recenzje / ESEJE

Poematy taty

Darek Foks

Szkic Darka Foksa opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.

Dla Krzysz­to­fa Siw­czy­ka

1

Teraz, kie­dy XXI wiek w koń­cu się zaczął, może­my spo­koj­nym gło­sem i bez obcia­chu powie­dzieć: pisar­stwo Boh­da­na Zadu­ry nabie­ra kolo­rów. Uro­dzo­ny w 1945 roku poeta prze­żył poko­le­nie „bru­Lio­nu” (Nową Falę też prze­żył, ale to robo­ta dla jakie­goś kan­dy­da­ta na dok­to­ra sino­lo­gii, bo na polo­ni­sty­ce taki temat nie przej­dzie) i z uśmie­chem na twa­rzy wydał wła­śnie Poema­ty, że o „debiu­tanc­kim” tomie wier­szy nie wspo­mnę. Publi­cy­ści „tygo­dni­ków, któ­re mają się za wzór wsze­la­kich cnót i dekla­ru­ją­cych otwar­cie przez duże O”, zaj­mu­ją się szu­ka­niem w mło­dej poezji nowych kan­dy­da­tów do Nobla, brzę­cząc przy tym niczym Marian Krza­klew­ski i Wie­sław Walen­dziak w jed­nym, więc jest raczej pew­ne, że ta poezja nie dotrze do ich raso­wych uszu. Posze­dłem do łazien­ki i popa­trzy­łem na uszy w lustrze. Zado­wo­lo­ny z ich podej­rza­ne­go kształ­tu, po raz kolej­ny wcią­gną­łem kil­ka dłuż­szych kawał­ków Zadu­ry, bo chcia­łem, by ta pięk­na chwi­la trwa­ła przy­naj­mniej do wie­czor­ne­go wyda­nia „Pano­ra­my”. Przy oka­zji zdo­by­łem nie­wą­skie doświad­cze­nie poli­tycz­ne, któ­re zapew­ne przy­da mi się w dal­szych roz­wa­ża­niach natu­ry lite­rac­kiej. Jak­że nie­wie­le trze­ba, by opróż­nić butel­kę coca-coli i zro­bić z niej kok­tajl Moło­to­wa!

2

Fachow­cy z kolo­ro­wych tygo­dni­ków dru­gi aka­pit zaczy­na­ją zazwy­czaj od przy­wo­ła­nia danych o sprze­da­ży, któ­re zde­cy­do­wa­nie rzu­tu­ją na ich ogląd świa­ta. Pisząc o Mar­ci­nie Świe­tlic­kim (bo tak naj­wy­god­niej), powo­łu­ją się na wyni­ki badań prze­pro­wa­dzo­nych na jed­no­oso­bo­wej prób­ce naro­du pol­skie­go, i stwier­dza­ją, że popu­lar­ność poety „spa­da suk­ce­syw­nie”. Przy oka­zji nazy­wa­ją trze­cią pły­tę Świe­tli­ków okrop­ną pod każ­dym wzglę­dem. Tak się, kurza twarz, nie­szczę­śli­wie skła­da, że Per­ły przed wie­prze to naj­lep­sza pły­ta tej gru­py. Trze­ba tyl­ko wyjść poza T. Love i Pink Floyd. Zno­wu idę do łazien­ki (to przez tę coca-colę) i po chwi­li wiem wszyst­ko. Gdy­bym spo­glą­dał na świat przez den­ka od sło­ików, też miał­bym poważ­ne pro­ble­my z opi­sa­niem co cie­kaw­szych wytwo­rów rąk ludz­kich. Przy oka­zji pra­gnę podzię­ko­wać mojej żonie za to, że kaza­ła powie­sić lustro na wyso­ko­ści, któ­ra spra­wia, że muszę się schy­lać, żeby dokład­nie ogo­lić twarz. Czło­wiek nie­wiel­kie­go wzro­stu nie musiał­by gim­na­sty­ko­wać się w tych warun­kach, a jak wia­do­mo, poran­ne gole­nie ma wiel­ki wpływ na resz­tę dnia. W dal­szej czę­ści dru­gie­go aka­pi­tu publi­cy­ści kolo­ro­wych cza­so­pism, w któ­rych cięż­ko odróż­nić rekla­mę od mate­ria­łu redak­cyj­ne­go, stwier­dza­ją zazwy­czaj, że naj­le­piej sprze­da­ją się tomi­ki spraw­dzo­nych auto­rów. Przy oka­zji poda­ją listę: Miłosz, Twar­dow­ski, Zaga­jew­ski, Szym­bor­ska, Róże­wicz. A gdzie Her­bert? I po co tyle lite­rek, kie­dy w zupeł­no­ści wystar­czy Róże­wicz? Spy­taj mili­cjan­ta, mądra­lo. Zaraz potem oka­zu­je się, że ci sami publi­cy­ści pra­cu­ją tak­że na zle­ce­nie Mini­ster­stwa Edu­ka­cji Naro­do­wej, bo strasz­nie ich inte­re­su­je zawar­tość pod­ręcz­ni­ków szkol­nych, któ­re są dla nich (jak wyni­ki sprze­da­ży dla pro­du­cen­ta spraw­dzo­ne­go prosz­ku) jedy­ną prze­pust­ką do wiecz­no­ści. A wiecz­ność wyglą­da mniej wię­cej tak: tra­fia­my w pod­ręcz­ni­ku na por­tret Zeno­na z Wał­brzy­cha, dru­go­rzęd­ne­go poety o orien­ta­cji bar­ba­rzyń­sko-homo­sek­su­al­nej, aktyw­ne­go w trze­ciej poło­wie XVII wie­ku (trze­ciej, trze­ciej), wydłu­bu­je­my mu oczy dłu­go­pi­sem, na następ­nej kart­ce rysu­je­my na wyso­ko­ści oczu Zeno­na dwa nie­wiel­kie punk­ci­ki, przy­kła­da­my kart­kę z Zeno­nem do kart­ki z punk­ci­ka­mi i poru­sza­my nią w pra­wo i w lewo, albo w górę i w dół, zmu­sza­jąc naszą kole­żan­kę z ław­ki do per­li­ste­go śmie­chu, któ­ry nie tyl­ko świad­czy o jej poczu­ciu humo­ru, ale jest tak­że wyraź­ną zachę­tą do ścią­gnię­cia z niej maj­tek. Po lek­cjach uda­je­my się z kole­żan­ką na balan­gę do zaprzy­jaź­nio­ne­go syna współ­wła­ści­cie­la hur­tow­ni ksią­żek, gdzie zapo­mi­na­my o Zeno­nie z Wał­brzy­cha. Nic dziw­ne­go, że rząd III RP uwie­rzył w kom­pu­ter, zapo­mi­na­jąc jed­nak, że zdol­ny gim­na­zja­li­sta bez tru­du dopa­su­je gło­wę Marii Konop­nic­kiej do kształt­ne­go tor­su (z buj­nie owło­sio­nym łonem i sto­sow­ny­mi balo­na­mi, oczy­wi­ście) dorod­nej szes­nast­ki z Ham­bur­ga (daj­my na to, oczy­wi­ście). W przy­pad­ku Zeno­na z Wał­brzy­cha opie­ram się na wie­lo­let­nich i solid­nych bada­niach, a Marię Konop­nic­ką spo­ty­ka­ły już więk­sze nie­szczę­ścia. O czym jesz­cze piszą waż­ni auto­rzy w waż­nych tygo­dni­kach, zanim przej­dą do sed­na? O tym, że mło­dy poeta to taki, co nie prze­kro­czył czter­dziest­ki. O tym, że kote­rie i śro­do­wi­ska ist­nia­ły od zawsze. O tym, że nie­któ­rym poetom uda­je się cza­sem wydać bar­dzo dobrą książ­kę, ale waż­ny autor nie może o niej napi­sać do waż­ne­go tygo­dni­ka, bo ma pil­niej­sze spra­wy na gło­wie. O tym, że wie­dzą, jak powin­na wyglą­dać kry­ty­ka lite­rac­ka. I o bra­ku alter­na­tyw­nej pro­po­zy­cji. Ponie­waż Boh­dan Zadu­ra, podob­nie jak „mło­dzi poeci”, któ­rych prze­żył, nie został „auto­rem best­sel­le­ro­wym”, nie nagrał pły­ty i nie tra­fił do pod­ręcz­ni­ków, dam już sobie spo­kój z dru­gim aka­pi­tem i czym prę­dzej przej­dę do trze­cie­go.

3

Czy w tych nie­cie­ka­wych oko­licz­no­ściach przy­ro­dy dłuż­sze utwo­ry poetyc­kie Zadu­ry mogą komuś popra­wić nastrój?

4

Czy to praw­da, że w naszej lite­ra­tu­rze okre­su wol­no­ści nic wiel­kie­go się nie sta­ło? Czy wzglę­dy finan­so­we i pre­sti­żo­we rze­czy­wi­ście są moto­rem wszel­kie­go dzia­ła­nia? Czy poli­ty­ka ma wpływ na lite­ra­tu­rę? Czy Mar­cel Reich-Ranic­ki miał rację? Czy kry­ty­ka lite­rac­ka czy­ni­ła swo­ją powin­ność w prze­ko­na­niu, iż oto dzi­siaj lite­ra­tu­ra pol­ska roz­wi­ja się w sta­nie per­ma­nent­nej rewo­lu­cji? Co otrzy­ma­li­śmy w spad­ku po XIX wie­ku, a co po Pol­sce Ludo­wej? Popyt i podaż? Co na to pra­sa, radio i tele­wi­zja? Gdzie jest moja sutan­na? Gdzie jest mój note­sik? Dla­cze­go w tym tygo­dniu poszło tyl­ko tysiąc egzem­pla­rzy moich zapi­sków? Dla­cze­go pani z radia nie zadzwo­ni­ła w spra­wie wier­sza na nie­dzie­lę? Czy pisarz jest wycho­waw­cą naro­du? Czy rze­czy­wi­ście lite­ra­tu­rę lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wie­ku odno­si się tyl­ko do lite­ra­tu­ry lat dzie­więć­dzie­sią­tych XX wie­ku? Co z duchem nie­uf­no­ści? Czy rze­czy­wi­ście wszy­scy podo­ba­ją się wszyst­kim? Czy mło­dzi biją sta­rych? Czy sta­rzy zawsze muszą posłu­gi­wać się kija­mi fir­my Coelho&Wharton? Co na to fir­ma Tokarczuk&Chwin, pro­du­cent krąż­ków? Dla­cze­go pier­si Praw­dy wiot­cze­ją na naszych oczach? 4 czerw­ca 1989 roku?

5

Czy mam powtó­rzyć pyta­nie?

6

Nie trze­ba.
Mogą.

1 mar­ca 2001
Przy­pi­sy
[1] Pra­gnę w ten spo­sób podzię­ko­wać Krzysz­to­fo­wi Siw­czy­ko­wi za pomoc w paro­mie­sięcz­nej pra­cy nad tytu­łem tego tek­stu. Pod­czas For­tu Legni­ca ’99 autor Dzi­kich dzie­ci, wygrze­wa­ją­cy się w słoń­cu po festi­wa­lo­wych tru­dach w ogród­ku piw­nym przy Teatrze im. Hele­ny Modrze­jew­skiej, wypa­trzył w legnic­kim tłu­mie Boh­da­na Zadu­rę, pod­niósł rękę i krzyk­nął: „Tato!”. Okrzyk Siw­czy­ka to jeden z naj­lep­szych szki­ców o twór­czo­ści auto­ra Sta­rych zna­jo­mych. Wiem coś o tym, bo przy­glą­da­łem się kie­dyś z nie­wiel­kiej odle­gło­ści Zadu­rze i Siw­czy­ko­wi, masze­ru­ją­cym w kie­run­ku hote­lu, w któ­rym przy­szło im zamiesz­kać. Rów­ni wzro­stem, tak samo zgię­ci pod cię­ża­rem pra­wie takich samych toreb podróż­nych, wyglą­da­li jak pano­wie z jed­nej baj­ki. Tak samo sta­wia­li kro­ki i tak samo wypusz­cza­li dym. Róż­ni­ły ich tyl­ko napi­sy na pacz­kach papie­ro­sów.

O autorze

Darek Foks

Urodzony w Skierniewicach. Poeta, prozaik, redaktor i scenarzysta. Studiował na Wydziale Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, ukończył scenopisarstwo w łódzkiej Filmówce. Laureat m.in. głównej nagrody Konkursu na Brulion Poetycki (1993), Nagrody im. Natalii Gall (1999), Nagrody TVP Kultura (2006) za książkę Co robi łączniczka (przygotowaną wraz ze Z. Liberą), nominowaną również do Nagrody Literackiej Gdynia (2006). Laureat Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2014) za całokształt twórczości. Dwukrotnie nominowany do Paszportu Polityki (2000, 2004). Redaktor działu prozy w „Twórczości”. Mieszka w Skierniewicach.

Powiązania