W Wierszach ludowych Wojciecha Bonowicza, tomie zawierającym utwory poetyckie z lat 1994–2001, znajduje się aluzyjny i zaskakujący wiersz „Rytm”: Już zapomniał i wyszedł. Ja się odwróciłem / bo wydawało mi się to cięższe niż wszystko. / Opuszczenie poezji. Opuszczenie pokoju /w którym ludzie nie obejmując się zapominają. W połowie lat 90. Tadeusz Różewicz napisał znany utwór „Zwiastowanie” o kanonicznych dziś początkowych wersach: zwiastowanie poezji / budzi w człowieku /pełnym życia / popłoch. Nieco niżej ów młody człowiek opowiedział się przeciwko mowie poetyckiej: nie lubię poezji mówi/nie wiem co z nią zrobić/ jest zagubiony opuszcza / dom rodzinny . W końcu, jak wiadomo, mężczyzna ten doświadczył olśnienia, odnalazł własną podmiotowość i… ku swemu zaskoczeniu sam został poetą. U Bonowicza zamiast o „zwiastowaniu” poezji, poprzedzającym jej wyczekiwane bądź niespodziewane narodziny, czytamy o „opuszczeniu” – poezji i (jakże przyziemnie, chciałoby się rzec) pokoju. Zarówno poezję, jak i pokój opuszcza się w tym samym wersie – sugestia jest wyraźna: oba odejścia podlegają tym samym regułom. Zarówno poezja, jak i pomieszczenie przedstawione zostają jako przestrzeń. Dwa rodzaje przestrzeni: symboliczna i fizyczna. Upraszczając nieco, wolno chyba tak rozumieć oba utwory: bohater Różewicza opuszcza dom, doświadczając zwiastowania – podmiot Bonowicza doświadcza braku w dwójnasób, być może po prostu opuszcza pokój, w którym brakuje poezji jako funkcji pamięci; w którym alienująca niepamięć bierze górę nad bezpośrednim kontaktem człowieka z otoczeniem (otaczającymi). W efekcie opuszczenie, odejście znaczy u Bonowicza tyle co brak doświadczeń – to samo Różewiczowi wydaje się raczej konsekwencją ich nadmiaru.
Jak zatem gromadzi się ów nadmiar? W jaki sposób go sobie uświadamiamy? Dzieje się tak właśnie dzięki potrzebie ogarnięcia, domknięcia, uporządkowania. Wiersz pisze się (wolno go napisać) wówczas, kiedy zachodzi taka konieczność – gdy nic sposób nie pisać. Z nadmiaru wrażeń, doświadczeń, przemyśleń. Przeto – w znanym utworze dopytywał dawno temu Ryszard Krynicki – jak powstaje, z upadku kobiety czy upadku owocu: upadku / dziewcząt na gładkiej drodze siwizny, z upadłego /powstania (z martwych?) niewolników; z martwych przeżyć i czy z przeżycia zmartwień. („Jak powstaje wiersz”). Powstaje z uczestnictwa, zaangażowania w świat realnie istniejący, opisywany. Z napięcia między nie tak znowu odległymi od siebie kategoriami – „martwym przeżyciem” (przeżywaniem) a przeżywaniem zmartwień. To, co zrazu jawi się jako para przeciwieństw – prozaicznemu przeżywaniu zmartwień łatwo przeciwstawić przeżywanie martwe, czyli niedoskonałe, słabe, trywialne, bezowocne – w istocie może być gradacją: na podobieństwo powstawania z martwych można powtórnie przeżywać doświadczenia minione, niegdyś już przepracowane. Przeżywać je dogłębnie, dogłębniej niż bieżące zmartwienia. W Polskich znakach Bonowicza zagościł wiersz, który śmiało można by nazwać programowym, gdyby nie jego antyprogramowa wieloznaczność, zamierzona niekonsekwencja. Poeta musi patrzeć. Poeta przygląda się / wpatruje nawet gdy odwraca wzrok / jest poetą. Poeta nie może /zamknąć oczu. Bonowicz niczym Ryszard Krynicki czyni z poety świadka, być może nawet strażnika. Trzeba by jednak zapytać – czemu ów świadkuje, nad czym trzyma straż? Nad tradycją, historią, jakąś ważką ideą albo-li wartością?
Wiemy jedynie, że „musi patrzeć”, a gdyby nawet wzrok oderwał od przedmiotu, na którym skupiał uwagę – Wewnątrz / ma drugie oczy ale / czy one wystarczą? Nie, nie wystarczą, / Przekleństw poezji z tym wpatrywaniem się / wypatrywaniem. Poeta gdy inni śpią / nie śpi. Czuwa. Nad wielkim okiem / które nie należy do niego („Poeta”). Oczywiste, że nie o śledzonym przedmiocie, ni o pielęgnowanej idei traktuje ten wiersz, lecz o czynności patrzenia, wyróżniającej poetę – o powinności artysty i blasfemicznym grymasie tegoż na samą myśl o serwitutach wobec kogoś lub czegoś. Ironia zawarta zwłaszcza w końcowych wersach ośmiela do ryzykownych, być może, interpretacji. Wzniosły styl w wierszu Bonowicza i tylekroć powtarzane słowo „poeta” budzą nieufność. Artysta „nad wielkim okiem” – niczym nad wodą wielką- usiłuje określić własne „ja”. Akt twórczy nie przypomina zwiastowania, choć towarzyszy mu nadzieja uwolnienia podmiotowości tworzącego. Aktu twórczego nie wywołuje „przeżywanie”, nie jest on aktem odkupienia, wiodącym do rekonstrukcji doświadczeń (wywołania ich „z martwych”). „Wielkie oko” nie należy do czuwającego – jest narzędziem, nieoswojonym, obcym, jak (nie przymierzając) miód lipcowy, podstawiany pod twarze czarownicom (zamiast luster z miedzi) w Psalmach Tadeusza Nowaka.
W Polskich znakach nie po raz pierwszy tworzy Bonowicz wyrazisty, własny projekt podmiotu – w dialogu z Różewiczem, Krynickim, a przecież także – na co skwapliwie zwraca uwagę czytających – m.in. z Wirpszą i Ficowskim. W rozmowie, która nie prowadzi do naśladownictwa. Z autorem zawsze fragment dzieli autor Wyboru większości przekonanie, że wiersz nie ma końca / podobnie jak / szklana kula (z tytułowego wiersza z tomu Różewicza). Za twórcą Niepodległych nicości dowartościowuje postrzeganie (obserwację), inaczej jednak, jak się wydaje, rozumiejąc doświadczenie. W wierszu „5:59” mówiący relacjonuje nocną przygodę. Utwór kończą znamienne słowa, nieprzypadkowo przypisane komuś nierozpoznanemu: I ktoś przyglądał mi się / we śnie. Ktoś tam był Ktoś śnił się /kontu ja się śniłem. Ktoś/powiedział: ťNie wiem / gdzie jestem/ale jestemŤ . Ważniejsza od poznanego, bardziej intrygująca jest przestrzeń nieoswojona. Wiersz – wbrew gminnym, zdroworozsądkowym przekazom – może powstawać z braku doświadczeń, głodu rozpoznań. Ale nie syci niczyich apetytów. Dewaluującą monetę empirii wymienia na znaki. Podmiot, który usiłuje się potwierdzić, czyni to zresztą kosztem przyzwolenia na warunkowość, tymczasowość, fragmentaryczność. Dwa gawrony piją wodę z dziurki / wydziobanej w lodzie. Dwie znieruchomiale / maszyny które za chwilę zrzucą rdzę / i wy j dąż porannego światła. //Poeci wstają ostatni. Przeciągając się l myślą że to znów będzie ich dzień: powrót podmiotu („Fragment”). Powrót, jak na razie, odłożony. Może to ciągłe odraczanie jest tym, co w wierszu Bonowicza najcenniejsze? Co nic kończy się nigdzie niczym szklana kula – i, jak ona, jest nieprzewidywalne?
Tekst opublikowany na łamach „Nowych Książek” (11/2011). Dziękujemy za udostępnienie materiału.