recenzje / IMPRESJE

Rzutowanie poezji na powierzchnię płaską pokrytą drukiem w porządku określonym przez program AutoCAD 2008/Get 2007

Mirosław Ratajczak

Recenzja Mirosława Ratajczaka z książki nauka chodzenia / gehen lernen Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Na okład­ce książ­ki zawie­ra­ją­cej osiem­na­ście wier­szy Tade­usza Róże­wi­cza oraz nowe ich prze­kła­dy na nie­miec­ki znaj­du­je się foto­gra­fia Poety trzy­ma­ją­ce­go w rękach model budyn­ku nie­wia­do­me­go prze­zna­cze­nia, raczej nie miesz­kal­ne­go, zapro­jek­to­wa­ne­go na pla­nie lite­ry Y.

Pro­jek­to­daw­cą okład­ki, a tak­że ilu­stra­cji zamiesz­czo­nych w książ­ce: dwu­dzie­stu rysun­ków-rzu­tów akso­no­me­trycz­nych wspo­mnia­ne­go już mode­lu (nazwij­my go „Y”), jest – jak infor­mu­je w sto­sow­nym miej­scu wydaw­ca: Euge­niusz Get-Stan­kie­wicz. To bar­dzo przy­dat­na pod­po­wiedź, ponie­waż na pod­sta­wie samych prac nie dało­by się ziden­ty­fi­ko­wać ich auto­ra; nie ma na nich śla­du jego ręki, manie­ry, czy któ­re­goś ze sty­lów, jakie wypra­co­wał przez lata w swo­jej boga­tej i róż­no­rod­nej twór­czo­ści. Seria ilu­stra­cji wyda­je się nie­mal zupeł­nie ano­ni­mo­wa. Nie tyl­ko zresz­tą przez ów brak hand­schri­ftu; wra­że­nie ano­ni­mo­wo­ści potę­gu­je przede wszyst­kim cha­rak­ter rysun­ków – abs­trak­cyj­ny, ści­śle tech­nicz­ny, zdra­dza­ją­cy pocho­dze­nie rodem z kom­pu­te­ro­we­go pro­gra­mu dla archi­tek­tów. Chłód kre­ski pro­wa­dzo­nej przez śle­pe (ale nad­zwy­czaj pre­cy­zyj­ne!) narzę­dzie i bez­kom­pro­mi­so­wa biel tła nie budzą emo­cji, narzu­ca­ją nato­miast dystans.

Geo­me­tria wykreśl­na, akso­no­me­tria, pro­fe­sjo­nal­ne pro­gra­my kom­pu­te­ro­we, rysu­nek tech­nicz­ny – tak­że nie wywo­łu­ją w naszej wyobraź­ni sko­ja­rzeń z poezją ani z ilu­stra­cja­mi do niej. Czy­tel­nik książ­ki może być zatem moc­no zdzi­wio­ny ich obec­no­ścią w tym kon­tek­ście. I to jest cał­kiem dobry punkt wyj­ścia do prze­ży­cia pew­nej przy­go­dy.

Archi­tek­ci, inży­nie­ro­wie czy kre­śla­rze mogą emo­cjo­no­wać się rzu­ta­mi akso­no­me­trycz­ny­mi, choć, sądzę, ich uwa­ga sku­pia się wte­dy zapew­ne nie na samym rysun­ku, lecz na jego „tre­ści”, tak jak świa­do­mość czy­tel­ni­ka nie kon­cen­tru­je się pod­czas lek­tu­ry na wyglą­dzie liter, lecz na zna­cze­niach prze­ka­zy­wa­nych z ich pomo­cą. Jeśli zda­rzy się tu prze­ży­cie este­tycz­ne, to nie jest ono reak­cją na wygląd przed­mio­tu, z któ­rym obcu­je­my.

W przy­pad­ku rzu­tów akso­no­me­trycz­nych wyko­rzy­sta­nych przez Geta jest dokład­nie odwrot­nie. Oczy­wi­ście, chce­my dociec zna­czeń, jakie ukry­wa­ją, ale kon­tekst spra­wia, że zaj­mu­je nas w pierw­szym rzę­dzie ich powierz­chow­ność. Sta­je­my więc przed pro­ble­mem natu­ry este­tycz­nej, ale po tro­sze tak­że psy­cho­lo­gicz­nej, bo musi­my poko­nać barie­rę przy­zwy­cza­jeń, kul­tu­ro­wych cli­chés, co zda­rza się, gdy dzie­ło sztu­ki zaska­ku­je nas zmia­ną reguł uży­cia słów, pojęć, zna­ków lub sym­bo­li. Wie­dzą o tym dosko­na­le doświad­cze­ni arty­ści i nie­raz to wyko­rzy­stu­ją. Kie­dy uda się im przy­kuć naszą uwa­gę, wywrzeć wra­że­nie na tyle sil­ne, by pobu­dzić naszą cie­ka­wość „ku cze­mu to pro­wa­dzi”, to jest szan­sa, że pój­dzie­my za ich myślą.

Spo­tka­łem nie­raz we współ­cze­snej sztu­ce dzie­ła i arty­stów, wyko­rzy­stu­ją­cych na róż­ne spo­so­by „umow­ne” języ­ki opi­su rze­czy­wi­sto­ści, na przy­kład wzię­te z obsza­ru kar­to­gra­fii, muzy­ki, nauk mate­ma­tycz­nych i fizycz­nych. Rysun­ki archi­tek­to­nicz­ne zapew­ne też się w tym obsza­rze poja­wia­ły (bo prze­cież wszyst­ko już było!), ale kon­tekst, w jakim spo­żyt­ko­wał je Get, wyda­je mi się nad­zwy­czaj świe­ży. Spra­wia, że odkry­wa­my ich auto­no­micz­ną uro­dę, czy­li este­tycz­ną war­tość, ale i poezja w ich sąsiedz­twie, w odbio­rze czy­tel­ni­ka, rów­nież może jawić się nie­co ina­czej niż zwy­kle. Para­dok­sem jest, że ta for­mal­na odkryw­czość eli­mi­nu­je nie­ja­ko z pola widze­nia same­go „odkryw­cę”, bo jego „oso­bo­wość” arty­stycz­na zosta­je o ile nie kom­plet­nie wyma­za­na, to z pew­no­ścią dobrze zama­sko­wa­na.

Kie­dy minie pierw­sze zasko­cze­nie tymi ilu­stra­cja­mi, zoba­czy­my, że nie są one tutaj, wśród wier­szy Tade­usza Róże­wi­cza, gar­ścią poje­dyn­czych, roz­sy­pa­nych obraz­ków, ale że cała ta seria ma cha­rak­ter nar­ra­cyj­ny, opo­wia­da pew­ną histo­rię (nawet wię­cej niż jed­ną).

Ta naj­bar­dziej wyra­zi­sta podzie­lo­na jest na dwa­dzie­ścia roz­dzia­łów i obra­zu­je obrót mode­lu „Y” wokół wła­snej osi o 360 stop­ni; co 18 stop­ni mamy „przy­sta­nek” i nowy widok na zmie­nia­ją­cą się przed naszy­mi ocza­mi figu­rę prze­strzen­ną. Jej zarys pod­sta­wo­wy zazna­czo­ny jest czar­ną, wyra­zi­stą linią, resz­ta, pozwa­la­ją­ca nam nie­ja­ko prze­nik­nąć do wnę­trza i dać o nim wyobra­że­nie, jest sza­ra; two­rzy skom­pli­ko­wa­ny labi­rynt, w któ­rym nasz wzrok z łatwo­ścią się gubi, mimo że – zda­wa­ło­by się! – wszyst­ko widać jak na dło­ni.

Illu­stra­tio – zna­czy roz­ja­śniać, una­ocz­niać; illu­stra­re – czy­nić jasnym. Czy ilu­stra­cje Geta „roz­ja­śnia­ją”, lub „una­ocz­nia­ją” poezję Tade­usza Róże­wi­cza? Nie ośmie­lił­bym się wyro­ko­wać w tej spra­wie. Może w intu­icji, któ­ra kie­ro­wa­ła arty­stą jest jakaś, głę­bo­ko oso­bi­sta, jasność w tej spra­wie, ale czy ktoś jesz­cze mógł­by ją z nim dzie­lić?

Się­gnij­my więc do następ­nej histo­rii, któ­rą ten cykl dys­kret­nie opo­wia­da. Zwróć­my uwa­gę, że model „Y” obser­wu­je­my cały czas pod okre­ślo­nym kątem, jak­by­śmy trzy­ma­li go w rękach przed sobą i patrzy­li na nie­go tro­chę z góry, obra­ca­jąc go co pewien czas o kil­ka­na­ście stop­ni. Punkt widze­nia, jaki przy­jął kom­pu­te­ro­wy pro­gram, odwzo­ro­wu­jąc na każ­dym „przy­stan­ku” nasz obiekt, jest po pro­stu domnie­ma­nym okiem oglą­da­ją­ce­go go czło­wie­ka.

II

Muszę się­gnąć do fak­tów, któ­re mają w tym momen­cie zna­cze­nie, choć nie mają w inte­re­su­ją­cym nas mate­ria­le swo­je­go bez­po­śred­nie­go odbi­cia. Jakiś czas temu, na wer­ni­sa­żu wysta­wy „Zaba­wy przy­jem­ne i poży­tecz­ne Tade­usza Róże­wi­cza, Euge­niu­sza Geta Stan­kie­wi­cza i…” we wro­cław­skim Muzeum Naro­do­wym, Jan Jaro­mir Alek­siun poda­ro­wał Poecie wyko­na­ny przez sie­bie nie­wiel­ki obiekt ze sty­ro­pia­nu, będą­cy efek­tem zada­nia pro­jek­to­we­go, odno­szą­ce­go się do sztu­ki Tade­usza Róże­wi­cza pt. „Pułap­ka”. Był to wła­śnie, przy­wo­ły­wa­ny już w tym tek­ście, model „Y”. Mam trud­ność z nazwa­niem tej pra­cy, ponie­waż zaist­nia­ła ona w prze­strze­ni ponie­kąd wir­tu­al­nej, mię­dzy pla­ka­tem a sce­no­gra­fią, nie będąc ani jed­nym, ani dru­gim (Alek­siun zresz­tą wyko­nał w swo­im cza­sie kil­ka takich prac i poka­zał je na wysta­wie w Ratu­szu w roku 1997). Jak by nie mówić, było to ory­gi­nal­ne dzie­ło, zdra­dza­ją­ce kunszt i twór­czą wyobraź­nię auto­ra inter­pre­tu­ją­ce­go Róże­wi­czow­ski dra­mat. Poeta przy­jął je i popro­sił Geta-Stan­kie­wi­cza, żeby tym­cza­so­wo prze­cho­wał je w swo­jej pra­cow­ni. Bywa­jąc w niej potem nie raz i nie dwa brał model „Y” do ręki i, obra­ca­jąc go, uważ­nie mu się przy­pa­try­wał.

A Get przy­pa­try­wał się Poecie.

III

I wła­śnie gdzieś tutaj poja­wi­ła się oś (gr. akson) całej tej histo­rii.

IV

Moż­na by ją cią­gnąć dalej, na przy­kład w stro­nę „Y” (gr. epsi­lon), w któ­rym pita­go­rej­czy­cy dostrze­ga­li sym­bol ludz­kie­go życia, a inni sym­bol krzy­ża (krzyż widla­sty) lub żura­wia w locie. Albo jesz­cze ina­czej: w stro­nę zna­czeń ukry­tych w sło­wach „geo­me­tria”, „poezja”, „tech­ni­ka”; wszak w tym pierw­szym moż­na zna­leźć „układ powią­zań”, w dru­gim (gr. poie­in) mię­dzy inny­mi cza­sow­nik „ukła­dać”, a w sło­wie tech­ne, tak­że grec­kim, „sztu­kę”, „naukę”, „rze­mio­sło”, ale rów­nież… „chy­trość”.

Nie powin­ni­śmy też zapo­mi­nać o „pułap­ce”. Na wszel­ki przy­pa­dek.


Prze­druk szki­cu za zgo­dą auto­ra. Tekst został opu­bli­ko­wa­ny w „Odrze” (nr 9/2007) pod skró­co­nym tytu­łem „Rzu­to­wa­nie poezji”.

Powiązania

Nauka chodzenia

nagrania / z fortu do portu Tadeusz Różewicz

Cere­mo­nia przy­zna­nia Tade­uszo­wi Róże­wi­czo­wi Wro­cław­skiej Nagro­dy Poetyc­kiej Sile­sius 2008 za cało­kształt twór­czo­ści.

Więcej

Y=

recenzje / IMPRESJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki nauka cho­dze­nia / gehen ler­nen Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Lekcja Różewicza

recenzje / NOTKI I OPINIE Wojciech Bonowicz

Nota Woj­cie­cha Bono­wi­cza o książ­ce nauka cho­dze­nia / gehen ler­nen Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Dlaczego nie mamy dość Różewicza

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki nauka cho­dze­nia Tade­usz Róże­wi­cza.

Więcej