Powiedzieć, że Justyna Bargielska (rocznik 1977) to pisarka o ogromnym talencie poetyckim, to tak jakby nic nie powiedzieć. W jej twórczości, poza niesamowicie pociągającą osobliwością myśli, kryje się taka mnogość głosów, że nie sposób spośród nich wyłonić tych, które mogłyby opisać to niepowtarzalne zjawisko. Jedynym wyjściem jest bezgraniczne zanurzenie się w jej świecie.
Główną tendencją tego tomu nie jest, jakby się na pozór wydawało, igranie z czytelnikiem, bądź wodzenie go za nos, lecz uczynienie na potrzeby poezji światów wyobrażonych choć odrobinę realnymi, co w swym niewątpliwym mistrzostwie Justyna Bargielska postuluje przede wszystkim po to, by uzmysłowić czytelnikom, jak rażąco błędne jest dokonywane przez nich na co dzień pozbawianie otaczającego ich świata pierwiastka fikcji. W jej przekonaniu zrozumienie przychodzi dopiero wtedy, gdy uświadomimy sobie jego iluzoryczność i niedostępność. Dlatego dominuje tutaj okazywanie wrażliwości względem tego, co nadal żywe i tego, co musiało odejść, aby pojawiło się coś innego, znacznie wartościowszego. Stąd wiele wierszy z Nudelmana zawdzięcza swe istnienie prozaicznym sytuacjom, w których poetka słusznie dopatruje się – przez innych zupełnie ignorowanego – przejawu dysharmonii w świecie lub rozłamów w powszechnie przyjętych podziałach jako dowodów na istnienie sensu. W konsekwencji więc najczęściej Justyna Bargielska opiera się na wykazaniu, że język jest zbyt prześmiewczym w swej naturze tworem, aby można było za jego pośrednictwem ująć to, co zakodowane w myślach lub implikowane jest przez absurdalne zdarzenia, zupełnie przeczące przekonaniu o funkcjonowaniu świata w oparciu o prawa logiki.
Podmioty tych wierszy i angażowane przez nich postacie nie są charakteryzowane w kategoriach najczęściej przez nas wykorzystywanych, lecz za pośrednictwem opisu specyfiki ich relacyjności względem świata wykreowanego na kartach Nudelmana. Stąd wszystko, o czym tutaj przeczytamy, zdaje się tkwić gdzieś poza naszą percepcją, a poza tym wydaje się po prostu nie istnieć i tym samym kpić z rzeczywistości, w której wszystko dzielone jest na „jestem” i „mam”. Justyna Bargielska – jako pisarka, która jest do głębi przekonana o swojej odrębności na polskiej scenie poetyckiej – nie chce być głosem jakiejkolwiek generacji, gdyż pragnie wyrazić tylko siebie i swoje widzenie otaczającej ją przestrzeni, dlatego jej poetyka opiera się w głównej mierze na „magii” i pomysłowości. To właśnie te dwa czynniki sprawiają, że czytelnik tego tomu nigdy nie ma niepodważalnej pewności, co należy tutaj do fikcji lub realności, a co jest wypadkową zespolenia się wyobraźni poetyckiej z iluzją, jaką przekazuje nam wszechświat. Widać więc, że zdaniem Justyny Bargielskiej poezja ma w sobie coś z teatru, a szczególnie z właściwym mu bezpowrotnym zanurzeniem się w narzuconej roli i bezgranicznym wchłonięciem do swojej świadomości przedmiotów dotychczas zupełnie odrębnych, lecz teraz predestynowanych do stania się częścią duszy, jak czytamy w jednym z wierszy:
Są całe przedstawienia, w których tak naprawdę
grają tylko sznurki. To właśnie sznurki grają w większości przedstawień
i z całą pewnością grają w tym ostatnim.
Takie sformułowania pokazują, że życie w Nudelmanie to „chory eksperyment” – coś, co nie ma bezpośredniego sensu, między innymi przez brak celowości, gdyż dopiero jego wynik, poddany odpowiedniej obróbce za pomocą ściśle wystylizowanych pojęć, może dopiero przynieść jakiś użyteczny rezultat. Ten obraz poetka ponadto wspaniale dopełnia, na przykład zwróceniem naszej uwagi na dominację w tym wszystkim „wybierania”, jako czynności zmierzającej do odkrycia oporu stawianego podmiotowi przez rzeczywistość, która dobrze wie, że brak wyboru jest najkorzystniejszym dla niej rozwiązaniem. Nie ma tutaj jednak mowy o innych wymiarach percepcji. Justynie Bargielskiej w pełni wystarcza bowiem hipoteza o wielokrotności wszechświatów i przekonanie, że nie możemy przecież być sami w tym nieograniczonym horyzoncie. Umiejscawiając siebie na takim stanowisku czyni również ze swojej poezji głos niezwykle wyraziście artykułujący pytanie, które dotąd nigdy nie zostało w tak dosadny sposób wyrażone w literaturze: dlaczego człowiek jest tak ograniczony, by nie powiedzieć głupi, że poszerzając swoją wiedzę o kosmosie nieustannie liczy na to, iż ewentualnie odkryte istnienie będzie wiernym odzwierciedleniem jego wybrakowanych wizji? Z tej pozycji bardzo blisko jest zaś do mówienia o ideologiach, które w Nudelmanie są nie tyle czymś zniewalającym, co w pełni zapośredniczającym ludzki ogląd świata, który pod ich wpływem nie jest zawężany, lecz umiejscawiany wśród zupełnie błędnie skonstruowanych pryzmatów. W tym właśnie poetka dopatruje się przyczyn braku istnienia w ramach jakiegokolwiek dyskursu kwestii autodestrukcyjnych pragnień człowieka, które opierają swe istnienie na tym, że wszystko to, czego dotyczą, jest zupełnie opozycyjne względem tego, co rzeczywiście się spełnia. To zaś uzmysławia nam, że prawda, kultywowana przez wszystkich, zupełnie ją nie interesuje – dla niej o wiele bardziej pociągające są poszczególne „klisze” jej wyobraźni o fotograficznej pamięci. Dlatego nie waha się posługiwać obrazami ekscytującymi czytelnika, lecz celowo pozbawionymi korelatów w jego świecie. Wszystko to prowadzi do pytania rzecz jasna ironicznego, lecz do głębi przemyślanego i rozjaśniającego wiele niepewności: „Czy wydaję się wam bardziej zrozumiała (…)?”.
Główną ideą tomu Justyny Bargielskiej jest to, że człowiek jest intruzem w świecie, co tutaj przewrotnie implikuje sobą konieczność zastanowienia się, czy otaczająca nas przestrzeń będzie nadal istniała po naszym odejściu i czy istnienie nie jest konceptem jakiegoś abstrakcyjnego bytu:
Bóg wdrożył procedurę mojego ratunku.
(…)
I kołysząc się, opadać lub, przeciwnie, nurkować.
Ginąć szybko lub wolno, lecz zawsze ku górze.
Wszystko to jednak – jak zgodnie stwierdzają podmioty wierszy z Nudelmana – jest nieweryfikowalne, nawet za pomocą poezji, która może tylko zwrócić uwagę na zachwianie równowagi lub metaforyczne pęknięcie na nieboskłonie, gdyż nie jest w stanie powiązać skutku z przyczyną. W świetle tego poetka – dążąc do zrozumienia – koncentruje się na konfrontowaniu siebie z polskością, która w jej przekonaniu zupełnie nie przystaje do współczesnego świata, jako miejsca zupełnie pozbawionego jakiejkolwiek rytualności i mającego tendencję do scalania się z otoczeniem kosztem indywidualności. Dostrzeżenie tego ostatniego zjawiska w większości z tych wierszy doprowadza do podejmowania licznych prób wytyczenia granicy pomiędzy człowieczeństwem i zwierzęcością, co w konsekwencji determinuje pojawienie się tutaj niepewności, pomieszania pojęć i przede wszystkim zupełnego niezdecydowania względem tego, co tak naprawdę oznacza fakt bycia człowiekiem oraz łudzenie się, że to wszystko nie działa w oparciu o instynkt samozachowawczy i nie jest marnowanie potencjału dostępnych narzędzi poznawczych:
Całe cywilizacje
utrzymują się obecnie z tantiem
z mojego patentu na deszcz, ale nadal nie wiem,
co sobie myślałeś, kim dla ciebie byłam,
dokąd teraz idziesz, gdzie jest miejsce przeszłości
i czy naprawdę należę do gatunku,
który powinien choć próbować czerpać tlen z powietrza.
Jak widać, Justyna Bargielska z właściwą sobie gracją lawiruje pomiędzy realizmem a abstrakcją, dzięki czemu tak silna jest tutaj dominacja homonimów, której celem jest zarysowanie rozdziału pomiędzy znaczeniami ściśle zakorzenionymi w tekście, a tymi uzyskanymi przez czytelnika na drodze konkretyzacji. Tym samym na próżno szukać tutaj wewnątrz utworu jakichkolwiek powiązań pomiędzy poszczególnymi pojęciami – wszystko jest wyodrębnione, by w subtelny sposób zakreślać przy kolejnych lekturach coraz to nowe horyzonty pojmowania. W Nudelmanie najbardziej kusząca jest więc owa otwartość. Nie ma tutaj żadnego „tabu”, gdyż Justyna Bargielska w każdym przejawie istnienia stara się dopatrzeć jakiegoś pierwiastka poszukiwanej przez siebie quasi-prawdy, co dzięki jej zjawiskowemu talentowi sprawia, że bez względu na to, iż będziemy tutaj czytać o doświadczeniach nam obcych (macierzyństwo, kobiecość, małżeństwo), to zawsze będą one w mistrzowski sposób zawoalowane i w konsekwencji i tak odnajdziemy w tym wszystkim coś nam bliskiego lub odpowiadającego potrzebie chwili. W gruncie rzeczy najczęściej opiera się to na kwestii poszukiwania określeń stanów pozostających gdzieś poza nami, gdyż pojęcia w świecie Bargielskiej są pozbawione „jakości” wizualnych, zatem życie w Nudelmanie to przede wszystkim przeżywanie, a nie przemierzanie przestrzeni skupione na opisywaniu czegoś, co można określić mianem „fizycznego”:
Śmierć jest taka,
i taka, i taka, i taka. W nagłych wypadkach
narysuj drzwi, ale cokolwiek zrobisz,
jak się przygotujesz, musisz pamiętać,
że śmierć jest taka, i taka,
i taka
też.
Oprócz tego emanuje z tych wierszy chęć rozwikłania tajemnicy języka i działających w jego ramach słów, które swą niesamowitą siłę czerpią z przekonania ludzi o tym, że wypowiedzenie ich pociąga za sobą fakt wyartykułowania czegoś, co może być prawdziwe. W tym właśnie poetka doszukuje się osaczenia człowieka, polegającego na braku w jego umyśle imperatywu oddzielenia sfery wiary od pewności, co jest konieczne na przykład w chwili zastanawiania się nad tym, jak możliwe jest istnienie okrucieństwa w świecie „wybranym”, czyli hipotetycznie zdominowanym przez ideę dobra i opartym na harmonii przeciwieństw, a zatem przeciwnym do przestrzeni, w której życie staje się wartością materialną i podlegającą rynkowej wycenie. To prowadzi zaś do tego, że każda z hipotez ukrytych w tych wierszach zdaje się mieć proweniencję oniryczną, jakby Justyna Bargielska nie wierzyła rzeczywistości, która wciąż ją zwodzi swymi „kryzysami”:
Z balkonu taty widać wszystkie budynki,
oprócz niektórych – tych, w których ja mieszkam.
Troszkę rzeczywiście pogrążam się w obłędzie,
ale skoro wysechł potok, nad którym się ukrywałam,
to pomyśl, jak długo musiałam się ukrywać?
Nudelman to tom wybitny, nie mający sobie równych w mówieniu o rzeczach trudnych, które dziś pomijane są przez wielu uznanych pisarzy. Każdy spośród nich może zazdrościć Justynie Bargielskiej wrażliwości w procesie infiltracji świata.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie Biblioteka Młodego Człowieka http://szelestkartek.pl/2015/07/26/cale-zycie-stoje-pod-futryna-a-dwa-razy-nawet-nia-bylam-bo-jedyne-co-widze-to-siewcy-z-klockow-lego-czasem-w-polu-po-prawej-czyli-intymnosc-w-starciu-z-demis/. Dziękujemy Autorowi za wyrażenie zgody na ponowną publikację.