Machina czasu
dzwieki / AUDYCJE Konrad Wojtyła Rafał WojaczekAudycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
1.
„Zaprawdę powiadam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc. Zaś bywa się czasem skrybą, czyli grafomanem. Bywa się nim wtedy, kiedy braknie siły, by dźwigać ciężar swego życia. Wtedy ucieka się do ogródka sztucznym sposobem ogrodzonego i sadzi się smętne kwiatki na schludnej grządce” – tak pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia poeta Rafał Wojaczek rozpoczynał „Pieśń czwartą”, kolejny fragment nieznanej jeszcze prozy zatytułowanej Sanatorium. Przywołaną konstatację, która określała w jakiejś mierze strategię pisarską Wojaczka, można zamknąć w formule nazwanej przez Henryka Berezę „życiopisaniem”. Nie ma potrzeby o tym teraz szerzej pisać, czy się o to spierać. Konfuzja może się pojawić, gdy dokonamy pewnej trawestacji. Gdyby to zdanie brzmiało na przykład tak: „Zaprawdę powiadam ci, prozaikiem jest się po śmierci. Za życia bywa się w najlepszym razie skrybą, czyli grafomanem?”. Co na to Wojaczek? Czyżby sam to wymyślił?
2.
Ów szkic nie jest typowym omówieniem opublikowanej po latach książki Sanatorium. Jest raczej próbą upomnienia się o Rafała Wojaczka – prozaika. Próbą pokazania, że pozostawił po sobie interesujący projekt prozatorski, bez którego nie sposób zrozumieć całej twórczości. Projekt zamknięty. Projekt paradoksalny, który zakładał jednoczesne wpisanie i zarazem wypisanie z niego samego Wojaczka. To, co zapowiadał w tekstach znalazło potwierdzenie w śmierci nie tylko po to, by przeciąć wszelkie spekulacje, ale, by w końcu sprzeniewierzyć się i jemu i jego twórczości, i jego legendzie. Stało się przekleństwem. Wbrew jego woli czy za jego przyzwoleniem? Wojaczek był przeklęty? Przeklęte było Sanatorium? Wciąż jest?
W powszechnej świadomości czytelniczej Wojaczek istnieje tylko jako poeta i to najlepiej przeklęty. Demityzacja „bohatera”, o którą postulowała przed rokiem na łamach „Odry” Elżbieta Prokopowicz, jest wciąż aktualna. W dodatku musi obejmować także prozę. Z wielu powodów, o których jeszcze powiem, nie widziano w Sanatorium interesującej propozycji literackiej, to znaczy takiej, która oferuje coś więcej niż pikantne, swego czasu nawet szokujące szczegóły biografii, podsycające mit o tragicznej legendzie. Kompozycja, forma, stylistyka, język, fabuła – to wszystko zeszło na dalszy, a nawet bardzo daleki plan. Recepcja obejmowała wiersze; surowej ocenie albo niezdrowym zachwytom podlegała biografia. Największym przekleństwem wybitnego poety, którego Bogusław Kierc stawia na jednej linii ze Słowackim czy Mickiewiczem, jest jednak fakt, że nie dostrzeżono w nim choćby Białoszewskiego – prozaika.
3.
Wojaczek od początku do końca zaplanował sobie tego drugiego Wojaczka. Chciał być autorem czterech tomów poetyckich i autorem jednego tomu prozy. Dzieło zamknięte. O wydanie Sezonu i Innej bajki zdążył zadbać sam. Do druku przygotował też dwa kolejne tomy: Nieskończoną krucjatę oraz Którego nie było – te jak wiadomo ukazały się, gdy trumna z jego ciałem przygnieciona była już sporą ilością gliny i mokrego piachu wrocławskiego cmentarza przy ulicy Bujwida. Co z prozą Wojaczka? Za pierwsze próby (wprawki do Sanatorium) uznać należy młodzieńcze listy do Stefanii Cisek z 1963 roku i dalszą korespondencję – w szczególności tę o charakterze intymnym – z ojcem, matką i kolejnymi kobietami. Prozatorskie inklinacje potwierdza również dziennik pisany w czasie pobytu w klinice psychiatrycznej Akademii Medycznej we Wrocławiu datowany od 7 do 22 maja 1965 roku, a także hipoteza o rzekomej powieści, która miała zaginąć w trakcie pierwszego semestru studiów na UJ.
Stanisław Srokowski prezentując obszerne fragmenty korespondencji w „Skandaliście Wojaczku” zauważał, że: „różne można wyciągać wnioski z listów Wojaczka, psychologiczne, literackie, społeczne, egzystencjalne, itd., itp. Z całą pewnością najpierw dostrzegamy ich właściwości stylistyczne i leksykalne. I w tym względzie Wojaczek jest konsekwentny, jakby budując konstrukcje dostojne, godne szacunku, odwołując się do – być może – domowej tradycji, bowiem te same tendencje zauważa się także w języku jego brata Andrzeja, gdy opowiada dzieje własnego rodu. Być może pewna wykwintność stylu, kwiecistość wypowiedzi wzięła się właśnie z przekazów rodzinnych. Żeby jednak uniknąć skostnienia języka, pewnej egzaltacji, czy nawet schematyczności i powtarzalności reguł, Wojaczek często ucieka w brutalizację stylu, trywializację znaczeń. Ma się wrażenie, że lubi językowe przebieranki, zadziwienia i zaskoczenia”.
4.
Część tych uwag będzie można powtórzyć, analizując Sanatorium, w szczególności te odnoszące się do stylu i języka, jakim operować będzie Wojaczek. Warto przy tym zaznaczyć, że w jakiejś mierze archetypem sanatoryjnych opowieści jest wspomniany wyżej zeszyt z notatkami. Nie sposób przejść obojętnie wobec zarysowanych sytuacji, które choć zmodyfikowane, wydają się być analogiczne. Charakterystyka pielęgniarek, opis szpitala, ucieczka Piotra, czy choćby atmosfera, o której pisał pierwszego dnia pobytu: „[…] bardzo swobodna, może dlatego, że miejsce w normalnym, „zdrowym” pojęciu niezwyczajne przecież – sprzyja nieprzestrzeganiu reguł towarzyskich, dobrego wychowania, etc. Jak te słowa tu brzmią śmiesznie w kontekście korytarza, kończącego się drzwiami bez klamki…” . Podobieństwo stylistyczne i fabularne jest uderzające. Nie uprzedzajmy jednak faktów.
5.
Co z Sanatorium, które Wojaczek nazywał poematem prozą? Data pod tekstem kanonicznym wskazuje, że powstał między 26 stycznia a 2 lutego 1969 roku, a zatem około półtora roku przed samobójstwem. Maszynopis wysłał do Wydawnictwa Literackiego jednak dopiero w grudniu 1970 roku. Jak zauważał Bogusław Kierc w „Nocie edytorskiej” do Utworów zebranych w 1976 roku: „W rzeczywistości czas od zamysłu, do czasu jego realizacji był znacznie dłuższy […] Podobnie jak w przypadku wierszy istnieje kilka brulionów Sanatorium. Trzy z nich pisane ołówkiem są najbliższe wersji uznanej Wojaczka za ostateczną – mimo to zawierają odmiany tekstów pozwalające uważać wczesną prozę autora Sanatorium za pierwszy rzut tej paraautobiografii”. Pierwsza wersja Sanatorium – według relacji Kierca powstała już w 1967 roku. Wojaczek ukończył ją przed dwumiesięcznym pobytem w więzieniu, pisząc „jednym ciągiem z obłędem w oczach i płucach” od września do października ‘jakieś 60 stronic, chyba więcej niż mniej’ ”. Prozy mimo wstępnych deklaracji, a nawet pozytywnej recenzji wewnętrznej, którą miał napisać Jerzy Kwiatkowski, wówczas nie wydano. Wojaczek znał wartość swojego tekstu (choć jeszcze bez wersji ostatecznej) i czekał na druk. Mówi o tym w przypisie, który umieszcza w Sanatorium: „Fragment podobno ukaże się – gdzie – jeszcze nie wiadomo”. Owszem, w prasie literackiej już po śmierci Wojaczka były drukowane, o co zabiegał jeszcze sam autor. Potwierdza to choćby „Pieśń piąta” w „Odrze” czy nekrolog w „Studencie”: „Kilka miesięcy temu skończył swoją pierwszą książkę prozatorską – Sanatorium. Będąc niedawno w Krakowie (mieszkał we Wrocławiu), przyniósł nam jej fragment. Niestety już nie doczekał druku, choć „Stajnię” – taki tytuł nadaliśmy wspólnie z Rafałem temu fragmentowi – zakwalifikowaliśmy do następnego numeru. Żegnamy jednego z tych, co odeszli za wcześnie, zostawiając po sobie, niemałe nadzieje, które już nie będą zrealizowane”. (Co ciekawe słowo „stajnia” nie pojawia w Sanatorium ani razu).
6.
Co z nadzieją na wydanie Sanatorium? Co z potwierdzeniem, że jest prozaikiem? W liście z 1968 roku do Edwarda Balcerzana, który w „Nurcie” opublikował wówczas jego kilka wierszy, po raz kolejny powie: „dopiero dzisiaj i to całkiem przypadkowo dowiedziałem się – że żyję. Ponieważ są wiersze – musi być autor”. Nie ma prozy – więc nie ma autora? I tak i nie. Sanatorium – mimo ingerencji cenzury wejdzie jednak w skład Utworów zebranych i będzie wydane w 1976 roku. Jednak jako osobny tom prozy ukaże się dopiero w 2010 roku na 65. rocznicę urodzin Rafała Wojaczka. Gdyby więc trzymać się chronologii i matematycznych wyliczeń, maszynopis czekał na wydanie 40 lat. Powodów tego zaniedbania jest kilka. Tym, który przekreślał wszystkie szanse na wznowienie powieści był jednak brak zgody córki i najbliższej rodziny Wojaczka, która w tej w prozie zawsze widziała niezabliźnioną ranę. Opowieść, w której słychać aż nadto echa rodzinnych awantur i obyczajowych skandali, – po ludzku – bolała. I to bolała na tyle mocno, że walory literackie tekstu, czy potrzeba zadośćuczynienia życzeniom autora nie była brana pod uwagę. O rehabilitację Wojaczka jako prozaika zabiegały wielokrotnie różne wydawnictwa, jednak bez skutku.
7.
Wydanie Sanatorium w oparciu o oryginalny maszynopis z uwzględnieniem odnalezionych niedawno fragmentów (choćby o ten niezwykle zabawny, który uzupełnia „Pieśń trzecią”) jest faktem doniosłym, który trzeba należycie podkreślić. W tekście poprawiono dawne niedociągnięcia korektorskie, stylistyczne, uzupełniono też słowa wycięte przez cenzurę. Zastanawiający i nie bez znaczenia jest także fakt, że z najnowszego wydania zniknęło motto Baudelaire’a – „Prawdziwy bohater bawi się sam”, inaugurujące „Pieśń pierwszą” w Utworach zebranych sprzed 34 lat. Układ formalny pozostał bez zmian. Siedem numerycznie uporządkowanych pieśni, później „Na progu”, „List do Królowej Polski”, „Kto powiedział koniec świata” dedykowany Arturowi Sandauerowi oraz „Przez ogień i wodę”. Wszystko to zamknięte w czarną okładkę z pokiereszowaną laleczką przebitą gwoździem na wysokości serca.
Sanatorium pod redakcją Bogusława Kierca ukazuje się bez opracowania – co może, choć nie musi – stanowić pewien zarzut. Edytor tekstów Wojaczka wychodzi z założenia, że tekst obroni się sam i nie ma potrzeby zawężać czy wyjaśniać recepcji tej prozy. Dowolność interpretacyjna i założenie, iż znajomość wierszy i biografii Wojaczka nie jest lekturowo konieczna, niesie za sobą pewne ryzyko. Co z bowiem czytelnikiem, który nie znając żadnych omówień krytycznych czy opracowań, po raz pierwszy zapoznaje się z kanonicznym tekstem Wojaczka? Jak czytać Sanatorium dziś? – to konieczne i zarazem najbardziej kłopotliwe pytanie, jakie można zadać.
8.
Sanatorium nie jest zwykłą książkę. Trzeba patrzeć na nią – zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy – jako szeroko zakrojony projekt literacki. Projekt totalny, w którym Wojaczek jawi się jako autor totalny. I jako poeta, i jako prozaik, i jako własny biograf. Mamy więc w owym koncepcie wszystko to, na co i z czego składa się twórczość mikołowskiego autora. Mamy prawdziwego bohatera. Bohatera, który nie dość, że sam bawi się literaturą, to perfidnie zabawia się ze swoim czytelnikiem. Zwodzi go. Zawodzi. Nawiązuje do tradycji literackiej i podważa wszystkie archetypiczne sugestie. Sprawdza na nim warianty swoich wierszy, testuje rozwiązania formalne, doznaje olśnień i olśniewająco wszystko przekreśla. Pamięta i zapomina. Tworzy i niszczy. Zmienia narrację. Wojaczek mówi o Piotrze w trzeciej osobie, Piotr mówi o Wojaczku eksponując „ja”. Przypomnijmy wiersz o tytule „Sanatorium” wydany w zbiorze Reszta krwi w 1999 roku.
Tu role nie były dokładnie przypisane do osób
każdy brał co mu wygodnie
[…]
Właściwie nikt się jeszcze nie ujawnił
Jeżeli mówił kto
to tylko ja
Czy rzeczywiście? W 1976 roku Kierc konstatował tak: „Można by rzec o Wojaczku, że był fatalnym czytelnikiem swoich wierszy. Sentymentalnie naiwnym. Równie naiwnym, jak ci, którzy – wbrew jego zamiarom – z podnieceniem i żywiołową aprobatą – przyjmowali sposób bycia bohatera drukowanych fragmentów Sanatorium. Nie wątpili, że Piotr to Rafał Wojaczek. Nie mylili się, choć Rafał Wojaczek był przeciwieństwem Piotra. Nie mylili się, bo Rafał Wojaczek czytał o Piotrze naiwnie – układając czytankę – jeszcze zanim ją napisał”.
Jeszcze inaczej tę kwestię zarysowywał Bogdan Prejs: „Bohater Sanatorium, Piotr Sobecki, to osoba, którą dzięki szczegółowej i barwnej charakterystyce poznajemy dosyć dokładnie. Cały utwór jest właściwie jedną wielką prezentacją tej utożsamianej z autorem postaci. Jedynie różnica nazwisk sprawia, iż nie jest to tożsamość pełna. Mimo tej mistyfikacji czytelnicy nie wątpili, że Piotr to Rafał Wojaczek. Rzeczywistość przedstawia się tak [jak wyżej] pisze Bogusław Kierc. […] Bohater był literacką transformacją osoby autora, jednocześnie jednak przeciwieństwem. Nasuwa się w tym momencie problem pisarza i jego literackiego sobowtóra, rozdwojenie dzieła i twórcy”. Jednocześnie Prejs wskazuje na istotę przeciwieństwa. Polega ono w jego opinii nie na braku tożsamości, lecz wyłącznie na stosunku i podejściu do wykonywanych czynności. Powiada tak: „Rafał jest ‘trzeźwym’, lecz ‘biernym’ świadkiem wyczynów Wojaczka, ten zaś jest człowiekiem, z którym utożsamia się cała twórczość autora Sezonu. Rafał jest pisarzem, Wojaczek daje dla tego pisarstwa temat, a jednocześnie jest jego ślepym wykonawcą. […] Trudność w ustaleniu tożsamości ‘głosu mówiącego’ pogłębia fakt, że raz przemawia Rafał o Wojaczku, a raz Wojaczek o Rafale”.
Rację ma w jakiejś mierze Marcin Jurzysta pisząc, iż „Sanatorium kojarzy się z chorobą, terapią, a w szerszym kontekście może przywodzić na myśl również miejsce odosobnienia, izolację, samotność, śmierć. To miejsce zamknięte, swoisty międzyświat, międzyczas, kawałek rzeczywistości wyrwany z całości, przestrzeń przejściowa i czas przejściowy, będąca zawsze pomiędzy. To również przestrzeń sztuczna, schematyczna i wtłaczająca w schemat tych, którzy się w niej znajdują. To przestrzeń, w której osadza swojego bohatera Wojaczek”. Sanatorium to nie sanatorium. Jawi się raczej jako czyściec, do którego trafia (bo przecież w końcu i tam trafić musi) młody bohater. Pieśni – którymi formalnie nazywa odsłony tej opowieści – to skowyt. Skowyt na miarę poematu Ginsberga (stąd może ta autorska genealogia określająca Sanatorium jako poemat prozą). Wojaczek również rozlicza się z mitem. Mitem własnym, z mitem pokolenia, wreszcie z mitem polskiej literatury i wrocławskiego środowiska literackiego.
Jak zauważał Bogusław Kierc w „Prawdziwym życiu bohatera” – „Pieśń czwarta” poświęcona jest niemal w całości sprawom literatury (poezji); zarówno jej powinnościom i powołaniu, jak i osobnikom zajmującym się zadośćuczynieniem swojemu poczuciu bycia literatem. Są w niej świetne portrety Jasnuszka (Styczeń), Toruńskiego (Stachury), Zatyczki (Jana Czopika-Leżachowskiego) i precyzyjnie uchwycone sytuacje, zależności, folklor bywalców „lokalu artystów”. Lokalu, w którym – znajdując się raczej niż bywając – Piotr (Rafał) tym drastyczniej odczuwał swoją samotność i nieprzystawalność do „psiarni”. Piotr rzygając podczas nabożeństwa odprawianego z udziałem (i wobec) Toruńskiego, nabożeństwa ku czci Toruńskiego z odczytywaniem „artystycznie artykułowanym głosem” tekstu Toruńskiego przez Zatyczkę; Piotr profanujący tę liturgię w tak ordynarny sposób ukonkretnia relację samego Rafała Wojaczka do urojonych świętości. Choć ani za świętość, ani tym bardziej za urojoną nie miał Edwarda Stachury.
Nie ma potrzeby spierać się o formalną klasyfikację Sanatorium. Bo można w nim widzieć i poemat (jak chciałby Wojaczek) i traktat o samotności, i zwyczajną tragifarsę. Można dyskutować o jakości tej prozy, jej „czytelności” i oddziaływaniu po latach na współczesnego czytelnika. Można mylić się w ocenach. Zresztą – fatalny czytelnik i fatalna pomyłka również są wpisane w ten tekst. Trzeba widzieć w Sanatorium szeroko zakrojony projekt literacki, któremu autor poświęcił wiele uwagi. Bohater Wojaczka wyje swoje chropowate pieśni, próbując ocalić pamięć. Modli się i rzyga. Złorzeczy i zaklina. Szamoce się i klnie. Skowyczy w czyśćcu. Szuka Królowej Polski. Jest na progu. Szuka Boga? Szuka śmierci; węszy. Już wie, że to, co czai się za rogiem da mu pewność ostateczną. Pozwoli podsumować wszystko i rozliczyć.
„Chociaż świadomy jestem jej śmieszności i daremności, to jednak wypuszczając dym i szczekając zębami, zmawiam odwieczną modlitwę.”
Za chwilę znów pojawi się postać ojca, matki, brata, córki i wszystkich innych twarzy, na które patrzył i z miłością i z pogardą. W pamięci pojawią się wszystkie skandale i zaniedbania tego skurywysyna Wojaczka. W końcu wszystko się zatrzyma i stanie. Wówczas będzie mógł powiedzieć to, co Miłosz, do którego również w swoich wierszach nawiązywał.
„- Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata./ Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca./ Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie./ Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało./ Co było niepojęte, będzie pojęte.”
Urodzony w 1979 roku – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Rok później przełożył z jidisz na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). W latach 2005-2009 zastępca redaktora naczelnego kwartalnika literacko-filozoficznego [fo:pa]. Od 2012 do 2014 roku pierwszy redaktor naczelny pisma „eleWator”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Portrecie”, „FA-arcie”, „Kresach”, „Śląsku”, „Arkadii”, „Pograniczach”, „Przeglądzie Polskim” (USA), „Radarze”, „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.
Audycja „Machina czasu” Konrada Wojtyły poświęcona twórczości i życiu Rafała Wojaczka.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły towarzysząca premierze e‑booka Kory Stoję, czuję się świetnie, wydanego w Biurze Literackim 18 stycznia 2016 roku.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Myśli do słów. Szkice o poezji Piotra Matywieckiego.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki gubione Krystyny Miłobędzkiej.
WięcejEsej Konrada Wojtyły towarzyszący premierze książki Szare światło. Rozmowy z Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem Jarosława Borowca.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Polskie znaki Wojciecha Bonowicza.
WięcejKomentarze Zdzisława Jaskuły, Andrzeja Nowaka, Mieczysława Orskiego, Piotra Śliwińskiego, Adama Wiedemanna oraz Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Trop w trop Andrzeja Sosnowskiego.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Dożynki 2008”.
WięcejGłos Konrada Wojtyły w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Piotra Czerniawskiego, Grzegorza Jankowicza, Anny Kałuży, Bogusława Kierca, Karola Maliszewskiego, Edwarda Pasewicza, Tomasza Pułki, Justyny Sobolewskiej i Konrada Wojtyły.
WięcejKomentarze Sławomira Kuźnickiego, Konrada Wojtyły i Jarosława Borowca.
WięcejRecenzja Konrada Wojtyły z książki Wojaczek wielokrotny.
WięcejRecenzja Anny Maślanki z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
WięcejRecenzja Zuzanny Witkowskiej z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
WięcejRecenzja Łukasza Saturczaka z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.
Więcej