recenzje / IMPRESJE

Rekonstrukcja podmiotu

Grzegorz Tomicki

Esej Grzegorza Tomickiego towarzyszący premierze książki Woda na Marsie Jerzego Jarniewicza, która ukazała się 25 maja 2015 roku nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Już daw­no zła­pa­łem się na tym, że bio­rąc do ręki czyjś nowy tom wier­szy, zawsze sta­ram się jak naj­szyb­ciej wyłu­skać z nich myśl prze­wod­nią, któ­ra ukie­run­ko­wał­by moją dal­szą lek­tu­rę – jakieś wier­szo­we cen­trum, ośro­dek, wokół któ­re­go zor­ga­ni­zu­je się moje wła­sne myśle­nie i rozu­mie­nie tego, co czy­tam. Wia­do­mo, od cze­goś trze­ba zacząć. Inter­pre­ta­cja musi się na czym oprzeć, aby móc w ogó­le ruszyć z miej­sca. Musi mieć swo­je blo­ki star­to­we. Owo nie­ko­niecz­nie autor­skie – bo może być wyłącz­nie czy­tel­ni­czo wykon­cy­po­wa­ne – cen­trum nie musi być nim do koń­ca. Lek­tu­ra kolej­nych wier­szy może je potwier­dzać, kory­go­wać lub wyka­zy­wać jego nie­ade­kwat­ność. Wte­dy koniecz­ne sta­je się prze­me­blo­wa­nie wstęp­nych, pro­wi­zo­rycz­nych zało­żeń i kon­stru­owa­nie nowych. Ale ziar­no już zosta­ło zasia­ne, pro­ces inter­pre­ta­cji ruszył i może bar­dziej lub mniej swo­bod­nie toczyć się dalej.

W Wodzie na Mar­sie Jerze­go Jar­nie­wi­cza taką myśl prze­wod­nią znaj­du­ję już w pierw­szych zda­niach: „Tu był próg, a za pro­giem / gru­pa rekon­struk­cyj­na / coś rekon­stru­uje. Ci, któ­rzy / wie­dzie­li­by co i dla­cze­go, nie żyją / z nami. Z nami będzie, bo być musi, live, / czy­li na żywo” („Któ­ry mie­siąc”). Typo­wy dla tego auto­ra frag­ment: zda­nia niby naj­zwy­czaj­niej­sze w świe­cie – wyzby­te tro­pów i wszel­kich poetyc­kich ozdob­ni­ków – ale myśl nimi wyra­żo­na nie jest bynaj­mniej oczy­wi­sta. To zde­rze­nie zwy­czaj­no­ści i nie­oczy­wi­sto­ści przy­no­si sku­tek, o jaki – o ile się nie mylę – poecie wła­śnie cho­dzi­ło: czy­tel­nik usi­łu­je zaj­rzeć sło­wom pod pod­szew­kę, poszu­ku­je meta­for, sen­sów i zna­czeń ukry­tych pod powierzch­nią, nie­wi­docz­nych gołym okiem. Moż­na by rzec: jak w życiu. Meta­fo­ry, sen­sy i zna­cze­nia nie leżą plac­kiem na uli­cy dostęp­ne każ­de­mu, kto zechce się po nie schy­lić. Trze­ba je two­rzyć same­mu, za mate­riał mając to, co przy­no­si doświad­cze­nie czy tzw. rze­czy­wi­stość (przy­po­mi­na się pro­wo­ka­cyj­ny tytuł jed­ne­go z poprzed­nich tomów tegoż auto­ra: Rze­czy oczy­wi­stość).

Nie mogę się oprzeć, by nie rozu­mieć powyż­sze­go frag­men­tu jako poetyc­kie­go gło­su w spra­wie jed­ne­go z naj­go­ręt­szych spo­rów filo­zo­fii współ­cze­snej – o sta­tus i sens ludz­kiej pod­mio­to­wo­ści i toż­sa­mo­ści. Czy moje Ja rze­czy­wi­ście – obiek­tyw­nie – ist­nie­je, czy jest tyl­ko – jak to ujął Hume – „wiąz­ką wra­żeń”, któ­rych nie spa­ja żad­na nad­rzęd­na jed­ność? Czy owo Ja nie jest tyl­ko – jak wie­lu dziś podej­rze­wa – złu­dze­niem, nawy­kiem myślo­wym, wyni­kiem pro­ce­su socja­li­za­cji czy pochod­ną rela­cji struk­tu­ral­nych (w szcze­gól­no­ści gra­ma­ty­ki języ­ka)? I co, w takim razie, łączy­ło­by moje obec­ne Ja z moim Ja prze­szłym, daw­nym, nie­by­łym?

„Tu był próg, a za pro­giem / gru­pa rekon­struk­cyj­na / coś rekon­stru­uje”. Lubię Myśleć o wier­szach z tego tomu jako „gru­pie rekon­struk­cyj­nej”, któ­ra coś – głów­nie rze­czo­ne Ja – rekon­stru­uje. „Tu był próg” – powiedz­my: tu była umow­na gra­ni­ca, oddzie­la­ją­ca to, co było, od tego, co jest, prze­szłość od teraź­niej­szo­ści. „Był”, bo próg ten nie­ustan­nie odcho­dzi w prze­szłość, podob­nie jak sama teraź­niej­szość. Co pod­le­ga rekon­struk­cji? Powiedz­my: toż­sa­mość pod­mio­tu lirycz­ne­go, a pośred­nio – cho­ciaż w naj­waż­niej­szym, egzy­sten­cjal­nym sen­sie nad­rzęd­nie – toż­sa­mość empi­rycz­ne­go auto­ra. Dla­cze­go „Ci, któ­rzy / wie­dzie­li­by co i dla­cze­go, nie żyją / z nami.”? Bo ode­szli już do prze­szło­ści. Tacy, jaki­mi byli, ist­nie­ją wyłącz­nie w pamię­ci pod­mio­tu. Wię­cej, sam pod­miot – taki, jakim był kie­dyś – też żyje tyl­ko w pamię­ci, w prze­szło­ści. Lite­ral­nie więc, wszy­scy oni „nie żyją” (istot­na dru­ga prze­rzut­nia). Nie żyją „z nami”, w teraź­niej­szo­ści, „live, / czy­li na żywo”. Są wytwo­ra­mi pamię­ci, kon­struk­ta­mi teraź­niej­szo­ści, rekon­stru­owa­ny­mi nie­ustan­nie wraz z postę­pa­mi życio­we­go doświad­cze­nia.

Dla­te­go pod­mio­to­wi tych wier­szy brak „pier­wot­ne­go poczu­cia bez­pie­czeń­stwa onto­lo­gicz­ne­go”, jak to okre­ślił szkoc­ki psy­chia­tra Ronald David Laing. Ponie­waż nikt, łącz­nie z nim samym, nie może potwier­dzić jego ist­nie­nia – wszy­scy oni „nie żyją / z nami”, nie żyją w teraź­niej­szo­ści – nie może on mieć żad­nej pew­no­ści co do naj­waż­niej­szej egzy­sten­cjal­nie, pod­sta­wo­wej kwe­stii: mia­no­wi­cie, czy sam w ogó­le ist­nie­je.

Nie może go w tym utwier­dzić nawet ta, któ­ra go uro­dzi­ła – mat­ka: „Wie­dział­bym, na ogień, / wstyd i na kamie­nie, że / jestem, gdy­by nie umar­ła / daw­no, daw­no temu” („I syn”). „Wie­dział­bym”, ale ponie­waż „umar­ła / daw­no, daw­no temu”, nie wiem nawet, „że jestem”. Nie wiem, kim jestem i czy w ogó­le jestem. Pozo­sta­je rekon­struk­cja prze­szło­ści, rekon­struk­cja sie­bie z prze­szło­ści i pró­ba sca­la­nia go z Ja dzi­siej­szym. Że odby­wa się to za pomo­cą mecha­ni­zmów języ­ko­wych i wzo­rów kul­tu­ry? Tym lepiej i zara­zem gorzej:

„Pół­chłop­cy za pół­dar­mo, sztucz­ne raje /na wynos. Miłość mogła mieć począ­tek / w Tan­ge­rze. Tan­ger mógł być dla nas / pod Kut­nem, albo jesz­cze bli­żej, ale / kto miał­by zatrosz­czyć się o mapy / z przed­wczo­raj? Śmierć? Ta, / kie­dy już przyj­dzie, nie znaj­dzie  wyra­zu, wpa­trzo­na w nie­po­rad­ne / obra­zy z baro­ku.” („Pod osło­ną nie­ba”). „Praw­dzi­we” obli­cze śmier­ci prze­sło­ni­ły jej baro­ko­we przed­sta­wie­nia („nie­po­rad­ne obra­zy”) i takie też są – przed­sta­wie­nio­we, skon­wen­cjo­na­li­zo­wa­ne – nie tyl­ko „mapy z przed­wczo­raj”, ale i mapy z wczo­raj i dziś. Żyje­my w świe­cie doszczęt­nie zsym­bo­li­zo­wa­nym, przed­sta­wio­nym i wyobra­że­nio­wym – a więc arcy­ludz­kim – w „sztucz­nych rajach na wynos”, coraz bar­dziej odda­la­jąc się od tego, co nie­przed­sta­wio­ne, bez­po­śred­nio uchwyt­ne, real­ne.

Pozo­sta­ją bez­owoc­ne pró­by oży­wia­nia pierw­szych, auten­tycz­nych wra­żeń i prze­ku­wa­nia ich w teraź­niej­sze doświad­cza­nie swo­je­go bycia-w-świe­cie: „W maju pali­ła się na Piotr­kow­skiej kate­dra. / Był to mój pierw­szy pożar, jeśli nie liczyć / ognia z fil­mów i tele­wi­zji. Ty się dopie­ro / uro­dzisz, ja byłem pod kate­drą, kate­dra / stoi w ogniu. / Potem pró­bo­wa­li­śmy obo­je / w ogniu zamiesz­kać, jak te żół­te jasz­czur­ki, któ­rych, / wia­do­mo, tak napraw­dę nie ma, ale i nasz ogień / był prze­cież z inne­go porząd­ku” („Neo­go­tyk z żół­tej cegły”). Sko­ro „nasz ogień” – to, co nas oży­wia, roz­pa­la – był/jest „z inne­go porząd­ku”, to według jakie­go, w jakim porząd­ku byliśmy/jesteśmy? Czy żyje­my w świe­cie, któ­ry usta­no­wi­li­śmy wyłącz­nie „my obo­je”, na wła­sny uży­tek, w ode­rwa­niu od wszyst­kie­go, co inne? Tak się, rzecz jasna, nie da. To jak „w ogniu zamiesz­kać, jak te żół­te jasz­czur­ki, któ­rych, / wia­do­mo, tak napraw­dę nie ma”. Nas tak napraw­dę nie ma. Mnie nie ma.

Pozo­sta­ją pró­by sko­mu­ni­ko­wa­nia się z sobą samym sprzed lat. Potwier­dze­nia swo­je­go obec­ne­go ist­nie­nia w swo­im ist­nie­niu prze­szłym. Jeże­li usta­no­wię cią­głość pomię­dzy Ja byłym a teraź­niej­szym, odzy­skam poczu­cie jego ist­nie­nia.

Pozo­sta­je zatem poezja: „Ten chło­pak z poprzed­niej książ­ki wciąż jesz­cze / tu sie­dzi. I bez sło­wa ze sto­py wycią­ga – co / takie­go? Pinez­kę? Szkło, być może? Pest­ki, / któ­re wypluł sto­pek na ryczał­cie? Ale to było / nie było inna książ­ka. A ty masz swo­je lata i nie jesteś / chłop­cem, choć lubisz na bosa­ka. Sto­pa / dźwi­ga twój cię­żar, zbie­ra, co pogu­bio­ne / na pasach i na chod­ni­ku. Sam tych okru­chów / nie wyj­mę, jeśli się do mnie sło­wem nie odwró­cisz, / tego, co było, na głos nie wypo­wiesz, i / pod nie­bo, żebym czy­tał, / nie obna­żysz sto­py” („Spi­na­rio (trzy lata póź­niej)”).

To ostat­ni w tej książ­ce wiersz. W następ­nej „chło­pa­kiem z poprzed­niej książ­ki” będzie „chło­pak”, któ­ry napi­sał tę, któ­rą wła­śnie prze­czy­ta­łem. Może już ją pisze, odcho­dząc tym samym z jed­nej stro­ny w prze­szłość, z dru­giej w zaś przy­szłość, któ­rą się będzie potem rekon­stru­ować. Albo­wiem – jak powia­da Heideg­ger – prze­szłość czło­wie­ka nie postę­pu­je za nim, lecz zawsze już ją poprze­dza.

O autorze

Grzegorz Tomicki

Urodzony w 1965 roku. Doktor nauk humanistycznych. Krytyk literacki, poeta, publicysta, wykładowca. Stale współpracuje z miesięcznikami „Odra” i „Twórczość” oraz kwartalnikiem „FA-art”. Prowadzi blog literacki Szkice ciurkiem. Mieszka w Legnicy.

Powiązania