
Zahaczyła się chwila
recenzje / ESEJE Adam PoprawaRecenzja Adama Poprawy towarzysząca premierze książki Z dnia robię noc Mirona Białoszewskiego, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2022.
WięcejFragment posłowia do książki Portret artysty w wieku młodzieńczym Jamesa Joyce’a, wydanej w przekładzie Jerzego Jarniewicza w Biurze Literackim 30 maja 2016 roku.
(…)
W przypadku Joyce’a nie da się, na dobrą sprawę, mówić o szczególności jakiegoś dzieła (bo wszystkie cztery jego główne książki są tak czy inaczej szczególne). Stephen Dedalus z Portretu powróci w Ulissesie, błędem byłoby jednak pisać na przykład o rozwinięciu, skoro już pierwsza powieść jest arcydzielnym spełnieniem. Oczywiście, Portret artysty doczekał się olbrzymiej bibliografii. Nie zaszkodzi wynotować tu parę uwag, które wybieram, żeby na ich podstawie wypunktować powinności tłumacza, czyli różne kłopoty piętrzące się przed nim nieskończenie.
John Paul Riquelme mówi więc o stylistycznej polifonii Portretu i, podobnie jak inni komentatorzy, podkreśla bardzo precyzyjne związki łączące poszczególne części powieści. Tę łączność i zarazem procesualność od nieco innej strony kapitalnie ujęła Jeri Johnson: „Jak rozwija się artysta, tak rozwija się styl”. Według tej badaczki „doprawdy, nigdy przedtem język powieści nie był w sposób tak silny i osobisty związany ze szczególnym punktem widzenia, z mentalnymi i językowymi zachowaniami postaci tam przedstawionej”. Tak, powieść Joyce’a dzieje się od niemal gaworzenia do dumnej deklaracji dojrzałego artysty, bohatera i autora. Johnson i inni podkreślają relację ustanowioną i wygrywaną przez Joyce’a, polegającą na oscylowaniu pomiędzy silnie indywidualizowaną perspektywą a trzecioosobową narracją. Pojawia się złożona ironia. Seamus Deane uznał powieść za „częściowo czuły, częściowo ironiczny” autoportret Joyce’a, „jako (bardzo) młodego człowieka”.
I, już na zakończenie tych wstępnie wystawianych tłumaczowi obligów, jeszcze jedno spostrzeżenie Deane’a, według którego – obok modernisty Yeatsa – Stephen (nawet nie Joyce!) jest postmodernistą. Ta kwestia, przy całej komplikacji, jest, mimo wszystko, dość łatwa do przyjęcia: gdyby bowiem Joyce nie współbrzmiał z ponowoczesnością, to tak bardzo i tak namiętnie by nas dzisiaj nie obchodził.
Tłumacz działa więc w takiej sytuacji, kulturalnej, a zatem też: językowej. Powinien poza tym znaleźć taki język przekładu, który byłby i konsekwentnie jednorodny, i stylistycznie wielokrotny. Powinien może nawet zagrać (sobą) bohatera, mocno trzymać się w tej roli, a jednocześnie wyznaczać perspektywę ironiczną.
(…)
Przywoływałem już wcześniej opinię Jeri Johnson o paralelności rozwoju bohatera i stylu powieści. Jarniewicz, w posłowiu do swojego przekładu Portretu, analogicznie podchodzi do kwestii: „Każda z dziewiętnastu części tego dzieła napisana jest innym językiem, a każdy z tych języków jest portretem innego Stephena, Stephena w określonym czasie”.
Z takiego odczytania powieści – niezwykle wrażliwego stylistycznie, a także porządnie ugruntowanego wiedzą joyce’ologiczną – Jarniewicz wyciągnął wnioski dla swojego przekładu. Jak każdy tłumacz dzieła oddalonego w czasie, także i on miał do rozstrzygnięcia pierwszorzędnej wagi dylemat: czy tłumaczyć „historycznie”, czy też, w miarę potrzeb i możności, zbliżać się do „współczesności” polszczyzny. (…)
Autor przekładu umiejętnie łączy stylistyczną wielość z nadrzędnym stylem własnym, tłumacza. Lub dokładniej: istnieje dominujący język własny, będący odniesieniem dla poszczególnych, zmiennych języków przekładu. Można by powiedzieć, że pisarsko-translatorska osobowość Jarniewicza nadaje tym zróżnicowanym składnikom (niezbędny) uspójniający kształt. I, oczywiście, wcale nie chodzi tu o upraszczające wyrównywanie.
I jeszcze jedna zaleta Portretu artysty w wieku młodzieńczym, dość trudna do opisania. Spróbuję więc okrężnie, przypominając funkcjonujące w polszczyźnie pojęcie skończonego arcydzieła. Otóż zaryzykowałbym dla przekładu Jarniewicza miano arcydzieła nie domkniętego. Nie w tym sensie, że można tam jeszcze coś skorygować (każdy przekład zawsze uruchamia nieskończoną serię, to jedno z podstawowych praw translatologii). Myślę o niedomknięciu jako o otwarciu: język Joyce’a, zaproponowany przez Jarniewicza, pozostaje tu – przy całej artystycznej nieprzezroczystości – otwarty w tym znaczeniu, że wrażliwość współczesnego czytelnika szybko się z tym językiem uzgadnia.
(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.