recenzje / ESEJE

Rzesza niezastąpionych najemnych konsumentów

Dawid Kujawa

Recenzja Dawida Kujawy książki Trawers Andrzeja Sosnowskiego, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 6 marca 2017 roku, a w wersji elektronicznej 31 lipca 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wszyst­kie indy­wi­du­al­ne i spo­łecz­ne nie­do­le
zro­dzi­ły się z pasji czło­wie­ka do pra­cy.
Paul Lafar­gue, Pra­wo do leni­stwa

Sta­re idee znie­do­łęż­nia­ły i nie mogą już odmłod­nieć,
potrzeb­ne nam są nowe.
Hen­ri de Saint-Simon, List do Ame­ry­ka­ni­na

Nie sądzę, aby skar­że­nie się na Andrze­ja Sosnow­skie­go w związ­ku z tym, że zło­żył swo­ją nową książ­kę z tek­stów dosko­na­le już zna­nych czy­tel­ni­kom śle­dzą­cym na bie­żą­co jego poezję (oraz jego wie­lo­let­nią fascy­na­cję posta­cią i twór­czo­ścią Arthu­ra Rim­bau­da), było jak­kol­wiek sen­sow­ne i uza­sad­nio­ne: nawet jeśli jest to cynicz­ny manewr podyk­to­wa­ny wyłącz­nie wzglę­da­mi eko­no­micz­ny­mi („odci­na­niem kupo­nów”), tym lepiej dla kon­cep­tu­al­nej ramy Tra­wer­su. W swo­im poprzed­nim, według nie­któ­rych prze­ło­mo­wym wydaw­nic­twie, tomie Dom ran z roku 2015, Sosnow­ski pytał: „gdzie ma się scho­wać takie życie?”. Miał na myśli życie jesz­cze nie­od­dzie­lo­ne, takie, któ­re nie zosta­ło sub­su­mo­wa­ne pod kapi­tał i włą­czo­ne w bez­li­to­sne try­by maszy­ny zwa­nej Spek­ta­klem – dziś nale­ża­ło­by zasta­no­wić się nad tym, czy rze­czy­wi­ście ma ono jakie­kol­wiek szan­se scho­wać się w geście odmo­wy pra­cy, jaki pro­po­nu­je poeta. Słyn­ne Debor­dow­skie „Ne tra­va­il­lez jama­is” poja­wia się w pierw­szym utwo­rze naj­now­szej książ­ki, „Hey non­ny, non­ny”, tuż obok zna­nej z opo­wia­da­nia Her­ma­na Melvil­le­’a o kopi­ście Bar­tle­bym pasyw­no-agre­syw­nej fra­zy „I would pre­fer not to” – czy moż­na ocze­ki­wać od auto­ra poems jesz­cze bar­dziej wyra­zi­stej i jed­no­znacz­nej dekla­ra­cji? Przy oka­zji oma­wia­nia poprzed­niej książ­ki Sosnow­skie­go („art­PA­PIER” 2015, nr 19) wspo­mi­na­łem już o tym, że Sosnow­skie­go wie­lo­let­nią tak­ty­kę wymy­ka­nia się, jego skraj­ną „anty­de­kla­ra­tyw­ność” koja­rzo­ną przez nie­któ­rych z kry­ty­ków wła­śnie z alie­na­cją i ode­rwa­niem od rze­czy­wi­sto­ści, z nie­bez­piecz­nym wychy­le­niem w stro­nę czy­stej, zre­to­ry­zo­wa­nej tek­stu­al­no­ści, rozu­miem wręcz odwrot­nie: jako spo­sób na zacho­wa­nie resz­tek auto­no­mii wzglę­dem kapi­ta­łu, na usta­wicz­ne trwa­nie w uświę­co­nym „zewnę­trzu”, któ­re pozo­sta­je prze­strze­nią kształ­to­wa­nia się coraz to nowych form opo­ru, ale i – jak opi­sy­wa­ła je przed ponad stu laty Róża Luk­sem­burg – nie­zby­wal­nym ele­men­tem kapi­ta­łu, koniecz­nym do jego wam­pi­rycz­ne­go trwa­nia.

Jed­no­cze­śnie jed­nak dosko­na­le widać tu prze­cież, jak łatwo sym­bo­licz­ne akty odmo­wy pra­cy ode­gra­ne w polu dys­kur­syw­nym mogą zostać pochwy­co­ne, sfor­ma­li­zo­wa­ne i zin­stru­men­ta­li­zo­wa­ne przez apa­ra­ty wła­dzy. „John Cage szczy­ci się tym, że wpro­wa­dził mil­cze­nie do muzy­ki, ja jestem dum­ny z tego, że moja sztu­ka cele­bru­je leni­stwo”[1] – wspo­mi­nał przed laty Mar­cel Duchamp, a jed­nak god­ne podzi­wu leni­stwo nie obro­ni­ło jego dzieł przed pochła­nia­ją­cym każ­dy śmieć i nadmu­chu­ją­cym kolej­ne bań­ki spe­ku­la­cyj­ne ryn­kiem sztu­ki. Nie da się ukryć: arty­sta kon­cep­tu­al­ny nie jest wło­skim robot­ni­kiem odcho­dzą­cym od maszy­ny w fabry­ce Fia­ta wbrew usta­le­niom pater­na­li­stycz­nych związ­ków; jego odmo­wa wytwa­rza­nia war­to­ści szyb­ko i spraw­nie może zostać prze­kształ­co­na w samo wytwa­rza­nie war­to­ści – nowej, szo­ku­ją­cej, pożą­da­nej, bo dotych­czas nie­spo­ty­ka­nej, nawet jeże­li w zamy­śle arty­sty gesty te wymie­rzo­ne były prze­ciw­ko poten­cjal­nym „zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nym” odbior­com wid­mo­we­go dzie­ła-kon­cep­tu. To jed­nak chy­ba pro­blem znacz­nie szer­szy, zasłu­gu­ją­cy na osob­ną ana­li­zę.

Odno­tuj­my: wyglą­da na to, że kry­ty­ka towa­rzy­szą­ca poezji Sosnow­skie­go wła­śnie zna­la­zła się w mar­twym punk­cie; ten, któ­ry przez lata w mnie­ma­niu recen­zen­tów – nie bez powo­du, choć­by w związ­ku z jego prze­kła­da­mi tek­stów Pau­la de Mana – ucho­dził za naj­więk­sze­go iro­ni­stę wśród pol­skich poetów, za wszel­ką cenę pró­bu­je wymknąć się wszyst­ko­żer­nej iro­nii; od lat jest ona w Pol­sce koja­rzo­na z posta­wą libe­ral­no-demo­kra­tycz­ną (przy­po­mnij­my figu­rę „libe­ral­nej iro­nist­ki” Richar­da Ror­ty­’e­go) i w tej kwe­stii nic się nie zmie­ni­ło – nadal pozwa­la ona „upłyn­niać” kon­ser­wa­tyw­ne dys­kur­sy, jed­no­cze­śnie słu­żąc (wraz z całym post­mo­der­ni­stycz­nym apa­ra­tem poję­cio­wym) inte­re­som main­stre­amo­wej, neo­li­be­ral­nej eko­no­mii. Zmie­ni­ła się raczej posta­wa Sosnow­skie­go wobec iro­nii, prę­dzej czy póź­niej namie­rza­ją­cej i eks­plo­atu­ją­cej do cna każ­de życie, któ­re­mu uda się scho­wać.

Tytu­ło­wy poemat, inspi­ro­wa­ny tyleż napi­sem na murze przy Rue de Seine, co jego wod­no­tran­spor­to­wym poten­cja­łem seman­tycz­nym (jak wie­my, do tego ostat­nie­go Sosnow­ski, poeta tech­ni­ki flow, od lat prze­ja­wia wiel­ką sła­bość), pełen szek­spi­row­skich nawią­zań, kryp­to­cy­ta­tów („co robi dziś łącz­nicz­ka tego nikt nie zgad­nie”), auto­cy­ta­tów (Wild Water King­dom) i quasi-cyta­tów (por. Ash­be­ry­’ań­scy Łyż­wia­rze) zor­ga­ni­zo­wa­ny jest wokół uto­pij­ne­go wąt­ku „sto­łecz­ne­go mia­sta” o „stu dwu­dzie­stu kon­dy­gna­cjach”; bez miesz­kań­ców, za to z „rezy­den­ta­mi” – co ma zna­cze­nie kon­sty­tu­tyw­ne dla sta­tu­su tej nie­osia­dłej prze­strze­ni – pomiesz­ku­ją­cy­mi w sty­lo­wych wnę­trzach zapro­jek­to­wa­nych na wzór słyn­ne­go Schwit­ter­sow­skie­go Merz­bau (zga­dza się: życie i sztu­ka wresz­cie mogą się tu spo­tkać). Po kolej­nych, cią­gną­cych się w bez­miar „koń­cach” języ­ka, przed­sta­wie­nia, pod­mio­tu, po osta­tecz­nym „zre­se­to­wa­niu świa­ta” przez dok­to­ra Cali­ga­ri, wycho­dzi­my zatem z dusz­ne­go niczym swe­at­shop Domu ran, ze spek­ta­ku­lar­nej epo­ki infan­ty­li­zmu i tra­fia­my wprost do „mia­sta pociech” (któ­re z Kocha­now­skim nie­wie­le ma już wspól­ne­go) – nie mam żad­nych wąt­pli­wo­ści co do tego, że to zupeł­nie nowe otwar­cie w poezji auto­ra Życia na Korei.

W cen­trum tek­stu znaj­du­je się dość mgli­sta, acz­kol­wiek naj­bar­dziej chy­ba inte­re­su­ją­ca kwe­stia dys­try­bu­cji: dobra ist­nie­ją­ce w opi­sa­nej rze­czy­wi­sto­ści – cza­sem szcze­gó­ło­wo wyli­cza­ne, innym razem „być może” ukry­te u syn­dy­ka, „naj­bar­dziej bez­ro­bot­ne­go z bez­ro­bot­nych” – w cało­ści skła­da­ją się na masę upa­dło­ścio­wą minio­ne­go świa­ta, świa­ta zaawan­so­wa­nej pro­duk­cji kapi­ta­li­stycz­nej, jak może­my wywnio­sko­wać; tym­cza­sem jed­nak wciąż „nie poja­wił się żaden wie­rzy­ciel”. Co nie pozwa­la rezy­den­tom „sto-li-cy” uznać za swo­ją całej war­to­ści użyt­ko­wej świa­ta po kapi­ta­li­zmie? Cha­rak­te­ry­stycz­ne dla auto­ra Sezo­nu na Helu lirycz­ne „my” wyra­ża uza­sad­nio­ną, choć oso­bli­wą wąt­pli­wość: „[…] syn­dyk na wie­ży pew­nie coś jed­nak sym­bo­li­zu­je więc chy­ba coś zna­czy?”. W prak­ty­ce jed­nak dobra zosta­ły już uspo­łecz­nio­ne, nale­żą do wszyst­kich i niko­go: „syn­dy­ka moż­na uznać za ułu­dę”, pole sym­bo­licz­ne (a więc cały apa­rat ide­olo­gicz­ny) zli­kwi­do­wa­no, ist­nie­je tyl­ko „coś jak­by” repre­zen­ta­cja. Nie zmie­nia to fak­tu, że wyjąt­ko­wo nie­po­ko­ją­ca jest ta zin­ter­na­li­zo­wa­na wśród spo­łecz­no­ści koniecz­ność myśle­nia para­dyg­ma­tem repre­zen­ta­cjo­ni­zmu, nawet jeże­li jest on tyl­ko fun­da­men­tem nie­szko­dli­wej – ale i, jak widać, nie­śmier­tel­nej – biu­ro­kra­cji. Kaf­kow­ski straż­ni­ka Pra­wa w świe­cie tym może i mógł­by zna­leźć jakieś zaję­cie, ale z pew­no­ścią była­by to – mówiąc języ­kiem Davi­da Gra­ebe­ra[2] – „gów­no war­ta pra­ca”, nikt bowiem nie zwa­żał­by tu na jego zaka­zy. Inna rzecz, że w uto­pij­nym mie­ście Sosnow­skie­go nikt już nie pra­cu­je.

Ta uwspół­cze­śnio­na fourie­row­ska nie­mal wizja pre­zen­tu­je rze­czy­wi­stość, któ­ra przy­po­mi­na kon­struk­cję języ­ka à rebo­urs: choć języ­ko­wa repre­zen­ta­cja jest huc­pą, to prak­ty­ki dys­kur­syw­ne usta­na­wia­ją sto­sun­ki wła­dzy i orga­ni­zu­ją całe życie spo­łecz­ne; w „sto­li­cy” wnio­ski są odwrot­ne: apa­rat biu­ro­kra­cji oczy­wi­ście nie dzia­ła, ale pozo­sta­je śla­dem po daw­nym porząd­ku, nie­zna­czą­cym i cał­ko­wi­cie lek­ce­wa­żo­nym przez rezy­den­tów, nie tyle zawłasz­cza­ją­cych „masę upa­dło­ścio­wą”, co swo­bod­nie z niej korzy­sta­ją­cych, niczym w idyl­licz­nym świe­cie sprzed aku­mu­la­cji pier­wot­nej i gro­dzeń. „Sta­ra chuj­nia biz­ne­su i admi­ni­stra­cji”, w któ­rej daw­niej moż­na było szu­kać „żywych tru­pów” (tak wła­śnie prze­cież Karol Marks opi­su­je wyzy­ski­wa­nych pra­cow­ni­ków najem­nych, sprze­da­ją­cych swo­je cia­ła siłom kapi­ta­łu; takim zom­bie był też prze­cież pod­miot Sosnow­skie­go w poprzed­nim jego tomie), zacho­wa­na zosta­ła jedy­nie ku prze­stro­dze, gdzieś na opu­sto­sza­łych pod­miej­skich mokra­dłach.

Nie­wy­klu­czo­ne, że wła­śnie wyżej wspo­mnia­ne frag­men­ty poema­tu uznać powin­ni­śmy za punkt zwrot­ny dla kry­tycz­nych odczy­tań twór­czo­ści Sosnow­skie­go: dotych­czas bar­dzo moc­no zwra­ca­no uwa­gę na obec­ny w tej poezji kry­zys repre­zen­ta­cji, przy­glą­da­jąc mu się jed­nak wyłącz­nie od stro­ny Zna­czą­ce­go („od góry”, od stro­ny ratio), co cał­ko­wi­cie blo­ko­wa­ło jego onto­po­li­tycz­ną moc – komen­ta­to­rów inte­re­so­wał przede wszyst­kim język pozba­wio­ny moż­li­wo­ści opi­su świa­ta, nie­zdol­ny do pochwy­ce­nia sen­sów; i to wła­śnie w tej sfe­rze widzieć chcie­li oni feno­men eks­pe­ry­men­tu auto­ra Taxi. (To też w moim prze­ko­na­niu powód, dla któ­re­go w Pol­sce nigdy dobrze nie poję­li­śmy wła­ści­wej war­to­ści poezji Joh­na Ash­be­ry­’e­go). Poeta tym­cza­sem two­rzy komu­ni­stycz­ną uto­pię świa­ta bez pra­cy, któ­ry zaist­nieć mógł po kapi­ta­li­zmie wła­śnie dla­te­go, że świat uwol­nił się spod reżi­mu Zna­czą­ce­go (rzec moż­na: aktu­al­nie nic nie­zna­czą­ce­go), nie jest już pochwy­co­ny przez nada­ją­cy mu for­mę i hie­rar­chi­zu­ją­cy rela­cje spo­łecz­ne abs­trak­cyj­ny model wyż­sze­go rzę­du; to spoj­rze­nie na ten sam pro­blem „od dołu”, od stro­ny prze­pły­wa­ją­ce­go swo­bod­nie sen­su nie­pod­po­rząd­ko­wa­ne­go reżi­mo­wi sztyw­ne­go języ­ka, czy też od stro­ny war­to­ści nie­pod­po­rząd­ko­wa­nej pra­wu wła­sno­ści (syn­dyk ist­nie­je, ale jest „ułu­dą”). Fety­szy­za­cja gry języ­ko­wej moż­li­wa była tyl­ko wów­czas, gdy towa­rzy­szy­ła nam opty­ka apa­ra­tu pochwy­ce­nia – tym­cza­sem wła­ści­wa afir­ma­cja refe­ren­cyj­nej „ście­my” moż­li­wa sta­je się dopie­ro wte­dy, gdy spoj­rzy­my na pro­blem z per­spek­ty­wy wyeman­cy­po­wa­ne­go sensu/wartości: język ist­nieć musi w spo­sób nie­zo­bo­wią­zu­ją­cy, jak admi­ni­stra­cja i biz­nes w świe­cie bez pra­cy.

Kwe­stię kry­zy­su repre­zen­ta­cji na gło­wie posta­wi­ła oczy­wi­ście kry­ty­ka post­mo­der­ni­stycz­na, prze­sad­nie uwy­pu­kla­jąc zwią­za­ny z nim rze­ko­my kry­zys epi­ste­mo­lo­gicz­ny i cał­ko­wi­cie pomi­ja­jąc jego wol­no­ścio­wy poten­cjał. Twór­cy Histo­rycz­nej Awan­gar­dy (a w Tra­wer­sie znaj­dzie­my i Schwit­ter­sa, i Male­wi­cza, i Maja­kow­skie­go), uab­strak­cyj­nia­jąc sztu­kę, dąży­li do osta­tecz­ne­go uwol­nie­nia mate­rii arty­stycz­nej od trans­cen­den­cji i tym samym włą­cze­nia jej w prze­strzeń życia spo­łecz­ne­go na pra­wach imma­nen­cji oraz odwró­ce­nia pro­ce­su alie­na­cji. Meta­fo­rę zastą­pić mia­ła meto­ni­mia, sztu­ka mia­ła prze­stać repre­zen­to­wać (odsy­łać „w górę”), by zacząć cyr­ku­lo­wać (kie­ro­wać uwa­gę na to, co „obok”). W sto­li­cy Sosnow­skie­go wer­ty­ka­lizm ucho­wał się już tyl­ko jako biu­ro­kra­tycz­na atra­pa. I oczy­wi­ście jako ele­ment nie­zwy­kłej archi­tek­tu­ry mia­sta.

*

W poema­cie Sosnow­skie­go nie bra­ku­je oczy­wi­ście oso­bli­we­go humo­ru, typo­we­go zresz­tą dla gatun­ku uto­pii: naj­le­piej widać to chy­ba na przy­kła­dzie okrut­ne­go plot twist-u, któ­ry mówią­cy pod­miot ser­wu­je nam, wyłusz­cza­jąc pro­sty­mi sło­wa­mi, jakie „sto­sun­ki pra­cy” panu­ją w odwie­dza­nym przez nie­go mie­ście. Sie­lan­ko­wą wizję nie­ogra­ni­czo­ne­go kon­sump­cjo­ni­zmu i wol­nej miło­ści, „sek­su­acjo­ni­zmu”, życia bez eko­no­micz­ne­go uci­sku prze­ry­wa fra­za zamy­ka­ją­ca jed­ną z czę­ści utwo­ru: „zasad­ni­czo w nocy i głów­nie pod ziemią/ «robo­tę» naj­sku­tecz­niej wyko­nu­ją dzieci/ (they fuck with the fabric of time)” – na nic ase­ku­ru­ją­cy cudzy­słów: przed ocza­mi czy­tel­ni­ka i tak sta­ją komi­ny dzie­więt­na­sto­wiecz­nych man­che­ster­skich fabryk, peł­nych gło­du­ją­cych, pozba­wio­nych moż­li­wo­ści edu­ka­cji i zaba­wy, prze­pra­co­wa­nych ośmio­lat­ków. To oczy­wi­ście tyl­ko zmył­ka: już na począt­ku następ­nej czę­ści poema­tu uświa­da­mia się nam fakt peł­ne­go zauto­ma­ty­zo­wa­nia pra­cy, w któ­rej dzie­ci – jak to dzie­ci – asy­stu­ją z wiel­ką przy­jem­no­ścią, „znie­wo­lo­ne przez bły­sko­tli­we urzą­dze­nia sys­te­my pro­gra­my mechanizmy/ sztucz­ne inte­li­gen­cje «auto­no­my» tech­no­lo­gicz­ne oso­bli­wo­ści suwerenne/ ech”. Sosnow­ski idzie w swo­ich roz­wa­ża­niach jesz­cze dalej, z przy­mru­że­niem oka racząc nas quasi-eko­no­micz­ny­mi reflek­sja­mi na temat koń­ca zasa­dy efek­tyw­ne­go popy­tu, jak­by pogry­wał sobie z kon­ty­nu­ato­ra­mi teo­rii Kalec­kie­go:

jako że robot to żaden klient jak wia­do­mo
murzyn to murzyn tyl­ko w pew­nych warun­kach zosta­je nie­wol­ni­kiem
robot to robot w żad­nych oko­licz­no­ściach nie sta­nie się
klien­tem

nie jest hic et nunc ele­men­tem
nawet jakiejś gry wstęp­nej „kapi­ta­łu”
maleń­ki park bez­pań­skich robo­tów odbie­ra pra­cę rze­szom nie­za­stą­pio­nych
najem­nych kon­su­men­tów

Jak przy­sta­ło na praw­dzi­we­go uto­pi­stę, Sosnow­ski w zapro­jek­to­wa­nym świe­cie znaj­du­je rów­nież odpo­wied­nie miej­sce dla prak­tyk arty­stycz­nych. I choć „roz­wią­za­nia” poda­je jak­by mimo­cho­dem, nie poświę­ca­jąc im szcze­gól­nie dużej uwa­gi, trud­no nie zauwa­żyć, że mają one zna­cze­nie kon­sty­tu­tyw­ne, bo bez skrę­po­wa­nia wra­ca się tu do porzu­co­nej idei spo­łecz­ne­go „rezo­nan­su” daw­nej awan­gar­dy: „cho­dzi tyl­ko o to/ żeby figu­ra była choć tro­chę na tropie/ i żeby ten trop toro­wał sobie dro­gę ku/ jakiejś obcej/ nowej/ aurze życia”. Sztu­ka zatem ponow­nie ma się stać prze­strze­nią spo­łecz­ne­go eks­pe­ry­men­tu prze­pro­wa­dzo­ne­go w pla­nie dys­kur­syw­nym: nicze­go nie ma przed­sta­wiać (to była dome­na nie­ak­tu­al­nej, mar­twej zresz­tą sztu­ki bur­żu­azyj­nej), ale i nie ma być ode­rwa­na od świa­ta (w takim sen­sie, w jakim post­mo­der­nizm ode­rwał od świa­ta awan­gar­do­wy eks­pe­ry­ment); pozo­stać musi w nim zanu­rzo­na, aby z tej pozy­cji wypro­wa­dzać swo­je pro­po­zy­cje, „a jeśli taka czy inna «wizja» się spodoba/ ludzie pręd­ko mówią inci­pit vita nova i/ zechcą ogar­nąć całość w codzien­no­ści”. O żad­nych powin­no­ściach arty­sty mówić tu jed­nak nie może­my, to prze­cież świat, w któ­rym nikt nie ma szcze­gól­nych zobo­wią­zań poza byciem kon­su­men­tem – sztu­ka nie jest tu „trak­to­wa­na zbyt poważ­nie”.

Poezja Sosnow­skie­go, czę­sto­kroć będą­ca przed­mio­tem dys­ku­sji na temat tego, co pozo­sta­ło dziś z Histo­rycz­nej Awan­gar­dy, daje nam wła­śnie asumpt do roz­wa­że­nia naj­istot­niej­sze­go chy­ba w tych w ramach pro­ble­mu, a jed­no­cze­śnie – jak zauwa­żam – per­ma­nent­nie pomi­ja­ne­go przez aka­de­mi­ków, wciąż sku­pio­nych na kurio­zal­nych poszu­ki­wa­niach war­to­ści „dzie­ła same­go w sobie” i zupeł­nie pomi­ja­ją­cych przy tym rela­cyj­ny cha­rak­ter pro­duk­cji owej war­to­ści. Myślę o związ­kach eks­pe­ry­men­tu lite­rac­kie­go ze spo­łecz­ną zmia­ną. Co do tego, czy war­to ów pro­blem pod­jąć, wąt­pli­wo­ści mogą mieć aktu­al­nie tyl­ko ci, któ­rzy nadal wie­rzą w Fukuy­amow­ski koniec histo­rii, w nie­śmier­tel­ność pro­jek­tu libe­ral­nej demo­kra­cji opar­tej na gospo­dar­ce kapi­ta­li­stycz­nej. Sęk w tym, że bez powro­tu do rady­kal­nych pro­jek­tów poli­tycz­nych sto­ją­cych za inno­wa­cja­mi arty­stycz­ny­mi nie ma sen­su zawra­cać sobie gło­wy kate­go­rią awan­gar­dy.


Przy­pi­sy
[1] Cyt. za: Mau­ri­zio Laz­za­ra­to, Mar­cel Duchamp and the Refu­sal of Work, przeł. Joshua David Jor­dan, Los Ange­les 2014, s. 5.
[2] David Rol­fe Gra­eber, Feno­men gów­no war­tych prac, przeł. Michał Michal­ski, „Nowy Oby­wa­tel”, http://nowyobywatel.pl/2013/09/23/fenomen-gowno-wartych-prac/.

Tekst pier­wot­nie uka­zał się w „Nowej Deka­dzie Onli­ne”, 25.06.2017, http://nowadekada-online.pl/recenzuja-dawid-kujawa-jakub-skurtys/. Dzię­ku­je­my redak­cji i auto­ro­wi za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Dawid Kujawa

Doktor nauk humanistycznych, marksistowski krytyk literacki, redaktor. Ostatnio wspólnie z Jakubem Skurtysem i Rafałem Wawrzyńczykiem opracował wybór wierszy Jarosława Markiewicza Aaa!... (Wydawnictwo Convivo). Obecnie przygotowuje do druku tom Powrót możliwego, poświęcony polskiej poezji i krytyce 2000–2010 (Korporacja Ha!art). Mieszka w Katowicach, pracuje jako programista.

Powiązania

Kiedy wydostaliśmy się w słoneczną przestrzeń

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa Rafał Wawrzyńczyk

Posło­wie Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka i Dawi­da Kuja­wy do książ­ki Ra Grze­go­rza Wró­blew­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

Pozdrawiam mokrych ludzi przyszłości. Na marginesie O Przemysława Suchaneckiego

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki O Prze­my­sła­wa Sucha­nec­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 29 listo­pa­da 2021 roku.

Więcej

Półkula sativa, półkula indica. hoodshit (griptape) Michała Mytnika

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Micha­ła Myt­ni­ka hood­shit (grip­ta­pe), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 maja 2021 roku.

Więcej

Ojcowie narodowego kapitału. O „storytellingu” Antoniny M. Tosiek

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki sto­ry­tel­ling Anto­ni­ny Tosiek, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 lute­go 2021 roku.

Więcej

Niesporczaki słuchają sovietwave’u. Nebula Anny Adamowicz

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Anny Ada­mo­wicz Nebu­la, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 31 grud­nia 2020 roku.

Więcej

„Po dzisiejszym wieczorze się rozwinąłem”

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pogo gło­sek Rober­ta Rybic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 grud­nia 2019 roku.

Więcej

„ale Lola ma łeb nie od parady”. Notatki o Transparty

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy książ­ki Trans­par­ty Niny Manel, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 sierp­nia 2019 roku.

Więcej

Notatka zawierająca mgliste spekulacje o możliwych ścieżkach rozwoju polskiej poezji w nadchodzących latach

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy towa­rzy­szą­ca wyda­niu alma­na­chu Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2018, któ­ry uka­zał się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 3 czerw­ca 2019 roku.

Więcej

Mówię o sobie z perspektywy geologicznej

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Recen­zja Dawi­da Kuja­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Dar Mene­li Rober­ta Rybic­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 17 kwiet­nia 2017 roku.

Więcej

Gniew i sample

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa

Szkic Dawi­da Kuja­wy o kry­tycz­nej recep­cji poezji Toma­sza Bąka. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Taka prawda posiadania

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa Maja Staśko

Szkic Mai Staś­ko i Dawi­da Kuja­wy o poezji Dawi­da Mate­usza z tomu Sta­cja wie­ży ciśnień. Pre­zen­ta­cja w ramach cyklu tek­stów zapo­wia­da­ją­cych anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Orzeł, reszka i rant

debaty / ankiety i podsumowania Dawid Kujawa

Głos Dawi­da Kuja­wy w deba­cie „For­my zaan­ga­żo­wa­nia”, towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny, któ­ra uka­że się nie­ba­wem w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

I wszystkie długi zostaną spłacone

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa książ­ki Tra­wers Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 6 mar­ca 2017 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 31 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Gazowana cykuta

wywiady / o książce Jakub Skurtys Piotr Jemioło

Roz­mo­wa Pio­tra Jemio­ły z Jaku­bem Skur­ty­sem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tra­wers Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Ukartowany koniec. O (początku i) zakończeniu Trawersu

recenzje / ESEJE Tomasz Cieślak-Sokołowski

Recen­zja Toma­sza Cie­śla­ka-Soko­łow­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tra­wers Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2017 roku.

Więcej

„narracja zawsze będzie spiskować”

recenzje / KOMENTARZE Karol Maliszewski

Karol Mali­szew­ski, współ­re­dak­tor anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2012, o twór­czo­ści Dawi­da Kuja­wy.

Więcej