recenzje / ESEJE

Przeklęte Sanatorium

Konrad Wojtyła

Recenzja Konrada Wojtyły z książki Sanatorium Rafała Wojaczka.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

„Zapraw­dę powia­dam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc. Zaś bywa się cza­sem skry­bą, czy­li gra­fo­ma­nem. Bywa się nim wte­dy, kie­dy brak­nie siły, by dźwi­gać cię­żar swe­go życia. Wte­dy ucie­ka się do ogród­ka sztucz­nym spo­so­bem ogro­dzo­ne­go i sadzi się smęt­ne kwiat­ki na schlud­nej grząd­ce” – tak pod koniec lat sześć­dzie­sią­tych ubie­głe­go stu­le­cia poeta Rafał Woja­czek roz­po­czy­nał „Pieśń czwar­tą”, kolej­ny frag­ment nie­zna­nej jesz­cze pro­zy zaty­tu­ło­wa­nej Sana­to­rium. Przy­wo­ła­ną kon­sta­ta­cję, któ­ra okre­śla­ła w jakiejś mie­rze stra­te­gię pisar­ską Wojacz­ka, moż­na zamknąć w for­mu­le nazwa­nej przez Hen­ry­ka Bere­zę „życio­pi­sa­niem”. Nie ma potrze­by o tym teraz sze­rzej pisać, czy się o to spie­rać. Kon­fu­zja może się poja­wić, gdy doko­na­my pew­nej tra­we­sta­cji. Gdy­by to zda­nie brzmia­ło na przy­kład tak: „Zapraw­dę powia­dam ci, pro­za­ikiem jest się po śmier­ci. Za życia bywa się w naj­lep­szym razie skry­bą, czy­li gra­fo­ma­nem?”. Co na to Woja­czek? Czyż­by sam to wymy­ślił?

2.

Ów szkic nie jest typo­wym omó­wie­niem opu­bli­ko­wa­nej po latach książ­ki Sana­to­rium. Jest raczej pró­bą upo­mnie­nia się o Rafa­ła Wojacz­ka – pro­za­ika. Pró­bą poka­za­nia, że pozo­sta­wił po sobie inte­re­su­ją­cy pro­jekt pro­za­tor­ski, bez któ­re­go nie spo­sób zro­zu­mieć całej twór­czo­ści. Pro­jekt zamknię­ty. Pro­jekt para­dok­sal­ny, któ­ry zakła­dał jed­no­cze­sne wpi­sa­nie i zara­zem wypi­sa­nie z nie­go same­go Wojacz­ka. To, co zapo­wia­dał w tek­stach zna­la­zło potwier­dze­nie w śmier­ci nie tyl­ko po to, by prze­ciąć wszel­kie spe­ku­la­cje, ale, by w koń­cu sprze­nie­wie­rzyć się i jemu i jego twór­czo­ści, i jego legen­dzie. Sta­ło się prze­kleń­stwem. Wbrew jego woli czy za jego przy­zwo­le­niem? Woja­czek był prze­klę­ty? Prze­klę­te było Sana­to­rium? Wciąż jest?

W powszech­nej świa­do­mo­ści czy­tel­ni­czej Woja­czek ist­nie­je tyl­ko jako poeta i to naj­le­piej prze­klę­ty. Demi­ty­za­cja „boha­te­ra”, o któ­rą postu­lo­wa­ła przed rokiem na łamach „Odry” Elż­bie­ta Pro­ko­po­wicz, jest wciąż aktu­al­na. W dodat­ku musi obej­mo­wać tak­że pro­zę. Z wie­lu powo­dów, o któ­rych jesz­cze powiem, nie widzia­no w Sana­to­rium inte­re­su­ją­cej pro­po­zy­cji lite­rac­kiej, to zna­czy takiej, któ­ra ofe­ru­je coś wię­cej niż pikant­ne, swe­go cza­su nawet szo­ku­ją­ce szcze­gó­ły bio­gra­fii, pod­sy­ca­ją­ce mit o tra­gicz­nej legen­dzie. Kom­po­zy­cja, for­ma, sty­li­sty­ka, język, fabu­ła – to wszyst­ko zeszło na dal­szy, a nawet bar­dzo dale­ki plan. Recep­cja obej­mo­wa­ła wier­sze; suro­wej oce­nie albo nie­zdro­wym zachwy­tom pod­le­ga­ła bio­gra­fia. Naj­więk­szym prze­kleń­stwem wybit­ne­go poety, któ­re­go Bogu­sław Kierc sta­wia na jed­nej linii ze Sło­wac­kim czy Mic­kie­wi­czem, jest jed­nak fakt, że nie dostrze­żo­no w nim choć­by Bia­ło­szew­skie­go – pro­za­ika.

3.

Woja­czek od począt­ku do koń­ca zapla­no­wał sobie tego dru­gie­go Wojacz­ka. Chciał być auto­rem czte­rech tomów poetyc­kich i auto­rem jed­ne­go tomu pro­zy. Dzie­ło zamknię­te. O wyda­nie Sezo­nu i Innej baj­ki zdą­żył zadbać sam. Do dru­ku przy­go­to­wał też dwa kolej­ne tomy: Nie­skoń­czo­ną kru­cja­tę oraz Któ­re­go nie było – te jak wia­do­mo uka­za­ły się, gdy trum­na z jego cia­łem przy­gnie­cio­na była już spo­rą ilo­ścią gli­ny i mokre­go pia­chu wro­cław­skie­go cmen­ta­rza przy uli­cy Buj­wi­da. Co z pro­zą Wojacz­ka? Za pierw­sze pró­by (wpraw­ki do Sana­to­rium) uznać nale­ży mło­dzień­cze listy do Ste­fa­nii Cisek z 1963 roku i dal­szą kore­spon­den­cję – w szcze­gól­no­ści tę o cha­rak­te­rze intym­nym – z ojcem, mat­ką i kolej­ny­mi kobie­ta­mi. Pro­za­tor­skie inkli­na­cje potwier­dza rów­nież dzien­nik pisa­ny w cza­sie poby­tu w kli­ni­ce psy­chia­trycz­nej Aka­de­mii Medycz­nej we Wro­cła­wiu dato­wa­ny od 7 do 22 maja 1965 roku, a tak­że hipo­te­za o rze­ko­mej powie­ści, któ­ra mia­ła zagi­nąć w trak­cie pierw­sze­go seme­stru stu­diów na UJ.

Sta­ni­sław Sro­kow­ski pre­zen­tu­jąc obszer­ne frag­men­ty kore­spon­den­cji w „Skan­da­li­ście Wojacz­ku” zauwa­żał, że: „róż­ne moż­na wycią­gać wnio­ski z listów Wojacz­ka, psy­cho­lo­gicz­ne, lite­rac­kie, spo­łecz­ne, egzy­sten­cjal­ne, itd., itp. Z całą pew­no­ścią naj­pierw dostrze­ga­my ich wła­ści­wo­ści sty­li­stycz­ne i lek­sy­kal­ne. I w tym wzglę­dzie Woja­czek jest kon­se­kwent­ny, jak­by budu­jąc kon­struk­cje dostoj­ne, god­ne sza­cun­ku, odwo­łu­jąc się do – być może – domo­wej tra­dy­cji, bowiem te same ten­den­cje zauwa­ża się tak­że w języ­ku jego bra­ta Andrze­ja, gdy opo­wia­da dzie­je wła­sne­go rodu. Być może pew­na wykwint­ność sty­lu, kwie­ci­stość wypo­wie­dzi wzię­ła się wła­śnie z prze­ka­zów rodzin­nych. Żeby jed­nak unik­nąć skost­nie­nia języ­ka, pew­nej egzal­ta­cji, czy nawet sche­ma­tycz­no­ści i powta­rzal­no­ści reguł, Woja­czek czę­sto ucie­ka w bru­ta­li­za­cję sty­lu, try­wia­li­za­cję zna­czeń. Ma się wra­że­nie, że lubi języ­ko­we prze­bie­ran­ki, zadzi­wie­nia i zasko­cze­nia”.

4.

Część tych uwag będzie moż­na powtó­rzyć, ana­li­zu­jąc Sana­to­rium, w szcze­gól­no­ści te odno­szą­ce się do sty­lu i języ­ka, jakim ope­ro­wać będzie Woja­czek. War­to przy tym zazna­czyć, że w jakiejś mie­rze arche­ty­pem sana­to­ryj­nych opo­wie­ści jest wspo­mnia­ny wyżej zeszyt z notat­ka­mi. Nie spo­sób przejść obo­jęt­nie wobec zary­so­wa­nych sytu­acji, któ­re choć zmo­dy­fi­ko­wa­ne, wyda­ją się być ana­lo­gicz­ne. Cha­rak­te­ry­sty­ka pie­lę­gnia­rek, opis szpi­ta­la, uciecz­ka Pio­tra, czy choć­by atmos­fe­ra, o któ­rej pisał pierw­sze­go dnia poby­tu: „[…] bar­dzo swo­bod­na, może dla­te­go, że miej­sce w nor­mal­nym, „zdro­wym” poję­ciu nie­zwy­czaj­ne prze­cież – sprzy­ja nie­prze­strze­ga­niu reguł towa­rzy­skich, dobre­go wycho­wa­nia, etc. Jak te sło­wa tu brzmią śmiesz­nie w kon­tek­ście kory­ta­rza, koń­czą­ce­go się drzwia­mi bez klam­ki…” . Podo­bień­stwo sty­li­stycz­ne i fabu­lar­ne jest ude­rza­ją­ce. Nie uprze­dzaj­my jed­nak fak­tów.

5.

Co z Sana­to­rium, któ­re Woja­czek nazy­wał poema­tem pro­zą? Data pod tek­stem kano­nicz­nym wska­zu­je, że powstał mię­dzy 26 stycz­nia a 2 lute­go 1969 roku, a zatem oko­ło pół­to­ra roku przed samo­bój­stwem. Maszy­no­pis wysłał do Wydaw­nic­twa Lite­rac­kie­go jed­nak dopie­ro w grud­niu 1970 roku. Jak zauwa­żał Bogu­sław Kierc w „Nocie edy­tor­skiej” do Utwo­rów zebra­nych w 1976 roku: „W rze­czy­wi­sto­ści czas od zamy­słu, do cza­su jego reali­za­cji był znacz­nie dłuż­szy […] Podob­nie jak w przy­pad­ku wier­szy ist­nie­je kil­ka bru­lio­nów Sana­to­rium. Trzy z nich pisa­ne ołów­kiem są naj­bliż­sze wer­sji uzna­nej Wojacz­ka za osta­tecz­ną – mimo to zawie­ra­ją odmia­ny tek­stów pozwa­la­ją­ce uwa­żać wcze­sną pro­zę auto­ra Sana­to­rium za pierw­szy rzut tej para­au­to­bio­gra­fii”. Pierw­sza wer­sja Sana­to­rium – według rela­cji Kier­ca powsta­ła już w 1967 roku. Woja­czek ukoń­czył ją przed dwu­mie­sięcz­nym poby­tem w wię­zie­niu, pisząc „jed­nym cią­giem z obłę­dem w oczach i płu­cach” od wrze­śnia do paź­dzier­ni­ka ‘jakieś 60 stro­nic, chy­ba wię­cej niż mniej’ ”. Pro­zy mimo wstęp­nych dekla­ra­cji, a nawet pozy­tyw­nej recen­zji wewnętrz­nej, któ­rą miał napi­sać Jerzy Kwiat­kow­ski, wów­czas nie wyda­no. Woja­czek znał war­tość swo­je­go tek­stu (choć jesz­cze bez wer­sji osta­tecz­nej) i cze­kał na druk. Mówi o tym w przy­pi­sie, któ­ry umiesz­cza w Sana­to­rium: „Frag­ment podob­no uka­że się – gdzie – jesz­cze nie wia­do­mo”. Owszem, w pra­sie lite­rac­kiej już po śmier­ci Wojacz­ka były dru­ko­wa­ne, o co zabie­gał jesz­cze sam autor. Potwier­dza to choć­by „Pieśń pią­ta” w „Odrze” czy nekro­log w „Stu­den­cie”: „Kil­ka mie­się­cy temu skoń­czył swo­ją pierw­szą książ­kę pro­za­tor­ską – Sana­to­rium. Będąc nie­daw­no w Kra­ko­wie (miesz­kał we Wro­cła­wiu), przy­niósł nam jej frag­ment. Nie­ste­ty już nie docze­kał dru­ku, choć „Staj­nię” – taki tytuł nada­li­śmy wspól­nie z Rafa­łem temu frag­men­to­wi – zakwa­li­fi­ko­wa­li­śmy do następ­ne­go nume­ru. Żegna­my jed­ne­go z tych, co ode­szli za wcze­śnie, zosta­wia­jąc po sobie, nie­ma­łe nadzie­je, któ­re już nie będą zre­ali­zo­wa­ne”. (Co cie­ka­we sło­wo „staj­nia” nie poja­wia w Sana­to­rium ani razu).

6.

Co z nadzie­ją na wyda­nie Sana­to­rium? Co z potwier­dze­niem, że jest pro­za­ikiem? W liście z 1968 roku do Edwar­da Bal­ce­rza­na, któ­ry w „Nur­cie” opu­bli­ko­wał wów­czas jego kil­ka wier­szy, po raz kolej­ny powie: „dopie­ro dzi­siaj i to cał­kiem przy­pad­ko­wo dowie­dzia­łem się – że żyję. Ponie­waż są wier­sze – musi być autor”. Nie ma pro­zy – więc nie ma auto­ra? I tak i nie. Sana­to­rium – mimo inge­ren­cji cen­zu­ry wej­dzie jed­nak w skład Utwo­rów zebra­nych i będzie wyda­ne w 1976 roku. Jed­nak jako osob­ny tom pro­zy uka­że się dopie­ro w 2010 roku na 65. rocz­ni­cę uro­dzin Rafa­ła Wojacz­ka. Gdy­by więc trzy­mać się chro­no­lo­gii i mate­ma­tycz­nych wyli­czeń, maszy­no­pis cze­kał na wyda­nie 40 lat. Powo­dów tego zanie­dba­nia jest kil­ka. Tym, któ­ry prze­kre­ślał wszyst­kie szan­se na wzno­wie­nie powie­ści był jed­nak brak zgo­dy cór­ki i naj­bliż­szej rodzi­ny Wojacz­ka, któ­ra w tej w pro­zie zawsze widzia­ła nie­za­bliź­nio­ną ranę. Opo­wieść, w któ­rej sły­chać aż nad­to echa rodzin­nych awan­tur i oby­cza­jo­wych skan­da­li, – po ludz­ku – bola­ła. I to bola­ła na tyle moc­no, że walo­ry lite­rac­kie tek­stu, czy potrze­ba zadość­uczy­nie­nia życze­niom auto­ra nie była bra­na pod uwa­gę. O reha­bi­li­ta­cję Wojacz­ka jako pro­za­ika zabie­ga­ły wie­lo­krot­nie róż­ne wydaw­nic­twa, jed­nak bez skut­ku.

7.

Wyda­nie Sana­to­rium w opar­ciu o ory­gi­nal­ny maszy­no­pis z uwzględ­nie­niem odna­le­zio­nych nie­daw­no frag­men­tów (choć­by o ten nie­zwy­kle zabaw­ny, któ­ry uzu­peł­nia „Pieśń trze­cią”) jest fak­tem donio­słym, któ­ry trze­ba nale­ży­cie pod­kre­ślić. W tek­ście popra­wio­no daw­ne nie­do­cią­gnię­cia korek­tor­skie, sty­li­stycz­ne, uzu­peł­nio­no też sło­wa wycię­te przez cen­zu­rę. Zasta­na­wia­ją­cy i nie bez zna­cze­nia jest tak­że fakt, że z naj­now­sze­go wyda­nia znik­nę­ło mot­to Bau­de­la­ire­’a – „Praw­dzi­wy boha­ter bawi się sam”, inau­gu­ru­ją­ce „Pieśń pierw­szą” w Utwo­rach zebra­nych sprzed 34 lat. Układ for­mal­ny pozo­stał bez zmian. Sie­dem nume­rycz­nie upo­rząd­ko­wa­nych pie­śni, póź­niej „Na pro­gu”, „List do Kró­lo­wej Pol­ski”, „Kto powie­dział koniec świa­ta” dedy­ko­wa­ny Artu­ro­wi San­dau­ero­wi oraz „Przez ogień i wodę”. Wszyst­ko to zamknię­te w czar­ną okład­kę z pokie­re­szo­wa­ną lalecz­ką prze­bi­tą gwoź­dziem na wyso­ko­ści ser­ca.

Sana­to­rium pod redak­cją Bogu­sła­wa Kier­ca uka­zu­je się bez opra­co­wa­nia – co może, choć nie musi – sta­no­wić pewien zarzut. Edy­tor tek­stów Wojacz­ka wycho­dzi z zało­że­nia, że tekst obro­ni się sam i nie ma potrze­by zawę­żać czy wyja­śniać recep­cji tej pro­zy. Dowol­ność inter­pre­ta­cyj­na i zało­że­nie, iż zna­jo­mość wier­szy i bio­gra­fii Wojacz­ka nie jest lek­tu­ro­wo koniecz­na, nie­sie za sobą pew­ne ryzy­ko. Co z bowiem czy­tel­ni­kiem, któ­ry nie zna­jąc żad­nych omó­wień kry­tycz­nych czy opra­co­wań, po raz pierw­szy zapo­zna­je się z kano­nicz­nym tek­stem Wojacz­ka? Jak czy­tać Sana­to­rium dziś? – to koniecz­ne i zara­zem naj­bar­dziej kło­po­tli­we pyta­nie, jakie moż­na zadać.

8.

Sana­to­rium nie jest zwy­kłą książ­kę. Trze­ba patrzeć na nią – zwłasz­cza z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy – jako sze­ro­ko zakro­jo­ny pro­jekt lite­rac­ki. Pro­jekt total­ny, w któ­rym Woja­czek jawi się jako autor total­ny. I jako poeta, i jako pro­za­ik, i jako wła­sny bio­graf. Mamy więc w owym kon­cep­cie wszyst­ko to, na co i z cze­go skła­da się twór­czość miko­łow­skie­go auto­ra. Mamy praw­dzi­we­go boha­te­ra. Boha­te­ra, któ­ry nie dość, że sam bawi się lite­ra­tu­rą, to per­fid­nie zaba­wia się ze swo­im czy­tel­ni­kiem. Zwo­dzi go. Zawo­dzi. Nawią­zu­je do tra­dy­cji lite­rac­kiej i pod­wa­ża wszyst­kie arche­ty­picz­ne suge­stie. Spraw­dza na nim warian­ty swo­ich wier­szy, testu­je roz­wią­za­nia for­mal­ne, dozna­je olśnień i olśnie­wa­ją­co wszyst­ko prze­kre­śla. Pamię­ta i zapo­mi­na. Two­rzy i nisz­czy. Zmie­nia nar­ra­cję. Woja­czek mówi o Pio­trze w trze­ciej oso­bie, Piotr mówi o Wojacz­ku eks­po­nu­jąc „ja”. Przy­po­mnij­my wiersz o tytu­le „Sana­to­rium” wyda­ny w zbio­rze Resz­ta krwi w 1999 roku.

Tu role nie były dokład­nie przy­pi­sa­ne do osób
każ­dy brał co mu wygod­nie
[…]
Wła­ści­wie nikt się jesz­cze nie ujaw­nił
Jeże­li mówił kto
to tyl­ko ja

Czy rze­czy­wi­ście? W 1976 roku Kierc kon­sta­to­wał tak: „Moż­na by rzec o Wojacz­ku, że był fatal­nym czy­tel­ni­kiem swo­ich wier­szy. Sen­ty­men­tal­nie naiw­nym. Rów­nie naiw­nym, jak ci, któ­rzy – wbrew jego zamia­rom – z pod­nie­ce­niem i żywio­ło­wą apro­ba­tą – przyj­mo­wa­li spo­sób bycia boha­te­ra dru­ko­wa­nych frag­men­tów Sana­to­rium. Nie wąt­pi­li, że Piotr to Rafał Woja­czek. Nie myli­li się, choć Rafał Woja­czek był prze­ci­wień­stwem Pio­tra. Nie myli­li się, bo Rafał Woja­czek czy­tał o Pio­trze naiw­nie – ukła­da­jąc czy­tan­kę – jesz­cze zanim ją napi­sał”.

Jesz­cze ina­czej tę kwe­stię zary­so­wy­wał Bog­dan Prejs: „Boha­ter Sana­to­rium, Piotr Sobec­ki, to oso­ba, któ­rą dzię­ki szcze­gó­ło­wej i barw­nej cha­rak­te­ry­sty­ce pozna­je­my dosyć dokład­nie. Cały utwór jest wła­ści­wie jed­ną wiel­ką pre­zen­ta­cją tej utoż­sa­mia­nej z auto­rem posta­ci. Jedy­nie róż­ni­ca nazwisk spra­wia, iż nie jest to toż­sa­mość peł­na. Mimo tej misty­fi­ka­cji czy­tel­ni­cy nie wąt­pi­li, że Piotr to Rafał Woja­czek. Rze­czy­wi­stość przed­sta­wia się tak [jak wyżej] pisze Bogu­sław Kierc. […] Boha­ter był lite­rac­ką trans­for­ma­cją oso­by auto­ra, jed­no­cze­śnie jed­nak prze­ci­wień­stwem. Nasu­wa się w tym momen­cie pro­blem pisa­rza i jego lite­rac­kie­go sobo­wtó­ra, roz­dwo­je­nie dzie­ła i twór­cy”. Jed­no­cze­śnie Prejs wska­zu­je na isto­tę prze­ci­wień­stwa. Pole­ga ono w jego opi­nii nie na bra­ku toż­sa­mo­ści, lecz wyłącz­nie na sto­sun­ku i podej­ściu do wyko­ny­wa­nych czyn­no­ści. Powia­da tak: „Rafał jest ‘trzeź­wym’, lecz ‘bier­nym’ świad­kiem wyczy­nów Wojacz­ka, ten zaś jest czło­wie­kiem, z któ­rym utoż­sa­mia się cała twór­czość auto­ra Sezo­nu. Rafał jest pisa­rzem, Woja­czek daje dla tego pisar­stwa temat, a jed­no­cze­śnie jest jego śle­pym wyko­naw­cą. […] Trud­ność w usta­le­niu toż­sa­mo­ści ‘gło­su mówią­ce­go’ pogłę­bia fakt, że raz prze­ma­wia Rafał o Wojacz­ku, a raz Woja­czek o Rafa­le”.

Rację ma w jakiejś mie­rze Mar­cin Jurzy­sta pisząc, iż „Sana­to­rium koja­rzy się z cho­ro­bą, tera­pią, a w szer­szym kon­tek­ście może przy­wo­dzić na myśl rów­nież miej­sce odosob­nie­nia, izo­la­cję, samot­ność, śmierć. To miej­sce zamknię­te, swo­isty mię­dzy­świat, mię­dzy­czas, kawa­łek rze­czy­wi­sto­ści wyrwa­ny z cało­ści, prze­strzeń przej­ścio­wa i czas przej­ścio­wy, będą­ca zawsze pomię­dzy. To rów­nież prze­strzeń sztucz­na, sche­ma­tycz­na i wtła­cza­ją­ca w sche­mat tych, któ­rzy się w niej znaj­du­ją. To prze­strzeń, w któ­rej osa­dza swo­je­go boha­te­ra Woja­czek”. Sana­to­rium to nie sana­to­rium. Jawi się raczej jako czy­ściec, do któ­re­go tra­fia (bo prze­cież w koń­cu i tam tra­fić musi) mło­dy boha­ter. Pie­śni – któ­ry­mi for­mal­nie nazy­wa odsło­ny tej opo­wie­ści – to sko­wyt. Sko­wyt na mia­rę poema­tu Gins­ber­ga (stąd może ta autor­ska gene­alo­gia okre­śla­ją­ca Sana­to­rium jako poemat pro­zą). Woja­czek rów­nież roz­li­cza się z mitem. Mitem wła­snym, z mitem poko­le­nia, wresz­cie z mitem pol­skiej lite­ra­tu­ry i wro­cław­skie­go śro­do­wi­ska lite­rac­kie­go.

Jak zauwa­żał Bogu­sław Kierc w „Praw­dzi­wym życiu boha­te­ra” – „Pieśń czwar­ta” poświę­co­na jest nie­mal w cało­ści spra­wom lite­ra­tu­ry (poezji); zarów­no jej powin­no­ściom i powo­ła­niu, jak i osob­ni­kom zaj­mu­ją­cym się zadość­uczy­nie­niem swo­je­mu poczu­ciu bycia lite­ra­tem. Są w niej świet­ne por­tre­ty Jasnusz­ka (Sty­czeń), Toruń­skie­go (Sta­chu­ry), Zatycz­ki (Jana Czo­pi­ka-Leża­chow­skie­go) i pre­cy­zyj­nie uchwy­co­ne sytu­acje, zależ­no­ści, folk­lor bywal­ców „loka­lu arty­stów”. Loka­lu, w któ­rym – znaj­du­jąc się raczej niż bywa­jąc – Piotr (Rafał) tym dra­stycz­niej odczu­wał swo­ją samot­ność i nie­przy­sta­wal­ność do „psiar­ni”. Piotr rzy­ga­jąc pod­czas nabo­żeń­stwa odpra­wia­ne­go z udzia­łem (i wobec) Toruń­skie­go, nabo­żeń­stwa ku czci Toruń­skie­go z odczy­ty­wa­niem „arty­stycz­nie arty­ku­ło­wa­nym gło­sem” tek­stu Toruń­skie­go przez Zatycz­kę; Piotr pro­fa­nu­ją­cy tę litur­gię w tak ordy­nar­ny spo­sób ukon­kret­nia rela­cję same­go Rafa­ła Wojacz­ka do uro­jo­nych świę­to­ści. Choć ani za świę­tość, ani tym bar­dziej za uro­jo­ną nie miał Edwar­da Sta­chu­ry.

Nie ma potrze­by spie­rać się o for­mal­ną kla­sy­fi­ka­cję Sana­to­rium. Bo moż­na w nim widzieć i poemat (jak chciał­by Woja­czek) i trak­tat o samot­no­ści, i zwy­czaj­ną tra­gi­far­sę. Moż­na dys­ku­to­wać o jako­ści tej pro­zy, jej „czy­tel­no­ści” i oddzia­ły­wa­niu po latach na współ­cze­sne­go czy­tel­ni­ka. Moż­na mylić się w oce­nach. Zresz­tą – fatal­ny czy­tel­nik i fatal­na pomył­ka rów­nież są wpi­sa­ne w ten tekst. Trze­ba widzieć w Sana­to­rium sze­ro­ko zakro­jo­ny pro­jekt lite­rac­ki, któ­re­mu autor poświę­cił wie­le uwa­gi. Boha­ter Wojacz­ka wyje swo­je chro­po­wa­te pie­śni, pró­bu­jąc oca­lić pamięć. Modli się i rzy­ga. Zło­rze­czy i zakli­na. Sza­mo­ce się i klnie. Sko­wy­czy w czyść­cu. Szu­ka Kró­lo­wej Pol­ski. Jest na pro­gu. Szu­ka Boga? Szu­ka śmier­ci; węszy. Już wie, że to, co czai się za rogiem da mu pew­ność osta­tecz­ną. Pozwo­li pod­su­mo­wać wszyst­ko i roz­li­czyć.

„Cho­ciaż świa­do­my jestem jej śmiesz­no­ści i darem­no­ści, to jed­nak wypusz­cza­jąc dym i szcze­ka­jąc zęba­mi, zma­wiam odwiecz­ną modli­twę.”

Za chwi­lę znów poja­wi się postać ojca, mat­ki, bra­ta, cór­ki i wszyst­kich innych twa­rzy, na któ­re patrzył i z miło­ścią i z pogar­dą. W pamię­ci poja­wią się wszyst­kie skan­da­le i zanie­dba­nia tego sku­ry­wy­sy­na Wojacz­ka. W koń­cu wszyst­ko się zatrzy­ma i sta­nie. Wów­czas będzie mógł powie­dzieć to, co Miłosz, do któ­re­go rów­nież w swo­ich wier­szach nawią­zy­wał.

„- Kie­dy umrę, zoba­czę pod­szew­kę świata./ Dru­gą stro­nę, za pta­kiem, górą i zacho­dem słońca./ Wzy­wa­ją­ce odczy­ta­nia praw­dzi­we znaczenie./ Co nie zga­dza­ło się, będzie się zgadzało./ Co było nie­po­ję­te, będzie poję­te.”

O autorze

Konrad Wojtyła

Urodzony w 1979 roku – poeta, dziennikarz, krytyk literacki. Wiceprezes Fundacji im. Sławomira Mrożka. Publicysta Radia Szczecin. Wydał pięć tomów poetyckich; ostatnio: może boże (Lubuski Wawrzyn Literacki 2010) i Czarny wodewil (2013). W 2014 roku ukazała się jego książka Rewersy. Rozmowy literackie. Rok później przełożył z jidisz na polski nieznane wiersze Eliasza Rajzmana zebrane w tomie Mech płonący (2015). W latach 2005-2009 zastępca redaktora naczelnego kwartalnika literacko-filozoficznego [fo:pa]. Od 2012 do 2014 roku pierwszy redaktor naczelny pisma „eleWator”. Publikował m.in. w „Odrze”, „Twórczości”, „Portrecie”, „FA-arcie”, „Kresach”, „Śląsku”, „Arkadii”, „Pograniczach”, „Przeglądzie Polskim” (USA), „Radarze”, „Gazecie Wyborczej”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki, ukraiński i czeski.

Powiązania

Machina czasu

dzwieki / AUDYCJE Konrad Wojtyła Rafał Wojaczek

Audy­cja „Machi­na cza­su” Kon­ra­da Woj­ty­ły poświę­co­na twór­czo­ści i życiu Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

Obietnica na ciało i krew

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze e‑booka Kory Sto­ję, czu­ję się świet­nie, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 stycz­nia 2016 roku.

Więcej

Myśli do słów. Słowa do myśli.

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Esej Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Myśli do słów. Szki­ce o poezji Pio­tra Maty­wiec­kie­go.

Więcej

Gubione paradoksy

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Trzynaście impresji zza uchylonej kurtyny

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Esej Kon­ra­da Woj­ty­ły towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Sza­re świa­tło. Roz­mo­wy z Kry­sty­ną Miło­będz­ką i Andrze­jem Fal­kie­wi­czem Jaro­sła­wa Borow­ca.

Więcej

„Stracony na mocy nie ogłoszonego wyroku…”

debaty / książki i autorzy Konrad Wojtyła

Głos Kon­ra­da Woj­ty­ły w deba­cie „Czy Nobel zasłu­żył na Róże­wi­cza?”.

Więcej

Nie (wy)obrażać sobie za wiele…

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Pol­skie zna­ki Woj­cie­cha Bono­wi­cza.

Więcej

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Trop albo Trud. Na marginesie rozmów z Andrzejem Sosnowskim

recenzje / IMPRESJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Trop w trop Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Skowyt utraconej niewinności

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

O gubionych

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Anny Kału­ży, Bogu­sła­wa Kier­ca, Karo­la Mali­szew­skie­go, Edwar­da Pase­wi­cza, Toma­sza Puł­ki, Justy­ny Sobo­lew­skiej i Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

O Innym tempie

recenzje / NOTKI I OPINIE Jarosław Borowiec Konrad Wojtyła

Komen­ta­rze Sła­wo­mi­ra Kuź­nic­kie­go, Kon­ra­da Woj­ty­ły i Jaro­sła­wa Borow­ca.

Więcej

Klonowanie z pamięci

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki Woja­czek wie­lo­krot­ny.

Więcej

Bajka zrodzona w rytmie skurczów jelit

recenzje / ESEJE Anna Maślanka

Recen­zja Anny Maślan­ki z książ­ki Sana­to­rium Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

Apodyktyczne Sanatorium

recenzje / ESEJE Zuzanna Witkowska

Recen­zja Zuzan­ny Wit­kow­skiej z książ­ki Sana­to­rium Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

Ballada obsceniczna

recenzje / ESEJE Łukasz Saturczak

Recen­zja Łuka­sza Satur­cza­ka z książ­ki Sana­to­rium Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej