recenzje / IMPRESJE

Różnicowanie sumy

Przemysław Rojek

Esej Przemysława Rojka towarzyszący premierze książki Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się Filipa Zawady.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

I.

Czas, czy­li moment, któ­ry jest pra­wą ręką wiecz­no­ści. Świę­ty Augu­styn piszą­cy o nim w XI księ­dze swych Cofes­sio­nes: prze­szło­ści już nie ma, przy­szłość jesz­cze nie ist­nie­je – zosta­je teraz, któ­re­go rów­nież nie ma, bo albo umy­ka w nie­ist­nie­ją­ce prze­szłe, albo kry­je się w nie-bywa­łym przy­szłym. Sic omnia, nul­la – albo raczej na odwrót: sic nul­la, omnia; nic, czy­li wszyst­ko… W tym moim pisa­niu o Zawa­dzie naj­waż­niej­szy był moment – chwi­la, w któ­rej obja­wi­ła mi się nie abso­lut­na (nie-abso­lut­na?) praw­da czy­ta­nej książ­ki, ale meto­da, któ­rej chcę użyć, by o trzech sumu­ją­cych się nad jed­ną rze­ką ścież­kach napi­sać. Meto­da, atra­pa rozu­mie­nia: wzno­szę ją, bo nigdy nie dotrę do wnę­trza tego, co myślał piszą­cy (każ­dy piszą­cy, nie tyl­ko Filip Zawa­da – ale on może szcze­gól­nie: wyko­rzy­sta­na przez nie­go poety­ka koanu z defi­ni­cji nie­sie w sobie rady­kal­ną jed­no­krot­ność i rów­nie rady­kal­ne zwie­lo­krot­nie­nie; wypo­wia­da­ny jest przez mistrza tyl­ko raz, ale dróg wio­dą­cych do jego medy­ta­cyj­nych przy­swo­jeń, do rozu­mie­ją­cych oświe­ceń jest tyle, ilu sły­szą­cych go ako­li­tów). No więc od tego momen­tu roz­po­czę­ło się moje pisa­nie, trop moje­go (nie)rozumienia, moja (nad-/nie-do-)interpretacja.

II.

Czym jest to, co pisze Filip Zawa­da? Haiku, epi­fa­nie, koany? Afo­ry­zmy? Sko­ro tak, to znów Der­ri­da, tym razem z Nie­wcze­snych afo­ry­zmów w prze­kła­dzie Micha­ła Paw­ła Mar­kow­skie­go, pierw­szy, dru­gi i kawa­łek czwar­te­go punk­tu z tej bodaj naj­oso­bliw­szej, enu­me­ra­cyj­nej inter­pre­ta­cji Romea i Julii Wil­lia­ma Szek­spi­ra (ennu­me­ra­tio, jak wia­do­mo, jest figu­rą melan­cho­lii, wio­dą­cą w nie­ukoń­cze­nie, ale i w nie­skoń­czo­ność – czy­li tam, gdzie Der­ri­da odsu­wa nigdy nie­ga­sną­cą zna­cze­nio­wą poten­cję tak bole­śnie ogra­ni­czo­nych w swej jed­nost­ko­wo­ści kochan­ków Strat­ford­czy­ka): „Afo­ryzm jest nazwą. Jak sama nazwa wska­zu­je, afo­ryzm oddzie­la, zna­czy podział (apo), wień­czy, ogra­ni­cza, powstrzy­mu­je (hori­zo). Kła­dzie kres dzie­ląc, dzie­li, by zakre­ślić i okre­ślić. Afo­ryzm nara­ża na nie­wcze­sność. Wysta­wia wypo­wiedź na zgub­ne dzia­ła­nie cza­su. Lite­ral­nie, gdyż pozo­sta­wia sło­wo na łup lite­ry, listu”. I dalej, punkt szó­sty: „Wbrew pozo­rom, afo­ryzm nigdy nie poja­wia się sam, nigdy nie cha­dza w poje­dyn­kę. Nale­ży do logi­ki serial­nej. Jak w sztu­ce Szek­spi­ra, w tle jej wła­snych para­dyg­ma­tów wyma­lo­wa­nych en trom­pe l’oeil, wszyst­kich Romeo i Julii ją poprze­dza­ją­cych, będzie tu spo­ro serii afo­ry­zmów”. Seria zawsze bez­brzeż­nie samot­ni­czych afo­ry­zmów Fili­pa Zawa­dy zaczy­na się tak: „Ścież­ka nie może zaufać/ sobie, bo wte­dy musia­ła­by stać się/ wia­rą. Ja muszę wie­rzyć, że mogę ufać w jej pogań­stwo”. Jeśli to zapis ilu­mi­na­cji (któ­rą – wcho­dząc w rolę ako­li­ty – miał­bym potwier­dzić kontr­asy­gna­tą wła­sne­go nie­po­wta­rzal­ne­go rozu­mie­nia), to jest to ilu­mi­na­cja her­me­tycz­nie zamknię­ta, nega­tyw­nie (i nega­cyj­nie) samo­zw­rot­na, zno­szą­ca się sama w sobie i dla sie­bie. Pul­su­je od zna­czeń, któ­rych osta­tecz­na suma jest zero­wa. Podwo­jo­na linia prze­czeń: ten, któ­ry tu mówi, musi „ufać” ścież­ce, któ­ra „nie może zaufać sobie”; nie może, bo „wte­dy musia­ła­by stać się wia­rą” – a mówią­cy „wie­rzy” w jej „pogań­stwo”, któ­re warun­ko­wa­ne jest „nie­wia­rą”. Jedy­ne – tak jak ja to czy­tam – podwo­je­nie pozy­tyw­ne to impe­ra­tyw przy­mu­su: „muszę ufać”, że ona „musia­ła­by stać się” tym, czym się nie sta­nie. Der­ri­diań­ski para­doks afo­ry­zmu w sta­nie czy­stym: koń­czy się on sam w sobie, sam się w sobie zamy­ka, a jed­no­cze­śnie pozo­sta­je czę­ścią więk­szej cało­ści; w tej wła­śnie nie­moż­li­wej do roz­strzy­gnię­cia apo­rii biją źró­dła zawsze ana­chro­nicz­nej lek­tu­ry afo­ry­zmu – ile­kroć będę go czy­tał, zawsze spóź­nię się ze swym rozu­mie­niem. Medy­ta­cyj­na czyn­ność afo­ry­stycz­ne­go czy­ta­nia roz­pra­sza się w tem­po­ral­nym zwie­lo­krot­nie­niu, opa­da­ją­cym na dno stud­ni (będą­ce jed­no­cze­śnie jej ocem­bro­wa­niem) aż do ostat­nie­go (?), osiem­dzie­sią­te­go pierw­sze­go frag­men­tu, poprze­dza­ją­ce­go komen­tarz, notę redak­cyj­ną i – na samym końcu/początku – stro­nę tytu­ło­wą. „In my begin­ning is my end”. I oczy­wi­ście na odwrót: czy­ta­nie line­ar­ne, lec­tio con­ti­nua uty­ka, zaci­na się na chwi­lach mistycz­ne­go unie­waż­nia­nia cią­gło­ści, kie­dy w chwi­li uak­tyw­nia się poza­cza­so­wość. Syl­lep­sis: w spo­sób nie­moż­li­wy muszę czy­tać coś (cokol­wiek) jako to wła­śnie – i jed­no­cze­śnie jako coś zupeł­nie inne­go.

III.

Inna seria afo­ry­zmów: Tao Te Ching, fun­da­ment tao­zi­mu, trak­tat napi­sa­ny rze­ko­mo przez Laozi na począt­ku VII wie­ku – napi­sa­ny (jak­że­by ina­czej!) rów­nież na zwo­ju, rów­nież skła­da­ją­cy się z osiem­dzie­się­ciu jeden zna­ków, zapi­sów prawd naj­bar­dziej uni­wer­sal­nych wła­śnie dla­te­go, że sku­pio­nych bez resz­ty na tu i teraz, na nie­skoń­czo­nej powścią­gli­wo­ści wszyst­kie­go, co się mówi i czy­ni. A prze­cież (wra­cam na mar­gi­ne­sie do Jacqu­esa Der­ri­dy i jego kon­cep­cji afo­ry­zmu jako cze­goś z defi­ni­cji i zawsze nie­wcze­śnie czy­ta­ne­go) Tao Te Ching to tekst nazna­czo­ny ana­chro­nicz­no­ścią jak żaden inny: nie­któ­rzy bada­cze twier­dzą, że pierw­sze jego zapi­sy powsta­ły na ponad trzy stu­le­cia przed życiem ich rze­ko­me­go auto­ra. Co zatem czy­ta­my: to, co napi­sa­ne przez Laozi, to, co trzy­sta lat przed nim – a może to, co pomię­dzy nimi: roz­ziew, hia­tus, któ­ry ist­nie­je wła­śnie dla­te­go, że sam sobie prze­czy? Ale wra­cam do Zawa­dy, któ­ry pisze we wstę­pie, że chciał­by Księ­gę Dro­gi i Cno­ty prze­tłu­ma­czyć, ale nie wła­da żad­nym obcym języ­kiem. Wyru­sza więc w swo­ją wła­sną dro­gę – wyru­sza nie rusza­jąc się z miej­sca, zjed­no­krot­nio­ny i usta­tycz­nio­ny przez cho­ro­bę. Dokład­nie tak, jak zale­cał mistrz Laozi: ten, któ­ry spie­szy się i zamiast jed­ne­go pró­bu­je wyko­nać dwa kro­ki, nie dotrze nigdzie i nigdy.

IV.

Kata­log afo­ry­zmów (przyj­mij­my już – jak to napi­sa­ła w prze­kła­dzie Julii Fie­dor­czuk Lau­rie Ander­son: „dla spój­no­ści argu­men­tu” – że są to rze­czy­wi­ście afo­ry­zmy) pisa­nych przez Lepo­rel­la o dzi­wacz­nym imie­niu Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się pod dyk­tan­do jego mistrza, Fili­pa Zawa­dy, roz­pę­ka się w swo­jej sen­ten­cjo­nal­nej gra­ma­ty­ce w miej­scu naj­mniej ocze­ki­wa­nym: na stro­nie redak­cyj­nej. Tam – zamiast zwy­cza­jo­wej nowo­mo­wy, wszyst­kich tych lako­nicz­nych, skró­to­wych oznaj­mień, kto za co odpo­wia­dał, komu do cze­go pra­wo przy­słu­gu­je, kto dofi­nan­so­wał (albo i nie) – kształt­ne, peł­ne zda­nia. Głos tego, któ­ry wła­śnie wydo­był się na brzeg cem­bro­wi­ny, teraz brzmi zro­zu­mia­le, nie znie­kształ­ca go echo wśród beto­no­wych krę­gów, nie dła­wi się wodą z dna. Szyb – przy­po­mnij­my Der­ri­dę – stał się pira­mi­dą; i wła­śnie ta pira­mi­dal­ność (na pra­wach kon­tra­stu) tym bar­dziej pod­kre­śla jego uprzed­nią głę­bi­no­wość. Po raz kolej­ny para­fra­zu­ję Ursu­lę Le Guin tłu­ma­czo­ną przez Sta­ni­sła­wa Barań­cza­ka: głę­bia jest lewą ręką powierzch­ni, szyb jest pra­wą ręką pira­mi­dy, „in my begin­ning is my end.”

V.

Koniec. Koń­czę tutaj i teraz – w moim kra­kow­skim miesz­ka­niu, w wigi­lię Boże­go Naro­dze­nia, pod wie­czór. To dobry moment: wigi­lia to po łaci­nie czu­wa­nie i ocze­ki­wa­nie; we wspo­mnie­niu Pierw­sze­go Przyj­ścia lud boży cze­ka na wciąż odra­cza­ną obiet­ni­cę Paru­zji. Afo­ryzm według Der­ri­dy: per­ma­nent­na nie­wcze­sność, nie­skoń­czo­ność ufun­do­wa­na na roz­mi­ja­niu się ze swo­im cza­sem. Nie­kom­plet­ność moich roz­chwie­ru­ta­nych uwag nad książ­ką Zawa­dy tu wła­śnie się koń­czy, arbi­tral­nie – w momen­cie, gdy praw­dzi­we rozu­mie­nie, jak zawsze, dopie­ro się zaczy­na. Sen­sem prze­chadz­ki po ścież­ce brze­giem rze­ki nie jest jej koniec, ale samo wędro­wa­nie. Nic się nie sumu­je – a jeśli już, to tam, gdzie prze­ci­na­ją się pro­ste, w rado­snym („Gau­de­te! Puer natus est” usły­szy za parę godzin lud boży), nie­do­ści­głym koń­cu czy­ta­nia.

VI.

[Przy­pis do przy­pi­su do cało­ści] „Na swój spo­sób książ­ka ta zawie­ra w sobie wie­le ksią­żek, przede wszyst­kim zaś dwie książ­ki. Pierw­szą nale­ży czy­tać nor­mal­nie, a koń­czy się ona na […], w kon­se­kwen­cji cze­go czy­tel­nik bez wyrzu­tów sumie­nia może zre­zy­gno­wać z dal­sze­go cią­gu. Dru­gą nale­ży roz­po­cząć od […], czy­ta­jąc w dal­szym cią­gu według […]. W razie pomył­ki lub też zapo­mnie­nia wystar­czy zaj­rzeć do […].” (prze­ło­żo­ny przez Zofię Chą­dzyń­ską Julio Cor­tázar – tu jako współ­au­tor powie­ści Gra w kla­sy, za każ­dą lek­tu­rą prze-pisy­wa­nej przez każ­de­go czy­tel­ni­ka na nowo).  „[…] zna­ni kry­ty­cy z Buenos Aires nie zro­zu­mie­li instruk­cji zawie­ra­ją­cej dwa moż­li­we spo­so­by czy­ta­nia mojej powie­ści, więc ska­za­li mnie na śmierć, uprzed­nio pate­tycz­nie zapew­niw­szy, że prze­czy­ta­li ją «według zale­ceń auto­ra na dwa spo­so­by», pod­czas gdy tym, co pro­po­no­wał nie­szczę­sny autor, był wybór, nie miał­by bowiem nigdy czel­no­ści, by w naszych cza­sach pro­po­no­wać komuś prze­czy­ta­nie dwa razy tej samej książ­ki”. (Ten­że przez tąż tłu­ma­czo­ny, W osiem­dzie­siąt świa­tów dooko­ła dnia).

VII.

[Przy­pis do cało­ści]: Niniej­sze, pro­gra­mo­wo nie­kom­plet­ne uwa­gi nad książ­ką Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się powsta­wa­ły w try­bie sko­ja­rze­nia, aso­cja­cji, juk­sta­po­zy­cji – sta­ra­łem się, by myśl wień­czą­ca jeden frag­ment sta­wa­ła się zaczy­nem kolej­ne­go. Potem (na koń­cu, któ­ry po raz kolej­ny stał się począt­kiem) nastą­pił moment arbi­tral­ne­go zmie­sza­nia – przy­ją­łem, że klu­czem doń (klu­czem głę­bo­ko apo­re­tycz­nym: uzna­wa­nym za kry­sta­licz­nie neu­tral­ny, a prze­cież jak naj­głę­biej nazna­czo­nym tą, nie żad­ną inną kul­tu­rą pisma) będzie kolej­ność alfa­be­tycz­na; osta­tecz­nie zatem pierw­sza lite­ra dane­go pas­su­su (rów­nież tego przy­pi­su) decy­do­wa­ła o jego miej­scu w cało­ści. Wyda­je mi się, że taka wła­śnie meto­da jest naj­wła­ściw­sza do mówie­nia o tyleż rygo­ry­stycz­nie wyni­ko­wej, co migo­tli­wej i jed­no­krot­nej, a przy tym oso­bli­wie cyr­ku­lar­nej logi­ce książ­ki Fili­pa Zawa­dy. Czy­tel­nik może czy­tać wedle tej kolej­no­ści, może też pró­bo­wać odtwo­rzyć tok moich myśli – co nie ma więk­sze­go sen­su, choć pew­ną wska­zów­ką mogą być celo­wo pozo­sta­wio­ne prze­ze mnie non-sen­sy, głów­nie przy­czy­no­wo-skut­ko­wej natu­ry (w try­bie sko­ja­rze­nio­wym piszę ponow­nie o czymś, co w żela­znym pra­wi­dle alfa­be­tu dopie­ro zosta­nie napi­sa­ne), ale wolał­bym, by ową nie­ko­he­ren­cję potrak­to­wać jako figu­rę rady­kal­nej epi­fa­nij­nej nie­prze­ni­kli­wo­ści dys­kur­su poety. Oczy­wi­ście naj­le­piej by było, gdy­by czy­tel­nik poprze­stał na czy­ta­niu Zawa­dy – jest tam wystar­cza­ją­co dużo zawi­kłań, by nie obcią­żać sobie dodat­ko­wo mózgu tym, co zosta­ło tu (i zosta­nie jesz­cze) napi­sa­ne, a co dla czy­je­go­kol­wiek (poza moim wła­snym) rozu­mie­nia prze-pisy­wa­nej prze­ze mnie książ­ki nie będzie mia­ło jakie­go­kol­wiek zna­cze­nia. Nie­mniej jed­nak, gdy­by ktoś zary­zy­ko­wał czy­ta­nie, suge­ru­je mu się potrak­to­wa­nie niniej­sze­go tek­stu jak ori­ga­mi: naj­le­piej będzie wydru­ko­wać (powin­no wyjść coś koło czte­rech stron, może odro­bi­nę ponad) i poskła­dać wedle wła­sne­go widzi­mi­się, naj­le­piej wyłą­cza­jąc kon­tro­lę świa­do­mo­ści – albo na odwrót, inten­sy­fi­ku­jąc ją aż po próg bólu po wewnętrz­nej stro­nie gałek ocznych. To, co wyj­dzie, będzie dokład­nie tym, co mia­ło wyjść.

VIII.

Raz jesz­cze wstęp – trze­ci pier­wia­stek Wscho­du, trze­ci filar „hard­co­re zen”, o któ­rym pisze Zawa­da, czy­li ori­ga­mi. Koja­rzy się z Japo­nią, ale pocho­dzi z Chin, a jego począt­ki się­ga­ją VIII wie­ku. Zra­zu – jak wszyst­ko w kul­tu­rze (czy się tego chce, czy nie), zwią­za­ne było z obrzę­da­mi reli­gij­ny­mi. A mię­dzy koń­cem VIII i koń­cem XII wie­ku kunszt skła­da­nia papie­ru cie­szył się wiel­kim wzię­ciem jako spo­sób przy­ozda­bia­nia kore­spon­den­cji. Oczy­wi­ście – to, co pisze Zawa­da, moż­na czy­tać (i moje jego czy­ta­nie niech star­czy tu za dowód) jako zapis inten­syw­ne­go doświad­cze­nia reli­gij­ne­go; już choć­by powra­ca­ją­ca w wie­lo­krot­nych seman­tycz­nych obro­tach figu­ra ojcow­sko-synow­ska nie wyda­je się reli­gij­nie obo­jęt­na. Rów­nie oczy­wi­ste jest też dla mnie to, że ta książ­ka to list – do mnie, do was, do sie­bie same­go, poza prze­strzeń i czas: roz­sy­pa­ne w labi­ryn­cie ziar­na zabez­pie­cza­ją­ce powrót, wia­do­mość w butel­ce powie­rza­na nie­obli­czal­ne­mu morzu, pta­sia (sowia, kurza, gołę­bia – jak w Świet­nych sowach; żura­wia – bo prze­cież to jed­nak ori­ga­mi) pocz­ta. Co inne jed­nak wyda­je mi się szcze­gól­nie waż­ne: że z tą książ­ką jest wła­śnie jak z chiń­ską i japoń­ską sztu­ką skła­da­nia papie­ru – na począt­ku jest nie sło­wo, ale poje­dyn­czy kwa­drat papie­ru, iden­tycz­ny dla wszyst­kich, zna­cze­nio­we zero, źró­dło­we nic. To, co zna­czy, to gięt­kość wyobraź­ni, bie­głość dło­ni. Pró­ba dotar­cia do sen­su ori­ga­micz­ne­go bytu przez ruch odwrot­ny, roz­kła­da­nie kart­ki, pro­wa­dzi doni­kąd. Trze­ba poprze­stać na tym, co na koń­cu i na tym – szcze­gól­nie na tym – co pomię­dzy umow­nym począt­kiem a punk­tem doj­ścia. Na geście pisa­rza.

IX.

Ta książ­ka to oczy­wi­ście nie ori­ga­mi, mimo tego, że tak chciał­by Zawa­da. Nie jest to też do koń­ca zwój, choć tak z kolei widzę i czy­tam ją ja. To – facho­wo rzecz ujmu­jąc – lepo­rel­lo. Zasta­na­wia mnie, cze­mu tak to się przy­ję­ło w poli­gra­fii nazy­wać, bar­dziej niż cudacz­nie. Czy rze­czy­wi­ście cho­dzi o Lepo­rel­la, boha­te­ra Don Gio­van­nie­go Wol­fgan­ga Ama­de­usza Mozar­ta, totum­fac­kie­go głów­nej posta­ci, któ­ra – mię­dzy inny­mi – zaj­mu­je się kata­lo­go­wa­niem podo­bizn kocha­nek swo­je­go pana? Sko­ro tak – to co kata­lo­gu­je Filip Zawa­da?

X.

We wstę­pie do książ­ki Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się Filip Zawa­da pisze też o tai chi, któ­re jest prze­ło­że­niem na kon­kret cia­ła abs­trak­cji tao­istycz­ne­go (nie)rozumienia rów­no­wa­gi pier­wiast­ków yin i yang (spo­ro na ich temat pisał Zawa­da w poprzed­nim swym trak­ta­cie poetyc­kim, w świet­nych Świet­nych sowach). W tai chi – ina­czej niż w wie­lu innych sztu­kach wal­ki – pod­sta­wą nie jest kon­fron­ta­cja z prze­ciw­ni­kiem, ale z samym sobą, pra­ca nad koor­dy­na­cją tego, co z ducha i tego, co od bio­lo­gii – dla­te­go adep­ci tak dłu­go muszą ćwi­czyć, nim zosta­ną dopusz­cze­ni do tego, co z wal­ką koja­rzy sie naj­bar­dziej. „Pod­ło­ży­łem sobie pod pra­wą rękę zeszyt i zaczą­łem pisać, trzy­ma­jąc dłu­go­pis po dzie­sięć godzin dzien­nie, bo co lep­sze­go moż­na robić, kie­dy się cho­ru­je” – pisze autor. Pisa­nie jako aske­zis, ćwi­czeb­na prak­ty­ka ducho­wa, któ­rej punk­tem doj­ścia jest try­umf umy­słu, ducha i duszy nad cia­łem cho­ru­ją­cym – czy­li takim, któ­re w spo­sób szcze­gól­ny doświad­cza same­go sie­bie w bólu, nudzie, odrę­twie­niu, w soma­tycz­nym kon­tak­cie z kon­kre­tem nie­po­trzeb­ne­go, puste­go cza­su. Ejer­ci­cios Espi­ri­tu­ales. De con­so­la­tio­ne poesia.

XI.

[Komen­tarz do przy­pi­su do przy­pi­su do cało­ści]: W cyta­cie z tegoż naj­waż­niej­sze są zna­ki opusz­cze­nia – naj­waż­niej­sze dla­te­go, że przy­wo­ła­ny cytat nale­ży czy­tać tak, jak­by owych opu­stek tam nie było. Cho­dzi o to, by z przy­god­no­ści kon­kret­ne­go tek­stu wyde­sty­lo­wać samą – prze­pra­szam za wyra­że­nie – ideę instruk­cji, instruk­cji, któ­rej Julio Cor­tázar był tak nie­ule­czal­nym pasjo­na­tem (czy­li – ety­mo­lo­gicz­nie – zarów­no tym, kto wiel­bi, jak i tym, kto cier­pi) i obse­sjo­na­tem. Cały ten szkic to wła­śnie zapis instruk­cji, jaka wymy­śli­ła mi się do czy­ta­nia Fili­pa Zawa­dy – żebym mógł rozu­mieć, nie rozu­mie­jąc, prze­śli­zgi­wać się po powierzch­ni nie­prze­ni­kli­we­go zapi­su.

XII.

Wra­cam (wpa­dam?) do szy­bu stud­ni. Jacqu­es Der­ri­da w ese­ju Szyb i pira­mi­da. Wpro­wa­dze­nie do semio­lo­gii Hegla pisze – w prze­kład­nie Janu­sza Mar­gań­skie­go – tak: „Inte­li­gen­cja trzy­ma swe obra­zy w rezer­wie – ukry­te na dnie ciem­ne­go schow­ka niczym woda w mrocz­nym szy­bie (näch­tli­che Schacht), szy­bie nie­świa­do­mym (bewu­ßtlo­se Schacht), a raczej niczym cen­ne zło­że na dnie kopal­ni”. I dalej: „Dro­ga, któ­rą podą­ży­my, wie­dzie z owe­go mrocz­ne­go szy­bu spo­wi­te­go gro­bo­wą ciszą, a roz­brzmie­wa­ją­ce­go wszyst­ki­mi tona­mi nie­do­by­te­go gło­su, ku owej pira­mi­dzie, któ­ra spro­wa­dzo­na z egip­skiej pusty­ni, nie­ba­wem wznie­sie się na powścią­gli­wie sple­cio­nej abs­trak­cyj­nej tka­ni­nie Heglow­skie­go tek­stu, two­rząc cha­rak­ter i sta­tus zna­ku. […] A że […] jest to nadal dro­ga okręż­na i pira­mi­da ponow­nie sta­je się szy­bem, któ­rym zawsze też pozo­sta­nie – na tym pole­ga zagad­ka”. Dro­ga (znów dro­ga!), któ­rą tyle­kroć prze­mie­rzał Der­ri­da, tu aku­rat po śla­dach Hegla – dro­ga mię­dzy zna­czo­nym i zna­czą­cym, signi­fié i signi­fiant, wie­dzie z otchła­ni szy­bu, z Wiel­kiej Macie­rzy zna­czo­ne­go, na powierzch­nię wypo­wie­dzi. Któ­re to głę­bia i powierzch­nia – powia­da filo­zof – bywa­ją tym samym. Wła­śnie tak, jak na towa­rzy­szą­cym sło­wom Fili­pa Zawa­dy lino­ry­cie Kata­rzy­ny Pie­trzak-Zawa­dy, gdzie prze­strzeń szy­bu zaczy­na się/kończy ocem­bro­wa­niem. Od gład­kiej tafli sen­sow­no­ści do głę­bi­no­we­go, den­ne­go beł­ko­tu sen­su – i to bez rusza­nia się z miej­sca, w jed­nym i tym samym momen­cie! „In my begin­ning is my end” (T. S. Eliot na począt­ku pierw­sze­go ze swych Czte­rech kwar­te­tów).

XIII.

W tej na pozór bar­dzo eks­cen­trycz­nej for­mie, jaką przy­bie­ra książ­ka Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się, jest w grun­cie rze­czy coś bar­dzo archa­icz­ne­go. Na myśl przy­cho­dzi zwój. Zdro­wo­roz­sąd­ko­wo rzecz bio­rąc, pisa­nie na zwo­ju jest po pro­stu histo­rycz­nie uwa­run­ko­wa­nym, takim a nie innym spo­so­bem two­rze­nia tek­stu, wyni­kłym z dostęp­ne­go w danym momen­cie mate­ria­łu, spe­cy­fi­ki języ­ka i gra­fii. Ale co mi po zdro­wym roz­sąd­ku, gdy myśląc o zwo­ju myślę o doświad­cze­niu życia i życie zna­czą­ce­go pisa­nia jako dro­gi? Nie bez powo­du chy­ba dwa wiel­kie doko­na­nia lite­ra­tu­ry moder­ni­stycz­nej, nowo­cze­sne­go poczu­cia egzy­sten­cji jako cze­goś noma­dycz­ne­go, powsta­wa­ły wła­śnie tak, na zwo­jach – tak Jack Kero­uac pisał powieść W dro­dze, taką tech­ni­kę wybrał Bla­ise Cen­drars dla poema­tu Pro­za trans­sy­be­ryj­skiej kolei i małej Żan­ny z Fran­cji. A świę­te zwo­je? Tora, ręko­pi­sy esseń­czy­ków z Qum­ran? Prze­cież nawet nie­któ­re pierw­sze kodek­sy – jak choć­by jeden z naj­cen­niej­szych manu­skryp­tów Pisma Świę­te­go, Kodeks Synaj­ski z IV wie­ku – pisa­ne były tak, by pod­kre­ślić wra­że­nie nie­koń­czą­cej się cią­gło­ści tek­stu, meto­dą scrip­to con­ti­nua, nie­uzna­ją­cej gra­nic mię­dzy sło­wa­mi i zda­nia­mi. Zwo­ju nie da się prze­kart­ko­wać, by w pośpie­chu odna­leźć w tym aku­rat momen­cie chcia­ną stro­nę czy aka­pit – trze­ba pra­co­wi­cie prze­su­wać w pal­cach wstę­gę papie­ru, raz jesz­cze prze­mie­rzać tę samą dro­gę. A czy Zawa­da pisze o dro­dze, w dro­dze? Tak, bez wąt­pie­nia – choć­by tytu­ło­we „ścież­ki”, ale też cią­gną­ca się przez całą nie­mal książ­kę podróż w głąb szy­bu stud­ni. W głąb, czy­li w dół? Nie­ko­niecz­nie. Zaczy­na się, owszem, u góry, od cem­bro­wi­ny i koło­wrot­ka – ale koń­czy się w tym samym miej­sce. Począ­tek i koniec, koniec i począ­tek zamie­nia­ją się miej­sca­mi. Uro­bo­ros, wąż trzy­ma­ją­cy w pysku wła­sny ogon – pier­wot­nie egip­ski, ale przez wie­ki całe puch­ną­cy od obże­ra­nia się magicz­ny­mi sen­sa­mi sym­bol wiecz­no­ści, cza­su uwol­nio­ne­go spod wła­dzy same­go sie­bie. Dro­ga, czy­li czas. Czas, czy­li cią­głość. Cią­głość, czy­li koniec, któ­ry jest lewą ręką począt­ku.

O autorze

Przemysław Rojek

Nowohucianin z Nowego Sącza, mąż, ojciec, metafizyk, capoeirista. Doktor od literatury, nauczyciel języka polskiego w krakowskim Liceum Ogólnokształcącym Zakonu Pijarów, nieudany bloger, krytyk literacki. Były redaktor w sieciowych przestrzeniach Biura Literackiego, laborant w facebookowym Laboratorium Empatii, autor – miedzy innymi – książek o poezji Aleksandra Wata i Romana Honeta.

Powiązania

Nienostalgiczna gramatyka scrollingu

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Real Jan Škro­ba w tłu­ma­cze­niu Zofii Bał­dy­gi, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 kwiet­nia 2023 roku.

Więcej

W omatidiach roztrzęsiona afirmacja niepogodzenia

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki żal, może on Roma­na Hone­ta, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 17 paź­dzier­ni­ka 2022 roku.

Więcej

Wielka historia literatury ukraińskiej

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

48. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Sześćdziesiąt trzy zdania (dwadzieścia dziewięć ostatnich)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

46. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Sześćdziesiąt trzy zdania (trzydzieści cztery pierwsze)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

45. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Sir Grzegorz pod Mroczną Wieżą stanął

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

44. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Krótka (historycznoliteracka) rozprawa między trzema osobami: Belfrem, Kontrabasistą i Szachistą

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

43. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Jak (nie) zostałem kolaborantem

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

42. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Białe księgi

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Stel­le Bian­ki Rolan­do, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 mar­ca 2019 roku.

Więcej

Niezaufane połączenia (III). Biurowa lista kontaktów

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

40. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Poetycka książka trzydziestolecia: nominacja nr 3

debaty / ankiety i podsumowania Przemysław Rojek

Głos Prze­my­sła­wa Roj­ka w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Zdania i uwagi – revisited (2)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

39. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Zdania i uwagi – revisited (1)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

38. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Nie stoi w sprzeczności

wywiady / o książce Paweł Kaczmarski Przemysław Rojek

Roz­mo­wa Prze­my­sła­wa Roj­ka z Paw­łem Kacz­mar­skim, towa­rzy­szą­cą pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 wrze­śnia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 18 grud­nia 2017 roku.

Więcej

Antropologia rozczarowywania. Czterdzieści dziewięć notatek symultanicznych

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki ciche psy Roma­na Hone­ta, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 sierp­nia 2017 roku.

Więcej

[–] Ust. z dn. 31 VII 1981 o kontroli publikacji i widowisk

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

36. odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Niedziela z życia Raymonda Queneau. Trzynaście znaków zapytania

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki Nie­dzie­la życia Ray­mon­da Quene­au, wyda­nej w prze­kła­dzie Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 4 paź­dzier­ni­ka 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 8 maja 2017 roku.

Więcej

Dziennik pisany czytaniem (Krynickiego)

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Prze­kre­ślo­ny począ­tek Ryszar­da Kry­nic­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Gniew, dźwigar, przyimki

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Nie Kon­ra­da Góry, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 listo­pa­da 2016 roku.

Więcej

Cztery ważne słowa (Gałczyńskiego) o socjalizmie

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

32 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Redaktor biBLioteki interweniuje

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

31 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Jestem co się zowie żarówką zgrozy

wywiady / o książce Justyna Bargielska Przemysław Rojek

Roz­mo­wa Prze­my­sła­wa Roj­ka z Justy­ną Bar­giel­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Sel­fie na tle rze­pa­ku, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 27 czerw­ca 2016 roku.

Więcej

Trzy fundamentalne pytania o Joyce’a

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Przemysław Rojek

Roz­mo­wa Prze­my­sła­wa Roj­ka z Jerzym Jar­nie­wi­czem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Por­tret arty­sty w wie­ku mło­dzień­czym, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 30 maja 2016 roku.

Więcej

Czytając Flauberta Domagalskiego

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

30 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Czy żyjemy na Korei?

wywiady / o książce Różni autorzy

Roz­mo­wa Prze­my­sła­wa Roj­ka z Anną Mar­chew­ką, Prze­my­sła­wem Koniu­szym, Dawi­dem Buj­no i Grze­go­rzem Jędr­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze e‑booka Życie na Korei Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Polski: pierwsza, Wiśniewskiego

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

29 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Szkicownik alfabetyczny. Notatki o poezji Romana Honeta

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Roma­na Hone­ta roz­mo­wa trwa dalej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 mar­ca 2016 roku.

Więcej

Pocztówka do Pawła Tańskiego

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

26 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Mały literacki projekt

wywiady / o książce Artur Burszta Przemysław Rojek

Roz­mo­wa Prze­my­sła­wa Roj­ka z Artu­rem Bursz­tą, auto­rem wybo­ru wier­szy w anto­lo­gii 100 wier­szy pol­skich sto­sow­nej dłu­go­ści, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 mar­ca 2015 roku.

Więcej

Ludzie na wiadukcie

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Esej Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Zawsze Mar­ty Pod­gór­nik, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 2 mar­ca 2015 roku.

Więcej

„To jakby architektoniczna wersja matrioszek”

wywiady / o książce Joanna Mueller Przemysław Rojek

Z Joan­ną Muel­ler o książ­ce inti­ma thu­le roz­ma­wia Prze­my­sław Rojek

Więcej

„Jestem już gdzie indziej”

wywiady / o książce Przemysław Rojek Szymon Słomczyński

Z Szy­mo­nem Słom­czyń­skim o książ­ce Nad­jeż­dża roz­ma­wia Prze­my­sław Rojek.

Więcej

O tomie Rafała Wojaczka Wiersze i proza 1964–1971

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Esej Prze­my­sła­wa Roj­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze anto­lo­gii Wier­sze i pro­za 1964–1971 Rafa­ła Wojacz­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich autorów: sześciu, czyli coda w kształcie sestyny

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

14 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Dycio, Ireneo Funes

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

13 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Andrzej Sosnowski, flow

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

12 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Martyna Buliżańska, trauma

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

11 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Dariusz Suska, nasselar

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

10 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Filip Zawada, apofatyczny

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

9 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Krystyna Miłobędzka, rodząca

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

8 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Zmiana warty. Reaktywacja / Odmarsz. Następne pokolenia

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

7 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra: podsumowanie

debaty / ankiety i podsumowania Przemysław Rojek

Pod­su­mo­wa­nie deba­ty „Jaką Pol(s)kę zoba­czy­li z dru­giej stro­ny lustra”.

Więcej

Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra

debaty / ankiety i podsumowania Przemysław Rojek

Wpro­wa­dze­nie do deba­ty „Jaką Pol(s)kę zoba­czy­li z dru­giej stro­ny lustra”.

Więcej

Straszne skutki zamiany dwóch liter

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

5 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

W Wieży Osobnej, czyli pochwała poezji

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

3 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Pomieszanie języków, przesunięcie granic mowy

debaty / wydarzenia i inicjatywy Przemysław Rojek

Głos Prze­my­sła­wa Roj­ka w deba­cie „10 lat Por­tu i Biu­ra we Wro­cła­wiu”.

Więcej

Lekcja języka (obcego)

felietony / Przemysław Rojek

1 odci­nek cyklu „Wie­ża Kur­rem­kar­mer­ru­ka” autor­stwa Prze­my­sła­wa Roj­ka.

Więcej

Wielość razy mnogość

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki Manat­ki Bogu­sła­wa Kier­ca.

Więcej

Utrata suchości

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki Ska­le­cze­nie chłop­ca Fili­pa Wyszyń­skie­go.

Więcej

O niepowtarzalnych okolicznościach

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki O dwa kro­ki stąd Tade­usza Pió­ry.

Więcej

Polska: tyle, ile znaczy z perspektywy dżdżownicy

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki Pol­skie zna­ki Woj­cie­cha Bono­wi­cza.

Więcej

Rzeczywistość jest umowna. Także, a może zwłaszcza, ta poetycka

debaty / ankiety i podsumowania Przemysław Rojek

Głos Prze­my­sła­wa Roj­ka w deba­cie „Poezja na nowy wiek”.

Więcej

Miłobędzka jak świat

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Filip Zawada Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się

recenzje / ESEJE Ula Orlińska-Frymus

Recen­zja Uli Orliń­skiej-Fry­mus z książ­ki Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się Fili­pa Zawa­dy, któ­ra uka­za­ła się 27 listo­pa­da 2014 roku na stro­nie szuflada.net.

Więcej

Między poezją a prozą

recenzje / ESEJE Marta Dudek

Recen­zja Mar­ty Dudek z książ­ki Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się Fili­pa Zawa­dy, któ­ra uka­za­ła 19 mar­ca 2014 roku na stro­nie literatki.com.

Więcej

Wiersz w drodze

recenzje / KOMENTARZE Filip Zawada

Autor­ski komen­tarz do frag­men­tu tek­stu Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się.

Więcej

Jeśli to przez tę rozmowę w korytarzu

wywiady / o książce Filip Zawada Katarzyna Fetlińska

Z Fili­pem Zawa­dą o książ­ce Trzy ścież­ki nad jed­ną rze­ką sumu­ją się roz­ma­wia Kata­rzy­na Fetliń­ska.

Więcej