[moja mała przyjaciółka…]
nagrania / złodzieje wierszy Roman HonetWiersz z książki baw się. Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejRecenzja Sylwii Omiotek z książki baw się Romana Honeta.
1. Negatyw
To, na co ośmielił się Roman Honet, podejrzewany i tak o niepokorną wyobraźnię, przekracza granice jego dotychczasowej poezji. Tak czy inaczej pozostawiał on w zakłopotaniu swoich czytelników i recenzentów, a to wcale nie dlatego, że brak im krytycznych narzędzi czy wrażliwości. Niemniej do poety nieobliczalnego należy podchodzić z ostrożną nieufnością. Najpierw człowiek, jak człowiek, zaufa, a potem poeta rzuca mu przez ramię: no to baw się! I komu będzie do śmiechu? Wprawdzie sam Honet przy okazji promowania tomiku nawet się spowiada wydawcy i to otwarcie, poważnie. Kilka plotek o sobie ironicznie komentuje, kilka potwierdza, utrwalić i zasklepić się w kliszowym obrazie jednak nie pozwala. Zamiast zdjęcia mamy jedynie negatyw. Tyle tylko, że sakramentalne stwierdzenie, iż jesteśmy skazani na poznanie niedoskonałe i fragmentaryczne, nie wystarcza do opisu nowego projektu poetyckiego Romana Honeta. Skoro też odkrywanie poety w poezji znowu stało się bardzo niemodne, muszę chyba z żalem porzucić wywiadowczy trop, dojrzałe i intrygujące stwierdzenia samego poety, i wrócić do oglądania negatywu pod światło. Ile się temu oglądowi wymknie, nie zdołam sama stwierdzić, żaden popis krytyczny i tak nie jest w stanie dopasować się do tych tanecznych kroków – to rytm zmysłów, wyobraźni, śmierci, próżni czy mistycznych lotów, czy może wszystkiego naraz? Mówię to wbrew temu, co twierdził Steiner i z czym głęboko się zgadzam: „Brzmi to okrutnie, lecz zdaje się, że krytyka ma wartość wtedy jedynie, gdy mistrzostwo odpowiadającej formy jest porównywalne ze swoim przedmiotem (‘Rzeczywiste obecności’)”. Pozostaje zatem kwestia wyboru języka. Poddać się dyktatowi dykcji poety, to godzić się na groźbę ckliwości, patosu, pretensjonalności w końcu. Rzeczy ważne, rzeczy ostateczne, bo z takimi tu mamy do czynienia, pełniejszy, prawdziwszy kształt uzyskują w wierszach niż w krytycznej wypowiedzi. Chyba że wyszeptałby ją sam Tkaczyszyn-Dycki, bo ma wprawę w unoszeniu wieka trumny. Jak się okazuje, tym jednym przykładem zaliczam Honeta do grona zimnych czaszek, Gilgamesza, Hektora, Rolanda. Piewca spraw ostatecznych to już poważna rola.
2. Zaproszenie do zabawy
Tytuł baw się i kilka innych wierszy o rzeczach ważnych wymaga komentarza. Wskazuje na kluczową rolę jednego z utworów, znajdującego się w podrozdziale „O mieszaniu pokarmów”, prowokuje do wytypowania innych wierszy ważnych i nęci ironicznym grymasem. Czy jest jednak ironią, że młody współczesny poeta może pisać o rzeczach istotnych, czytanie jest zabawą, czy to, że tych utworów jest tylko kilka? Bartłomiej Majzel odczytał tytuł jako straceńczą dezynwolturę: „Ty baw się – oto ironia, szyderstwo, odwrócone zdjęcie – baw się – skoro już nic innego nie potrafisz wznieść w górę – tylko promień, błoto, garść gliny – baw się – Honet jak mało kto zna znaczenie tych słów i ich lustrzanego krzywego odbicia”. Ironiczne odwrócenie słowa „zabawa” podkreślają fotografie, stanowiące ważną część tego konkretnego, poetyckiego komunikatu. Metafory związane z okiem, z widzeniem bezpardonowo narzucają się opisowi tej poezji. Każda z sześciu części tomu jest poprzedzona zdjęciem wykonanym przez Magdę Galas. Na okładce huśtające się dziecko, którego roześmiane usta wzbudzają niepokój, a odrzucona do tyłu głowa i małe ostre ząbki wywołują demoniczne, okrutne wrażenie. Na pozostałych zdjęciach także dzieci, chłopcy bawiący się małym szkielecikiem – łopatką do piasku? Zabawie dzieci towarzyszy śmierć. Może w aż nazbyt oczywisty sposób pokazuje to ostatnia fotografia: na rozmyte, podświetlone chłopięce sylwetki nałożone jest powiększone zdjęcie czaszki, wcześniejszej zabawki chłopców. Ma ona taki sam grymas jak śmiejący się chłopcy, ale już im się wymknęła z rąk, przerosła ich, niemal przysłoniła. To nie jest obraz anamorficzny, z którym w jakiś sposób jesteśmy oswojeni, ale niemal bezpośredni jawny przekaz, że śmierć jest cieniem kładącym się na naszym życiu. Wiersze połączeniem sielankowości i grozy przebijają jeszcze owe zdjęcia. Tytuł baw się ma w sobie tyle frywolności, ile „Proszę Państwa do gazu” Borowskiego. To odniesienie do literatury wojenno-obozowej nie pojawia się na zasadzie czystego belferskiego skojarzenia. Ostatecznie poeta sam błyska nam przed oczyma i taką możliwością, przywołując bohaterkę Medalionów Dwojrę Zieloną, która przeżyła straszliwą noc sylwestrową w 43 roku, kiedy to rozbawieni niemieccy żołnierze zamordowali sześćdziesięciu ludzi. Mechanizm tego przywołania, tak jak i w innych przypadkach, nie jest oczywisty. Sylwester i Dwojra łączą się skojarzeniowo, ale ona jest i prawdziwa i literacka jednocześnie, podobnie jak sarni braciszek (tytuł opowiadania Leo Lipskiego), pełnią funkcję książek, kluczy otwierających przeszłość, pasujących do tej konkretnej komory pamięci, bo intensywnie zapewne w swoim czasie przeżytych. Zastanawiam się, na ile rekonstruowanie przeze mnie tego gabinetu osobliwości nie jest wytchnieniem od klimatu grozy. Imiona i nazwiska wplecione są w utwory, pisane małą literą, na zasadzie jednego z elementów wiersza, urzeczowione. Zakamuflowane w księżycowym krajobrazie wierszy mogą być dowodem surrealistycznej wyobraźni poety, absurdalności skojarzeń albo skłonności do anagramów. Kto, poza pokoleniem wychowanym na dwóch programach telewizji, „Reksiu” i „Bolku i Lolku”, pamięta, że Otokar Balcy i Alojzy Mol („ślepe są dni i lekko drżą/ otokar balcy i alojzy mol”) to postacie autentyczne (twórcy ścieżki dźwiękowej wyżej wymienionych dobranocek)? Zdecydowanie odkrywanie cegiełek poetyckiej wyobraźni nie wynika tylko z potrzeby rozumienia (czasami wystarczy uroda frazy, jedna metafora, przysłaniająca tekst i potrzeba wyjaśnienia schodzi na plan dalszy), rodzi się też z chęci odetchnięcia od dusznego, elektrycznego klimatu poezji o rzeczach ostatecznych. „Książki mojej nie czytaj,/ jeżeli chcesz zapomnieć o sobie/ oddaj się raczej rozpuście/ niż wdychaniu wierszy bardzo smrodliwych” (E. Tkaczyszyn-Dycki, „Ad benevolum lektorem”) – w przypadku poezji Honeta rozpustne jest tropienie przeszłości, różnorakie odniesienia kulturowe i tekstowe, ckliwe nostalgie („dzieci zanurzające ręce w obręczach ziół, zmąconej wodzie sadzawek na blokowisku” – „lato 1991. golden boy”)
Dystrybucją skojarzeń nie rządzi przypadek ani zasada uwolnionej świadomości. Zbyt konsekwentnie poeta żongluje w każdym wierszu obrazami przeszłości. Rekonstruowanej z elementów zaczerpniętych z różnych porządków – może to być fragment pejzażu, nastrój, zapach, sen, lektura, komiks, dobranocka – coś głęboko prywatnego, emocjonalnego. Zbyt konsekwentnie, aby nie odczytywać całości jako sagi o czasie przeszłym, jako traktatu o czasie w ogóle. Odnajduję siebie w intymności tej poezji, nawet jeśli części tej prywatnej historii znać nie mogę, nawet jeśli nie skojarzę jej odpowiednio. Naprzeciw niej wychodzę ze swoją historią, która siłą rzeczy jest pokawałkowana, niemożliwa, meandryczna. Honet całkowicie zrezygnował z anegdoty w wierszach, przeszłość jest niefabularna, poddana raczej logice snu. Chcę uwewnętrznić intymność tych wierszy i to jest jedyne rozumienie, jakie mogę zaproponować. Przez wykorzystanie motywów lustrzanego odbicia poeta sam konstruuje zwierciadło. To lustro, które pokazując z natury obraz efemeryczny, staje się najważniejszym symbolem vanitas, lustro podobne tym niemieckim i holenderskim z siedemnastego wieku, na których u dołu malowano martwą naturę złożoną z symboli wanitatywnych – czaszki, książki. Znikomość i przemijanie narzucają się zatem naszemu odbiciu juz nie po to, aby jak w dobie baroku stanowić przestrogę, oferują ostateczną prawdę, najwyższy stopień wtajemniczenia.
3. Śmierć jest mistrzem jedynym na naszym podwórku
Kiedy Gustaw przyszedł do księdza, tylko dzieci trwożnie szeptały, że to duch. Nieco lękliwie, ale z zaciekawieniem, fascynacją przypatrywały się dziwacznej postaci, zmienionym miłosnym szaleństwem rysom. Związek dziecięcej niewinności ze światem metafizycznych tajemnic romantykom wydawał się naturalny. Dziecięcy bohaterowie wierszy Dariusza Suski, także ich podmiot liryczny, do śmierci podchodzą w sposób prostolinijny. Szybko godzą się z faktem, że nie można jej naprawić, celebrują okrutne rytuały. Dzieci w wierszach Honeta są nieco bardziej widmowe i jeśli bawią się „zasypywaniem zaschniętej krwi w błocie” („bukiety podróży”), to przekazują jednocześnie tajemnice nie z tego świata. Pokój dziecięcy to martwe imperium, pudło pełne wyschniętych owadów, trumna w końcu. Podmiot liryczny wciela się niekiedy w to widmowe dziecko, mówi z perspektywy odległej, obcej, głosem nie z tego świata („mówię do ciebie cicho/, cicho jak ślepe dziecko w zagazowanym/ parku”), jest „chłopcem skaczącym obok”. Ta perspektywa obcości bierze się chyba z jednej z prawd dziecięcego pokoju – z samotności, z nadchodzącej w sposób ostateczny rozłąki. Wiersze tworzą przestrzeń swoistej strefy mroku (choć paradoksalnie składającej się z także letnich żarów, stroboskopowych błysków) – w niej właśnie przebywają chłopcy „noszący w oczach kobaltowy ocean i szpadę, którzy tak dawno rozmiłowali się w cieniu, zaczytali”. To jedna, składająca się z różnych części opowieść – „baśń o śmierci. niezwykłej. Nieodwracalnej” („park gier minionych”).
Czas jest ważnym bohaterem wierszy Honeta („oczy zwrócone zawsze w stronę minionego”). O ile zazwyczaj spojrzenie podmiotu jest rozproszone, melancholijne, ciągle podążające za tym, co utracone, o tyle czas poddawany jest kontemplacji. Określenie czasu pojawia się w każdym utworze: miesiąc, dzień tygodnia, konkretny rok. Godzina za godziną chodzi, ale nie w sposób niepojęty, tylko sumienny. Wystarczy przywołać kilka przypadkowych fraz, zdradzają nie tyle obsesję przemijania, ile namysł nad nim, namysł nad naturą czasu, łagodną rezygnację: „tak dużo lat minęło. tak dużo” lub z tego samego wiersza: „minęło dużo lat – nie były ważne” („powrót nie zaczął się nigdzie”). Czas pochłania lub bardziej personalizująco i władczo – ogarnia. Podlega jednak mityzacji, klasycznie pokazywanej jako cykliczność rytmu natury, Demeter wita Korę, która jednak odejdzie, aby znów powrócić. Materia zamienia się w proch, proch wnika w ziemię, robactwo ją użyźnia, czyli nic nowego pod słońcem – „przyszedł proch, robak przyszedł dwaj bracia w przemianie” („kwiaty. larwy”) A jednak. Kategorie wanitatywności i wegetacji nie satysfakcjonują. Czas podlega kontemplacji niemal mistycznej, mija i trwa. W najsłynniejszym traktacie o czasie Augustyn wyznawał: „Nie możemy więc właściwie mówić, że czas jest, jeśli nie dodajemy, iż zmierza on do tego, że go nie będzie. Jeśli w taki sposób uświadamiając sobie czas, mierzymy go, czynimy to wobec czasu właśnie teraz przemijającego. Kiedy rzeczy przeszłe wiernie opisujemy, wydobywamy z pamięci nie same rzeczy, które już przeminęły, lecz słowa oparte na obrazach owych rzeczy, które wtedy, gdy się rozgrywały, za pośrednictwem zmysłów wycisnęły jakby ślady na umyśle. Na przykład moje dzieciństwo, którego już nie ma, spoczywa w czasie przeszłym, który już też nie istnieje. Ale obraz dzieciństwa, kiedy go przywołuję i opisuję, oglądam w czasie teraźniejszym, gdyż obraz ten jest nadal w mojej pamięci obecny”. Pojawiają się w wierszach z tomu baw się wersy: „został za nami czas, ale nie minął” („kwiaty. larwy”), „rok się przetoczył i jest ten sam” („o przywracaniu”). Pokawałkowana przeszłość, złożona nie tyle z wrażeń, ile ze wspomnień tych wrażeń, nabiera realnych kształtów – powtarzając za Honetem: „przeszłość nie zwalnia całości lecz udostępnia ją w częściach”.
„Czym więc jest czas? Nie ma na to łatwej i krótkiej odpowiedzi. (…)Wniosek jest taki, że uświadamiać sobie czas i mierzyć go można tylko wtedy, gdy on właśnie przemija. Kiedy przeminął już to jest niemożliwe, bo go nie ma”. (Św. Augustyn, Wyznania)
4. A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?
Przeszłość rysowana jest przez nakładanie na siebie różnych pejzaży: miejskiego (szelest autostrad, światła, neony, wypożyczalnia rakiet i stadionów, pył wirujący w smugach kinematografów aquaparki, markety), fantastycznego lub, jak kto woli, symbolicznego, (okręgi spalonego zboża, ogród wytrzewionych kwiatów, północny śnieg, mrok, podziemne pola, gdzie ślepe ptaki wypijały kruszec, wiatr na nasypie kolejowym, płaty sadzy i kości wyplutych na śnieg). Momentami bliskie obrazom Zdzisława Beksińskiego czy przesiąkniętych erotyką i grozą szkiców Alfreda Kubina (wszak podobnie jak one, wyrwane z kontekstu, ocierają się o kicz). W utworach pojawiają się klasycyzujące odniesienia do dawnych malarzy – van Gogha „malującego własną krwią” i van Dycka. Niewątpliwie mają na sobie piętno melancholii i grozy. Marek Bieńczyk o podmiocie melancholijnym pisał, że jest antykartezjański, „gdyż wydrążony, rozproszony, na wewnętrznym wygnaniu”. Ciągle wpatrzony w owo „nic, które boli”. W wierszu użyczającym tytułu całemu tomowi podmiot liryczny wyraźnie nazywa sytuację – „nadzy biegniemy na spotkanie straty”, w „cmentarzu niewierzących zwierząt” dom wariatów zastąpiony jest peryfrazą – „zamknięte zakłady, domy dla szukających straty nawet w snach”. Honet nie nadużywa melancholijnej rekwizytorni, pojawia się stacja benzynowa, autostrada, znaki cywilizacji i nieobecny, martwy wzrok bohaterów wierszy, ale nastrój smutku budowany jest na opisach straty (przeszłość, śmierć) i obrazach pustki. Bieńczyk z lektury listów Krasińskiego wynotowuje kilka charakterystycznych dla melancholii zwrotów, opisów stanów ducha – zacieśnianie się w sobie samym, odpadanie życia kawałami, złuszczanie się życia. Powstała pustka nie daje się niczym zapełnić: „strata tworzy miejsce dla spojrzenia w nieskończoność, hipnotycznie pustą. Tę pustkę zapełnić może jedynie estetyczna radość wyliczania, „bezpośrednia i świetlista” rozkosz słów. Rodzi się magiczna gra pozwalająca odczuć niewyczerpany „skarb” języka, zasłonić nim stratę, i w ogromie wyliczenia osiągająca niekiedy, w swych najlepszych chwilach, nutę wzniosłości”. (M. Bieńczyk, Melancholia, o tych, co nigdy nie odnajdą straty). To jest moment, do którego dochodzi podmiot liryczny wielu utworów Honeta, pamięć odtwarza kształty, ale ożywić ich nie może. Wprawdzie „niepotrzebna nikomu jest pustka”, jednak refren „ale już nie ma/ już nie ma” powraca w różnych formach („nie ma nigdzie dzieci z moich dawnych niedziel, nie ma już kolędników minionych zim”). Tak przemawia nostalgia.
Zmieniły formę religijne motywy z wcześniejszych tomów Romana Honeta. Nie musi już kończyć utworów kanonicznym amen, to inny stopień wtajemniczenia w byt. Taki, w którym „umarli są zbyt blisko,/ by musieli wracać – to nie my ich,/ lecz oni wciąż nas widzą tak samo jak wczoraj,/ właśnie tak: pogrążonych w trwonieniu,/ rozsiewających sól, nieustających”. Może to tylko pierwszy etap mistycznej ciemnej nocy zmysłów, w której dominuje zniechęcenie: „W czasie trwania oschłości tej nocy zmysłów dusze odczuwają wielkie udręki. W tej bowiem nocy, jak już mówiliśmy, przeprowadzą Bóg zmianę, przenosząc duszę z życia zmysłowego do bardziej duchowego, tj. z rozmyślania do kontemplacji (…), na skutek czego nie może się on w rzeczach Bożych posługiwać swymi władzami. Martwią się te dusze,(…) że utraciły dobro duchowe i że je Bóg opuścił, skoro nie znajdują w rzeczy dobrej żadnego oparcia [czy smaku]. Męczą się wtedy i usiłują, jak to zwykły przedtem czynić, zająć swe władze jakimś przedmiotem rozmyślania lub jakimś upodobaniem” (Jan od Krzyża). Może jednak mistyczne widzenie na wskroś, w którym brutalnie objawia się prawda: „pustka – drży w odpowiedzi szept tych, którzy wiedzą – to pustka” (R. Honet, „łuna”).
Wiersz z książki baw się. Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejZ Romanem Honetem o książce baw się rozmawia Grzegorz Czekański.
WięcejRecenzja Pawła Kozioła z książki baw się Romana Honeta.
WięcejKomentarz Romana Honeta do wierszy „otworzyłem sen nie mój” i „lato 1991. golden boy” z tomu baw się, który ukazał się nakładem Biura Literackie 9 czerwca 2008 roku.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejJoanna Orska, Agnieszka Wolny-Hamkało i Radosław Wiśniewski o czwartym tomie poetyckim Romana Honeta; rozmowa z Autorem oraz klip do wiersza „Korona” w reżyserii Anny Jadowskiej.
WięcejWiersz z książki baw się (2008). Klip zrealizowany w ramach konkursu „Etiuda z wierszem” dla studentów wrocławskiej ASP.
WięcejWiersz z książki baw się (2008).
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejWiersz z tomu baw się, zarejestrowany podczas spotkania „Moje likwidacje” na festiwalu Port Wrocław 2009.
WięcejRecenzja Andrzeja Franaszka z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Marty Baron z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Aliny Świeściak z książki baw się Romana Honeta.
WięcejRecenzja Przemysława Owczarka z książki baw się Romana Honeta.
WięcejKomentarze Joanny Mueller, Konrada Wojtyły, Macieja Milacha, Bartosza Sadulskiego, Jakuba Momry, Bartłomieja Majzla.
Więcej