Kupiłam taki zeszyt
wywiady / o książce Kira Pietrek Monika GlosowitzRozmowa Moniki Glosowitz z Kirą Pietrek, towarzysząca premierze książki Czeski zeszyt, wydanej w Biurze Literackim 23 sierpnia 2021 roku.
WięcejRecenzja Moniki Glosowitz towarzysząca premierze książki Joanny Mueller Hista & her sista, wydanej w Biurze Literackim 3 maja 2021 roku.
Przygotowując się do pisania tego tekstu, przyjrzałam się, co oczywiste, recepcji całej twórczości autorki Wylinek, ale dosyć długo rekonstruowałam też historię obecności poetki w polu literacko-kulturalnym, które co jakiś czas zazębiało się z poletkami, które sama pielęgnowałam. Nie było to wcale takie łatwe, dlatego że nie zwykliśmy rejestrować każdego ruchu w przedpandemicznych czasach. Jestem jednak pewna, że wnioski z rekonstrukcji wspomnień, starych papierowych czasopism literackich i nagrań spotkań wyciągnęłam słuszne. Joanna jest jedną z najbardziej aktywnych kobiet polskiej poezji współczesnej, nie mam co do tego wątpliwości. Autorka sześciu tomów poetyckich (nie licząc tych dla dzieci) oraz dwóch tomów krytycznych, współredaktorka dwóch antologii poezji kobiet oraz zbioru szkiców poświęconych Tymoteuszowi Karpowiczowi, akuszerka wielu ważnych debiutów. Niezmiennie obecna w tym obiegu, który należałoby nazwać popularnoliterackim, popularyzującym poezję i krytykę poetycką czy po prostu kulturotwórczym. Pamiętam jedno z pierwszych spotkań poświęconych poezji kobiet, które przyszło mi prowadzić w 2009 roku w Rybniku w ramach organizowanego przez Roberta Rybickiego festiwalu Pora Poezji. Nie pamiętam już, czy i jak w ramach ukutej wtedy przez Rybę formuły „plemienia kobiet” próbowałyśmy definiować wspólnotę kobiet. Natomiast dziś, 12 lat później, jestem przekonana o tym, jak ogromne zasługi na tym polu, w pracy na rzecz budowy wspólnego świata piszących w Polsce kobiet, ma Joanna Mueller.
***
Wróćmy do roku 2005, a może nawet do 2002, kiedy to został opublikowany „Manifest Neolingwistyczny” (w 2005 roku przedrukowany w wersji 1.1 na łamach „Lampy” nr 2 udającej „Meble”), którego Mueller byłą sygnatariuszką. Uważam, że jest to dobry punkt, od którego warto zacząć opowieść o długofalowym, nowatorskim i arcyważnym projekcie autorki intima thule. Manifest zaczynał się słowami:
Mleko wykipiało, sztandar wyłopotał. Nie jesteśmy poetami. Zsyłamy do piekła wiersze różniące się od życia tylko biegunką enterów, wiersze pamiętniki i wiersze piosenki. Czas po raz kolejny uwolnić słowa. Zsyłamy do piekła wiersze. Jest tekst.
W zamieszczonym w tym numerze „Mebli”/„Lampy” tekście o neolingwizmie czytamy:
Neolingwiści wisieli w powietrzu. 10 lat po pokoleniu brulionu wszyscy byli już znudzeni wierszami o kawie, wódce i papierosach pisanymi przez coraz gorszych naśladowców. Pisma literackie, które w roku 1998 wierszy lingwizujących autorów drukować nie chciały, pięć lat później zgodnie uznają to zjawisko za ważne i ciekawe.
[…]
Urodzili się za komuny, ale dorastali w III RP, która obiecywała więcej, niż mogła dotrzymać. Szybko nauczyli się podstawowego prawa świata mediów i reklamy: liczy się tylko odbiorca. Podstawowym zadaniem komunikatu staje się sprzedanie towaru (czasu antenowego, egzemplarza gazety, produktu), a nie opisanie świata. Słowa odsyłają do innych słów, prawda obiektywna nie istnieje.
[…]
Propozycja neolingwizmu jest diametralnie odmienna. Zamiast uciekać od otaczającego nas językowego świata, należy się z nim zmierzyć. Należy przyjąć, że nie pełni on roli służebnej wobec rzeczywistości, ale stanowi rzeczywistość samą w sobie, której granice sięgają tak daleko, jak tylko pozwala na to zasób już istniejących i dopiero tworzonych słów oraz związków pomiędzy nimi. Krytyka samego języka jest dla nich jednym z najważniejszych celów, ale nie jedynym.
Mija ponad 15 lat od momentu, w którym opublikowano te założenia. Nie zdezaktualizowały się, a nawet trzeba przyznać, że ta dyskusja rozwinęła się i nie ustała do dziś. Mueller w międzyczasie konsekwentnie rozwijała założenia swojego projektu artystycznego, który najpierw określa mianem archelingwizmu, przy okazji rozmowy towarzyszącej wydaniu Wylinek wspólnie przemianowujemy go na biolingwizm (https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/linki-pomocnicze/), ale zawsze dotyczy on przecięcia słowa i ciała, mowy własnej i cudzej, języka i świata, materii i dyskursu. Sama autorka zajmująco opowiada o jego filarach od co najmniej 15 lat:
Dla mnie natomiast właśnie projekt językowy, lingwistyczny – jest równoznaczny z projektem egzystencjalnym, życiowym, a także lirycznym.
(Joanna Roszak, Rozmowa z neolingwistką Joanną Mueller, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/236519,1,rozmowa-z-neolingwistka-joanna-mueller.read)
Dla mnie ciało wiersza (jego namacalna materia, „wybrzmiewająca brzemienność”) jest równie ważne jak ciało wywnętrzającego się w wierszu podmiotu (czy w tym wypadku: podmiotki). To pominięcie cielesności, konkretności, materialności czy dotkliwości wiersza wydaje mi się grzechem głównym poetów i krytyków. Dlatego sama (i w poezji, i w krytyce) bardzo staram się go nie popełniać.
(Linki pomocnicze. Z Joanną Mueller o książce Wylinki rozmawia Monika Glosowitz, https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/linki-pomocnicze/)
Całe to rozrysowane naprędce tło jest mi potrzebne do dwóch ruchów: 1) pokazania błędu poznawczego, który stoi u podstaw recepcji poezji Mueller; 2) umiejscowieniu najnowszego tomu jako ogniwa szeroko rozpisanego projektu, który trwa, dzieje się, rozrasta od lat. I to tomu zdecydowanie najbardziej gniewnego ze wszystkich dotąd wydanych.
Ów błąd poznawczy powtarzany jest w tekstach krytycznych jako teza, będąca przecież bardzo czytelnym zarzutem, o „tradycyjności silnika” pracującego pod awangardową formą. Na marginesie dodam, że wciąż nie bardzo rozumiem to wołanie o formę, nadawanie jej statusu wyżej wartościowanego obiektu, którego obecność wyznacza horyzont literaturoznawczego spełnienia. W każdym razie – tu i teraz – w recepcji poezji Mueller okazuje się, że nawet awangardowa forma to jeszcze nie wszystko, bo może ona nas – czytelniczki – zmylić. To tylko nowatorska, eksperymentalna wydmuszka, pod którą kryją się: konserwatywny stosunek poetki do współczesnego świata i tradycyjna wizja podmiotu oraz stare zagadnienia metafizyczne związane z tożsamością. Nietrudno się domyślić, że wszystkie te trzy formuły odsyłają do macierzyństwa będącego głównym doświadczeniem w poezji współautorki Waruj. Zarzuty budowane na zrównaniu macierzyństwa z konserwatyzmem, tradycjonalizmem i metafizyką związaną z tożsamością nie tylko są niesprawiedliwe, ale przede wszystkim krótkowzroczne. Operują bowiem pojęciami emancypacji i postępowości definiowanymi jako wolność w sferze obyczajowej, która nijak ma się do społeczno-ekonomicznych warunków życia jednostek. Tymczasem to właśnie o warunkach pracy reprodukcyjnej, codziennych negocjacjach, zwykłych i niezwykłych momentach, trudnościach i radościach, przestrzeniach i braku przestrzeni pisze Mueller. O wszystkim tym, co związane jest z doświadczeniami macierzyństwa opisywanego w kategoriach codziennego, nieustannego materialnego/produkcyjnego wysiłku. Zajmująco i wyczerpująco na ten temat pisała Katarzyna Szopa w szkicu Femina communia i reprodukcja życia społecznego w poezji Joanny Mueller (w: Fort Legnica, Port Wrocław, Stacja Literatura. 25-lecie Biura Literackiego, Kraków 2020, s. 253), ilustrując wywodem dobitnie, że „Mueller buduje swoje narracje wokół różnych form udziału w ekonomii domowej, opartej na relacjach niekapitalistycznych”.
Hista & her sista w tym ogromnym i długotrwałym projekcie nie jest częścią radykalnie rewolucyjną. I w żadnym wypadku to nie zarzut, raczej pierwsza ze zwrotek w pieśni podziwu. Do wielu kontekstów i różnogatunkowych źródeł dołącza bowiem cała ogromna i przepastna szuflada z etykietą „dyskursów o histerii”. Pokazując tytułowe siostrzeństwo w histerycznym tańcu, Mueller nie tyle postuluje odzyskanie i rewaloryzację języka oraz opowieści o histerii, ile, moim zdaniem, wskazuje na dwie najważniejsze kwestie. Pierwsza z nich to zabieg, który chyba tylko na pozór histerię „uzwyczajnia”. „Królowe szajby”, „overreactive dziewczyny”, „przezroczyste” i „trzymane w szafie”, „tupeciary” z „babskich gett”, którym zakłada się „kaftany bezpieczeństwa służb”, są obecne w naszym życiu codziennym, kroczą obok albo to my same nimi jesteśmy. W książce jednak wyraźnie widać, że nie chodzi o wypracowanie alternatywnego języka, innej symboliki, za pomocą której mogłybyśmy się wyrazić, ani o rozszyfrowanie autoagresji jako znaku odsyłającego do jakiegoś kobiecego uniwersum niezgody na rzeczywistość narzuconą z zewnątrz. Innymi słowy, nie wystarczy się przyozdobić błyskawicą, żeby wypracować jakąś zmianę.
„Hista” ma z jednej strony postać historyczno-społecznego zjawiska umiejscawianego zwłaszcza w przestrzeniach spełniających funkcję dyscyplinującą, takich jak szkoły – i tu warto zwrócić uwagę przede wszystkim na cykl „wuefy”. Widać, że nie pochodzi ona z żadnego wewnątrz podmiotu, nie jest wyłącznie wydarzeniem o charakterze tożsamościowym. Została uformowana w kolejnych wiekach jako opowieść o upłciowionym stylu zachowania podmiotów, które sprzeciwiają się dyscyplinie, i ma wyraźny cel – dyskredytację i upodrzędnienie tych, o których się w taki sposób opowiada. Ich sprzeciw nie zawsze bywa odważny i honorowy, zwykle bywa wręcz odwrotnie – jest wyrzutem lęku i poczucia braku bezpieczeństwa. Dlatego najciekawsze rzeczy dzieją się we fragmentach, w których ta naprzód rozpisana w historycznej perspektywie, potem „uzwyczajniona” i oswojona histeria staje się doświadczeniem ponadjednostkowym kobiet w latach 20. XXI wieku w Polsce: „terapia prądem w neuro współbieżnych/ singletonów ona wyraża protest/ ty wytaczasz proces ja wytyczam trasę/ wybiegu my się już policzyłyśmy// idziemy” („poϟtrady (paragnomen)”). I to my-one zaczynamy/zaczynają używać jej jako narzędzia oporu. To tutaj wypracowuje się wspólnota protestu, która ma solidną podstawę i spełnia wszystkie wymogi, aby doprowadzić do (nie tak wcale gwałtownej) zmiany społecznej.
***
Gdy pisałam ten tekst, przewędrowałam przez całe spektrum stanów histerycznych, odtwarzając przeróżne figury szalonych i szalejących kobiet – ukrywających się na strychach, kulących się w kuchni, wypowiadających bezgłośne bluzgi – i komunikując za ich pomocą frustracje, złości i lęki. Ich przyczyn nie trzeba wcale szukać daleko – są tutaj i zdiagnozować je można po prostu jako stany napięcia wynikające z braku czasu i przestrzeni dla samej siebie, która staje się odbiciem i narzędziem zaspokajania potrzeb innych (ta ona, nie ja). Skończyłam więc tekst po deadlinie, na kwarantannie, widać w nim dokładnie szwy, ledwo trzymające przeskoki myślowe znaczące momenty-miejsca, w których musiałam porzucić pisanie, żeby zrobić milion innych ważniejszych rzeczy, których wymagały ode mnie dzieci albo rządowe aplikacje. I tak strasznie się cieszę, że akurat w tym tekście to przystoi (sic!). I niech go przystroi.
Rzewne podżegaczki, odtańczcie z nami ten kontredans.
ur. w 1986 r., badaczka literatury, krytyczka literacka. Pracuje jako adiunktka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego. W 2019 r. wydała monografię Maszynerie afektywne. Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet. Wieloletnia redaktorka działu poetyckiego internetowego czasopisma „artPapier”, związana była również ze śląskimi „Opcjami”. Koordynowała pracę Ośrodka Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem w 2018 r. w Rybniku. W latach 2018–2020 była przewodniczącą Rybnickiej Rady Kobiet.
Rozmowa Moniki Glosowitz z Kirą Pietrek, towarzysząca premierze książki Czeski zeszyt, wydanej w Biurze Literackim 23 sierpnia 2021 roku.
WięcejGłos Moniki Glosowitz w debacie „Nowe języki poezji”.
WięcejEsej Moniki Glosowitz o poezji Marty Podgórnik.
WięcejGłos Moniki Glosowitz i Katarzyny Szopy w debacie „Jeszcze jedna dyskusja o parytetach”.
WięcejSzkic Moniki Glosowitz o poezji Ilony Witkowskiej. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejGłos Moniki Glosowitz w debacie „Krytyka krytyki”.
WięcejRecenzja Moniki Glosowitz z książki Białą Ofelia Julii Feidorczuk, która ukazała się 1 grudnia 2011 roku na łamach portalu artPapier.
WięcejZ Joanną Mueller o książce Wylinki rozmawia Monika Glosowitz.
WięcejGłos Moniki Glosowitz w debacie „Dobry wieczór”.
WięcejTrzynasty odcinek z cyklu „Rozmowy na torach” w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejCzytanie z książki Hista & her sista z udziałem Joanny Mueller w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejAutorski komentarz Joanny Mueller w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki Hista & her sista, wydanej w Biurze Literackim 3 maja 2021 roku.
WięcejDziewiąty odcinek cyklu Książki z Biura. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
WięcejRozmowa Katarzyny Szaulińskiej z Joanną Mueller, towarzysząca premierze książki Hista & her sista, wydanej w Biurze Literackim 3 maja 2021 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Joanny Mueller Hista & her sista, która ukaże się w Biurze Literackim 3 maja 2021 roku.
Więcej