Jeziora jasne, miękkie nieba,
zagony czyste cicho lśnią,
lecz gdzie dowody triumfu są
królestwa, w którym twoja gleba?
G. Benn, Nigdy samotniej
1.
W Królestwie Larsa von Triera pojawia się postać Bondo, lekarza zafascynowanego poszukiwaniami największego okazu wątrobiaka. Już w pierwszym odcinku serialu ukazana jest scena zajęć w prosektoryjnej Sali – za stołem sekcyjnym, na którym leżą zwłoki, stoi wspomniany lekarz, naprzeciwko siedzą mniej lub bardziej przerażeni studenci. Bondo, wzywając jednego z nich, pyta: „Boisz się?”. Tamten zdecydowanie zaprzecza. Wówczas lekarz zadaje drugie pytanie: „Czy będzie ci miło, jeśli dotknę twojej twarzy?”. Zdziwiony student po raz drugi zaprzecza. Bondo każe kolejnemu studentowi podejść jak najbliżej zwłok. Młody adept medycyny jest mniej „odporny” od swojego poprzednika – stwierdza, że nie podoba się mu ta sytuacja. W tym momencie lekarz wygłasza krótką przemowę, w której wyraża się cała jego zawodowa filozofia, wyznanie wiary patologa. Bondo mówi: „A czy sądzicie, że im [zmarłym] podoba się leżeć na tym stole? Czy podoba im się to, że zaraz zaczną ich kroić?”. Lekarz kontynuuje: „Twierdzę, że lęk przed dotknięciem, lęk przed zbliżeniem, jest lękiem przed śmiercią. Dlaczego? Gdyż jest to lęk przed wspólnotą. Wspólnotą! Gdy odsuwacie się w autobusie, by nie dotknąć siedzącego obok. Gdy cofacie palce przed chorobą, z jaką zjawił się pacjent, objawiacie strach przed wspólnotą! Przed wielką wspólnotą. Wszyscy, którzy tu pracują, zaakceptowali swoje miejsce we wspólnocie. Zwłoki nie mają żadnych wymagań. Martwi, w swej wielkoduszności, oferują nam ciała dla naszej wspólnej wiedzy. Nowe prawo nakazuje zwrócić się do krewnych zmarłego o zgodę na sekcję. Przepis ten może utrudnić nam nieco pracę, ale jeśli postawimy to pytanie otwarcie i rozsądnie, nikt nie zaneguje zasadności przeprowadzenia sekcji. Prawo żywych nakazuje, byśmy wpierw spytali. Prawo martwych polega na tym, by dawać. To wymaga szacunku. Zacznijmy więc kroić…”.
2.
Obszerny zbiór wierszy Benna można odczytywać oczywiście w wielu rejestrach, jest jednak jedna określona dykcja, której nie sposób pominąć, na którą nie sposób nie zareagować. Benn – od 1912 roku patolog i serolog w berlińskim szpitalu w dzielnicy Charlottenburg-Westand oraz specjalista kasy chorych w zakresie chorób skórnych i wenerycznych – podobnie jak bohater Królestwa, każe czytelnikowi podchodzić do prosektoryjnych stołów, uginających się pod ciężarem ciał oraz wierszy, jakie wydobył dzięki „wielkoduszności zmarłych”.
3.
Jeśli przyjrzymy się tym wierszom, to dostrzeżemy niesłychanie bogatą paletę kolorów – Benn zapewne niejednokrotnie uczył się ich, podglądając rozkład. To, co uprawia Benn w swojej poezji, zwłaszcza tej zawartej w cyklu „Kostnica”, to postmortuarny recykling. Zwłoki traktowane są niczym surowiec wtórny, z którego odzyskuje się sensy, lecz są również osobnym kosmosem, w którym jedno istnienie zostało zastąpione innym, tak, jak w wierszu „Piękna młodość”, gdzie w ciele dziewczyny odnajdujemy gniazdo młodych szczurów. „Tylko ziemia powinna wracać do ziemi” – pisze Benn i szuka skrawków życia, otwiera ludzkie ciało skalpelem i wierszem jednocześnie. Próbuje rozmawiać, dogadać się, znaleźć wspólny język.
4.
A jak rozmawiać z trupem? Jakim językiem trzeba do niego mówić, by zostać zrozumianym, a przede wszystkim, w jakim języku spisać taką pogawędkę, by trup był syty i żywy pozostał cały? Benn odpowiedział sobie na to pytanie – o trupie trzeba rozmawiać jego własnym językiem, fonetyką wątłych, kruszejących mięśni i ścięgien, zgodnie z białą dykcją kości. Język trupa to przecież język, którego żywi uczą się od urodzenia, „z‑żywając się” każdego dnia, uczą się kolejnych słów, opanowują kolejne struktury gramatyczne, szlifują akcent. W wierszu „Porodówka” noworodek zostaje pokazany jako „kawałek mięsa”, tego samego mięsa, które kiedyś przestanie oddychać. Innego języka nie ma. Innej wspólnoty ponad tą nie będzie.
5.
Z „naszych niemych soków lęgną się życie i śmierć, poczęcie i płód”. Wszystko po drodze – każe mówić swojemu bohaterowi Benn – jest tylko odnajdywaniem subtelnych i mniej subtelnych okropności, które zbliżają nas do trupa. „Niech nikt nie płacze” – pisze Benn:
cudowny ten Hades,
co pochłania i nierozumność
i augurów -
niech nikt nie płacze,
nie mówi: ja, tak samotny.
Samotność jest śmiertelną chorobą, po której jednak przychodzi czas na wspólnotę i śmiertelnie milczące porozumienie.
6.
Szereg mortuarnych wierszy Benna przynosi pewne skojarzenia z Antologią Spoon River Edgara Lee Mastersa, w której autor „wskrzeszał” umarłych, poprzez formę epitafium, „spisaną” z nieistniejącego w rzeczywistości cmentarza nad Spoon River1. Młodszy od Mastersa o osiemnaście lat Benn w 1915 roku, gdy została po raz pierwszy wydana Antologia Spoon River, pracował w Brukseli jako lekarz w szpitalu dla prostytutek. Może dlatego epitafia Mastera, „spisywane” z nagrobków, u Benna zastąpiły inne „epitafia”, wydobywane z martwych trzewi i spisane na prosektoryjnym stole. Jednak u obu autorów można mówić o poszukiwaniu wspólnoty, tej łączącej samych zmarłych i tej wspólnoty, która łączy ich z żyjącymi. Wspólnoty trwałej, istniejącej ponad wszelkimi podziałami, przełamującej samotność, jaką odczuwa się dotkliwie, jak nigdy wcześniej. Prawo martwych polega na tym, by dawać – powtórzmy za doktorem Bondo. Prawo żywych polega na tym, by słuchać martwych – dodaje Gottfried Benn.
[1] Do Antologii Spoon River nawiązywał również chociażby Jarosław Iwaszkiewicz w swoich Pasjach błędomierskich, w których bohater, poeta Kanicki, pisze tom wierszy zatytułowany Cmentarz w Błędomierzu.