recenzje / ESEJE

Rozedrgana mapa

Dawid Gostyński

Recenzja Dawida Gostyńskiego, towarzysząca premierze książki Geografie, wydanej nakładem Biura Literackiego 25 sierpnia 2014 roku, a w wersji elektronicznej 16 października 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tytuł Geo­gra­fie mógł­by wyni­kać logicz­nie z tytu­łów opo­wia­dań: „Dom”, „Przy­jazd”, „Tu i teraz”, „Pasa­żer”, „Odle­głość”, „Sara­je­wo”. Jak widać, mamy jakieś mia­sta, dwor­ce, ludzi w podró­ży; mamy prze­strzeń wła­sną i obcą. I była­by może z tego jakaś lite­ra­tu­ra oko­ło­po­dróż­ni­cza, gdy­by Catel­li nie skom­pli­ko­wał roli pro­ste­go prze­wod­ni­ka.

W Geo­gra­fiach trop szyb­ko zacie­ra się bądź cał­ko­wi­cie ury­wa. Jeśli chce­my za czymś bądź za kimś podą­żyć, musi­my też zgo­dzić się na błą­dze­nie. Błą­dze­nie przez namna­ża­ją­ce się zda­nia, obra­zy, oso­by, sku­pia­ją­ce się w naocz­ną postać tyl­ko na chwi­lę, na błysk, któ­ry pró­bu­je uchwy­cić Catel­li. Tym świa­tem rzą­dzi zasa­da prze­su­nię­cia, nic nie pozo­sta­je po pro­stu sobą. Do życia powo­ły­wa­ne jest przez wzrok opo­wia­da­ją­ce­go, przez jego obec­ność, któ­ra sta­je się warun­kiem ist­nie­nia cze­go­kol­wiek. Ale i ta obec­ność bez­rad­nie­je w obli­czu pię­trzą­cej się i ude­rza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści, obcej, nie­oswo­jo­nej:

Wciąż wędru­ję, jak zawsze, uli­ce mia­sta są bez wytchnie­nia, wpra­wia­ne w ruch, rodzą się i odra­dza­ją przy każ­dym zawa­ha­niu świa­tła – jak­że zdo­łam oca­lić w pamię­ci choć­by poje­dyn­czy obraz każ­dej z nich, odręb­ny i wiecz­ny, z jasny­mi twa­rza­mi nie­zmien­ne­go tłu­mu, obraz uwię­zio­ny i szczę­śli­wy w murach foto­gra­fii, już bez dal­szych kolei losu, prze­bu­dze­nia, odjaz­dów, tyl­ko ten pusty moment życia, świe­tli­ste wydrą­że­nie pau­zy, lek­kie­go kro­ku, unie­sio­nych oczu, brak mety, cza­su, nie­ro­ze­rwal­ne­go łań­cu­cha następ­stwa zda­rzeń?

Zatem nicze­go nie moż­na tutaj nazwać swo­im, nicze­go nie moż­na posiąść i nazna­czyć wła­sno­ścią, ponie­waż wszyst­ko bez­wied­nie napę­dza się w zamknię­tym kole ilu­zji, w jakimś symu­la­krum („dawa­ło się dostrzec wygię­ty na wzgó­rzu grzbiet mia­sta […], a domy, pała­ce, kosza­ry, rzeź­nie i wię­zie­nia były zale­d­wie bla­dym wezwa­niem tego, co napraw­dę waż­ne i cze­go bra­ku­je”). Dla­te­go też każ­da rzecz w tych pro­zach poetyc­kich nie ist­nie­je sama z sie­bie. Każ­dy przed­miot wią­że się tutaj z reak­cją, z wywo­ła­niem jakiejś posta­wy u czło­wie­ka. To usil­ne nada­wa­nie zna­czeń oto­cze­niu pozwa­la utrzy­my­wać poczu­cie, że w tym oto­cze­niu w ogó­le (jesz­cze) się ist­nie­je. Jed­no­cze­śnie Catel­li kreu­je punkt widze­nia, któ­ry zawsze jest gdzieś z boku i pozwa­la ujmo­wać przed­mio­ty tyl­ko na obrze­żach, two­rzyć nie­do­kład­ne szki­ce. Naj­bliż­sza czło­wie­ko­wi sta­je się odle­głość, dal, bo to ona umoż­li­wia ste­ro­wa­nie widze­niem i wyod­ręb­nie­nie się z ilu­zyj­nej rze­czy­wi­sto­ści. Jed­nak i ta odle­głość zwo­dzi, nie pozwa­la zazna­czyć na mapie kon­kret­nych punk­tów, widzieć cze­go­kol­wiek w jed­nej posta­ci („Chciał­bym tyl­ko wyj­rzeć, […] powstrzy­mu­je mnie nie­pew­ność, nie­po­kój, pra­wie jak gdy­by nie wol­no ich było zoba­czyć w posta­ci tak jed­na­ko­wej, od nazbyt wie­lu dni bli­skich, nie­ru­cho­mych, z pozo­ru trwa­łych”).

Pocią­gi jadą więc bez celu, mia­sta sta­ją się jedy­nie fili­gra­no­wy­mi kon­struk­cja­mi. Po uli­cach krą­ży się jak po teatral­nej sce­nie, a dwor­ce, na któ­rych spo­dzie­wa­li­by­śmy się cze­ka­ją­cych ludzi, są puste. Nad tym roz­pa­da­ją­cym się obra­zem wiszą nie­ru­cho­me wska­zów­ki zega­ra. Wyda­wa­ło­by się, że u Catel­le­go czas po pro­stu letar­gicz­nie zwol­nił lub zatrzy­mał się. Jed­nak dzie­je się wię­cej: czas daje o sobie znać, jest nie­za­po­wie­dzia­nym, odpy­cha­nym gościem. Tak jest w przy­pad­ku nocy, któ­ra sta­no­wi furt­kę dla cie­ni prze­szło­ści. Cze­ka się rów­nież na przy­szłość, któ­ra pro­stą linią wypro­wa­dzo­na ma być z teraź­niej­szo­ści, ale przez owo zatrzy­ma­nie ruchu zaczy­na się w niej roz­pły­wać. Uję­ta w nawia­sy cza­su byłe­go i przy­szłe­go, teraź­niej­szość kur­czy się przed ich ata­ka­mi, nie­ru­cho­mie­je, ale i, para­dok­sal­nie, zaczy­na je zagar­niać. Sama zaś prze­szłość zysku­je tutaj dwu­wy­mia­ro­wość:  jest czymś, co egzor­cy­zmu­je się i eks­pe­diu­je w nie­pa­mięć jako przy­po­mnie­nie cza­su lep­sze­go („Wiem, że teraz godzi­na­mi prze­glą­dasz się w lustrze, w samot­no­ści, z tą znu­żo­ną nadzie­ją, […] i już ich nie roz­po­zna­jesz […] pogod­nych rysów, któ­re napo­ty­ka­łaś po powro­cie z zaba­wy, są twa­rzą kogoś, kto roz­pa­cza”), lecz rów­nież jest obo­wiąz­kiem; z jed­nej stro­ny – na siłę kon­stru­owa­na, a z dru­giej – na wła­sny rachu­nek pró­bu­je uobec­nić się w życiu. I cho­ciaż czas i czło­wiek są w nie­ustan­nym roz­su­nię­ciu, to wła­śnie pamięć warun­ku­je nie­okre­ślo­ne bli­żej speł­nie­nie. Dla­te­go sto­su­nek mię­dzy opo­wia­da­ją­cym i cza­sem jest agre­syw­ny; i czło­wiek, i czas toczą wal­kę o wła­sne tery­to­ria. Stąd może w samej nar­ra­cji pomiesz­cza­nie try­bów, kon­sta­ta­cji i przy­pusz­czeń, jak­by cza­su nie moż­na było kon­tro­lo­wać, ale nale­ża­ło go pomy­lić. Docho­dzi zatem do swe­go rodza­ju podwo­je­nia: cza­su wewnętrz­ne­go opo­wia­da­ją­ce­go i cza­su zewnętrz­ne­go, któ­ry tkwi w klin­czu z roz­pa­da­ją­cą się prze­strze­nią.

Na tej roze­dr­ga­nej mapie Catel­li umiesz­cza ludzi. Jed­nak dale­ko im do roz­bu­cha­ne­go tłu­mu, żywe­go i aktyw­ne­go. Jeśli już tłum, to wyci­szo­ny, bez­na­mięt­ny, w dodat­ku łatwo­wier­ny:

Tutaj, wła­śnie tu, wyro­śnie wkrót­ce nowe mia­sto, triumf pul­su­ją­ce­go życia, postę­pu nad pust­ko­wiem pól, zjed­no­cze­nia ludzi w szczę­ściu, koleb­ki spo­koj­ne­go wypo­czyn­ku po pra­cy, tutaj podróż­ni powró­cą wspo­mnie­niem, star­cy tęsk­no­tą za utra­co­ną przy­szło­ścią, nie­stru­dzo­ny tłum wydep­cze uli­ce, cała lud­ność zasty­gnie na chwi­lę w szczę­śli­wym nie­po­ro­zu­mie­niu mło­do­ści, bo wła­śnie taka gra­ni­ca nas cze­ka, w zasię­gu naszych rąk, tak ukształ­to­wa­na w naszych myślach […].

Jest w tym bec­ket­tow­skie cze­ka­nie – tro­chę irra­cjo­nal­ne, tro­chę naiw­ne, ale w zasa­dzie chro­nią­ce przed jedy­ną (spo­dzie­wa­ną) alter­na­ty­wą – roz­pa­dem. To trwa­nie w zasty­głej, a jed­no­cze­śnie zbyt moc­no narzu­ca­ją­cej się rze­czy­wi­sto­ści, każ­dy prze­ży­wa osob­no. Trwa w naj­lep­sze jakaś ogól­no­ludz­ka schi­zma, osu­nię­cie w bada­nie ludz­kich akcji i reak­cji („zawsze jest jakiś czło­wiek, któ­ry wysia­da, jakaś twarz, któ­ra opusz­cza pociąg i patrzy na nas, ze skra­jem nocy zarzu­co­nym na ramio­na, z lek­kim, ręcz­nym baga­żem […]”), bo tyl­ko one potwier­dza­ją, że coś się jesz­cze dzie­je, ale i one mogą też sta­no­wić zagro­że­nie. W tym teatral­nym symu­la­krum ludzie potrze­bu­ją widza, któ­re­go obec­ność pode­prze sens ich auto­ma­tycz­nych i zmę­czo­nych dzia­łań: „są tyl­ko powra­ca­ją­cy zmę­cze­ni żoł­nie­rze […] wsia­da­ją na karu­ze­lę i krę­cą się w szyb­kim wirze […] widzi­my ich, coraz bar­dziej wysmu­kłych i lek­kich w zim­nym powie­trzu, coraz bar­dziej samot­nych w odda­li, kie­dy my odcho­dzi­my”. Czło­wiek jest obser­wa­to­rem i obser­wo­wa­nym; pozna­je się go tyl­ko z zewnątrz, poprzez jego ruch, sto­su­nek do nas. Ist­nie­je jedy­nie naskór­na komu­ni­ka­cja, pozba­wio­na słów, bo trud­no cokol­wiek tu nazwać, sko­ro rze­czy­wi­stość każ­do­ra­zo­wo roz­pa­da się pod pró­bą okre­śle­nia, a komu­ni­kat prze­czy sam sobie: „Nie wró­ci­li­śmy już do Cha­te­au Trem­blant, i tego mi żal”, „Nie, już nigdy nie opu­ści­li­śmy Cha­te­au Trem­blant, i tego mi żal”.

Ten nastrój, klau­stro­fo­bicz­ny i dusz­ny, dzia­ła obez­wład­nia­ją­co, powo­du­je bez­na­mięt­ne ocze­ki­wa­nie na ani­hi­lu­ją­cy wszyst­ko finał, któ­ry stwo­rzy sta­rą-nową rze­czy­wi­stość. O ile świat trwa jesz­cze w lep­szej bądź gor­szej kon­dy­cji, to pro­ble­ma­tycz­ne sta­je się real­ne trwa­nie w nim czło­wie­ka. W tym impa­sie nale­ża­ło­by znów świat posiąść, ponow­nie nazwać i utrwa­lić. Nie daje się tego zro­bić od wewnątrz, tkwiąc w zamknię­tym kole, bo rze­czy­wi­stość wów­czas namna­ża się i wpra­wia w języ­ko­wą kon­ster­na­cję. W takiej rze­czy­wi­sto­ści nie ma żad­nych szcze­lin, przez któ­re moż­na by bez­ko­li­zyj­nie i bez wła­snych strat uciec. Jedy­nym wyj­ściem jest jakaś decy­zja, prze­ła­ma­nie kon­tro­li:

[…] tutaj, w samym środ­ku praw­dy pamię­ci, masz jesz­cze czas, żeby wypa­trzyć swój kie­ru­nek, ale dopa­da cię nie­pew­ność, nie dostrze­gasz w rze­czach choć­by zapo­wie­dzi, pre­lu­dium zakrę­tu, waha­nia dro­gi w drże­niu świa­teł, teraz już wiesz, nie możesz zwol­nić, ta pro­sta była krót­ka, nie ocią­gasz się nigdy, nie­za­leż­nie od nie­okre­ślo­no­ści tra­sy, z nawy­ku wyczu­wasz moment hamo­wa­nia […].

Zatem pod­da­nie się wah­nię­ciom pro­stej dro­gi, odwa­że­nie się na zakręt, wymi­nię­cie przy­zwy­cza­je­nia… Pro­ble­mem sta­je się jed­nak hamu­lec bez­pie­czeń­stwa, owo trwa­nie w dez­orien­ta­cji, któ­re jest zwy­czaj­nie bez­piecz­ne, nie draż­ni zasty­głej rze­czy­wi­sto­ści, nie nara­ża na ata­ki cza­su. Mię­dzy tymi dwo­ma spię­cia­mi – moż­li­wo­ści i nie­moż­li­wo­ści, ruchu i sta­gna­cji – poja­wia się opo­wieść; nar­ra­cja moż­li­wa dzię­ki temu, że ist­nie­je jakiś wytrych momen­tu, uchwy­co­nej chwi­li, błysk ogar­nię­ty spoj­rze­niem i opo­wie­dzia­ny. Catel­li więc zapi­su­je coś, co jesz­cze da się zapi­sać, patrząc z zewnątrz, zatrzy­mu­jąc w (pozo­sta­ją­cych w ruchu) nazwach, zda­niach, roz­ra­sta­ją­cych się i roz­pierz­cha­ją­cych (waru­nek rze­czy­wi­sto­ści), a jed­nak wymy­ka­ją­cych się z błęd­ne­go koła.

O autorze

Dawid Gostyński

Urodził się w 1993. Studiuje filologię polską w Poznaniu. Od czasu do czasu czyta i pisze.

Powiązania

Pięciu poetów zza szyby

recenzje / IMPRESJE Dawid Gostyński

Esej Dawi­da Gostyń­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze anto­lo­gii Szy­by są cien­kie. Szwaj­car­skie wier­sze wło­sko­ję­zycz­ne w tłu­ma­cze­niach pol­skich poetów, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 czerw­ca 2015 roku.

Więcej

Mieszkać z daleka

wywiady / o książce Anna Wasilewska Giovanni Catelli

Roz­mo­wa Anny Wasi­lew­skiej z Gio­van­nim Catel­lim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Geo­gra­fie, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 25 wrze­śnia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 16 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Kruche schronienie. Giovanni Catelli – Geografie

recenzje / ESEJE Monika Brągiel

Recen­zja Moni­ki Brą­giel, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Geo­gra­fie, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 25 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 16 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Geografie, Giovanni Catelli

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Geo­gra­fie Gio­van­nie­go Catel­le­go, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa.

Więcej

Egotrip

recenzje / ESEJE Tymoteusz Milas

Recen­zja Tymo­te­usza Mila­sa z książ­ki Geo­gra­fie Gio­van­nie­go Catel­le­go.

Więcej

Mapa podróży

recenzje / ESEJE Grzegorz Woźniak

Recen­zja Grze­go­rza Woź­nia­ka z książ­ki Geo­gra­fie Gio­van­nie­go Catel­le­go, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w cza­so­pi­śmie „Lam­pa”.

Więcej

Komentarz Giovanniego Catellego

recenzje / KOMENTARZE Giovanni Catelli

Autor­ski komen­tarz Gio­van­nie­go Catel­le­go w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go tek­stu”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Geo­gra­fie w prze­kła­dzie Anny Wasi­lew­skiej, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 25 sierp­nia 2014 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 16 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej