recenzje / ESEJE

Punkty wspólne, punkty odniesienia

Marta Koronkiewicz

Paweł Kaczmarski

Szkic Marty Koronkiewicz i Pawła Kaczmarskiego o poezji Konrada Góry i Szczepana Kopyta, prezentujący antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, wydaną w Biurze Literackim 20 września 2016 roku, a w wersji elektronicznej 18 grudnia 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Kon­rad Góra i Szcze­pan Kopyt sta­no­wią sym­bo­licz­ny począ­tek nar­ra­cji o nowej pol­skiej poezji zaan­ga­żo­wa­nej; dla­te­go zde­cy­do­wa­li­śmy się pomie­ścić ich wier­sze w Zebra­ło się śli­ny – pamię­ta­jąc, że dorob­kiem wykra­cza­ją poza przy­ję­te dla pozo­sta­łych auto­rów kry­te­rium (mają na kon­cie, odpo­wied­nio, trzy i sześć ksią­żek). Kopyt i Góra sta­no­wią – zazwy­czaj w towa­rzy­stwie póź­niej wcho­dzą­cej na sce­nę poetyc­ką Kiry Pie­trek – sta­ły ele­ment wyli­cze­nia, ile­kroć w kry­tycz­no­li­te­rac­kich opra­co­wa­niach i dys­ku­sjach ktoś pró­bu­je okre­ślić zawar­tość zbio­ru „mło­dzi zaan­ga­żo­wa­ni”.

O obu poetach napi­sa­no do tej pory bar­dzo dużo, nie spo­sób przy­to­czyć tu wszyst­kich dotych­cza­so­wych usta­leń i pro­po­zy­cji inter­pre­ta­cyj­nych – w pogłę­bio­ny spo­sób o Kopy­cie i/lub Górze pisa­li choć­by Joan­na Orska, Anna Kału­ża, Jakub Skur­tys (a tak­że niżej pod­pi­sa­ni). I choć Kopy­ta i Górę wymie­nia się czę­sto jed­nym tchem, wła­śnie jako naczel­nych „mło­dych zaan­ga­żo­wa­nych”, to rela­tyw­nie rzad­ko wska­zy­wa­no do tej pory na punk­ty wspól­ne ich twór­czo­ści. Nie bez powo­du: obaj piszą róż­nie, korzy­sta­ją z innych inspi­ra­cji i for­mal­nych zabie­gów, pra­cu­ją na dość odmien­nych reje­strach pol­sz­czy­zny. A jed­nak podo­bień­stwa są – co wię­cej, wła­śnie te punk­ty wspól­ne poezji Góry i Kopy­ta sta­no­wią zara­zem punk­ty odnie­sie­nia, punk­ty dia­lo­gu dla wie­lu innych zaan­ga­żo­wa­nych auto­rów i auto­rek.

***

Kon­rad Góra debiu­to­wał nie tak daw­no, bo w 2008 roku. Był to jed­nak debiut póź­ny – poeta miał wów­czas już trzy­dzie­ści lat – a książ­ka zbie­ra­ła wier­sze z oko­ło dzie­się­ciu lat twór­czo­ści. Przez te dzie­sięć lat Góra dał się poznać jako uczest­nik tur­nie­jów jed­ne­go wier­sza (wygra­ne w Tur­nie­ju im. Rafa­ła Wojacz­ka wyzna­cza­ją gra­ni­ce tej twór­czej deka­dy: 1998–2007), ale rów­nież – i może przede wszyst­kim – anar­chi­stycz­ny akty­wi­sta, koor­dy­na­tor wro­cław­skie­go oddzia­łu akcji Food Not Bombs, obroń­ca skło­tów.

W deka­dzie przed debiu­tem rodzi­ła się auto­kre­acja Góry – zadzior­ne­go geniu­sza. W 2002 roku ten etap spor­tre­to­wa­ła w swo­jej szkol­nej etiu­dzie fil­mo­wej Anna Jadow­ska, pry­wat­nie kuzyn­ka poety. Widzi­my w niej mło­de­go anar­chi­stę, któ­ry dys­ku­tu­je z aka­de­mi­ka­mi, impro­wi­zu­je wier­sze, prze­grze­bu­je wro­cław­skie śmiet­ni­ki w poszu­ki­wa­niu wyrzu­ca­ne­go przez skle­py jedze­nia. Jesz­cze przed debiu­tem Góra stał się Poetą – zwy­cięz­ca tur­nie­jów im. Rafa­ła Wojacz­ka prze­jął część jego legen­dy, kre­acji, mitu (szcze­gól­nie żywe­go we Wro­cła­wiu). Wszyst­kie te bio­gra­ficz­ne wąt­ki stwo­rzy­ły swo­iste auto­kre­acyj­ne tło, na któ­rym czy­ta­no jego pierw­szą książ­kę, zaty­tu­ło­wa­ną Requ­iem dla Sad­da­ma Husaj­na i inne wier­sze dla ubo­gich duchem – przód okład­ki zdo­bił kok­tajl Moło­to­wa, z tyłu uśmie­chał się Góra dzier­żą­cy w ręku głów­kę czosn­ku i bul­wę sele­ra.

Kopyt zaczął ina­czej. W 2004 roku, będąc stu­den­tem filo­zo­fii, został lau­re­atem pre­sti­żo­we­go kon­kur­su im. Jac­ka Bie­re­zi­na, rok póź­niej, w Łodzi, w ramach nagro­dy opu­bli­ko­wa­no jego debiu­tanc­ki tom [yass]. Rów­no­le­gle roz­wi­ja­ła się jego karie­ra muzycz­na, jako basi­sty zespo­łu Yaz­zbot Mazut. Te trzy ele­men­ty – filo­zo­fia, poezja, muzy­ka – na sta­łe mia­ły spleść się w twór­czo­ści poznań­skie­go auto­ra, uzu­peł­nio­ne jesz­cze o moc­ne, jaw­ne dekla­ra­cje świa­to­po­glą­do­we: Kopyt okre­śla się jako anar­cho­ko­mu­ni­sta. Podob­nie jak Góra, autor kiru pro­wa­dzi dzia­łal­ność akty­wi­stycz­ną, wie­lo­krot­nie pro­te­sto­wał razem ze śro­do­wi­ska­mi anar­chi­stycz­ny­mi, bie­rze udział w blo­ka­dach eks­mi­sji, demon­stra­cjach, dys­ku­sjach.

***

Cho­ciaż poli­tycz­no-este­tycz­na per­spek­ty­wa obu poetów róż­ni się w istot­ny spo­sób na pew­nym głęb­szym pozio­mie – Góra to „laj­fstaj­lo­wy” anar­chi­sta, roz­czy­ta­ny w poezji cze­skie­go under­gro­un­du; Kopyt to nie­orto­dok­syj­ny mark­si­sta wychy­lo­ny ku anar­chi­zmo­wi, czer­pią­cy z Enzens­ber­ge­ra, Car­de­na­la, Jasień­skie­go – to wspól­ną dla obu ramą myśle­nia i pisa­nia pozo­sta­je pewien spe­cy­ficz­ny odcień anar­chi­zmu: w rów­nej mie­rze nie­uf­ny kapi­ta­ło­wi, co pań­stwu (i insty­tu­cjom w ogó­le), ale nie indy­wi­du­ali­stycz­ny, nie sprzy­ja­ją­cy izo­la­cji, nie­dą­żą­cy do zamknię­cia poety w intro­spek­tyw­nej bań­ce kon­fe­sji, nie­słu­żą­cy afir­ma­cji jed­nost­ko­wo­ści, inhe­rent­nie ega­li­ta­ry­stycz­ny, a nie eli­ta­ry­stycz­ny. Jego nie­od­łącz­ną czę­ścią jest upo­mi­na­nie się o tych, któ­rzy nie mają moż­li­wo­ści i narzę­dzi do efek­tyw­ne­go opo­ru; dawa­nie gło­su tym, któ­rzy gło­su są pozba­wie­ni (rów­nież poprzez bar­dzo kon­kret­ny zabieg wpro­wa­dza­nia ich per­spek­ty­wy, ich sytu­acji, ich spe­cy­ficz­nych idio­mów do wier­sza). Góra pod­su­mo­wał to podej­ście w jed­nym z wywia­dów:

Ja na przy­kład zakła­da­łem cał­kiem poważ­nie, że sko­ro robot­ni­ka moż­na wypier­do­lić z robo­ty za to, że powie o sobie, że jest anar­chi­stą, to ja będę za nie­go mówił, że jestem anar­chi­stą. Bo jestem, tyl­ko że mnie nie ma kto z robo­ty wypier­do­lić, bo jak. Jak mnie pyta­ją, to naj­czę­ściej przed­sta­wiam się, że jestem bez­ro­bot­ny. To jest taka bru­tal­na spra­wa. Ale po dia­bła ja miał­bym nie być anar­chi­stą, po co, w ramach jakiej wdzięcz­no­ści świa­tu. Ja mogę być anar­chi­stą, taki nie wiem, robot­nik, taka pie­lę­gniar­ka, ukra­iń­ska pomoc domo­wa, to oni sobie w duchu mogą być anar­chi­sta­mi, a ja mogę być po pro­stu anar­chi­stą. Co, na chu­ja mi nasko­czą? Nie nasko­czą. Co mi zro­bią? Na Festi­wal Miło­sza mnie zapro­szą, tfu. [1]

Jesz­cze w sale sale sale Kopyt pisał zaś prze­wrot­nie: „nie twórz­cie komitetów/palcie wła­sne”, dając rów­no­le­gle wyraz otwar­cie wspól­no­to­we­mu, anty­in­dy­wi­du­ali­stycz­ne­mu nasta­wie­niu do spo­łe­czeń­stwa i lite­ra­tu­ry. Twór­czość obu auto­rów nie jest ani gestem zbun­to­wa­nych per­for­me­rów upo­mi­na­ją­cych się o wol­ność eks­pre­sji i auto­no­mię od pań­stwa, ani poezją pie­lę­gnu­ją­cej „etos inte­li­gen­cji zaan­ga­żo­wa­nej” socjal­de­mo­kra­tycz­nej lewi­cy, któ­ra po pro­stu chcia­ła­by, żeby każ­de­mu było tro­chę lepiej. Anar­chizm Góry i Kopy­ta nie jest po pro­stu abs­trak­cyj­ną meta­fo­rą ogól­ne­go nasta­wie­nia do języ­ka (roz­bi­ja­nia sen­sów, kwe­stio­no­wa­nia utar­tych prze­ko­nań), ale czymś szer­szym, bar­dziej zło­żo­nym, rów­nież – bar­dziej eks­pli­cyt­nym.

***

Wystę­po­wa­nie w wier­szu na rzecz tych, któ­rzy pozba­wie­ni są gło­su, spra­wi­ło, że zarów­no Góra, jak i Kopyt – na róż­ne spo­so­by, wyko­rzy­stu­jąc róż­ne poetyc­kie meto­dy – wpro­wa­dzi­li do wier­sza rodzaj powa­gi, ocie­ra­ją­cej się cza­sem o patos. Obaj zaan­ga­żo­wa­li się w trud­ną wal­kę otwie­ra­nia lite­rac­kiej pol­sz­czy­zny na roz­ma­ite, czę­sto nie­mal zapo­mnia­ne, rodza­je wznio­sło­ści.

Posta­wi­li sobie tym samym sza­le­nie trud­ne zada­nie: pol­sz­czy­zna poetyc­ka przed pato­sem bro­ni się jak przed mało czym, każ­dą jego moż­li­wość tonu­je odru­cho­wo iro­nią. Iro­nicz­ny para­dyg­mat zwłasz­cza dziś wyda­je się trud­ny do pod­wa­że­nia – znacz­na część poezji lat 90. zorien­to­wa­na była na pry­wat­ność i iro­nię, a sze­reg twór­ców, dla któ­rych iro­nia sta­no­wi­ła przede wszyst­kim ukie­run­ko­wa­ne, „uce­lo­wio­ne” narzę­dzie (poli­tycz­no-este­tycz­nej) sub­wer­sji (powiedz­my: Sosnow­ski, powiedz­my: Foks, powiedz­my: Bie­drzyc­ki), było przez kry­ty­kę upar­cie odczy­ty­wa­nych w kate­go­riach nie­ustan­ne­go mno­że­nia zna­czeń, pod­wa­ża­nia wszyst­kich pew­ni­ków, bły­sko­tli­wej gry pasti­szów, cyta­tów i inter­tek­stów, nakie­ro­wa­nych głów­nie na „lite­rac­ką” przy­jem­ność.

Dla Kopy­ta i Góry iro­nia pozo­sta­je waż­nym, czę­sto nie­zbęd­nym narzę­dziem – jed­nak do jej zadań nie nale­ży odwra­ca­nie uwa­gi od powa­gi sytu­acji. Iro­nia to nie wię­cej niż jeden z wie­lu for­mal­nych środ­ków, narzę­dzi poetyc­kie­go warsz­ta­tu; na pew­no nie sta­no­wi celu same­go w sobie, na pew­no nie jest naj­wyż­szą war­to­ścią.

***

Wśród tych, któ­rym udzie­la­ją gło­su w wier­szach Góra i Kopyt, są zwie­rzę­ta. Ide­owi, świa­do­mi wega­nie, obaj piszą dużo o pra­wach zwie­rząt i o skraj­nych for­mach prze­mo­cy, któ­re zwie­rząt doty­ka­ją; trak­tu­ją je jed­nak rów­nież jako szer­szą, bar­dziej pojem­ną figu­rę tego, co nie­ludz­kie, co wyklu­czo­ne z naj­szer­szej nawet wspól­no­ty (jak pisał Kopyt w tomie buch: „kto roz­wi­kła zwie­rzę / ten roz­wi­kła prze­moc”). Zain­te­re­so­wa­nie zwie­rzę­ciem i zwie­rzę­co­ścią wyda­je się – w porów­na­niu do kwe­stii tak ogól­nych jak „anar­chizm” czy „wznio­słość” – czymś bar­dzo uszcze­gó­ło­wio­nym, kon­kret­nym, jak­by z inne­go pozio­mu czy ska­li. Jed­nak to wła­śnie pro­ble­ma­ty­ka tego, co zwie­rzę­ce, two­rzy wśród „mło­dych zaan­ga­żo­wa­nych” nie­któ­re z naj­bar­dziej widocz­nych linii dia­lo­gu; jest klu­czo­wa choć­by dla wier­szy Kiry Pie­trek i Ilo­ny Wit­kow­skiej. Zby­wa­nie tej pro­ble­ma­ty­ki, trak­to­wa­nie jej przy lek­tu­rach „poetów poli­tycz­nych” jako wąt­ku pobocz­ne­go, może łatwo wypa­czyć (i nie­jed­no­krot­nie wypa­cza) obraz całe­go zja­wi­ska.

***

Ostat­nia kwe­stia pocho­dzi z pogra­ni­cza poezji i życia lite­rac­kie­go. Dla obu auto­rów istot­ne jest wyobra­że­nie poety jako kogoś na sce­nie – myśl o wier­szu w wyko­na­niu, wymó­wio­nym (bądź opo­wie­dzia­nym) na głos. Kopyt zaczy­nał od skan­do­wa­nia, obec­nie swo­je tek­sty śpie­wa – i nagry­wa na dołą­cza­ne do tomów pły­ty CD. Góra to typ gawę­dzia­rza, do lek­tu­ry swo­ich wier­szy wtrą­ca regu­lar­nie dygre­sje, wyja­śnie­nia, komen­ta­rze, „uzu­peł­nia” wiersz na żywo; całość ma wyraź­ny rys aktor­ski, per­for­mer­ski (czy raczej sto­ry­tel­lin­go­wy). Żaden z nich nie „uwal­nia” cał­ko­wi­cie wier­sza na zasa­dzie „to, co napi­sa­ne i wyda­ne dru­kiem, już mnie nie obcho­dzi, niech czy­tel­nik robi, co chce”; odci­ska­ją raczej na nim wyraź­ne pięt­no wła­sne­go gło­su, into­na­cji, akcen­tu, gesty­ku­la­cji. Dla obu wyda­je się to istot­ne jako for­ma wpro­wa­dza­nia wier­sza w obieg, docie­ra­nia z jego tre­ścią do szer­sze­go gro­na odbior­ców; prze­kła­da się jed­nak też na spo­sób pisa­nia: prze­kształ­ca pod­miot, usta­na­wia dla wier­sza wyobra­żo­ną publicz­ność, dyna­mi­zu­je, sku­pia uwa­gę na brzmie­niu i dźwię­ku.

***

Te czte­ry bar­dzo róż­ne tema­ty, pro­ble­my czy obsza­ry – anar­chizm, powaga/wzniosłość, zwierzę/zwierzęcość, głos/sceniczność – nie tyl­ko sta­no­wią punk­ty wspól­ne dla Kopy­ta i Góry; to też istot­ne punk­ty odnie­sie­nia dla całej nowej poezji zaan­ga­żo­wa­nej (i kry­tycz­no­li­te­rac­kiej nar­ra­cji o tej poezji). Wyli­cze­nie pozo­sta­je oczy­wi­ście nie­do­mknię­te, dyna­micz­ne, otwar­te na uzu­peł­nie­nia i prze­kształ­ce­nia – wyda­je się jed­nak, że obaj auto­rzy w ostat­nich latach raczej sku­pia­ją jesz­cze swo­ją uwa­gę na tych kate­go­riach niż odcho­dzą od nich na rzecz innych.


Przy­pis:
[1] Żad­na repre­zen­ta­cja. Z Kon­ra­dem Górą, Szcze­pa­nem Kopy­tem i Kirą Pie­trek roz­ma­wia Aldo­na Kop­kie­wicz, tekst dostęp­ny pod adre­sem: http://www.dwutygodnik.com/artykul/4535-zadna-reprezentacja.html.

O autorach i autorkach

Marta Koronkiewicz

Urodzona w 1987, krytyczka literacka, asystent w Instytucie Filologii Polskiej UWr. Współredaguje 8. Arkusz „Odry”, „Przerzutnię. Magazyn literatury i badań nad codziennością” (www.przerzutnia.pl) oraz „WIDMA. A Journal of American and Polish Verse”. Mieszka we Wrocławiu.

Paweł Kaczmarski

Urodzony w 1991 roku. Krytyk literacki, pisze głównie o poezji współczesnej. Redaktor działu recenzji książkowych w „Ricie Baum” oraz „8. Arkusza”, dodatku młodopoetyckiego do miesięcznika „Odra”. Współpracownik czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania