recenzje / ESEJE

Rozmowa

Paweł Mackiewicz

Recenzja Pawła Mackiewicza z książki Jesień Zuzanny Adama Zdrodowskiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Wiersz, któ­ry chciał­bym napi­sać / mógł­by być nawet roz­mo­wą” – wyzna­je boha­ter Ada­ma Zdro­dow­skie­go, por­te-paro­le same­go poety, w dwóch wer­sach otwie­ra­ją­cych utwór („Wiersz napi­sa­ny pod­czas dyżu­ru”) zamiesz­czo­ny dokład­nie w poło­wie nowe­go tomu auto­ra Przy­gód, etc. To nie przy­pa­dek, że Zdro­dow­ski aku­rat w tym miej­scu książ­ki umiesz­cza cyto­wa­ny frag­ment: po lek­tu­rze poło­wy tomi­ku czy­tel­nik nie wąt­pi, że auto­ro­wi zale­ży na wzmoc­nie­niu dia­lo­go­we­go napię­cia w wier­szach. Licz­ne pró­by zaak­cen­to­wa­nia dia­lo­go­wo­ści tek­stu poetyc­kie­go wią­żą się z uży­ciem cyta­tów i kryp­to­cy­ta­tów, róż­ni­co­wa­niem metrum i miar wier­szo­wych w obrę­bie poje­dyn­czych utwo­rów, wresz­cie – czę­stym wpla­ta­niem w mate­rię wier­sza fraz w obcych języ­kach. Nad­uży­wa­nie ostat­nie­go zabie­gu gro­zi zresz­tą popad­nię­ciem w manie­rę, roz­le­gła eru­dy­cja auto­ra potrze­bu­je już nie­co sub­tel­niej­szych środ­ków wyra­zu.

Poza swo­ją dia­lo­go­wo­ścią wier­sze Zdro­dow­skie­go mani­fe­stu­ją poten­cjal­ną róż­no­rod­ność poetyc­kiej tema­ty­ki – jeśli nawet wiersz, cykl wier­szy, książ­ka lirycz­na skło­ni czy­ta­ją­ce­go do współ­udzia­łu w roz­mo­wie, to temat roz­mo­wy pozo­sta­nie otwar­ty, nie­okre­ślo­ny z góry. Waha­nie tego, któ­ry mówi, jego ocze­ki­wa­nie na współ­pra­cę z roz­mów­cą („[…] jeśli zechce ci się roz­ma­wiać”), ale i nadzie­ję na pomyśl­ny dla podej­mu­ją­cych roz­mo­wę splot oko­licz­no­ści, zda­rzeń (wiersz „mógł­by opi­sy­wać jakiś miej­ski / pej­zaż […] / albo mówić coś o kolo­rach / i o sza­lo­nych i smut­nych dniach / w obcym mie­ście”) – wyra­ża tryb warun­ko­wy: chciał­bym napi­sać, mógł­by być.

Nie wszyst­ko jed­nak zale­ży od zrzą­dze­nia losu, chwi­lo­wej koniunk­tu­ry. Świa­tem, o któ­rym opo­wia­da poeta lub kre­owa­na przez nie­go postać, nie rzą­dzi traf – mówią­ce­mu cho­dzi o to, by przed­sta­wia­ną rze­czy­wi­stość unie­ru­cho­mić w gor­se­cie pra­wi­deł. Bez złud­nych nadziei: nie na sta­łe – zale­d­wie na moment wypo­wia­da­nia. Fawo­ry­zo­wa­nym w Jesie­ni Zuzan­ny gatun­kiem lirycz­nym jest sesty­na, for­ma tyle kunsz­tow­na, co upo­rząd­ko­wa­na. Prze­mien­ność, ale i powta­rzal­ność klau­zul wyma­ga­ją od auto­ra – jed­no­cze­śnie – warsz­ta­to­wej prze­wi­dy­wal­no­ści przy ela­stycz­nym potrak­to­wa­niu same­go aktu opo­wia­da­nia oraz celu poetyc­kiej „nar­ra­cji”. Wysi­łek uchwy­ce­nia sen­su słów i zdań zosta­je nagro­dzo­ny w prze­bły­sku pomię­dzy „przed” i „po”. U Zdro­dow­skie­go sło­wo żyje krót­ko – tyl­ko w chwi­li czy­ta­nia, wypo­wia­da­nia. „Mój począ­tek / moim jest koń­cem, a koniec / moim począt­kiem, […]” – zno­wu trud­no oprzeć się wra­że­niu poten­cjal­no­ści, od któ­rej pocho­dzi zda­rze­nie poetyc­kie – „Był sobie czło­wiek. / Tak mógł­by wyglą­dać począ­tek” („Sesty­na”).

Jesień Zuzan­ny to książ­ka napi­sa­na pod wyraź­nym patro­na­tem, nawet po pobież­nej lek­tu­rze nie ma się wąt­pli­wo­ści, w czy­jej szko­le ter­mi­no­wał Zdro­dow­ski. O ile jed­nak więk­szo­ści mło­dych poetów fascy­na­cja Andrze­jem Sosnow­skim prze­szka­dza w poszu­ki­wa­niu wła­sne­go, doj­rza­łe­go języ­ka, o tyle nie­licz­nym – Zdro­dow­skie­mu, Rober­to­wi Kró­lo­wi – może pomóc w uwol­nie­niu i usta­bi­li­zo­wa­niu twór­czych zdol­no­ści. Autor Jesie­ni… względ­nie rzad­ko naśla­du­je dyk­cję Sosnow­skie­go, od swo­je­go mistrza przej­mu­je raczej filo­zo­fię mowy poetyc­kiej. Sta­wia na aso­cja­cyj­ność, bogac­two współ­brz­mień, mno­ży figu­ry reto­rycz­ne, zde­rza ze sobą roz­ma­ite – nie tyl­ko poetyc­kie – reje­stry języ­ka. Poezja porząd­ku­je cha­os gło­sów dobie­ga­ją­cych z róż­nych źró­deł – lite­rac­kich i poza­li­te­rac­kich, pró­bu­je roz­ko­do­wać prze­ka­zy kul­tu­ry, cywi­li­za­cji, uło­żyć w moż­li­wie płyn­ną nar­ra­cję to wszyst­ko, co nale­ży do wie­lu dys­cy­plin umy­sło­wej aktyw­no­ści.

Wyzwa­niem dla inter­pre­ta­to­ra jest tytuł książ­ki Zdro­dow­skie­go. W utwo­rze, któ­ry moż­na by odczy­tać jako tytu­ło­wy – „The Busi­ness of Dark­ness, czy­li jesień Zuzan­ny” – poja­wia­ją się zda­nia imi­tu­ją­ce styl twór­cy Kon­wo­ju: „A kie­dyś ktoś grał w taką grę – cho­wał się pod maju­sku­łą ini­cja­łu jakie­goś imie­nia, wie­lu róż­nych imion, szu­kał schro­nie­nia w zauł­kach, zaka­mar­kach, w weso­ło­ści świąt”. Gra, zaba­wa, mimi­kra – posłu­gi­wa­nie się cudzym imie­niem to prze­cież wcho­dze­nie w czy­jąś rolę, uda­wa­nie kogoś inne­go. W sta­ro­te­sta­men­to­wej Księ­dze Danie­la dwaj lubież­ni star­cy z ukry­cia obser­wo­wa­li Zuzan­nę w kąpie­li. Pró­ba nakło­nie­nia cno­tli­wej kobie­ty do cudzo­łó­stwa nie powio­dła się, nad­mier­na śmia­łość spo­wo­do­wa­ła zde­ma­sko­wa­nie męż­czyzn. Gdy­by biblij­nej histo­rii nadać sens meta­fo­rycz­ny, mie­ści­ła­by się w nim (rów­nież) prze­stro­ga, adre­so­wa­na do piszą­cych i czy­tel­ni­ków. W roz­mo­wie cho­dzi o to, by nie pró­bo­wać w peł­ni się/siebie ujaw­niać. Roz­trop­niej upodo­bać sobie zaka­mar­ki, zauł­ki lite­rac­kiej komu­ni­ka­cji, pamię­ta­jąc, że roz­mo­wa zacho­wu­je swój powab jedy­nie wów­czas, gdy roz­mów­cy mają jesz­cze przed sobą swo­je tajem­ni­ce.


Tekst po raz pierw­szy uka­zał się w „Nowych Książ­kach” (nr 12/2007). Dzię­ku­je­my za zgo­dę na prze­druk.

O autorze

Paweł Mackiewicz

Redaktor, literaturoznawca, krytyk literacki. Autor dwóch książek oraz około dwustu recenzji i szkiców krytycznoliterackich. Pracuje w Zakładzie Literatury Polskiej po 1918 roku na Uniwersytecie Wrocławskim. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania