recenzje / ESEJE

Przeczytałem

Tomasz Fijałkowski

Recenzja Tomasza Fijałkowskiego z książki .byłem Krzysztofa Jaworskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W pol­skiej lite­ra­tu­rze mamy kil­ka sil­nych, dosko­na­łych przy­kła­dów zma­ga­nia się poetów z wła­snym nisz­czo­nym przez cho­ro­by i lecze­nie cia­łem. A to Miron Bia­ło­szew­ski opi­su­je nam z iro­nią i czar­nym humo­rem swo­je pery­pe­tie na oddzia­le uro­lo­gicz­nym (cykl wier­szy Spo­tka­nie z nożem), a to Kazi­mierz Ratoń z całą bru­tal­no­ścią, na jaką stać poetę prze­klę­te­go, plu­je jadem, opi­su­je gra­nicz­ne sta­ny, w jakie wpę­dzi­ła go mię­dzy inny­mi galo­pu­ją­ca gruź­li­ca.

Dziś Krzysz­tof Jawor­ski, jeden z czo­ło­wych przed­sta­wi­cie­li tzw. „poko­le­nia bru­Lio­nu”, lewi­cu­ją­cy chu­li­gań­ski autor, mie­rzy się z doświad­cze­niem cho­ro­by nowo­two­ro­wej. Tomik .byłem jest zwar­tym skon­cen­tro­wa­nym zbio­rem dra­pież­nych wier­szy, któ­re mogą ranić, kale­czyć, a nawet obra­żać tra­dy­cyj­nie rozu­mia­ne gusta poetyc­kie. Nie ma w tych tek­stach (napi­sa­nych prze­cież na pierw­szej linii fron­tu woj­ny z rakiem) naj­mniej­szej nawet daw­ki ckli­wo­ści, uża­la­nia się nad sobą, wymu­szo­ne­go przez sytu­ację pate­tycz­ne­go zesta­wu gestów.

Jest bole­sna nie­pew­ność („…powiedz, kochanie,/chcesz się ze mną pierdolić,/czy chcesz się ze mną zesta­rzeć?”), poczu­cie powol­ne­go zni­ka­nia w smu­dze cie­nia, kry­zys wie­ku śred­nie­go („Za moich czasów,/wszystko było inne./Nigdy nie myśla­łem, że dożyję/moich cza­sów.”). Zda­rza­ją się nawet lirycz­ne pod­su­mo­wa­nia odle­głych cza­sów, gdy „Nic nie było zapi­sa­ne na pendrivach./Wszystko było zapi­sa­ne w gwiaz­dach”.

Jed­nak w książ­ce obser­wu­je­my naj­czę­ściej sze­ro­ki wachlarz zawa­diac­kich gestów, sły­szy­my war­cze­nie, odszcze­ki­wa­nie się… Jawor­ski ani przez moment nie myśli neu­tra­li­zo­wać tonu, któ­ry jest prze­cież cha­rak­te­ry­stycz­ny dla jego poety­ki. Wier­sze z tomu .byłem bazu­ją na nie­ustan­nej kon­te­sta­cji nie samej cho­ro­by prze­cież, ale pew­nych form „życia w cho­ro­bie.” Arse­nał spo­dzie­wa­nych gestów obron­nych zastą­pio­ny został więc przez cynizm, gorz­ką iro­nię sąsia­du­ją­cą z nihi­li­zmem. Poczu­cie bez­rad­no­ści i tur­pi­stycz­ne wręcz deko­ra­cje, w jakich roz­gry­wa­ją się wier­sze, czę­sto roz­sa­dza daw­ka smo­li­ście czar­ne­go humo­ru.

Te tek­sty nie nio­są pocie­sze­nia. Nie mają war­to­ści tera­peu­tycz­nej. Hero­izmu w nich jak na, nomen omen, lekar­stwo. A z dru­giej stro­ny czyż hero­icz­ną nie jest chwi­la, gdy dekon­stru­uje się wła­sny ból, strach roz­kła­da na czyn­ni­ki pierw­sze, by moż­na było sobie z nich dwo­ro­wać, kpić? Być może, o para­dok­sie, cier­pie­nie uczyć ma dystan­su do sie­bie same­go i innych?


Recen­zja uka­za­ła się w ser­wi­sie Lubimyczytac.pl. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Tomasz Fijałkowski

Urodzony w 1977 roku. Poeta. Laureat Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „Struna Orficka” (2006). Mieszka w Kaliszu i Kórniku.

Powiązania