recenzje / IMPRESJE

Pragnienie zespolenia. Kilka uwag o wierszach Eiléan Ní Chuilleanáin

Michał Piętniewicz

Esej Michała Piętniewicza towarzyszący premierze książki Sześć poetek irlandzkich w wyborze i przekładzie Jerzego Jarniewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wybór wier­szy irlandz­kiej poet­ki Eiléan Ní Chu­il­le­anáin (tłu­ma­cze­nie: Jerzy Jar­nie­wicz) spra­wia wra­że­nie roz­pro­szo­ne­go, nie kry­ją­ce­go w sobie żad­nej osi, któ­ry by mogła posłu­żyć za ramy pro­ble­ma­ty­za­cji. Jest to jed­nak tyl­ko wra­że­nie. To praw­da, że układ wier­szy spra­wia wra­że­nie przy­pad­ko­we­go, jed­nak ta przy­pad­ko­wość kry­je w sobie prze­my­śla­ny zamysł, któ­ry two­rzy dobrze skon­stru­owa­ną, poetyc­ką całość.

Moż­na w tym wybo­rze wyod­ręb­nić kil­ka osi pro­ble­ma­ty­za­cji, któ­re nawza­jem na sie­bie zacho­dzą, krzy­żu­ją się i z sie­bie wyni­ka­ją. Pierw­szą oś, któ­ra spra­wia wra­że­nie rzu­ca­ją­cej się w oczy, nazwę osią pamię­ci.

Ní Chu­il­le­anáin pró­bu­je w swo­ich wier­szach przy­wo­łać minio­ny świat. Jest to świat, któ­ry nale­ży do prze­szło­ści, któ­ra jak sądzę, nie może zostać odzy­ska­na ina­czej niż poprzez przy­wo­ła­nie jej w tek­ście. Pod­miot tych wier­szy nale­ży do okre­ślo­ne­go cza­su, któ­ry minął, któ­re­go związ­ki z teraź­niej­szo­ścią wyga­sły. Przy­wo­ła­nie go ma na celu oży­wie­nie minio­ne­go cza­su, spra­wie­nie, że na nowo zado­mo­wi się on w teraź­niej­szo­ści. Tę pró­bę moż­na inter­pre­to­wać jako Heideg­ge­row­skie wezwa­nie „ja”, któ­re jest już nie­obec­ne, ale któ­re­go ist­nie­nie w prze­szło­ści w spo­sób ukry­ty i nie­jaw­ny kon­sty­tu­uje byt teraź­niej­szy. Owo przy­wo­ła­nie jest rów­nież pró­bą doko­pa­nia się do tego „ja”, któ­re prze­pa­dło, prze­sta­ło ist­nieć, pró­bą, któ­rą ma na celu jego rege­ne­ra­cję i ponow­ną rein­te­gra­cję z „ja” obec­nym. Poprzez prze­szłość, któ­ra jest palimp­se­stem, poprzez kolej­ne war­stwy i zwo­je cza­su, nastę­pu­je pró­ba ponow­ne­go wej­ścia w „sta­rą skó­rę”, co jest rów­no­znacz­ne z ponow­nym naro­dze­niem się, zmar­twych­wsta­niem nowe­go czło­wie­ka, któ­ry ponow­nie prze­my­ślał i zro­zu­miał swo­ją prze­szłość. Mówi o tym pierw­szy wiersz z cyklu, któ­ry ma tytuł „Mycie”:

Zmyj czło­wie­ka z zie­mi; zedrzyj
Ludz­ką sko­ru­pę.
Dwa­dzie­ścia stóp w głąb jest gęsta, zim­na zie­mia,
Taka czy­sta.

Odzy­ska­nie swo­je­go „ja” i ponow­na jego rein­te­gra­cja doko­nu­je się tutaj poprzez akt oczysz­cze­nia z cze­goś, co nazwał­bym „zma­zą prze­szło­ści” (idąc za tro­pem sym­bo­licz­ne­go myśle­nia Pau­la Rico­eu­ra – „sym­bol daje do myśle­nia”) albo też „ska­zą prze­szło­ści”, z któ­rą trze­ba się upo­rać, aby doświad­cze­nie świa­ta sta­ło się „czy­ste” w sen­sie har­mo­nij­ne­go współ­eg­zy­sto­wa­nia „ja” prze­szłe­go, któ­re jest przy­wo­ły­wa­ne i „ja” obec­ne­go, któ­re przy­wo­łu­je do zaist­nie­nia prze­szłość.

Prze­szłość jest przy­wo­ły­wa­na w prze­strze­ni całe­go wybo­ru wier­szy. Jest obec­na jako pró­ba odno­wie­nia kon­tak­tu z tym, co było, a już nie jest. Dla­te­go nosi zna­mio­na pew­ne­go egzy­sten­cjal­ne­go bólu. Pod­miot spra­wia wra­że­nie roz­dar­te­go mię­dzy prze­szło­ścią, któ­ra już się doko­na­ła, a teraź­niej­szo­ścią, któ­ra swo­je­go desy­gna­tu i utrwa­le­nia szu­ka w tek­sto­wym zapi­sie.

Sło­wo „tekst” powin­no być raczej zastą­pio­ne sło­wem „język”, ponie­waż ta poezja ist­nie­je sil­nie w żywio­le języ­ka. I wła­śnie kwe­stię języ­ka podej­mu­ję jako kolej­ną oś pro­ble­ma­ty­za­cji.

Wier­sze Ní Chu­il­le­anáin ist­nie­ją sil­nie w żywio­le języ­ka. Ten język jest pre­cy­zyj­ny, spra­wia, że czy­tel­nik ma wra­że­nie obco­wa­nia z nama­cal­nym kon­kre­tem, z przed­mio­tem, któ­ry jest opi­sa­ny w spo­sób pla­stycz­ny. Spo­rą rolę, zwią­za­ną z pla­stycz­no­ścią z tych wier­szy, odgry­wa pro­blem zmy­sło­wo­ści, któ­ry z kolei (choć to uprosz­cze­nie) jest cha­rak­te­ry­stycz­ny dla pew­ne­go rodza­ju liry­ki kobie­cej. Dro­bia­zgo­wość w przed­sta­wia­niu świa­ta, uważ­ne jego bada­nie przy pomo­cy narzę­dzi języ­ka przy­wo­dzą tutaj na myśl pol­ski odpo­wied­nik tego rodza­ju obra­zo­wa­nia poetyc­kie­go w oso­bie takich poetek jak Marzan­na Bogu­mi­ła Kie­lar czy Julia Fie­dor­czuk.

W swo­jej pra­cy Melan­cho­lii w poezji pol­skiej po 1989 roku Ali­na Świe­ściak okre­śli­ła poezję wyżej wymie­nio­nych poetek jako melan­cho­lij­ną w sen­sie prze­pra­co­wy­wa­nia stra­ty, któ­ra boli – w tym sen­sie Kie­lar i Fie­dor­czuk loku­ją się w pla­nie melan­cho­lii poj­mo­wa­nej jesz­cze w spo­sób tra­dy­cyj­ny, jako prze­pra­co­wy­wa­nie bra­ku, któ­ry boli. Brak, któ­ry nie boli, stra­ta, któ­ra jest natu­ral­ną kon­se­kwen­cją języ­ka opar­te­go na źró­dło­wym „bra­ku” (w sen­sie Blan­cho­tow­skim), jest cechą melan­cho­lii w sen­sie pono­wo­cze­snym. Brak nie jest tutaj defi­cy­tem, ale natu­ral­nym sta­nem języ­ka, któ­ry zmie­rza do odda­nia owe­go bra­ku w zapi­sie poetyc­kim. Brak jest tutaj war­to­ścią nie­de­fi­cy­to­wą.

Ní Chu­il­le­anáin loku­je się raczej po stro­nie bra­ku poj­mo­wa­ne­go w kate­go­riach egzy­sten­cjal­nych, bra­ku, któ­ry dotkli­wie daje o sobie znać, bra­ku, któ­ry jest stra­tą poj­mo­wa­ną w sen­sie defi­cy­tu. Przy­wo­ła­nie owe­go bra­ku, któ­ry reali­zu­je się tutaj na pla­nie pró­by rein­te­gra­cji daw­ne­go „ja” z „ja” obec­nym nie jest jed­nak sztu­ką dla sztu­ki, nie pole­ga na solip­sy­stycz­nym i maso­chi­stycz­nym upa­ja­niem się owym bra­kiem, co może pro­wa­dzić ku zatra­cie i samo­uni­ce­stwie­niu swo­je­go poetyc­kie­go „ja”. Brak, któ­ry przy­wo­łu­je Ní Chu­il­le­anáin ma na celu pogo­dze­nie się ze stra­tą i afir­ma­cję zasta­ne­go sta­nu rze­czy. Na afir­ma­cji jed­nak stra­te­gia poetyc­ka irlandz­kiej poet­ki się nie koń­czy. Afir­ma­cja ma w dal­szym pla­nie wal­kę o odno­wie­nie kon­tak­tu ze swo­im „ja” utra­co­nym, przy­wo­ła­nie go, aby mógł zaist­nieć peł­ny byt, któ­ry mie­ści w sobie prze­szłość i teraź­niej­szość i w któ­rym te dwa modi cza­so­we wza­jem­nie koeg­zy­stu­ją na zasa­dzie wza­jem­no­ści i rela­cji dia­lo­gicz­nej.

Ów wybór wier­szy, coś, co moż­na nazwać arku­szem poetyc­kim w zasa­dzie w cało­ści doty­czy dia­lo­gicz­nej rela­cji pomię­dzy „ja” minio­nym a „ja” zasta­nym, któ­re owo minio­ne „ja” pra­gnie przy­wo­łać i utrwa­lić w tek­ście. Dodać trze­ba, że taki zabieg nie jest zabie­giem uto­pij­nym w sen­sie nie­moż­li­wo­ści odda­nia tego, co było poprzez to, co jest. Albo mówiąc inny­mi sło­wa­mi, nie­moż­li­wa prze­szłość jed­nak szu­ka swo­jej wery­fi­ka­cji w teraź­niej­szo­ści i w teraź­niej­szym przed­sta­wie­niu tek­sto­wym. „Ja” minio­ne oka­zu­je się moż­li­we do przy­wo­ła­nia poprzez dobrą pamięć, któ­ra mówiąc języ­kiem Gada­me­ra, wyka­zu­je dobrą wolę poro­zu­mie­nia pomię­dzy utra­co­ną prze­szło­ścią, a teraź­niej­szo­ścią, któ­rą ową prze­szłość, mówiąc z kolei języ­kiem Heideg­ge­ra, wzy­wa, aby mogła zaist­nieć, aby mogła mieć swo­ją moc­ną egzem­pli­fi­ka­cję w tek­ście.

Mię­dzy „ja” prze­szłym i „ja” teraź­niej­szym zacho­dzi nie­usta­ją­ce poro­zu­mie­nie, dobry dia­log, któ­ry słu­ży przed­sta­wie­niu egzy­sten­cji uwi­kła­nej w prze­szłość.

Przy­po­mnę jedy­nie, że ten dia­log nie był­by moż­li­wy bez pomo­cy pre­cy­zyj­ne­go języ­ka, któ­ry ana­li­tycz­nie pod­cho­dzi do prze­szło­ści, któ­ry z dro­bia­zgo­wo­ścią, wraż­li­wo­ścią na szcze­gół, kon­kret, wręcz nama­cal­nie, w zmy­sło­wy spo­sób ową prze­szłość przed­sta­wia i utrwa­la. Język peł­ni tutaj rolę media­to­ra pomię­dzy prze­szło­ścią, a teraź­niej­szo­ścią.

W tym języ­ku jed­nak dają się wyśle­dzić pew­ne pęk­nię­cia, któ­re wska­zu­ją na to, że przy­wo­ły­wa­nie prze­szło­ści nie odby­wa się w tych wier­szach bez bólu i gory­czy.

Ten stan roz­bi­cia i pęk­nię­cia dobrze widać w wier­szu „Rodzin­ne mia­sto”. Daje się w nim wyczuć swe­go rodza­ju gorycz i nostal­gię za tym, co pozo­sta­ło porzu­co­ne, a co zmie­rza do ponow­ne­go odkry­cia, odna­le­zie­nia. Przy­ta­czam wiersz w cało­ści:

Spóź­nio­ny auto­bus zawiózł mnie do rodzin­ne­go mia­sta.
Wcho­dzę na wzgó­rze, mija­jąc kosza­ry.
Prze­ci­nam alej­ki, któ­re rzu­ca­ją się na mnie z impe­tem,
Wybie­ga­ją ze ścian i roz­bi­ja­ją mury,
Na chwi­lę zanim je poczu­ję,
Zdą­żę się sku­lić i je ode­pchnąć. To ten dom.

Nikt, kto mnie zna, nie wie, gdzie teraz jestem.
W kie­sze­ni mam żwir, któ­rym obu­dzę ciot­kę
Śpią­cą za czar­nym oknem, trze­cim na lewo od pie­kar­ni.
Tutaj nie muszę powta­rzać swo­jej opo­wie­ści.
Mię­dzy nią, mną a godzi­ną moich naro­dzin
Pły­nie sze­ro­ki kamien­ny potok, któ­ry co roku
Zmie­nia nurt pod­czas wio­sen­nych powo­dzi.

Ten wiersz jest roz­pię­ty pomię­dzy sta­ło­ścią a zmia­ną (doty­czy to więk­szo­ści wier­szy w wybo­rze). Sta­łość jest tutaj repre­zen­to­wa­na poprzez dom, któ­ry nie zmie­nił się, któ­ry trwa. Zmia­na jed­nak jest w pej­za­żu. Kra­jo­braz rodzin­ne­go mia­sta stra­cił daw­ny blask, już nie jest arka­dyj­ską prze­strze­nią dzie­ciń­stwa, jest zmie­nio­ny, roz­bi­ty, poja­wia­ją się w prze­strze­ni tego wier­sza kosza­ry i roz­bi­te mury, żwir, kamien­ny potok. Z jed­nej stro­ny domi­nu­je w tym wier­szu zasty­gnię­cie, bez­ruch, brak zmia­ny, pew­na sza­rość i mono­to­nia, któ­re się z tym wią­żą. Z dru­giej stro­ny, wymie­nio­ne na koń­cu wio­sen­ne powo­dzie, wska­zu­ją na pew­ne prze­ła­ma­nie tej mono­to­nii, zasty­gnię­cia i sta­ło­ści.

Wio­sna wią­że się ze zmia­ną, budze­niem się nowe­go życia, zmar­twych­wsta­niem, jest cza­sem, któ­ry nastę­pu­je po sza­rej zimie, porze roku, w któ­rej czas nie­ja­ko zamra­ża się, zasty­ga. Wio­sna jest nadzie­ją na to, że ten czas zosta­nie prze­mie­nio­ny, na nowo odzy­ska­ny i znów przy­wró­co­ny „ja” zasta­ne­mu, obec­ne­mu. Wio­sna jest nadzie­ją na to, że daw­ne „ja” ” zmar­twych­wsta­nie w „ja” obec­nym, że zosta­nie mu poda­ro­wa­na łaska doświad­cze­nia świa­ta na nowych, to zna­czy zmie­nio­nych i „wio­sen­nych” pra­wach.

W tym sen­sie wybór wier­szy Ní Chu­il­le­anáin może zostać zin­ter­pre­to­wa­ny jako repre­zen­ta­cja nadziei na prze­mie­nio­ne, sta­re życie, odzy­ska­nie sta­re­go życia na nowych pra­wach, stwo­rze­nie nowe­go porząd­ku opar­te­go na wie­rze i ufno­ści w to, że nie­moż­li­we może stać się moż­li­we dzię­ki wytrwa­łej pra­cy pamię­ci.

W tym miej­scu pra­gnę wspo­mnieć o jesz­cze jed­nej osi inter­pre­ta­cyj­nej, któ­ra wią­że się z powyż­szy­mi stwier­dze­nia­mi, a któ­rą nazwę osią sakral­ną.

Idąc za tro­pem myśle­nia Cze­sła­wa Miło­sza, wszel­ki gest afir­ma­tyw­ny (a z takim gestem mamy do czy­nie­nia w tym wybo­rze wier­szy), jest zara­zem gestem teo­lo­gicz­nym, reli­gij­nym. Licz­ne tro­py roz­sia­ne w wier­szach wska­zu­ją na to, że linia takie­go rozu­mo­wa­nia nie jest bez­pod­staw­na. Pod­miot tych wier­szy pra­gnie przede wszyst­kim oca­lić świat minio­ny, oca­lić przed zagła­dą, nico­ścią. A zatem gest kre­acji nie jest gestem ani­hi­la­cji, znisz­cze­nia, lecz gestem twór­czym (co praw­da nie pozba­wio­nym pew­nej dozy melan­cho­lii), ale mają­cym jed­nak na celu oca­le­nie cza­su, któ­ry minął, przed zagła­dą. A zatem w tych wier­szach mamy przede wszyst­kim do czy­nie­nia z gestem uobec­nie­nia, ujaw­nie­nia tego, co pozor­nie ujaw­nić się nie daje, ponie­waż nale­ży już do inne­go cza­su przed­sta­wie­nia.

Pod­miot pró­bu­je odbu­do­wać minio­ny świat z ruin. Poprzez przed­sta­wie­nie tego świa­ta, świa­ta, któ­ry przy­po­mi­na ruinę, w któ­re­go byt wpi­sa­na jest roz­pacz, sza­rość, mono­to­nia, ruty­na i nuda, rów­no­cze­śnie ten świat restau­ru­je, przy­po­mi­na, że ist­nie­je dla nie­go moż­li­wość zmar­twych­wsta­nia na pra­wach nowe­go świa­ta. Ruiny, zglisz­cza i roz­pad zatem zręcz­nie kamu­flu­ją pra­gnie­nie meta­fi­zycz­ne, któ­re znów, idąc za Heideg­ge­rem, nazwał­bym pra­gnie­niem odzy­ska­nia kon­tak­tu z rze­czą, z tym, co jest. To, co jest bowiem, to co zosta­ło przed­sta­wio­ne w pla­nie tek­stu nie napa­wa opty­mi­zmem; spo­ro jest w tych wier­szach melan­cho­lii, gory­czy, roz­pa­czy i po ludz­ku poję­te­go bólu. Jed­nak sam gest przed­sta­wie­nia, sam gest przed­sta­wie­nia owych ruin i zgliszcz przy­na­le­ży już do porząd­ku afir­ma­tyw­ne­go, a tym samym reli­gij­ne­go. Wier­sze te opo­wia­da­ją bowiem tak napraw­dę o sacrum, któ­re jest ukry­te, któ­re chce się ujaw­nić.

Pomi­mo że sacrum jest ułom­ne, kale­kie, tak jak ułom­na jest przy­wo­ły­wa­na prze­szłość, daje jed­nak nadzie­ję na gest o zna­cze­niu pry­mar­nym dla tych wier­szy, o któ­rym już wspo­mnia­łem wcze­śniej: przy­wo­ła­nia minio­ne­go „ja”, oca­le­nia go przed zagi­nię­ciem w cza­sie i tym samym ponow­nej rein­te­gra­cji, zespo­le­nia z „ja” obec­nym.

To pra­gnie­nie zespo­le­nia „ja” minio­ne­go z „ja” obec­nym jest moim zda­niem inter­pre­ta­cyj­na domi­nan­tą, głów­ną osią, któ­ra może posłu­żyć do odczy­ta­nia tego wybo­ry wier­szy.

Reli­gij­ność sta­je się tutaj efek­tem, ale też przy­czy­ną i źró­dłem roz­pra­wia­nia się pod­mio­tu wier­szy Ní Chu­il­le­anáin z prze­szło­ścią. Pró­ba dotar­cia pod­mio­tu tych wier­szy do tego co nie­za­po­śred­ni­czo­ne, czy­ste, co spo­czy­wa ukry­te pod zwo­ja­mi cza­su, w prze­szło­ści, któ­ra jest palimp­se­stem, jest w grun­cie rze­czy pró­bą reli­gij­ną.

Przy­wo­ła­ny na począt­ku wiersz „Mycie” może słu­żyć za egzem­pli­fi­ka­cję tego rodza­ju stra­te­gii poetyc­kiej. Pod­miot naj­pierw pra­gnie się ową prze­szło­ścią, wybru­dzić, uma­zać się w niej, poczuć ból tej prze­szło­ści, aby póź­niej, spod tek­sto­wych warstw wybły­snę­ło czy­ste świa­tło bycia.

Pod­miot tych wier­szy pra­gnie nade wszyst­ko oczysz­cze­nia z prze­szło­ści poprzez bole­sny kon­takt z tą prze­szło­ścią, któ­ry ma słu­żyć przede wszyst­kim pró­bie pono­wie­nia dia­lo­gu z tym, co prze­szłe, zapo­mnia­ne, co pozor­nie nie daje nadziei na lep­sze życie. Poprzez taki zabieg, ujaw­nia się nadzie­ja, że dia­log z tym, co nie­obec­ne zaowo­cu­je szczę­śli­wą reali­za­cją zespo­le­nia tego, co wyda­je się nie­moż­li­we do ponow­nej rein­te­gra­cji. Tym samym chrze­ści­jań­ska nadzie­ja na zmar­twych­wsta­nie, rozu­mia­ne tutaj jako ponow­ne odzy­ska­nie swo­je­go życia, swo­jej prze­szło­ści, poja­wia się tutaj jako jed­na z głów­nych osi pro­ble­mo­wych.

Myślę, że nie tyl­ko z wyżej przed­sta­wio­nych powo­dów war­to po te wier­sze się­gnąć.

Nie tyl­ko cię­żar inte­lek­tu­al­ny i moż­li­wość roz­ma­itych odczy­tań są sta­no­wią o atrak­cyj­no­ści tego wybo­ru. Rów­nież sama przy­jem­ność (delec­ta­re) z obco­wa­nia z pięk­nym języ­kiem, języ­kiem, któ­ry bada „źró­dło”, któ­ry prze­no­si nas do pięk­nej prze­szło­ści (pięk­nej i bole­snej), świet­ny, pre­cy­zyj­ny opis świa­ta sta­no­wią powo­dy, dla któ­rych war­to delek­to­wać się wier­sza­mi Eiléan Ní Chu­il­le­anáin.

O autorze

Michał Piętniewicz

Urodzony 13 stycznia 1984 roku. Poeta. Absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Uczestnik projektu „Połów 2008”. Wyróżniony m.in. w konkursie im. Gombrowicza „Przeciw poetom”. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Połów 2009

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia z udzia­łem Agniesz­ki Mira­hi­ny, Micha­ła Pięt­nie­wi­cza, Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go i Jaku­ba Woj­cie­chow­skie­go pod­czas Por­tu Wro­cław 2009.

Więcej

Podróż zimowa

nagrania / złodzieje wierszy Michał Piętniewicz

Etiu­da fil­mo­wa do wier­sza z arku­sza poetyc­kie­go Oddział otwar­ty (2008). Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Drzewo na opak? Kilka dań o jednym wierszu Pounda

recenzje / KOMENTARZE Michał Piętniewicz

Komen­tarz Micha­ła Pięt­nie­wi­cza do wier­sza „Drze­wo” Ezry Poun­da z książ­ki Wier­sze, poema­ty i Pie­śni wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 5 stycz­nia 2012 roku.

Więcej

Krytyka wnikliwa, ale zachowawcza. Kilka uwag o najnowszej książce Mariana Stali

recenzje / ESEJE Michał Piętniewicz

Recen­zja Micha­ła Pięt­nie­wi­cza z książ­ki Nie­po­ję­te: Jest Maria­na Sta­li.

Więcej

Warsztaty krytyczne, uczty deliryczne

debaty / wydarzenia i inicjatywy Michał Piętniewicz

Głos Micha­ła Pięt­nie­wi­cza w deba­cie „20. edy­cja Warsz­ta­tów lite­rac­kich”.

Więcej

Misterne rzemiosło

recenzje / ESEJE Michał Piętniewicz

Recen­zja Micha­ła Pięt­nie­wi­cza z książ­ki Kro­ni­ka zakłó­ceń Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Niepełne istnienie – kilka uwag na marginesie lektury książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej

recenzje / IMPRESJE Michał Piętniewicz

Recen­zja Micha­ła Pięt­nie­wi­cza z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

O sennych porządkach

recenzje / KOMENTARZE Różni autorzy

Komen­ta­rze Mar­ci­na Bie­sa, Toma­sza Fijał­kow­skie­go, Micha­ła Pięt­nie­wi­cza, Ada­ma Zdro­dow­skie­go, Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go.

Więcej

Mój przyjaciel Sawa, o papierosie kawie i miłości

recenzje / KOMENTARZE Michał Piętniewicz

Autor­ski komen­tarz Micha­ła Pięt­nie­wi­cza do wier­szy z książ­ki Oddział otwar­ty.

Więcej

Irlandzki mit odzyskany

recenzje / ESEJE Magdalena Stępień

Recen­zja Mag­da­le­ny Stę­pień z książ­ki Sześć poetek irlandz­kich Jerze­go Jar­nie­wi­cza.

Więcej

O Oddziale otwartym

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Woj­cie­cha Brzo­ski, Mar­ka K.E. Baczew­skie­go, Mar­ty Pod­gór­nik oraz Jaku­ba Winiar­skie­go.

Więcej

O wierszach Michała Piętniewicza

recenzje / NOTKI I OPINIE Andrzej Sosnowski

Nota Andrze­ja Sosnow­skie­go o wier­szach Micha­ła Pięt­nie­wi­cza.

Więcej