recenzje / IMPRESJE

Różewicz: możliwość milczenia

Przemysław Dakowicz

Esej Przemysława Dakowicza towarzyszący premierze książki Wbrew sobie Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Za czym tęsk­ni pan naj­bar­dziej?” – pyta Hali­na Murza-Stan­kie­wicz w roz­mo­wie z roku 1973. „Za ciszą” (Wbrew sobie, s. 69) – odpo­wia­da Tade­usz Róże­wicz. „Po co zabie­rać głos? […] Gada­nie jed­nak zaciem­nia” – doda­je w któ­rymś z kolej­nych wywia­dów. Tego rodza­ju stwier­dzeń w publi­ko­wa­nym przez Biu­ro Lite­rac­kie tomie roz­mów z auto­rem Nie­po­ko­ju jest znacz­nie wię­cej: „Mówię skró­ta­mi, nie jestem publi­cy­stą. Dla­te­go nie lubię udzie­lać wywia­dów” (s. 251); „Widzi pani, u nas się za dużo mówi. […] coraz wię­cej się mówi, coraz wię­cej udzie­la się wywia­dów, wszy­scy mówią na wszyst­kie tema­ty” (s. 174); „Muszę panią uprze­dzić, że nie lubię wywia­dów. Mogę odpo­wia­dać nie na temat albo wca­le nie odpo­wia­dać” (s. 351); „Ja nic nie mogę powie­dzieć. […] Po to pisa­łem, żeby nie mówić” (s. 374); „Naszą roz­mo­wę zaczy­nam od oświad­cze­nia, że jestem zły, robię to nie­chęt­nie i nie wiem, dla­cze­go” (s. 205). Mówie­nie bywa dla Róże­wi­cza nie­mal syno­ni­mem bez­myśl­no­ści: „Coraz wię­cej pisa­rzy pro­wa­dzi boga­te życie wewnętrz­ne, lecz żało­sne wewnętrz­nie. Są to pisa­rze nie­ma­ją­cy cza­su na myśle­nie, ponie­waż usta­wicz­nie albo wystę­pu­ją w tele­wi­zji, albo udzie­la­ją wywia­dów radio­wych, piszą do gazet bądź odpo­wia­da­ją na nie­zli­czo­ne pyta­nia dzien­ni­ka­rzy” (s. 173). Przy­zna­je, że przy­jaź­ni się z mala­rza­mi, ponie­waż – w prze­ci­wień­stwie do lite­ra­tów – „nie gada­ją” (s. 182). Spo­śród dwu­stu pięć­dzie­się­ciu pytań przed­sta­wio­nych mu przez Sta­ni­sła­wa Bere­sia przed reali­za­cją pro­gra­mu tele­wi­zyj­ne­go żad­ne „nie wzbu­dza [jego] zain­te­re­so­wa­nia, chę­ci roz­mo­wy” (s. 319), a inda­gu­ją­cej go uczen­ni­cy i jej kole­gom z sąsia­du­ją­ce­go z jego domem gim­na­zjum skła­da nastę­pu­ją­ce życze­nia: „Żeby z dobrym wyni­kiem zda­li do następ­nej kla­sy i byli zawsze zdro­wi. I żeby nie zawra­ca­li mi gło­wy, bo nie lubię pytań i wywia­dów, gdyż ludziom nale­ży zosta­wić moż­li­wość mil­cze­nia…” (s. 411).

W roz­mo­wach zebra­nych w tomie spo­ro jest dzien­ni­kar­skiej powierz­chow­no­ści. Gdy wymia­na zdań roz­wi­ja się według zna­ne­go mu sche­ma­tu, Róże­wicz obja­wia znie­cier­pli­wie­nie, popę­dza roz­mów­cę, by czym prę­dzej dobrnąć do koń­ca, ucie­ka się nawet do reży­se­ro­wa­nia dia­lo­gu: „Na pew­no zapy­ta­cie teraz, co piszę?”. A dzien­ni­ka­rze, czę­sto źle przy­go­to­wa­ni, żon­glu­ją­cy komu­na­ła­mi, zda­ją się przyj­mo­wać z ulgą ową pozor­ną otwar­tość. „Wła­śnie, co na warsz­ta­cie?” (s. 62) – docie­ka­ją, nie zda­jąc sobie spra­wy, że szan­sa na dobrą roz­mo­wę zosta­ła wła­śnie defi­ni­tyw­nie zaprze­pasz­czo­na. Zresz­tą, nie zawsze jest to ich wina, nie­kie­dy inda­go­wa­ny upar­cie obja­wia swą nie­chęć do wynu­rzeń, a wte­dy dia­log nie­odwo­łal­nie więd­nie, zanim jesz­cze zdą­żył się na dobre roz­po­cząć.

Czy z kon­tak­tu z tak opor­nym roz­mów­cą wynik­nąć może jaka­kol­wiek istot­na wymia­na myśli? Czy Róże­wi­cza stać na prze­kro­cze­nie wła­snych ogra­ni­czeń, na otwar­cie się i wej­ście w taką rela­cję z pyta­ją­cym, by roz­mo­wa sta­ła się czymś wię­cej, niże­li tyl­ko cha­otycz­nym zbio­rem cedzo­nych z wysił­kiem ćwierć- i pół-zdań? Oka­zu­je się, że tak. Sam poeta poda­je zresz­tą żar­to­bli­wą recep­tę na uda­ny wywiad: „Auto­ra nie trze­ba męczyć, trze­ba mu stwo­rzyć aurę… zada­wać dobre pyta­nia…” (s. 251). Pyta­ją­cy, któ­re­mu uda się prze­brnąć przez pole mino­we pierw­szych zdań i nie polec, może nie­kie­dy osią­gnąć umiar­ko­wa­ny suk­ces.

Naj­mniej waż­kie i na ogół zaska­ku­ją­co krót­kie bywa­ją roz­mo­wy prze­pro­wa­dza­ne na tere­nie poety – Róże­wicz bro­ni swo­jej pry­wat­no­ści kon­se­kwent­nie i z upo­rem, trzy­ma­jąc na dystans natrę­tów z mikro­fo­nem lub dyk­ta­fo­nem i prze­pę­dza­jąc ich przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji. Kie­dy już uda się auto­ra Gło­su Ano­ni­ma wywa­bić z jego pra­cow­ni i posta­wić w świe­tle reflek­to­rów (jak dzie­je się to w prze­pro­wa­dza­nej na sce­nie Teatru Sta­re­go roz­mo­wie z wybit­nym reży­se­rem Jerzym Jaroc­kim) lub przy­dy­bać w wygod­nym fote­lu gdzieś w Lon­dy­nie, może się zda­rzyć i tak, że prze­szko­dy nie będą sta­no­wić nawet awa­ria insta­la­cji elek­trycz­nej z towa­rzy­szą­cy­mi jej wybu­cha­mi czy koniecz­ność dys­ku­to­wa­nia przy świe­cach (pierw­sza roz­mo­wa z Ada­mem Czer­niaw­skim). Róże­wicz nie zno­si sytu­acji sztucz­nych, dla­te­go naj­war­to­ściow­sze dia­lo­gi pro­wa­dzi z oso­ba­mi, któ­re dobrze zna, w któ­rych obec­no­ści może się czuć natu­ral­nie, ma bowiem pew­ność, że zdą­ży­ły one poznać jego twór­czość wystar­cza­ją­co grun­tow­nie, by roz­mo­wa nie­ja­ko auto­ma­tycz­nie roz­po­czy­na­ła się in medias res (Czer­niaw­ski, Jaroc­ki, Kon­stan­ty Puzy­na, Richard Che­twynd, Richard Soko­lo­ski, Jan Róże­wicz, Mie­czy­sław Orski, Kry­sty­na Czer­ni). Zda­rza się, że tak­że w kon­wer­sa­cji z kimś sła­bo przy­go­to­wa­nym poeta wypo­wie kwe­stię o zna­cze­niu fun­da­men­tal­nym, dzie­je się to jed­nak mimo­cho­dem, nie­ja­ko wbrew inten­cji pyta­ją­ce­go.

Wywia­dy i roz­mo­wy zebra­ne w tomie Wbrew sobie skła­da­ją się na nie­kom­plet­ny, frag­men­ta­rycz­ny, lecz mimo to dość, by tak rzec, roz­le­gły por­tret współ­cze­sne­go pisa­rza, uczest­ni­ka histo­rii, jed­ne­go z pro­ta­go­ni­stów spo­ru o kształt poezji XX i XXI wie­ku. W jaki spo­sób zawar­tość książ­ki wzbo­ga­ca naszą wie­dzę o poecie? Infor­ma­cje cen­ne, mogą­ce sta­no­wić przy­czy­nek do istot­nych roz­po­znań, podzie­lił­bym na dwie gru­py – według porząd­ku lite­rac­kie­go i bio­gra­ficz­ne­go.

O wła­snej twór­czo­ści autor Nie­po­ko­ju wypo­wia­da się z wyraź­nym ocią­ga­niem, zazna­cza­jąc, że wolał­by nie „komen­to­wać swo­ich utwo­rów”. „[J]est to dla mnie psy­chicz­nie cięż­ka pra­ca – wyja­śnia. – Wyda­je mi się, że moje wier­sze, na mia­rę moich moż­li­wo­ści, są na ogół jasne. One same się komu­ni­ku­ją, a nawet same się komen­tu­ją” (s. 323). Nie­któ­rym spo­śród roz­mów­ców poety uda­je się jed­nak prze­ła­mać jego nie­chęć do odsła­nia­nia taj­ni­ków warsz­ta­tu poetyc­kie­go i for­mu­ło­wa­nia autor­skiej inter­pre­ta­cji dzie­ła.

Z frag­men­tów pre­zen­tu­ją­cych spoj­rze­nie Róże­wi­cza na lite­ra­tu­rę współ­cze­sną dało­by się uło­żyć dość spój­ną całość. Po pierw­sze zatem, poezja jest tu poj­mo­wa­na jako lustro dla świa­do­mo­ści. Na poetę nało­żo­ny został obo­wią­zek opo­wie­dze­nia się po któ­rejś ze stron „spo­ru świa­to­po­glą­do­we­go”, bo w mniej­szym stop­niu idzie o „akce­so­ria” czy „tech­ni­kę pisa­nia” (s. 13). „Tu prze­bie­ga rze­czy­wi­sta linia podzia­łu, tu jest plat­for­ma, na któ­rej zde­rza­ją się ze sobą twór­cy i kry­ty­cy. Tu moż­na prze­ciw­sta­wić w spo­sób istot­ny na przy­kład: Elio­ta i Maja­kow­skie­go” – stwier­dza Róże­wicz, dowo­dząc, że kry­ty­ka zbyt wie­le uwa­gi poświę­ca jało­wym dys­ku­sjom na temat warsz­ta­tu (pen­dant do owych roz­wa­żań z lat 50. sta­no­wią nie­któ­re par­tie pierw­sze­go dia­lo­gu z Miło­szem, w któ­rych mowa o „poezji świa­do­mo­ści”). Opi­nie trzy­dzie­sto­sied­mio­let­nie­go auto­ra Rów­ni­ny wie­lu poetów mło­de­go i śred­nie­go poko­le­nia powin­no dziś czy­tać po wie­le­kroć, by dobrzeć wbić je sobie do głów.

Poło­że­nie akcen­tu na „świa­do­mość” nie ozna­cza, co oczy­wi­ste, bra­ku zain­te­re­so­wa­nia pro­ble­ma­mi poetyc­kiej tech­né. Róże­wicz wie­lo­krot­nie pod­kre­śla, że nowe tre­ści musiał wyra­zić środ­ka­mi dotych­czas przez poezję nie­uży­wa­ny­mi, ina­czej komu­ni­kat prze­szedł­by nie­zau­wa­żo­ny. Bo – nie moż­na o tym zapo­mi­nać – poezja jest dlań przede wszyst­kim narzę­dziem komu­ni­ko­wa­nia się; dla­te­go nie­zmien­nie waż­ny pozo­sta­je tu postu­lat prze­zro­czy­sto­ści języ­ka: „W poezji treść musi krzy­czeć przez for­mę, w sta­rej – pozo­sta­nie nie­zau­wa­żo­na. […] Moim dąże­niem było zawsze osią­gnię­cie for­my prze­zro­czy­stej. Tak prze­zro­czy­stej, żeby cała treść, któ­rą chcę wypo­wia­dać, była poprzez nią widocz­na” (s. 95). Bodaj naj­cel­niej­szą defi­ni­cję wła­sne­go pro­jek­tu arty­stycz­ne­go, pole­ga­ją­ce­go na mak­sy­mal­nym ogo­ło­ce­niu języ­ka poezji z fał­szy­wych pięk­no­ści, prze­sła­nia­ją­cych praw­dę o współ­cze­sno­ści, sfor­mu­ło­wał Róże­wicz w dia­lo­gu z Witol­dem Zalew­skim, któ­ry to dia­log – jak dowia­du­je­my się z przy­pi­sku Jana Sto­lar­czy­ka – „w rze­czy­wi­sto­ści jest roz­mo­wą […] z samym sobą” (s. 36; poeta sam wymy­ślił pyta­nia, na któ­re następ­nie udzie­lił odpo­wie­dzi). W tek­ście tym zosta­ją sobie prze­ciw­sta­wio­ne dwie stra­te­gie pisar­skie; pierw­sza bywa reali­zo­wa­na poprzez „zakła­da­nie masek i kostiu­mów”, dru­ga „przez zdej­mo­wa­nie kostiu­mów, a nawet zdzie­ra­nie skó­ry” (s. 36). Róże­wicz nie pozo­sta­wia wąt­pli­wo­ści, któ­ra z nich jest mu bliż­sza.

Znaj­dzie­my w książ­ce wie­le stwier­dzeń zbież­nych z reflek­sja­mi zawar­ty­mi w nie­licz­nych wypo­wie­dziach pro­gra­mo­wych Róże­wi­cza, np. w poszcze­gól­nych par­tiach „Przy­go­to­wa­nia do wie­czo­ru autor­skie­go”. Poeta wspo­mi­na m.in. o „nie­chę­ci do este­ty­ki i umow­no­ści, do samej poezji” (s. 10), nazy­wa sie­bie „reali­stą” (s. 23), akcen­tu­je donio­słą rolę poetyc­kie­go „chwy­tu” („cier­pie­nia nie napi­sa­ły za mnie ksią­żek” – s. 40), ana­li­zu­je rela­cję mię­dzy tre­ścią a for­mą dzie­ła lite­rac­kie­go („Twór­czość to szu­ka­nie for­my. Jak nie znaj­du­ję for­my, nie piszę. Treść jest dana. Sło­wa­mi nie wypeł­ni się rze­czy­wi­sto­ści” – s. 251), mówi o nie­chę­ci do meta­fi­zy­ki, a tak­że o nie­umie­jęt­no­ści myśle­nia w kate­go­riach mistycz­nych („ele­ment nie­śmier­tel­nej duszy jest dla mnie w jakiś spo­sób nie­ja­sny, jak gdy­bym został pozba­wio­ny zdol­no­ści do poj­mo­wa­nia misty­ki” – s. 148; „Wszel­ka meta­fi­zy­ka lepiej hodu­je się w nocy niż w świe­tle dnia. Bóg może być wiel­ki w nocy, a w porze dzien­nej zmniej­szyć się tak, że mie­ści się w tale­rzu z zupą albo w złym obra­zie. […] 90 pro­cent tego, co napi­sa­łem, powsta­ło w świe­tle dzien­nym, od 10 do 14.30” – s. 133–134), dostrze­ga zwią­zek mię­dzy sytu­acją reli­gii i poezji we współ­cze­snym świe­cie („Kur­czy się Abso­lut, ludzie mówią o śmier­ci Boga, dla­cze­go nie mówić o śmier­ci poezji? Nie­przy­pad­ko­wo Ewan­ge­lia św. Jana zaczy­na się od słów: »Na począt­ku było sło­wo. A sło­wo było Bóg«” – s. 317).

Wśród pro­po­no­wa­nych przez Róże­wi­cza defi­ni­cji i cha­rak­te­ry­styk poezji szcze­gól­nie donio­słe wyda­ły mi się uwa­gi doty­czą­ce postrze­ga­nia twór­czo­ści lite­rac­kiej jako narzę­dzia zdol­ne­go wska­zy­wać kie­ru­nek życio­we­go dzia­ła­nia. Znaj­du­je w nich prze­dłu­że­nie i roz­wi­nię­cie zna­ne z lite­ra­tu­ry roman­ty­zmu pyta­nie o gra­ni­cę mię­dzy sło­wem a czy­nem, pobrzmie­wa odle­głe echo słyn­nej fra­zy z Nor­wi­do­we­go „Pro­me­thi­dio­na”. Róże­wicz mówi o tym, jak pod­czas woj­ny szu­kał „ratun­ku w książ­kach”, „żąda­łem bez­po­śred­niej, fizycz­nej pomo­cy, wycią­gnię­cia z sytu­acji, że mnie ma powie­dzieć: masz to zro­bić, a nie to” – wspo­mi­na. I doda­je: „Mogą się te spra­wy naiw­ne wydać, ale one w dużej mie­rze pozo­sta­ły pod­sta­wą moje­go dzia­ła­nia jako pisa­rza”. Lite­ra­tu­ra: dłoń wycią­gnię­ta przez czło­wie­ka do czło­wie­ka… „Ponie­waż sam zawsze szu­ka­łem, pro­si­łem, żeby mi pomo­gli [Con­rad, Dosto­jew­ski i inni auto­rzy], zaczę­ło mi się wyda­wać, że ja też mogę poma­gać” (s. 116). Sło­wa te, jak sądzę, nale­ży odczy­ty­wać łącz­nie z inny­mi stwier­dze­nia­mi pada­ją­cy­mi w tej samej roz­mo­wie z Ada­mem Czer­niaw­skim – poglą­dem na temat zbli­żo­nej roli poezji i reli­gii („Czę­ścio­wo może zastę­po­wać reli­gię” – s. 114) i przy­zna­niem się do „poszu­ki­wa­nia […] świę­to­ści w czło­wie­ku sztu­ki” (s. 115).

Zda­rza­ją się w roz­mo­wach z Wbrew sobie pas­su­sy, nie­kie­dy zadzi­wia­ją­co obszer­ne, gdy w całej peł­ni ujaw­nia się, na co dzień skrzęt­nie skry­wa­ny, gawę­dziar­ski talent auto­ra Uśmie­chów. Iście epic­ka opo­wieść skrzy się wte­dy od dyk­te­ry­jek, roz­mów­ca zaś (nie­kie­dy tak­że publicz­ność) co i rusz wybu­cha śmie­chem. Spo­śród tych dow­cip­nych nar­ra­cji przy­naj­mniej dwie powin­ny tra­fić do anto­lo­gii pol­skiej aneg­do­ty lite­rac­kiej. Myślę tu (1) o rela­cji z pierw­sze­go spo­tka­nia z Leopol­dem Staf­fem, przed któ­rym dwu­dzie­sto­kil­ku­let­ni debiu­tant wypi­ja dla kura­żu „pół butel­ki wina, albo nawet dwie trze­cie »jab­co­ka«” (s. 220), po czym w dedy­ka­cji na egzem­pla­rzu Nie­po­ko­ju robi kil­ka błę­dów skła­dnio­wych, oraz (2) o zbio­ro­wym por­tre­cie kan­dy­da­tów do nagro­dy Nobla, sie­dzą­cych w mek­sy­kań­skim auto­bu­sie i obi­ja­ją­cych się o sie­bie (część z nich – powia­da Róże­wicz – „zawsze koło paź­dzier­ni­ka”, kie­dy ogła­sza­ny jest wer­dykt Aka­de­mii Szwedz­kiej, „zaczy­na zapa­dać na zdro­wiu” – s. 330).

W kon­tek­ście wspo­mnia­nych histo­rii, dzię­ki któ­rym łatwiej zro­zu­mieć, dla­cze­go fak­tycz­nym debiu­tem książ­ko­wym Róże­wi­cza był tomik satyr W łyż­ce wody, bole­śnie i dotkli­wie wybrzmie­wa­ją zda­nia z wywia­du prze­pro­wa­dzo­ne­go przez Richar­da Che­twyn­da, sta­no­wią­ce rodzaj pod­su­mo­wa­nia dro­gi życio­wej i twór­czej poety z Radom­ska. „[K]iedy byłem adep­tem lite­ra­tu­ry, zda­wa­ło mi się, że wkra­czam w kra­inę peł­ną rado­ści” (s. 197) – zwie­rza się Róże­wicz. Tym­cza­sem życie pod­po­rząd­ko­wa­ne pra­cy twór­czej, skon­cen­tro­wa­ne na tro­pie­niu praw­dy o czło­wie­ku w epo­ce „płyn­nej nowo­cze­sno­ści”, oka­za­ło się peł­ne tru­dów i wyrze­czeń – od cza­sów Gli­wic­kich, kie­dy za uni­ka­nie zaan­ga­żo­wa­nia ide­olo­gicz­ne­go poeta pła­cił ubó­stwem („Dom, rodzi­nę utrzy­my­wa­ła żona” – s. 293), aż do lat pode­szłych, w któ­rych przy­szło mu pogo­dzić się ze świa­do­mo­ścią, że w los poety-rewe­la­to­ra, poety-pro­win­cju­sza nie­odwo­łal­nie wpi­sa­ne jest prze­kleń­stwo samot­no­ści, nie­roz­po­zna­wal­no­ści, bra­ku zro­zu­mie­nia:

Moim nie­po­wo­dze­niem w pra­cy, moją klę­ską było to, że kry­ty­cy tego, co chcia­łem poru­szyć jako zagad­nie­nia, nie widzie­li. Byli śle­pi. Jest to jakiś mój dra­mat. Gdy czy­tam teraz w świa­to­wej pra­sie […] o rze­czach, na któ­rych trop wpa­dłem trzy­dzie­ści lat temu, to dla mnie za każ­dym razem jest to moja oso­bi­sta poraż­ka. I tu nie­ste­ty pro­win­cja nio­sła w sobie zaro­dek tej poraż­ki. Nie było moż­li­wo­ści. (s. 195)

„Uczu­cie zwie­dza bez iro­nii / Szla­ki bite cudzym cier­pie­niem, / Lecz kto był pier­wej tam, wie o niéj, / Że jest – koniecz­nym bytu cie­niem” – pisał Nor­wid. Kie­dy w roku 1980 Cze­sła­wo­wi Miło­szo­wi przy­zna­no nagro­dę Nobla, sta­ło się jasne, że szan­se na otrzy­ma­nie tego lau­ru przez dru­gie­go z pol­skich kan­dy­da­tów, Tade­usza Róże­wi­cza, znacz­nie zma­la­ły. Rok 2011 ogło­szo­no Rokiem Miło­sza, prze­śle­pia­jąc 90. rocz­ni­cę uro­dzin inne­go z gigan­tów poezji dwu­dzie­sto­wiecz­nej. Róże­wicz po raz kolej­ny znik­nął w cie­niu auto­ra To, któ­re­go w jed­nym ze swo­ich tek­stów nazwał „star­szym bra­tem”. Mogę tu jedy­nie wyra­zić żal, że nie dane nam było cele­bro­wać Roku Miło­sza i Róże­wi­cza. Tym więk­szą wdzięcz­ność jeste­śmy więc win­ni nie­stru­dzo­ne­mu Jano­wi Sto­lar­czy­ko­wi za przy­go­to­wa­nie do dru­ku kolej­ne­go waż­ne­go Róże­wi­czow­skie­go tomu oraz Biu­ru Lite­rac­kie­mu, któ­re książ­kę tę zechcia­ło wydać.

O autorze

Przemysław Dakowicz

ur. w 1977 roku w Nowym Sączu. Poeta, eseista, krytyk literacki, historyk literatury. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, adiunkt w Zakładzie Literatury Polskiej XX i XXI wieku Uniwersytetu Łódzkiego. Wydał siedem książek poetyckich, zebranych w tomie Nauka znikania. Wiersze i rozmowy z lat 2006–2018 (2018), cztery tomy eseistyczne, książki historycznoliterackie i krytycznoliterackie: Helikon i okolice. Notatki o poezji współczesnej (2008),„Lecz ty spomnisz, wnuku”. Recepcja Norwida w latach 1939–1956. Rzecz o ludziach, książkach i historii (2011), Obcowanie. Manifesty i eseje (2014), Poeta (bez)religijny. O twórczości Tadeusza Różewicza (2015), Lustra tradycji. Studia i szkice interpretacyjne (2018). Jeden z pomysłodawców i współredaktor serii książek Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego „Projekt: Egzystencja i Literatura”. Autor przekładów z języka czeskiego. Laureat kilku nagród literackich, m.in. Skrzydeł Dedala przyznawanych przez Bibliotekę Narodową. Strona internetowa: dakowicz.blogspot.com.

Powiązania

Różewicz nieznany – odsłona druga

recenzje / ESEJE Przemysław Dakowicz

Posło­wie Prze­my­sła­wa Dako­wi­cza do książ­ki Tek­sty odzy­ska­ne Tade­usza Róże­wi­cza, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2022 roku.

Więcej

Rozmowy w drodze

recenzje / ESEJE Przemysław Dakowicz

Recen­zja Prze­my­sła­wa Dako­wi­cza towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Odwró­co­na stre­fa, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 grud­nia 2021 roku.

Więcej

Tadeusza Różewicza wiersze fantomowe

recenzje / ESEJE Przemysław Dakowicz

Posło­wie Prze­my­sła­wa Dako­wi­cza towa­rzy­szą­ce pre­mie­rze książ­ki Wier­sze odzy­ska­ne Tade­usza Róże­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 paź­dzier­ni­ka 2021 roku.

Więcej

Korekta twarzy

wywiady / o książce Artur Burszta Przemysław Dakowicz

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Prze­my­sła­wem Dako­wi­czem towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze odzy­ska­ne, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 paź­dzier­ni­ka 2021 roku.

Więcej

Różewicz z neonem na głowie

recenzje / ESEJE Piotr Kępiński

Recen­zja Pio­tra Kępiń­skie­go z książ­ki Wbrew sobie Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Twarze Różewicza

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go z książ­ki Wbrew sobie Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Pięćset stron Wbrew sobie i o sobie

recenzje / ESEJE Jan Stolarczyk

Szkic Jana Sto­lar­czy­ka z książ­ki Wbrew sobie Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej