Krąży o nim pewien żart. Mawiają, że kiedy widzi cyrylicę to automatycznie zaczyna przekładać. To taki odruch: zapisywać po polsku to, co czyta po ukraińsku. Polak, który zrobił więcej niż Ministerstwo Kultury Ukrainy.
Wyobraź sobie człowieka, który napisał 25 tomów wierszy. Trudno, prawda? Zwłaszcza jeśli wiadomo, że jego największą pasją jest sport. Na drugim miejscu – też nie literatura. Wolny czas chętniej spędza bliżej ziemi, pielęgnując różne warzywa, jakimi zimą chwali się przed gośćmi: „To z mojego ogrodu!”. I z tego jest dumny znacznie bardziej niż z półek napisanych książek.
Ech, jestem ateistą, ale jedno muszę wyznać: w niebie istnieje taki Bóg, który kocha Ukrainę, bo tylko on mógł podarować nam takiego sojusznika, takiego przyjaciela. Mam na myśli polskiego poetę i tłumacza Bohdana Zadurę. Udało mu się zrobić rzeczy niemożliwe dla różnych ministerstw i komisji: poprzez literaturę odkrył przed Polakami nową, współczesną Ukrainę, i – co więcej – jemu uwierzono.
Uwierzono, bo dla Polski Bohdan Zadura to postać szczególna: autor całej szafy książek (napisał ich koło czterdziestu), redaktor naczelny szanowanego literackiego czaspopisma „Twórczość”, laureat niemalże wszystkich ważnych nagród i odznak, tłumacz z wielu języków, ale przeważnie z ukraińskiego. „Żywy klasyk”, „prawodawca mód”, „moralność i sumienie” – tak można opisać jego rolę w kulturze naszych sąsiadów, ale obowiązkowo trzeba dodać, że jest także rozpoznawalny ze względu na „poczucie humoru”, „bezpośredniość” i „autoironię”. Ołeksandr Bojczenko celnie zauważył, że Zadura tłumaczy „kogo trzeba, i kogo nie trzeba” czyli wszystkich: właśnie Bohdan przełożył i wydał w Polsce książki Pawłyczki, Andruchowycza, Machna, Bondara, Sływyńskiego, Biłocerkiweć, Żadana, przygotował setki publikacji współczesnej ukraińskiej poezji, a stworzona przez niego antologia „Wiersze zawsze są wolne” była hitem polskich księgarni podczas naszego burzliwego i pięknego 2004 roku.
Zauważę tylko, że nie wystarczy być tłumaczem i przekładać jakieś książki – trzeba je jeszcze wydrukować, znaleźć wydawców i zaciekawić przyszłego czytelnika. A jeśli w książce będzie napisane „z ukraińskiego przełożył Bohdan Zadura”, to z pewnością można się spodziewać przychylnego nastawienia polskich intelektualnych i kulturalnych elit, bo to jest znakiem jakości.
Wiele krajów w tym Polska, Niemcy czy Francja stwarzają całe kulturalne instytuty za granicą żeby podtrzymać zaciekawienie swoją współczesną kulturą. Dają stypendia tłumaczom, wydzielają granty wydawcom. W Ukrainie tego nie ma i prędko nie będzie, ale w Polsce jest nasz własny kulturalny „instytut” – Bohdan Zadura. Ważny strategicznie, bo właśnie przez Polskę ukraińscy pisarze „przesączają się” na zachód. Właśnie sukces w Polsce jest zapewnieniem zaciekawienia i sukcesu w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Francji. Bez państwowych odznak, ale z czytelniczą miłością.
Sam Bohdan skromnie żartuje, że honoraria za przekłady mógłby chociaż pokryć wartość papierosów jakie wypalił tłumacząc. Ukraina za taką bezinteresowną miłość nie odwdzięczyła mu się niczym. To znaczy ma swoich czytelników, dwa wydane w Ukrainie zbiory Poeta rozmawia z narodem i Nocne życie, ma nawet prestiżową literacką nagrodę ‑trzy lata temu otrzymał wyróżnienie festiwalu Kijowskie Ławry, ale państwo ukraińskie uparcie nie chce go zauważyć. Poselstwo Ukrainy w Warszawie „nie domyśliło się” że wypada złożyć mu życzenia z okazji 65-tych urodzin jakie obchodził trzy lata temu, jak i nie postarało się złożyć podania o przyznanie mu państwowej nagrody czy odznaki.
Literaturoznawczyni Iryna Troskot niedawno narzekała: Polski Instytut w Kijowie lepiej zorganizował jubileusz swojego pisarza Janusza Korczaka, niż cała Ukraina jubileusz Hryhorija Skoworody. Dodała, że najwyższy czas stworzyć i Ukraiński Instytut w Kijowie. Całkowicie się z nią zgadzam, nawet wiem kto mógłby zostać jego „patronem”. Ale i wy teraz wiecie jak on się nazywa.
Z ukraińskiego przełożyła Natalia Wisłocka