recenzje / ESEJE

Poezja skrajności i skrajnej wolności

Magdalena Brzęczek

Recenzja Magdaleny Brzęczek z książki Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę Jarosława Iwaszkiewicza w wyborze Jacka Dehnela.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nie będę pisać o Iwasz­kie­wi­czu z punk­tu widze­nia poety, któ­rym nie jestem; ani jako filo­log, ponie­waż nim nie jestem rów­nież. Deli­kat­ne maj­stersz­ty­ki jaki­mi są wier­sze mają jed­nak tę uni­wer­sal­ną zale­tę, że nie­odmien­nie odwo­łu­ją się do emo­cji, któ­re żywo skrzą się w każ­dym czło­wie­ku, bez wzglę­du na dzie­dzi­nę, w któ­rej się spe­cja­li­zu­je. Mają rów­nież tę nie­by­wa­łą „wadę”, że moż­li­we inter­pre­ta­cje mno­żą się w tem­pie wprost pro­por­cjo­nal­nym do licz­by osób czy­ta­ją­cych dany wiersz. A oto i jeden z tych nie­zli­czo­nych pej­za­ży kre­ślo­nych piór­kiem poety w oczach czy­tel­ni­ka. Tym razem w moich oczach.

Niniej­szy wybór, mimo że, jak czy­ta­my w posło­wiu jest czy­sto subiek­tyw­ny, spra­wia wra­że­nie wyjąt­ko­wo upo­rząd­ko­wa­ne­go. Z pew­no­ścią część zasług nale­ży przy­pi­sać pie­czo­ło­wi­tej pra­cy Jac­ka Deh­ne­la, nie­mniej owy porzą­dek ukry­wa się przede wszyst­kim w każ­dym utwo­rze z osob­na. Mia­łam spo­re pro­ble­my z uchwy­ce­niem isto­ty owej spój­no­ści, ponie­waż już pierw­szy wiersz ser­wu­je czy­tel­ni­ko­wi danie skła­da­ją­ce się z nagro­ma­dze­nia samych nie­spój­no­ści. Bo czym­że jest uśmiech nie­bę­dą­cy śmie­chem, czym smu­tek dale­ki od roz­pa­czy, czym poszu­ki­wa­nia nie­zwią­za­ne z czymś zna­le­zio­nym („Pro­ver­bium”). Dopie­ro gdy natra­fi­łam na tekst tytu­łu­ją­cy Iwasz­kie­wi­cza „poetą skraj­no­ści” zro­zu­mia­łam, że może powin­nam spró­bo­wać odczy­tać owe wier­sze wła­śnie przez szkieł­ko nie­ko­he­ren­cji. Kie­ro­wać się zatem będę tym klu­czem, co praw­da nie­do­sko­na­łym bo nie otwie­ra­ją­cym wszyst­kich sen­sów zawar­tych w poezji Iwasz­kie­wi­cza, lecz wiel­ce intry­gu­ją­cym, bo odsła­nia­ją­cym nie­mniej intry­gu­ją­ce tło dla jego poetyc­kich poczy­nań.

Nagro­ma­dze­nie sprzecz­no­ści, bar­dzo sub­tel­nie zapo­cząt­ko­wa­ne w „Pro­ver­bium” zysku­je na inten­syw­no­ści już w kolej­nym tek­ście („Ogrod­nicz­ki”). Siel­sko-aniel­skie wizje życia na pro­win­cji nie cie­szą poety na tyle, aby powstrzy­mać go od zwró­ce­nia wzro­ku ku posta­ci dru­go­pla­no­wej obser­wu­ją­cej har­ce nie­win­nych dziew­cząt.

Za szta­che­tą ktoś kare­tą przy­był. Czar­ne sto­ją konie,
Stoi czar­ny rycerz, w masce, w czar­nym płasz­czu, z kosą w dło­ni.

Dopraw­dy próż­no szu­kać bar­dziej rażą­ce­go prze­ci­wień­stwa szczę­śli­we­go żywo­ta. Owa mrocz­na postać prze­ni­kać będzie wer­sy kolej­nych utwo­rów, lecz nie zawsze pod posta­cią bez­li­to­śnie cze­ka­ją­cej tuż za pro­giem śmier­ci. Prze­ko­na się o tym czy­tel­nik, któ­ry mamio­ny pięk­ny­mi sło­wa­mi nie­roz­trop­nie puści wodze swej fan­ta­zji, by za chwi­lę obu­dzić się w grzą­skich grun­tach sza­rej i pod­łej rze­czy­wi­sto­ści.

Zma­ga­nia towa­rzy­szą­ce poszu­ki­wa­niom poety nie­odmien­nie przy­wo­dzą mi na myśl ary­sto­te­le­sow­skie poszu­ki­wa­nie „środ­ka” utoż­sa­mia­ne­go ze szczę­ściem. Rów­nież sta­ro­żyt­ny filo­zof, aby zbli­żyć się do isto­ty szczę­ścia, roz­wa­ża­nia swe roz­po­czy­nał od wyli­cza­nia skraj­no­ści, któ­re szczę­ścia z pew­no­ścią nie zwia­stu­ją. Sko­ro Ary­sto­te­les upa­try­wał szczę­ście w „środ­ku” nie dzi­wi wszech­obec­ny smu­tek w twór­czo­ści Iwasz­kie­wi­cza. Od stwier­dze­nia z „Wio­sny” [Tak. Smut­ni są ludzie.] po nie­moc i rezy­gna­cję w „[Cho­dzę. Cho­dzę. Cho­dzę]”:

Mil­czę? Mil­czę. W nocy też mil­czę.
Tyl­ko spać już nie mogę.
Patrzę za sie­bie
– Ciem­no -
Na dale­ką prze­brnię­tą dro­gę.

Czy war­to iść taki kawał?
Mękę wlec przez obie pół­ku­le?
Chry­stus przy­gar­nął Mag­da­le­nę,
Czy mi wyba­czy oło­wia­na kulę?

I nawet owe obie pół­ku­le mniej przy­po­mi­na­ją nie­skoń­czo­ną podróż, a raczej roz­ter­kę czło­wie­ka tar­ga­ne­go sprzecz­no­ścia­mi. W [„Gdy stop­nie­ją już śnie­gi…”] dostrzec moż­na sło­wa opie­wa­ją­ce pięk­no świa­ta i pro­ste­go żywo­ta:

Wio­sna wte­dy napraw­dę prze­mó­wi do ludzi,
I zamy­ślo­ne baby, gapią­ce się w oknie,
Myślą o sen­nych wier­szach, zie­wa­ją okrop­nie […]

Jak­że dobrze jest poczuć wśród zrę­bów żela­stwa
Cia­łem spo­co­nym zie­mię, a w zie­mi roba­ki […]

nie­mniej przy koń­cu każ­dej stro­fy poeta wbi­ja zim­ny kolec w duszę czy­tel­ni­ka

[…] Idą spać samot­ne. Śmierć je cza­sem budzi.

[…] Wywlec je z cie­płej gle­by i wbi­jać na haki
Za przy­nę­tę, nim sami pad­nie­my ich pastwą.

Czy­ta­jąc Iwasz­kie­wi­cza z tej przy­krej per­spek­ty­wy moż­na dostrzec ziar­no gory­czy w pra­wie każ­dym utwo­rze. Ziar­no pozor­nie kieł­ku­ją­ce, zwia­stu­ją­ce życie, a w isto­cie gni­ją­ce od środ­ka. Nie moż­na też zlek­ce­wa­żyć roz­ter­ki, z któ­rą za spra­wą poetyc­kich fra­ze­sów usi­łu­je radzić sobie autor. Odwiecz­ne pró­by wyra­że­nia nie­wy­ra­żal­ne­go, czy dostrze­że­nia nie­wi­dzial­ne­go naj­peł­niej znaj­du­ją odbi­cie w „Skąd widzie­li­śmy Tatry”:

Ach, cze­muż czło­wiek wciąż wią­że sło­wa­mi rze­czy, któ­re na wie­ki muszą zostać nie­wy­ra­żo­ne?

I cho­ciaż tytu­ło­we „wiel­kie, pobru­dzo­ne zwie­rzę” jest nie­zmien­nie zachwy­co­ne, to w natu­rze czło­wie­ka leży przede wszyst­kim zmien­ność zależ­na od kapry­sów losu i tar­ga­nej namięt­no­ścia­mi duszy. Nie chcia­ła­bym jed­nak upa­try­wać w Iwasz­kie­wi­czu jedy­nie poety prze­siąk­nię­te­go zwąt­pie­niem i smut­kiem. Nie wyda­je mi się rów­nież, aby jego poetyc­kie woja­że były mniej war­to­ścio­we od bie­glej­szych w sztu­ce szer­mier­ki słow­nej poetów. Wszel­kie sprzecz­no­ści obec­ne w jego utwo­rach czy­nią je zara­zem bar­dziej ludz­ki­mi. Nie jest to typ poezji maje­sta­tycz­nej i roz­świe­tla­ją­cej dro­gę, ale poezji, któ­ra spra­wia, że czy­ta­my samych sie­bie – wąt­pią­cych, zagu­bio­nych, cza­sem szczę­śli­wych, a cza­sem nie­pew­nych. Dla­te­go „mój Iwasz­kie­wicz” to przede wszyst­kim piew­ca wol­no­ści, któ­ry upar­cie rezy­gnu­jąc z jed­no­znacz­nych odpo­wie­dzi ofe­ru­je w zamian nie­ogra­ni­czo­ną swo­bo­dę wybo­ru spo­śród nie­skoń­czo­nej licz­by moż­li­wo­ści.

O autorze

Magdalena Brzęczek

Urodzona w 1987 roku. Studiowała dziennikarstwo, filozofię na UWr i edytorstwo w PAN.

Powiązania

Każde zwierzę chce mieć swój pomnik

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Jarosław Iwaszkiewicz, Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2013 roku w dwutygodnik.com.

Więcej

Jacek czyta Jarosława

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się 3 mar­ca 2013 roku w Tygo­dni­ku Powszech­nym.

Więcej

Przodownica Nimfa, przodownik Tryton

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Na wydo­by­cie pan­cer­ni­ka „Gne­ise­nau” Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 lute­go 2013 roku.

Więcej

Próby Jarosława Iwaszkiewicza

recenzje / ESEJE Paweł Zając

Recen­zja Paw­ła Zają­ca z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej