recenzje / ESEJE

Rodzaj przenikliwości

Krzysztof Siwczyk

Recenzja Krzysztofa Siwczyka z książki Farsz Marcin Sendeckiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Rano kawa i napalm” oto inau­gu­ra­cja dnia, skrom­na apo­stro­fa wita­ją­ca czy­tel­ni­ka naj­now­szej książ­ki poetyc­kiej Mar­ci­na Sen­dec­kie­go. Póź­niej lądu­je­my w „tępej becz­ce reguł”. Mniej wię­cej tak wyglą­da nasze życie, jeże­li zgo­dzi­my się badać je instru­men­ta­mi, któ­re pod­po­wia­da zdro­wy roz­są­dek. Jak żad­na wcze­śniej­sza książ­ka Sen­dec­kie­go Farsz eks­po­nu­je swo­ją mate­rię lek­sy­kal­ną (uwy­dat­nia języ­ko­wy cha­rak­ter egzy­sten­cji), nie­po­prze­dza­ją­cą aktu poetyc­kiej kre­acji, tyl­ko od nie­go abso­lut­nie uza­leż­nio­ną. Przy czym nad­uży­ciem było­by usta­wia­nie poetyc­kiej pro­po­zy­cji Sen­dec­kie­go w dłu­gim paśmie awan­gar­dy pol­skiej i obcej. Sam poeta w spo­rej czę­ści wier­szy tra­we­stu­je i przy­wo­łu­je tra­dy­cje lite­rac­kie, któ­re z awan­gar­dą nie mają wie­le wspól­ne­go, jeże­li za wyznacz­nik awan­gar­dy przyj­mie­my wykład­nię nastę­pu­ją­cych po sobie lite­rac­kich epok. U Sen­dec­kie­go tyle samo znaj­dzie­my Kar­piń­skie­go, Sło­wac­kie­go i Iwasz­kie­wi­cza, co Cage­’a i Wirp­szy. Oko­licz­no­ści spo­tka­nia mogą być zupeł­nie arbi­tral­ne. Na przy­kład sonet – jak ma to miej­sce wie­le razy. Zadzi­wia­ją­ca jest skłon­ność poety do miesz­cze­nia w jego okre­ślo­nych para­me­trach brzmień i idio­mów, któ­re nijak nie koja­rzą się ze spo­le­gli­wą wykład­nią tema­tycz­no-for­mal­ną tego poetyc­kie­go samo­gra­ja. Mówi­ło się przed laty, że Boh­dan Zadu­ra przy­wró­cił wia­ry­god­ność sone­tu w Prze­świe­tlo­nych zdję­ciach. Sen­dec­ki przy­wra­ca wia­ry­god­ność cze­muś już uwia­ry­god­nio­ne­mu, zwłasz­cza tam, gdzie nie może­my doszu­kać się meto­dy tego uwia­ry­god­nie­nia. Zadu­ra, jak powszech­nie wia­do­mo, prze­wie­trzył sonet ożyw­czą bry­zą języ­ka potocz­ne­go. Sen­dec­ki nato­miast zaapli­ko­wał sone­to­wi język labo­ra­to­ryj­nej sek­cji zwłok. Cia­ło języ­ka zosta­ło zre­du­ko­wa­ne do czę­ści poszcze­gól­nych, zbi­tek i frag­men­ta­cji zdań i słów. Czy­ta­jąc Farsz widzi­my jak dzia­ła­ją poszcze­gól­ne ukła­dy, związ­ki fra­ze­olo­gicz­ne, sen­sy przy­da­rza­ją­ce się języ­ko­wi w głę­bi struk­tu­ry gra­ma­tycz­nej. Sen­dec­ki zawsze był poetą pra­cu­ją­cym w deta­lu. O ile łatwo iden­ty­fi­ko­wal­nych deta­li skła­da­ją­cych się na okre­ślo­ną wizję poetyc­ką i reflek­sję spo­łecz­ną, sto­sun­ko­wo łatwo doszu­kać się w debiu­tanc­kim Z wyso­ko­ści, jak i w Pół (2010), o tyle w Far­szu autor rza­dziej wyko­rzy­stu­je ten poetyc­ki chwyt. Zde­cy­do­wa­nie czę­ściej czer­pie nato­miast z życia. Z życia słów – jedy­ne­go życia, któ­re­mu, para­dok­sal­nie, może­my zaufać. Sen­dec­ki, co nie jest odkryw­czym stwier­dze­niem, jest poetą wyjąt­ko­wym. Trud­no wła­ści­wie stop­nio­wać świet­ność tej liry­ki. Trzy minio­ne lata i trzy książ­ki. 22, Pół, Farsz i wcze­śniej­szy Trap (2008) sta­no­wią w mojej przy­go­dzie lek­tu­ro­wej z Sen­dec­kim rodzaj tetra­lo­gii, w któ­rej prze­śle­dzić moż­na naj­bar­dziej rady­kal­ną i wyzy­wa­ją­cą postać wier­sza współ­cze­sne­go. O Far­szu moż­na pisać rze­czy róż­ne, wyklu­cza­ją­ce się, bo ta poezja jest zawsze o krok przed jaką­kol­wiek pró­bą jed­no­znacz­nej inter­pre­ta­cji, co nie jest prze­cież zbyt czę­ste w pol­skiej poezji: „Tępa becz­ka reguł” – naj­cel­niej­sza ze zna­nych mi dia­gnoz współ­cze­sno­ści, autor­stwa Sen­dec­kie­go jakoś przy­jem­nie rezo­nu­je z ana­lo­gicz­nym lokum, w któ­rym pomiesz­ki­wał ponoć Dio­ge­nes z Syno­py. Czy moż­li­we jest zatem przy­wró­ce­nie za pomo­cą wier­sza god­no­ści praw­dzi­we­mu cyni­zmo­wi? Czy cynizm w warun­kach współ­cze­snej pol­sz­czy­zny, moc­no sfa­ty­go­wa­nej wul­gar­nym bana­łem, jest jesz­cze moż­li­wy? Chy­ba jed­nak tak. Cynizm jako języ­ko­wa posta­wa tra­gicz­na, kre­acja pod­mio­tu bez ustan­ku spo­czy­wa­ją­ce­go w poko­ju, by „zalec przy szklan­ce”, to rodzaj prze­ni­kli­wo­ści. Sen­dec­ki jest mor­der­czo prze­ni­kli­wy, sło­wa dla nie­go zna­czą o tyle, o ile są wehi­ku­łem tele­por­tu­ją­cym pod­miot w obszar roz­trop­nej rezy­gna­cji. Nie jest to jed­nak rezy­gna­cja wobec cze­goś czy kogoś. To raczej kapi­tu­la­cja przed wszyst­kim. Przed życiem w lite­ra­tu­rze – jedy­nym fra­pu­ją­cym życiem. Widzia­łem Mar­ci­na Sen­dec­kie­go klę­czą­ce­go nad gro­bem Char­le­sa Bau­de­la­ire­’a. Kogo dzi­siaj stać na taki gest? Kto wie, co on może zna­czyć? Sen­dec­ki wie, że nic mu nie wia­do­mo. I dla­te­go jest we współ­cze­snej pol­skiej poezji straż­ni­kiem gro­bów „prze­gra­nych” – „ci przy­naj­mniej dali odpo­wied­nie temu świa­tu świa­dec­two”.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Dodat­ku LITE­RAc­kie­go” (9/2012). Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi i Redak­cji za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Krzysztof Siwczyk

Ur. 1977. Polski poeta, eseista i krytyk literacki, autor osiemnastu tomów poetyckich oraz licznych książek krytyczno-literackich. Debiutował w 1995 roku zbiorem wierszy Dzikie dzieci. W kolejnych latach wydał m.in. Wiersze dla palących(2001), Centrum likwidacji szkód (2008), Gody (2012) oraz trylogię Krematoria (2021-2022). Jego twórczość była tłumaczona na wiele języków, w tym niemiecki, francuski i włoski. Jest również autorem kilku książek eseistycznych –Ulotne obiekty ataku (2010) i Bezduch (2018). Laureat Nagrody Fundacji Kościelskich, Nagrody Literacka Gdynia i Nagrody Silesius. Był także finalistą francuskiej nagrody Prix de la revue NUNC oraz laureatem międzynarodowej Nagrody Václava Buriana. Ostatnio jego wiersze wybrane A Calligraphy of Days zostały wydane przez Seagull Books (Londyn). Regularnie pisuje felietony do tygodnika „Polityka” i zasiada w jury Nagrody Nike. Mieszka w Gliwicach.

Powiązania