recenzje / KOMENTARZE

Rozmowy w zatoce

Justyna Bargielska

Autorski komentarz Justyny Bargielskiej w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki Selfie na tle rzepaku, wydanej w Biurze Literackim 27 czerwca 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Do Chloris

Jeśli to praw­da, Chlo­ris, że mnie kochasz,
to wybacz, ale kom­plet­nie nie wiem, co mam zro­bić
z taki­mi zagad­nie­nia­mi, jak głód na świe­cie,
że papież nie pozwa­la Murzy­nom uży­wać
pre­zer­wa­tyw, że ekran w koń­cu gaśnie,
a gasnąc, ujaw­nia, że nie jest drzwia­mi. Że foto­gra­fo­wie
zabi­ja­ją się z powo­du zdjęć, któ­re zro­bi­li.
Choć świa­tło było nie­sa­mo­wi­te, zabi­ja­ją się.

Jeśli to praw­da, Chlo­ris, że mnie kochasz,
to nie wiem nawet, co mam zro­bić z tym morzem,
któ­re roz­stę­pu­jąc się, poły­ka nie­sfor­ne psy,
przy­pad­ko­we dzie­ci, stat­ki z ich kapi­ta­na­mi,
mia­sta, kra­je, świa­ty. Pły­wam w tym morzu,
póki pły­nę do cie­bie, Chlo­ris. Jeśli mnie kochasz,
powiedz mi, co mam zro­bić,
gdy zro­zu­miem, że w nim pły­wam, a już cię nie kocham.


Ten wiersz to zgo­ła nie­uda­ny prze­kład wier­sza, któ­re­go auto­rem jest Théo­phi­le de Viau, a do któ­re­go po mniej wię­cej trzech wie­kach muzy­kę dopi­sał Rey­nal­do Hahn (dzię­ki temu posu­nię­ciu Hah­na pano­wie sta­li się, w nie­co orfe­uszo­wym try­bie, parą son­gw­ri­te­rów, przy któ­rych tan­dem Len­non – McCart­ney to dzie­ci są):

S’il est vrai, Chlo­ris, que tu m’aimes,
Mais j’entends, que tu m’aimes bien,
Je ne cro­is point que les rois memes
Aient un bon­heur pare­il au mien.
Que la mort sera­it impor­tu­ne
De venir chan­ger ma for­tu­ne
A la féli­ci­té des cieux!

Tout ce qu’on dit de l’ambroisie
Ne touche point ma fan­ta­isie
Au prix des grâces de tes yeux.

Oczy­wi­ście nie jest to prze­kład z języ­ka fran­cu­skie­go na język pol­ski, tyl­ko z języ­ka fran­cu­skie­go na język total­ne­go nie­do­sto­so­wa­nia.

Papież, poprzed­ni, pod­kre­ślał moral­ną i antro­po­lo­gicz­ną róż­ni­cę mię­dzy środ­ka­mi anty­kon­cep­cyj­ny­mi a posza­no­wa­niem natu­ral­nych ryt­mów płod­no­ści. Z wybo­ru ryt­mu natu­ral­ne­go wyni­ka akcep­ta­cja cyklu „oso­by, to jest kobie­ty”, czy­li, mówiąc krót­ko, posza­no­wa­nie i dia­log. Ale zagło­dzo­ne kobie­ty nie mie­siącz­ku­ją regu­lar­nie. Są takie spo­łecz­no­ści kato­lic­kie, w któ­rych posza­no­wa­nie ryt­mów natu­ral­nych oso­by, to jest kobie­ty, powin­no pole­gać w pierw­szym rzę­dzie na zapew­nie­niu jej trzech posił­ków dzien­nie. Z jed­nej stro­ny zga­dzam się, że reli­gia nie jest od tego, żeby się oglą­dać na to, co jest, a by sku­piać się na tym, co będzie. Z dru­giej stro­ny nie potra­fię się do tego dosto­so­wać.

Bo gdy­by o te trzy posił­ki zadba­no, foto­gra­fo­wie nie musie­li­by się zabi­jać. Nie mogę prze­stać podzi­wiać żół­tej domi­nan­ty zdję­cia Kevi­na Car­te­ra, tego, wia­do­mo, na któ­rym sęp cze­ka na śmierć dziec­ka. Ten kolor przy­po­mi­na mi kolor wło­sów Rober­ta Red­for­da w Poże­gna­niu z Afry­ką. Mam nadzie­ję, mimo wszyst­ko było­by to spra­wie­dli­we, gdy­by ten cudow­ny kolor był ostat­nią myślą, ostat­nią aktyw­no­ścią mózgu Kevi­na Car­te­ra, gdy rok po zro­bie­niu tego zdję­cia posta­no­wił się zabić. Pew­nie tak nie było i mię­dzy inny­mi rów­nież z tego powo­du, mimo że oświe­tli­łam sobie sce­nę śmier­ci Car­te­ra swo­im wła­snym, rów­nie nie­sa­mo­wi­tym świa­tłem, nadal nie potra­fię się do niej dosto­so­wać.

Są takie kobie­ty, któ­re zaraz, jak tyl­ko się zesta­rze­ją, zaczy­na­ją prze­pły­wać róż­ne akwe­ny jako naj­star­sze kobie­ty, któ­re prze­pły­nę­ły ten akwen. Wyobra­żam sobie, że do nich nale­żę i za trzy­dzie­ści lat moje nazwi­sko będzie się wymie­niać razem z Susan Oldham, Pat Gal­lant-Cha­ret­te, czy Til­dą Swin­ton w Cie­ka­wym przy­pad­ku Ben­ja­mi­na But­to­na. Widzę to tak, że gdy już każ­da z nas prze­pły­nie, co ma do prze­pły­nię­cia, zbie­rze­my się w jakiejś zato­ce, jak wie­lo­ry­by i będzie­my roz­ma­wiać na tema­ty w rodza­ju: jak moż­li­wa jest miłość, któ­ra się koń­czy.

Gdyż co naj­mniej trzy­dzie­stu lat potrze­bu­ję, żeby się przy­go­to­wać do podob­ne­go pane­lu. I o tym z grub­sza jest ten wiersz.

 

O autorze

Justyna Bargielska

Urodzona w 1977 roku w Warszawie. Poetka, pisarka. Laureatka konkursu poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2001) i nagrody specjalnej im. Jacka Bierezina (2002). Otrzymała dwa razy Nagrodę Literacką Gdynia (2010 i 2011). Mieszka w Warszawie.

Powiązania