pamięć niczyja, ciało moje
nagrania / transPort Literacki Malina Midera Roman HonetCzytanie z książki pamięć niczyja, ciało moje z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 29. Muzyka Malina Midera.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2005. Wśród wyróżnionych: Magdalena Komoń, Bartosz Konstrat, Szczepan Kopyt, Piotr Kuśmirek, Piotr Mierzwa, Artur Nowaczewski, Dariusz Pado, Justyna Radczyńska, Dagmara Sumara, Anna A. Tomaszewska, Adam Zdrodowski.
pudełko na makaron to przede wszystkim próba nadania nazwy własnym doświadczeniom, przeszłym i teraźniejszym. „po tamtej stronie było inaczej. rzeka podmywała korzenie. inaczej chciało się jeść i inaczej chodziło po rynku” – zapisała Magdalena Komoń, co sugeruje, że szczególnie intensywnie zostało tu zaakcentowane doświadczenie odkrywania kobiecości, obserwowanie rodzącego się erotyzmu. Można rozumieć „tamtą stronę” jako dzieciństwo, jako dawną miłość, ale powyższa interpretacja wydaje się odgrywać rolę dominującą. Co prawda autorka deklaruje: „nie mam za sobą żadnej historii”, ale weźmy to stwierdzenie za ironię albo skromność. W pudełku na makaron znajdujemy kilka historii, czasem równoległych i niezależnych, czasem nierozerwalnie splecionych ze sobą. Pierwszą jest przeszłość, przedstawiona dość arkadyjsko. Dawne lata są magmatyczne, zmysłowe. Wolałbym tu nie porywać się na dzieciństwo jako temat ujmowany całościowo, ale widać że przynajmniej do kilku epizodów autorka ma pewien sentyment. Przedstawia je sensualnie, były to chwile, gdy „czas rozpinał się na grudkach lata”, gdy „należało dać sobie dużo światła / krzyżować”. Czasem sięga po rodzinny epizod: „z ojcem przełaziła przez dziurę w płocie / było to leniwe wciskanie się w wiatr”, niekiedy kreśli ogólniejsze sceny: „kobieta ze wsi odeszła przed wieczorem / łapała słońce jak nierówny oddech – / błąkała się po napuchniętych fotografiach / próbując odnaleźć korzenie sadzonych drzew”.
Drugą historią mogłoby być rozpoznawanie świata przez zmysły, z wyraźnym uwzględnieniem smaku. Magdalena Komoń tworzy postać funkcjonującą organoleptycznie: „wetknęłam palec w kostkę masła: / lśnią mi jeszcze usta”. Niekiedy mamy tu do czynienia z jakąś zawoalowaną formą drapieżności, wzbudzanego pod wpływem chwili, nieobliczalnego impulsu: „chciałam wejść do namiotu / i ugryźć tę rybę w kark […] chciałam tylko spróbować ją ugryźć. / tak jak próbuje się skakania na skakance, / całowania żółwia, podważania zdania”, czasem ten sposób doświadczania rzeczywistości przybiera charakter erotyczny: „tymczasem liżemy nabieramy / mamy mało i to mało od siebie / bierzemy”. Ta zmysłowość została posunięta do tego stopnia, że można odnieść wrażenie, jakby bohaterka udzielała swoich suwerennych właściwości częściom jej ciała. Nadawała im autonomię: „ślinił mi pępek próbując wylizać / sobie miejsce w środku mojego ciała”. Sama cielesność odgrywa w poezji Magdaleny Komoń istotne znaczenie. Obcujemy z liryką w zasadzie wypreparowaną z metafizyki, w jej miejsce została wstawiona fizykalność. Ciało jest tu fundamentem, jedyną poręką, niepowtarzalnym punktem odniesienia. Dlatego Komoń wyczulona jest na typowe zagrożenia dla cielesności: „gdy we mnie znajdą to zwierzę / to nie po węzłach chłonnych / będzie się wspinało. będzie / w środku od razu. skulone. / może będzie wrzeszczeć / i będziemy się zabijać”.
Jest jeszcze trzecia historia, prosta i potrzebna. Nazwałbym ją krótko: dążeniem do zakorzenienia, posiadania własnego miejsca, koniecznie podzielanego z drugą osobą. Magdalena Komoń czasem nawiązuje do tego żartobliwie: „zacznijmy krzyżować nasze roślinki zacznijmy pączkować, już”. Lecz gdy zapisuje „stopami masujesz / moje ciało na plecach niosąc wbijasz nas w ziemię. pikujemy”, sprawa robi się znacznie poważniejsza. Widać, że chodzi o rodzaj spełnienia, który nawet lot zmienia w spadanie. Ale inaczej nie sposób. To jedyna możliwość, bowiem w wierszach Magdaleny Komoń miłość jest sprawą absolutnie ziemską.
W debiutanckim tomie Bartosza Konstrata regularnie gości śmierć. Raz po raz powracając, warunkuje ten świat, wyznacza mu granice. Żywi go, zaopatruje w myśl i rekwizyty. Śmierć przywołuje Konstrata i odpycha go, powiedziałbym, że taktuje jego ruch, prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że Konstrat nie wydaje się skłonny do jakiegoś rozpaczliwie mortualnego zanurzenia, do pisania w śmierci, ale też nie przejawia inklinacji do jej wyrugowania. Przyczynę tego stanu rzeczy wolałbym zostawić w spokoju, tkwi zbyt blisko pewnych nieuchwytnych indywidualnych predyspozycji, nad którymi nie ma sensu się rozwodzić. Załóżmy, że stanowi stały element wyposażenia talentu Bartosza Konstrata.
„wszędzie tak samo martwa, bo pewnie umarłaś już wcześniej” – czytamy już w otwierającym tomik utworze, pięknym i przejmującym wierszu o dziewczynce z reklamy hospicjum. Figura śmierci w tomie Konstrata często zostaje ustawiona bezpośrednio wobec czasu dzieciństwa, przeważnie mitologizowanego: „czy mamy jeszcze szansę wyobrazić sobie, że umarli / wrócą nagle, właśnie z tego mroku, że siądziemy / razem // obserwując start radzieckiej rakiety?”. Czasem stanowi psychodeliczne tło dla naturalistycznego detalu, tu nasuwa mi się na myśl Gottfried Benn i jego turpistyczny konkret: „Akurat był wypadek na moście. Czternaście grubych świń, / część już nie żyła. światło odbijało się w przekrwionych oczach”. Pojawia się w rozmowach: „wciąż dzwonię do ciebie z informacją o jego śmierci, a ty się mylisz i odpowiadasz mi / kwestią z zupełnie innej książki: // rozstrzelać wszystkich świadków”, stanowi fragment osobistej obserwacji i autodiagnozy: „martwy zając, nie żyje, pies / warczy, nie żyjesz chorobo, nie / we mnie”. Rozmnożona i absorbująca, permanentnie nasyca wiersze Konstrata: „czy jest ci łatwiej, czy myślisz tylko o / zdychaniu, jest tyle powodów, tyle sposobów, // czy myślisz tylko jak nie zdechnąć, jak zacząć oddychać?”, nie oszczędza nawet tytułów, w książce znajduje się wiersz zatytułowany „Stacja benzynowa ze śmiercią”.
Konstrat – pozostawiając tematykę jego wierszy uwikłaną w śmiertelne obsesje – to także zmysłowy i wnikliwy obserwator. Potrafi rzeczywisty epizod przekuć w znakomitą frazę, wydaje mi się, że równie efektownie potrafi ją wykonfabulować. Znajdujemy w jego utworach żywe, sensualne zapisy: „pokazałem jej młode koty / leżące w trzymających ciepło plewach” albo „jeden z lekarzy ma brązowe oczy, duże, oczy łagodnego zwierzęcia”, niekiedy zabawne obrazki, świadczące o drobiazgowości i celności spojrzenia: „Przewodnikiem stada jest zawsze dziecko z najmniejszym rowerem”. Czasem rozwija się to Konstratowi w pojemniejsze konstrukcje, równie plastyczne: „przy starej stacji, której konstrukcja była jak szkielet zepsutej parasolki / spaliśmy przytuleni do pochylonych krawężników”.
Na mojej lekturze debiutanckiego tomu Bartosza Konstrata zaważyła wspomniana obecność śmierci. Ale nie musi tak być. Można skupić się na właściwościach języka, zasobnego, pracującego przy zmieniającym się natężeniu dyscypliny albo pochylić się nad baśniową perwersyjnością jego świata. Zwłaszcza że Konstrat lubi niedopowiedzenie, zaskakiwanie. Tak jak choćby tu: „Oddalili się szybko, tuż za domem jest zakręt, zeszłam po krętych schodach, / byłeś w kuchni, ubrany w niebieski fartuch, / spojrzałeś na mnie z lekkim uśmiechem, // filtr zapachów i smaków – pomyślałam nagle”.
Szczepan Kopyt pokazał rzeczywistość zdynamizowaną i chaotyczną, atakującą ilością systemów światopoglądowych, ilością zbędnych przedmiotów, mediami oraz ludźmi wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza: nawykami, obsesjami, może nawet samą obecnością, przeważnie dotkliwą, sporadycznie stabilizującą. „czcimy fraktale / przedłużone sesje, grzęźniemy w połowie / nie trafiamy wejść: salvia divinorum, aya- / huasca” – zapisywał Kopyt, raz po raz przywołując ten sam chaos w odmiennym wydaniu: „NP, NΠ, czekolada, herbata zielona, zamysły / traktatu pt. ‘o korzyściach z przeżuwania własnej / śliny’, odkrycie nieznanych mocy, aura czy jaki grzyb, uda / chimer z malczewskiego, zabawna chęć spłodzenia”. Świat odsłania infernalne oblicze, zamienia się w zbiór ludzi, idei i przedmiotów krążących bez żadnego porządku: „zły supermarket / śmierć w ołowicy gazet / mistyczne kreski kodów / a sponad czaszek domów / pełzną po strugach myśli”. Natężenie chaosu czy absurdu wydaje się tak wysokie, że w pewnym momencie zmieniają się reguły rządzące rzeczywistością i w efekcie otrzymujemy jej zdeformowany w pewnych ważnych elementach obraz: „bruk, gwizdanie, akordeon, tramwaje / niewidzialne psy prowadzą niewidomych”.
Szczepan Kopyt, postawiony wobec tego zamętu, domaga się, nie wiem, na ile prawdziwie, na ile ironicznie, określonej systematyzacji, może jest to po prostu dążenie do prawdy – fundamentalnej wartości, która w tej magmie właściwie nie występuje. „żądamy prawdy o istocie / rzeczy z plastiku i drewna” – zapisuje. Nie wiem, co przyświeca autorowi w jego poszukiwaniach, nie wiem nawet, czy w ogóle wyraża skłonność do poszukiwań. Mogę zakładać, że prawdopodobnie tak, ale że robi to w sposób drwiący. Incydentalny, nie permanentny. Jeżeli tak, to nie ma się co dziwić, że Kopyt – w pewien sposób pytając o miarę człowieka, stawiając fundamentalne pytanie o to, kim ów człowiek jest – sięga po farsę i zadaje swoje pytanie w świadomie strywializowanej formie: „jakie są granice twej linii brzegowej? / zmierz fletem, suwmiarką, kalejdoskopem / zapalniczką, lufką, czy strzykawką? – i?”. Jaki człowiek, taka forma – można by równie trywialnie podsumować i też byłoby tu sporo na rzeczy, bowiem bohaterowie yassu, żarłocznie otoczeni przez przedmioty, strzępy światopoglądów, słowa, są masą uprawianą, nieautentyczną, w całej rozciągłości podlegającą manipulacji: „w telewizorze głód jest gumowy, ludzie – z cukru. / ich słowa są potem w tramwajach. ich zapach / to autobus-szósta-rano”.
Na osobną uwagę zasługuje stosunek Szczepana Kopyta do religii, myślę, że można ją rozumieć jako typowo polski katolicyzm, rozbudowany dogmatycznie, widowiskowy, w swoich źródłach pusty. Jest krytyczny i szyderczy i tak też został przedstawiony: „ksiądz zaczął / święcić samochody od audi”, „kościół / jest czarny, ludzie śmierdzą”. Religia sama się dezawuuje, ośmieszają ją jej reprezentanci: „gruby ksiądz z gitarą ma cukrzycę i lubi młodzież”. Trafiony opis tego, co nazwałbym kelnerstwem wiary. Ale autor ma chyba porachunki z Bogiem natury znacznie poważniejszej, wychodzące poza ten specyficzny typ religijności, skoro bluźnierczo deklaruje: „czego chcemy? // dostępu do trupa boga – chcemy go powiesić / za jaja”.
Szczepan Kopyt to szalony demiurg, przetwarzający zastany świat, stwarzający swój własny, i równocześnie ofiara tej przemiany. Ofiara niepokonana, stająca do walki. Jej treścią – bunt, jej orężem – słowo. Uważajcie poeci! Może zwłaszcza na samych siebie, skoro „poezja niewolników / to nowa ramówka tv. to piękny bloczek reklam / pisanych przez poetów”.
„Wszystko jest określone: warunki najmu pokoju, / czternaście metrów kwadratowych, / ja, pokrzykiwania z dołu, stary kinkiet. Zagadkowy, / metaliczny posmak w ustach. // Za moimi plecami śpi kobieta. / Rano, na tym samym balkonie, to samo słońce / wbiło w jej plecy podarunek ognia” – zapisał Piotr Kuśmirek w wierszu otwierającym Trio. Początkowo otrzymujemy obraz stabilizacji, niemal natychmiast zagrożonej niebezpieczeństwem zniweczenia, nagły gest, uderzenie zadane przez zewnętrzny obiekt-intruza może w każdym momencie naruszyć pozornie stabilną konstrukcję. I tak się dzieje, następuje sekwencja metodycznie pojawiająca się w utworach Piotra Kuśmirka. Zatem na początku utworu często otrzymujemy z memuarystyczną przykładnością zdefiniowane miejsce i czas, jak gdyby bohater zmierzał utwierdzić się w określonych punktach rzeczywistości. Zapisuje daty, podaje precyzyjne namiary: „Balkon. Tym razem jedenaste piętro”, „Tamtej nocy zasypiała myśląc o wszystkich / rzeczach”, „Listopad. Ciało przywarło / do ubrań”, „Jeszcze siedem minut. Dwie szybkie stacje”, „Pamiętam dokładnie tamten poniedziałek”. Jakby przypuszczał, że dokonuje swoich czasowych i sytuacyjnych rachunków wobec nieuchronności tego, co zaraz nastąpi, zagrażające i nieobliczalne. I następuje: układ – z przyczyn właściwie nieuchwytnych – ulega zachwianiu, pojawia się niepewność, zdezorientowany bohater zaczyna szukać, nasłuchiwać, rozmyślać: „Zastanawiam się, czy potrafię / wytłumaczyć ci świat w moim języku”. Jest zagubiony, zapoznana dotychczas topika, klasyczna logika przyczynowo-skutkowa – wszystko zaczyna się mieszać i deformować: „Biegun jest blisko. Niemal na wyciągnięcie ręki”, a „Rzeka puchnie od końca – / w śmiertelnych konserwach ułożone / ryby i bóg // w oku przerębli”. Czasem Kuśmirek, nagle postawiony wobec tego splątania, kreśli katastroficzne obrazy podobne powyższym, czasem skupia się na sobie, wtedy dokonuje analizy. Jej uzasadnieniem nie jest plan, autor tu z czytelnikiem w żaden sposób nie igra, ale zamiar wyjaśnienia własnej rezygnacji: „To, o czym chcę napisać jest nieostre”.
W debiutanckim tomie Piotra Kuśmirka obecne jest coś, co miesza porządki, pracuje tam niewidzialny prześladowca i muszę przyznać, że z przyjemnością zatrzymywałem się nad tą tajemniczą figurą. „Coś stąpa za mną po kruchym lodzie” – zapisywał Kuśmirek. Coś formuje świat na swoją niszczycielską modłę. Działa pod naszą nieobecność, podczas naszego snu. Pozostawia ślady: „obudził się rano / Nigdy nie zrozumiał skąd ślady, skąd piski”. Intruz nie daje się uchwycić naszej percepcji, przypomina złe duchy obecne w baśniach, działające regularnie, z premedytacją, nigdy przypadkowo. Coś albo ktoś sprawia, że „Czas jest gęsty od ucieczek”, odbiera naturalne zdolności: „Za pierwszym razem niemal niezauważalnie, najpierw zwierzęta przestają rozpoznawać zapachy”. Kuśmirek usiłuje zlokalizować to zagrożenie: „Obce zaczyna się za zakrętem. Jest niewidoczne / dla oka. Trudne dla języka. Pozbawione znaczeń / i odcisków palców. Zaczajone kilka centymetrów / pod powietrzem”. Ale starania nie przynoszą oczekiwanych skutków, można odnieść wrażenie, że wobec tego i przede wszystkim wobec permanentnej niepewności autor prowokuje nieznaną potęgę: „czekam na przeciąg, drgania, / przypadek – cokolwiek co rozbije, / lub przynajmniej potrząśnie, zmąci”.
Co jest ową potęgą? Nie wiem. Chyba o to chodzi, żeby wobec wiersza pewnych rzeczy nie dopowiadać. Może to w ogóle nie intruz, ale osobiste poczucie obcości. Dotkliwe dla Kuśmirka, który organizuje rzeczywistość za pomocą zmysłów: „pod wpływem dotyku / zaczyna się skóra”. Jeśli osiąga spokój, to w bezpośredniej bliskości: „Za chwile będę i będziesz ty. Wszystko / inne jest widokiem z okna”. Może tak.
Gościnne morze na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie tomu przede wszystkim efektownie napisanego. Piotr Mierzwa przejawia inklinacje do flirtu z różnymi gatunkami literackimi, w rezultacie vilanella sąsiaduje z utworami strukturalnie zbliżonymi do haiku, a w efekcie przeplatania się rozmaitych dykcji obok parnasistowskich obrazków i manifestacyjnych gestów otrzymujemy wiersze intymne i konfesyjne. Akwen Piotra Mierzwy jest pojemny. Przyjmuje przejawy afirmacji życia: „niech odchodzą łodzie, zwinięte jak listy / żagle depczą ich dna, niech stają / na kotwicy tylko maruderzy”, nie odmawia tytułowej gościnności zapisom o traumatycznym wydźwięku: „Leżymy skuleni w własnych ciałach / jak kosmos w grudce dłoni. Rozkładamy się”.
Ale to świadome i nieobliczalne różnicowanie formuły mówienia, ta wędrówka po dykcjach, utajonych nawiązaniach, ten rejs po oddalonych od siebie rekwizytoriach, cały ten zmienny blichtr formy ufundowany jest na kluczowych tematach w liryce. Piotr Mierzwa świetnie to widzi, wie doskonale, że znaczącym odniesieniem dla formalnego wymiaru języka może być neutralne spojrzenie na rzeczywistość. Otwarcie okna, za którym jest świat. W Gościnnym morzu efekt tego gestu okazuje się gorzki. Porażający. Symbol w konfrontacji z naturą okazuje się niekonieczny, jego znaczenie – doraźne i podważalne: „komentarz do morza, / […] jak metka po zdradzeniu ceny / zostanie zerwany”. Mierzwa zapisuje to jeszcze dobitniej: „także to słowo, wystawić jak relikwiarz / na potęgę wiatrów, które rozsypią / prochy, paznokcie i włosy, / nie oglądając się na nazwy własne”.
W Gościnnym morzu dostrzegłem trzy fundamentalne tematy. Pierwszy był dom, niekoniecznie w rozumieniu tradycyjnym. Dom – pojmowany jako określona trwałość i pewność określonych relacji, w wierszach Mierzwy jest obiektem nieziszczalnym. Niemożliwym. Autor nie budzi tu żadnych złudzeń. Zapisuje cynicznie: „Dom? – gdzie mieszka ta pierwsza / martwa kartonowa metafora”. Drugim były próby odnalezienia obecności, wobec której można okazać bezgraniczne zaufanie, co może dowodzi postawy idealistycznej, ale w liryce zawsze pięknie i przekonująco wybrzmiewa. „Czego pragnę najbardziej: ostrza / (dłoni), przenikliwego łaskotania” – zapisał Piotr Mierzwa. Tuż obok śmiało można przywołać następną frazę: „Zresztą nie szło / o słowa między nami: ptaki / otwierały parasole, dzieci / biegały, komin łykał dym – / na obrazku z obcego dzieciństwa, / który zgubiłem”. Temat trzeci obejmował zapisy rezygnacji wobec braku tworzywa zdolnego do przekazania naszych śladów, do utrwalenia pamiątek po naszej tu obecności: „Nie patrzę przed siebie, zamykam oczy i obracam / głowę, otwieram i znowu zamykam – się w morzu, / zostawiam ślad tam, gdzie nie zostanie”. Działanie celowo nadaremne? Niewykluczone.
„znaki są samotne: pełne nadziei / kolonie po ogłoszeniu niepodległości” – zapisał Piotr Mierzwa. Oto dowód na samotność i nieadekwatność symboli. I naszą też, bowiem Gościnne morze zna także sztormową pogodę, wtedy staje się zmącone i nierozpoznawalne. Rządzą nim siły nieobliczalne: „(a wszystko jest w nawiasach w pustych rękach trzymających / światło)”. Może tak właśnie jest dobrze. Świat zrozumiały byłby pozbawiony piękna i tajemnicy. Jak napisał sam autor: „najkrótszą / drogą jest prosta łącząca dwa punkty, ale / to okrąg najpiękniej je spaja”.
„tyle jest światów ile ich znajdziesz / w półcieniach i skrawkach malowanej brudem szyby” – napisał Artur Nowaczewski w swoim debiutanckim tomie, jakby prowadził go dziecinny zachwyt, gdy owe światy trwały w urzekającej osobności, jeszcze nie sprzęgnięte w całość. Taka ta jego książka, opowiadająca – w moim odczuciu – podwójną historię dzieciństwa – tego osobnego, ściśle własnego, i tego podzielanego. Pierwsza zaczyna się od wychodzenia na zewnątrz, zataczania okręgu wokół punktu – początkowo jest to dom, potem podwórko, potem ulica Batorego. Życie wtedy pochłania, wzrasta, bezgraniczne absorbuje, jest świeże, niepowtarzalne w swoim rodzaju. Powoli podlega uwspólnieniu, ale wciąż jeszcze upływa na grze w kapsle w rówieśnikami, oglądaniu Teleranka, wciąż pozostaje chłonne, zmysłowo obudowuje każdy element tego delikatnego czasu: „landrynki / i oranżadę w zielonej butelce”, „jabłka z tamtej działki”. Zapamiętane wtedy, po latach powrócą, czasem w towarzystwie prozaicznych sytuacji, które uświęca wyłącznie to, że jakimś niepojętym zrządzeniem losu zostały w pamięci: „koło straży pożarnej na rogu Batorego / i Sosnowej opryskał mnie żuk”.
Kto patrzy w przeszłość, gdzie nie czeka na niego lęk, lecz obraz minionego szczęścia i spokoju, ten ma w oczach tęsknotę i melancholię. Nowaczewski – ośmielę się zaryzykować – ma. Przedstawił wizję dzieciństwa szczęśliwego, pokazał czas młodości beztroskiej. Może to odpowiedni moment, aby uchwycić drugą część jego dziecinnej, właściwie już młodzieńczej historii, która nadaje się do podzielania: sentymentalnych opowieści o świecie mikrokomputerów, legendarnych maszyn: Atari, ZX Spectrum czy tytułowego Commodore 64, które dla części mojego pokolenia, a z tej perspektywy jestem właściwie równolatkiem Nowaczewskiego, były tym, czym dla dawniejszych chłopców mapy odległych lądów albo książki Verne’a. Możliwości tamtych procesorów i monitorów generowały „bursztynowe komnaty starych labiryntówek” czy „monochromatyczną zieleń kanciastych ogrodów”, ale Nowaczewski zdaje się przyznawać, że osiągnięcia tamtej technologii, dziś rozbrajająco śmieszne, mogły na pewien czas powstrzymać nadejście ostatecznego odczarowania świata. „słaba grafika była bliżej // tego co niewidzialne” – zapisuje. Cała ta sfera, poddana mitologizacji, nie traci punktów zaczepienia w rzeczywistości, staje się formą kroniki: oto pojawia się „Top Secret”, niezapomniane pismo dla miłośników gier, pewien wiersz Nowaczewski poświęca pamięci tragicznie zmarłego Krzysia Kubeczki, malowniczej i zabawnej postaci w kształtującej się komputerowej społeczności tamtych lat i technologii: bez internetu, z taśmą magnetofonową jako podstawowym nośnikiem danych, czasem z cichym wychodzeniem z pokoju, gdy wgrywał się program. Kto tego doświadczył, ten wie, o co chodzi.
Może to jest swoisty punkt odniesienia dla roczników 70.? Może nie Świetlicki, nie papież, ale właśnie miniony świat kart graficznych Hercules, procesorów Motorola, dyskietek wielkości tomiku poetyckiego, i jego dziwni mieszkańcy – wspomniany Krzyś Kubeczko czy, też już zresztą nieżyjący, Marek Sell? Nie lubię kategorii pokoleniowych, więc nie zatrzymam się nad tą hipotezą, rzucam ją żartobliwie, co nie zmienia faktu, że Artur Nowaczewski uczynił z tego czasu poruszające tworzywo dla swoich wierszy. Dodajmy, wierszy nie zawsze poświęconych wspomnianym zjawiskom, to pewna dominanta, ale w Commodore 64 można znaleźć sporo pięknych utworów o odmiennej tematyce. Jak choćby ten, pt. „Żaba”, którego fragment pozwolę sobie zacytować na zakończenie: „ze wszystkich Twoich stworzeń pełzających / najbardziej ukochałem żabę. znalazłem ją / w nocy na środku parkingu – życie wilgotne / jeszcze, dopiero co opięte w kształt. // w dłoni przypominała wystraszony mięsień, / bezbronny i niezdolny do podstępu”.
W tomie Dariusza Pado ważne miejsce zajmują wspomnienia z dzieciństwa, tak to bywa, że należy się w debiucie z przeszłością rozliczyć, zwłaszcza z własną. W Peryferiach raju znajdujemy zatem ślady pierwszych dziecinnych zabaw w piaskownicy, czy „podlewanie bratków u dziadka Staszka / z zieloną konewką z cmentarza”, potem pojawia się przeszłość bliższa, ale nadal związana z miejscem zamieszkania: „tu mnożyli się piaskarze których kobiety zabijały / ryby gołymi rękoma”. Jeszcze potem mamy do czynienia z klasyczną retrospekcją, dokonywaną przez człowieka już uformowanego, nadającego na dojrzałych falach, patrzącego na własne dzieciństwo jak na obcy, zaskakujący element: „dziś nie wiem […] czy sam w tych łanach płaszczy w snopach / świateł zdołam znaleźć pochowane kiedyś gołębie”. Niekiedy peregrynacje w czasie Dariusza Pado przybierają postać nie tak widmową, obudowuje je konkret, niepozbawiony cząstki baśniowości: „chłopca zdradza już sen i chudość nadgarstków / którymi przyciska poduszkę do twarzy tak mocno / że milkną komory pod powierzchnią akwarium”.
„zgubieni jesteśmy i szukamy ziemi / z której nie wyrośnie nic więcej / niż nowy buk rzeźba dłoni cień klonu” – zapisuje Pado i to również jest dla jego liryki znamienne: trzymanie się zasadniczych symboli natury: drzewa, rzeki, liście czy stawy zostają zestawione z ludzką nietrwałością, może nieodtwarzalnością ludzkiego życia w ogóle, ta fizyczna właściwość udziela się także mowie. „słowa będą nam szkieletem […] płomieniem z niczego” – zapisuje Pado. Większość wierszy wydaje się opisywać miejsca autorowi dobrze znane, oprowadza czytelnika po rodzinnym mieście, pokazuje konkretne kościoły, pokoje i kamienice, niegdyś zamieszkiwane przez lokatorów – znanych może z dzieciństwa, może ze słyszenia.
Zdarza się, że Pado plącze dykcje, przy sposobności wypełniając przestrzeń wiersza nadmierną ilością zróżnicowanych elementów, z których część jest rozpoznawalna wyłącznie dla niego samego. Nietrudno odgadnąć, że stajemy wtedy wobec pytania, co też autor właściwie chciał nam powiedzieć. Sięga – póki co nieśmiało – równocześnie po odwołania do Holokaustu, militaryzmu germańskiego i po symbole judaizmu, niekiedy z niezłym skutkiem, lecz czasem powstały z tego musu brak autentyczności bierze górę nad dobrymi intencjami. Dlatego wolę, gdy Dariusz Pado pozostaje przy opisach dzieciństwa, wolę – mówiąc krótko – gdy jest pijany, niż gdy się modli do nie swoich bogów: „jestem na tyle pijany / by patrząc na twój krzyż przez szczeliny swetra / wierzyć że wszyscy wstaniemy razem ze swymi zgubami”. Wtedy mnie jakoś prościej, jakoś naturalniej do swojej liryki przekonuje.
„tu jest – trująco” – zapisała Justyna Radczyńska w wierszu pt. „T Tauri”. Sam tytuł odsyła do gwiazdy o tej nazwie, być może do całej klasy gwiazd o specyficznych właściwościach, ale trzymając się ziemskiego gruntu, można odnieść ten zapis do klimatu panującego w Podmianie Joli Grosz. Tu, w wierszach Justyny Radczyńskiej również bywa trująco, a sama autorka nie oferuje pożywki miłośnikom galaktycznych opowieści, dość ironicznie zmierzając do konkretu: „już tylko esencja / przywołuje wspomnienie inflacji wszechświata”. Tu nie ma inflacji. Nie ma procesu. Jest model, ustalony, już okrzepł, wyposażył się w ramy, wytworzył formę i sumiennie odciska jej kształt na życiu bohaterki wierszy. Ta, jakby świadoma bezcelowości buntu, niepewnie artykułuje swoją niezgodę, zrezygnowana, nieufna wobec świata, niezdecydowana do okazania czytelnikowi zaufania wprost, wypowiada ją wobec siebie: „i znów zalega cisza, której reguł nie spełnię / swym bezbronnym słuchaniem”.
„ale mówię przecież / otwartym tekstem, że wystaję z kałuży / tak tu rośnie lebioda / i są gadzie wzorki. jest ogólnie / jednoręcznie i jaskrawo / grają jazz” – zapisuje Justyna Radczyńska. Głos dochodzący jakby z panopticum może brzmieć nawet szyderczo i może celowo został nastawiony na opis, nie na emocje, które taka sytuacja zapewne wyzwala w bohaterce, ale czytelnik mógłby tego przekazu nie podzielić, nie unieść. Dlatego zostaje dopuszczony wyłącznie do obrazu; otrzymuje go zamiast odczucia. W wierszach Justyny Radczyńskiej odbiorca nie wydaje się godny zaufania, może nic dziwnego, skoro sama autorka ma sporo wątpliwości co do własnej kondycji: jest skryta, akcentuje niemożność utożsamienia się wobec miejsc i osób, często głęboką bezradność. „ja – naelektryzowane chucherko / trące gałki oczu ze zmęczenia” – zapisuje. Zresztą Radczyńska nie wydaje się dążyć do znalezienia punktu odniesienia w człowieku, wobec tej alternatywy zdecydowanie akcentuje dystans: „odnoszę się do ciebie jak należy / z daleka”.
Z większym zaangażowaniem poszukuje oparcia w języku, może on, zanim się znowu rozproszy, na moment zdoła ożywić zastygły świat. Skoro „nasze narządy mowy są od przywoływania / zjawisk istnienia do stanu chwilowej uwagi”, może zdołamy – właśnie na moment – w skupieniu stanąć wobec jakiejś prawdy, choć na chwilę stabilnej. Ale samo słowo – tu na przykładzie lektury – również nie rokuje nadmiernych nadziei: „przeszkadza to trochę w czytaniu wierszy, / które poznaję po przyjemności, // zniewalającej i pozbawiającej rozumu, / na czas jakiś szczęśliwy, // tak innej od tej, której szukam”.
Justyna Radczyńska nie wykonuje zdecydowanych gestów, rozważa je nieśmiało, niepewna efektu: „trzeba zrobić coś niemożliwego, coś sprzecznego. / jak ustami dotyka się żaby, / może – pogłaskać jeża do krwi?”. A może to sam nie odbiorca, ale po prostu rzeczywistość nie zasługuje na to, żeby powierzyć jej swoją autentyczność: „nocniki z gwizdkiem, przyciski do papieru / i na serio straszące porcelanowe psy // wszystko praktyczne / dla pożerającej niezbędności”. To dotkliwe problemy, ważne zmartwienia. I to – jak zapisała Justyna Radczyńska – „nie są zmartwienia innych / to jest nasz świat”.
„jak się / oglądam w poprzek – jakoś mi nagle pełno krwi / we mnie i się poruszam” – zapisała Dagmara Sumara. Piękne i oryginalne. Czasem warto wykonać nieobliczalny ruch, złamać konwencję, pogestykulować, ale tak, żeby poprzestawiać meble, dokonać zamachu na własne przyzwyczajenia. Dla liryki. Dla hecy. Dagmara Sumara robi to, zmagając się nie tyle z konwencją, ile z własną skłonnością do zwracania na siebie uwagi – przede wszystkim swojej. Narcyzm to się nazywa, jeśli się nie mylę, ale nie wspominałbym o tego typu charakterystyce, gdyby nie pewne sprawy. Pierwsza – liryka Sumary jest dla mnie całościowo narcystyczna i nie zdołałem dostrzec żadnych symptomów świadczących, że autorka niekomfortowo się z tą tendencją czuje: przeciwnie – autoprezentacja i kreowanie własnego wizerunku wyraźnie jej służy. Lubi przykuwać uwagę do wykonywanych przez siebie czynności: „(sprawdziłam pocztę, / nie ma listu, sprawdziłam pocztę, nie ma listu, / sprawdziłam pocztę po raz trzeci)”, nie stroni od skupiania uwagi na sobie samej jako osobie, czasem robi to dosadnie i lapidarnie: „Pomyślałam, że wszystko kończy się na mnie”, czasem w dłuższym opisie: „mówię, że w każdą sobotę / o godzinie ósmej wieczorem zaczynam pisać / nowy wiersz i nie kończę. // Dziś jest nowa sobota. Godzina dziewiętnasta / czterdzieści dwie, więc jeszcze nie za późno, / żeby stworzyć jakieś światowe arcydzieło, / żeby zasłużyć na tytuł szlachecki // żeby inni poeci z innych miast wojewódzkich / pisali do mnie listy gratulacyjne, dla mnie erotyki”. W ostatniej zacytowanej frazie może pobrzmiewać ironia w pewnym specyficznym guście, na który jestem dość słabo wyczulony, taka już moja czytelnicza przypadłość. Ale następujące fragmenty nie wyglądają na ironiczne: „Mam dwadzieścia paznokci. To na całe życie” czy „Jacyś ludzie domagają się dowodu na moje istnienie”.
Sprawa druga: jeśli narcyzm połączy się z wyobraźnią, efekt może okazać się intrygujący, czego dowodem chociażby ten zapis:„Wczoraj ukąsił mnie komar, / mam na łydce bąbel wielkości kontynentu, w bąblu / mieszka choroba i biali ludzie”. Za każdym razem, gdy Dagmara Sumara odwraca optykę od bezpośredniego obserwowania własnej prywatności, również bywa interesująco: „Śnił mi się pociąg-widmo, który wylatuje w powietrze, / a później wychodzą z niego zwykli widmo-ludzie, a ja / jestem wśród nich: rumiana, przed obiadem, nucę. // Nie budzę się. Taka jestem bezpieczna. Ktoś z tłumu / nazwał mnie pieszczotliwie ruchomą / częścią widmo-scenografii”. Zamiast statyczności – dynamika. Obraz filmowy zamiast atlasu anatomii własnej.
Szczególnie ciekawe okazują się wiersze, w których autorka sygnalizuję utratę, a nie obecność. Nie brak w Dancingu zapisów tego rodzaju, by przywołać choćby frazę: „każda litera ma na końcu maleńką żyletkę i rani / mnie w palce. Jasna krew znaczy kropkę, którą trzeba tu w końcu postawić”. Otrzymujemy substancję, nie odbicie w lustrze. Ta natrętna powłoka zaczyna się kruszyć, poruszać. A prawdziwy Dancing jest wtedy, kiedy porusza się – i sobą – i czytelnikiem, tak jak tu: „Wszystko, czym / mogłam się bronić, przemokło. // Gdybym była przesądna, pomyślałabym, / że ktoś nade mną płacze. / Nikogo nade mną nie ma. / Mieszkam w przemakającym mieszkaniu. / Mieszkam w przemakającej postaci”. Do siebie innej – zawsze można wrócić. Dagmara Sumara to robi. Konsekwentnie. Niewykluczone, że przyświeca jej odmienny cel, że cała ta autoekspozycja została ufundowana wobec pewnych właściwości świata. Jak sama zapisuje: „Zostawiam ślady przynależności / na wszystkim, a wszystko się broni”. Może właśnie o to chodzi: o przełamanie oporu, o zostawienie pamiątek – po nas, po naszych cechach nie zawsze najlepszych, ale najbardziej trwałych.
„pod powiekami / zapala się czerwień, jakby Sisley malował dla nas wiewiórki” – zapisała Anna Tomaszewska. Pozwoliłem sobie potraktować ów cytat jako leitmotiv jej debiutanckiego tomiku, wybrałem go na mojego pomocnika w lekturze. Jej liryka nasuwa mi intensywne i liczne skojarzenia z impresjonizmem, wobec którego Alfred Sisley, francuski malarz o angielskim rodowodzie, wytrwał w wierności i zapomnieniu do końca życia.
Optyka Anny Tomaszewskiej zbiega się z programowymi zainteresowaniami impresjonistów: powierzchniowa, co nie znaczy, że powierzchowna, zwrócona ku zmysłom, skierowana na ulotność, nie wyraża pretensji poznawczych, nie dąży do sformułowanego wprost przesłania. „ale mogłabym napisać […] o sukienkach, koszulach, przedziałach / służących do przemijania w łopocie, w kolorach” – tak właśnie zapisuje Anna Tomaszewska, a tak – sugestywnie i malowniczo – obrazuje: „za oknem pęcznieją łąki zimnych stokrotek / jak mroźne obłoki do rozdeptania”. Chwilami to obrazowanie Tomaszewskiej jest mistrzowskie, zwróćmy uwagę na sam sensualny wyraz, ale także na rozbudowaną konstrukcję choćby tej frazy: „kiedy X uniosła twarz ku górze […] / otworzyła usta // jak w miękką studnię wpadł w nią deszcz / ciągnąc za sobą niebo i cały ten rozgardiasz / zszarzałych cumulusów // zsuwały się po języku po czerwonej zjeżdżalni / zagnieżdżały w niej a potem rozpływały / jak w rzece // jak w unerwionej wannie”.
Obok fragmentów nasuwających mi wspomniane skojarzenia z impresjonizmem, jak choćby ten: „słońce śpi pod korą ociężałych wiśni, słońce / wszyte w skórę, sól i miód i język rozgrzany. / Kieszenie pełne pestek, szpalery słoneczników, / wciąż wilgotna bielizna – na wietrze tuż pod niebem”. W Wierszach do czytania znajdują się utwory odmienne w wyrazie. Zajmuje Tomaszewską miłość, bywa w jej utworach okrutna, wymagająca poświęcenia. „pal mnie, pal w niewidzialnych ogniskach, iskry zaszywaj / w kieszeniach, popiół wcieraj w skórę. wcielaj mnie, wcielaj / w siebie aż zostanie blizna” – zapisuje, a ja, kiedy to czytam, mam wrażenie, że Anna Tomaszewska to jedna z nielicznych współczesnych polskich poetek, które potrafią pisać o miłości ostro i subtelnie zarazem, bez zblazowania, ostentacyjnego udawania, że zmęczyły się uczuciem, którym nie mogły się zmęczyć, skoro go nie przeżyły. Może dlatego, że Tomaszewska – mówiąc krótko – wierzy w miłość. Tak jak należy: sumiennie. I zazdrośnie, skoro przywołując obraz parku, gdzie spotyka spacerujące pary młodych ludzi, uświadamia sobie, że każda miłość posiada swój czas, co daje jej asumpt do gniewnego stwierdzenia: „Nic, odkąd w naszym parku zagnieździli się obcy”. W podobieństwie wrogość. Oto podstawa zazdrości, ważna, choć nie jedyna.
W wierszach Anny Tomaszewskiej można natrafić na podobnie wyraziste zapisy, czasem – powiedziałbym – substancjalne: „Krew wsiąka w źrenicę, / w lustro i w wiersz”. Estetyzowanie, nienatrętnie zresztą w tej liryce obecne, zahacza to, co najważniejsze: paliwo. Energię. Hemoglobinę. Niekiedy także o śmierć: „nocą sny matki wwiercają się / w szczeliny pomiędzy klepkami podłogi, z mozołem / przenikają piwnice, by dotrzeć do rozmokłej gliny / – moszczą dla niej jamkę w ziemi”. Nie przenosi to punktu ciężkości mojego odczytania debiutanckiego tomu Anny Tomaszewskiej w rejony mortualne czy turpistyczne. Zaznaczam to spostrzeżenie dla pokazania wielowymiarowości jej książki. Co nie zmienia dominującego faktu, że w jej utworach – mówiąc krótko – jest tak, jak sama zapisała: „to co najistotniejsze / dzieje się na styku milczenia i dotyku”.
Adam Zdrodowski przekonuje mnie zwłaszcza tam, gdzie porzuca swój kunsztowny język, gdzie w miejsce rygoru wkrada się jakaś autentyczna szczerość. Nadświadomość kierująca parnasistowski nacisk na formalne ukształtowanie tekstu, przestaje ciążyć nad wierszem i otwiera się szczelina dla prywatnego wyznania. Jak choćby tu: „Pamiętam, że pisałem coś / o wietrze na twoich policzkach i teraz / chcę uściślić – to ja chciałbym / być tym wiatrem, samym / powietrzem w twoich płucach”. Albo w tej frazie, gdzie włącza się jakaś zapobiegliwość, niepowtarzalna czułość: „A ja będę próbował przemycić i przechować / trochę wczesnojesiennego światła, dla ciebie, / takiego światła, przy którym daje się czytać, / żebyśmy mogli sobie razem poczytać, / wyczytać coś z tych kartek, które już / się kruszą, rozsypują, a jeszcze nie przestają / mówić o tamtych dniach, z których wyszliśmy, / tak dawno temu”.
Mogą uwodzić wielowymiarowe, surrealistyczne obrazy, generowane przez Zdrodowskiego z maestrią: „Tańczymy na ananasach – każdy plaster wygląda jak dziurawe słońce – / w socrealistycznej tancbudzie. Bo świata / chyba już nie ma i wszystko wolno / płynie dalej, w cieniu paproci. Zgubiony piesek, / który o niczym nie wie, obszczekuje lustra, / neony, błyskotki”, czasem dyskretnie zaprawione ironią: „Ale na razie śnię błękitny kręgosłup węgorzycy / (a właściwie morski i lekko fosforyzujący) i chmurę / mentolowego dymu. A na dokładkę słoik / kiszonych ogórków”. Mnie uwiodły.
Debiutancki tom Adama Zdrodowskiego przekonuje, że autor posiada ogromne umiejętności. Nie trzyma światła pod korcem: sestynę potrafi napisać, pantum potrafi napisać, tyle że – formalnie skuty – nie zawsze wypełnia je istotną dla mnie treścią. Można napisać pantum o śmierci i pantum o młynku do kawy – obydwa rozwiązania mają to do siebie, że mogą przewyższać pomysł na pantum o niczym. Dlatego wolę Zdrodowskiego tam, gdzie nie porzucając formalnego wyrafinowania, dokonuje zapisów autentycznych: „Zwabiła cię tutaj chemia, / która jak nic / innego potrafi zbudować zmysłom pomnik / i transportować cię łagodnie z nocy / w noc”. Zapis choroby? A może opis wspomagania, niekoniecznie w przypadłości? Tu Zdrodowski pozostawia dla czytelnika pole manewru, mówi rzecz znacznie ważniejszą niż patrz na mnie, na moje, zachwycaj się. Mówi: czytaj. Zaprasza do wiersza. I to chodzi. Lepiej pamięta się domy, w których się było, do których dało się wejść, niż te, które podziwiało się, stojąc przed zamkniętymi drzwiami. Choćby dlatego, że tych drugich zawsze jest więcej.
Magdalena Komoń
pomięte pudełko: prostokąt mięty
po drugiej stronie wszystko
co chcemy robić później
bo jeszcze trwa kawa na trawie
czas rozpina się na grudkach lata
tymczasem liżemy nabieramy
mamy mało i to mało od siebie
bierzemy
Bartosz Konstrat
Psy szczekają w podwórzu, jest jesień
i wiatr wolno przechodzi z ciepłego
w zimne,
czekam przy bramie z moim bratem, mamy razem
jedenaście lat,
czy mamy jeszcze szansę wyobrazić sobie, że umarli
wrócą nagle, właśnie z tego mroku, że siądziemy
razem
obserwując start radzieckiej rakiety?
Trzymamy się za ręce, pomiędzy skórami wilgoć, resztki
psiej sierści i niezmyty obiad.
Czuję, jak pod moją ortalionową kurtkę dostaje się
owad, błądzi przez chwilę,
instynkt lotu,
wtedy tego nie myślę, jestem dzieckiem.
Szczepan Kopyt
nigdy nie śniły mi się ptaki.
kasia oznajmia w liście z daleka,
że ją znudziła już cierpliwość
i że zostawia trochę powietrza
płyt cd, odpływa jak na zdjęciu
w prześwietloną toń okna
rano
nie ma kawy. jest łóżko i miłość.
w jej śnie były pająki. marta biegnie
do okna – patrz na śmieciarkę na dole -
mały wielorybek – posłuchaj – słyszę:
w jej oczach jest całe teraz – (boże!) -
i jest taki świt, że oślepnąć można
Piotr Kuśmirek
Zima bierze się spod ziemi -
z szorstkich włókien mrozu
wyplecione usta.
Rzeka puchnie od końca -
w śmiertelnych konserwach ułożone
ryby i bóg
w oku przerębli.
Piotr Mierzwa
Wystarczy umysł. Spałam
jeszcze, kiedy nagle się
obudziłem. Ten księżyc
wzwiedziony w tę niebieską
niwę i ich dziecko
słońce! Pochwalone bądźcie
promieniu i strugo! Ty
dwoiste światło! Stałem
i chwaliłam rozumny kompromis
pór, rozsądną unię żywiołów.
Rozłożona jak ciało. Uchylony
jak zasłona, jak sprzeciw.
Artur Nowaczewski
to że zwiększa się rozdzielczość,
wcale nie oznacza, że widać więcej.
wczytuję się w dzieciństwo, a tam :
komputer z pamięcią 64 kilobajty
dziś kiedy wszystko jest mega,
nikt nie spojrzy na to, co kiedyś było
cudem, nie tylko techniki. któż bowiem
pojmie, że słaba grafika była bliżej
tego co niewidzialne.
Dariusz Pado
żółte punkty układają się w linie
rezonans majówki plącze pędy
w rozpędzone palce w chwasty
przeciskające się między blachami
złożonymi pod bramą kościoła i płotem
remizy: tutaj podpaleni zgrzeszymy
wpiszemy na liściach parę
wykreślonych dogmatów popatrz:
mniszek może być rozdziałem
zamknięty w bunkier traw siwieje
nad mchem czekając na podmuch
o mocy wiary we wniebowzięcie pyłków
wieczność rankami rozwiewa włosy popatrz:
słowa można połknąć jak nasiona
a martwą ściółkę pozbierać
jak zbierają ją wróble na gniazda
kiedy z moich kieszeni wysypują się pinezki
a ty grasz na mlecznej trąbce
kruszymy się
Justyna Radczyńska
jedzenie niedopałków, zimny sen w piżamce w nietoperze
taki duży chłopiec w rajstopkach i koleżeńskie ugryzienie w szczepionkę
ucieczki przed panem dozorcą po palącej ziemi trawników
szkoła chodzenia cicho – jak prawdziwy indianin
wczoraj – dziecko znalezione w stercie liści
Dagmara Sumara
Bomba zmieniła kierunek, wszystko staje się bombą,
reszta zaś eksploduje. Wczoraj ukąsił mnie komar,
mam na łydce bąbel wielkości kontynentu, w bąblu
mieszka choroba i biali ludzie, czarni. Szkoda, że
bąbel nie jest częścią ciała, ale wieloma częściami.
Wciąż tylko narasta, powiększa swoje terytorium,
zajmuje miejsce sercu. Jak można nim czuć i co
stanie się później, gdzie można uciec, czy odnajdą nasze
mieszkania, czy może bąbel to synonim serca?
Mógłby przynajmniej mówić: coś spada na dach
domu. Bomba lub komar. Coś mięsożernego.
Wczoraj nad jeziorem było dużo ludzi. Ludzie są
jak komary. Tam było dużo komarów. Wolę
tę ciszę, która nastąpi. Lub też nie nastąpi, jeśli
nastąpi nalot. Śnił mi się mały Hitler, który miał małą
czapeczkę w małe zielone groszki. Śnił mi się mój
przyjaciel, który wracał z Anglii do Polski, a Polska
była Anglią.
Śnił mi się pociąg-widmo, który wylatuje w powietrze,
a później wychodzą z niego zwykli widmo-ludzie, a ja
jestem wśród nich: rumiana, przed obiadem, nucę.
Nie budzę się. Taka jestem bezpieczna. Ktoś z tłumu
nazwał mnie pieszczotliwie ruchomą
częścią widmo-scenografii.
Anna Tomaszewska
Widać nie ma umrzeć. Gdyby miał umrzeć, byłby tu ksiądz
Ernest Hemingway
Jeszcze pamiętam
kwaśny, zalatujący octem zapach kurtki,
którą zdejmował, rzucał na stołek,
prosił o cytrynę, nożyk, lód i pokazywał
jak robi się Toma Collinsa
Czasami wyciągał z kufra kapę, szpadę, mulety
i całkiem zgrabnie wcielał się w cienie
matadorów, których kiedyś podziwiał
A ja podziwiałam sposób, w jaki wychodził
z baru i wchodził do kościołów. Nie szukał w nich
niczego poza mrokiem i chłodem
Adam Zdrodowski
To musiała być miłość,
Bo czułem nowy język w gardle,
Jak spuchnięty migdałek.
Ale dzisiaj cię nie ma i śnię tylko
Windy, szyby niebieskie, ciężkie stemple snu.
I świt jak zadanie
Do samodzielnego opracowania
W domu (na osobnych kartkach).
Bo dzisiaj cię nie ma i widzę tylko
Windy, szyby niebieskie, ciężkie stemple snu.
Czytałem. Tadeusz Pióro zabrał mi linijkę.
Zabrałem dwa słowa Tadeuszowi Piórze.
Tylko tyle. Nie pamiętam tych słów.
Dzisiaj znów cię nie ma. Zostały tylko
Windy, szyby niebieskie, ciężkie stemple snu
Windy, szyby niebieskie, etc.
Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).
Czytanie z książki pamięć niczyja, ciało moje z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 29. Muzyka Malina Midera.
WięcejTrzydziesty trzeci odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 29.
WięcejDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Przemysława Suchaneckiego z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki pamięć niczyja, ciało moje Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejDwudziesty trzeci odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejCzytanie z książki żal, może on z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Romana Honeta, Marty Podgórnik i Krzysztof Siwczyk podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta, towarzyszący premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejRozmowa Zuzanny Sali z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę żal, może on Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę żal, może on Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejCzytanie z książki Pamięć rozmawia z wiatrem z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Mueller, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejFragment zapowiadający książkę Pamięć rozmawia z wiatrem Romana Honeta, która wkrótce ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejZapis rozmowy Romana Honeta z Robertem Rybickim, opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejRoman Honet odpowiada na pytania w ankiecie dotyczącej książki świat był mój, wydanej w Biurze Literackim 28 kwietnia 2014 roku, a w wersji elektronicznej 5 grudnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejProgram telewizyjny „Poeci”, w którym Justyna Sobolewska rozmawia z Romanem Honetem.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Martyna Buliżańska, Roman Honet, Szymon Słomczyński i Maciej Jakubowiak.
WięcejSpotkanie autorskie „Tribute to John Ashbery” w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Roszak, towarzysząca premierze książki Przyszli niedokonani, wydanej nakładem Biura Literackiego 5 lutego 2018 roku.
WięcejRozmowa Jakuba Winiarskiego z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki ciche psy, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 sierpnia 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący premierze książki ciche psy, wydanej w Biurze Literackim 21 sierpnia 2017 roku.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejWiersz z książki baw się. Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejFragment zapowiadający książkę Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 4 września 2017 roku.
WięcejFragment książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 5 września 2017 roku.
WięcejPoemat pochodzi z książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejZ Romanem Honetem o książce baw się rozmawia Grzegorz Czekański.
WięcejKomentarz Romana Honeta do wierszy „otworzyłem sen nie mój” i „lato 1991. golden boy” z tomu baw się, który ukazał się nakładem Biura Literackie 9 czerwca 2008 roku.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejJoanna Orska, Agnieszka Wolny-Hamkało i Radosław Wiśniewski o czwartym tomie poetyckim Romana Honeta; rozmowa z Autorem oraz klip do wiersza „Korona” w reżyserii Anny Jadowskiej.
WięcejWiersz z książki baw się (2008). Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejPort Wrocław 2009: wypowiedzi Dariusza Nowackiego, Piotra Śliwińskiego, Justyny Sobolewskiej, Piotra Czerniawskiego, Darka Foksa, Krzysztofa Jaworskiego, Bohdana Zadury, Romana Honeta.
WięcejRecenzja Romana Honeta z książki Dialog w ciemności Władysława Sebyły w wyborze Wojciecha Bonowicza.
WięcejPołów 2011. Fragment eseju Romana Honeta Nie łączyć, nie dzielić – o poezji Szymona Domagały-Jakucia.
WięcejZapis spotkania autorskiego „Odsiecz” z Romanem Honetem, Martą Podgórnik i Filipem Zawadą w ramach 20. edycji festiwalu Port Literacki 2015.
WięcejKomentarze Marty Podgórnik, Katarzyny Fetlińskiej, Anny Kałuży, Romana Honeta do wierszy z książki Julii Szychowiak Naraz, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.
WięcejRozmowa Artura Burszty z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackiem 8 marca 2016 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2016 roku.
WięcejNiepublikowany wiersz Romana Honeta.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejFragment zapowiadający książkę rozmowa trwa dalej Romana Honeta.
WięcejFragment zapowiadający książkę rozmowa trwa dalej Romana Honeta.
WięcejWiersz z książki baw się (2008).
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejKomentarz Romana Honeta do wiersza „nikt nie zaśnie ” z tomu świat był mój.
WięcejZ Romanem Honetem o książce świat był mój rozmawia Konrad Wojtyła.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Martyną Buliżańską, towarzysząca premierze książki Moja jest ta ziemia, wydanej w Biurze Literackim 26 września 2013 roku.
WięcejZ Maciejem Kulisem o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Macieja Kulisa.
WięcejZ Patrykiem Czarkowskim o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Patryka Czarkowskiego.
WięcejRedaktor według mnie nie powinien ogrywać żadnej roli. Ma być czytelnikiem. Sam tak traktowałem autorów, którzy trafili do mnie w Połowie.
WięcejRoman Honet współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011 o twórczości Kamila Brewińskiego, Macieja Burdy, Szymona Domagały-Jakucia i Grzegorza Jędrka.
WięcejEsej Romana Honeta towarzyszący premierze książki Dialog w ciemności Władysława Sebyły w wyborze Wojciecha Bonowicza.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta do wiersza „dla mgły, dla pustyni” z książki piate królestwo, wydanej nakładem Biura Literackiego 27 stycznia 2013 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta do wiersza „ptak już nigdy” z książki piąte królestwo.
WięcejZ Romanem Honetem o książce piąte królestwo rozmawia Konrad Wojtyła.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejBohater Elsnera przypomina człowieka znajdującego się na skraju wyczerpania, zatem jeśli miała tu miejsce konfrontacja, to właśnie jego zmuszono do kapitulacji. Do życia utajonego: na dnie, w piwnicy…
WięcejPoeta, który mówi swoją prawdę, nie ma potrzeby oglądania się wstecz, nie prowadzi go konieczność konfrontowania swojego komunikatu wobec innego.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejZ Julią Szychowiak rozmawia Roman Honet
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Tomaszem Pułką, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim 8 kwietnia 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Jackiem Dehnelem, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydane w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejWydaje mi się, że w wierszach Kulbackiej szczególnie ważne jest nieprzerwane zachowywanie czujności, tyle że powody tego stanu – odwrotnie niż w poprzednim wypadku – przeniosły się z ludzi, (którzy, ilekroć by się w liryce Kulbackiej nie spotkali, niemal zawsze krzyczą, przeklinają, narzekają) na rzeczy martwe i dlatego teraz nawet w zetknięciu z nimi trzeba zdać się na obsesyjną ostrożność…
WięcejBuliżańska pisze nonszalancko, ale to typ nonszalancji, który odnosi się nie do ignorancji, ale do wariacji powstałych dzięki jakości wykonania.
WięcejKrzysztof Dąbrowski ujął mnie swoją zachłannością na życie. Na świat. Przenikająca pazerność. Żarliwość. Nieoczekiwane, błahe zdarzenie, przypadkowy epizod potęguje głębię tego nienasycenia.
WięcejCzasem trafiały się zestawy oryginalne, świadczące o gotowości, ale także o zdolności do podjęcia ryzyka przez autora, zdarzało się to sporadycznie, zresztą nie spodziewałem się odwrotnych proporcji, i to właśnie owe zestawy stanowiły dla mnie punkt odniesienia…
WięcejDaleko – to miara z naszego świata, mogłyby doskonale widnieć na niej dokładniejsze i wymierniejsze stopnie, ale tu nie chodzi o rachunek, ale o wysłanie pewnego sygnału: możliwość ostatecznego zniweczenia – może bezpowrotnej śmierci, może rozstania na zawsze – zostaje wykluczona.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt „Połów 2010”.
WięcejKierowało mną wyłącznie przekonanie, że wiersze przywołanych autorów, to, co wnieśli oraz wnieść mogą do liryki polskiej, domaga się – z racji mojej roli w całym projekcie – zdecydowanej reakcji.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2009. Wśród wyróżnionych: Waldemar Jocher, Małgorzata Lebda, Joanna Lech, Dawid Majer, Agnieszka Mirahina, Teresa Radziewicz, Bianka Rolando, Anna Wieser.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2008. Wśród wyróżnionych: Szymon Bira, Marcin Czerkasow, Sławomir Elsner, Konrad Góra, Iwona Kacperska, Izabela Kawczyńska, Grzegorz Kwiatkowski, Monika Mosiewicz, Kamila Pawluś, Bohdan Sławiński.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2007. Wśród wyróżnionych: Kamila Janiak, Przemysław Owczarek, Marcin Perkowski, Jakub Przybyłowski, Jarosław Spuła, Julia Szychowiak i Marek Wojciechowski.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2006.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2004. Wśród wyróżnionych: Jacek Dehnel, Tomasz Gerszberg, Tomasz Jamroziński, Roman Kaźmierski, Joanna Wajs.
WięcejGłos Romana Honeta w debacie „Być poetą dzisiaj”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2003 (Justyna Bargielska, Juliusz Gabryel, Michał Kasprzak, Paweł Kozioł, Robert Król, Joanna Mueller, Robert Rybicki, Radosław Wiśniewski), towarzyszące projektowi „Poeci na nowy wiek”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2002. Wśród wyróżnionych: Jacek Bierut, Ryszard Chłopek, Grzegorz Giedrys, Małgorzata Jurczak, Tobiasz Melanowski, Anna Piekara, Paweł Sarna, Marcin Siwek.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2001. Wśród wyróżnionych: Marcin Cecko, Agnieszka Kuciak, Paweł Lekszycki, Piotr Macierzyński, Marcin Ożóg, Edward Pasewicz, Michał Sobol, Małgorzata Sochoń.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2000. Wśród wyróżnionych: Wojciech Brzoska, Julia Fiedorczuk, Krzysztof Gedroyć, Anna Podczaszy, Adam Pluszka.
WięcejPodsumowanie debaty „Poeci na nowy wiek”.
WięcejJeśli istnieje coś takiego, jak poezja roczników 70., to można być nawet królową angielską, ale lepiej się z tym nie obnosić, żeby nie wzbudzać zainteresowania psychiatrów. Ale ja tam nie wiem, czy istnieje…
WięcejNatychmiastowe rozstrzygnięcia w pisaniu czasem są dla mnie równocześnie tak ostateczne, że stoję wobec konieczności uznania ich za nienaruszalne, choć powstały za moją przyczyną.
WięcejKomentarze Joanny Mueller, Konrada Wojtyły, Macieja Milacha, Bartosza Sadulskiego, Jakuba Momry, Bartłomieja Majzla.
WięcejDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Justyny Bargielskiej, Magdaleny Bielskiej, Jacka Dehnela, Sławomira Elsnera, Julii Fiedorczuk, Konrada Góry, Łukasza Jarosza, Bartosza Konstrata, Szczepana Kopyta, Joanny Lech, Agnieszki Mirahiny, Joanny Mueller, Edwarda Pasewicza, Anny Podczaszy, Tomasza Pułki, Bianki Rolando, Roberta Rybickiego, Pawła Sarny, Julii Szychowiak, Joanny Wajs, Przemysława Witkowskiego i Indigo Tree podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Mueller, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejZapis rozmowy Romana Honeta z Robertem Rybickim, opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejBohater Elsnera przypomina człowieka znajdującego się na skraju wyczerpania, zatem jeśli miała tu miejsce konfrontacja, to właśnie jego zmuszono do kapitulacji. Do życia utajonego: na dnie, w piwnicy…
WięcejPoeta, który mówi swoją prawdę, nie ma potrzeby oglądania się wstecz, nie prowadzi go konieczność konfrontowania swojego komunikatu wobec innego.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejZ Julią Szychowiak rozmawia Roman Honet
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Tomaszem Pułką, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim 8 kwietnia 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Jackiem Dehnelem, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydane w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRoman Honet – redaktor tomu, który dokonał wyboru poetów i ich utworów – zaprezentował dwadzieścia jeden sylwetek poetów, których zdaje się łączyć jedynie zawarty w tytule akt mianowania. Jednakże wybór składający się zawsze w zbiór zachęca przynajmniej do postawienia pytania o możliwe powinowactwa…
WięcejRecenzja Bartosza Sadulskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejKierowało mną wyłącznie przekonanie, że wiersze przywołanych autorów, to, co wnieśli oraz wnieść mogą do liryki polskiej, domaga się – z racji mojej roli w całym projekcie – zdecydowanej reakcji.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2009. Wśród wyróżnionych: Waldemar Jocher, Małgorzata Lebda, Joanna Lech, Dawid Majer, Agnieszka Mirahina, Teresa Radziewicz, Bianka Rolando, Anna Wieser.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2008. Wśród wyróżnionych: Szymon Bira, Marcin Czerkasow, Sławomir Elsner, Konrad Góra, Iwona Kacperska, Izabela Kawczyńska, Grzegorz Kwiatkowski, Monika Mosiewicz, Kamila Pawluś, Bohdan Sławiński.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2007. Wśród wyróżnionych: Kamila Janiak, Przemysław Owczarek, Marcin Perkowski, Jakub Przybyłowski, Jarosław Spuła, Julia Szychowiak i Marek Wojciechowski.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Poeci na nowy wiek
WięcejSzkic Ryszarda Chłopka o poezji Tomasza Pułki.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2006.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2004. Wśród wyróżnionych: Jacek Dehnel, Tomasz Gerszberg, Tomasz Jamroziński, Roman Kaźmierski, Joanna Wajs.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2003 (Justyna Bargielska, Juliusz Gabryel, Michał Kasprzak, Paweł Kozioł, Robert Król, Joanna Mueller, Robert Rybicki, Radosław Wiśniewski), towarzyszące projektowi „Poeci na nowy wiek”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2002. Wśród wyróżnionych: Jacek Bierut, Ryszard Chłopek, Grzegorz Giedrys, Małgorzata Jurczak, Tobiasz Melanowski, Anna Piekara, Paweł Sarna, Marcin Siwek.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2001. Wśród wyróżnionych: Marcin Cecko, Agnieszka Kuciak, Paweł Lekszycki, Piotr Macierzyński, Marcin Ożóg, Edward Pasewicz, Michał Sobol, Małgorzata Sochoń.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2000. Wśród wyróżnionych: Wojciech Brzoska, Julia Fiedorczuk, Krzysztof Gedroyć, Anna Podczaszy, Adam Pluszka.
WięcejRecenzja Karola Maliszewskiego, towarzysząca premierze książki pamięć niczyja, ciało moje Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejRecenzja Przemysława Rojka, towarzysząca premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejPoemat pochodzi z książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejRecenzja Katarzyny Kędzierskiej z książki Romana Honeta świat był mój.
WięcejRecenzja Jerzego Madejskiego z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała we wrześniu 2014 roku się w miesięczniku „Nowe Książki”.
WięcejRecenzja Krzysztofa Sztafy z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała się 9 lipca 2014 roku na stronie Literatki.com.
WięcejRecenzja Roksany Obuchowskiej z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała się 12 listopada 2014 roku na na stronie internetowej DOKiS: Dolnośląska Kultura i Sztuka.
WięcejRecenzja Dominika Borowskiego z książki świat był mój Romana honeta, która ukazała się w lipcu 2014 roku w Kieleckim Magazynie Kulturalnym „Projektor”.
WięcejRecenzja Marianny Kijanowskiej z książki alicja Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marcina Sierszyńskiego z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się na portalu wywrota.pl.
WięcejRecenzja Jacka Mączki z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.
WięcejRecenzja Moniki Kocot z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.
WięcejEsej Magdaleny Rabizo-Birek towarzyszący premierze książki świat był mój Romana Honeta.
WięcejRecenzja Magdaleny Bartnik z piątego królestwa Romana Honeta.
WięcejRecenzja Andrzeja Franaszka z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Przemysława Witkowskiego z książki moja Romana Honeta.
WięcejAutorski komentarz Piotra Śliwińskiego do książki piąte królestwo Romana Honeta, wydanej nakładem Biura Literackiego 20 stycznia 2011 roku.
WięcejRecenzja Michała Larka z książki piąte królestwo Romana Honeta.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Bartosza Sadulskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marty Baron z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Aliny Świeściak z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Sylwii Omiotek z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Przemysława Owczarka z książki baw się Romana Honeta.
Więcej