Poetyckie (i prozatorskie) credo Marii Konopnickiej znajduję w zdaniu, które ta wcale nie naiwna, a bardzo świadoma swojej sztuki pisarka kiedyś wypowiedziała o dramacie Gerharta Hauptmanna Święto pokoju: „W zwykłe, powszednie sprawy życia wprowadza taki patos, taki sentyment, taką dotkliwość duchową, jakiej próżno szukać w pracowicie obmyślonych zawikłaniach”.
Często tak bywa, że syntetyczny pogląd na temat czyjejś twórczości poeta dlatego tak sugestywnie formułuje, że odnosi się on do niego samego. Tak jest i w tym przypadku.
Patos i sentyment to nie są dzisiaj cenione wartości. W dodatku wydają się sprzeczne. Ale ich przeciwieństwo tworzy wartość trzecią, której i obecnie chętnie dalibyśmy się w poezji poprowadzić: „dotkliwość duchową”. – Bardzo to wieloznaczna cecha. Przez to zaciekawia.
Dotkliwość, czyli uwrażliwienie, czułość. I dotkliwość, czyli coś trudnego do zniesienia, bo zarówno patos jak i sentyment są odpychające! Dotkliwość, czyli przenikliwość obserwacji i oceny faktów, ich obiektywizacja. – Te rozmaite właściwości powodują, że literacki świat Konopnickiej rozwibrowany jest niepokojem.
Środkiem uśmierzającym mogłoby być to tylko, co w pewnym liście nazywa Konopnicka „dostojnością zupełnej prostoty”. I chociaż zawsze ma na względzie taką harmonię, to na szczęście dla nas, późnych czytelników, niepokój dominuje.
Maria Dłuska, wnikliwa badaczka jej twórczości, zauważyła zatarcie się granic między liryką osobistą a stylizowaną. Jest nieco inaczej. Ponieważ po stronie liryki osobistej pozostaje owa „duchowa dotkliwość”, a po stronie liryki stylizowanej patos i sentyment, to granica zarazem upłynnia się i uwyraźnia.
Kiedy czytamy takie wiersze, jak „Wolny najmita” czy „Pocałunek Roberta Emmeta”, stylizacja na patos i sentyment mogłaby nas odstręczyć – ale „dotkliwość duchowa”, szczere osobiste cierpienie z powodu cierpienia innych, do dzisiaj nas przejmuje.
Ta sprzeczność może być przeniesiona na inną płaszczyznę. Wtedy ukaże się kontrast dwóch rzeczywistości: mitycznej i egzystencjalnej. Kontrast pięknej trwałości mitu i bolesnej znikomości egzystencji.
[…]
Uderzająca jest świeżość słownictwa Konopnickiej, radość odkrywania słów nieznanych. Komentatorzy nie znajdują ich w najbardziej nawet wyspecjalizowanych słownikach. Arcydziełem zawierającym może najwięcej tego rodzaju odkryć jest poemat „Na Kurpikach”. Tendencję taką widać też choćby w wierszu „W poranek”, gdzie poetka bawi się pięknymi brzmieniami – nazwami górskich pasm.
Ta poezja sama sobie tworzyła poruszone podłoże polszczyzny. Z podobnie roztrąconego, użyźnionego podglebia czerpali współcześnie Jerzy Ficowski, Marian Grześczak.
Anna Kamieńska pisała: „Jej świadoma praca w języku przejawia się nadto we wciąganiu w mowę poetycką mnóstwa wyrazów ludowych i archaicznych. Spotykamy tu wiele pięknych słów, które wówczas, gdy strumień poetyckiej mowy spływa już nadto swobodnie i obficie, zatrzymują nas i każą się pochylić, jak nad wykopanym przy orce kamieniem czy archeologicznym znaleziskiem”.
To sprawa delikatna. Kiedyś Adam Ważyk słusznie zarzucał Julianowi Tuwimowi nadużywanie rzadkiego słownictwa, takie wtręty nazywał „słowami – rodzynkami”, podkreślał ich natrętne niedostosowanie. Inaczej jest u Konopnickiej. Od każdego z tych dziwnych słów rozchodzą się po wierszu znaczeniowe wibracje, ułatwia to precyzyjna i ścisła składnia, ale przecież elastyczna, nie zdogmatyzowana.
O autorze
Piotr Matywiecki
Urodzony 5 czerwca 1943 roku w Warszawie. Poeta, eseista. Uhonorowany m.in. prestiżową nagrodą PEN-Clubu (1994) oraz Nagrodą Literacką Gdynia (2008). Jego książki trzykrotnie znalazły się w finale Nagrody Literackiej Nike (2006, 2008 i 2016). W 2013 roku został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Mieszka w Warszawie.
Spotkanie autorskie „Literatura na wysypisku kultury” z udziałem Piotra Matywieckiego, Przemysława Owczarka, Marty Podgórnik, Roberta Rybickiego i Marty Koronkiewicz w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
Rozmowa Elizy Kąckiej z Piotrem Matywieckim, towarzysząca premierze książki Palamedes, wydanej w Biurze Literackim 1 maja 2017 roku.
Wiersz z tomu Zdarte okładki (1965–2009), zarejestrowany podczas spotkania „Brzegi, zdarte, nierzeczywiste” na festiwalu Port Wrocław 2010.
Wiersz z tomu Zdarte okładki (1965–2009), zarejestrowany podczas spotkania „Brzegi, zdarte, nierzeczywiste” na festiwalu Port Wrocław 2010.
Wiersz z tomu Zdarte okładki (1965–2009), zarejestrowany podczas spotkania „Brzegi, zdarte, nierzeczywiste” na festiwalu Port Wrocław 2010.