­li wytchnie­nia, two­rząc zamknię­tą, coś w środ­ku skry­wa­ją­cą całość. Trud­no nie dostrzec obse­syj­no­ści, każą­cej raz po raz przy­wo­ły­wać „śle­pe dziec­ko w zaga­zo­wa­nym par­ku”, „dzieci,/ któ­re po nocach wio­zą wło­sy umar­łych” czy „nie­bie­skie twa­rze dzie­ci utopionych/ w szam­bie”. Jak­by­śmy wędro­wa­li po rubie­żach wyobraź­ni, przez obra­zy, któ­re nie­kie­dy nawie­dza­ją umysł, choć sta­ra­my się od nich ucie­kać, ata­ku­ją z mro­ku, może zwłasz­cza w tych chwi­lach, gdy prze­pa­ja nas obrzy­dze­nie do sie­bie, gdy chce­my usta­wić „nawet mija­nie ubie­głych godzin,/ nawet bieg wła­snej krwi przeciwko/ sobie”. Dziec­ko i śmierć, prze­cież to Wojt­kie­wicz – pod­po­wia­da mło­da, bły­sko­tli­wa pani kry­tyk, lek­ko iro­nicz­nie się uśmie­cha­jąc. Rze­czy­wi­ście, coś w tym jest – ten roz­pad, gro­za, nie­pew­ność kon­tu­ru. Ja jed­nak wolę myśleć o Fran­ci­sie Baco­nie, o tych upior­nych pocią­gnię­ciach pędz­lem, któ­re zama­zu­ją jego płót­na i zara­zem nada­ją im prze­ra­ża­ją­cą eks­pre­sję, jak choć­by wiszą­ce­mu w ham­bur­skiej Kun­sthal­le „Stu­dium do por­tre­tu”, z któ­re­go roz­brzmie­wa maka­brycz­ny, osza­la­ły śmiech. Ile w wier­szach Hone­ta krwi, mar­two­ty, śmier­ci! Nawet bli­skość, sek­su­al­ność mie­sza się z żalem, żar prze­ra­dza w kon­wul­sje, miłość jest niczym odda­nie się pod topór, niwe­cze­nie: „baw się -/ mówię – nie ma rzeź­ni prócz ciebie,/ i cia­ło kła­dę przed tobą jak toń […]/ nadzy biegniemy/ na spo­tka­nie stra­ty”. Krew gni­je, toczy ją kada­we­ry­na, tru­pi jad.

A wszyst­ko to wobec Boga, któ­ry może „mil­czy, bo spo­żyt­ko­wał moc/ na mówie­nie do ryb i umarłych/ dzie­ci”, a może jest niczym chło­piec „z jezio­ra żartów/ i utra­ty”, bawią­cy się nami, odbie­ra­ją­cy ist­nie­nie. Nie­ła­two powie­dzieć, czy w wier­szach Hone­ta toczy się jakie­goś rodza­ju roz­mo­wa z Bogiem, bo choć moż­na tu zna­leźć obiet­ni­cę „kie­dyś usiądziesz,/ poroz­ma­wiasz z tym, któ­ry oczyszcza,/ i on ci wte­dy powie, dla­cze­go”, a nawet – ziro­ni­zo­wa­ną, ale czy do koń­ca? – sce­nę powo­ła­nia na pro­ro­ka, to wyda­je się, iż zasad­ni­cze ryt­my tej poezji budo­wa­ne są przed jaką­kol­wiek, nawet modli­tew­ną, racjo­na­li­za­cją, w napię­ciach cia­ła, kon­wul­sjach i lękach wyobraź­ni, gdy „plazma/ sama odpra­wia mszę za dusze zmar­łych”. A przede wszyst­kim w odczu­ciu nie­moż­no­ści powro­tu, resty­tu­cji: odzy­ska­nia ode­szłych, wskrze­sze­nia zmar­łych, nie­moż­no­ści, któ­rą odda­ją naj­pięk­niej­sze wier­sze tego tomu. Choć­by „pro­per­cjusz w grud­niu”, gdzie zosta­je pod­ję­ty i prze­kształ­co­ny gest rzym­skie­go poety – spo­tka­nie ze zmar­łą kobie­tą, jej nagła, prze­ni­ka­ją­ca wszyst­ko obec­ność, któ­ra zaraz znik­nie, bo prze­cież „zmar­li podró­żu­ją szyb­ko”. Albo „zim­no”: „tak mi się wyda­wa­ło: że trzy­mam ją w oczach,/ taką samą jak wte­dy, odbitą./ jak jest w oczach? – spytałem./ zim­no – powie­dzia­ła”, i ani pamięć, któ­ra pozba­wia życio­daj­ne­go cie­pła, ani tym bar­dziej mowa, któ­ra „spa­la”, uni­ce­stwia, nie unio­są indy­wi­du­al­no­ści na prze­kór pust­ce. Podob­nie mowę, tak­że poetyc­ką oczy­wi­ście, osą­dza się we wspa­nia­łym utwo­rze „z podró­ży pośmiert­nej”, gdzie czy­ta­my: „pismo, dziw­ny cmen­tarz” i myśli­my o wier­szu, w któ­ry fil­tru­je się śmierć i któ­ry sam jest śmier­cią, bo nie umie jej zane­go­wać. Nie­moż­ność usły­sze­nia, poro­zu­mie­nia się, zna­le­zie­nia sło­wa znaj­du­je dra­ma­tycz­ny wyraz w wier­szu „o snach”: „bywa­ją takie sny,/ takie wido­ki, kie­dy z odle­głych miejsc,/ z ust nie­wi­dzia­nych od daw­na osób/ wysy­pu­je się żużel, wil­got­ny pył,/ jak­by pra­gnę­ły cię opluć albo oddalić,/ a one wła­śnie woła­ją – zostań, zostań”.

Uda­na książ­ka? Tak, choć przy kolej­nej lek­tu­rze obok zachwy­tu sur­re­ali­stycz­ną wizyj­no­ścią poja­wia się też znu­że­nie. Ale wie­le tu wier­szy świet­nych i wie­le pięk­nie unie­sio­ne­go bólu. Jak to „zim­ne pole” – niczym krót­ki poran­ny szloch, obu­dze­nie się z koła­czą­cym kon­wul­syj­nie ser­cem w mar­two­cie poście­li: „doty­ka­łem zno­wu two­jej głowy,/ a to był powiew wiatru,/ w zim­nym polu/ kamień, tru­pi puch”…


Tekst po raz pierw­szy uka­zał się w „Gaze­cie Wybor­czej”. Dzię­ku­je­my redak­cji za zgo­dę prze­druk.

O autorze

Andrzej Franaszek

Historyk literatury, eseista, krytyk literacki. Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. W latach 1999-2003 asystent w Katedrze Literatury XX wieku w Instytucie Polonistyki UJ. Od 1995 roku członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”, w którym w latach 2006-2010 pełnił funkcję kierownika działu kultury. Nominowany do Nagrody Literackiej Nike (1999, 2012). Stypendysta Fundacji Kościuszkowskiej (2000), Funduszu im. Stanisława Lama w Paryżu (2005) oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2007).

Powiązania

Don Kiszot z Radomska

recenzje / ESEJE Andrzej Franaszek

Recen­zja Andrze­ja Fra­nasz­ka z książ­ki Kup kota w wor­ku (work in pro­gress) Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

[moja mała przyjaciółka…]

nagrania / złodzieje wierszy Roman Honet

Wiersz z książ­ki baw się. Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Milczenie, powrót, śmierć, dzieciństwo

wywiady / o książce Grzegorz Czekański Roman Honet

Z Roma­nem Hone­tem o książ­ce baw się roz­ma­wia Grze­gorz Cze­kań­ski.

Więcej

Wielka księga zabaw traumatycznych

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

otworzyłem sen nie mój, lato 1991. golden boy

recenzje / KOMENTARZE Roman Honet

Komen­tarz Roma­na Hone­ta do wier­szy „otwo­rzy­łem sen nie mój” i „lato 1991. gol­den boy” z tomu baw się, któ­ry uka­zał się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie 9 czerw­ca 2008 roku.

Więcej

Otworzyłem sen nie mój

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

baw się

nagrania / między wierszami Roman Honet

Joan­na Orska, Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło i Rado­sław Wiśniew­ski o czwar­tym tomie poetyc­kim Roma­na Hone­ta; roz­mo­wa z Auto­rem oraz klip do wier­sza „Koro­na” w reży­se­rii Anny Jadow­skiej.

Więcej

[moja mała przyjaciółka…]

nagrania / złodzieje wierszy Roman Honet

Wiersz z książ­ki baw się (2008). Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Żeby wrzał

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

Pieśń o powrotach, całości i częściach

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

Jeśli zabawa, to własnym kosztem

recenzje / ESEJE Marta Baron

Recen­zja Mar­ty Baron z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Zabawy Honeta

recenzje / ESEJE Alina Świeściak

Recen­zja Ali­ny Świe­ściak z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Robię rock’n’rolla w pustce i kostnicach

recenzje / ESEJE Sylwia Omiotek

Recen­zja Syl­wii Omio­tek z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Honet „dziecko” i dzieci Honeta – nieustanna mediacja

recenzje / ESEJE Przemysław Owczarek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Owczar­ka z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

O baw się

recenzje / NOTKI I OPINIE Roman Honet

Komen­ta­rze Joan­ny Muel­ler, Kon­ra­da Woj­ty­ły, Macie­ja Mila­cha, Bar­to­sza Sadul­skie­go, Jaku­ba Mom­ry, Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej