znowu śnił mi się ten chłopiec
kiedyś należący do ciebie a dziś obcy
jak winylowe płyty w ziemi
nierozliczone są przedmioty i zostawione
książki – twój tatarkiewicz i trzy czarne koszule
noszone pod spód jak przysłowiowa dusza
(we wnętrzu mam nieczystości sok z cierpkich
nasion) nic nas nie tłumaczy z rozpadu
cichych rozmów o zmarłych i zdrad
ukrywanych jak prezent dla dziecka
(maszynista widząc człowieka na torach
przyspiesza – czy postąpię inaczej wiedząc
że nie byłaś uczciwa) śnił mi się ten chłopiec
nie przedstawił się i trzymał cię za rękę
nic więcej
Jeśli się pisze, żeby nie mówić, to komentowanie własnego wiersza sprawia wyjątkową trudność, tym bardziej, że w tym wierszu obnażam się ze swoimi snami i przetrzymywanymi przedmiotami. Odkąd zapisuję sny, prócz faktu, że dysponuję ciekawym materiałem, mam więcej neuroz i myśli o pochodzeniu koszmarów – ich zapisanie tylko konstytuuje najgorsze ze snów, jak w tym przypadku, kiedy powtórne przyjście onirycznego niechcianego gościa, z którym mam o wiele więcej wspólnego, niżbym chciał, jest okazją do rozrachunku z własną podświadomością. Winylowe płyty to obraz jak z surrealistycznego obrazu, a pochodzi z Biskupina – dzielnicy, w której mieszkam: na placu zabaw dzieci grały w piłkę, ale zamiast tradycyjnych plecaków w miejsce bramek miały wbite w ziemię winylowe płyty (Abba? Modern Talking?). Po byłej dziewczynie przetrzymuję trzy czarne koszulki (jedna z logo Placebo, druga z the Music, ale nie obnoszę się) i komplet Historii Filozofii Tatarkiewicza, jakbym wierzył, że ich oddanie wyssie ze mnie wspomnienia. Oczywiście Państwo nie wiedzą i się nie dowiedzą, o co tu chodzi naprawdę, o jakie romanse i dramaty, ale proszę mi wierzyć, że od tego wiersza chłopiec przychodzi rzadziej, a ja coraz częściej powtarzam sobie – to tylko sen. Nic więcej.
eskapizm
jestem z tobą ale tęsknię za kimś innym
znów gnicie zębów i ucieczki na północ
(mimo że tutaj bóg od dwóch dni bawi się
styropianem) tanie loty do skandynawii
coraz dalsze rejterady i żal trwały jak pamięć
będziemy tęsknić – nie zapomnimy chwil
kiedy jak czas krzepła krew i rzeki
pokrywały się lodem (jak opłatkiem
czy sercem bezbronnego zwierzęcia
łamaliśmy się krą) w twoich ustach jest pełnia
smutku a powtarzano: dziewczyno nie płacz
przy chłopcach – od nich bije zimno i odkłada się
jak łój w palcach (pamiętają czego oczy nie widziały)
po lodzie niesie się martwa fala
i weźmie cię albo zrzuci
Warto czasem usłyszeć coś bardzo bolesnego, żeby napisać wiersz. Warto było słuchać całą zimę jednej, ckliwej piosenki (Moto Boy – „I Miss You Baby”) i być drugoplanowym bohaterem ślicznego filmu o eskapizmie, z pięknymi aktorkami, dekoracjami i niezłym scenariuszem. Dużo śniegu, łzy, tanie linie lotnicze i ślady stóp na Odrze pokrytej lodem. Możesz wyjechać, ale nie ma gwarancji, że będzie dokąd wracać.
O autorze
Bartosz Sadulski
Ur. 1986. Poeta, dziennikarz. Autor arkusza poetyckiego artykuły pochodzenia zwierzęcego (2009) oraz tomów wierszy post (2012) oraz tarapaty (2016). Za pierwszy z nich był nominowany w 2013 roku do Nagrody Literackiej Silesius w kategorii „debiut”. Wiersze publikował między innymi w Lampie, Odrze, Gazecie Wyborczej, Chimerze i antologii Połów. Poetyckie debiuty 2010. Autor przewodników po Malcie i Bornholmie. Mieszka we Wrocławiu.
Zapis dyskusji wokół książki Tadeusza Różewicza Kup kota w worku z udziałem Marty Podgónik, Karola Pęcherza, Bartosza Sadulskiego i Przemysława Witkowskiego.
Rozmowa Bartosza Sadulskiego z Anną Wasilewską, towarzysząca premierze książki Morze Karaluchów, wydanej w przekładzie Anny Wasilewskiej i Haliny Kralowej w Biurze Literackim 28 listopada 2016 roku.
Recenzja Bartosza Sadulskiego z książki Wniebowstąpienie Ziemi Zuzanny Ginczanki, która ukazała się 5 marca 2014 roku w portalu książki.onet.pl.
Debata „Wokół ‘Kup kota w worku (work in progress”) z udziałem Karola Pęcherza, Marty Podgórnik, Bartosza Sadulskiego i Przemysława Witkowskiego.
Czasem trafiały się zestawy oryginalne, świadczące o gotowości, ale także o zdolności do podjęcia ryzyka przez autora, zdarzało się to sporadycznie, zresztą nie spodziewałem się odwrotnych proporcji, i to właśnie owe zestawy stanowiły dla mnie punkt odniesienia…