recenzje / IMPRESJE

Przekłady demontażu ciemni

Dawid Mateusz

Impresja Dawida Mateusza na temat zestawu wierszy Zakłady montażu jaźni Pawła Harlendera, laureata 14. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zacznij­my z wyso­kie­go „H”, czy­li jed­nak pół tonu niżej od „C”: pyta­nie o poety­kę, o poezję Paw­ła Har­len­de­ra jest pyta­niem o regu­ły gry, w któ­rej szczę­śli­wym lub mniej szczę­śli­wym zbie­giem przy­pad­ków przy­szło nam brać udział. W ogó­le, przy oka­zji Har­len­de­ra, pyta­nia powin­ny poja­wiać się znacz­nie czę­ściej niż odpo­wie­dzi. Nie tyl­ko dla­te­go, że o odpo­wie­dzi nam tu zde­cy­do­wa­nie trud­niej, przede wszyst­kim dla­te­go, że pro­jekt twór­czy o kryp­to­ni­mie „PH-” ma te pyta­nia wpi­sa­ne w swo­ją defi­ni­cję.

Co ma zro­bić czy­tel­nik, któ­ry swo­ją edu­ka­cję czy­tel­ni­czą skoń­czył na Barań­cza­ku, Her­ber­cie i Szym­bor­skiej z nastę­pu­ją­cy­mi pyta­nia­mi:

  1. Jak tam wra­że­nia z żaru róż­ne dru­hy?
  2. Jak tam z pod­da­sza?
  3. Co u pato­lo­gów astro­nau­tów pary­żan?

Jak do pyta­nia „czy moż­na być rady­kal­nym wącha­jąc kwia­ty?” usto­sun­ko­wał­by się Andrzej Fra­na­szek?

Nie mam zie­lo­ne­go poję­cia, wiem nato­miast to, że w tej dwój­ce mode­lo­wych czy­tel­ni­ków „lice­ali­sta bez ska­zy vs. Andrzej Fra­na­szek” jest na pew­no ten, któ­ry dosko­na­le odnaj­du­je się w wer­sach pro­jek­tu Har­len­de­ra; i nie jest to Andrzej Fra­na­szek.

Nie wiem rów­nież do koń­ca, co odpo­wia­da za taki stan rze­czy, ale mogę mieć pew­ne podej­rze­nia. Tyczyć się one mogą tego, że tam, gdzie Andrzej Fra­na­szek będzie szu­kał tro­pów z lite­ra­tu­ry sta­ro­grec­kiej, wąt­ków bio­gra­ficz­nych, ewen­tu­al­nie w pory­wach nawią­zań do histo­rii awan­gar­dy, tam współ­cze­sny lice­ali­stą roz­sią­dzie się wygod­nie w har­len­de­row­skim fote­lu wyobraź­ni i poczu­je się jak w swo­im natu­ral­nym śro­do­wi­sku, na któ­re skła­dać się mogą cho­ciaż­by: „Twit­ter, Tin­der, tltr, Mes­sen­ger, tele­dy­ski, gry video, fil­mi­ki na YT, VR, sztu­ka cyber­ne­tycz­na, pod­ła pro­za gatun­ko­wa, ambit­na pro­za nie­ga­tun­ko­wa, psy­cho­de­lia, używ­ki, leki, tatu­aże, por­no­gra­fia, wre­stling, drag queen, impre­zy muzy­ki elek­tro­nicz­nej, tran­sy, las, sza­ma­nizm, ezo­te­ry­ka, medy­ta­cja czy kino kla­sy C.”

I tyle. To cytat z roz­mo­wy same­go auto­ra Zakła­dów mon­ta­żu jaź­ni, być może cytat naj­waż­niej­szy, bo wła­śnie tutaj autor okła­mu­je czy­tel­ni­ka na zasa­dzie pars pro toto, poka­zu­jąc nam część swo­ich inspi­ra­cji i wma­wia­jąc, że to już jest wszyst­ko. Nie jest to wszyst­ko, tak jak mor­świn ze zda­nia „fre­ne­tycz­ny macha mną mor­świn” nie jest całym mor­świ­nem, nie jest nawet symu­la­krem mor­świ­na, Golarz Filip wca­le nie jest tym Gola­rzem Fili­pem, oka­zu­je się nagle, że przez dzie­siąt­ki lat ukry­wał mię­dzy nami swo­ją praw­dzi­wą toż­sa­mość.

Naj­waż­niej­sze jed­nak jest to, że źró­dła tej poezji są poza­po­etyc­kie i szu­kać ich nale­ży wła­śnie w nowych mode­lach komu­ni­ka­cji mię­dzy­ludz­kiej. Auto­ra inte­re­su­je przede wszyst­kim to, jak zmie­ni­ła się ona pod wpły­wem tego, co już daw­no powin­ni­śmy nazy­wać „nowy­mi media­mi”. Oczy­wi­ście, moż­na pró­bo­wać, ale pamię­taj­cie, że Har­len­der i jego dru­ży­na jest tam od daw­na, oni już roz­sie­dli się w tym świe­cie wygod­nie. A to nie­sie za sobą pew­ne kon­se­kwen­cje.

Na tym mniej wię­cej pole­ga stra­te­gia arty­stycz­na Paw­ła Har­len­de­ra: poprzez swo­je oszu­stwa poka­zu­je nam miej­sca, w któ­rych to nasze ucho/oko nas oszu­ku­je. Poka­zu­je, że wpa­tru­jąc się w jeden punkt, tra­ci­my ze swo­ich oczu wszyst­ko, co znaj­du­je się wokół nie­go; udo­wad­nia nam, że doty­ka­my ścia­ny i nie czu­je­my jej fak­tu­ry; twier­dzi, że wącha­my ten kwiat i nie widzi­my jego kolo­ru. I wła­śnie dla­te­go osta­tecz­nie zachę­ca nas, żeby­śmy jed­nak spró­bo­wa­li zatań­czyć z nim w tę grę zupeł­nie bez zobo­wią­zań, a pro­po­zy­cje „bez zobo­wią­zań” zawsze są bar­dzo kuszą­ce. I całej zaba­wie pikan­te­rii tyl­ko doda­je to, że to „bez zobo­wią­zań” ozna­cza tu rów­nież brak obiet­nic, że do cze­go­kol­wiek nas ten taniec dopro­wa­dzi.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry, uzy­ska­nych z dopłat usta­no­wio­nych w grach obję­tych mono­po­lem pań­stwa, zgod­nie z art. 80 ust. 1 usta­wy z dnia 19 listo­pa­da 2009 r. o grach hazar­do­wych

O autorze

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Powiązania