Malowane nie działa
wywiady / o książce Marcin Orliński Szymon SłomczyńskiRozmowa Marcina Orlińskiego z Szymonem Słomczyńskim, towarzysząca premierze książki Latakia, wydanej w Biurze Literackim 12 grudnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki zbierane Krystyny Miłobędzkiej.
Istnieją poeci-astronomowie i poeci mikrocząstek.
Poeci-astronomowie próbują badać świat w skali makroskopowej. Dla nich liczą się duże całości znaczeniowe. Wspinają się więc ku wyżynom opisu, ku fabule, ku narracji, ku opowieści. Na drugim biegunie mieszczą się poeci mikrocząstek – ci pragną eksplorować język i rzeczywistość na poziomie mikroskopowym. Badają granice słów i rzeczy. Eksperymentują, ześlizgując się w głąb materii. Ten podział, który przyszedł mi spontanicznie do głowy, wydaje się oczywiście mocno wyidealizowany, ale można go chyba potraktować typologicznie. Wszystkie faktycznie istniejące poetyki znajdą się bowiem pomiędzy oboma biegunami. Bo przecież nawet w najbardziej sprozaizowanej poezji liczy się forma i – z drugiej strony – nawet najbardziej awangardowe puzzle liryczne zyskują swoje pełne znaczenie dopiero w skali makro.
Krystyna Miłobędzka jak mało kto potrafi ześlizgiwać się we wnętrze słów. Interesuje ją tylko to, co dzieje się na orbitach atomów, nie do końca zrozumiała wymiana kwantów energii, która każe danej cząstce niespodziewanie zboczyć z kursu: promieniowanie alfa, paradoks korpuskularno-falowy, nagły fajerwerk nicości. I właśnie ta nuklearność wyróżnia ją chyba najbardziej wśród współczesnych poetów. Bo nawet u Karpowicza czy Sosnowskiego obraz zawsze powstaje na poziomie zdania. U Miłobędzkiej natomiast – migocze na krawędzi słowa.
Na czym polega to ześlizgiwanie się w słowo?
W swojej najnowszej książce gubione Miłobędzka poddaje słowo eksperymentowi. Nie, to chyba jednak za dużo powiedziane, eksperyment zakłada bowiem zawsze pewną ontologię. Powinienem więc chyba powiedzieć tak: słowo u Miłobędzkiej samo poddaje się eksperymentowi. Albo jeszcze inaczej: poetka uwalnia słowo i pozwala mu działać wbrew utartym regułom językowym. Interesuje ją wnętrze słowa. Lub jego krawędź, która przecież w codziennej praktyce językowej umyka. Na przykład w jednym z wierszy poetka pyta: „z czego moja?/ z czego obca?/ z czego czyja?”.
Trzeba mówić, powiada Miłobędzka. I trzeba biec. Ale o jaką mowę chodzi? I o jaki bieg? Mam wrażenie, że autorka każe biec konkretnym gramatycznym formom: rzeczownikom, czasownikom, przyimkom, a tym samym – każe biec sobie w tych formach. Język przemawia bowiem przede wszystkim wtedy, kiedy się go używa. Czy osobliwej konfiguracji słów odpowiada jakaś gramatyka istnienia? Nie wiem. Być może za słowami stoi tylko owo wielkie „nic”, do którego Miłobędzka zawsze próbowała się zbliżyć. Z drugiej strony poetka, jak sama zresztą podkreśla w wywiadach, stara się zapisać za pomocą wiersza konkretną chwilę. Pragnie, by dany moment po prostu trafił w wiersz.
Prawdopodobnie język nie skrywa zatem żadnej metafizyki. To raczej pojedyncze chwile umysłu przyłapanego w takich a takich okolicznościach, na tej a nie innej myśli – lub raczej: na tym, a nie innym ruchu. A jednak powiedzieć, że u Miłobędzkiej świata nie ma, byłoby jawną niesprawiedliwością. Ten świat jest, ale autorka nie dysponuje (bo dysponować nie chce) pełnym jego obrazem. Rzeczywistość to raczej ukryte pytanie, na które odpowiedź stanowią pojedyncze, rozbłyskujące wektory. Gramatyka istnienia nie wydaje się więc ani jasna, ani prosta, o czym świadczy jeden z najbardziej niezwykłych utworów w zbiorze gubione:
jest rosnące drzewem
jest płynące
jest biegnące, jest latające
jest od początku
jest nie tak
jest nie to, jest do końca
jest nie ma, jest jest
jest – jestem
świat z Tobą
„Jest płynące”. To przecież spotkanie Platona z Heraklitem, a być może i z Heideggerem. To przecież zderzenie tożsamości z różnicą. Istnienie zmienia się, migocze, płynie. Ale także biegnie. Jak zauważa Paweł Próchniak, „Bieg bez zatrzymania jest bowiem samą istotą istnienia. Jest esencją bycia w świecie. Jest wszystkim. I jest – zamiast wszystkiego. To dlatego podpowiada pamięci i słowom. Podpowiada życiu. Spina myśl – drażni ją i popędza. Podążające za nią wiersze próbują biec równie szybko”[1].
Warto jednak zauważyć, że ten wiersz nie opisuje istnienia. Nie stanowi również jego epifanii. Raczej próbuje stać się zarysem relacji, w którą krótka chwila teraźniejsza („jest”) może wejść ze światem. Jednocześnie słowo „jest” zdaje się wyznaczać uniwersum swoich zmiennych. Spostrzec, że „coś jest”, to również stwierdzić, że czegoś (innego) nie ma. To także zauważyć granice i cechy tego, co spostrzeżone. Ale również – granice i cechy samego spostrzeżenia. Co jednak najbardziej charakterystyczne, nie tylko zresztą dla tego wiersza, Miłobędzkiej raczej nie interesuje odpowiedź na metafizyczne pytanie: „co?”, a zaledwie na ontologiczne lub epistemologiczne pytanie: „jak?”. „Świat z Tobą”, puentuje. Czy zatem kształt rzeczywistości tak bardzo zależy od naszych narzędzi poznawczych? A może poetka pozdrawia po prostu czytelnika, tak jakby mówiła: Bóg z Tobą, trzymaj się, trzymaj się świata?
Zarejestrować trajektorię fotonu – to jedno. A uświadomić sobie, że przestrzeń wypełniona jest przede wszystkim próżnią – to drugie. Właśnie tym różni się bowiem świat w skali makroskopowej od świata w skali mikro. świadomość nicości towarzyszy zresztą Miłobędzkiej od dawna i nierzadko stanowi główną tkankę jej poezji. I być może – jeśli posłużyć się językiem filozofów – stanowi również substancję jej świata. Słowa na kartce są bowiem właśnie jak te cząstki, z których składa się materia – działają na siebie mimo olbrzymiej odległości. A u Miłobędzkiej, wbrew temu, co twierdził Leibniz, świat raczej nie jest niż jest. Prawie puste kartki w tomiku, na których z rzadka pojawiają się słowa, świadczą o tym chyba najlepiej.
Kiedy mówi się o elementarnych aspektach języka i rzeczywistości, trudno przejść do tak ogólnej i rozbudowanej figury, jaką jest człowiek. Bo człowieka u Miłobędzkiej w istocie nie ma. Co jest? Jest „biegnące”, jest „Ty”, tajemniczy desygnat drgający między zaimkiem i przysłówkiem. Jest mówienie do drugiej osoby i jest pragnienie jej obecności („jesteś samo śpiewa”). Są też ślady ludzkiego świata, z którymi nie za bardzo wiadomo, co zrobić: miasta, domy, ogrody, suknie, ścieżki i piasek. Poetka nie scala jednak części w jedną całość. Woli kroczyć po odłamkach:
Zarejestrować trajektorię fotonu – to jedno. A uświadomić sobie, że przestrzeń wypełniona jest przede wszystkim próżnią – to drugie. Właśnie tym różni się bowiem świat w skali makroskopowej od świata w skali mikro. świadomość nicości towarzyszy zresztą Miłobędzkiej od dawna i nierzadko stanowi główną tkankę jej poezji. I być może – jeśli posłużyć się językiem filozofów – stanowi również substancję jej świata. Słowa na kartce są bowiem właśnie jak te cząstki, z których składa się materia – działają na siebie mimo olbrzymiej odległości. A u Miłobędzkiej, wbrew temu, co twierdził Leibniz, świat raczej nie jest niż jest. Prawie puste kartki w tomiku, na których z rzadka pojawiają się słowa, świadczą o tym chyba najlepiej.
oddziel jasne od słońca
biegnie od drogi
twoje od moje
moje od?
Podsumowując, poezja Miłobędzkiej to parada skreśleń i niedookreśleń. A właściwie tego, co pomiędzy nimi. Prawdziwy warsztat demiurga. Porównanie do fizyki cząstek elementarnych wydaje mi się trafne z jeszcze jednego powodu. Otóż mechanika kwantowa zburzyła logiczny obraz świata, jaki panował w nauce od czasów Newtona. Podważyła nasze logiczne i ontologiczne podstawy myślenia o widzialnym świecie. świat pod mikroskopem jawi się przecież jako przestrzeń dziwnych zdarzeń i zderzeń. To splot energetycznych włókien, targanych siłami nieznanymi i potężnymi, których nie ima się żadna prosta arytmetyka. Tę mikroskopowość dostrzegł już zresztą kiedyś Karol Maliszewski, jednak dla niego miała ona chyba wymiar bardziej egzystencjalny: „I kiedy jest się – tak jak bohaterka – po drugiej stronie, to widzi się nasz światek jak pod mikroskopem. Widzi się ludzkie figurki, w tym swoją własną odartą już z nazw i przyzwyczajeń, imion i ubrań, widzi się sznurki, którymi pociągają niezbyt jawne i niezbyt pewne dłonie”[2].
Urodzony w 1980 roku. Poeta, krytyk literacki, publicysta. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim i studiów doktoranckich w Instytucie Badań Literackich PAN. Redagował rubrykę „Wiersz Przekroju” w tygodniku „Przekrój” i serię wydawniczą „Biblioteka Debiutów” przy „Zeszytach Poetyckich”. Mieszka w Warszawie.
Rozmowa Marcina Orlińskiego z Szymonem Słomczyńskim, towarzysząca premierze książki Latakia, wydanej w Biurze Literackim 12 grudnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego, towarzyszące premierze książki Naraz Julii Szychowiak, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2016 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Zawsze Marty Podgórnik.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Jerzego Jarniewicza Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Dariusza Sośnickiego Państwo P., która ukazała się na stronie marcinorliński.pl
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Krzysztofa Jaworskiego Do szpiku kości, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książek Zima w małym mieście na granicy i Przygody przyrody, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Wszystko Bohdana Zadury, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki moja Romana Honeta, która ukazała się na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Rezydencja surykatek Marty Podgórnik, która ukazała na stronie marcinorlinski.pl.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „Krytyka krytyki”.
WięcejEsej Marcina Orlińskiego towarzyszący premierze książki Gdybym wiedział. Rozmowy z Ryszardem Krynickim Ryszarda Krynickiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „10 lat Portu i Biura we Wrocławiu”.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „44. Poezja polska od nowa”.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Preparaty Przemysława Witkowskiego.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Po sobie Julii Szychowiak, która ukazała się w „Tygodniku Powszechnym”.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Soma Łukasza Jarosza.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Poeci na nowy wiek
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego towarzyszące premierze książki Jacka Dehnela Ekran kontrolny, wydaje w Biurze Literackim 19 października 2009 roku.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Wieża myśliwych Mariusza Partyki.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Tomasz Mroczny. Szaleństwo dnia Maurice’a Blanchota.
WięcejRecenzja Marcina Orlińskiego z książki Kup kota w worku Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Jacka Gutorowa z książki Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejGłos Marcina Orlińskiego w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Bohdana Zadury, Agnieszki Wolny-Hamkało, Ingi Iwasiów, Pawła Lekszyckiego, Mariusza Grzebalskiego, Macieja Roberta, Marcina Orlińskiego, Artura Nowaczewskiego, Grzegorza Tomickiego, Piotra Kępińskiego.
WięcejRecenzja Agnieszki Czyżak z książki zbierane Krystyny Miłobędzkiej.
Więcej