Jestem staroświecki, wierzę w społeczny podział pracy. Wierzę w Boga literatury, który jest Ojcem wszystkich literatur narodowych, który kocha je wszystkie, niezależnie od ich przymiotów i przywar. Który nie musi na nich zarabiać, nie musi nimi kupczyć. Wystarczą mu te procenty, które ściąga z pseudoliteratury?
Bohdan Zadura
Czy pisarz w dobie globalizacji ma być medialnym dupkiem?
Bohdan Zadura
1.
„Nie wypada dobrze pisać o kimś, kogo się lubi.” Taką prawdę z dawna znaną przypomina Zadura w „Sposobie istnienia”, szkicu poświęconym książce Henryka Berezy Sposób myślenia. I dodaje, że on o Berezie jednak napisze, a to dlatego, że czasy dżentelmenów, co by nie mówić, skończyły się. Dobrze, że to Zadura napisał, ponieważ mnie znacznie sprawę ułatwił. Bo ja, choć z Zadurą kontakty mam raczej sporadyczne, lubię go jako człowieka, a nie tylko pisarza w nim cenię. A wy, którzy być może nie mieliście okazji poznać na własne oczy tego słynnego już współczesnego autora, jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o Bohdanie Zadurze, przeczytajcie, jak on sam portretuje siebie w tekście „Miła podróż” z tomu drugiego Szkiców, recenzji, felietonów: „Przepraszam – powiedziała Joasia. – Widziałam, że ma pan nową książkę Kapuścińskiego. Czy mogłabym ją przejrzeć? – Oczywiście, proszę bardzo – podałem jej. Zastanawiałem się, czy nie dorzucić: – Ale to są wiersze. Nie dorzuciłem. Zastanawiałem się, czy nie ostrzec: – Na stronie 36 w trzecim wersie od góry jest błąd ortograficzny, zanurzone powinno być przez zet z kropką, nie przez erzet. Nie ostrzegłem. Zastanawiałem się, czy nie dodać: – do Wrocławia zdąży ją pani nie tylko przejrzeć, ale i przeczytać. Nie dodałem. Kto słyszał, ten słyszał. Kto widział, ten widział. Kto wie, ten wie”. Przesady w tym autoportrecie nie ma – sama prawda to jest o Bohdanie Zadurze i jego słynnym już, legendarnym milczeniu. Na szczęście – spieszę podkreślić, by nikt nie pomyślał, że sobie tu jakieś facecje zamierzam na temat świetnego pisarza i przedniej klasy krytyka wygłaszać – o książkach Zadura w tak drastyczny sposób nigdy nie milczał i jak trzeba było ostrzec, to ostrzegał, a jak wypadało dorzucić – to dorzucał. Dzięki temu teraz, w czterdzieści lat od debiutu recenzenckiego Zadury otrzymujemy wielkie w każdym sensie tego słowa dwa tomy (w sumie to ponad tysiąc stron) szkiców, recenzji i felietonów, które mówią coś, dopowiadają do portretu Bohdana Zadury, lecz przy okazji tworzą również swoistą przestrzeń, w obrębie której możliwe jest nieco inne spojrzenie na literaturę.
2.
W przywołanym już szkicu o Berezie pisał Zadura: „Kim jest krytyk?” – pyta Bereza w nie publikowanym jeszcze tekście, zatytułowanym ‘Krytyka’. Relację krytyk-dzieło sztuki przyjęło się uważać za relację podmiotowo-przedmiotową. Naprawdę jest to relacja podmiotowo-podmiotowa. Przyjęło się uważać, że krytyk jest kimś w rodzaju egzaminatora utworu. Naprawdę jest odwrotnie: to krytyk zdaje egzamin wobec dzieła. Jakkolwiek stwierdzenia te wydają się nowe, stanowią one tylko pewne uogólnienie postawy, którą Bereza prezentuje od dawna w swej krytycznej praktyce, cały Sposób myślenia jest przykładem stosowania procedur krytycznych wynikających z takiego podejścia”. To tylko jedna z wielu myśli, wypowiadanych niejako na marginesach (najciekawsze rzeczy pisze się na marginesach – tę myśl Zadury pamiętam jeszcze z lektury jego książki krytycznej Daj mu tam, gdzie go nie ma, o której pisałem dawno, w poprzednim niemalże wcieleniu) szkiców, recenzji i felietonów, jedna z myśli, w których Zadura cytując – cytuje siebie – i swoją postawę krytyczną nam opowiada. Bo Zadura w ogóle od bezpośredniego wyznania w krytyce może nie stroni, ale jednak – woli tak lekko z ukosa. I kiedy na przykład cytuje nam Rudnickiego – „Dlaczego akurat ja zawsze znajduję się na pasie, który w porównaniu do pasów innych wlecze się? Wybieram przykładowo, dajmy na to, lewy, okazuje się zaraz, że prawy jedzie szybciej. I odwrotnie. Czy to coś znaczy? W sklepie spożywczym nie zdarzyło mi się, abym wybrał kasę, przy której kolejka posuwałaby się najszybciej. Długo waham się, do której przystąpić, i kiedy staję wreszcie przy tej, która wydawała mi się najszybsza, to ona, nagle, najspokojniej w świecie zwalnia, podczas gdy pozostałe dziarsko mkną do przodu. Jestem zawsze ostatni z tych wszystkich, którzy wraz ze mną, paralelnie, stanęli do innych kolejek. Wiem o tym, ponieważ przyglądam się im bacznie, aby móc później porównać.” – to najważniejszy jest oczywiście lakoniczny komentarz: „Bardzo lubię ten fragment, czytając go mam wrażenie, że czytam o sobie”.
3.
Ale widzę, że meandruję i w dygresje prawie sentymentalne popadam, a tu należałoby krótko, mocno, dosadnie – w końcu rzecz o pryncypia (ulubione to może słowo mistrza Zadury – Berezy) idzie. Niech więc i tak będzie. Przez chwilę. W Szkicach, recenzjach, felietonach otrzymujemy wszystko, co do roku 2007 Bohdan Zadura o książkach cudzych i własnych (to akurat niechętnie i jedynie na wyraźne życzenie wpierw legnickiego, później zaś wrocławskiego Wydawcy) popełnił. Mamy tu więc w tomie pierwszym w całości książki krytyczne Zadury: Radość, czytania (1979), Daj mu tam, gdzie go nie ma (1996), Między wierszami (2002). A w tomie drugim są teksty niepublikowane dotąd w formie książkowej, podzielone na działy: „W stronę prozy”, „W stronę poezji”, „W różne strony”. Objętościowo są to dziełka różne, gatunkowo niemal za każdym razem – kaliber ciężki. Pisał Zadura bowiem całkiem sporo i różnorodnie, zajmował się znajomymi i klasykami. A że sam przy tym literaturę współczesną polską w poważny sposób współtworzył, jego relacja ma cechy świadectwa i szczególnie bywa znamienna.
4.
Nie powiem, jakie są wszystkie postacie, o których Zadura pisał. Niektóre jednak wymienić warto – zrobię to wedle moich prywatnych gustów, wedle tego, co mnie w tych dwóch tomach przykuło najmocniej. Po pierwsze szkic o Prouście – nie znałem tej pasji Zadury. Szkic elegancki, będący i szkicem historycznym trochę, i analizą, i zbiorem własnych, wcale ciekawych spostrzeżeń. Na pewno teksty o Tadeuszu Nowaku, Janie Drzeżdżonie, Berezie. Konfesyjny esej na temat czytania rówieśnika – Stachury. Na pewno „rozczarowany” szkic o Konwickim i Adolfie Rudnickim. Tony Harrison (dwa razy), Andrzej Sosnowski, Ashbery. I Ukraińcy, Węgrzy, Brytyjczycy – czytani na różne sposoby, latami.
5.
Czy mógłbym powiedzieć, że każdy z tych tekstów Zadury uczy czegoś (czytania, a także pisania)? Tak, mógłbym. Ma całkowitą rację Darek Foks, kiedy na stronie Biura Literackiego ogłasza, że te dwie potężne księgi zawierają jeden z ciekawszych kursów twórczego pisania, z jakim przyszło mu się zetknąć. Ja też nie spotkałem się jeszcze z takim kursem, jaki udało się stworzyć Zadurze. Stworzyć przypadkiem? Nie wiem. Przypadkiem w literaturze jest tak zwany „sukces”, ale nigdy – tak oryginalne, błyskotliwe i czyste w intencjach myślenie.
6.
Na koniec, osobno, chciałbym wspomnieć o jednym szkicu. Z tomu drugiego. „Gwiezdny książę”, taki jest jego tytuł, „Gwiezdny książę”, bo taki był tytuł prozy bohatera tej opowieści – pisarza polskiego, Andrzeja Łuczeńczyka. W tej recenzji, która z gatunku recenzenckiego wyłamuje się, by stać się na kilka chwil niby-wspomnieniem pośmiertnym, którym też w sumie nie jest, ponieważ i aspiracje Zadury są inne, i Łuczeńczyk nie na zdawkowe słowa jedynie (o czym Zadura wie dobrze) zasłużył – w tej recenzji ujawnia się może najpełniej Bohdan Zadura, wraz ze swoją filozofią pisania, czytania, tworzenia i bycia w kulturze słowa. Za co płaci się cenę najwyższą, o czym po trosze jest też cała ta, dwutomowa saga. Saga literatury światowej? Saga Bohdana Zadury? Nie jestem pewien, czy można tak w sumie powiedzieć. Lecz pewnie tak, więc piszę, ponieważ – nie znalazłem lepszego słowa.
Tekst po raz pierwszy ukazał się na www.nieszuflada.pl. Dziękujemy Autorowi i Redakcji za zgodę na powtórną publikację.