recenzje / KOMENTARZE

Przewodnik po osobistym wyborze przekładów klasyka słoweńskiego nadających się do czytania dzisiaj

Katarina Šalamun-Biedrzycka

Autorski komentarz Katariny Šalamun-Biedrzyckiej, towarzyszący wydaniu książki Otona Župančiča Kielich upojenia, w wyborze, przekładzie i z posłowiem Katariny Šalamun-Biedrzyckiej, która ukazała się w Biurze Literackim 15 czerwca 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Czy war­to, by rów­nież dzi­siej­szy mło­dy zbun­to­wa­ny czło­wiek czy­tał kla­sy­ków? War­to. Bo mimo tylu róż­nic w cza­sie i zewnętrz­nych uwa­run­ko­wa­niach, wewnętrz­ny obraz poety, jeśli był on na tyle sil­ny, że zawład­nął na jakiś czas wyobraź­nią swo­jej wspól­no­ty (naro­du), jest uni­wer­sal­ny, w swo­jej isto­cie powta­rzal­ny w każ­dej następ­nej sil­nej indy­wi­du­al­no­ści.

Župa­nčič miał to szczę­ście, że stwo­rzo­no mu bez­piecz­ne, peł­ne czu­ło­ści dzie­ciń­stwo, że for­mo­wał się w jako tako ure­gu­lo­wa­nym pań­stwie pra­wa, że mógł roz­wi­jać się w kon­tak­cie z całą euro­pej­ską kul­tu­rą i że był już dosta­tecz­nie ufor­mo­wa­ny, kie­dy przy­szło mu odgry­wać rolę ducho­we­go przy­wód­cy naro­du. Przyj­rzy­my się więc jego dro­dze życio­wej, na razie na tyle, na ile moż­na wyczy­tać z prze­kła­dów wybra­nych do tej książ­ki.

 A więc naj­pierw dom – dość zamoż­na rodzi­na kup­ca na (jesz­cze) idyl­licz­nej wsi:

Two­ja ręka, mój ojcze, pięk­no zie­mi przede mną otwie­ra­ła
i zasło­ny przy­ro­dy – cud za cudem – odsła­nia­ła;
ty pło­dy na polach poka­zy­wa­łeś, pro­wa­dzi­łeś do lasu,
tłu­ma­czy­łeś tajem­ne gło­sy wśród drzew i krza­ków;
wie­dzie­li­śmy, gdzie gniaz­da kosów, gdzie droz­dów,
gdzie nim­fy leśne, gdzie wod­nik wśród wodo­ro­stów.

Na świę­te­go Grze­go­rza – ojcze, pamię­tasz? – ptasz­ki się żeni­ły,
w żywo­pło­cie za szkol­nym ogro­dem rado­wa­ły się, piły;
my dwaj słu­cha­li­śmy… „Sły­szysz «żyw-żyw»?
To zna­czy «niech żyje» – teraz druż­ba zdro­wie mło­dej wypił”.
A kie­dy orszak wesel­ny stam­tąd, ćwier­ka­jąc, wyru­szył,
lek­ko mnie potrą­ci­łeś i rze­kłeś: „Szu­kaj!”.

I – prze­peł­nio­ny tym wesel­nym świer­go­tem,
dzi­wiąc się jesz­cze, w prze­stra­chu – pod­sze­dłem do żywo­pło­tu,
a tu, patrz, pod malut­kim krzacz­kiem gra­bo­wym –
peł­no babe­czek, cia­ste­czek, fig, cukier­ków kawo­wych.
„Czy już nie wró­cą?” „Nie, to wszyst­ko ci zosta­wi­ły
za to, że je kar­mi­łeś w zimie, teraz zwró­ci­ły ci”.

Od razu prze­zna­czo­ny do szkół, żywo bio­rą­cy udział w każ­dej ini­cja­ty­wie lite­rac­kiej, cza­sem nie­le­gal­nej (bo monar­chia austro-węgier­ska mia­ła dość sil­ną cen­zu­rę), ale rów­nież jako pięt­na­sto- czy szes­na­sto­let­ni chło­pak wyła­do­wy­wał swój talent poetyc­ki w wier­szach dla dzie­ci, np. w takim:

Niedź­wiedź z mio­dem

Skocz no, bra­cie, złap niedź­wie­dzia!
– A dla­cze­go? –
Skradł nam gar­nek z mio­dem prze­cież!
– A dla­cze­go? –
Jego małe cho­dzą głod­ne.
– A dla­cze­go? –
Nie zakwi­tły krzacz­ki polne.
– A dla­cze­go? –
Boją się wypu­ścić kwia­ty.
– A dla­cze­go? –
Mogą wró­cić śnie­gu zaspy.
– A dla­cze­go? –
Wiatr z pół­no­cy jesz­cze hula.
– A dla­cze­go? –
Bo nie prze­wiał ten z połu­dnia.
– A dla­cze­go? –
Inna była wola nie­ba!
– Bra­cie, aj:
woli nie­ba słu­chać trze­ba.
Niech połu­dnie wygra z mro­zem,
niech już wio­sna tu zago­ści,
niech zakwit­ną wszyst­kie krzacz­ki,
niech naje­dzą się misiacz­ki:
wte­dy zła­pię go co tchu
i odbio­rę gar­nek mu! –

(Albo może przy­wo­łaj­my – na pra­wach cyta­tu – jesz­cze jeden podob­ny wiersz, któ­ry w prze­kła­dzie Igo­ra Siki­ryc­kie­go Marian Pie­chal zamie­ścił w Anto­lo­gii poezji sło­weń­skiej w roku 1973 – wszyst­kie inne prze­kła­dy w tym „Prze­wod­ni­ku” są oczy­wi­ście moje – K.Š.-B.:

Zło­to we wsi Błot­no

Przy­szli kup­cy z tala­ra­mi
żar­tem do wsi Błot­no, wierz­cie,
i na ryn­ku pośród bło­ta
zosta­wi­li gar­nek zło­ta,
potem dalej, haha, wierz­cie,
wierz­cie, kup­cy z tala­ra­mi.

Przy­szli ślep­cy z cepi­ska­mi
żar­tem do wsi Błot­no, wierz­cie,
i zagrzmia­ło łupu-cupu,
aż ten gar­nek się roz­łu­pał,
potem dalej, haha, wierz­cie,
wierz­cie, ślep­cy z cepi­ska­mi.

Przy­szli głup­cy ze szkop­ka­mi
żar­tem do wsi Błot­no, wierz­cie,
wnet rzu­ci­li się na zło­to
i wdep­ta­li zło­to w bło­to,
potem dalej, haha, wierz­cie,
wierz­cie, głup­cy ze szkop­ka­mi.

Przy­szła kur­ka kra­sno­piór­ka
żar­tem do wsi Błot­no, wierz­cie,
całe bło­to prze­czła­pa­ła,
całe zło­to wydzio­ba­ła,
potem dalej, haha, wierz­cie,
wierz­cie, kur­ka kra­sno­piór­ka.

A zebra­ni Błot­ni­cza­nie
jed­no­gło­śnie rze­kli, wierz­cie,
że ta kur­ka wkrót­ce potem
będzie nio­sła jaj­ka zło­te,
i pić poszli, haha, wierz­cie,
ci zebra­ni Błot­ni­cza­nie.)

Świat jest więc uło­żo­ny, a zresz­tą teraz naj­waż­niej­sze są przy­go­dy miło­sne, głę­bo­kie zako­cha­nia i znów roz­cza­ro­wa­nia; prze­wa­ża­ją afir­ma­tyw­ne unie­sie­nia, dla­te­go w pierw­szej czę­ści niniej­sze­go zbio­ru daje­my ciem­niej­szą stro­nę na sam koniec (tyl­ko dwa takie wier­sze). (Oprócz wła­snych prze­kła­dów w czę­ści tej zamie­ści­łam też dwa prze­kła­dy powsta­łe na kan­wie już prze­ło­żo­nych tek­stów, dla­te­go tam doda­łam nazwi­ska ich pierw­szych tłu­ma­czy).

Jeśli cho­dzi o dru­gą i trze­cią część książ­ki, to war­to nad­mie­nić, że w roz­bu­dza­niu zachwy­tów waż­na jest rów­nież natu­ra („Zło­te ran­ki!”), aż tu jed­nak nagle naj­waż­niej­szy sta­je się bunt spo­łecz­ny:

Ojczy­zno nasza, kto cię kocha dziś,
ten musi kochać z czar­nym gnie­wem w duszy:
kto nie nauczył się powta­rzać klisz
słów uro­czy­stych, świę­te chra­my burzy;
kto nie chce kłam­stwa bał­wo­chwal­czo czcić,
ten jest jak drze­wo cho­re w cza­sie suszy.
Patrz, śmiesz­na maska, mał­pia twarz,
bogi­ni to wol­no­ści u nas znak!

Dwu­dzie­sto­dwu­let­ni stu­dent umiesz­cza tę kry­ty­kę spo­łe­czeń­stwa w swo­jej „odzie do mło­do­ści”, to zna­czy w wier­szu napi­sa­nym z oka­zji set­nej rocz­ni­cy uro­dzin swo­je­go poprzed­ni­ka – „wiesz­cza naro­do­we­go” Fran­ce Pre­še­re­na (1800–1849) [1]. Nie tra­ci jesz­cze swo­je­go polo­tu, mimo bole­sne­go cio­su, jakim była dla nie­go utra­ta przy­ja­cie­la – poety Josi­pa Mur­na (z poetyc­kim przy­dom­kiem Alek­san­drov – ten doda­tek do jego nazwi­ska brał się z sil­nej wte­dy w Sło­we­nii pan­sło­wiań­skiej mody).

W pią­tej czę­ści książ­ki zamiesz­czo­ne są reflek­syj­ne wier­sze Župa­nči­ča, zawie­ra­ją­ce już dużą dozę gory­czy, ale cią­gle w duchu mot­ta:

Kochaj­my ten prze­klę­ty świat –
Kaj­fa­szem, kto jest prze­ciw!

(Rów­nież w tej czę­ści jest wsta­wio­ny wiersz prze­ło­żo­ny przez dwo­je tłu­ma­czy, z powo­du jego waż­no­ści dla syl­wet­ki ducho­wej nasze­go auto­ra, ale też ze wzglę­du na koniecz­ność zmia­ny wymo­wy pierw­szych dwóch strof pier­wot­ne­go tłu­ma­cze­nia, bo były nie­zgod­ne z ory­gi­na­łem).

Waż­ne jest cią­głe przy­glą­da­nie się ludziom, cza­sem poeta ma chęć poucza­nia ich (napi­sał mnó­stwo wier­szy dla dzie­ci, z cza­sem dla swo­jej trój­ki, i – o dzi­wo – te pio­sen­ki wca­le się nie sta­rze­ją), cza­sem chciał­by wszyst­kich po pro­stu roz­we­se­lić, ale po tym lek­kim inter­mez­zo umie­ści­łam część, gdzie autor ana­li­zu­je przede wszyst­kim same­go sie­bie – jako poetę, nie­za­leż­ne­go twór­cę. Tu zaś poja­wia się pro­blem jego powią­zań z ojczy­zną – im dłu­żej był poza nią, tym sil­niej­szą czuł więź (patrz cały utwór „Pocią­giem” i świe­tli­ste par­tie w „Sło­weń­skiej pie­śni”). W związ­ku z tym Župa­nčič coraz sil­niej odczu­wa pro­blem sło­weń­skiej emi­gra­cji eko­no­micz­nej z począt­ku XX wie­ku: jed­na trze­cia milio­no­we­go naro­du opu­ści­ła wte­dy swój kraj. Dla­te­go po łagod­nym wstę­pie („Łód­ka”) umie­ści­łam potęż­ną epi­kę powią­za­ną z tym pro­ble­mem (zaty­tu­ło­wa­łam ten utwór – z powo­du jego powa­gi – „Sło­weń­ska pieśń”, cho­ciaż w ory­gi­na­le wystę­pu­je tyl­ko jako „Duma” – tytuł wziął poeta z ukra­iń­skiej nazwy pie­śni).

A po tym macie w książ­ce jesz­cze tyl­ko obraz nie­szczęść, jakie spa­dły na ludz­kość (pierw­sza woj­na świa­to­wa) i ostat­ni wiersz z koń­ca dru­giej woj­ny świa­to­wej. Waga tego napi­su do dzi­siaj przy­po­mi­na rolę (cen­tral­ną), jaką odgry­wał nasz autor w mię­dzy­woj­niu. Župa­nčič już nigdy (miej­my nadzie­ję) nie będzie zaj­mo­wał takie­go miej­sca (miej­sca „wiesz­cza”) we wspól­no­cie sło­weń­skiej, ale na zawsze pozo­sta­nie ener­gia, jaką wło­żył w swo­je naj­lep­sze wier­sze. Takie, pod­czas czy­ta­nia któ­rych odczu­wa­my praw­dzi­wość opi­su chwil twór­czych, jaki nam poeta sam (w pew­nej roz­mo­wie) prze­ka­zał:

Świat jest wte­dy olbrzy­mią kla­wia­tu­rą i jeśli naci­śniesz i zapy­tasz: „Jesteś tam?” – odpo­wie ci w dźwię­ku duch: „Jestem!”. Im więk­szy jest arty­sta, tym bar­dziej roz­le­gła kla­wia­tu­ra, i jeśli był­by on napraw­dę dosko­na­ły, grał­by mu cały świat.

A teraz jesz­cze inne dane z jego życio­ry­su

Oton Župa­nčič uro­dził się w roku 1878 w małej miej­sco­wo­ści na sło­weń­sko-chor­wac­kim pogra­ni­czu (brat mat­ki był chor­wac­kim poetą). Kra­ina ta (nazwa­na Bia­łą Kra­iną od bar­wy stro­jów regio­nal­nych) była wręcz legen­dar­na ze wzglę­du na pie­lę­gno­wa­nie pie­śni i tań­ców ludo­wych, jak rów­nież z powo­du poczu­cia humo­ru jej miesz­kań­ców. Gim­na­zjum Oton roz­po­czął w miej­sco­wo­ści Novo Mesto (będą­cym dla tej kra­iny czymś jak­by Nowy Targ dla Pod­ha­la), ale już w roku 1891 rodzi­na prze­nio­sła się do Lubla­ny. Tu nasz boha­ter uczył się w liceum, udzie­la­jąc się po dro­dze spo­łecz­nie wśród chrze­ści­jań­skich socja­li­stów, lite­rac­ko zaś dzia­łał w taj­nych sprzy­się­że­niach i dru­ko­wał wier­sze w cza­so­pi­smach. Po matu­rze (1896) przez sześć lat stu­dio­wał w Wied­niu histo­rię i geo­gra­fię, w roku 1903 był przez pół roku pro­fe­so­rem lice­al­nym w Lubla­nie, a potem nauczy­cie­lem domo­wym synów sło­weń­skie­go poli­ty­ka i wybit­ne­go pisa­rza Iva­na Tavča­ra. W tym roku (1904) wyszedł już jego dru­gi tomik poetyc­ki (Čez planPrzez rów­ni­ny) i pierw­szy zna­czą­cy prze­kład Szek­spi­ra (póź­niej prze­tłu­ma­czył jesz­cze dzie­sięć dra­ma­tów tego auto­ra i cały sze­reg dzieł kla­sy­ków świa­to­wej pro­zy).

W związ­ku z wyda­niem pierw­sze­go tomi­ku poety Čaša opoj­no­sti – Kie­lich upo­je­nia (było to pięć lat wcze­śniej) zro­bię dygre­sję i przy­po­mnę parę fak­tów z tam­te­go burz­li­we­go okre­su. W roku 1899 mia­no­wi­cie opu­bli­ko­wał swój debiut poetyc­ki rów­nież póź­niej­szy słyn­ny pro­za­ik i dra­ma­turg Ivan Can­kar (1876–1918) – jego Ero­ty­ka w dużej mie­rze zosta­ła spa­lo­na przez ówcze­sne­go bisku­pa lublań­skie­go, ja zaś przy­to­czę tu, co pisa­łam 40 lat temu o tym „wybu­chu sił twór­czych tzw. sło­weń­skiej moder­ny”:

Ogra­nicz­my się tyl­ko do kil­ku naj­ogól­niej­szych uwag: a zatem że w sło­weń­skiej lite­ra­tu­rze tuż przed wystą­pie­niem gene­ra­cji moder­ni­stów było źle, zaścian­ko­wo i patrio­tycz­nie, że mło­dych przed­sta­wi­cie­li tej gene­ra­cji, uro­dzo­nych w dru­giej poło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych, napa­wał „głę­bo­ki wstręt” (wyra­że­nie I. Can­ka­ra) do wszyst­kie­go, co sta­re, i że „rwa­li się” w świat, w wyni­ku cze­go póź­niej­si histo­ry­cy lite­ra­tu­ry będą mogli pisać o euro­pe­iza­cji lite­ra­tu­ry sło­weń­skiej w tym okre­sie. Oczy­wi­ście moż­na było­by podejść ze zro­zu­mie­niem rów­nież w sto­sun­ku do okre­su poprzed­nie­go, sta­rać się wyja­śnić momen­ty, któ­re go uwa­run­ko­wa­ły i w oczach twór­ców tego okre­su uspra­wie­dli­wia­ły „nie­eu­ro­pej­skość” ich lite­ra­tu­ry (powsta­wa­nie nowo­cze­sne­go naro­du sło­weń­skie­go z mas chłop­skich, wal­ki naro­do­wo­ścio­we z eks­pan­sją nie­miec­ką, jak rów­nież z wła­sny­mi wyż­szy­mi war­stwa­mi, już zupeł­nie zniem­czo­ny­mi, co spo­wo­do­wa­ło pod­kre­śla­nie ele­men­tu ple­bej­skie­go wśród Sło­weń­ców, itd.). Ale, przyj­mu­jąc punkt widze­nia następ­nej gene­ra­cji, tzn. moder­ni­stów, może­my tyl­ko stwier­dzić, że mło­dzi wszyst­kich tych „uspra­wie­dli­wień” już nie akcep­to­wa­li. Mło­da gene­ra­cja uwa­ża­ła, że nale­ży włą­czyć się do Euro­py bez „tary­fy ulgo­wej”, bazu­ją­cej na dotych­cza­so­wej odmien­no­ści roz­wo­ju spo­łe­czeń­stwa sło­weń­skie­go, i dla­te­go wal­czy­ła ze „sta­ry­mi”, prze­dłu­ża­ją­cy­mi „dzie­cię­cy” wiek wła­sne­go naro­du w okre­sie nowe­go samo­okre­śle­nia [2].

Cho­dzi­ło tu przede wszyst­kim o słyn­ną czwór­kę wyjąt­ko­wych talen­tów, oprócz Can­ka­ra i Župa­nči­ča nale­że­li do niej jesz­cze przed­wcze­śnie zmar­li na sucho­ty Dra­go­tin Ket­te (1876–1899) i Josip Murn (1879–1901). Ten ostat­ni już wcze­śniej żegnał się z życiem i jak­by prze­czu­wał swo­ją śmierć, np. w wier­szu „Śnieg”:

Bez koń­ca padasz, drob­ny śnie­gu,
nad cichym lasem i pola­ną,

gdzieś tam jan­cza­ry, w szyb­kim bie­gu,
znów cisza tu, mil­cze­nie za mną.

Cóż moc i czas – po co mi dan?
Co było – w śnie­gu pogrze­ba­ne!
co będzie – jak ta cicha darń
bez koń­ca tu, bez koń­ca za mną.

Poeta ten, jak­by na anty­po­dach wita­li­stycz­ne­go Župa­nči­ča, był para­dok­sal­nie (rów­nież tu w prze­ci­wień­stwie do nie­go) już na wskroś dwu­dzie­sto­wiecz­ny, jak naj­bar­dziej włą­cza­ją­cy się we współ­cze­sne kie­run­ki poetyc­kie. A o tym, w jaki spo­sób – rów­nież w innych dzie­dzi­nach – czwór­ka ta była powią­za­na ze wszyst­kim, co się wte­dy w Euro­pie dzia­ło, niech nam zaświad­czy np. taki wiersz Iva­na Can­ka­ra:

Uro­czy­stość w War­sza­wie

Na odsło­nię­cie pomni­ka Mic­kie­wi­cza, w roku 1898

Nie poru­szy­ły się niczy­je war­gi,
nie spły­nę­ła żad­na łza;
nad pol­ską zie­mią legła śmierć.

Naród jest mar­twy,
spo­wi­ty w całun.
Oczy głę­bo­kie zga­szo­ne,
ręce na pier­siach sple­cio­ne,
na policz­kach czar­na krew.

Naród jest mar­twy –
w bagne­ty car­skie opra­wio­ny,
przez zbi­rów cara oto­czo­ny
na okrwa­wio­nych marach leży.

Przez jed­ną tyl­ko, jed­ną krót­ką chwi­lę –
na marach posąg mar­mu­ro­wy drgnął
i uśmiech­nę­ły się policz­ki bla­de,
i zatrzę­sły war­gi mar­twe,
na chwi­lę oczy się roz­war­ły,
głę­bo­kie i pło­ną­ce oczy…

Popły­nę­ły pie­śni nad lasa­mi
i zwy­cię­skie, dum­ne gło­sy
pod­nio­sły się z mil­cze­nia śmier­tel­ne­go.

Naród jest mar­twy.
Całun go dusi,
oczy głę­bo­kie zga­szo­ne,
ręce na pier­siach sple­cio­ne,
na policz­kach czar­na krew.
Lecz pod cału­nem pie­śni roz­brzmie­wa­ją
i głę­bo­kie rany krwa­wią,
i zra­nio­ne ser­ca ocze­ku­ją…

Nie poru­szy­ły się niczy­je war­gi –
strze­laj­cie w tę śmier­tel­ną ciszę!
Hej, jak tam się zaci­ska­ją pię­ści,
jak dum­nie błysz­czą oczy –
niczym tysią­ce zro­szo­nych mie­czy!

Wiersz ten – o ile wiem – jesz­cze nigdy nie został wydru­ko­wa­ny po pol­sku, ja go prze­tłu­ma­czy­łam, kie­dy przy­go­to­wy­wa­łam swo­ją anto­lo­gię 25 poetów i poetek od Pre­še­re­na do Uro­ša Zupa­na, lecz potem w niej Can­ka­ra nie zamie­ści­łam [3]. Wystę­pu­je on jed­nak w Anto­lo­gii poezji sło­weń­skiej zbio­ro­we­go autor­stwa wyda­nej w Osso­li­neum w roku 1973, i to z dwo­ma prze­kła­da­mi. (Tu – słusz­nie co do roli w histo­rii poezji sło­weń­skiej – Župa­nčič ma 14 prze­kła­dów, tuż za Pre­še­re­nem, któ­ry ma 37 wier­szy i prze­kład poema­tu; prze­ści­gnął go – też słusz­nie – tyl­ko Sre­čko Koso­vel).

Wróć­my jed­nak do dro­gi życio­wej Oto­na Župa­nči­ča. Zacy­tu­ję tu frag­ment książ­ki o nim wybit­ne­go kry­ty­ka Josi­pa Vid­ma­ra:

W roku 1905 wyje­chał do Pary­ża, gdzie dużo zaj­mo­wał się sztu­ka­mi pla­stycz­ny­mi, ale już w tym samym roku wró­cił do Wied­nia, gdzie pozo­stał do jesie­ni 1907 roku. Wte­dy stał się wycho­waw­cą mło­de­go hra­bie­go Man­fre­da Atem­sa i żył w tej ary­sto­kra­tycz­nej rodzi­nie, z kil­ko­ma prze­rwa­mi, w Wir­tem­ber­gii, Vorarl­ber­gu i Bawa­rii do roku 1910. W tym cza­sie powstał jego trze­ci tomik poetyc­ki Samo­go­vo­ri(Roz­mo­wy z samym sobą).

Wyszedł on w roku 1908, razem ze słyn­ną „Dumą”. W książ­ce Vid­ma­ra czy­ta­my: „Pod koniec roku 1910 poeta na sta­łe wró­cił do Lubla­ny, gdzie na począt­ku zara­biał na życie tłu­ma­cze­nia­mi”. Przez rok był potem dyrek­to­rem arty­stycz­nym teatru w tym mie­ście, a póź­niej pro­wa­dził archi­wum miej­skie. W tym cza­sie zało­żył rodzi­nę, a w okre­sie woj­ny wydał trze­ci i czwar­ty tomik prze­pięk­nych wier­szy dla dzie­ci, któ­re są do dzi­siaj wyda­wa­ne w nie­zli­czo­nych nowych wyda­niach. W roku 1920 wró­cił na sta­no­wi­sko dyrek­to­ra teraz Sło­weń­skie­go Naro­do­we­go Teatru, wydał nowy tomik poetyc­ki i zaj­mo­wał cen­tral­ne miej­sce w kul­tu­rze sło­weń­skiej aż do wybu­chu nowej woj­ny. Przez jego popar­cie par­ty­zant­ki wyzwo­leń­czej (rów­nież wier­sza­mi dru­ko­wa­ny­mi pod pseu­do­ni­ma­mi) utrzy­mał je aż do śmier­ci w roku 1949.

A teraz będzie cie­ka­wost­ka:

Zacho­wał mi się egzem­plarz lice­al­ne­go cza­so­pi­sma, któ­re wyda­wa­ła moja kla­sa w sło­weń­skim Koprze w latach 1957–1961. W pierw­szym nume­rze ostat­nie­go roku moż­na prze­czy­tać trzy tek­sty na zada­ny temat: „Co mi powie­dział Župa­nčič?”. Oto parę wyryw­ków:

W poezji Župa­nči­ča każ­de sło­wo, meta­fo­ra, sym­bol przy­wo­łu­je świa­tło, któ­re czło­wie­ka wcią­ga w cza­ro­dziej­ski krąg tęsk­no­ty za pięk­nem (…) wyra­ża­jąc żywą życio­wą moc (…).

Vali Gla­vič

Jego pieśń jest Wol­no­ścią samą, wia­rą w Życie, w Słoń­ce, któ­re nigdy nie zaj­dzie. (…) Spójrz na kowa­la walą­ce­go mło­tem w kowa­dło! Spójrz na rol­ni­ka orzą­ce­go pod palą­cym słoń­cem; na wędrow­ca łyka­ją­ce­go suchy kurz; na ryba­ka (…); na gór­ni­ka pocą­ce­go się głę­bo­ko pod zie­mią; spójrz uważ­nie na wszyst­kich ludzi, któ­rych spo­ty­kasz w życiu! Co widzisz?

W każ­dym z nich jest Župa­nčič i jego pieśń!

Edvin Pohlen

 Autor­ka tego posło­wia zaczę­ła swój tekst w cza­so­pi­śmie cyta­tem z książ­ki już wspo­mnia­ne­go Josi­pa Vid­ma­ra: „O ile uboż­sza była­by świa­do­mość nas i wszyst­kich naszych potom­ków bez pło­mien­ne­go prze­ka­zu ducha Župa­nči­ča!” – i w dal­szym cią­gu oczy­wi­ście rów­nież wyra­ża­ła swój zachwyt nad tą poezją. Ale dla­cze­go wyda­je mi się to cie­ka­we? Nie tyl­ko dla­te­go, że powyż­sze wypo­wie­dzi poka­zu­ją, jak wte­dy trak­to­wa­no w szko­łach Sło­we­nii tego poetę. Cie­ka­we jest też to, że była to ta sama szko­ła, do któ­rej (rok wyżej niż wymie­nie­ni) cho­dził wybit­ny poeta Tomaž Šala­mun (1941–2014). Póź­niej autor ten, dzi­siaj zna­ny na całym świe­cie, oczy­wi­ście bun­to­wał się prze­ciw­ko kul­to­wi sło­weń­skie­go „wiesz­cza”, ale w jego poezji moż­na odkryć nie­je­den „župa­nči­čow­ski” ślad, choć­by w takim wier­szu (napi­sa­nym na prze­ło­mie lat 1980/81 w Mek­sy­ku i wyda­nym w tomi­ku Soy reali­dad, Koper 1985) [4]:

Do głu­chych bra­ci

Zmę­czy­ły mnie wasze mdłe nie­bio­sa.
(…)
Jaka to siła nie pozwa­la na roz­kwit?
Gułag w pod­dań­czych gło­wach sze­rzą­cy się niczym rak?
Boga noszę w ser­cu i roz­da­ję go
jak wodę tym, któ­rzy już dłu­go nie pili.
(…)
Nie pozwo­lę, abym wszę­dzie mógł być
wol­ny, tyl­ko w swo­ich rodzin­nych stro­nach
miał paść w pustą, wysu­szo­ną czerń.
Nie jestem cyni­kiem, jestem poetą, pro­ro­kiem.
Odcho­dzę ze swo­im życiem tam, gdzie jestem.
Nie udu­szą mnie wasze sie­ci,
(…)
Nie zachwie­ję się, nie upad­nę tak jak Can­kar.
Nie zmie­nią mnie w ste­ryl­ną mszę, jak wyświę­ci­li Župa­nči­ča.
Moim żywio­łem jest morze, jeśli nie macie go, ja wam je
dam.

Moim żywio­łem powie­trze, zabi­te, zatru­te,
już oczysz­czo­ne.
Choć był­bym jedy­ny, w któ­rym oddy­cha wol­ność,
nie pod­dam się.
(…)
Dusza jest wiecz­na, nie wie­cie o tym.
Ja wam to powie­dzia­łem.
Ta prze­strzeń prze­trwa tyl­ko strasz­li­wym
wysił­kiem nas wszyst­kich.
(…)

Lepiej jeden żywy, któ­ry będzie świad­czyć o swo­im upo­je­niu i
mękach, niż ta lep­ka gala­re­ta
Hade­su, któ­ry nie jest już nawet cie­niem śla­du
żywych ludzi i wypro­sto­wa­ne­go
cza­su, któ­ry oddy­cha rów­nież pod
tą zie­mią, nad tymi
nie­bio­sa­mi, tyl­ko trze­ba mieć kły, zęby,
i ude­rzyć z łaską bogów
w sam śro­dek tego tchórz­li­we­go losu, aby się ktoś
obu­dził i usły­szał.

Gra­cias a la vida, que me ha dado tan­to.

I jesz­cze doda­tek (dla tych, co w opu­sie poety kła­dą nacisk na świa­dec­two cza­su)

Owszem, Župa­nčič ma dużo, i to waż­nych, wier­szy o krzyw­dzie spo­łecz­nej (takich jak słyn­na „Žebl­jar­ska” o wyzy­sku robot­ni­ków albo wiersz „Głód”), pisał i o bie­dzie wygnań­ców, i o cier­pie­niu w cza­sie woj­ny, ale jest to poezja spo­za obec­ne­go moje­go wybo­ru oso­bi­ste­go. Wyda­je się jed­nak na tyle zna­czą­ca, że tu doda­ję dwa wier­sze, w któ­rych poeta zachę­cał roda­ków do okre­ślo­ne­go zada­nia. Pierw­szy utwór doty­czy roz­ma­chu Sło­weń­ców kil­ka lat przed pierw­szą woj­ną świa­to­wą, dru­gi powstał pod­czas dru­giej, a współ­au­to­rem ich prze­kła­du jest Miłosz Bie­drzyc­ki.

Pieśń kowa­li

My, ilu nas jest kowa­li, będzie­my wszy­scy kuć,
wyku­wać nasze ser­ca i cha­rak­te­rów moc;
jak nasze dusze dźwię­czą, nie­chaj wychwy­ci słuch –
po co?
Bo może spod mło­tów ode­zwie się głos
ser­ca, co będzie w nim szcze­ry spiż,
że będzie śpie­wać, przy­zy­wać jak dzwon,
i wokół nie­go zbie­rze­my się wszy­scy…

My wszy­scy: czar­ni gór­ni­cy z Idrii, Trbo­vl­ja,
z hut Gorenj­ski, z Kapli, Boro­vl­ja,
bia­li kamie­nia­rze z Nabre­ži­ny,
spa­le­ni słoń­cem ryba­cy z Devi­nu,
pół­na­dzy doke­rzy z Trie­stu – armia
jak gdy­by pro­sto spod dłu­ta rzeź­bia­rza –
wy, tka­cze od kro­sen, gar­ba­rze,
co w smro­dzie garb­ni­ków spę­dza­cie dnie,
mły­na­rze, co mie­li­cie codzien­ny chleb,
mura­rze z Renč, sto­la­rze z Šen­tvi­du,
drwa­le, kopa­cze tor­fu z Igu,
ty, co orzesz i sie­jesz, i pocisz się razem z wołem,
i ty, co z win­nic Sty­rii przy­sy­łasz nam wina sło­dycz,
i ty, zece­rze z oło­wiem w płu­cach i gasną­cy­mi ocza­mi,
fli­sa­ku, co pew­nie ste­ru­jesz pomię­dzy wira­mi,
gadu­ło z Vipa­vy, mil­kli­wy dzier­żaw­co z Meda­ny,
wy wszy­scy, co wie­cie, jak cią­żą kaj­da­ny,
i jesz­cze wy, uważ­nie w przy­szłość wsłu­cha­ni,
ster­ni­cy łodzi ku hory­zon­tom bez gra­nic…

Dla­te­go będzie­my, kowa­le, kuć,
twar­do kuć, w napię­ciu natę­żać słuch,
by nie był mię­dzy nami nie­roz­po­zna­ny,
gdy przyj­dzie czas,
gdy wzej­dzie dzień,
że wsta­nie, pode­rwie się młot­nik, młot­nik mocar­ny z nas…

Poeto, znasz swój dług?

Poeto, znasz swój dług?
Czy ci zabra­kło słów,
że mil­czysz niczym grób?
Wydo­bądź z sie­bie pieśń,
pieśń na dzi­siej­szy dzień,
byśmy pod­ję­li śpiew.

Znam, o znam swój dług,
żar roz­sa­dza pierś;
niech się z moich ust
wydrze wil­czy zew;
sta­nę na gór­skim szczy­cie,
stąd niech ma pieśń popły­nie.

Na szczy­cie Meža­kli sta­nę,
zawy­ję pieśń w głu­chej ciszy,
Krim, Ble­gaš ją posły­szą

i dołą­czą echa­mi.
Wszyst­kim ją wia­trom powtó­rzę –
któ­ryś ponie­sie ją na Pogó­rze.

Śpie­waj, góro, lesie,
niech się łoskot nie­sie;
ludu głod­ny, bosy,
razem pod nie­bio­sy
daw­ne pra­wa roz­gła­szaj­my,
wyjąc, sro­gi czas prze­trwaj­my.

Wró­ci jesz­cze wio­sna,
jesz­cze ser­ca wzro­sną;
sta­nie wil­czy chór
w bły­sku nagich kłów:
przej­dziem głę­bie Sawy, Dra­wy,
tan myśli­wym spra­wim krwa­wy!


Przy­pi­sy:
[1] Wer­se­ty te sta­ły się tak popu­lar­ne, że jeden z nich wsta­wi­łam w usta Dzien­ni­ka­rza w prze­kła­dzie Wese­la Wyspiań­skie­go, by dra­mat ten tro­chę „zesło­we­nić”.
[2] Tekst ten został prze­dru­ko­wa­ny nie­daw­no w: Kata­ri­na Šala­mun-Bie­drzyc­ka, Wśród sło­weń­skich i pol­skich auto­rów, Kra­ków 2018.
[3] Jest tam oczy­wi­ście bar­dzo dużo tek­stów Pre­še­re­na, a Župa­nčič ma nastę­pu­ją­ce tytu­ły: „Sło­weń­ska pieśń”, „Dies irae”, „Noc­ny psalm” i „Męż­czy­zna na szczy­cie”.
[4] Po pol­sku wiersz ten uka­zał się w jed­nym z tomi­ków moich prze­kła­dów tego auto­ra: Strasz­ne świę­ta, Kra­ków 1996.

 

belka_2

O autorze

Katarina Šalamun-Biedrzycka

Urodzona w 1942 roku w Lublanie. Tłumaczka oraz badaczka współczesnej literatury polskiej i słoweńskiej, autorka 8 tomów esejów i rozpraw historycznoliterackich, również dotyczących tematów translatologicznych. Studiowała slawistykę na uniwersytetach w Lublanie, Zagrzebiu i Krakowie. Po ukończeniu studiów pracowała na Uniwersytecie Jagiellońskim jako lektorka języka słoweńskiego, a następnie jako literaturoznawczyni w Instytucie Słowianoznawstwa PAN. W lat 80. zmuszono ją do przyjęcia statusu „wolnego strzelca”. Bibliografia jej przekładów z literatury słoweńskiej i polskiej – od Kochanowskiego, przez Wyspiańskiego, Gombrowicza, Schulza do Tomaža Šalamuna oraz licznych poetów słoweńskich i polskich – obejmuje, oprócz 32 książek przekładów i wspomnianych książek autorskich, dalsze 533 pozycje bibliograficzne i znajduje się w jej ostatniej książce: Wśród słoweńskich i polskich autorów. Rozprawy i artykuły (Kraków 2018).

Powiązania

O poezji wchodzącej w kontakt z energią życia…

wywiady / o książce Karol Maliszewski Katarina Šalamun-Biedrzycka

Roz­mo­wa Karo­la Mali­szew­skie­go z Kata­ri­ną Šala­mun-Bie­drzyc­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun-Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Kielich upojenia (2)

utwory / zapowiedzi książek Katarina Šalamun-Biedrzycka Oton Župančič

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Kielich upojenia (1)

utwory / zapowiedzi książek Katarina Šalamun-Biedrzycka Oton Župančič

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Książki z Biura: Odcinek 13 Kielich upojenia

nagrania / między wierszami Miłosz Biedrzycki Oton Župančič

Trzy­na­sty odci­nek cyklu Książ­ki z Biu­ra. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­no w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

O poezji wchodzącej w kontakt z energią życia…

wywiady / o książce Karol Maliszewski Katarina Šalamun-Biedrzycka

Roz­mo­wa Karo­la Mali­szew­skie­go z Kata­ri­ną Šala­mun-Bie­drzyc­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun-Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Serdeczny złotnik świata

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun- Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Kielich upojenia (2)

utwory / zapowiedzi książek Katarina Šalamun-Biedrzycka Oton Župančič

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej

Kielich upojenia (1)

utwory / zapowiedzi książek Katarina Šalamun-Biedrzycka Oton Župančič

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Oto­na Župa­nči­ča Kie­lich upo­je­nia, w wybo­rze, prze­kła­dzie i z posło­wiem Kata­ri­ny Šala­mun Bie­drzyc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2020 roku.

Więcej