recenzje / ESEJE

Poezja jako kronika

Bartosz Sadulski

Recenzja Bartosza Sadulskiego z książki Preparaty Przemysława Witkowskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zanim sta­ną­łem wobec poetyc­kie­go debiu­tu Prze­mka Wit­kow­skie­go, musia­łem przy­jąć dwie skraj­nie odmien­ne pozy­cje – z jed­nej stro­ny zmu­szo­ny jestem się od książ­ki „odda­lić”, aby nie być posą­dzo­nym o stron­ni­czość wobec auto­ra, któ­re­go dobrze znam, z dru­giej stro­ny – i to z tego same­go powo­du – war­to, abym się do Pre­pa­ra­tów jak naj­bar­dziej zbli­żył, po to, by kole­żeń­stwo wyko­rzy­stać do ujaw­nie­nia czy­tel­ni­ko­wi sen­sów, któ­re dla mnie oczy­wi­ste, dla postron­nych mogą pozo­stać ukry­te. Nie chcąc wcie­lać się w rolę glo­ry­fi­ka­to­ra Wit­kow­skie­go, dale­ki jestem jed­nak od banal­ne­go przej­ścia na poziom bez­po­śred­nie­go utoż­sa­mia­nia auto­ra z nar­ra­to­rem, a co za tym idzie – prze­kła­da­niem liry­ki na poziom publi­cy­sty­ki, czy wręcz pamięt­ni­kar­stwa, mimo że o prze­szło­ści jest w Pre­pa­ra­tach dużo, i to wła­śnie ona – a sze­rzej mówiąc: czas (rów­nież pod posta­cią tytu­ło­wych pre­pa­ra­tów) ma tutaj naj­więk­sze zna­cze­nie. Nie siląc się na wymu­szo­ny obiek­ty­wizm, pozo­sta­je być mi kro­ni­ka­rzem wła­snej lek­tu­ry, co w związ­ku z tym, że książ­kę Wit­kow­skie­go moż­na posą­dzić o bycie swo­istą „kro­ni­ką” spra­wia, że tekst ten sta­je się – chcąc nie chcąc – meta­kro­ni­ką, kro­ni­ką o kro­ni­ce.

Zatem Pre­pa­ra­ty jako kro­ni­ka? Bynaj­mniej nie dosłow­nie – nie jest to prze­cież chro­no­lo­gicz­nie uło­żo­ny zbiór (jak – w przy­bli­że­niu – arkusz Lek­kie cza­sy cięż­kich cho­rób) fak­tów, ale histo­rycz­ność (czy raczej histo­ry­cy­zu­ją­cy cha­rak­ter) Pre­pa­ra­tów jest nie­pod­wa­żal­na. W całej książ­ce domi­nu­je czas prze­szły i choć „mamy rze­czy nie­zmien­ne”, nie spo­sób nie dostrzec ogro­mu prze­szło­ści. For­my minio­ne nie mają cha­rak­te­ru wspo­min­ko­we­go, a raczej stwa­rza­ją ilu­zję pro­jek­cji – Wit­kow­ski zapra­sza do swo­je­go bestia­rium ostrze­ga­jąc jed­no­cze­śnie w pierw­szym wier­szu „ten takt jest sta­tycz­ny, przy­cią­ga.”. Sta­tycz­ność tak­tu ujaw­nia się w neu­ro­tycz­nych fra­zach, wyli­cze­niach, jed­nak Wit­kow­ski jest świa­do­my jed­no­cze­snej celo­wo­ści i bez­sen­sow­no­ści środ­ków poetyc­kich: „i na nic dusz­ne wyli­cze­nia, skur­cze i zaci­ski / bo wszyst­ko jest grą i powie­la­niem wia­tru.”, jak­by naj­waż­niej­sza była sama pro­jek­cja, w wyni­ku któ­rej wiersz przyj­mu­je kształt ciem­ne­go dna rze­ki „któ­ra pły­nie wytrwa­le z pro­jek­to­rów”. Nale­ża­ło­by teraz roz­wi­kłać, czy Wit­kow­ski pisze serial, czy też krę­ci peł­no­me­tra­żo­wy film, ale zanim do tego przej­dę, kil­ka słów o tym, jak kro­ni­ka sta­je się wier­szem.

Hay­den Whi­te zauwa­żył, że tekst histo­rycz­ny sta­je się tek­stem lite­rac­kim dzię­ki sto­so­wa­nym przez histo­ry­ka chwy­tom reto­rycz­nym – takim samym, jakie sto­su­je powie­ścio­pi­sarz czy poeta. W przy­pad­ku Wit­kow­skie­go i jego Pre­pa­ra­tów dzia­ła to podob­nie – dzię­ki pod­sta­wo­wym chwy­tom reto­rycz­nym (meta­fo­ra, meto­ni­mia, synek­do­cha) fabu­la­ry­zu­je to, co było i docho­dzi do tego, jak jest i dla­cze­go jest, jak w wier­szu „mecha­ni­ka pły­nów”, gdzie nagro­ma­dze­nie wyda­rzeń, cha­rak­te­ry­stycz­ne dla poezji Wit­kow­skie­go zagęsz­cza­nie i kumu­lo­wa­nie obra­zów, słu­ży jed­ne­mu – z tej pro­jek­cji wyła­nia się wyzna­nie tak bez­po­śred­nie i nie­po­ko­ją­ce zara­zem, że rzu­ca świa­tło na pozor­ną ciem­ność wcze­śniej­szych strof: „śni­ły mi się cho­re, umie­ra­ją­ce / zwie­rzę­ta albo że budzę się sam / i jestem star­cem”. Fabu­la­ry­za­cji ule­ga nie tyl­ko histo­ria, któ­ra pod­da­wa­na jest raczej roz­pro­sze­niu niż homo­ge­ni­za­cji, ale przede wszyst­kim strach – strach przed sta­ro­ścią, przed samot­no­ścią; u Wit­kow­skie­go czę­ściej są „dewa­sta­cje, / dużo rza­dziej świę­ta”.

Wspo­mi­na­nie i czę­sta for­ma prze­szła pozwa­la­ją czy­tel­ni­ko­wi uczest­ni­czyć w dwóch pro­ce­sach jed­no­cze­śnie – z jed­nej stro­ny jest to pro­ces nie­ustan­ne­go powro­tu, któ­ry pozwa­la towa­rzy­szyć pod­mio­to­wi w rekon­struk­cji prze­szło­ści – a co za tym idzie rekon­struk­cji sie­bie. Z dru­giej stro­ny mamy czas teraź­niej­szy, jakieś ist­nie­ją­ce „tu i teraz”, któ­re prze­ciw­sta­wio­ne jest pre­pa­ra­tom. O ile bio­lo­gicz­ny pre­pa­rat (idąc za Wiki­pe­dią) to „zakon­ser­wo­wa­ny orga­nizm lub jego część spo­rzą­dzo­na w celu prze­cho­wy­wa­nia w sta­nie moż­li­wie mało zmie­nio­nym. Pre­pa­rat bio­lo­gicz­ny może słu­żyć jako pomoc dydak­tycz­na, zwy­kle jed­nak ma zasto­so­wa­nie nauko­we. Może posłu­żyć do dal­szych badań lub być oka­zem dowo­do­wym dla kon­kret­ne­go pro­ble­mu badaw­cze­go.”, o tyle dla wro­cław­skie­go poety nie są to wyłącz­nie „owa­dy w bursz­ty­nie” czy „krtań cie­lę­ca”, a raczej pamięć. Spre­pa­ro­wa­ne chwi­le, któ­re przy­wo­ły­wa­ne są na potrze­bę wier­sza, sny w któ­rych ujaw­nia się pod­świa­do­mość a całość w kon­se­kwen­cji spra­wia wra­że­nie wiel­kie­go poetyc­kie­go pre­pa­ra­tu, pamięt­ni­ka z wal­ki o sie­bie.

Han­na Segal pisa­ła: „Jed­nost­ka prze­pra­co­wu­je wła­sne trau­my i kon­flik­ty z prze­szło­ści, zysku­jąc w ten spo­sób dostęp do naj­głęb­szych, nie­uświa­da­mia­nych pra­gnień, a zara­zem ura­zów i wewnętrz­nych kon­flik­tów. Sztu­ka słu­ży pogłę­bia­niu i zara­zem porząd­ko­wa­niu przez jed­nost­kę obra­zu samej sie­bie”. Czy­li – z jed­nej stro­ny zapi­sy­wa­nie zda­rzeń minio­nych po to, by je następ­nie wyprzeć, z dru­giej zaś – samo­świa­do­mość pod­mio­tu jest na tyle duża (czy dzię­ki pro­ce­so­wi wypie­ra­nia? Fabu­la­ry­za­cji?), że może pozwo­lić sobie na takie dekla­ra­cje: „i trze­ba było zostać oby­wa­te­lem, wyjść z błon i łodyg, / wsłu­chać się w innych ludzi, nauczyć dia­lek­tu reklam. / i są już tak dobre kon­tak­ty, że pięk­nie nale­ży­my.”, jak­by przy­na­le­że­nie było czymś trud­nym, czymś do cze­go się dąży. Poświad­cza­ją to inne sło­wa: „bywam nie­wie­le, odkrę­cam spra­wy w urzę­dach.” – zatem nie­uczest­ni­cze­nie spo­wo­do­wa­ne jest zaan­ga­żo­wa­niem w spra­wy urzę­do­we – pod­miot zda­je się dostrze­gać, że popeł­nio­ny został błąd, a spo­łecz­ną samo­re­ali­za­cję (choć­by i pozor­ną) zapew­nia tyl­ko „zosta­nie oby­wa­te­lem”. To są pęk­nię­cia, któ­re spra­wia­ją, że książ­ka sta­je się wie­lo­wy­mia­ro­wa. Już nie samo meta­fo­ry­zo­wa­nie i przy­ta­cza­nie ryt­micz­nych, moc­nych fraz spra­wia, że mamy do czy­nie­nia z poezją – Wit­kow­ski (cytu­jąc pogląd Bar­the­sa na poezję) „wpro­wa­dza do języ­ka zakłó­ce­nia, zwięk­sza, jak potra­fi, abs­trak­cyj­ność zna­ku”; mówiąc wię­cej – dzia­ła dwu­po­zio­mo­wo – zagęsz­cza język jed­no­cze­śnie mno­żąc zna­cze­nia.

Pre­pa­ra­ty są pro­jek­tem spój­nym na wie­lu płasz­czy­znach – spój­ność nie ozna­cza powta­rzal­no­ści czy sche­ma­tycz­no­ści – oglą­da­nie (czy­ta­nie) kolej­nych pre­pa­ra­tów pamię­ci pozwa­la śle­dzić pod­miot, ale dzię­ki prze­su­nię­ciom nie pozwa­la stwo­rzyć jego jed­ne­go por­tre­tu („nie ma żad­ne­go mnie, jest nas kil­ku,”) – wspól­ny wier­szom jest styl, wyko­rzy­sta­ne bestia­rium, cha­rak­te­ry­stycz­na, ukry­ta pod płasz­czem tur­pi­zmu i dow­ci­pu wraż­li­wość. Wraż­li­wość ocie­ra­ją­ca się o sen­ty­men­ta­lizm, per­ma­nent­ne nie­po­go­dze­nie się ze stra­tą spra­wia, że poezja Wit­kow­skie­go ma wręcz cha­rak­ter „repa­ra­cyj­ny”. Zde­rza­nie się dwóch świa­tów: zewnętrz­ne­go, repre­zen­to­wa­ne­go przez urzę­dy i media, z wewnętrz­nym – pamię­cią, wraż­li­wo­ścią („tu pod skó­rą jest dżun­gla, sta­łe napię­cie”), spra­wia, że nastę­pu­ją­ce po sobie wier­sze ukła­da­ją się we wspo­mnia­ną wcze­śniej kro­ni­kę. Kro­ni­kę, któ­rej pisa­nie pocią­gnę­ło za sobą gru­be kon­se­kwen­cje, co świad­czyć może zarów­no o wadze zapi­sa­nych pro­ble­mów, jak i o bez­sil­no­ści czy sła­bo­ści pisma: „roz­pła­ka­łem się, nie wiem dla­cze­go. po pro­stu”.

Wobec ogro­mu warstw i obra­zów tej książ­ki czu­ję się bez­bron­ny i bez­sil­ny. Czy­ta­niu i ana­li­zo­wa­niu Pre­pa­ra­tów towa­rzy­szy­ło uczu­cie nie­ustan­ne­go odkry­wa­nia nowych warstw. Czu­łem się nie­co jak histo­ryk w zaku­rzo­nym archi­wum, któ­ry z zaku­rzo­nych teczek musi uknuć wła­sną, nie­zpo­zba­wio­ną sen­su nar­ra­cję. Jest to tym trud­niej­sze, że pod­miot jasno pre­cy­zu­je swój cel: „nie dać się zna­leźć, nie dać się też zgu­bić”. Nie­mniej ten takt przy­cią­ga napraw­dę; Wit­kow­ski mie­sza­jąc ośmie­lo­ną wyobraź­nię z obser­wa­cją spo­łecz­ną nie wpa­da w zbęd­ną orna­men­ty­kę czy sztam­busz­ko­wość, jest kro­ni­ka­rzem wła­sne­go losu, posia­da­czem ory­gi­nal­nej dyk­cji.

O autorze

Bartosz Sadulski

Ur. 1986. Poeta, dziennikarz. Autor arkusza poetyckiego artykuły pochodzenia zwierzęcego (2009) oraz tomów wierszy post (2012) oraz tarapaty (2016). Za pierwszy z nich był nominowany w 2013 roku do Nagrody Literackiej Silesius w kategorii „debiut”. Wiersze publikował między innymi w Lampie, Odrze, Gazecie Wyborczej, Chimerze i antologii Połów. Poetyckie debiuty 2010. Autor przewodników po Malcie i Bornholmie. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania