Wiersze miłosne, cd.
utwory / zapowiedzi książek Adrienne RichFragment zapowiadający książkę 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, która ukaże się w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim.
WięcejFragmenty eseju Adrienne Rich w przekładzie Aleksandry Kamińskiej opublikowanego w książce 21 wierszy miłosnych, wydanej w Biurze Literackim 11 lipca 2016 roku.
III
Zdecydowałam się na użycie terminów „egzystencja lesbijska” i „przestrzeń lesbijska”, bo samo „lesbijstwo” ma kliniczne i ograniczające konotacje. „Egzystencja lesbijska” sugeruje jednocześnie historyczny fakt obecności lesbijek oraz nasz ciągły wysiłek wkładany w nadawanie jej znaczenia. Zgodnie z moim zamierzeniem termin „przestrzeń lesbijska” powinien obejmować całe spektrum – w obrębie życia pojedynczej kobiety, ale także w perspektywie historii – doświadczenia związków pomiędzy kobietami, nie zawężając ich jedynie do faktu, że dana kobieta odbywała stosunek z inną kobietą lub świadomie o nim fantazjowała. Jeśli poszerzymy znaczenie tego pojęcia tak, by obejmowało ono także wiele innych form pierwotnej intensywności kobiecych związków, na przykład dzielenie się bogactwem swojego życia wewnętrznego, jednoczenie się przeciwko męskiej tyranii czy udzielanie oraz otrzymywanie praktycznego i politycznego wsparcia, jeśli uda nam się usłyszeć echa tego terminu także w takich związkach wyrazowych jak „opór przeciwko małżeństwu” i w „opornym” zachowaniu opisanym przez Mary Daly (określenie to sugeruje przykładowe skojarzenia: „upór”, „niedawanie się kontrolować”, „niepokorność”, „kobieta nieulegająca zalotom mężczyzny”) [1], zaczyna do nas docierać, jak wielkie obszary kobiecej historii i psychologii pozostawały poza naszym zasięgiem wskutek przyjęcia ograniczonych, głównie klinicznych, definicji „lesbijstwa”.
Egzystencja lesbijska oznacza przełamanie tabu i odparcie narzuconego stylu życia. Stanowi również pośredni lub bezpośredni atak na męskie prawo dostępu do kobiet. Ale jest też czymś więcej, choć w pierwszej chwili zapewne najłatwiej jest ją odczytać jako akt oporu, formę buntu wobec patriarchatu. Oczywiście obejmuje także izolację, brak samoakceptacji, załamania, alkoholizm, samobójstwa i przemoc kobiet wobec innych kobiet – błędem byłoby idealizować sytuację, w której kocha się i działa wbrew wszystkiemu oraz pod groźbą ciężkich kar. Dodatkowo (w przeciwieństwie do na przykład żydów czy katolików) lesbijki są skazane na życie bez szansy na poznanie własnej tradycji, poczucia ciągłości i podbudowy społecznej. Niszczenie świadectw, pamiątek i listów dokumentujących lesbijską rzeczywistość trzeba uznać za poważne narzędzie narzucania kobietom heteroseksualności, bo przecież ukrywa się przed nami w ten sposób nie tylko poczucie winy, samooszukiwanie i ból, ale także radość, zmysłowość, odwagę i poczucie wspólnoty [2].
Na przestrzeni historii lesbijkom odbierano możliwość politycznego zaznaczenia swojej obecności, „włączając je” w dyskurs polityczny jako żeńską wersję męskiego homoseksualizmu. Zrównywanie egzystencji lesbijskiej z męskim homoseksualizmem tylko dlatego, że obie grupy są prześladowane, oznacza wymazywanie kobiecego doświadczenia po raz kolejny. Owszem, część egzystencji lesbijskiej historycznie wiąże się z faktem, że swego czasu pozbawione zaplecza zwartej społeczności kobiet lesbijki dzieliły życie społeczne i cele polityczne z gejami. Są jednak między tymi grupami pewne rozbieżności: kobietom brakuje przywilejów ekonomicznych i kulturowych dostępnych mężczyznom; istnieją też jakościowe różnice dotyczące związków kobiecych i męskich, takie jak na przykład praktyka anonimowego seksu czy wyraźny ageizm dyktujący standardy atrakcyjności wśród gejów. W moim odczuciu doświadczenie lesbijskie to, podobnie jak macierzyństwo, doświadczenie do głębi kobiece, zawierające w sobie specyficzną formę opresji, znaczenia i możliwości, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dopóki wrzucamy je do jednego worka z innymi formami egzystencji stygmatyzowanymi ze względów seksualnych. Tak jak określenie „rodzic” pozwala rozrzedzić specyfikę i istotę bycia rodzicem, który jest tak naprawdę matką, podobnie termin „osoba homoseksualna” służy zamazywaniu tych granic, którym powinniśmy się uważnie przyglądać i które mają kluczowe znaczenie dla feminizmu oraz wolności wszystkich kobiet.
Tak więc gdy termin „lesbijstwo” podlega patriarchalnym definicjom, warunkującym ograniczające, kliniczne konotacje, przyjaźń i partnerstwo pomiędzy kobietami oddziela się od erotyki, ograniczając tym samym tę sferę. Jednak kiedy poszerzamy spektrum tego, co określamy jako egzystencję lesbijską, w miarę wyznaczania przestrzeni lesbijskiej, zaczynamy dostrzegać erotykę w relacjach pomiędzy kobietami – postrzeganą nie jako coś ograniczonego do określonej części ciała, czy nawet do ciała w ogóle, lecz jako pozacielesną energię, którą Audre Lorde opisuje jako wszechobecną w wymiarze „dzielenia radości, czy to fizycznej, czy to psychicznej bądź emocjonalnej”, a także dzielenia pracy; jako dodającą siły radość, za sprawą której „w coraz mniejszym stopniu jesteśmy skłonne akceptować bezsilność i inne narzucone stany, które są nam z natury obce, takie jak rezygnacja, rozpacz, samoponiżanie, depresja czy samookłamywanie się” [3]. (…)
Jeśli weźmiemy pod uwagę możliwość, że wszystkie kobiety (…) funkcjonują w przestrzeni lesbijskiej, możemy dostrzec, że my same raz wchodzimy w jej obręb, raz się zeń wymykamy – i to niezależnie od tego, czy identyfikujemy się jako lesbijki, czy nie.
Dopiero mając to na uwadze, możemy połączyć ze sobą tak różne aspekty kobiecej tożsamości jak gwałtowne, boleśnie bliskie przyjaźnie zawierane przez ośmio- czy dziewięciolatki oraz związki dwunasto- i piętnastowiecznych kobiet nazywanych beginkami, które „dzieliły domostwa, wynajmowały je sobie nawzajem i zapisywały je w spadku współmieszkankom (…) w tanich, dzielonych domach w rzemieślniczych dzielnicach” i które „same praktykowały chrześcijańską cnotę, ubierając się i żyjąc w sposób prosty, nie wchodząc w związki z mężczyznami”, zarabiając na życie jako prządki, piekarki czy pielęgniarki lub prowadząc szkoły dla panien. Dopóki Kościół nie nakazał im zaprzestać działalności, udawało im się unikać zarówno małżeństw, jak i ograniczeń klasztornego życia [4]. Te kobiety z kolei możemy powiązać ze słynnymi „Lesbijkami” z kobiecej szkoły skupionej wokół Safony w VII wieku przed naszą erą, sekretnymi żeńskimi stowarzyszeniami na amerykańskich uniwersytetach i spółdzielniami tworzonymi przez Afrykanki, a także chińskimi grupami wsparcia kobiet zawiązanymi dla oporu wobec przymusu małżeństwa: ich członkinie odmawiały zgody na ślub lub, jeśli już do niego doszło, nie zgadzały się na skonsumowanie małżeństwa i rychło porzucały swoich mężów. Były to jedyne kobiety w Chinach wolne od praktyki bandażowania stóp, a do tego, jak pisze Agnes Smedley, cieszyły się z narodzin córek i organizowały skuteczne strajki pracownic w tkalniach jedwabiu [5]. Dzięki takiemu myśleniu możemy powiązać i porównać ze sobą odległe od siebie przypadki oporu wobec zamążpójścia: na przykład zestawić strategie, jakimi dysponowała Emily Dickinson, biała geniuszka żyjąca w XIX wieku, z tymi, jakie miała na podorędziu Zora Neale Hurston, czarna geniuszka żyjąca w wieku XX. Dickinson nigdy nie wyszła za mąż; nawiązywała bliskie intelektualne przyjaźnie z mężczyznami, prowadziła z wyboru odludne życie w domu swojego ojca w Amherst i przez całe życie słała żarliwe listy do swojej szwagierki Sue Gillbert oraz – w nieco mniejszej liczbie – do przyjaciółki, Kate Scott Anthon. Hurston wyszła za mąż dwukrotnie, ale za każdym razem szybko odchodziła od męża; wywalczyła sobie drogę z Florydy do Harlemu i Uniwersytetu Columbia, a następnie aż na Haiti, by ostatecznie powrócić na Florydę. Oscylowała między wsparciem białych sponsorów i biedą, doświadczając zarówno zawodowych sukcesów, jak i porażek. Wszystkie trwałe relacje w jej życiu łączyły ją z kobietami, poczynając od matki. Obydwie kobiety, w ramach zupełnie innych warunków życiowych, opierały się małżeństwu i koncentrowały na pracy i własnym wnętrzu; obydwie uznano później za „apolityczne”. Obie garnęły się do mężczyzn o ponadprzeciętnym intelekcie, jednak dla obydwu to kobiety stanowiły źródło nieprzemijającej fascynacji i napęd do życia.
Tak długo jak przyjmujemy heteroseksualność za jedyną naturalną i emocjonalną skłonność kobiet, życiorysy takie jak te uznawane są za formę dewiacji, patologię bądź objaw emocjonalnego czy zmysłowego upośledzenia. (…) Gdy jednak zmienimy optykę i weźmiemy pod uwagę zakres oraz metody narzucania kobietom heteroseksualnych „preferencji”, możemy nie tylko zrozumieć na nowo znaczenie pojedynczych biografii, lecz także dostrzec fakt centralny dla historii kobiet: kobiety od zawsze sprzeciwiały się męskiej tyranii. Feminizm w działaniu – czasem, choć nie zawsze uzupełniony teorią – dochodził do głosu w każdym momencie dziejów i w każdej kulturze. Dopiero z tą perspektywą możemy analizować walkę kobiet z własną bezsilnością i ich radykalny opór, nie tylko w definiowanych przez mężczyzn „konkretnych sytuacjach buntu” [6], ale też we wszystkich innych kontekstach, których męskie ideologie nie postrzegają jako powiązanych z oporem, takich jak brak zgody niektórych kobiet na posiadanie dzieci, w czym – z wielkim osobistym ryzykiem – pomagają im inne kobiety [7]; a także ich odmowę kreowania wyższego standardu życia czy rozrywki dla mężczyzn (…). Zaczynamy dostrzegać zachowania, zarówno w historii, jak i we własnym życiu, które dotąd były pomijane bądź źle interpretowane; zachowania, które są równoznaczne – biorąc pod uwagę siłę nacisków w przeciwnym kierunku działających w danym czasie i miejscu – z otwartą rebelią. Możemy też powiązać te bunty i konieczność ich podnoszenia z fizycznym pożądaniem kobiety przez kobietę, które jest centralnym elementem egzystencji lesbijskiej: zmysłowością, stanowiącą najbardziej brutalnie wymazywany aspekt kobiecego doświadczenia.
Heteroseksualność narzuca się kobietom zarówno siłą, jak i podprogowo. A jednak wszędzie na świecie kobiety stawiają jej opór, nierzadko kosztem fizycznych tortur, więzienia, zabiegów psychochirurgicznych, ostracyzmu społecznego i dotkliwej biedy. „Przymusowa heteroseksualność” została w 1976 roku zakwalifikowana jako jedna ze „zbrodni wobec kobiet” przez Międzynarodowy Trybunał do spraw Zbrodni Przeciwko Kobietom z siedzibą w Brukseli. Poniższe dwa świadectwa pochodzące z dwóch różnych kultur pokazują, do jakiego stopnia prześladowanie lesbijek wciąż pozostaje rozpowszechnioną na świecie praktyką. Raport z Norwegii głosi:
Lesbijka mieszkająca w Oslo trwała w nieudanym heteroseksualnym małżeństwie, więc zaczęła przyjmować środki uspokajające, co zaowocowało umieszczeniem jej w placówce, gdzie została poddana leczeniu i rehabilitacji (…). Kiedy podczas terapii grupowej wyznała, że sądzi, że jest lesbijką, lekarz zapewnił ją, że to nieprawda. Oznajmił , że widział to w jej oczach. W jego opinii miała oczy kobiety marzącej o odbyciu stosunku ze swoim mężem. W efekcie została poddana „terapii kanapowej”: umieszczono ją w ciepłym pomieszczeniu i położono nago na łóżku, a jej mąż przez godzinę próbował (…) podniecić ją seksualnie (…). Pomysł opierał się na założeniu, że dotyk zawsze miał kończyć się stosunkiem. Pacjentka tymczasem czuła coraz mocniejszą awersję. Wymiotowała i czasem uciekała z pokoju, by uniknąć tej formy „terapii”. Im bardziej nalegała, że jest lesbijką, tym brutalniejsze stawały się przymusowe stosunki. Terapia trwała przez około pół roku. Kobieta uciekła ze szpitala, ale została doprowadzona z powrotem. Uciekła ponownie. Więcej już tam nie wróciła. Wreszcie zdała sobie sprawę, że przez sześć miesięcy była poddawana gwałtom.
Raport z Mozambiku:
Muszę żyć na emigracji, bo nie chcę wyprzeć się faktu, że jestem lesbijką i że moje najważniejsze związki są – zawsze będą – zawierane z kobietami. W nowym Mozambiku lesbijstwo uważa się za relikt kolonializmu i spadek po rozwiązłej zachodniej cywilizacji. Lesbijki są wysyłane do ośrodków rehabilitacji, gdzie poprzez samokrytykę uczą się, co powinny o sobie myśleć i jak się zachowywać (…). Jeżeli wyrzeknę się swojej miłości do kobiet, wyrzeknę się siebie, mogę powrócić do kraju i dołączyć do ekscytującej i ciężkiej walki o odbudowę mojego narodu, w tym także walki o emancypację kobiet w Mozambiku. Obecnie albo grozi mi pobyt w ośrodku, albo muszę pozostać na emigracji. [8]
Nie można też zakładać, że kobiety takie jak te, biorące udział w badaniu Carroll Smith-Rosenberg, które wyszły za mąż i żyły w małżeństwie, lecz wciąż były głęboko zanurzone w świecie kobiecych emocji i pasji, „preferowały” czy „wybrały” opcję heteroseksualną. Kobiety od zawsze wychodzą za mąż, bo nie mają innego wyboru, bo chcą zapewnić sobie byt, rodzić dzieci, nie narażając ich na biedę i ostracyzm, nie stracić szacunku otoczenia i wreszcie zachować się zgodnie z oczekiwaniami społecznymi wobec kobiet. Czasem mając za sobą patologiczne dzieciństwo, pragną poczuć się „normalne”, a niekiedy ulegają lansowanej wizji heteroseksualnego romansu jako wielkiej kobiecej przygody, obowiązku i spełnienia. Choć – raz ulegle, raz z oporem – podporządkowujemy się instytucji małżeństwa, nasze uczucia i nasza zmysłowość nie dają się jej objąć ani ujarzmić. Nie istnieje żadna dokumentacja statystyczna obejmująca lesbijki przez większość życia trwające w sformalizowanych związkach heteroseksualnych. Ale w liście do lesbijskiego pisma „The Ladder” dramatopisarka Lorrie Hansberry napisała:
Podejrzewam, że problem zamężnych kobiet, które w rzeczywistości wolałyby emocjonalne i fizyczne związki z kobietami, jest statystycznie dużo częstszy niż analogiczna sytuacja wśród mężczyzn. (Choć z całą pewnością nikt nigdy nie stworzy takiej statystyki). A to dlatego, że sytuacja kobiet jest, jaka jest – jak możemy nawet próbować odgadnąć liczbę kobiet, które nie odważą się zaryzykować życia odmiennego od tego, co od dziecka miały wpajane jako swoje „naturalne” przeznaczenie, a także jedyną nadzieję na bezpieczeństwo majątkowe? Prawdopodobnie dlatego kwestia ta dla kobiet jest bardziej znacząca niż ma to miejsce w przypadku homoseksualnych mężczyzn (…). Silna i uczciwa kobieta może, jeżeli podejmie taką decyzję, zakończyć swoje małżeństwo i wyjść za mąż za innego mężczyznę. Społeczeństwo będzie co prawda zmartwione, że odsetek rozwodów wzrasta, ale jest niewiele miejsc – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – gdzie taka kobieta byłaby traktowana jako ktoś w rodzaju społecznego wyrzutka. Sprawa oczywiście miałaby się całkiem inaczej, gdyby kobieta odeszła od męża, by związać się z inną kobietą. [9]
To podwójne życie – pozorne poddanie się instytucji zbudowanej na męskich interesach i prerogatywach – wydaje się być charakterystycznym elementem kobiecego doświadczenia. Dotyczy to macierzyństwa i wielu heteroseksualnych zachowań, w tym rytuałów zalecania się, lecz także przybierania pozorów aseksualności przez dziewiętnastowieczne żony, udawania orgazmów przez prostytutki, życia kurtyzan i dwudziestowiecznych „wyzwolonych” kobiet. (…)
IV
Tożsamością kobiety jest źródło energii, potencjalne źródło kobiecej władzy, ujarzmiane i ograniczane poprzez instytucję heteroseksualności. Zaprzeczanie faktom i wyraźnie istniejącej namiętności kobiet do kobiet, jednoczeniu się kobiet, dzieleniu przez nie życia i tworzeniu wspólnot, spychanie takich związków do podziemia i powodowanie ich rozpadu poprzez wywieranie intensywnej presji od dawna stanowi kolosalną stratę dla wszystkich kobiet, odbiera im możliwość zmiany relacji społecznych pomiędzy płciami, wyzwolenia siebie samych i siebie wzajemnie. Kłamstwo obowiązkowej kobiecej heteroseksualności ciąży dziś feministkom nie tylko w nauce, ale i w każdym możliwym zawodzie – obecne w każdym możliwym podręczniku, w każdym curriculum, w każdej inicjatywie organizacyjnej, relacji czy rozmowie. Wytwarza w dyskursie heteroseksualnym specyficzną atmosferę zakłamania, hipokryzji i histerii, ponieważ każdy związek heteroseksualny rozgrywa się w rażącym świetle tego kłamstwa. Jakkolwiek same siebie określamy i jakkolwiek nazywają nas inni, kłamstwo to przenika i gmatwa nasze życie [10].
Wiele kobiet kłamstwo to więzi w psychologicznej pułapce i zmusza, by próbowały wtłoczyć swój umysł, ducha i ciało w odgórnie narzucony schemat – ponieważ nie potrafią sięgnąć okiem poza granice tego, co powszechnie akceptowane. W efekcie wytracają one swoją energię podobnie jak lesbijki żyjące „w szafie”: marnują ją na podtrzymanie podwójnego życia. Lesbijki, które nie wyszły „z szafy”, i kobiety uwięzione w preskryptywnych „normach” łączy ból wynikający z utraconych możliwości, zerwanych więzi i utraty dostępu do wolnego i mocnego samookreślenia.
Kłamstwo to ma wiele pięter. W zachodniej tradycji jedno z nich, romantyzm, zakłada, że kobiety nieuchronnie odczuwają – niekiedy tragiczny i gwałtowny – pociąg do mężczyzn (…). Tradycyjnie w naukach społecznych przyjmuje się, że miłość pomiędzy przeciwnymi płciami jest „normalna”, że kobiety potrzebują mężczyzn do pełnienia roli społecznych i majątkowych opiekunów, przeżywania dorosłej seksualności i dopełnienia psychicznego; że rodzina heteroseksualna jest podstawową komórką społeczną i wreszcie że kobiety, które nie potrzebują mężczyzn w taki sposób, są skazane na boleśniejsze jeszcze marginalizowanie niż to wynikające z faktu, że są kobietami. Trudno się zatem dziwić, że zdaniem niektórych lesbijki stanowią bardziej jeszcze ukrytą społeczność niż geje. Pisząc o Zorze Neale Hurston, czarnoskóra lesbijska krytyczka Lorraine Bethel zauważa, że dla czarnoskórej kobiety – spychanej na margines już z tych dwóch powodów – świadome przyjęcie kolejnej „znienawidzonej tożsamości” jest ogromnie trudne. A jednak społeczność lesbijska okazała się nieocenionym wsparciem dla czarnoskórych kobiet zarówno w Afryce, jak i w Stanach Zjednoczonych:
Czarnoskóre kobiety mają długą tradycję wspierania się nawzajem (…) w ramach swojej społeczności, która dostarcza im ważnych informacji przydatnych do przeżycia, a także wsparcia psychicznego i emocjonalnego. Mamy własną, odrębną kulturę opartą na doświadczeniu bycia czarnoskórą kobietą w tym społeczeństwie: symbole, język i środki wyrazu dostosowane do naszego specyficznego doświadczenia. (…) Ponieważ czarnoskóre kobiety rzadko załapują się do grona czarnoskórych bądź kobiet posiadających dostęp do narzędzi literackich i innych uznanych form artystycznej ekspresji, więzi pomiędzy nimi oraz ich tożsamość często pozostają w ukryciu, w żaden sposób nieutrwalone – jedyna forma ich przekazu to życiorysy innych czarnoskórych kobiet, przechowujących pamięć o naszej wyjątkowej tradycji. [11]
Inną płaszczyzną tego kłamstwa jest często pojawiająca się sugestia, że kobiety zaczynają się interesować innymi kobietami z powodu nienawiści do mężczyzn. Głęboki sceptycyzm, ostrożność i uzasadnioną paranoję dotyczące mężczyzn z pewnością można uznać za przejaw zdrowej reakcji kobiet na mizoginię wpisaną w patriarchalną kulturę, formy jakie przyjmuje „normalna” męska seksualność oraz niezdolność mężczyzn – nawet tych „wrażliwych” i „zaangażowanych politycznie” – do dostrzeżenia tego stanu rzeczy i uznania go za niepokojący. Egzystencję lesbijską przedstawia się raczej jako formę ucieczki od męskiej przemocy niż pełną energii i wyzwalającą wymianę pomiędzy kobietami. (…)
[Od niedawna] można mówić o politycznym wymiarze wyboru kobiety przez kobietę na kochankę czy partnerkę życiową w obliczu zinstytucjonalizowanej heteroseksualności [12]. Jednak aby egzystencja lesbijska mogła zrealizować swój potencjał w sposób najbardziej wyzwalający, wybór erotyczny musi zostać pogłębiony i przekształcić się w świadomą identyfikację kobiecości: w feminizm lesbijski.
Czekająca nas praca wydobywania na światło dzienne i opisywania tego, co nazywam tu „egzystencją lesbijską”, może okazać się wyzwoleniem dla wszystkich kobiet. Praca ta z całą pewnością musi przekroczyć granice białych, zachodnich i przynależących do klasy średniej studiów kobiecych i objąć życie, pracę i jednoczenie się kobiet w obrębie każdej istniejącej struktury rasowej, etycznej czy politycznej. Istnieją także różnice pomiędzy „egzystencją lesbijską” i „przestrzenią lesbijską” – różnice te możemy zaobserwować nawet w toku własnego życia. W moim odczuciu „przestrzeń lesbijska” musi zostać sformułowana w kontekście „podwójnego życia” kobiet – nie tylko tych określających się jako osoby heteroseksualne, lecz także zadeklarowanych lesbijek. Potrzebujemy dokładniejszych danych opisujących różne formy tych podwójnych życiorysów. Historyczki i historycy muszą dopytywać na każdym kroku, w jaki sposób heteroseksualność rozumiana jako instytucja była tworzona i podtrzymywana w kontekście kobiecych zarobków, narzucania form spędzania czasu wolnego kobietom z klasy średniej, uatrakcyjniania wizerunku tak zwanej „rewolucji seksualnej”, utrudniania kobietom dostępu do edukacji, wyobrażeń funkcjonujących w sztuce wysokiej i popularnej, mistyfikacji związanych ze sferą „prywatną” i wielu innych zagadnień. Potrzebujemy teorii ekonomicznej dostrzegającej instytucję heteroseksualności, powiązaną z podwajaniem pracy kobiet i podziałem prac ze względu na płeć, jako najczęściej idealizowaną formułę relacji ekonomicznych.
Nieuchronne jest więc pytanie: czy powinnyśmy zatem potępiać związki heteroseksualne, nawet te najmniej opresyjne? Jestem przekonana, że to pytanie – choć dla wielu osób palące – jest błędnie postawione. Utknęłyśmy w labiryncie fałszywych dychotomii, które uniemożliwiają nam dostrzeżenie tej instytucji w całości. „Dobre” lub „złe” małżeństwa, myślimy, „małżeństwo z miłości” lub aranżowane, „wyzwolony” seks lub prostytucja, stosunek heteroseksualny lub gwałt, Liebeschmerz lub upokorzenie i zależność. Oczywiście w obrębie instytucji istnieją jakościowe różnice doświadczeń; jednak niemożliwość dokonania własnego wyboru pozostaje palącym – a często ukrywanym – faktem. W obliczu braku alternatywy, kobiety w związkach wciąż pozostają zależne od szczęścia bądź przypadku i jako grupa nie mają władzy, by samodzielnie określić znaczenie i miejsce seksualności w swoim życiu. Co więcej, gdy traktujemy tę instytucję całościowo, zaczynamy dostrzegać historię kobiecego oporu, który – podzielony, opacznie interpretowany, wymazywany – jak dotąd nigdy nie potrafił sam siebie zrozumieć. Będzie to od nas wymagało odważnego ujęcia polityki i gospodarki, a także propagandy kulturowej związanej z heteroseksualnością. Jedynie w ten sposób uda nam się wyjść poza indywidualne przypadki oraz sytuacje poszczególnych grup i uzyskać skomplikowaną panoramę, niezbędną do podważenia władzy, jaką wszędzie na świecie mężczyźni sprawują nad kobietami – władzy, która stała się wzorcem dla wszystkich form wyzysku i bezprawnej kontroli.
Urodzona w 1929 roku w Baltimore. Poetka, eseistka i feministka, która w swych pracach akcentowała kwestię praw kobiet, rasizmu, seksualności czy ekonomicznej sprawiedliwości. Laureatka licznych nagród, w tym National Book Award za Diving into the Wreck (1973) czy National Book Critics Circle Award za zbiór The School Among the Ruins (2004), ponadto Ruth Lilly Poetry Prize i Wallace Stevens Award, dwukrotna stypendystka Fundacji Guggenheima. Jedną z jej najważniejszych, a zarazem szeroko dyskutowanych publikacji jest książka Zrodzone z kobiety. Macierzyństwo jako doświadczenie i instytucja (1976). Adrienne Rich zmarła w Santa Cruz w 2012 roku.
Fragment zapowiadający książkę 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, która ukaże się w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim.
WięcejFragment zapowiadający książkę 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, która ukaże się w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim.
WięcejRozmowa Joanny Mueller z Jakubem Głuszakiem, towarzysząca premierze książki 21 wierszy miłosnych, wydanej w Biurze Literackim 12 lipca 2016 roku.
WięcejRecenzja Zuzanny Sali towarzysząca premierze książki 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, wydanej w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim 11 lipca 2016 roku.
WięcejKomentarz Jakuba Głuszaka w ramach cyklu „Historia jednego tłumaczenia”, towarzyszący premierze książki 21 wierszy miłosnych, wydanej w Biurze Literackim 11 lipca 2016 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, która ukaże się w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim.
WięcejFragment zapowiadający książkę 21 wierszy miłosnych Adrienne Rich, która ukaże się w przekładzie Jakuba Głuszaka w Biurze Literackim.
WięcejRozmowa Joanny Mueller z Jakubem Głuszakiem, towarzysząca premierze książki 21 wierszy miłosnych, wydanej w Biurze Literackim 12 lipca 2016 roku.
Więcej