Książkę Urwany ślad. O wierszach Wirpszy, Karpowicza, Różewicza i Sosnowskiego z poprzednim tomem krytycznoliterackim Jacka Gutorowa, Niepodległością głosu (2003), z pozoru łączy niewiele, by nie powiedzieć – prawie nic. Spośród bohaterów Urwanego śladu – w starszej książce zagościł jedynie Andrzej Sosnowski. Co prawda znajomość poezji Różewicza towarzyszyła odczytaniom utworów współczesnych, niekoniecznie młodych poetów (np. Zagajewskiego, świetlickiego), ale krytyk w żaden sposób nie wyróżniał autora Płaskorzeźby, nie czynił z niego patrona nowszych poetyk. O Wirpszy i Karpowiczu Niepodległość… milczy niemal zupełnie. Podobieństwa między Urwanym śladem a Niepodległością głosu ujawniają się w obrębie metody krytycznoliterackiej, konsekwentnie przez Gutorowa dopracowywanej. Metoda – sposób wnikania, ulubione strategie lektury – wiąże się z celem, jaki krytyk stawia przed uprawianym przez siebie rodzajem aktywności pisarskiej. W niewielkim szkicu „Pytania estetyczne dzisiaj” (z dawniejszej książki) autor podaje aksjomat, na którym opiera się najbliższa mu koncepcja krytyki – kwestia estetyki zawsze związana jest z perspektywami i wyborami egzystencjalnymi; w konsekwencji – jak przekonuje Gutorow – tryb estetyczny i tryb egzystencjalny (…) tworzą skomplikowaną, wielofazową, acentryczną i autoironiczną całość, w której egzystencja jest rozsadzana od wewnątrz przez własne dyskursy, a paradoksy retoryki otwierają drogę ku temu, co pozajęzykowe.
Przywołany szkic traktuję jak ogniwo łączące dwa pozornie różne, w istocie bardzo sobie bliskie projekty krytycznoliterackie. Wyrastają one z jednego pnia filozoficznego. Tryb egzystencjalny literatury i jej krytycznych odczytań – czyli empiryczna sprawdzalność rozpoznań dotyczących człowieka jako indywidualności poznającej i (przez innych) poznawanej, psychologicznie i społecznie wyodrębnionej – daje się sprowadzić do zasady wielokrotnie w Urwanym śladzie potwierdzanej – zgodnie z nią dramat języka jest jednocześnie dramatem egzystencjalnym. Zasadę tę sformułować można jeszcze inaczej: im bliżej języka, tym bliżej życia. Życie to może być przekazywane – innym, ale także sobie, autorowi przekazu – wyłącznie za pomocą narracji, zaś ponawiane próby jej stworzenia składają się na swoistą ‑wielką narrację. świadomość człowieka zbudowana jest z fragmentów (albo opiera się na fragmentach) takiej narracji: człowiek nie poznaje inaczej jak poprzez opowiadanie sobie (o) rzeczywistości. Nie na darmo śledząc mechanizmy powstawania tego, co można by nazwać reprezentacją poznawanego świata, krytyk cytuje Wittgensteina. Co prawda autor Urwanego śladu chętniej używa formuły „rekonstrukcja pewnej świadomości”, lecz nie zmienia to faktu, że człowiek Gutorowa rekonstruuje przekaz rzeczywistości przekładając symbole na inne symbole. A gdyby ktoś rzekł: Skąd mam wiedzieć, co on ma na myśli, przecież widzę tylko jego znaki, to odpowiem: A skąd on ma wiedzieć, co ma na myśli – przecież on też ma tylko swoje znaki (Dociekania filozoficzne).
Pojęciem, od którego Gutorow wyraźnie stroni – nie tylko w metodologicznych deklaracjach, choć te wydają się bardziej konsekwentne niż praktyka autora Niepodległości głosu, krytyka i historyka literatury – jest „całość”. Jeśli nawet bywa w Urwanym śladzie mowa o całości – w różnym jej rozumieniu: artystycznym (wiersz, projekt literacki i jego odczytanie), filozoficznym (światopogląd, sformułowany czy immanentnie obecny w tekście, względnie zespole tekstów), egzystencjalnym (doświadczenie wpisane w tekst, a także z tekstu wyprowadzone) – to całość ta zostaje pokazana w swojej umowności, tymczasowości. Jest otwarta lub niedomknięta, nie-ciągła, poszarpana. Przykład: Dzieło Karpowicza – czy taki abstrakcyjny twór istnieje? l czy sam poeta jest weń wpisany? Jeśli moje intuicje są słuszne, prosta odpowiedź na te pytania nie jest możliwa, chyba że obarczymy ją masą przypisów, zastrzeżeń i dopowiedzeń. Jest to bowiem dzieło otwarte, wciąż w toku, a momenty zamknięcia są wpisane w nieustannie toczące się w nim gry językowe.
Pytanie Gutorowa – to i wiele podobnych – bynajmniej nie powinno być zrozumiane jako figura retoryczna. Powracanie do zagadnień pozornie wyjaśnionych, a także uporczywe nawroty do kwestii – można by przypuszczać – nierozstrzygalnych, to konsekwencja filozofii języka, jaką przyjmuje krytyk. Język (języki) poezji i język jej interpretacji są żywiołem retorycznych przeciwieństw, niekończącą się walką o sens i znaczenie (ulubiona formuła autora: problem (…) postawiony niejako na ostrzu noża). Procesy rządzące powstawaniem znaczeń w poezji Wirpszy nazywa Gutorow – kolejno – konstrukcją, dekompozycją i rekonstrukcją. Można by je rozszerzyć na (każdy) akt pisania i akt lektury; konstrukcji dokona wówczas poeta, a podczas czytania zajdzie dekompozycja – by czytający mógł pokusić się o rekonstrukcję znaczeń. W końcu – zasadnie podejrzewa krytyk – „znaczenie” to nasza tęsknota za światem stabilnym i niezmiennym (…). Myślę, że niektóre z rozpoznań Gutorowa, zwłaszcza te dotyczące przekładu egzystencjalnego doświadczenia „człowieka nieuformowanego” (autora i czytającego) na napięcia i „impulsy retoryczne”, przebiegające w wierszu, z łatwością poddają się uniwersalizacji. Choćby zdiagnozowany w szkicu o Faetonie Wirpszy dramat świadomości, która w konfrontacji ze światem dokonuje kolejnych prób artykulacji: siebie i otaczającego świata – bez trudu (choć w różnym stopniu) można odnieść do większej części poromantycznej poezji. Z jednym może zastrzeżeniem. Dramat ten zachodzi w świadomości zarówno twórcy, jak i odtwórcy. Zgodnie zjedna z najbardziej rozpoznawalnych fraz współczesnej polskiej liryki: Wiersz wychodzi z domu i nigdy nie wraca.
Pośród rozlicznych zalet projektu krytycznoliterackiego Gutorowa – tylko niektóre z nich udało się tu wypunktować – można też odnaleźć (nieliczne) wady. Nie ma w tym zdaniu pomyłki: w Urwanym śladzie ewentualne wady – koncepcji krytycznej, nie książki – rozłożone są między zaletami. Jacek Gutorow otwarcie wyznaje, że krytyka jest dla niego współpracą z tekstem wybitnym lub przynajmniej dobrym. Oczywiście, dotyczy to także opisywanego tomu. Krytyka literacka, przed którą postawiono taki cel, traci (właściwie dobrowolnie oddaje) narzędzia służące ocenianiu, hierarchizacji dokonań, przestaje podpowiadać rozwiązania i projektować literaturę. Czy w istocie jest to wada? Może jednak zależność tę wolno umieścić między zaletami – jako ich konsekwencję; albo jako katalizator tych zalet? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi. Wbrew rezerwie okazywanej historykom literatury autor Urwanego śladu zachowuje przywileje i nawyki historyków. Który z nich nie zna uczucia przywiązania i sympatii dla bohatera własnej narracji? Który nie uległ pokusie zaniechania oceny – kto uniknął empatycznego wchodzenia w rolę poznawanego pisarza, przejmowania choćby części jego gestów artystycznych? Historycy literatury w stopniu większym niż krytycy bywają narażeni na takie „niebezpieczeństwa”. Jacek Gutorow niewątpliwie jest historykiem literatury: w Urwanym śladzie, kiedy tworzy linię poetycko-lingwistyczną – Wirpsza, Karpowicz, Różewicz, Sosnowski – i w Niepodległości głosu, gdy czyta poetów wyrosłych w Nowej Fali, by następnie przejść do młodszych od nich – m. in. (właśnie) Sosnowskiego, Pióry – i jeszcze młodszych – Sendeckiego czy Majerana.
Tekst opublikowany na łamach „FA-art” (3/2007). Dziękujemy za udostępnienie materiału.