recenzje / IMPRESJE

W poszukiwaniu innej gramatyki

Dawid Mateusz

Impresja Dawida Mateusza na temat zestawu wierszy Trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa Marcina Podlaskiego, laureata 13. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Spró­buj­my to roz­ry­so­wać, będzie nam łatwiej – po pierw­sze mamy do czy­nie­nia z języ­ko­znaw­cą. I nawią­zu­ję tutaj nie tyl­ko do pro­fe­sji nauko­wej, któ­rą para się Mar­cin Pod­la­ski, dok­to­rant na UMK w Toru­niu, spe­cja­li­sta i jeden z trzech w Pol­sce fascy­na­tów języ­ka sta­ro-cer­kiew­no-sło­wiań­skie­go. W roz­mo­wie z Anto­ni­ną Tosiek Pod­la­ski opo­wia­da o dro­dze, jaką prze­szedł – od lice­al­ne­go lese­ra ole­wa­ją­ce­go naukę i nie­pla­nu­ją­ce­go pój­ścia na stu­dia, do zafik­so­wa­ne­go na punk­cie scs‑u stu­den­ta: naj­pierw I i II, póź­niej III stop­nia. Ta bła­ha, zda­wa­ło­by się, infor­ma­cja oka­zu­je się istot­na w odczy­ta­niu i zro­zu­mie­niu (tudzież: nawią­za­niu poro­zu­mie­nia) z Pod­la­skim-poetą, zafik­so­wa­nym na pew­nych pier­wot­nych moż­li­wo­ściach języ­ka i poszu­ki­wa­niu innej gra­ma­ty­ki, któ­ra mu wystar­czy, któ­ra zaspo­koi jego potrze­by wyra­zu.

I tutaj po dru­gie – język schi­zo­fre­ni­ków, fascy­na­cja schi­zo­fre­nią jako jed­nost­ką cho­ro­bo­wą, a tak­że fascy­na­cja języ­kiem dotknię­tych tą cho­ro­bą − języ­kiem spe­cy­ficz­nym, opie­ra­ją­cym się czę­sto na echo­la­liach i swo­istych prze­su­nię­ciach seman­tycz­nych. Arty­stycz­na fascy­na­cja tym tema­tem nie jest niczym nowym w histo­rii lite­ra­tu­ry, cze­go toru­nia­nin jest świa­dom. Co nam zapo­wia­da, a co obie­cu­je Pod­la­ski? We wspo­mnia­nej roz­mo­wie twier­dzi, że jest w sta­nie wejść w rolę i język oso­by cho­ru­ją­cej na spek­trum okre­śla­ne w kla­sy­fi­ka­cji WHO ICD-10 jako F.20.

Jest to ryzy­kow­na teza i cie­ka­wy temat do roz­mów ze spe­cja­li­stą w dzie­dzi­nie. Tutaj posta­raj­my się jed­nak sku­pić na lite­rac­kich efek­tach tych poszu­ki­wań – co zatem od Pod­la­skie­go, poetyc­kie­go eks­pe­ry­men­ta­to­ra, osta­tecz­nie dosta­je­my?

Dosta­je­my trze­cie: tutaj nic nie jest popraw­nie. To, co wyróż­nia auto­ra Trzy­stu cytryn do trze­ciej potę­gi tygry­sa, to z pew­no­ścią fakt, że w prze­ci­wień­stwie do wie­lu rówie­śni­ków ostat­nie, co moż­na o nim powie­dzieć, to nazwać go poetą popraw­nym albo korzy­sta­ją­cym z bez­piecz­nych fore­mek, w któ­rych sta­ra się sprze­dać nam swo­je tre­ści. Pod­la­ski ryzy­ku­je i to bar­dzo dużo. Świa­dom wywrot­ki, któ­ra może go spo­tkać na każ­dym kro­ku, idzie w to jak w dym i mamy tu do czy­nie­nia z poetą bar­dziej po Rybic­kim niż Różyc­kim, poetą tri­pu, sto­ne­ra, rejo­nów dziw­nych i eks­pe­ry­men­tów nie­bez­piecz­nych. Nie jest łatwo po tak krót­kiej prób­ce jed­no­znacz­nie stwier­dzić, co spró­bu­je nam sprze­dać Pod­la­ski w peł­no­praw­nym debiu­cie poetyc­kim oraz jakie będą dłu­go­fa­lo­we efek­ty tych kar­ko­łom­nych wyzwań rzu­ca­nych gra­ma­ty­ce i zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi. Jestem jed­nak w stu pro­cen­tach prze­ko­na­ny, że mamy tutaj do czy­nie­nia z poetą, któ­ry dosko­na­le wie, czym się róż­ni odwa­ga od głu­po­ty: kon­se­kwen­cja­mi. Jestem rów­nież prze­ko­na­ny, że nie jest to pró­ba wpi­sa­nia się w mod­ne ostat­ni­mi cza­su spo­so­by fra­zo­wa­nia dziw­ne­go, a poety­ka Pod­la­skie­go wyni­ka z wred­nej natu­ry, któ­rą obda­rzy­ła go rze­czy­wi­stość – z natu­ry bun­tow­ni­ka, eks­pe­ry­men­ta­to­ra i kogoś, kto zawsze będzie pod­wa­żał łatwe roz­wią­za­nia i szyb­kie efek­ty.

Takich ludzi nam trze­ba – chcia­ło­by się rzu­cić − trze­ba nam takich waria­tów, szcze­gól­nie świa­do­mych swo­je­go sza­leń­stwa i trud­no­ści obra­nej przez nich samych dro­gi. Liry­ka pol­ska w koń­cu dru­giej deka­dy XXI wie­ku wcho­dzi w rejo­ny, w któ­rych nie była chy­ba nigdy, w rejo­ny skraj­ne­go eks­pe­ry­men­tu i fazy. Co z tego wszyst­kie­go zosta­nie, oce­ni już histo­ria lite­ra­tu­ry i ci co po nas. Tym­cza­sem dosta­je­my wier­sze Mar­ci­na Pod­la­skie­go, któ­ry w ten nurt mimo­cho­dem się wpi­su­je, dosta­je­my poetę, po któ­rym ostat­nie, cze­go może­my się spo­dzie­wać, to bez­piecz­ne, uła­dzo­ne trzy­nast­ki z grzecz­nie wymie­rzo­ną śred­niów­ką. Dosta­je­my poetę lite­rac­kiej przy­go­dy – i bar­dzo dobrze, bo wła­śnie tacy są zde­cy­do­wa­nie naj­cie­kaw­si. A jeże­li komu­kol­wiek może­my zaufać w tych nie­pew­nych cza­sach, to tyl­ko i wyłącz­nie takim sza­leń­com.

O autorze

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Powiązania