recenzje / ESEJE

Przymus heteroseksualności a egzystencja lesbijska

Adrienne Rich

Fragmenty eseju Adrienne Rich w przekładzie Aleksandry Kamińskiej opublikowanego w książce 21 wierszy miłosnych, wydanej w Biurze Literackim 11 lipca 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

III

Zde­cy­do­wa­łam się na uży­cie ter­mi­nów „egzy­sten­cja les­bij­ska” i „prze­strzeń les­bij­ska”, bo samo „les­bij­stwo” ma kli­nicz­ne i ogra­ni­cza­ją­ce kono­ta­cje. „Egzy­sten­cja les­bij­ska” suge­ru­je jed­no­cze­śnie histo­rycz­ny fakt obec­no­ści les­bi­jek oraz nasz cią­gły wysi­łek wkła­da­ny w nada­wa­nie jej zna­cze­nia. Zgod­nie z moim zamie­rze­niem ter­min „prze­strzeń les­bij­ska” powi­nien obej­mo­wać całe spek­trum – w obrę­bie życia poje­dyn­czej kobie­ty, ale tak­że w per­spek­ty­wie histo­rii – doświad­cze­nia związ­ków pomię­dzy kobie­ta­mi, nie zawę­ża­jąc ich jedy­nie do fak­tu, że dana kobie­ta odby­wa­ła sto­su­nek z inną kobie­tą lub świa­do­mie o nim fan­ta­zjo­wa­ła. Jeśli posze­rzy­my zna­cze­nie tego poję­cia tak, by obej­mo­wa­ło ono tak­że wie­le innych form pier­wot­nej inten­syw­no­ści kobie­cych związ­ków, na przy­kład dzie­le­nie się bogac­twem swo­je­go życia wewnętrz­ne­go, jed­no­cze­nie się prze­ciw­ko męskiej tyra­nii czy udzie­la­nie oraz otrzy­my­wa­nie prak­tycz­ne­go i poli­tycz­ne­go wspar­cia, jeśli uda nam się usły­szeć echa tego ter­mi­nu tak­że w takich związ­kach wyra­zo­wych jak „opór prze­ciw­ko mał­żeń­stwu” i w „opor­nym” zacho­wa­niu opi­sa­nym przez Mary Daly (okre­śle­nie to suge­ru­je przy­kła­do­we sko­ja­rze­nia: „upór”, „nie­da­wa­nie się kon­tro­lo­wać”, „nie­po­kor­ność”, „kobie­ta nie­ule­ga­ją­ca zalo­tom męż­czy­zny”) [1], zaczy­na do nas docie­rać, jak wiel­kie obsza­ry kobie­cej histo­rii i psy­cho­lo­gii pozo­sta­wa­ły poza naszym zasię­giem wsku­tek przy­ję­cia ogra­ni­czo­nych, głów­nie kli­nicz­nych, defi­ni­cji „les­bij­stwa”.

Egzy­sten­cja les­bij­ska ozna­cza prze­ła­ma­nie tabu i odpar­cie narzu­co­ne­go sty­lu życia. Sta­no­wi rów­nież pośred­ni lub bez­po­śred­ni atak na męskie pra­wo dostę­pu do kobiet. Ale jest też czymś wię­cej, choć w pierw­szej chwi­li zapew­ne naj­ła­twiej jest ją odczy­tać jako akt opo­ru, for­mę bun­tu wobec patriar­cha­tu. Oczy­wi­ście obej­mu­je tak­że izo­la­cję, brak samo­ak­cep­ta­cji, zała­ma­nia, alko­ho­lizm, samo­bój­stwa i prze­moc kobiet wobec innych kobiet – błę­dem było­by ide­ali­zo­wać sytu­ację, w któ­rej kocha się i dzia­ła wbrew wszyst­kie­mu oraz pod groź­bą cięż­kich kar. Dodat­ko­wo (w prze­ci­wień­stwie do na przy­kład żydów czy kato­li­ków) les­bij­ki są ska­za­ne na życie bez szan­sy na pozna­nie wła­snej tra­dy­cji, poczu­cia cią­gło­ści i pod­bu­do­wy spo­łecz­nej. Nisz­cze­nie świa­dectw, pamią­tek i listów doku­men­tu­ją­cych les­bij­ską rze­czy­wi­stość trze­ba uznać za poważ­ne narzę­dzie narzu­ca­nia kobie­tom hete­ro­sek­su­al­no­ści, bo prze­cież ukry­wa się przed nami w ten spo­sób nie tyl­ko poczu­cie winy, samo­oszu­ki­wa­nie i ból, ale tak­że radość, zmy­sło­wość, odwa­gę i poczu­cie wspól­no­ty [2].

Na prze­strze­ni histo­rii les­bij­kom odbie­ra­no moż­li­wość poli­tycz­ne­go zazna­cze­nia swo­jej obec­no­ści, „włą­cza­jąc je” w dys­kurs poli­tycz­ny jako żeń­ską wer­sję męskie­go homo­sek­su­ali­zmu. Zrów­ny­wa­nie egzy­sten­cji les­bij­skiej z męskim homo­sek­su­ali­zmem tyl­ko dla­te­go, że obie gru­py są prze­śla­do­wa­ne, ozna­cza wyma­zy­wa­nie kobie­ce­go doświad­cze­nia po raz kolej­ny. Owszem, część egzy­sten­cji les­bij­skiej histo­rycz­nie wią­że się z fak­tem, że swe­go cza­su pozba­wio­ne zaple­cza zwar­tej spo­łecz­no­ści kobiet les­bij­ki dzie­li­ły życie spo­łecz­ne i cele poli­tycz­ne z geja­mi. Są jed­nak mię­dzy tymi gru­pa­mi pew­ne roz­bież­no­ści: kobie­tom bra­ku­je przy­wi­le­jów eko­no­micz­nych i kul­tu­ro­wych dostęp­nych męż­czy­znom; ist­nie­ją też jako­ścio­we róż­ni­ce doty­czą­ce związ­ków kobie­cych i męskich, takie jak na przy­kład prak­ty­ka ano­ni­mo­we­go sek­su czy wyraź­ny age­izm dyk­tu­ją­cy stan­dar­dy atrak­cyj­no­ści wśród gejów. W moim odczu­ciu doświad­cze­nie les­bij­skie to, podob­nie jak macie­rzyń­stwo, doświad­cze­nie do głę­bi kobie­ce, zawie­ra­ją­ce w sobie spe­cy­ficz­ną for­mę opre­sji, zna­cze­nia i moż­li­wo­ści, któ­re­go nie jeste­śmy w sta­nie zro­zu­mieć, dopó­ki wrzu­ca­my je do jed­ne­go wor­ka z inny­mi for­ma­mi egzy­sten­cji styg­ma­ty­zo­wa­ny­mi ze wzglę­dów sek­su­al­nych. Tak jak okre­śle­nie „rodzic” pozwa­la roz­rze­dzić spe­cy­fi­kę i isto­tę bycia rodzi­cem, któ­ry jest tak napraw­dę mat­ką, podob­nie ter­min „oso­ba homo­sek­su­al­na” słu­ży zama­zy­wa­niu tych gra­nic, któ­rym powin­ni­śmy się uważ­nie przy­glą­dać i któ­re mają klu­czo­we zna­cze­nie dla femi­ni­zmu oraz wol­no­ści wszyst­kich kobiet.

Tak więc gdy ter­min „les­bij­stwo” pod­le­ga patriar­chal­nym defi­ni­cjom, warun­ku­ją­cym ogra­ni­cza­ją­ce, kli­nicz­ne kono­ta­cje, przy­jaźń i part­ner­stwo pomię­dzy kobie­ta­mi oddzie­la się od ero­ty­ki, ogra­ni­cza­jąc tym samym tę sfe­rę. Jed­nak kie­dy posze­rza­my spek­trum tego, co okre­śla­my jako egzy­sten­cję les­bij­ską, w mia­rę wyzna­cza­nia prze­strze­ni les­bij­skiej, zaczy­na­my dostrze­gać ero­ty­kę w rela­cjach pomię­dzy kobie­ta­mi – postrze­ga­ną nie jako coś ogra­ni­czo­ne­go do okre­ślo­nej czę­ści cia­ła, czy nawet do cia­ła w ogó­le, lecz jako poza­cie­le­sną ener­gię, któ­rą Audre Lor­de opi­su­je jako wszech­obec­ną w wymia­rze „dzie­le­nia rado­ści, czy to fizycz­nej, czy to psy­chicz­nej bądź emo­cjo­nal­nej”, a tak­że dzie­le­nia pra­cy; jako doda­ją­cą siły radość, za spra­wą któ­rej „w coraz mniej­szym stop­niu jeste­śmy skłon­ne akcep­to­wać bez­sil­ność i inne narzu­co­ne sta­ny, któ­re są nam z natu­ry obce, takie jak rezy­gna­cja, roz­pacz, samo­po­ni­ża­nie, depre­sja czy samo­okła­my­wa­nie się” [3]. (…)

Jeśli weź­mie­my pod uwa­gę moż­li­wość, że wszyst­kie kobie­ty (…) funk­cjo­nu­ją w prze­strze­ni les­bij­skiej, może­my dostrzec, że my same raz wcho­dzi­my w jej obręb, raz się zeń wymy­ka­my – i to nie­za­leż­nie od tego, czy iden­ty­fi­ku­je­my się jako les­bij­ki, czy nie.

Dopie­ro mając to na uwa­dze, może­my połą­czyć ze sobą tak róż­ne aspek­ty kobie­cej toż­sa­mo­ści jak gwał­tow­ne, bole­śnie bli­skie przy­jaź­nie zawie­ra­ne przez ośmio- czy dzie­wię­cio­lat­ki oraz związ­ki dwu­na­sto- i pięt­na­sto­wiecz­nych kobiet nazy­wa­nych begin­ka­mi, któ­re „dzie­li­ły domo­stwa, wynaj­mo­wa­ły je sobie nawza­jem i zapi­sy­wa­ły je w spad­ku współ­miesz­kan­kom (…) w tanich, dzie­lo­nych domach w rze­mieśl­ni­czych dziel­ni­cach” i któ­re „same prak­ty­ko­wa­ły chrze­ści­jań­ską cno­tę, ubie­ra­jąc się i żyjąc w spo­sób pro­sty, nie wcho­dząc w związ­ki z męż­czy­zna­mi”, zara­bia­jąc na życie jako prząd­ki, pie­kar­ki czy pie­lę­gniar­ki lub pro­wa­dząc szko­ły dla panien. Dopó­ki Kościół nie naka­zał im zaprze­stać dzia­łal­no­ści, uda­wa­ło im się uni­kać zarów­no mał­żeństw, jak i ogra­ni­czeń klasz­tor­ne­go życia [4]. Te kobie­ty z kolei może­my powią­zać ze słyn­ny­mi „Les­bij­ka­mi” z kobie­cej szko­ły sku­pio­nej wokół Safo­ny w VII wie­ku przed naszą erą, sekret­ny­mi żeń­ski­mi sto­wa­rzy­sze­nia­mi na ame­ry­kań­skich uni­wer­sy­te­tach i spół­dziel­nia­mi two­rzo­ny­mi przez Afry­kan­ki, a tak­że chiń­ski­mi gru­pa­mi wspar­cia kobiet zawią­za­ny­mi dla opo­ru wobec przy­mu­su mał­żeń­stwa: ich człon­ki­nie odma­wia­ły zgo­dy na ślub lub, jeśli już do nie­go doszło, nie zga­dza­ły się na skon­su­mo­wa­nie mał­żeń­stwa i rychło porzu­ca­ły swo­ich mężów. Były to jedy­ne kobie­ty w Chi­nach wol­ne od prak­ty­ki ban­da­żo­wa­nia stóp, a do tego, jak pisze Agnes Sme­dley, cie­szy­ły się z naro­dzin córek i orga­ni­zo­wa­ły sku­tecz­ne straj­ki pra­cow­nic w tkal­niach jedwa­biu [5]. Dzię­ki takie­mu myśle­niu może­my powią­zać i porów­nać ze sobą odle­głe od sie­bie przy­pad­ki opo­ru wobec zamąż­pój­ścia: na przy­kład zesta­wić stra­te­gie, jaki­mi dys­po­no­wa­ła Emi­ly Dic­kin­son, bia­ła geniusz­ka żyją­ca w XIX wie­ku, z tymi, jakie mia­ła na podo­rę­dziu Zora Neale Hur­ston, czar­na geniusz­ka żyją­ca w wie­ku XX. Dic­kin­son nigdy nie wyszła za mąż; nawią­zy­wa­ła bli­skie inte­lek­tu­al­ne przy­jaź­nie z męż­czy­zna­mi, pro­wa­dzi­ła z wybo­ru odlud­ne życie w domu swo­je­go ojca w Amherst i przez całe życie sła­ła żar­li­we listy do swo­jej szwa­gier­ki Sue Gil­l­bert oraz – w nie­co mniej­szej licz­bie – do przy­ja­ciół­ki, Kate Scott Anthon. Hur­ston wyszła za mąż dwu­krot­nie, ale za każ­dym razem szyb­ko odcho­dzi­ła od męża; wywal­czy­ła sobie dro­gę z Flo­ry­dy do Har­le­mu i Uni­wer­sy­te­tu Colum­bia, a następ­nie aż na Haiti, by osta­tecz­nie powró­cić na Flo­ry­dę. Oscy­lo­wa­ła mię­dzy wspar­ciem bia­łych spon­so­rów i bie­dą, doświad­cza­jąc zarów­no zawo­do­wych suk­ce­sów, jak i pora­żek. Wszyst­kie trwa­łe rela­cje w jej życiu łączy­ły ją z kobie­ta­mi, poczy­na­jąc od mat­ki. Oby­dwie kobie­ty, w ramach zupeł­nie innych warun­ków życio­wych, opie­ra­ły się mał­żeń­stwu i kon­cen­tro­wa­ły na pra­cy i wła­snym wnę­trzu; oby­dwie uzna­no póź­niej za „apo­li­tycz­ne”. Obie gar­nę­ły się do męż­czyzn o ponad­prze­cięt­nym inte­lek­cie, jed­nak dla oby­dwu to kobie­ty sta­no­wi­ły źró­dło nie­prze­mi­ja­ją­cej fascy­na­cji i napęd do życia.

Tak dłu­go jak przyj­mu­je­my hete­ro­sek­su­al­ność za jedy­ną natu­ral­ną i emo­cjo­nal­ną skłon­ność kobiet, życio­ry­sy takie jak te uzna­wa­ne są za for­mę dewia­cji, pato­lo­gię bądź objaw emo­cjo­nal­ne­go czy zmy­sło­we­go upo­śle­dze­nia. (…) Gdy jed­nak zmie­ni­my opty­kę i weź­mie­my pod uwa­gę zakres oraz meto­dy narzu­ca­nia kobie­tom hete­ro­sek­su­al­nych „pre­fe­ren­cji”, może­my nie tyl­ko zro­zu­mieć na nowo zna­cze­nie poje­dyn­czych bio­gra­fii, lecz tak­że dostrzec fakt cen­tral­ny dla histo­rii kobiet: kobie­ty od zawsze sprze­ci­wia­ły się męskiej tyra­nii. Femi­nizm w dzia­ła­niu – cza­sem, choć nie zawsze uzu­peł­nio­ny teo­rią – docho­dził do gło­su w każ­dym momen­cie dzie­jów i w każ­dej kul­tu­rze. Dopie­ro z tą per­spek­ty­wą może­my ana­li­zo­wać wal­kę kobiet z wła­sną bez­sil­no­ścią i ich rady­kal­ny opór, nie tyl­ko w defi­nio­wa­nych przez męż­czyzn „kon­kret­nych sytu­acjach bun­tu” [6], ale też we wszyst­kich innych kon­tek­stach, któ­rych męskie ide­olo­gie nie postrze­ga­ją jako powią­za­nych z opo­rem, takich jak brak zgo­dy nie­któ­rych kobiet na posia­da­nie dzie­ci, w czym – z wiel­kim oso­bi­stym ryzy­kiem – poma­ga­ją im inne kobie­ty  [7]; a tak­że ich odmo­wę kre­owa­nia wyż­sze­go stan­dar­du życia czy roz­ryw­ki dla męż­czyzn (…). Zaczy­na­my dostrze­gać zacho­wa­nia, zarów­no w histo­rii, jak i we wła­snym życiu, któ­re dotąd były pomi­ja­ne bądź źle inter­pre­to­wa­ne; zacho­wa­nia, któ­re są rów­no­znacz­ne  – bio­rąc pod uwa­gę siłę naci­sków w prze­ciw­nym kie­run­ku dzia­ła­ją­cych w danym cza­sie i miej­scu – z otwar­tą rebe­lią. Może­my też powią­zać te bun­ty i koniecz­ność ich pod­no­sze­nia z fizycz­nym pożą­da­niem kobie­ty przez kobie­tę, któ­re jest cen­tral­nym ele­men­tem egzy­sten­cji les­bij­skiej: zmy­sło­wo­ścią, sta­no­wią­cą naj­bar­dziej bru­tal­nie wyma­zy­wa­ny aspekt kobie­ce­go doświad­cze­nia.

Hete­ro­sek­su­al­ność narzu­ca się kobie­tom zarów­no siłą, jak i pod­pro­go­wo. A jed­nak wszę­dzie na świe­cie kobie­ty sta­wia­ją jej opór, nie­rzad­ko kosz­tem fizycz­nych tor­tur, wię­zie­nia, zabie­gów psy­cho­chi­rur­gicz­nych, ostra­cy­zmu spo­łecz­ne­go i dotkli­wej bie­dy. „Przy­mu­so­wa hete­ro­sek­su­al­ność” zosta­ła w 1976 roku zakwa­li­fi­ko­wa­na jako jed­na ze „zbrod­ni wobec kobiet” przez Mię­dzy­na­ro­do­wy Try­bu­nał do spraw Zbrod­ni Prze­ciw­ko Kobie­tom z sie­dzi­bą w Bruk­se­li. Poniż­sze dwa świa­dec­twa pocho­dzą­ce z dwóch róż­nych kul­tur poka­zu­ją, do jakie­go stop­nia prze­śla­do­wa­nie les­bi­jek wciąż pozo­sta­je roz­po­wszech­nio­ną na świe­cie prak­ty­ką. Raport z Nor­we­gii gło­si:

Les­bij­ka miesz­ka­ją­ca w Oslo trwa­ła w nie­uda­nym hete­ro­sek­su­al­nym mał­żeń­stwie, więc zaczę­ła przyj­mo­wać środ­ki uspo­ka­ja­ją­ce, co zaowo­co­wa­ło umiesz­cze­niem jej w pla­ców­ce, gdzie zosta­ła pod­da­na lecze­niu i reha­bi­li­ta­cji (…). Kie­dy pod­czas tera­pii gru­po­wej wyzna­ła, że sądzi, że jest les­bij­ką, lekarz zapew­nił ją, że to nie­praw­da. Oznaj­mił , że widział to w jej oczach. W jego opi­nii mia­ła oczy kobie­ty marzą­cej o odby­ciu sto­sun­ku ze swo­im mężem. W efek­cie zosta­ła pod­da­na „tera­pii kana­po­wej”: umiesz­czo­no ją w cie­płym pomiesz­cze­niu i poło­żo­no  nago na łóż­ku, a jej mąż przez godzi­nę pró­bo­wał (…) pod­nie­cić ją sek­su­al­nie (…). Pomysł opie­rał się na zało­że­niu, że dotyk zawsze miał koń­czyć się sto­sun­kiem. Pacjent­ka tym­cza­sem czu­ła coraz moc­niej­szą awer­sję. Wymio­to­wa­ła i cza­sem ucie­ka­ła z poko­ju, by unik­nąć tej for­my „tera­pii”. Im bar­dziej nale­ga­ła, że jest les­bij­ką, tym bru­tal­niej­sze sta­wa­ły się przy­mu­so­we sto­sun­ki. Tera­pia trwa­ła przez oko­ło pół roku. Kobie­ta ucie­kła ze szpi­ta­la, ale zosta­ła dopro­wa­dzo­na z powro­tem. Ucie­kła ponow­nie. Wię­cej już tam nie wró­ci­ła. Wresz­cie zda­ła sobie spra­wę, że przez sześć mie­się­cy była pod­da­wa­na gwał­tom.

Raport z Mozam­bi­ku:

Muszę żyć na emi­gra­cji, bo nie chcę wyprzeć się fak­tu, że jestem les­bij­ką i że moje naj­waż­niej­sze związ­ki są – zawsze będą – zawie­ra­ne z kobie­ta­mi. W nowym Mozam­bi­ku les­bij­stwo uwa­ża się za relikt kolo­nia­li­zmu i spa­dek po roz­wią­złej zachod­niej cywi­li­za­cji. Les­bij­ki są wysy­ła­ne do ośrod­ków reha­bi­li­ta­cji, gdzie poprzez samo­kry­ty­kę uczą się, co powin­ny o sobie myśleć i jak się zacho­wy­wać (…). Jeże­li wyrzek­nę się swo­jej miło­ści do kobiet, wyrzek­nę się sie­bie, mogę powró­cić do kra­ju i dołą­czyć do eks­cy­tu­ją­cej i cięż­kiej wal­ki o odbu­do­wę moje­go naro­du, w tym tak­że wal­ki o eman­cy­pa­cję kobiet w Mozam­bi­ku. Obec­nie albo gro­zi mi pobyt w ośrod­ku, albo muszę pozo­stać na emi­gra­cji. [8]

 Nie moż­na też zakła­dać, że kobie­ty takie jak te, bio­rą­ce udział w bada­niu Car­roll Smith-Rosen­berg, któ­re wyszły za mąż i żyły w mał­żeń­stwie, lecz wciąż były głę­bo­ko zanu­rzo­ne w świe­cie kobie­cych emo­cji i pasji, „pre­fe­ro­wa­ły” czy „wybra­ły” opcję hete­ro­sek­su­al­ną. Kobie­ty od zawsze wycho­dzą za mąż, bo nie mają inne­go wybo­ru, bo chcą zapew­nić sobie byt, rodzić dzie­ci, nie nara­ża­jąc ich na bie­dę i ostra­cyzm, nie stra­cić sza­cun­ku oto­cze­nia i wresz­cie zacho­wać się zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi spo­łecz­ny­mi wobec kobiet. Cza­sem mając za sobą pato­lo­gicz­ne dzie­ciń­stwo, pra­gną poczuć się „nor­mal­ne”, a nie­kie­dy ule­ga­ją lan­so­wa­nej wizji hete­ro­sek­su­al­ne­go roman­su jako wiel­kiej kobie­cej przy­go­dy, obo­wiąz­ku i speł­nie­nia. Choć – raz ule­gle, raz z opo­rem – pod­po­rząd­ko­wu­je­my się insty­tu­cji mał­żeń­stwa, nasze uczu­cia i nasza zmy­sło­wość nie dają się jej objąć ani ujarz­mić. Nie ist­nie­je żad­na doku­men­ta­cja sta­ty­stycz­na obej­mu­ją­ca les­bij­ki przez więk­szość życia trwa­ją­ce w sfor­ma­li­zo­wa­nych związ­kach hete­ro­sek­su­al­nych. Ale w liście do les­bij­skie­go pisma „The Lad­der” dra­ma­to­pi­sar­ka Lor­rie Hans­ber­ry napi­sa­ła:

Podej­rze­wam, że pro­blem zamęż­nych kobiet, któ­re w rze­czy­wi­sto­ści wola­ły­by emo­cjo­nal­ne i fizycz­ne związ­ki z kobie­ta­mi, jest sta­ty­stycz­nie dużo częst­szy niż ana­lo­gicz­na sytu­acja wśród męż­czyzn. (Choć z całą pew­no­ścią nikt nigdy nie stwo­rzy takiej sta­ty­sty­ki). A to dla­te­go, że sytu­acja kobiet jest, jaka jest – jak może­my nawet pró­bo­wać odgad­nąć licz­bę kobiet, któ­re nie odwa­żą się zary­zy­ko­wać życia odmien­ne­go od tego, co od dziec­ka mia­ły wpa­ja­ne jako swo­je „natu­ral­ne” prze­zna­cze­nie, a tak­że jedy­ną nadzie­ję na bez­pie­czeń­stwo mająt­ko­we? Praw­do­po­dob­nie dla­te­go kwe­stia ta dla kobiet jest bar­dziej zna­czą­ca niż ma to miej­sce w przy­pad­ku homo­sek­su­al­nych męż­czyzn (…). Sil­na i uczci­wa kobie­ta może, jeże­li podej­mie taką decy­zję, zakoń­czyć swo­je mał­żeń­stwo i wyjść za mąż za inne­go męż­czy­znę. Spo­łe­czeń­stwo będzie co praw­da zmar­twio­ne, że odse­tek roz­wo­dów wzra­sta, ale jest nie­wie­le miejsc – przy­naj­mniej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych – gdzie taka kobie­ta była­by trak­to­wa­na jako ktoś w rodza­ju spo­łecz­ne­go wyrzut­ka. Spra­wa oczy­wi­ście mia­ła­by się cał­kiem ina­czej, gdy­by kobie­ta ode­szła od męża, by zwią­zać się z inną kobie­tą. [9]

To podwój­ne życie – pozor­ne pod­da­nie się insty­tu­cji zbu­do­wa­nej na męskich inte­re­sach i pre­ro­ga­ty­wach – wyda­je się być cha­rak­te­ry­stycz­nym ele­men­tem kobie­ce­go doświad­cze­nia. Doty­czy to macie­rzyń­stwa i wie­lu hete­ro­sek­su­al­nych zacho­wań, w tym rytu­ałów zale­ca­nia się, lecz tak­że przy­bie­ra­nia pozo­rów asek­su­al­no­ści przez dzie­więt­na­sto­wiecz­ne żony, uda­wa­nia orga­zmów przez pro­sty­tut­ki, życia kur­ty­zan i dwu­dzie­sto­wiecz­nych „wyzwo­lo­nych” kobiet. (…)

IV

Toż­sa­mo­ścią kobie­ty jest źró­dło ener­gii, poten­cjal­ne źró­dło kobie­cej wła­dzy, ujarz­mia­ne i ogra­ni­cza­ne poprzez insty­tu­cję hete­ro­sek­su­al­no­ści. Zaprze­cza­nie fak­tom i wyraź­nie ist­nie­ją­cej namięt­no­ści kobiet do kobiet, jed­no­cze­niu się kobiet, dzie­le­niu przez nie życia i two­rze­niu wspól­not, spy­cha­nie takich związ­ków do pod­zie­mia i powo­do­wa­nie ich roz­pa­du poprzez wywie­ra­nie inten­syw­nej pre­sji od daw­na sta­no­wi kolo­sal­ną stra­tę dla wszyst­kich kobiet, odbie­ra im moż­li­wość zmia­ny rela­cji spo­łecz­nych pomię­dzy płcia­mi, wyzwo­le­nia sie­bie samych i sie­bie wza­jem­nie. Kłam­stwo obo­wiąz­ko­wej kobie­cej hete­ro­sek­su­al­no­ści cią­ży dziś femi­nist­kom nie tyl­ko w nauce, ale i w każ­dym moż­li­wym zawo­dzie – obec­ne w każ­dym moż­li­wym pod­ręcz­ni­ku, w każ­dym cur­ri­cu­lum, w każ­dej ini­cja­ty­wie orga­ni­za­cyj­nej, rela­cji czy roz­mo­wie. Wytwa­rza w dys­kur­sie hete­ro­sek­su­al­nym spe­cy­ficz­ną atmos­fe­rę zakła­ma­nia, hipo­kry­zji i histe­rii, ponie­waż każ­dy zwią­zek hete­ro­sek­su­al­ny roz­gry­wa się w rażą­cym świe­tle tego kłam­stwa. Jak­kol­wiek same sie­bie okre­śla­my i jak­kol­wiek nazy­wa­ją nas inni, kłam­stwo to prze­ni­ka i gma­twa nasze życie [10].

Wie­le kobiet kłam­stwo to wię­zi w psy­cho­lo­gicz­nej pułap­ce i zmu­sza, by pró­bo­wa­ły wtło­czyć swój umysł, ducha i cia­ło w odgór­nie narzu­co­ny sche­mat – ponie­waż nie potra­fią się­gnąć okiem poza gra­ni­ce tego, co powszech­nie akcep­to­wa­ne. W efek­cie wytra­ca­ją one swo­ją ener­gię podob­nie jak les­bij­ki żyją­ce „w sza­fie”: mar­nu­ją ją na pod­trzy­ma­nie podwój­ne­go życia. Les­bij­ki, któ­re nie wyszły „z sza­fy”, i kobie­ty uwię­zio­ne w pre­skryp­tyw­nych „nor­mach” łączy ból wyni­ka­ją­cy z utra­co­nych moż­li­wo­ści, zerwa­nych wię­zi i utra­ty dostę­pu do wol­ne­go i moc­ne­go samo­okre­śle­nia.

Kłam­stwo to ma wie­le pię­ter. W zachod­niej tra­dy­cji jed­no z nich, roman­tyzm, zakła­da, że kobie­ty nie­uchron­nie odczu­wa­ją – nie­kie­dy tra­gicz­ny i gwał­tow­ny – pociąg do męż­czyzn (…). Tra­dy­cyj­nie w naukach spo­łecz­nych przyj­mu­je się, że miłość pomię­dzy prze­ciw­ny­mi płcia­mi jest „nor­mal­na”, że kobie­ty potrze­bu­ją męż­czyzn do peł­nie­nia roli spo­łecz­nych i mająt­ko­wych opie­ku­nów, prze­ży­wa­nia doro­słej sek­su­al­no­ści i dopeł­nie­nia psy­chicz­ne­go; że rodzi­na hete­ro­sek­su­al­na jest pod­sta­wo­wą komór­ką spo­łecz­ną i wresz­cie że kobie­ty, któ­re nie potrze­bu­ją męż­czyzn w taki spo­sób, są ska­za­ne na bole­śniej­sze jesz­cze mar­gi­na­li­zo­wa­nie niż to wyni­ka­ją­ce z fak­tu, że są kobie­ta­mi. Trud­no się zatem dzi­wić, że zda­niem nie­któ­rych les­bij­ki sta­no­wią bar­dziej jesz­cze ukry­tą spo­łecz­ność niż geje. Pisząc o Zorze Neale Hur­ston, czar­no­skó­ra les­bij­ska kry­tycz­ka Lor­ra­ine Bethel zauwa­ża, że dla czar­no­skó­rej kobie­ty – spy­cha­nej na mar­gi­nes już z tych dwóch powo­dów – świa­do­me przy­ję­cie kolej­nej „znie­na­wi­dzo­nej toż­sa­mo­ści” jest ogrom­nie trud­ne. A jed­nak spo­łecz­ność les­bij­ska oka­za­ła się nie­oce­nio­nym wspar­ciem dla czar­no­skó­rych kobiet zarów­no w Afry­ce, jak i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych:

Czar­no­skó­re kobie­ty mają dłu­gą tra­dy­cję wspie­ra­nia się nawza­jem (…) w ramach swo­jej spo­łecz­no­ści, któ­ra dostar­cza im waż­nych infor­ma­cji przy­dat­nych do prze­ży­cia, a tak­że wspar­cia psy­chicz­ne­go i emo­cjo­nal­ne­go. Mamy wła­sną, odręb­ną kul­tu­rę opar­tą na doświad­cze­niu bycia czar­no­skó­rą kobie­tą w tym spo­łe­czeń­stwie: sym­bo­le, język i środ­ki wyra­zu dosto­so­wa­ne do nasze­go spe­cy­ficz­ne­go doświad­cze­nia. (…) Ponie­waż czar­no­skó­re kobie­ty rzad­ko zała­pu­ją się do gro­na czar­no­skó­rych bądź kobiet posia­da­ją­cych dostęp do narzę­dzi lite­rac­kich i innych uzna­nych form arty­stycz­nej eks­pre­sji, wię­zi pomię­dzy nimi oraz ich toż­sa­mość czę­sto pozo­sta­ją w ukry­ciu, w żaden spo­sób nie­utr­wa­lo­ne – jedy­na for­ma ich prze­ka­zu to życio­ry­sy innych czar­no­skó­rych kobiet, prze­cho­wu­ją­cych pamięć o naszej wyjąt­ko­wej tra­dy­cji. [11]

Inną płasz­czy­zną tego kłam­stwa jest czę­sto poja­wia­ją­ca się suge­stia, że kobie­ty zaczy­na­ją się inte­re­so­wać inny­mi kobie­ta­mi z powo­du nie­na­wi­ści do męż­czyzn. Głę­bo­ki scep­ty­cyzm, ostroż­ność i uza­sad­nio­ną para­no­ję doty­czą­ce męż­czyzn z pew­no­ścią moż­na uznać za prze­jaw zdro­wej reak­cji kobiet na mizo­gi­nię wpi­sa­ną w patriar­chal­ną kul­tu­rę, for­my jakie przyj­mu­je „nor­mal­na” męska sek­su­al­ność oraz nie­zdol­ność męż­czyzn – nawet tych „wraż­li­wych” i „zaan­ga­żo­wa­nych poli­tycz­nie” – do dostrze­że­nia tego sta­nu rze­czy i uzna­nia go za nie­po­ko­ją­cy. Egzy­sten­cję les­bij­ską przed­sta­wia się raczej jako for­mę uciecz­ki od męskiej prze­mo­cy niż peł­ną ener­gii i wyzwa­la­ją­cą wymia­nę pomię­dzy kobie­ta­mi. (…)

[Od nie­daw­na] moż­na mówić o poli­tycz­nym wymia­rze wybo­ru kobie­ty przez kobie­tę na kochan­kę czy part­ner­kę życio­wą w obli­czu zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nej hete­ro­sek­su­al­no­ści [12]. Jed­nak aby egzy­sten­cja les­bij­ska mogła zre­ali­zo­wać swój poten­cjał w spo­sób naj­bar­dziej wyzwa­la­ją­cy, wybór ero­tycz­ny musi zostać pogłę­bio­ny i prze­kształ­cić się w świa­do­mą iden­ty­fi­ka­cję kobie­co­ści: w femi­nizm les­bij­ski.

Cze­ka­ją­ca nas pra­ca wydo­by­wa­nia na świa­tło dzien­ne i opi­sy­wa­nia tego, co nazy­wam tu „egzy­sten­cją les­bij­ską”, może oka­zać się wyzwo­le­niem dla wszyst­kich kobiet. Pra­ca ta z całą pew­no­ścią musi prze­kro­czyć gra­ni­ce bia­łych, zachod­nich i przy­na­le­żą­cych do kla­sy śred­niej stu­diów kobie­cych i objąć życie, pra­cę i jed­no­cze­nie się kobiet w obrę­bie każ­dej ist­nie­ją­cej struk­tu­ry raso­wej, etycz­nej czy poli­tycz­nej. Ist­nie­ją tak­że róż­ni­ce pomię­dzy „egzy­sten­cją les­bij­ską” i „prze­strze­nią les­bij­ską” – róż­ni­ce te może­my zaob­ser­wo­wać nawet w toku wła­sne­go życia. W moim odczu­ciu „prze­strzeń les­bij­ska” musi zostać sfor­mu­ło­wa­na w kon­tek­ście „podwój­ne­go życia” kobiet – nie tyl­ko tych okre­śla­ją­cych się jako oso­by hete­ro­sek­su­al­ne, lecz tak­że zade­kla­ro­wa­nych les­bi­jek. Potrze­bu­je­my dokład­niej­szych danych opi­su­ją­cych róż­ne for­my tych podwój­nych życio­ry­sów. Histo­rycz­ki i histo­ry­cy muszą dopy­ty­wać na każ­dym kro­ku, w jaki spo­sób hete­ro­sek­su­al­ność rozu­mia­na jako insty­tu­cja była two­rzo­na i pod­trzy­my­wa­na w kon­tek­ście kobie­cych zarob­ków, narzu­ca­nia form spę­dza­nia cza­su wol­ne­go kobie­tom z kla­sy śred­niej, uatrak­cyj­nia­nia wize­run­ku tak zwa­nej „rewo­lu­cji sek­su­al­nej”, utrud­nia­nia kobie­tom dostę­pu do edu­ka­cji, wyobra­żeń funk­cjo­nu­ją­cych w sztu­ce wyso­kiej i popu­lar­nej, misty­fi­ka­cji zwią­za­nych ze sfe­rą „pry­wat­ną” i wie­lu innych zagad­nień. Potrze­bu­je­my teo­rii eko­no­micz­nej dostrze­ga­ją­cej insty­tu­cję hete­ro­sek­su­al­no­ści, powią­za­ną z podwa­ja­niem pra­cy kobiet i podzia­łem prac ze wzglę­du na płeć, jako naj­czę­ściej ide­ali­zo­wa­ną for­mu­łę rela­cji eko­no­micz­nych.

Nie­uchron­ne jest więc pyta­nie: czy powin­ny­śmy zatem potę­piać związ­ki hete­ro­sek­su­al­ne, nawet te naj­mniej opre­syj­ne? Jestem prze­ko­na­na, że to pyta­nie – choć dla wie­lu osób palą­ce – jest błęd­nie posta­wio­ne. Utknę­ły­śmy w labi­ryn­cie fał­szy­wych dycho­to­mii, któ­re unie­moż­li­wia­ją nam dostrze­że­nie tej insty­tu­cji w cało­ści. „Dobre” lub „złe” mał­żeń­stwa, myśli­my, „mał­żeń­stwo z miło­ści” lub aran­żo­wa­ne, „wyzwo­lo­ny” seks lub pro­sty­tu­cja, sto­su­nek hete­ro­sek­su­al­ny lub gwałt, Lie­be­sch­merz lub upo­ko­rze­nie i zależ­ność. Oczy­wi­ście w obrę­bie insty­tu­cji ist­nie­ją jako­ścio­we róż­ni­ce doświad­czeń; jed­nak nie­moż­li­wość doko­na­nia wła­sne­go wybo­ru pozo­sta­je palą­cym – a czę­sto ukry­wa­nym – fak­tem. W obli­czu bra­ku alter­na­ty­wy, kobie­ty w związ­kach wciąż pozo­sta­ją zależ­ne od szczę­ścia bądź przy­pad­ku i jako gru­pa nie mają wła­dzy, by samo­dziel­nie okre­ślić zna­cze­nie i miej­sce sek­su­al­no­ści w swo­im życiu. Co wię­cej, gdy trak­tu­je­my tę insty­tu­cję cało­ścio­wo, zaczy­na­my dostrze­gać histo­rię kobie­ce­go opo­ru, któ­ry – podzie­lo­ny, opacz­nie inter­pre­to­wa­ny, wyma­zy­wa­ny – jak dotąd nigdy nie potra­fił sam sie­bie zro­zu­mieć. Będzie to od nas wyma­ga­ło odważ­ne­go uję­cia poli­ty­ki i gospo­dar­ki, a tak­że pro­pa­gan­dy kul­tu­ro­wej zwią­za­nej z hete­ro­sek­su­al­no­ścią. Jedy­nie w ten spo­sób uda nam się wyjść poza indy­wi­du­al­ne przy­pad­ki oraz sytu­acje poszcze­gól­nych grup i uzy­skać skom­pli­ko­wa­ną pano­ra­mę, nie­zbęd­ną do pod­wa­że­nia wła­dzy, jaką wszę­dzie na świe­cie męż­czyź­ni spra­wu­ją nad kobie­ta­mi – wła­dzy, któ­ra sta­ła się wzor­cem dla wszyst­kich form wyzy­sku i bez­praw­nej kon­tro­li.


Przy­pi­sy:
[1] M. Daly, Gyn / Eco­lo­gy: The Meta­ethics of Radi­cal Femi­nism, Boston: Beacon 1978, s. 15.
[2] „We wro­gim świe­cie, w któ­rym kobie­ta może prze­trwać, jedy­nie słu­żąc męż­czyź­nie, całe kobie­ce spo­łecz­no­ści są wyma­zy­wa­ne ze zbio­ro­wej pamię­ci. Histo­ria ma w zwy­cza­ju pogrze­by­wać to, co pra­gnie odrzu­cić” (B. W. Cook, „Women Alo­ne Stir My Ima­gi­na­tion: Les­bia­nism and the Cul­tu­ral Tra­di­tion”, „Signs: Jour­nal of Women in Cul­tu­re and Socie­ty 4, 4 / 1979, s. 719–720]). Nowo­jor­ska insy­tu­cja Les­bian Her­sto­ry Archi­ves zaj­mu­je się gro­ma­dze­niem współ­cze­snych doku­men­tów powią­za­nych z egzy­sten­cją les­bij­ską. To pro­jekt nie­zwy­kłej wagi, któ­ry na każ­dym kro­ku musi się zma­gać z cen­zu­rą i wyma­zy­wa­niem związ­ków, grup i spo­łecz­no­ści w innych archi­wach, a tak­że w obrę­bie całej kul­tu­ry.
[3] A. Lor­de, Uses of the Ero­tic: The Ero­tic as Power, New York: Out & Out Books 1979.
[4] G. Clark, „The Begu­ines: A Media­eval Women’s Com­mu­ni­ty”, „Quest: A Femi­nist Quar­ter­ly” 1, 4 / 1975: s. 73–80.
[5] Zob. D. Paul­me (red.), Women of Tro­pi­cal Afri­ca, Ber­ke­ley: Uni­ver­si­ty of Cali­for­nia Press 1963, s. 7 I 266–267. Nie­któ­re z tych nie­for­mal­nych sto­wa­rzy­szeń okre­śla się mia­nem „orga­ni­za­cji obron­nych przed pier­wiast­kiem męskim”, a ich celem jest „kre­owa­nie zor­ga­ni­zo­wa­ne­go opo­ru wobec opre­syj­ne­go patriar­cha­tu”, wywal­cze­nie „nie­za­leż­no­ści od męża”, „wspar­cie w zakre­sie macie­rzyń­stwa, wza­jem­na pomoc czy satys­fak­cja pły­ną­ca z oso­bi­ste­go odwe­tu”. Zob. tak­że A. Lor­de, „Scrat­ching the Sur­fa­ce: Some Notes on Bar­riers to Women and Loving”, „Black Scho­lar” 9 (7) / 1978, s. 31–35; M. Topley, „Mar­ria­ge Resi­stan­ce in Rural Kwang­tung” [w:] M. Wolf, R. Wit­ke (red.), Women in Chi­ne­se Socie­ty, Stan­ford: Stan­ford Uni­ver­si­ty Press 1978, s. 67–89; A. Sme­dley, Por­tra­its of Chi­ne­se Women in Revo­lu­tion, Old West­bu­ry: Femi­nist Press 1976, s. 103–110.
[6] Zob. R. Pet­che­sky, „Dis­so­lving the Hyphen: A Report on Marxist-Femi­nist Gro­ups 1–5” [w:] Z. Eisen­ste­in (red.), Capi­ta­list Patriar­chy and the Case for Socia­list Femi­nism, New York: Mon­th­ly Review Press 1979, s. 387.
[7] Zob. A. Dwor­kin, Por­no­gra­phy: Men Posses­sing Women, New York: Put­nam 1981.
[8] D. Rus­sell and N. van de Ven (red.), Pro­ce­edings of the Inter­na­tio­nal Tri­bu­nal on Cri­mes aga­inst Women, Mil­l­brae: Les Fem­mes 1976, s. 42–43 i 56–57.
[9] Jestem win­na wdzięcz­ność Jona­tha­no­wi Kat­zo­wi, któ­re­go Gay Ame­ri­can Histo­ry spra­wi­ła, że  zwró­ci­łam uwa­gę na listy Hans­ber­ry publi­ko­wa­ne w „The Lad­der”, a tak­że Bar­ba­rze Grier, któ­ra udo­stęp­ni­ła mi egzem­pla­rze pisma. Wyimek z listu wyko­rzy­sta­ny w niniej­szym tek­ście został opu­bli­ko­wa­ny za jej zgo­dą.
[10] Zob. D. Rus­sell, N. van de Ven, op. cit., s. 40: „(…) nie­wie­le hete­ro­sek­su­al­nych kobiet zda­je sobie spra­wę z bra­ku moż­li­wo­ści wybo­ru swo­jej sek­su­al­no­ści, podob­nie jak nie­licz­ne rozu­mie­ją, że przy­mus hete­ro­sek­su­al­no­ści jest zbrod­nią wymie­rzo­ną w nie same”.
[11] L. Bethel, „This Infi­ni­ty of Con­scio­us Pain: Zora Neale Hur­ston and the Black Fema­le Lite­ra­ry Tra­di­tion” [w:] G. T. Hull, P. Bell Scott, B. Smith (red.) All the Women Are Whi­te, All the Blacks Are Men, But Some of Us Are Bra­ve: Black Women’s Stu­dies, Old West­bu­ry: The Femi­nist Press 1982.

O autorze

Adrienne Rich

Urodzona w 1929 roku w Baltimore. Poetka, eseistka i feministka, która w swych pracach akcentowała kwestię praw kobiet, rasizmu, seksualności czy ekonomicznej sprawiedliwości. Laureatka licznych nagród, w tym National Book Award za Diving into the Wreck (1973) czy National Book Critics Circle Award za zbiór The School Among the Ruins (2004), ponadto Ruth Lilly Poetry Prize i Wallace Stevens Award, dwukrotna stypendystka Fundacji Guggenheima. Jedną z jej najważniejszych, a zarazem szeroko dyskutowanych publikacji jest książka Zrodzone z kobiety. Macierzyństwo jako doświadczenie i instytucja (1976). Adrienne Rich zmarła w Santa Cruz w 2012 roku.

Powiązania

Wiersze miłosne, cd.

utwory / zapowiedzi książek Adrienne Rich

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wiersze miłosne

utwory / zapowiedzi książek Adrienne Rich

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Trochę ziemia nieznana

wywiady / o książce Jakub Głuszak Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jaku­bem Głu­sza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki 21 wier­szy miło­snych, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 lip­ca 2016 roku.

Więcej

Musimy wpatrywać się w brak

recenzje / ESEJE Zuzanna Sala

Recen­zja Zuzan­ny Sali towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich, wyda­nej w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka w Biu­rze Lite­rac­kim 11 lip­ca 2016 roku.

Więcej

Miłość prywatna, miłość polityczna

recenzje / KOMENTARZE Jakub Głuszak

Komen­tarz Jaku­ba Głu­sza­ka w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go tłu­ma­cze­nia”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki 21 wier­szy miło­snych, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 11 lip­ca 2016 roku.

Więcej

Wiersze miłosne, cd.

utwory / zapowiedzi książek Adrienne Rich

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wiersze miłosne

utwory / zapowiedzi książek Adrienne Rich

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Trochę ziemia nieznana

wywiady / o książce Jakub Głuszak Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jaku­bem Głu­sza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki 21 wier­szy miło­snych, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 lip­ca 2016 roku.

Więcej