recenzje / ESEJE

Rzeczy, a nie idee

Jakub Winiarski

Recenzja Jakuba Winiarskiego książki Spóźniony śpiewak Williama Carlosa Williamsa w przekładzie Julii Hartwig, wydanej w Biurze Literackim w 5 stycznia 2009 roku, a w wersji elektronicznej 10 kwietnia 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

Niczym malar­stwo holen­der­skich mistrzów, por­tre­ty, sce­ny rodza­jo­we i „mar­twe natu­ry” Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa, co może naj­bar­dziej zaska­ku­ją­ce, wyda­ją się być dziś jesz­cze nie­mal nie­tknię­te przez czas. I czy­ta­jąc dziś, w Pol­sce, na począt­ku roku 2009 wier­sze tego do szpi­ku ame­ry­kań­skie­go poety, moż­na by myśleć, że to dla­te­go, iż zawsze w koń­cu znaj­dzie się jakaś dziew­czy­na, jak ta z wier­sza „Mło­da kobie­ta w oknie”, zawsze gdzieś tra­fią się „okru­chy zie­lo­nej / butel­ki”, jak­by wyję­te z liry­ku „Mię­dzy ścia­na­mi”; a sytu­acja opi­sa­na w „Póź­nej let­niej pogo­dzie”, gdzie „On ma na gło­wie / sta­ry jasno­sza­ry kape­lusz fil­co­wy / ona czar­ny beret // On nosi brud­ny swe­ter / Ona nie­bie­ski płaszcz / opię­ty na cie­le” – taka sytu­acja mogła­by rów­nie dobrze co w miej­sco­wo­ści Ruther­ford w sta­nie New Jer­sey mieć miej­sce na uli­cach War­sza­wy, Kra­ko­wa, Wro­cła­wia, Pozna­nia, Lon­dy­nu, Pary­ża, Ber­li­na, czy każ­de­go inne­go mia­sta. Łącz­nie z ostat­nim wer­sem: „Żad­nych obo­wiąz­ków! Hej ho!”. Podob­nie zresz­tą rzecz ma się z wier­sza­mi taki­mi jak „Pijak” czy „Por­tret pro­le­ta­riac­ki”. I cho­ciaż Julia Har­twig w roz­bu­do­wa­nej do wiel­ko­ści ese­ju „Nocie o Auto­rze” wręcz obse­syj­nie zwra­ca uwa­gę i pod­kre­śla, jak bar­dzo Wil­lia­mo­wi Car­lo­so­wi Wil­liam­so­wi zale­ża­ło na wypra­co­wa­niu sty­lu opar­te­go wyłącz­nie na „lek­sy­ce auten­tycz­nie ame­ry­kań­skiej” i że „dąże­niem jego było stwo­rze­nie poezji praw­dzi­wie ame­ry­kań­skiej”, unie­za­leż­nio­nej od świet­nie mu zresz­tą zna­nych wzor­ców liry­ki euro­pej­skiej, wyglą­da na to, że tego typu świa­do­mie narzu­co­ne ogra­ni­cze­nia – to upo­rczy­wie reali­zo­wa­ne marze­nie o wpro­wa­dze­niu do wier­szy idio­mu stric­te ame­ry­kań­skie­go, potocz­ne­go i anty­mo­der­ni­stycz­ne­go – pozwo­li­ły koniec koń­ców Wil­liam­so­wi stać się poetą poru­sza­ją­cym tema­ty na wskroś uni­wer­sal­ne, pozwo­li­ły mu stać się auto­rem bli­skim czy­tel­ni­ko­wi pod każ­dą chy­ba sze­ro­ko­ścią i dłu­go­ścią geo­gra­ficz­ną. Przy­pa­dek rzad­ki i cie­ka­wy, zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści. Choć­by tę, że współ­cze­śni Wil­liam­so­wi auto­rzy mniej wyczu­le­ni na lokal­ność, jak Ezra Pound czy Wal­la­ce Ste­vens, tego rodza­ju uni­wer­sal­no­ści, jak się wyda­je, nie osią­gnę­li (osią­ga­jąc być może wszyst­ko inne, co w poezji bywa do osią­gnię­cia). Ale im nie zale­ża­ło na pro­sto­cie jak Wil­liam­so­wi, któ­ry nie lęka­jąc się posa­dze­nia o banal­ny emo­cjo­na­lizm w liry­ku „Pta­ki” pisał: „Świat znów się zaczy­na: / Nie peł­ną jesz­cze pier­sią / wśród pada­ją­ce­go desz­czu / kosy sie­dzą­ce na uschłych gałę­ziach / żywe­go jesz­cze drze­wa / wspar­te­go / o niskie chmu­ry / oznaj­mia­ją świt. / Ich prze­ni­kli­we woła­nia nio­są się w powie­trzu, / świad­cząc o dobrym ape­ty­cie, / i pada­ją mię­dzy pochy­lo­ne róże / w ocie­ka­ją­ce wodą tra­wy.” A w „Grze” żar­to­wał sam z sie­bie niczym począt­ku­ją­cy adept zen: „Sub­tel­ny, mądry mózgu, roz­sąd­niej­szy ode mnie, / jaki­mi pod­stęp­ny­mi spo­so­ba­mi uda­je ci się / pozo­stać bez­czyn­nym? Poucz mnie mistrzu.” Każ­de­mu wedle pra­gnień, moż­na powie­dzieć. Nie­ko­niecz­nie zaś – wedle zasług.

2.

Wróć­my – choć­by­śmy nawet zanad­to się nie odda­li­li – do nasze­go boha­te­ra (i mistrza rów­ne­go Holen­drom) – Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa. Jego poezja to lirycz­ny eks­trakt wycią­gnię­ty z tego, co zna­leźć moż­na w zasię­gu wzro­ku. Cokol­wiek by to nie było: czer­wo­na tacz­ka, kawał­ki stłu­czo­nej butel­ki, kot wspi­na­ją­cy się na szaf­kę i ześli­zgu­ją­cy „na dno / pustej / donicz­ki”, tam­ten pijak i ta mło­da kobie­ta w oknie – jeże­li tyl­ko sku­pić się wystar­cza­ją­co moc­no – zda­je się mówić poeta – jeże­li tyl­ko nie dać się zwieść głę­biom, któ­re być może wca­le nie ist­nie­ją, a jedy­nie wyda­ją się ist­nieć – wycho­dzi na to, że z ele­men­tów naj­bliż­sze­go świa­ta daje się stwo­rzyć wca­le pokaź­ne uni­wer­sum lirycz­ne, boga­te i wie­lo­wy­mia­ro­we. I tajem­ni­cze. Na pyta­nie Julii Fie­dor­czuk o tę tajem­ni­cę, o jej część: „Dla­cze­go Wil­liams? Czy zechcia­ła­by Pani powie­dzieć kil­ka słów o tej jego tajem­ni­czej pro­sto­cie? „, Julia Har­twig, autor­ka wybo­ru, posło­wia i prze­kła­dów do Spóź­nio­ne­go śpie­wa­ka odpo­wie­dzia­ła, zwra­ca­jąc uwa­gę wła­śnie na aktu­al­ność poety: „Postu­lat ‘nie idee, ale rze­czy’, jaki for­mu­łu­je Wil­liams, był w tam­tym cza­sie odpo­wie­dzią na poezję sym­bo­li­zmu. Spór mię­dzy piew­ca­mi idei i piew­ca­mi rze­czy jest spo­rem odwiecz­nym i trwa do dziś, w posta­ciach zastęp­czych. Odnaj­du­je­my go u nas, choć­by w kore­spon­den­cji Miło­sza z Her­ber­tem: po uka­za­niu się wier­sza Her­ber­ta ze słyn­nym wer­sem ‘naj­pięk­niej­sze są rze­czy, któ­re nie ist­nie­ją’, z cze­go Her­bert bar­dzo się Miło­szo­wi tłu­ma­czy. A to tyl­ko jeden z przy­kła­dów aktu­al­no­ści tego spo­ru. W Wil­liam­sie naj­pięk­niej­sze jest zresz­tą to, że na rze­czach jego ogląd świa­ta się nie koń­czy. Poka­zu­je on, jak dale­ka jest per­spek­ty­wa tego, co widzial­ne, i jakie są w nim zaso­by poezji.” W posło­wiu nato­miast taką jesz­cze rzecz Har­twig dopo­wie­dzia­ła: „Poezję Wil­liam­sa moż­na by okre­ślić, podob­nie jak twór­czość Whit­ma­na, jako na wskroś demo­kra­tycz­ną: jest otwar­ta, czy­tel­na, opar­ta na widzial­nym kon­kre­cie, uni­ka­ją­ca ide­owych spe­ku­la­cji. Obcy jest jej jaki­kol­wiek przy­po­chleb­ny este­tyzm, co wię­cej, włą­cza w obszar swo­je­go widze­nia codzien­ną brzy­do­tę i ubó­stwo, doko­nu­jąc w ten spo­sób ich nobi­li­ta­cji poprzez sztu­kę, nie uni­ka też dosad­no­ści, cza­sem nawet obsce­nicz­no­ści. W porów­na­niu z nim Pound czy Ste­vens, nie mówiąc już o Elio­cie, to ary­sto­kra­ci pió­ra, poszu­ku­ją­cy wła­sne­go wyra­zu w innych zgo­ła niż Wil­liams rejo­nach.” Być może cechy wymie­nio­ne przez Har­twig w związ­ku z liry­ką Wil­liam­sa – otwar­tość, czy­tel­ność, opar­cie na kon­kre­cie, brak ide­owych spe­ku­la­cji, uni­ka­nie este­ty­zmu i nobi­li­ta­cja brzy­do­ty – to wska­zów­ka o więk­szym, niż by się mogło zda­wać, zna­cze­niu. Ale to tyl­ko tak na mar­gi­ne­sie. Na mar­gi­ne­sie tak­że niech będzie mi wol­no zano­to­wać te kil­ka zdań Fran­za Kaf­ki, ostat­nich w jego Roz­wa­ża­niach o grze­chu, cier­pie­niu, nadziei i słusz­nej dro­dze: „Nie jest koniecz­ne, byś poszedł z domu. Pozo­stań przy sto­le i słu­chaj. Nawet nie słu­chaj, cze­kaj tyl­ko. Nawet nie cze­kaj, bądź cał­kiem cicho i sam. Świat sam się przed tobą odsło­ni, nie może być ina­czej, będzie wił się przed tobą w eks­ta­zie” (przeł. Roman Karst). W prak­ty­ce może to wyglą­dać na przy­kład tak, jak w wier­szu „Zima”: „Teraz śnieg / leży na zie­mi / i spa­da go / coraz wię­cej / Czer­wo­ne pła­ty bru­du / łata­ją / zale­ga­ją­ce pła­ty śnież­ne // Jest zima – / roze­tki / skó­rza­stych zie­lo­nych liści / pod sta­rym pło­tem / i nagie drze­wa / rysu­ją­ce się na nie­bie – // Jest zima / zima zima / skó­rza­ste zie­lo­ne liście / w kształ­cie włócz­ni / pod pada­ją­cym śnie­giem”. Lub też, jak w „Pie­śni miło­snej”: „Wysprzą­taj dom, / powieś czy­ste firan­ki / w oknach, / włóż nową suk­nię / i chodź ze mną! / Wiąz roz­rzu­ca / okrusz­ki / swo­ich słod­kich zapa­chów / z pobie­la­łe­go nie­ba! // Kto będzie pamię­tał o nas / w cza­sach, któ­re przyj­dą? / Niech ktoś powie przy­naj­mniej, / że czar­ne gałę­zie / wybu­chły zapa­chem.” Wyda­je się zresz­tą, że Wil­liam Car­los Wil­liams sam czuł to cza­sem bar­dzo podob­nie do – tak prze­cież dale­kie­go, zda­wa­ło­by się, ze swo­ją wraż­li­wo­ścią – Kaf­ki, sko­ro w wier­szu „Męż­czy­zna w poko­ju” zapi­sał: „Nie ma tu kobie­ty ani inne­go męż­czy­zny. / Nie ma dziec­ka ani psa, ani pta­ka, ani osy. / (…) / Nie ma bia­łe­go kolą­ce­go gło­gu, nie ma traw­ni­ka / Ani jaskrów, ani nic dla prze­ciw­wa­gi: // Jedy­nie łóż­ko, pół­ki na książ­ki, ścia­ny i pod­ło­ga, / Nud­ne obra­zy, biur­ko, sza­fa na ubra­nia, strzę­py / zapi­sa­nych kar­tek. Tu sie­dzę, / Tu sto­ję, tu się prze­cha­dzam. Od / Bia­ło kwit­ną­ce­go drze­wa jestem mniej samot­ny: / Osy­pa­ne płat­ki, wil­got­ne od rosy, zażół­ci­ły moje nagie kost­ki.” Mówiąc ina­czej, Wil­liams zda­je się suge­ro­wać: patrz tyl­ko, oto świat sam się odsła­nia, wije przed tobą w eks­ta­zie. I możesz na przy­kład zoba­czyć, jak osy­pa­ne płat­ki, wil­got­ne od rosy, zażół­ci­ły nagle two­je nagie kost­ki.

3.

Wil­liam Car­los Wil­liams – jak infor­mu­je nota bio­gra­ficz­na – uro­dził się w 1883 r. w Ruther­ford w sta­nie New Jer­sey. Stu­dio­wał w Gene­wie, Pary­żu, Lip­sku i Nowym Jor­ku. Rów­no­le­gle z karie­rą lite­rac­ką pro­wa­dził prak­ty­kę lekar­ską w rodzin­nym mie­ście. Publi­ko­wał opo­wia­da­nia, dra­ma­ty, powie­ści i ese­je. Jako poeta koja­rzo­ny z moder­ni­zmem i ima­gi­ni­zmem. Autor mię­dzy inny­mi tomów Sour Gra­pes (1921), Spring and All (1923), Ima­gi­na­tions (1970). Poetry Socie­ty of Ame­ri­ca przy­zna­je pre­sti­żo­wą nagro­dę jego imie­nia. Zmarł w 1963 r. Przed śmier­cią napi­sał jeden ze swo­ich naj­bar­dziej przej­mu­ją­cych wier­szy, „Pokaz koni”, któ­ry mimo wiel­ko­ści pozwo­lę sobie zacy­to­wać w cało­ści: „Byli­śmy razem przez całe te sześć­dzie­siąt czte­ry lata, / ale nigdy nie pozna­łem cię tak dobrze, jak wczo­raj. / Roz­ma­wia­li­śmy. Nigdy nie wyra­ża­łaś się / tak jasno, nie byłaś tak wyzwo­lo­na z wię­zów / cza­su i miej­sca. Mówi­li­śmy o sobie / bez skrę­po­wa­nia, jak nigdy dotych­czas. / Ile­śmy na to cze­ka­li? Pra­wie sto lat. // Powie­dzia­łaś: dopó­ki tli się w nas jakaś iskra i / koła­cze się tro­chę ducha, żyje­my, / życie w nie­skoń­czo­ność jest nie­moż­li­we – to wszyst­ko, / i nie ma inne­go życia, jest tyl­ko jed­no. / Świat duchów, któ­ry nastę­pu­je potem, / jest taki sam jak nasz, jak ty, kie­dy sia­dasz przy mnie, / przy­cho­dzą ze mną roz­ma­wiać, zupeł­nie tak samo. // Przy­cho­dzą nas nie­po­ko­ić. Dla­cze­go? Zapy­ta­łem. Nie / wiem. Może po to, żeby zoba­czyć, co robi­my. / Myślisz, że są zazdro­sne? Nie wiem. Nie / wiem, co je skła­nia do powro­tu. / Czy­ta­łem o ludziach, powie­dzia­łem do niej, / któ­rych pocho­wa­no u stóp góry, jeden z nich / wró­cił po dwóch mie­sią­cach // odgrze­baw­szy się. Było to w Szwaj­ca­rii, / pamię­tasz? Pamię­tam, wie­śnia­cy myśle­li, / że to wid­mo przy­szło się do nich skar­żyć. / Byli prze­stra­sze­ni. Przy­cho­dzą napraw­dę, / powie­dzia­ła, nazy­wasz to / moimi ‘zwi­dze­nia­mi’. Roz­ma­wiam z nimi, jak / roz­ma­wiam z tobą. Widzę ich wyraź­nie. / Gdy­bym mogła czy­tać! Nie wiem nawet, / ile upo­rząd­ko­wa­łam spraw. Jedy­ne, co mogę, / to prze­żyć raz jesz­cze to wszyst­ko, / co zda­rzy­ło mi się, kie­dy ty i twój brat / byli­ście dzieć­mi – ale nie zawsze mi się to uda­je. / Opo­wiedz mi o poka­zie koni. Cały tydzień / cze­ka­łam, żeby o tym usły­szeć. // Nie uda­ło mi się tam pójść, mamo. / Jaka szko­da. Ale to był zwy­czaj­ny pokaz, / opro­wa­dza­ją konie za uzdę tam i z powro­tem, / aby publicz­ność mogła im się przyj­rzeć. Tyl­ko / tyle? Zda­wa­ło mi się, że to coś wię­cej. Poza tym / są jesz­cze sko­ki i bie­gi. Szko­da, że tam nie byłeś, / tak chcia­łam, żebyś mi o tym opo­wie­dział.” Po takim wier­szu trud­no cokol­wiek dodać. Lecz trze­ba wspo­mnieć jesz­cze o innych, nie mniej waż­nych prze­cież cechach pisar­stwa W. C. Wil­liam­sa. Empa­tia i eks­ta­tycz­ność porów­ny­wal­ne z tymi, z jaki­mi ma się do czy­nie­nia w wier­szach i poema­tach Wal­ta Whit­ma­na. Zmy­sło­wość. For­mal­ne eks­pe­ry­men­ta­tor­stwo (Wil­liams nie uzna­wał co praw­da ist­nie­nia „wier­sza wol­ne­go”, ale sche­ma­ty kla­sy­cy­stycz­ne były mu rów­nie obce). Anty­sym­bo­lizm, anty­de­ka­den­tyzm. (O anty­mo­der­ni­zmie wspo­mnia­łem wyżej, a dodam jesz­cze, że Julia Har­twig krót­ko i cel­nie opi­sa­ła ten rys poety­ki Wil­liam­sa w „Nocie o Auto­rze”, zwra­ca­jąc uwa­gę na nie­chęć auto­ra Pater­so­na do T. S. Elio­ta). Wresz­cie swo­iste przy­wią­za­nie do brzy­do­ty, któ­rej Wil­liams do koń­ca życia pozo­stał czu­łym i deli­kat­nym piew­cą. Z tym, że on, jak to uję­ła Julia Fie­dor­czuk, nawet pisząc o tym, co brzyd­kie, swo­im spo­so­bem „wysre­brza wszyst­ko” nie­na­tręt­nie jak śnieg z wier­sza „Zbli­ża­jąc się do mia­sta”.

4.

Tytuł wybo­ru zapro­po­no­wa­ne­go przez Har­twig to zara­zem tytuł jed­ne­go z liry­ków Wil­liam­sa. Oto ten utwór, „Spóź­nio­ny śpie­wak”: „Zno­wu jest wio­sna, / a ja jesz­cze mło­dy! / Spóź­ni­łem się ze śpie­wem. / Wró­bel czar­no nakra­pia­ny na pier­si / już od dwóch tygo­dni wyćwier­ku­je swo­je kaden­cje. / Co spra­wia, że moje ser­ce zwle­ka? / Tra­wa przy moich drzwiach kuchen­nych / jest jędr­na od soków. / Gałę­zie sta­rych klo­nów otwie­ra­ją się / brą­zo­wo­żół­ty­mi skrzy­deł­ka­mi kwia­tów. / Księ­życ zwi­sa z błę­ki­tu / wcze­snym popo­łu­dniem nad roz­le­wi­ska­mi. / Spóź­ni­łem się ze śpie­wem.” Dopraw­dy, o jakim spóź­nie­niu mowa, trud­no powie­dzieć. Po lek­tu­rze tej pięk­nej książ­ki wie się prze­cież: na Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa dobry jest każ­dy czas.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na stro­nie www.literaturajestsexy.pl. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Jakub Winiarski

Urodzony w 1974 roku. Poeta, prozaik i krytyk literacki. Wykładał gościnnie w Studium Literacko-Artystycznym na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Od 2010 roku redaktor naczelny miesięcznika "Nowa Fantastyka". Mieszka w Warszawie.

Powiązania