recenzje / ESEJE

Próby Jarosława Iwaszkiewicza

Paweł Zając

Recenzja Pawła Zająca z książki Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę Jarosława Iwaszkiewicza w wyborze Jacka Dehnela.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W książ­ce, gdzie jeden poeta doko­nu­je prze­glą­du i wybo­ru z twór­czo­ści inne­go poety, siłą rze­czy poja­wić się musi pyta­nie o kry­te­ria tego wybo­ru. Nie jest on prze­cież spra­wą arbi­tral­ną, ale stoi za nim pew­na całość, na któ­rą skła­da­ją się este­tycz­ne upodo­ba­nia wybie­ra­ją­ce­go, okre­ślo­na filo­zo­fia (ide­olo­gia) lite­ra­tu­ry oraz wier­ność oso­bi­stym gustom. Pyta­nie to jest w tym przy­pad­ku o tyle waż­ne, że z ogrom­nej spu­ści­zny auto­ra Okto­sty­chów Jacek Deh­nel wybie­ra tyl­ko jej cząst­kę, celo­wo pomi­ja­jąc utwo­ry dobrze zna­ne i po wie­lo­kroć komen­to­wa­ne i, co naj­istot­niej­sze, wcho­dzi w dia­log z Iwasz­kie­wi­czem cał­ko­wi­cie na swo­ich zasa­dach, narzu­ca­jąc czy­tel­ni­ko­wi swo­je­go Iwasz­kie­wi­cza i swo­ją pry­wat­ną wizję jego twór­czo­ści.

Ana­li­zu­jąc kry­te­ria Deh­ne­lo­we­go wybo­ru, wyda­je się jak­by chciał on oca­lić Iwasz­kie­wi­cza przed nim samym, nawią­zu­jąc dia­log z poetą wszę­dzie tam, gdzie wyda­je się on być „sobą” w jak naj­mniej­szym stop­niu, albo wła­śnie na odwrót, gdzie o sobie daje znać jego „praw­dzi­wa” natu­ra. Celo­wo wikła­my się tutaj w toż­sa­mo­ścio­we para­dok­sy, aby poka­zać trud­ność z jed­no­znacz­nym okre­śle­niem wier­szy zebra­nych w tej książ­ce, któ­re swo­ją siłę opie­ra­ją wła­śnie na nie­kon­se­kwen­cji, na obocz­no­ści wzglę­dem dzie­ła Iwasz­kie­wi­cza. Ideą prze­wod­nią selek­cji, jakiej doko­nał Deh­nel, wyda­je się być wska­za­nie miejsc nie­cią­gło­ści i zerwa­nia, kie­dy poeta-Iwasz­kie­wicz sza­mo­cze się w róż­nych, mniej lub bar­dziej krę­pu­ją­cych ruchy, lite­rac­kich kostiu­mach, podob­ny w tym tro­chę do Iwasz­kie­wi­cza-czło­wie­ka, zasty­ga­ją­ce­go w kolej­nych egzy­sten­cjal­nych pozach, aby spro­stać wyma­ga­niom swo­ich trud­nych cza­sów.

Dla­te­go tyle w tej książ­ce masek, tyle for­mal­ne­go i sty­li­stycz­ne­go roz­bie­ga­nia. Iwasz­kie­wicz w wybo­rze Deh­ne­la nie daje się przy­szpi­lić lite­rac­kim komu­na­łom, któ­re zamknę­ły­by go w takiej lub innej kry­tycz­no­li­te­rac­kiej szu­fla­dzie, tutaj jest to autor nie­prze­rwa­nie poszu­ku­ją­cy wyj­ścia, nie tyl­ko z pułap­ki cza­su i miej­sca, ale tak­że z pułap­ki for­my. To dla­te­go nie­któ­re z tych utwo­rów mogły­by rów­nie dobrze być tek­sta­mi innych, rówie­śnych mu poetów, to dla­te­go tak wie­le z nich pre­zen­tu­je przede wszyst­kim wła­sne instru­men­ta­rium, z polo­tem i fine­zją bawi się wła­sną lite­rac­ko­ścią, dopie­ro w dal­szej kolej­no­ści, jeśli w ogó­le, kon­stru­ując coś wię­cej niż poetyc­kie świe­ci­deł­ka. Dla­te­go rów­nież Iwasz­kie­wicz jest poetą pozba­wio­nym gło­su, w takim sen­sie, w jakim o gło­sie pisał Cze­sław Miłosz, uty­sku­jąc jed­no­cze­śnie, że jest on w pol­sz­czyź­nie nie­usta­wio­ny, nie potra­fi zabrzmieć czy­sto i bez zakłó­ceń. Ten brak usta­wie­nia, zna­le­zie­nia wła­sne­go tonu wyda­je się w inte­re­su­ją­cym nas wybo­rze rze­czą war­tą naj­wyż­szej uwa­gi, cały czas bowiem obser­wu­je­my pró­by, aby mimo opo­ru mate­rii, nie­do­sta­tecz­nych środ­ków, ubó­stwa wyobraź­ni, prze­mó­wić moc­no i wyraź­nie, wdra­pać się na szczyt.

Owe pró­by, bo tak moż­na nazwać zamiesz­czo­ne w tym wybo­rze wier­sze, wyda­ją się jed­nak brzmieć wyjąt­ko­wo czy­sto. Deh­nel wybrał te z nich, któ­re nawet jeśli wyda­ją się ponad mia­rę obcią­żo­ne baga­żem poetyc­kie­go szta­fa­żu i tak nie­uchron­nie zmie­rza­ją ku sed­nu ludz­kie­go doświad­cze­nia, któ­re aby wybrzmieć, nie zawsze potrze­bu­je regu­lar­ne­go metrum lub skom­pli­ko­wa­nych meta­for. Czy i w jakim zakre­sie cel ten zosta­je osią­gnię­ty pozo­sta­wia­my oce­nie czy­tel­ni­ka. Recep­tą na suk­ces w przy­pad­ku poezji Iwasz­kie­wi­cza wyda­je się być osią­ga­na co jakiś czas rów­no­wa­ga pomię­dzy poetyc­ko­ścią, rozu­mia­ną jako jedy­ny cel tek­stu, a świa­tem jako jego pre­tek­stem. Gdy Iwasz­kie­wicz zatrzy­mu­je się w pół dro­gi, i ani zbyt­nio nie ufa ewo­ka­cyj­nej mocy poetyc­kie­go sło­wa, ani nie przy­mi­la się codzien­no­ści, wte­dy brzmi naj­le­piej. Zatrzy­ma­ny w takiej pozy­cji, w roz­kro­ku, o któ­rym pisze w posło­wiu Deh­nel, potra­fi być zarów­no świet­nym iro­ni­stą, jak i prze­siąk­nię­tym poczu­ciem utra­ty melan­cho­li­kiem. Nie­bez­pie­czeń­stwem zwią­za­nym z przy­ję­ciem takiej posta­wy jest natu­ral­na chęć powro­tu do pozy­cji bar­dziej sta­bil­nej, i w isto­cie Iwasz­kie­wicz co jakiś czas wra­ca na pozy­cje wyj­ścio­we, sta­je obie­ma noga­mi na twar­dym grun­cie empi­rii lub arty­stow­skie­go wie­lo­sło­wia.

Być może tro­chę na wyrost przy­pi­su­je­my auto­ro­wi Okto­sty­chów wyso­ki sto­pień samo­świa­do­mo­ści, któ­ra pozwa­la mu brać w cudzy­słów wła­sne poetyc­kie powo­ła­nie oraz jego efek­ty. Jed­nak są w Deh­ne­lo­wym wybo­rze wier­sze uspra­wie­dli­wia­ją­ce takie przy­pusz­cze­nia, utwo­ry nie­moż­li­we do napi­sa­nia bez ożyw­cze­go poczu­cia auto­iro­nii i dystan­su, tak jak­by Iwasz­kie­wicz sam naj­le­piej wie­dział o bez­na­dziej­nej wal­ce, któ­rą toczy z każ­dym sło­wem i o świe­cie mają­cym za nic jego nie­zli­czo­ne pró­by. Jest po tro­sze tak jak­by kotur­ny, wiel­kość, lite­rac­ka sła­wa – bez wzglę­du na oko­licz­no­ści, w jakich funk­cjo­no­wa­ły – były czymś nie­waż­kim, nie­istot­nym dodat­kiem do wła­ści­wej pra­cy, któ­rej staw­ką jest nie­skoń­cze­nie wię­cej, ale zara­zem nie­skoń­cze­nie mniej, niż miej­sce na lite­rac­kim par­na­sie. I dopie­ro w ode­rwa­niu od lite­ra­tu­ry jako insty­tu­cji, któ­rej Iwasz­kie­wicz był prze­cież naj­wyż­szym z urzęd­ni­ków, lek­tu­ra jako taka, a rów­nież twór­czość jako taka, sta­je się moż­li­wa i pożą­da­na.

Nie­za­prze­czal­na war­tość wier­szy zamiesz­czo­nych w tym tomie pozwa­la spoj­rzeć na doro­bek Iwasz­kie­wi­cza jak na pole wal­ki, gdzie wiecz­ność zma­ga się z wymo­ga­mi codzien­no­ści i gdzie od szczy­tu do dna jest tyl­ko kil­ka kro­ków. Naj­waż­niej­szy jed­nak pozo­sta­je fakt, że efek­tem koń­co­wym tych olim­pij­skich zma­gań są dosko­na­łe wier­sze, uło­żo­ne zresz­tą przez Jac­ka Deh­ne­la w bar­dzo prze­my­śla­ny spo­sób, tak że two­rzą one kil­ka tema­tycz­nych zesta­wów, dając tym samym oka­zję do pozna­nia róż­nych poetyc­kich wcie­leń auto­ra. Kwe­stią gustu jest decy­zja, w któ­rym z tych kostiu­mów Iwasz­kie­wicz pre­zen­tu­je się naj­oka­za­lej: czy wte­dy gdy ści­sza głos, uprasz­cza fra­zę, wpa­da w ton melan­cho­lij­nej zadu­my, czy może kie­dy wyła­mu­je się i, nie­ja­ko wbrew sobie, bie­rze wiersz w nawias iro­nii, celo­wo prze­sa­dza ze sty­li­za­cją, bawi się kon­wen­cją, a może wte­dy wresz­cie, gdy wyda­je się sku­piać całe swo­je twór­cze siły i zain­te­re­so­wa­ny tyl­ko praw­dą, sta­je się pre­cy­zyj­ny, głę­bo­ki i wiel­ki zara­zem. Jed­nak bez wzglę­du na to, w jakiej masce Iwasz­kie­wicz się nam pre­zen­tu­je, trud­no pozbyć się wra­że­nia, że jego wier­sze, abs­tra­hu­jąc od ich dosko­na­ło­ści, są niczym odpad­ki, frag­men­ty nie­obec­ne­go dzie­ła, wokół któ­re­go krą­żą i do któ­re­go dążą za wszel­ką cenę, pozo­sta­wia­jąc po sobie kolej­ne pró­by, kolej­ne podej­ścia, despe­rac­kie ata­ki na „szczy­ty bar­dzo odle­głe”. I być może świa­do­mość bez­na­dziej­no­ści tej wal­ki, ale tak­że świa­do­mość, że trze­ba ją podej­mo­wać wciąż na nowo, pozwa­la Iwasz­kie­wi­czo­wi czy­nić to z róż­nych pozy­cji, błą­dzić po lite­rac­kim polu w poszu­ki­wa­niu naj­lep­szej dro­gi, gdzie wiersz jest przede wszyst­kim „zna­kiem śmier­tel­nych zapasów/ Tego co jest odwiecz­ne z tym co jest chwi­lo­we”.

Spo­śród wie­lu moż­li­wych dróg Iwasz­kie­wicz zawsze jed­nak wybie­ra te z nich, któ­re połą­czo­ne razem, two­rzą coś na kształt mapy opi­na­ją­cej i opi­su­ją­cej świat. Solid­ne i utwar­dzo­ne przez nie­zli­czo­nych fel­low tra­vel­lers są dro­ga­mi tra­dy­cji i kul­tu­ro­we­go dzie­dzic­twa, gdzie cel i środ­ki do jego osią­gnię­cia są jasno okre­ślo­ne, a sam poeta jest nade wszyst­ko twór­cą, wyrob­ni­kiem sen­su, któ­ry dokła­da swo­ją cegieł­kę do potęż­ne­go gma­chu kul­tu­ry. Zazwy­czaj tak­że wie­rzy w trwa­łość i nie­ba­ga­tel­ne zna­cze­nie tej budow­li dla ludz­ko­ści – wia­rę tę zda­je się podzie­lać rów­nież autor niniej­sze­go wybo­ru – i nawet jeśli pusto­sze­je ona coraz bar­dziej, a dla wie­lu jest już tyl­ko zamiesz­ka­ną przez duchy ruiną, to war­to uważ­nie wsłu­chać się w głos jej miesz­kań­ca, nawet, a może wła­śnie dla­te­go, kie­dy jest on jed­nym z ostat­nich jej loka­to­rów.

Książ­ka Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę nie jest tyl­ko subiek­tyw­nym zesta­wie­niem tek­stów, wydo­by­wa­ją­cym mniej zna­ne obli­cze Iwasz­kie­wi­cza, jej celem nie jest tak­że star­cie war­stwy kurzu z prze­czy­ta­ne­go i sko­men­to­wa­ne­go poety, jest raczej pro­po­zy­cją per­spek­ty­wy, prze­my­śla­ną pró­bą usta­wie­nia go w nowych deko­ra­cjach, nie po to jed­nak, aby miał się komu­kol­wiek podo­bać, raczej żeby dać mu szan­sę prze­mó­wić z inne­go miej­sca, inne­go niż te, któ­re dotąd – być może przez nie­po­ro­zu­mie­nie – zaj­mo­wał. To drob­ne prze­su­nię­cie, ten nie­wiel­ki skok w bok, umoż­li­wia nam spo­tka­nie z kimś nam współ­cze­snym, z poetą, czy może raczej z jego sobo­wtó­rem, któ­ry wie­rzy w sło­wa i jed­no­cze­śnie z fine­zją cyr­kow­ca im się wymy­ka, zapa­trzo­ny w „odbi­cie któ­re­go tam nie ma, i już nigdy, już nigdy nie będzie”.

O autorze

Paweł Zając

Urodzony w 1980 roku. Krytyk, eseista. Publikował m.in. w „Twórczości”, „Kresach”, „Lampie”, „Znaj”. Mieszka w Jeleniej Górze.

Powiązania

Każde zwierzę chce mieć swój pomnik

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Jarosław Iwaszkiewicz, Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2013 roku w dwutygodnik.com.

Więcej

Jacek czyta Jarosława

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się 3 mar­ca 2013 roku w Tygo­dni­ku Powszech­nym.

Więcej

Przodownica Nimfa, przodownik Tryton

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Na wydo­by­cie pan­cer­ni­ka „Gne­ise­nau” Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 lute­go 2013 roku.

Więcej

Poezja skrajności i skrajnej wolności

recenzje / ESEJE Magdalena Brzęczek

Recen­zja Mag­da­le­ny Brzę­czek z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej