pamięć niczyja, ciało moje
nagrania / transPort Literacki Malina Midera Roman HonetCzytanie z książki pamięć niczyja, ciało moje z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 29. Muzyka Malina Midera.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2008. Wśród wyróżnionych: Szymon Bira, Marcin Czerkasow, Sławomir Elsner, Konrad Góra, Iwona Kacperska, Izabela Kawczyńska, Grzegorz Kwiatkowski, Monika Mosiewicz, Kamila Pawluś, Bohdan Sławiński.
„nie jest w naszej mocy / ugłaskać / też krwiożerczość / tej wieczerzy wzajemnej” – zapisał Szymon Bira w debiutanckim tomie, opublikowanym przez wydawnictwo Mamiko. Bira – w odróżnieniu od większości swoich rówieśników – posługuje się frazą różewiczowską i choć wydawałoby się, że ten system został doszczętnie wyeksploatowany i w rezultacie obecnie niewiele ma do zaoferowania, lapidarne i ascetyczne wiersze z tomu światło umieranie mogą skłaniać do rewidowania tego typu wniosków. Zresztą mniejsza o formalne dywagacje. Powyższy cytat przywołałem jako przykład reprezentatywny dla całości liryki Szymona Biry: wyróżniającej się drapieżnością, równocześnie ostrością i głębią spojrzenia. Pewność gestu, czasem okrutnego i perwersyjnego, w wykonaniu tego młodego autora może budzić uznanie. Jak choćby tu: „kroczą dziewczęta wzdłuż brudne / odświętnie rozebrane / zapraszam zwierzyna ma gardła / śpiewa nóż // toną dziewczęta / według święta / wytresowana orkiestra”.
Na szczególną uwagę w liryce Szymona Biry zasługuje figura kobiety: obsesyjnie powracająca, poddana odkształcającym zabiegom: „kruczo-blade ma włosy / moja kobieta o świcie / ją czasem zastaję / jeszcze czystszą / aż kąpie się w słońcu / moja kobieta trójgłowa”, czasem okaleczona: „po jednej piersi / kobiety odsłaniały / niedojrzale / na pewne święta”, nawet wobec – wydawałoby się – uświęcającego obcowania ulega poniżeniu, trupiemu rozpadowi: „anioł rozmawiał z kobietą przez palce / zadowoloną anioł rozlewał kobietę / na stosie cuchnęło już nagą”. Szymon Bira co prawda zapisał: „były tam też kobiety / nasłonecznione”, ale trzeba przyznać, że pojawiały się sporadycznie, w tle. Odegranie głównych ról zdecydowanie przypadło zdeformowanym dziwolągom płci żeńskiej, które sprawiają wrażenie, jakby w ostatniej chwili wymknęły się z dziewiętnastowiecznej rzeźni namalowanej przez Lovisa Corintha.
„co jest że się nie da poukładać na stałe” – dociekał Bira. Proces tworzenia jego mrocznego świata nie zakończył się, „jest jeszcze świt / pięć razy dziennie / zmierzch nie ten sam” – irracjonalny układ, prawie jak w powieściach Carrolla, gdzie następowały po dwa dni tygodnia na raz. Nierozpoznana siła wciąż utrudnia, zawadza, stoi na straży chaosu, który należy porządkować z ogromnym wysiłkiem, krok po kroku ogarniać i rozpoznawać: „po pierwsze / jest to upał / trudność w jego obliczu / następnie też / krańce”. Niewątpliwie warto sięgnąć po debiut Szymona Biry. Choćby dlatego, żeby się przekonać, że w oryginalny sposób można posługiwać się poetyckim systemem dość popędliwie uznawanym za nieefektywny. Choćby dlatego, żeby zakosztować tego na pół-anielskiego, na pół-piekielnego świata, gdzie jest „biel bez / po bokach noże kwiaty”, na zakończenie nie odmawiając sobie pożegnania się z Szymonem Birą jego własnymi słowami: „znaliśmy się / okrutnie”.
„Był wyjątkowy: młody, w pełni świadom dojrzałych faktów, / Które zniknęły, niemal nigdy nimi nie będąc” – zapisał Marcin Czerkasow w wydanym nakładem Wielkopolskiej Biblioteki Poezji tomie pt. Fałszywe zaproszenia. W jego wierszach warto zauważyć zwłaszcza eksponowane doświadczenie iluzoryczności świata, jego prowizoryczność: ten umowny porządek uchyla się przed każdym zdecydowanym gestem: nazwania, określenia. Z drugiej strony sam bohater Czerkasowa przez swoje postępowanie, gdzie bierna optyka zdecydowanie dominuje nad działaniem, wciela się w figurę nieruchomego obserwatora, potęgującą wrażenie bezwolności, absolutnego braku wpływu na otaczającą go rzeczywistość. Czyli żadnego zdecydowanego gestu nie wykonuje. Dlatego są tu znamienne: i przywołany cytat, i sam tytuł tomu. Marcin Czerkasow zachęca czytelnika do uczestnictwa w świecie nieprzystępnym, a przez niego samego – wskutek bierności – nierozpoznanym. Tytułowe zaproszenia Czerkasowa okazują się fałszywe, dlatego że – na podobieństwo „wszystkich schodów” w jego wierszach – „prowadzą donikąd”.
Kim jest zapraszający? Posłuchajmy, co mówi: „Na końcu nie wiedziałem nawet / Gdzie jestem i co robię. Ale nieważne”, „I nawet jeśli coś było w powietrzu, już tego nie ma.” Mnożące się niedookreślenia. Same deficyty. Jakby zapraszający w niedostatecznym stopniu rozpoznał miejsce, do którego zaprasza. Niewykluczone, że sam posiada poważne wątpliwości co do jego aktualnego statusu. O ile ów status w ogóle można jeszcze przypisać do czegokolwiek, co mogłoby być namacalne. Niewykluczone, że Czerkasow obmyślił dla swoich gości pułapkę: „Przez wiele dni padał śnieg, a ja /siedziałem w domu, przeglądając / lokalną prasę. Jakiś czas później / przypadkowy piorun trzasnął / w plan miasta i zmienił go / w wielką dymiącą dziurę, gdy / miałem się na nim znaleźć. // Cóż za brak wyczucia!”. Ale cóż za odwaga! Wobec tak okazanego zrządzenia losu powiedzieć: zapraszam do siebie!
Ale mówiąc poważnie: jeżeli nie donikąd, to dokąd zatem nas Marcin Czerkasow zaprasza? Może do oglądania rzeczywistości z jego perspektywy? Niewątpliwie zaproszenie tego typu nadawałoby się do przyjęcia. Wtedy można by zauważyć, że – wbrew pustce i prowizorce, na przekór zagadkowemu niedookreśleniu i permanentnej bierności – „jednak coś jakby spektakl trwa, niepozornie / miażdżąc słuch – ten rodzaj zgiełku, / o jakim mówimy, że pojawia się z zewnątrz / wraz z dniem, nie dostrzegając jego źródła / w którejś z tych ciepłych, studziennych nocy”. Wtedy można by poczuć nierozerwalnie złączone w wierszach Czerkasowa: smutek, bezradność, ironię i czułość. Jak sam zapisał: „Byłem wściekły, zdruzgotany i całkiem / zadowolony z takiego obrotu spraw”.
Wydany przez Biuro Literackie debiut Sławomira Elsnera to poruszający i oryginalny tom. Elsner eksponuje własne ja, ale robi to tak, że punkt ciężkości podczas czytania skupia się na wierszu, nie na osobie autora. Precyzyjnie notuje każdy prozaiczny detal: „Przeprowadziłem się pod wiadukt, / na 29 listopada 3a/32, parter. / Pracuję na trzy zmiany w systemie / czterobrygadowym. Zarabiam // tysiąc dwieście pięćdziesiąt złotych / netto” albo „Kupiłem pinezki” czy „Dzisiaj ogoliłem głowę i spaliłem / włosy”. „Poza tym nikt o mnie nie pyta” – podsumowuje. Zatrzaśnięty w swoim wyobcowaniu Elsner, rozpowszechniając wiadomości o sobie, sprawia wrażenie rozbitka, który raz na czas kreśli list, wkłada go do butelki i wrzuca do morza – wykonuje to mechanicznie, nie rozbudzając w sobie oczekiwania na odpowiedź.
Wspomniałem o rozbitku dlatego, że bohater Elsnera wydaje się krańcowo osamotniony, ale odizolował się sam, na własne żądanie. Być może było to zgodne z jego własną naturą, ale też być może w tej naturze krył się pierwiastek tak niebezpieczny, że musiał zrobić to wbrew sobie, żeby nie wyzwolić tego, co niszczycielskie, zagrażające. Musiał się ukryć, żeby ukryć swoją bestię. Ale równie możliwe jest, że za wycofaniem się stoi bezsilność, brak oparcia w rzeczywistości. „Widzę was, // jakby z piwnic. Nie wiadomo skąd się tutaj / wziąłem – to tajemnica. Z jakiego zderzenia / powstałem? Może po prostu ktoś mnie wykrzesał, // czyszcząc blachę z rdzy” – zapisuje. Zstąpił zatem do piwnic, waruje przy ziemi: „Naprawdę można poznać siebie, / grzebiąc w ziemi”. A może było to przeznaczenie? Elsner tego nie wyjawia. Słyszymy wyłącznie lapidarne: „Pochodzę z dna”.
Wiersze Elsnera prawie zawsze zamieszkuje wyłącznie jeden człowiek, niedookreślony, nieuchwytny. Nie posiada twarzy. „Czy ma jakieś imię? / Mówią, że tak. Podobno / potrafi je zmieniać”. Dlatego Elsner – jako jedyny mieszkaniec – szuka sobie podobnego i odnajduje go – w samym sobie. Czasem go wymyśla: „Zmyślony szedłem / i trąbił na mnie samochód”. Czasem wykrawa z własnego ciała: „Cieśnina, w której się nie mieszczę, / nazywa się ciało”. Ten wymyślony byt zyskuje autonomię, zaczyna żyć własnym życiem: „Kiedy wchodzę / do siebie, mam rozciętą twarz. Tak widzę to // z zewnątrz: człowiek ubrany w ciało / rozbiera się. Skóra lśni, krew szybko paruje. / Ktoś z wnętrza krzyczy, by ukazać się // w pełnej barwie”. Ze znacznie większym dramatyzmem ta sytuacja została przedstawiona w wierszu pt. „Ten człowiek”, gdzie ta fantomowa na pozór istota zmieniła się w cielesnego oprawcę i przejęła kontrolę nad swoim twórcą: „Ten człowiek, który we mnie mieszka, / jest obrażony i blady. Tego człowieka / trzeba prowadzić za rękę i przepraszać […] Ten człowiek z płaczu / przechodzi w złość i się wyrywa. / Kiedy się wyrwie, rozrasta się. / Staje się większy ode mnie, zakleja mi / usta czarną taśmą i przywiązuje / w okolicach tyłu głowy. Wtedy ja / mieszkam w tym człowieku”.
„Serce zupełnie mi wyschło, / ale umysł mam jeszcze mięsisty, ciepły” – zapisał Sławomir Elsner. Czyli rozpoznaje swoją opustoszałą rzeczywistość za pomocą tego, co mu pozostało: umysłu. Rozmyśla i zapisuje. Warto to przeczytać.
Wydany w bibliotece Rity Baum debiut Konrada Góry przemawiał do mnie na dwa sposoby. Mową wściekłości i mową czystego liryzmu, czasem obydwie dykcje były nierozerwalnie złączone. Konrad Góra posiada dar uważnego obserwowania, weźmy dla przykładu wiersz pt. „Początek”: „Idzie lasem, przekłada gałąź spod stóp, / dostrzega jej ostrzejszy koniec, / dostrzega koniec”. Prawdopodobnie ta właściwość Konrada Góry sprawiła, że powstały zapisy równocześnie kunsztowne i przeszywające. Jak choćby ten: „Podróż odbywa się pod soczewką, / w zastrzykach, nabrzmiała kula / unieruchomiła go na podobieństwo / wpółzłamanego ptaka. Umiera chwiejny / jak słonecznik. Bo żył jak słonecznik w / świecie kilku słońc”. Albo ten: „Bo zrzucisz prawdę z siebie tak / przedwcześnie, jakbyś był wężem zmuszonym do zmiany / skóry, jeszcze trawiąc i śpiąc”. W obydwu przywołanych cytatach zarówno stajemy wobec tego, co drapieżne i tego, co perfekcyjne.
„Nastąpił spazm i pomnożono zyski / w rzędach zer, za którymi stoi człowiek / o głosie z samych spazmów. Ktoś, kto / ingeruje w moją nienawiść, nadaje jej / moc, dobiera szaleństwo” – zapisał Konrad Góra. Przemówił teraz w ten drugi sposób: wyraził głos gniewny i rozwścieczony, ale także prawdziwy, bowiem nie ukrywa własnej nienawiści ani pogardy. Nie ukrywa, wobec kogo je żywi, dla kogo je wyhodował: dla ludzi. Obłudnych i załganych, gdy „Kątem oka widać / Tę śmierć, co się z nich rodzi, rozbrylający się / W ustach kamień. Kłamstwo sito słów”. Dla władzy: „Trzeba być u miasta, / Złożyć nowe formy obrzędowe. / Stary skurwysyn wie wszystko lepiej. / Młody się dopiero domyśla”. Dla aparatu, dla struktur: biurokraci, prokurator, adwokat, funkcjonariusze wszystkich instytucji, każdego systemu – to oni zdewaluowali i zawłaszczyli pismo, zbrukali język, narzucając w zamian swój bełkotliwy, ale obowiązkowy dialekt, to przeciw nim należy wznieść „W górę kamienie, czytelne pismo wolności”. Ostre. Demonstracyjne. Ale być może jest to jedyny rodzaj pisma, który okaże się zrozumiały dla obydwu stron.
„Twój wróg społeczeństwo, twój wróg ludzkość” – zapisał Konrad Góra. Widać, że jego anarchistyczne inklinacje obejmują szerszy zakres niż wyłącznie sam system. Godzą zasadniczo w jego twórców, co samo w sobie stanowi gest celny, ale także rozpaczliwy, o ile prawdziwe jest twierdzenie, że społeczeństwo zawsze wytwarza struktury. Przypomniał mi się Sándor Márai, gdy zapisywał, że ideą XIX wieku była wolność, a ideą XX wieku jest emerytura. W XXI wieku „idee / Giną w terminalach” – zapisuje Góra, równocześnie w krótkim wierszu pt. „źródło” podając znacznie trafniejszą i przejmującą – w moim przekonaniu – charakterystykę epoki: „Strumień kobiet sprzed Biedronki / Wpływa do martwych mieszkań / Strumienia mężczyzn zza Biedronki”. Tu już nie ma miejsca na żadne idee. Idee posiadają żywi. A ten pochód nieumarłych wyzwala przede wszystkim uczucie smutku. „Musi być wybrane powietrze / Powietrze wybrać z człowieka” – pisał Góra i ta obojętnie przetaczająca się masa sprawia właśnie wrażenie ludzi, z których wybrano nawet to, co nic nie kosztuje – powietrze. A co oprócz smutku? Może nadzieja, że póki co Jeronimo Martins działa wyłącznie na Ziemi, podczas gdy na którejś z miliardów planet być może istnieje życie w postaci kryształu, niewymagające tlenu, zatem tamtejsi tyrani, o ile są, muszą się sakramencko napracować.
„powtarzam: dom, ściana, dom, ławka, dom, kamień” – zapisała Iwona Kacperska w swoim debiutanckim tomie – i zaraz potem: „co to za ptaki? czyja głowa na wietrze?”. Jakby sens przywołanych pytań i tego lapidarnego powtarzania wynikał z pragnienia, by utwierdzić się w przekonaniu, że rzeczywistość – w wierszach Kacperskiej na ogół wymykająca się oszacowaniu, ukazana fantomowo, nieuchwytna dla zmysłów – jest mimo wszystko namacalna, nie – odrealniona. Że na akcję odpowie reakcją, co jest znaczące o tyle, że Kacperska opowiada przede wszystkim o bezradności, znieruchomieniu, zastygnięciu, któremu podlega się wbrew sobie. „nie odgarnę szronu, przywarłem językiem, czekam, / aż ciało zacznie nim mówić – o bezsilności” – zapisuje, kreśli frazy świadczące o zobojętnieniu, biernym obserwowaniu: „zimy, których nie musiałam przewidywać, / przychodziły”. Zresztą motywy zimy, mrozu, śniegu, bieli często powracają w liryce Iwony Kacperskiej, potęgując wrażenie działania tej mechaniki bezradności. „w zeszłym roku – na zamarzniętym jeziorze w parku – widziałam / dziecięce kurtki, czapki, szaliki. śliska tafla / upstrzona kolorami i wszystko ruchome”. To „ruchome” zostało wypowiedziane jakby w zazdrości, że można żyć również tak: bezrefleksyjnie, naturalnie, że zamiast wyłącznie je obserwować – można w nim uczestniczyć.
„i coraz gładsze lodowisko, /najmniejsze z dzieci już wpadły w jasny przerębel obok głów starców, / ich drobne skrzydła zalśnią niebawem na powierzchni” – w wierszach Iwony Kacperskiej można stwierdzić obecność pewnej nieokreślonej siły, która wszystko zasysa, wtrącą dzieci w to miejsce, gdzie więzi już starców, czyli działa unifikująco, choć okrutnie i ślepo, a potem transformuje: utopione dzieci zmieniają się w ptaki. „co mnie tak ciężko zjadło – w środku nocy – / czemu nagle jestem gładka i biała?” – to kolejny dowód na oddziaływanie tej przemożnej siły, tajemniczej, ograniczającej właściwości do elementarnych pojęć, w optyce: kolory do bieli, a na poziomie fizycznym redukującej nierówności do płaszczyzny. „a teraz powtarzaj za mną: / na kolanach na wysokościach” – może tak brzmią nakazy tej siły, gdzie w jednym geście tkwi uwznioślenie i poniżenie. Taka figura mogłaby sprawdzić się w modlitwie, gdzie przyjmowanie określonej postawy wiąże się z wypowiadaniem pewnych słów, ale tutaj nie mamy do czynienia z modlitwą. Tu przemawia głos obcy, który dyktuje („teraz powtarzaj za mną”) modlitwę do siebie i nakazuje przyjąć pozycję względem siebie.
„w dniu, w którym przyjdzie żłobić / w korze inicjały, / po ostrzu zsunie się / światło, / zacznie nas przesączać na drugą stronę drzewa” – ten zapis mógłby stanowić dowód, że w wierszach Iwony Kacperskiej żaden gest nie jest definitywny, że nie zostawia śladów: ani on, ani my. Być może pozostało ostateczne zamilknięcie, świadoma rezygnacja z domagania się reakcji od świata. A na pewno – nie poprzez słowo. „wyciąga rękę, / w ciemności umieszcza małą papierową łódkę” – zapisała Kacperska. Może tak. Może ktoś ją znajdzie.
Wydany przez Stowarzyszenie im. K.K. Baczyńskiego debiut Izabeli Kawczyńskiej to skromny tom, zawierający zaledwie dwadzieścia dwa utwory. Kawczyńska zdecydowanie postawiła na wiersz o rozluźnionym związku przyczynowo-skutkowym, w efekcie powstały namnażające się lawiny wielopiętrowych metafor, wyzwoliły się niepowstrzymane sekwencje porównań – cała ta słowna maszyneria wprawiona w ruch sprawiła, że mamy do czynienia z liryką ewokowaną przede wszystkim przez wyobraźnię i również do niej się odwołującą. Tu pracuje „czas rozprzęgnięty / od krzyku do rany”.
Kawczyńska zarzuca czytelnika kaskadą obrazów o zróżnicowanej proweniencji, dlatego dokonałem próby wyodrębnienia tematów – moim zdaniem – zasługujących na szczególne podkreślenie w jej wierszach. Ze względu na powtarzalność. Ze względu na istotność. Nieustającą obecność. Matka, zmarli, zwierzęta oraz zdarzenia rozgrywające się między parą kochanków – tak widziałbym w skrócie znaczące figury i sytuacje opisywane w Lunie i psie… To matka, którą „rodzinne ciepło ogniska połknęło […] doszczętnie, by wypluć mnie z jej brzucha dziewięciomiesięcznym / falstartem, z dziurawej łąki łona w topaz widnokręgu”. Ostatni fragment tego cytatu przywodzi na myśl imaginacyjne zapisy Wincentego Różańskiego czy też poety, nad którego słowem panuje długotrwałe, krzywdzące milczenie – Jerzego Plutowicza.
A zmarli? W wierszach Kawczyńskiej bywają wszędobylscy, panoszą się bezceremonialnie. Niby niepokoją, ale w rzeczywistości konsekwentnie nas oswajają, zawczasu zaszczepiając w naszym życiu mortualny porządek, robią to detalicznie, ostrożnie: „zastanawiam się, dlaczego pozwalamy odbijać się w nas / twarzom naszych zmarłych, ich pośmiertnym maskom, / niezastygłym rysom powtarzającym się w coraz / i coraz to nowej wariacji pod tłustą kliszą skóry, / przyglądającym się nam z wyrzutem”. Nie okazują się intruzami, przeciwnie: to nieuchronni goście, gotowi nawet – dzięki swojej uświęcającej obecności – do wprowadzenia zgody pomiędzy skłóconych: „teraz już możemy / uśmiechać się przepraszająco, parzyć mocną kawę, rozmawiać // i palić, rozmawiać i palić, przyzywać umarłych i czekać”. Być może się zjawią, w końcu – jak zapisała Kawczyńska – „urządziliśmy biennale śmierci”.
„łatwo jest sypiać z idiotami i prorokami, synami idiotów […] wpełzają pod język, pod językiem siedzą, w ucho wsiąkają / śliskimi szeptami, skuleni jak embrion w uchu pozostają / i krzyczą, i krzyczą donośnie jednako, chociaż nie mają // nic do powiedzenia” – przywołany fragment posiada wspólne pola z dominującą konstrukcją wiersza Kawczyńskiej, ale z wymową jej liryki niewiele go łączy. Przytaczam go w przekonaniu, że ufundowanie liryki na wyobraźni, którego dokonała Izabela Kawczyńska, nie musi oznaczać utylizacji intrygujących, szybkich i trzeźwych reakcji wobec rzeczywistości, nie pozbawia wyczulenia na puls jej – przedstawionej z całym naturalizmem – prostoty. Ostatecznie tytułowa „soldateska” to zwykłe żołdactwo, banda nieopłaconych najemników, więc „solarna” być musi – pierwsze noktowizory opracowano dopiero w latach 40. ubiegłego wieku.
Wydany nakładem Zeszytów Poetyckich debiut Grzegorza Kwiatkowskiego wymyka się łatwym zaszeregowaniom. Przeprawa to tom przewrotny, głównie dlatego, że Kwiatkowski pasjonuje się wchodzeniem w cudze wcielenia, przymierza i modyfikuje cudze życiorysy, odwiedza cudze mieszkania, wprowadza do swoich utworów cały orszak postaci historycznych i mitologicznych: pojawia się tu Sylvia Plath i jej ojciec, Otto, Robert Lowell, Spinoza, gośćmi bywają Ozyrys i Mojżesz. Skoro zawadziłem o mitologię, warto podkreślić, że Kwiatkowski znajduje upodobanie w tworzeniu specyficznych mitów. Popatrzmy: „surrealiści pisząc /o różowych fantasmagoriach / w malignie tworząc kaligramy / mieli jeszcze w oczach / gaz bojowy z pól Verdun / a my co najwyżej / migawki z BBC News / i filmy ze wspomnieniami / podstarzałych i wzruszonych / więźniów obozu Dachau”. Interesujące? Tak. Prawdziwe? Wyłącznie na pozór, bowiem Kwiatkowski nie uwzględnia choćby upływającego czasu (tego pomiędzy nim – a przyszłymi, z czego wynikają pewne znaczące konsekwencje), a wypowiadając słowo „my” dokonuje uogólnienia odnoszącego się i do przeszłości, i do teraźniejszości. Żaden to zarzut, między innymi właśnie w ten sposób tworzy się i mity, i wiersze.
Odmienna pasja Grzegorza Kwiatkowskiego to przypuszczenia, odnoszące się albo do tworzenia alternatywnych życiorysów osób znanych, albo do okoliczności zakorzenionych w świadomości historycznej. Krótki i dla tego przykładu modelowy utwór pt. „do Sylvii Plath” można przywołać tu w całości: „twój monstrualny ojciec Otto mieszkał w Grabben na Pomorzu / tam również urodzili się i mieszkali moi przodkowie // jeden z nich mógł przecież stanąć na drodze Ottona / i w jego głowę rzucić kamień // wtedy Robert Lowell napisałby: / miniaturowy zwariowany talent? Sexton Anne”. Można też – na dowód drugiego przykładu -
przytoczyć fragment wiersza: „dwie siostry / o jednakowo żydowskiej urodzie / w wieku 16 i 20 lat / obydwie całkiem nagie / ciała niemal identyczne: / ciemne włosy czarne oczy / ostro zarysowana linia łona / i brązowa skaza blisko brzucha […] gdybyście urodziły się / sto lat wcześniej w Paryżu”. Trzeba przyznać, że biograficzne zabiegi Kwiatkowskiego nie świadczą o bezproduktywnych zabawach obliczonych na efekt, zdecydowanie wynikają z autentycznej skłonności do snucia hipotez, to fikcyjne modelowanie historii wydaje się służyć uzyskaniu odpowiedzi na jego własne, zapewne ważne, pytania, w każdym razie brzmi to przekonująco i widać, że jest Kwiatkowskiemu do czegoś istotnego potrzebne.
Grzegorz Kwiatkowski to poeta niezmiernie spostrzegawczy, choć aby wykorzystać w wierszu ten swój walor, musi budować konstrukcję, to ona, nie olśnienie czy nagła wizja mu sprzyja. Robi to z doskonałym rezultatem: „od śmierci uratowała mnie / złota koronka na zębie / którą założyłeś mi / pół roku temu / po wizycie u pana T. / a był to bal przebierańców / wracałam skrajem drogi / byłam przebrana za sarnę / a samochód z naprzeciwka / chciał mnie upolować / i uśmiechnęłam się”.
Może właśnie tu, w kreacji tak przysposobionej, że czytelnik może w bezdyskusyjny sposób dać jej wiarę, zaufać, leżą największe atuty liryki Grzegorza Kwiatkowskiego. Zaufać fikcji – piekielnie ciężka sprawa. Ale Kwiatkowski – nieunikający zresztą zapisów o charakterze osobistym – radzi sobie i to całkiem elegancko.
Wydany w bibliotece Studium debiutancki tom Moniki Mosiewicz oferuje kilka możliwości odczytania. Można skupić się na warstwie językowej: zróżnicowana i zasobna, dodatkowo zawiera zapożyczenia pochodzące z odmiennych języków, co może olśniewać, ale może też – zwłaszcza czytelników preferujących prostą dykcję – nużyć. Można mając na względzie przywołany wymiar, zobaczyć w wierszach Moniki Mosiewicz zręczność pisania, jak choćby tu: „Wiewiórko, wiewióreczko co mi rzeźnię robisz / rudą kreską na śniegu oraz ty niebiesko malowany strzępku w oknie sutereny, w zamkniętej / perspektywie spierzchniętych kamienic. skorupko / ślimaka zasuszona za kanapą, pająku w wannie, / pająku pod zlewem, łusko rybia zarastająca / powiekę, soplu szczerzący się z parapetu, / śniegu w rękawiczce”. Wspomniana zręczność czasem prowadzi Mosiewicz – chyba niepotrzebnie – do presitdigitarorskich popisów.
Można też oddać się lekturze tomu cosinus salsa zwracając uwagę na pewne intrygujące przejścia, wykonywane przez Monikę Mosiewicz. Rzućmy okiem na obszerniejszy cytat: „i myślę o tych kulach światła, / w których tak bardzo chcielibyśmy płynąć / zgrabnie i bez wysiłku, poszerzając nieustannie / przestrzeń objętych nimi spraw, / o coraz ostrzejszych szczytach / w rozrzedzającym się powietrzu, ciągu / lekkich, lekkich tchnień na karku, szumie / puchnącym pod czaszką, włóczeniu / końmi we wszystkie strony”. Zaczyna się od opisu podróży: subtelnego, zaopatrzonego w niemalże oniryczne desygnaty, kończy: opisem dramatu, przywołaniem rozpowszechnionej niegdyś metody egzekucji. Od nieokreślonego przestrzeni – do konkretnego punktu. Od świetlistej euforii – do krwi, do śmierci.
Można, nawet warto, zwrócić uwagę na metaforykę: oryginalną, jak choćby tu: „i jednym ruchem wyłuskałeś / z mokrego piasku niemy obraz ryby / martwy nie do zatarcia”, czy mogące wzbudzać uznanie porównania: „Chciałam być katedrą prześwietloną / jak podróż w głąb ciebie”. Ale można czytać debiut Moniki Mosiewicz nie w poszukiwaniu językowych inkrustacji, lecz w celu rozpoznania kondycji samej bohaterki. Ta przejmująco osamotniona postać, ustawiona wobec pozornych obecności, mówi: „Już nigdzie nie jest sama, gardło zapchane / i nie ma końca cudzym piosenkom / wybrzmiewającym: pusto, / choćby nie wiem jak wyciągać dłoń”, przyznaje, że chciałaby żyć tak, by „nie szukać / nagle pulsu na przegubie ręki, w tłumie”, co stanowi gest doskonale znany osobom cierpiącym na neurastenię. Przede wszystkim wtedy mówi prosto, bez dekoracyjnej kombinatoryki: „wszystkie słowa / potem opadłyby kruche nieostre / i pośród tych pęknięć / powiedziałbyś znowu pokrętnie / każde obskurne miejsce / w którym się kochamy / jest piękne”.
„Luki, niedokładności, błędy / pielęgnuję je wszystkie” – zapisała Monika Mosiewicz. Z drugiej strony nie brak w jej tomie ironii, pojawiają się odwołania do wydarzeń z jej własnej przeszłości, obecne jest publicystyczne zacięcie. Dużo? Tak. Lekko? Nie zawsze.
„to była twoja wielka ryba, Jonaszu, złapana od środka” – zapisała Kamila Pawluś w swoim debiucie wydanym w bibliotece Opcji, i już ten krótki fragment daje przybliżone pojęcie o zawartości książki: wierszach obsesyjne poświęconym ichtiologicznym tematom, intrygująco ukazujących odwróconą perspektywę oglądu rzeczywistości. Zwróćmy uwagę: Jonasz został – dokładnie tak samo jak w biblijnym przekazie – połknięty, ale Kamila Pawluś waloryzuje opisywane zdarzenie przy zastosowaniu odmiennej optyki: co prawda połknięty, ale to sam prorok, posługując się nietypowym, a właściwie kompletnie irracjonalnym sposobem, schwytał wielką rybę, nie zaś odwrotnie.
Znaczna liczba zjawisk w Rybarium dzieje się wbrew logice, Kamila Pawluś stworzyła zdumiewający akwen, pełen „morskich ogników, / latających trybów, / suche ławic osobliwości”, gdzie ryby prowadzą życie równoległe do naszego: „o, miały już swojego Koheleta / miały / harpunnik nadział go na hak / o, miały już swego Homera / miały /wyśpiewał całą drogę od ciepłych wysp / aż po lodowe wybrzeże / o, miały już swojego Różewicza / miały / powiedział im, ile są warte/ ich falujące sny”. Fragment niepozbawiony ironii, choć trzeba przyznać, że stanowczo nie przeciw rybom wymierzonej. Ta – na pół poważna, na pół komiczna – równoległość bytowania zmienia się czasem we współegzystencję, z której wynika poruszająco przedstawiona współzależność: „my jemy ryby, one jedzą nas,/ a potem znów my jemy ryby, / jedząc siebie w nich. // rysuję rybę pod krzyżem, dopowiada Szagałow, / dla zmartwychwstania. wszyscy któregoś dnia / powstaniemy z wnętrza ryb”.
Wspomniana zależność jest interesująca także dlatego, że koegzystując w olśniewającym rybarium, zostaliśmy – że tak powiem – wyposażeni przeciwko sobie, i tak „rybę można kroić maczetą. niektórzy nawet / strzelają do ryb”, w rezultacie otrzymujemy rybę „po grecku albo w koszulce, po myśliwsku lub z curry, / z szafranem, w occie, z rzodkwią pieczoną / lub pod beszamelem” – cały ten szereg kulinarnych zabiegów Kamila Pawluś dość sarkastycznie określa jako: „pośmiertne uznanie”. Z kolei „trujące ryby, ryby rażące prądem” niosą nam zagrożenie, zwłaszcza że ze względu na rozmiary elektrycznych lub toksycznych wojowników zapewne trudno byłoby – tak jak Jonasz – złapać je od środka. Ostatecznie w owej konfrontacji ryby zdecydowanie nad nami górują, bowiem – nieważne, żywe czy martwe – stały się symbolem naszej obrzędowości. Tej prymitywnej: „dokona się cudowne rozmnożenie ryb. jutro ze wszystkich stron. / każdy odejdzie z rybą. na znak pomyślności. każdy dorosły / mężczyzna spotka się z rybą. na znak pokoju i szczęścia. / a potem podarują krwiste kwiaty. krwiste kwiaty kobietom, / żeby były płodne przez cały rok”. I tej zaawansowanej, mistycznej: „do dziś nie wiadomo – ryby są od głowy czy też od ogona. / dawno zapomniano. podobnie jak o tym, że jedna / – cień drugiej, / jak mówiła gnoza.”
Bezdyskusyjnie 1:0 dla ryb. Sama Kamila Pawluś przyznaje: „może tylko odpłynęły płotki – słowa, / czując, że żaden ze mnie aojda i nie uda mi się nigdy / stworzyć eposu na miarę ryb.” Zatem 2:0. Z lektury Rybarium można wysnuć także wniosek, że ryby są nam potrzebne, a my im niekoniecznie, jedynie czasem nas – tak jak w przywołanym już przykładzie – parodiują. 3:0. Ale dla Kamili Pawluś – brawa! Za tom, który nie przytłacza konceptem, a przeciwnie: każe docenić oryginalny pomysł oraz finezyjną konsekwencję, z którą został zrealizowany.
Wydany przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego debiut Bohdana Sławińskiego okazał się niepospolitym zjawiskiem na tle polskiej liryki współczesnej. „zbieram żywe i martwe” – zapisywał Sławiński, a jego liryka, zanurzona w barokowej konceptualności, nawiązująca do Czechowicza, Czachorowskiego, Grochowiaka, Leśmiana, Czyżewskiego (zwróćmy uwagę na samą odmienność punktów odniesienia) przekonywała, że było co zbierać. W skreślonych przez Sławińskiego – posłużę się określeniem stworzonym przez niego samego – „czarnych litaniach na święta” roi się od wiewiórek, glist, jeży, lisów, ptaków, ryb, myszy i świerszczy: „piszczą w norach myszy /ale ciężko / ciężkie liście jeżyny mchy / i ciemne sny // jeszcze chciały / te trzy takty mysie grać / ale w snach / z norki – trumna”. Cały ten zwierzyniec i całe to robactwo uczestniczą w oszałamiającym misterium natury, ale owo misterium ma to do siebie, że zasadniczo dokonuje się w dwóch cyklach. Elementarnych. To życie i śmierć. „parę skurczów byle bal / i trzeba odchodzić od kości // a potem tylko włosy i paznokcie / te parę życia taktów / i cisza” – jak zapisał Sławiński. A potem znowu: „i we mnie łąka / zboża czerwie motyle / a to wszystko rozmigotane”. Albo: „i znowu to wszystko znowu // nierychliwie sprawiedliwie / w nurcie łąki / kość dodana do kości // z niej piję”.
Sławiński pisze blisko śmierci, tak blisko, jak może pisać poeta nawiązujący do mortualnych obsesji baroku. Również i jego nie tyle sama śmierć zajmuje: równie namiętnie pochyla się nad rozpadem, nad samą nieodwracalnością śmierci – owszem, ale także nad – że tak powiem – procesami gnilnymi wynikającymi z tego, że dotyczy cielesności. „piach / a w nim ciało jak rana / mięsa pełna – to ja / i krew się miele / w żarnach żył” – zapisuje Sławiński w przekonaniu, że rozkrzewiający się przepych tego życiowego majestatu został definitywnie ograniczony w czasie, że wróci do ziemi, już do niej wraca: „w ciele gniazda korzeni / w ustach ziemia”, „w ustach ziemia / kochana w ustach ziemia”.
„trup szarpie czarne struny / i białe polany” – zapisał Sławiński. To samo było przedmiotem zainteresowania poetów baroku. Trup. Ale – powołując się na ów barok po raz kolejny – czuję się w obowiązku wyraźnie dodać, że Bohdan Sławiński korzysta z barokowych konceptów przefiltrowanych już przez całe grono autorów (choćby wspomnianego Grochowiaka, czy niewymienionego Rymkiewicza), więc jest to w każdym aspekcie akt twórczy, intrygujący i oryginalny. Zatem: „trup żywego dogoni / ptak odfrunie, żywe zgnije / podobno opuchnięte sklęśnie / a martwe ożyje” – prorokuje Sławiński, w międzyczasie w wierszu pt. „portret trumienny” wspomina, że „fundatorki truchło / napuchło”, by w ostatecznym rozrachunku dojść do tego, czego można się było spodziewać, ale co zostało nader udatnie skreślone. Czyli nadeszła pora na opis trupa własnego: „mój trup / pod jabłonką / wysiąka // kałuża mięsa // kompost do nory noszę / jabłkami inkrustuję żebra / owijam w bandaż / co z mięsa nosi / a nie jest metafizyczne // tyle czułości / z kilku uderzeń siekiery? // w drżącym powietrzu // tyle miłości / w cieniu?”. Urokliwe, prawda?
Sztućce do glist to odważna propozycja, wyróżnia się na tle współcześnie wydawanych tomów, choć może częściowo – w efekcie konsekwentnego stosowania przywołanego konceptu, jest zmanierowana. Ale może tak miało być. Jak zapisał Sławiński: „takie wyroki / taki boski drenaż”.
Szymon Bira
kruczo-blade ma włosy
moja kobieta o świcie
ją czasem zastaję
jeszcze czystszą
aż kąpie się w słońcu
moja kobieta trójgłowa
06.08.2006
Marcin Czerkasow
1.
Głowa sprytnej krzyżówki
mimochodem zmienia się w skomplikowaną ceremonię.
To zadziwiające, ile można wiedzieć,
nie dowiadując się właściwie niczego
na żaden temat. O nas samych i o tych,
których nigdy nie poznamy nadal nie ma żadnych wieści.
Gazety są zimne i obce jak miasto,
które spogląda z daleka na okrojoną przez zmierzch
sylwetkę bez głowy. To smutne.
„I zaskakujące”, dodaje pasażer. Lecz tam,
dokąd zmierza, nie ma już żadnego miejsca.
2.
Czy to jest jakieś miejsce? Chmura czerwieni
zajmuje pewną przestrzeń, później eksploduje.
Pod grubą warstwą ciemnoniebieskiej farby
ktoś dopisał: „Pomocy!” Lecz list
ważył zbyt wiele i zbyt długo, aby móc znaczyć
coś jeszcze. Dlatego jakże jest ciężka przeprawa
przez spiętrzony nurt starych gałęzi i opon,
tak jakby przyjaźń cementowała niewysoki sen,
a ktoś z boku mówił: „Zaraz się zleję w spodnie!
To popołudnie przypomina utwór na wiolonczelę pełną śniegu
i mojej głowy brakuje na niemal każdej fotografii!”
A jednak coś jakby spektakl trwa, niepozornie
miażdżąc słuch – ten rodzaj zgiełku,
o jakim mówimy, że pojawia się z zewnątrz
wraz z dniem, nie dostrzegając jego źródła
w którejś z tych ciepłych, studziennych nocy.
Sławomir Elsner
Pochodzę z dna. Mam na to odpowiednie
papiery. Pamiętam sierpniowe upały, jak pięknie
w ostrzach kos błyszczało słońce i blade kobiety
pytały mnie: skąd jesteś? Zawsze odpowiadałem
tak samo: pochodzę z dna. Mam krótkie, ale trwałe
spojrzenie w żelaznym kolorze. Widzę was,
jakby z piwnic. Nie wiadomo skąd się tutaj
wziąłem – to tajemnica. Z jakiego zderzenia
powstałem? Może po prostu ktoś mnie wykrzesał,
czyszcząc blachę z rdzy.
Konrad Góra
Jej powietrze jest klarowane dłutem, to Polska.
W spojrzeniu ukrywa głóg na złomowisku, to Polska.
Błoto, jelenie, szczęk ognia w pszenicy, to Polska.
Turbina na maź braną z kotłowni, to Polska.
Listopad w małym, tłustym, księżycu, to Polska.
Klaser do pająków na zebraniu Rady, to Polska.
Wibr pozostały po urwanym znoju, to Polska.
Zająknięcie w dokładnie utraconej chwili, to Polska.
Bażant, ta kura z turbosprężarką, to Polska.
Jeż i dwoje małych, to w pełni Polska.
Jeż i dwoje małych, to w pełni brak Polski.
Bażant, ta kura z turbosprężarką, to brak Polski.
Zająknięcie w dokładnie utraconej chwili, to brak Polski.
Wibr pozostały po urwanym znoju, to brak Polski.
Klaser do pająków na zebraniu Rady, to brak Polski.
Listopad w małym, tłustym, księżycu, to brak Polski.
Turbina na maź braną z kotłowni, to brak Polski.
Błoto, jelenie, szczęk ognia w pszenicy, jest brakiem Polski.
W spojrzeniu ukrywa głóg na złomowisku, ten brak Polski.
Jej powietrze jest klarowane dłutem, to brak Polski.
(uwaga techniczna dla ewentualnego translatora: w wypadku tłumaczenia tego tekstu na dowolny język, proszę o przekład terminów „Polska” i „brak Polski” na ekwiwalent miejscowy; np. w wypadku tłumaczenia na szwedzki jako „Szwecja”, „brak Szwecji”. Tybetańczykom, Kurdom, Baskom itd., bezpaństwowcom, anarchistom, itd., pozostawiam wolny wybór.)
Iwona Kacperska
to jest pieśń o kobiecie, która stanęła na pustyni
z rękoma wzniesionymi w górę stanęła pod słońcem obok swego cienia
to jest pieśń o świetle i grudzie, która w nim utknęła
Izabela Kawczyńska
miasto wypycha nas tłumem ulic, falujemy niezgrabnie
jak dzieci wchodzące po schodach albo starzec, chodzisz
jak starzec, mówisz, obleśny smutny palec, sprawy są
zimne i zbyt oczywiste, pod powiekami wgryzają się w nas
wygłodniałe paszcze, niewidoczne chrząszcze tykaniem
mierzą nam puls od środka, musimy im pozwolić,
przeczesujesz rzęsy jakbyś miała się jeszcze roześmiać,
nie trzeba, nie żałuj niczego, w innym życiu, na plaży
rozdrapanej paznokciem upału dziewczyna o smaku
pereł wdeptywała w piasek okrągłe lepkie ślady, owszem,
znałem ten smak, chrzęścił pod zębami, powiedziałaś,
że to twój czas, nadszedł mój czas powiedziałaś, i ręcznik
zaczął krwawić, poszłaś popływać, zostawiłaś nas samych,
czerwone ślady na piasku
Grzegorz Kwiatkowski
od miesiąca marne połowy i rada podejmuje decyzję:
jutro z samego rana przenosimy się na północ
wtedy zgłasza się najstarszy z plemienia
i mówi że on by spowolnił wędrówkę
że przez niego najsłabsze dzieci mogłyby umrzeć
przychodzi poranek
plemię któremu niegdyś przewodził
znika w śnieżycy
wraca do igloo uśmiecha się i mówi:
błogosławiony brak ryb który pozwolił mi
stać się ponownie panem śmierci i życia
Monika Mosiewicz
Nigdy nie chciał być miejscem, zawsze był jak podróż,
obmyślona przez cel, a nie drogę. Planując podróż ze mną,
rysował mapy cmentarzy, nieistniejących dotąd na ziemi.
Wyruszaliśmy wcześnie, w przeciągających się warstwach
powietrza, sennych przewrotach światła i wiedziałam,
że wieczór zastanie mnie o krok za nim.
W przerwach
oddychałam miastami, zapachem nieznanych spóźnień,
tobą także. Chciałam być katedrą prześwietloną
jak podróż w głąb ciebie.
Kamila Pawluś
- to była twoja wielka ryba, Jonaszu, złapana od środka
pod niebem wnętrzności idę. nie muszę już ciągnąć
żyłki przekleństw, otwarły się dla mnie wilgotne podwoje,
powłoki miłosierdzia. zamiast tego
nucę:
gdzie się ukrywa ten pospolity, czarny szerl,
współgrający z każdą z barw. czarny szerl, skąd jego wezwanie.
- to była twoja wielka ryba, Jonaszu, złapana od środka
spod nieba wnętrzności wypadam. nowo narodzone zwierzę,
na piach. przebieram, przebieram językiem. jen zyk iem. bo
zostałem zwrócony. teraz potrafię
uderzyć w odpowiedni ton:
opuścił was pospolity, czarny szerl, współgrający z każdą z barw.
czarny szerl, czy wiecie, jak go pozyskać?
- to była twoja wielka ryba, Jonaszu, złapana od środka.
od nieba wnętrzności oderwany. posadzony
na oślizłym grzbiecie. fontanna pluska, dźwięk nieistniejącej muszli
opływa miasto – syn Posejdona czy też Amittaja,
w ostatecznym rachunku jaka to różnica. zacięty w oporze,
wołam:
rycynusowy krzew i robak. w nocy wyrósł, w nocy zginął.
słusznie gniewam się śmiertelnie – przyciasna ta twoja litość.
szerl – pospolity, występujący na całym świecie minerał z grupy krzemianów.
Bohdan Sławiński
jak ptak rozwiercam chmurę
ale w szpiku byle glista
boska nie boska
ptak chmura robak
jedno za drugim
jak nasiona
jeszcze
zboża warkocz
pisk myszy
sporysz i kąkol
co martwe i żywe
to pod ptakiem
to pod chmurą
którym robak drobi ścieg
jajo w ptaku
dziura w chmurze
tunel w robaku
ciemne ziarnka
do wora
zbieram żywe i martwe
skorupki w ptaku
ślepy tunel
za mało
ptaka w ptaku
w tunelu glisty
chmury
ale ryj robaku
Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).
Czytanie z książki pamięć niczyja, ciało moje z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 29. Muzyka Malina Midera.
WięcejTrzydziesty trzeci odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 29.
WięcejDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Przemysława Suchaneckiego z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki pamięć niczyja, ciało moje Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejDwudziesty trzeci odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejCzytanie z książki żal, może on z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Romana Honeta, Marty Podgórnik i Krzysztof Siwczyk podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta, towarzyszący premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejRozmowa Zuzanny Sali z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę żal, może on Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę żal, może on Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejCzytanie z książki Pamięć rozmawia z wiatrem z udziałem Romana Honeta w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Mueller, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejFragment zapowiadający książkę Pamięć rozmawia z wiatrem Romana Honeta, która wkrótce ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejZapis rozmowy Romana Honeta z Robertem Rybickim, opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejRoman Honet odpowiada na pytania w ankiecie dotyczącej książki świat był mój, wydanej w Biurze Literackim 28 kwietnia 2014 roku, a w wersji elektronicznej 5 grudnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejProgram telewizyjny „Poeci”, w którym Justyna Sobolewska rozmawia z Romanem Honetem.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Martyna Buliżańska, Roman Honet, Szymon Słomczyński i Maciej Jakubowiak.
WięcejSpotkanie autorskie „Tribute to John Ashbery” w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Roszak, towarzysząca premierze książki Przyszli niedokonani, wydanej nakładem Biura Literackiego 5 lutego 2018 roku.
WięcejRozmowa Jakuba Winiarskiego z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki ciche psy, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 sierpnia 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący premierze książki ciche psy, wydanej w Biurze Literackim 21 sierpnia 2017 roku.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejWiersz z książki baw się. Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejFragment zapowiadający książkę Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 4 września 2017 roku.
WięcejFragment książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w Biurze Literackim 5 września 2017 roku.
WięcejPoemat pochodzi z książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejZ Romanem Honetem o książce baw się rozmawia Grzegorz Czekański.
WięcejKomentarz Romana Honeta do wierszy „otworzyłem sen nie mój” i „lato 1991. golden boy” z tomu baw się, który ukazał się nakładem Biura Literackie 9 czerwca 2008 roku.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejJoanna Orska, Agnieszka Wolny-Hamkało i Radosław Wiśniewski o czwartym tomie poetyckim Romana Honeta; rozmowa z Autorem oraz klip do wiersza „Korona” w reżyserii Anny Jadowskiej.
WięcejWiersz z książki baw się (2008). Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejPort Wrocław 2009: wypowiedzi Dariusza Nowackiego, Piotra Śliwińskiego, Justyny Sobolewskiej, Piotra Czerniawskiego, Darka Foksa, Krzysztofa Jaworskiego, Bohdana Zadury, Romana Honeta.
WięcejRecenzja Romana Honeta z książki Dialog w ciemności Władysława Sebyły w wyborze Wojciecha Bonowicza.
WięcejPołów 2011. Fragment eseju Romana Honeta Nie łączyć, nie dzielić – o poezji Szymona Domagały-Jakucia.
WięcejZapis spotkania autorskiego „Odsiecz” z Romanem Honetem, Martą Podgórnik i Filipem Zawadą w ramach 20. edycji festiwalu Port Literacki 2015.
WięcejKomentarze Marty Podgórnik, Katarzyny Fetlińskiej, Anny Kałuży, Romana Honeta do wierszy z książki Julii Szychowiak Naraz, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.
WięcejRozmowa Artura Burszty z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackiem 8 marca 2016 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2016 roku.
WięcejNiepublikowany wiersz Romana Honeta.
WięcejWiersz z tomu świat był mój, zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” na festiwalu Port Wrocław 2015.
WięcejFragment zapowiadający książkę rozmowa trwa dalej Romana Honeta.
WięcejFragment zapowiadający książkę rozmowa trwa dalej Romana Honeta.
WięcejWiersz z książki baw się (2008).
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejKomentarz Romana Honeta do wiersza „nikt nie zaśnie ” z tomu świat był mój.
WięcejZ Romanem Honetem o książce świat był mój rozmawia Konrad Wojtyła.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Martyną Buliżańską, towarzysząca premierze książki Moja jest ta ziemia, wydanej w Biurze Literackim 26 września 2013 roku.
WięcejZ Maciejem Kulisem o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Macieja Kulisa.
WięcejZ Patrykiem Czarkowskim o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Patryka Czarkowskiego.
WięcejRedaktor według mnie nie powinien ogrywać żadnej roli. Ma być czytelnikiem. Sam tak traktowałem autorów, którzy trafili do mnie w Połowie.
WięcejRoman Honet współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011 o twórczości Kamila Brewińskiego, Macieja Burdy, Szymona Domagały-Jakucia i Grzegorza Jędrka.
WięcejEsej Romana Honeta towarzyszący premierze książki Dialog w ciemności Władysława Sebyły w wyborze Wojciecha Bonowicza.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta do wiersza „dla mgły, dla pustyni” z książki piate królestwo, wydanej nakładem Biura Literackiego 27 stycznia 2013 roku.
WięcejAutorski komentarz Romana Honeta do wiersza „ptak już nigdy” z książki piąte królestwo.
WięcejZ Romanem Honetem o książce piąte królestwo rozmawia Konrad Wojtyła.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejBohater Elsnera przypomina człowieka znajdującego się na skraju wyczerpania, zatem jeśli miała tu miejsce konfrontacja, to właśnie jego zmuszono do kapitulacji. Do życia utajonego: na dnie, w piwnicy…
WięcejPoeta, który mówi swoją prawdę, nie ma potrzeby oglądania się wstecz, nie prowadzi go konieczność konfrontowania swojego komunikatu wobec innego.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejZ Julią Szychowiak rozmawia Roman Honet
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Tomaszem Pułką, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim 8 kwietnia 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Jackiem Dehnelem, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydane w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejWydaje mi się, że w wierszach Kulbackiej szczególnie ważne jest nieprzerwane zachowywanie czujności, tyle że powody tego stanu – odwrotnie niż w poprzednim wypadku – przeniosły się z ludzi, (którzy, ilekroć by się w liryce Kulbackiej nie spotkali, niemal zawsze krzyczą, przeklinają, narzekają) na rzeczy martwe i dlatego teraz nawet w zetknięciu z nimi trzeba zdać się na obsesyjną ostrożność…
WięcejBuliżańska pisze nonszalancko, ale to typ nonszalancji, który odnosi się nie do ignorancji, ale do wariacji powstałych dzięki jakości wykonania.
WięcejKrzysztof Dąbrowski ujął mnie swoją zachłannością na życie. Na świat. Przenikająca pazerność. Żarliwość. Nieoczekiwane, błahe zdarzenie, przypadkowy epizod potęguje głębię tego nienasycenia.
WięcejCzasem trafiały się zestawy oryginalne, świadczące o gotowości, ale także o zdolności do podjęcia ryzyka przez autora, zdarzało się to sporadycznie, zresztą nie spodziewałem się odwrotnych proporcji, i to właśnie owe zestawy stanowiły dla mnie punkt odniesienia…
WięcejDaleko – to miara z naszego świata, mogłyby doskonale widnieć na niej dokładniejsze i wymierniejsze stopnie, ale tu nie chodzi o rachunek, ale o wysłanie pewnego sygnału: możliwość ostatecznego zniweczenia – może bezpowrotnej śmierci, może rozstania na zawsze – zostaje wykluczona.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt „Połów 2010”.
WięcejKierowało mną wyłącznie przekonanie, że wiersze przywołanych autorów, to, co wnieśli oraz wnieść mogą do liryki polskiej, domaga się – z racji mojej roli w całym projekcie – zdecydowanej reakcji.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2009. Wśród wyróżnionych: Waldemar Jocher, Małgorzata Lebda, Joanna Lech, Dawid Majer, Agnieszka Mirahina, Teresa Radziewicz, Bianka Rolando, Anna Wieser.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2007. Wśród wyróżnionych: Kamila Janiak, Przemysław Owczarek, Marcin Perkowski, Jakub Przybyłowski, Jarosław Spuła, Julia Szychowiak i Marek Wojciechowski.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2006.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2005. Wśród wyróżnionych: Magdalena Komoń, Bartosz Konstrat, Szczepan Kopyt, Piotr Kuśmirek, Piotr Mierzwa, Artur Nowaczewski, Dariusz Pado, Justyna Radczyńska, Dagmara Sumara, Anna A. Tomaszewska, Adam Zdrodowski.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2004. Wśród wyróżnionych: Jacek Dehnel, Tomasz Gerszberg, Tomasz Jamroziński, Roman Kaźmierski, Joanna Wajs.
WięcejGłos Romana Honeta w debacie „Być poetą dzisiaj”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2003 (Justyna Bargielska, Juliusz Gabryel, Michał Kasprzak, Paweł Kozioł, Robert Król, Joanna Mueller, Robert Rybicki, Radosław Wiśniewski), towarzyszące projektowi „Poeci na nowy wiek”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2002. Wśród wyróżnionych: Jacek Bierut, Ryszard Chłopek, Grzegorz Giedrys, Małgorzata Jurczak, Tobiasz Melanowski, Anna Piekara, Paweł Sarna, Marcin Siwek.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2001. Wśród wyróżnionych: Marcin Cecko, Agnieszka Kuciak, Paweł Lekszycki, Piotr Macierzyński, Marcin Ożóg, Edward Pasewicz, Michał Sobol, Małgorzata Sochoń.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2000. Wśród wyróżnionych: Wojciech Brzoska, Julia Fiedorczuk, Krzysztof Gedroyć, Anna Podczaszy, Adam Pluszka.
WięcejPodsumowanie debaty „Poeci na nowy wiek”.
WięcejJeśli istnieje coś takiego, jak poezja roczników 70., to można być nawet królową angielską, ale lepiej się z tym nie obnosić, żeby nie wzbudzać zainteresowania psychiatrów. Ale ja tam nie wiem, czy istnieje…
WięcejNatychmiastowe rozstrzygnięcia w pisaniu czasem są dla mnie równocześnie tak ostateczne, że stoję wobec konieczności uznania ich za nienaruszalne, choć powstały za moją przyczyną.
WięcejKomentarze Joanny Mueller, Konrada Wojtyły, Macieja Milacha, Bartosza Sadulskiego, Jakuba Momry, Bartłomieja Majzla.
WięcejDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Justyny Bargielskiej, Magdaleny Bielskiej, Jacka Dehnela, Sławomira Elsnera, Julii Fiedorczuk, Konrada Góry, Łukasza Jarosza, Bartosza Konstrata, Szczepana Kopyta, Joanny Lech, Agnieszki Mirahiny, Joanny Mueller, Edwarda Pasewicza, Anny Podczaszy, Tomasza Pułki, Bianki Rolando, Roberta Rybickiego, Pawła Sarny, Julii Szychowiak, Joanny Wajs, Przemysława Witkowskiego i Indigo Tree podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Joanną Mueller, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejZapis rozmowy Romana Honeta z Robertem Rybickim, opublikowanej w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejWiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zarejestrowany podczas spotkania „Poeci na nowy wiek” na festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejBohater Elsnera przypomina człowieka znajdującego się na skraju wyczerpania, zatem jeśli miała tu miejsce konfrontacja, to właśnie jego zmuszono do kapitulacji. Do życia utajonego: na dnie, w piwnicy…
WięcejPoeta, który mówi swoją prawdę, nie ma potrzeby oglądania się wstecz, nie prowadzi go konieczność konfrontowania swojego komunikatu wobec innego.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejZ Julią Szychowiak rozmawia Roman Honet
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Tomaszem Pułką, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim 8 kwietnia 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Jackiem Dehnelem, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydane w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRozmowa Romana Honeta z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim w 2010 roku.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejRoman Honet – redaktor tomu, który dokonał wyboru poetów i ich utworów – zaprezentował dwadzieścia jeden sylwetek poetów, których zdaje się łączyć jedynie zawarty w tytule akt mianowania. Jednakże wybór składający się zawsze w zbiór zachęca przynajmniej do postawienia pytania o możliwe powinowactwa…
WięcejRecenzja Bartosza Sadulskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejLaudacja Romana Honeta, prowadzącego projekt Poeci na nowy wiek.
WięcejKierowało mną wyłącznie przekonanie, że wiersze przywołanych autorów, to, co wnieśli oraz wnieść mogą do liryki polskiej, domaga się – z racji mojej roli w całym projekcie – zdecydowanej reakcji.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2009. Wśród wyróżnionych: Waldemar Jocher, Małgorzata Lebda, Joanna Lech, Dawid Majer, Agnieszka Mirahina, Teresa Radziewicz, Bianka Rolando, Anna Wieser.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2007. Wśród wyróżnionych: Kamila Janiak, Przemysław Owczarek, Marcin Perkowski, Jakub Przybyłowski, Jarosław Spuła, Julia Szychowiak i Marek Wojciechowski.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Poeci na nowy wiek
WięcejSzkic Ryszarda Chłopka o poezji Tomasza Pułki.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2006.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2005. Wśród wyróżnionych: Magdalena Komoń, Bartosz Konstrat, Szczepan Kopyt, Piotr Kuśmirek, Piotr Mierzwa, Artur Nowaczewski, Dariusz Pado, Justyna Radczyńska, Dagmara Sumara, Anna A. Tomaszewska, Adam Zdrodowski.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2004. Wśród wyróżnionych: Jacek Dehnel, Tomasz Gerszberg, Tomasz Jamroziński, Roman Kaźmierski, Joanna Wajs.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2003 (Justyna Bargielska, Juliusz Gabryel, Michał Kasprzak, Paweł Kozioł, Robert Król, Joanna Mueller, Robert Rybicki, Radosław Wiśniewski), towarzyszące projektowi „Poeci na nowy wiek”.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2002. Wśród wyróżnionych: Jacek Bierut, Ryszard Chłopek, Grzegorz Giedrys, Małgorzata Jurczak, Tobiasz Melanowski, Anna Piekara, Paweł Sarna, Marcin Siwek.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2001. Wśród wyróżnionych: Marcin Cecko, Agnieszka Kuciak, Paweł Lekszycki, Piotr Macierzyński, Marcin Ożóg, Edward Pasewicz, Michał Sobol, Małgorzata Sochoń.
WięcejPrezentacje najciekawszych debiutantów z rocznika 2000. Wśród wyróżnionych: Wojciech Brzoska, Julia Fiedorczuk, Krzysztof Gedroyć, Anna Podczaszy, Adam Pluszka.
WięcejRecenzja Karola Maliszewskiego, towarzysząca premierze książki pamięć niczyja, ciało moje Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
WięcejRecenzja Przemysława Rojka, towarzysząca premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.
WięcejPoemat pochodzi z książki Ciche psy Romana Honeta, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejRecenzja Katarzyny Kędzierskiej z książki Romana Honeta świat był mój.
WięcejRecenzja Jerzego Madejskiego z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała we wrześniu 2014 roku się w miesięczniku „Nowe Książki”.
WięcejRecenzja Krzysztofa Sztafy z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała się 9 lipca 2014 roku na stronie Literatki.com.
WięcejRecenzja Roksany Obuchowskiej z książki świat był mój Romana Honeta, która ukazała się 12 listopada 2014 roku na na stronie internetowej DOKiS: Dolnośląska Kultura i Sztuka.
WięcejRecenzja Dominika Borowskiego z książki świat był mój Romana honeta, która ukazała się w lipcu 2014 roku w Kieleckim Magazynie Kulturalnym „Projektor”.
WięcejRecenzja Marianny Kijanowskiej z książki alicja Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marcina Sierszyńskiego z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się na portalu wywrota.pl.
WięcejRecenzja Jacka Mączki z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.
WięcejRecenzja Moniki Kocot z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.
WięcejEsej Magdaleny Rabizo-Birek towarzyszący premierze książki świat był mój Romana Honeta.
WięcejRecenzja Magdaleny Bartnik z piątego królestwa Romana Honeta.
WięcejRecenzja Andrzeja Franaszka z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Przemysława Witkowskiego z książki moja Romana Honeta.
WięcejAutorski komentarz Piotra Śliwińskiego do książki piąte królestwo Romana Honeta, wydanej nakładem Biura Literackiego 20 stycznia 2011 roku.
WięcejRecenzja Michała Larka z książki piąte królestwo Romana Honeta.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marcina Jurzysty z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Bartosza Sadulskiego z antologii Poeci na nowy wiek przygotowanej przez Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marty Baron z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Aliny Świeściak z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Sylwii Omiotek z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Przemysława Owczarka z książki baw się Romana Honeta.
Więcej