recenzje / ESEJE

Samotność i wspólnota. Na marginesie Nigdy samotniej… Gottfrieda Benna

Marcin Jurzysta

Recenzja Marcina Jurzysty z książki Nigdy samotniej i inne wiersze Gottfrieda Benna.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jezio­ra jasne, mięk­kie nie­ba,
zago­ny czy­ste cicho lśnią,
lecz gdzie dowo­dy trium­fu są
kró­le­stwa, w któ­rym two­ja gle­ba?

G. Benn, Nigdy samot­niej

1.

W Kró­le­stwie Lar­sa von Trie­ra poja­wia się postać Bon­do, leka­rza zafa­scy­no­wa­ne­go poszu­ki­wa­nia­mi naj­więk­sze­go oka­zu wątro­bia­ka. Już w pierw­szym odcin­ku seria­lu uka­za­na jest sce­na zajęć w pro­sek­to­ryj­nej Sali – za sto­łem sek­cyj­nym, na któ­rym leżą zwło­ki, stoi wspo­mnia­ny lekarz, naprze­ciw­ko sie­dzą mniej lub bar­dziej prze­ra­że­ni stu­den­ci. Bon­do, wzy­wa­jąc jed­ne­go z nich, pyta: „Boisz się?”. Tam­ten zde­cy­do­wa­nie zaprze­cza. Wów­czas lekarz zada­je dru­gie pyta­nie: „Czy będzie ci miło, jeśli dotknę two­jej twa­rzy?”. Zdzi­wio­ny stu­dent po raz dru­gi zaprze­cza. Bon­do każe kolej­ne­mu stu­den­to­wi podejść jak naj­bli­żej zwłok. Mło­dy adept medy­cy­ny jest mniej „odpor­ny” od swo­je­go poprzed­ni­ka – stwier­dza, że nie podo­ba się mu ta sytu­acja. W tym momen­cie lekarz wygła­sza krót­ką prze­mo­wę, w któ­rej wyra­ża się cała jego zawo­do­wa filo­zo­fia, wyzna­nie wia­ry pato­lo­ga. Bon­do mówi: „A czy sądzi­cie, że im [zmar­łym] podo­ba się leżeć na tym sto­le? Czy podo­ba im się to, że zaraz zaczną ich kro­ić?”. Lekarz kon­ty­nu­uje: „Twier­dzę, że lęk przed dotknię­ciem, lęk przed zbli­że­niem, jest lękiem przed śmier­cią. Dla­cze­go? Gdyż jest to lęk przed wspól­no­tą. Wspól­no­tą! Gdy odsu­wa­cie się w auto­bu­sie, by nie dotknąć sie­dzą­ce­go obok. Gdy cofa­cie pal­ce przed cho­ro­bą, z jaką zja­wił się pacjent, obja­wia­cie strach przed wspól­no­tą! Przed wiel­ką wspól­no­tą. Wszy­scy, któ­rzy tu pra­cu­ją, zaak­cep­to­wa­li swo­je miej­sce we wspól­no­cie. Zwło­ki nie mają żad­nych wyma­gań. Mar­twi, w swej wiel­ko­dusz­no­ści, ofe­ru­ją nam cia­ła dla naszej wspól­nej wie­dzy. Nowe pra­wo naka­zu­je zwró­cić się do krew­nych zmar­łe­go o zgo­dę na sek­cję. Prze­pis ten może utrud­nić nam nie­co pra­cę, ale jeśli posta­wi­my to pyta­nie otwar­cie i roz­sąd­nie, nikt nie zane­gu­je zasad­no­ści prze­pro­wa­dze­nia sek­cji. Pra­wo żywych naka­zu­je, byśmy wpierw spy­ta­li. Pra­wo mar­twych pole­ga na tym, by dawać. To wyma­ga sza­cun­ku. Zacznij­my więc kro­ić…”.

2.

Obszer­ny zbiór wier­szy Ben­na moż­na odczy­ty­wać oczy­wi­ście w wie­lu reje­strach, jest jed­nak jed­na okre­ślo­na dyk­cja, któ­rej nie spo­sób pomi­nąć, na któ­rą nie spo­sób nie zare­ago­wać. Benn – od 1912 roku pato­log i sero­log w ber­liń­skim szpi­ta­lu w dziel­ni­cy Char­lot­ten­burg-Westand oraz spe­cja­li­sta kasy cho­rych w zakre­sie cho­rób skór­nych i wene­rycz­nych – podob­nie jak boha­ter Kró­le­stwa, każe czy­tel­ni­ko­wi pod­cho­dzić do pro­sek­to­ryj­nych sto­łów, ugi­na­ją­cych się pod cię­ża­rem ciał oraz wier­szy, jakie wydo­był dzię­ki „wiel­ko­dusz­no­ści zmar­łych”.

3.

Jeśli przyj­rzy­my się tym wier­szom, to dostrze­że­my nie­sły­cha­nie boga­tą pale­tę kolo­rów – Benn zapew­ne nie­jed­no­krot­nie uczył się ich, pod­glą­da­jąc roz­kład. To, co upra­wia Benn w swo­jej poezji, zwłasz­cza tej zawar­tej w cyklu „Kost­ni­ca”, to post­mor­tu­ar­ny recy­kling. Zwło­ki trak­to­wa­ne są niczym suro­wiec wtór­ny, z któ­re­go odzy­sku­je się sen­sy, lecz są rów­nież osob­nym kosmo­sem, w któ­rym jed­no ist­nie­nie zosta­ło zastą­pio­ne innym, tak, jak w wier­szu „Pięk­na mło­dość”, gdzie w cie­le dziew­czy­ny odnaj­du­je­my gniaz­do mło­dych szczu­rów. „Tyl­ko zie­mia powin­na wra­cać do zie­mi” – pisze Benn i szu­ka skraw­ków życia, otwie­ra ludz­kie cia­ło skal­pe­lem i wier­szem jed­no­cze­śnie. Pró­bu­je roz­ma­wiać, doga­dać się, zna­leźć wspól­ny język.

4.

A jak roz­ma­wiać z tru­pem? Jakim języ­kiem trze­ba do nie­go mówić, by zostać zro­zu­mia­nym, a przede wszyst­kim, w jakim języ­ku spi­sać taką poga­węd­kę, by trup był syty i żywy pozo­stał cały? Benn odpo­wie­dział sobie na to pyta­nie – o tru­pie trze­ba roz­ma­wiać jego wła­snym języ­kiem, fone­ty­ką wątłych, kru­sze­ją­cych mię­śni i ścię­gien, zgod­nie z bia­łą dyk­cją kości. Język tru­pa to prze­cież język, któ­re­go żywi uczą się od uro­dze­nia, „z‑żywając się” każ­de­go dnia, uczą się kolej­nych słów, opa­no­wu­ją kolej­ne struk­tu­ry gra­ma­tycz­ne, szli­fu­ją akcent. W wier­szu „Poro­dów­ka” nowo­ro­dek zosta­je poka­za­ny jako „kawa­łek mię­sa”, tego same­go mię­sa, któ­re kie­dyś prze­sta­nie oddy­chać. Inne­go języ­ka nie ma. Innej wspól­no­ty ponad tą nie będzie.

5.

Z „naszych nie­mych soków lęgną się życie i śmierć, poczę­cie i płód”. Wszyst­ko po dro­dze – każe mówić swo­je­mu boha­te­ro­wi Benn – jest tyl­ko odnaj­dy­wa­niem sub­tel­nych i mniej sub­tel­nych okrop­no­ści, któ­re zbli­ża­ją nas do tru­pa. „Niech nikt nie pła­cze” – pisze Benn:


cudow­ny ten Hades,
co pochła­nia i nie­ro­zum­ność
i augu­rów -

niech nikt nie pła­cze,
nie mówi: ja, tak samot­ny.

Samot­ność jest śmier­tel­ną cho­ro­bą, po któ­rej jed­nak przy­cho­dzi czas na wspól­no­tę i śmier­tel­nie mil­czą­ce poro­zu­mie­nie.

6.

Sze­reg mor­tu­ar­nych wier­szy Ben­na przy­no­si pew­ne sko­ja­rze­nia z Anto­lo­gią Spo­on River Edga­ra Lee Master­sa, w któ­rej autor „wskrze­szał” umar­łych, poprzez for­mę epi­ta­fium, „spi­sa­ną” z nie­ist­nie­ją­ce­go w rze­czy­wi­sto­ści cmen­ta­rza nad Spo­on River1. Młod­szy od Master­sa o osiem­na­ście lat Benn w 1915 roku, gdy zosta­ła po raz pierw­szy wyda­na Anto­lo­gia Spo­on River, pra­co­wał w Bruk­se­li jako lekarz w szpi­ta­lu dla pro­sty­tu­tek. Może dla­te­go epi­ta­fia Maste­ra, „spi­sy­wa­ne” z nagrob­ków, u Ben­na zastą­pi­ły inne „epi­ta­fia”, wydo­by­wa­ne z mar­twych trze­wi i spi­sa­ne na pro­sek­to­ryj­nym sto­le. Jed­nak u obu auto­rów moż­na mówić o poszu­ki­wa­niu wspól­no­ty, tej łączą­cej samych zmar­łych i tej wspól­no­ty, któ­ra łączy ich z żyją­cy­mi. Wspól­no­ty trwa­łej, ist­nie­ją­cej ponad wszel­ki­mi podzia­ła­mi, prze­ła­mu­ją­cej samot­ność, jaką odczu­wa się dotkli­wie, jak nigdy wcze­śniej. Pra­wo mar­twych pole­ga na tym, by dawać – powtórz­my za dok­to­rem Bon­do. Pra­wo żywych pole­ga na tym, by słu­chać mar­twych – doda­je Got­t­fried Benn.


[1] Do Anto­lo­gii Spo­on River nawią­zy­wał rów­nież cho­ciaż­by Jaro­sław Iwasz­kie­wicz w swo­ich Pasjach błę­do­mier­skich, w któ­rych boha­ter, poeta Kanic­ki, pisze tom wier­szy zaty­tu­ło­wa­ny Cmen­tarz w Błę­do­mie­rzu.

O autorze

Marcin Jurzysta

Urodzony 23 grudnia 1983 roku w Elblągu. Literaturoznawca, poeta, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor tomów poetyckich: ciuciubabka (2011), Abrakadabra (2014), Chatamorgana (2018) oraz Spin-off (2021) wydanych przez Dom Literatury i łódzki oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie.

Powiązania