recenzje / ESEJE

Niedomknięte arcydzieło

Adam Poprawa

Fragment posłowia do książki Portret artysty w wieku młodzieńczym Jamesa Joyce’a, wydanej w przekładzie Jerzego Jarniewicza w Biurze Literackim 30 maja 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

(…)

W przy­pad­ku Joyce’a nie da się, na dobrą spra­wę, mówić o szcze­gól­no­ści jakie­goś dzie­ła (bo wszyst­kie czte­ry jego głów­ne książ­ki są tak czy ina­czej szcze­gól­ne). Ste­phen Deda­lus z Por­tre­tu powró­ci w Ulis­se­sie, błę­dem było­by jed­nak pisać na przy­kład o roz­wi­nię­ciu, sko­ro już pierw­sza powieść jest arcy­dziel­nym speł­nie­niem. Oczy­wi­ście, Por­tret arty­sty docze­kał się olbrzy­miej biblio­gra­fii. Nie zaszko­dzi wyno­to­wać tu parę uwag, któ­re wybie­ram, żeby na ich pod­sta­wie wypunk­to­wać powin­no­ści tłu­ma­cza, czy­li róż­ne kło­po­ty pię­trzą­ce się przed nim nie­skoń­cze­nie.

John Paul Riqu­el­me mówi więc o sty­li­stycz­nej poli­fo­nii Por­tre­tu i, podob­nie jak inni komen­ta­to­rzy, pod­kre­śla bar­dzo pre­cy­zyj­ne związ­ki łączą­ce poszcze­gól­ne czę­ści powie­ści. Tę łącz­ność i zara­zem pro­ce­su­al­ność od nie­co innej stro­ny kapi­tal­nie uję­ła Jeri John­son: „Jak roz­wi­ja się arty­sta, tak roz­wi­ja się styl”. Według tej badacz­ki „dopraw­dy, nigdy przed­tem język powie­ści nie był w spo­sób tak sil­ny i oso­bi­sty zwią­za­ny ze szcze­gól­nym punk­tem widze­nia, z men­tal­ny­mi i języ­ko­wy­mi zacho­wa­nia­mi posta­ci tam przed­sta­wio­nej”. Tak, powieść Joyce’a dzie­je się od nie­mal gawo­rze­nia do dum­nej dekla­ra­cji doj­rza­łe­go arty­sty, boha­te­ra i auto­ra. John­son i inni pod­kre­śla­ją rela­cję usta­no­wio­ną i wygry­wa­ną przez Joyce’a, pole­ga­ją­cą na oscy­lo­wa­niu pomię­dzy sil­nie indy­wi­du­ali­zo­wa­ną per­spek­ty­wą a trze­cio­oso­bo­wą nar­ra­cją. Poja­wia się zło­żo­na iro­nia. Seamus Deane uznał powieść za „czę­ścio­wo czu­ły, czę­ścio­wo iro­nicz­ny” auto­por­tret Joyce’a, „jako (bar­dzo) mło­de­go czło­wie­ka”.

I, już na zakoń­cze­nie tych wstęp­nie wysta­wia­nych tłu­ma­czo­wi obli­gów, jesz­cze jed­no spo­strze­że­nie Deane’a, według któ­re­go – obok moder­ni­sty Yeat­sa – Ste­phen (nawet nie Joy­ce!) jest post­mo­der­ni­stą. Ta kwe­stia, przy całej kom­pli­ka­cji, jest, mimo wszyst­ko, dość łatwa do przy­ję­cia: gdy­by bowiem Joy­ce nie współ­brz­miał z pono­wo­cze­sno­ścią, to tak bar­dzo i tak namięt­nie by nas dzi­siaj nie obcho­dził.

Tłu­macz dzia­ła więc w takiej sytu­acji, kul­tu­ral­nej, a zatem też: języ­ko­wej. Powi­nien poza tym zna­leźć taki język prze­kła­du, któ­ry był­by i kon­se­kwent­nie jed­no­rod­ny, i sty­li­stycz­nie wie­lo­krot­ny. Powi­nien może nawet zagrać (sobą) boha­te­ra, moc­no trzy­mać się w tej roli, a jed­no­cze­śnie wyzna­czać per­spek­ty­wę iro­nicz­ną.

(…)

Przy­wo­ły­wa­łem już wcze­śniej opi­nię Jeri John­son o para­lel­no­ści roz­wo­ju boha­te­ra i sty­lu powie­ści. Jar­nie­wicz, w posło­wiu do swo­je­go prze­kła­du Por­tre­tu, ana­lo­gicz­nie pod­cho­dzi do kwe­stii: „Każ­da z dzie­więt­na­stu czę­ści tego dzie­ła napi­sa­na jest innym języ­kiem, a każ­dy z tych języ­ków jest por­tre­tem inne­go Ste­phe­na, Ste­phe­na w okre­ślo­nym cza­sie”.

Z takie­go odczy­ta­nia powie­ści – nie­zwy­kle wraż­li­we­go sty­li­stycz­nie, a tak­że porząd­nie ugrun­to­wa­ne­go wie­dzą joyce’ologiczną – Jar­nie­wicz wycią­gnął wnio­ski dla swo­je­go prze­kła­du. Jak każ­dy tłu­macz dzie­ła odda­lo­ne­go w cza­sie, tak­że i on miał do roz­strzy­gnię­cia pierw­szo­rzęd­nej wagi dyle­mat: czy tłu­ma­czyć „histo­rycz­nie”, czy też, w mia­rę potrzeb i moż­no­ści, zbli­żać się do „współ­cze­sno­ści” pol­sz­czy­zny.  (…)

Autor prze­kła­du umie­jęt­nie łączy sty­li­stycz­ną wie­lość z nad­rzęd­nym sty­lem wła­snym, tłu­ma­cza. Lub dokład­niej: ist­nie­je domi­nu­ją­cy język wła­sny, będą­cy odnie­sie­niem dla poszcze­gól­nych, zmien­nych języ­ków prze­kła­du. Moż­na by powie­dzieć, że pisar­sko-trans­la­tor­ska oso­bo­wość Jar­nie­wi­cza nada­je tym zróż­ni­co­wa­nym skład­ni­kom (nie­zbęd­ny) uspój­nia­ją­cy kształt. I, oczy­wi­ście, wca­le nie cho­dzi tu o uprasz­cza­ją­ce wyrów­ny­wa­nie.

I jesz­cze jed­na zale­ta Por­tre­tu arty­sty w wie­ku mło­dzień­czym, dość trud­na do opi­sa­nia. Spró­bu­ję więc okręż­nie, przy­po­mi­na­jąc funk­cjo­nu­ją­ce w pol­sz­czyź­nie poję­cie skoń­czo­ne­go arcy­dzie­ła. Otóż zary­zy­ko­wał­bym dla prze­kła­du Jar­nie­wi­cza mia­no arcy­dzie­ła nie domknię­te­go. Nie w tym sen­sie, że moż­na tam jesz­cze coś sko­ry­go­wać (każ­dy prze­kład zawsze uru­cha­mia nie­skoń­czo­ną serię, to jed­no z pod­sta­wo­wych praw trans­la­to­lo­gii). Myślę o nie­do­mknię­ciu jako o otwar­ciu: język Joyce’a, zapro­po­no­wa­ny przez Jar­nie­wi­cza, pozo­sta­je tu – przy całej arty­stycz­nej nie­prze­zro­czy­sto­ści – otwar­ty w tym zna­cze­niu, że wraż­li­wość współ­cze­sne­go czy­tel­ni­ka szyb­ko się z tym języ­kiem uzgad­nia.

 

O autorze

Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Powiązania