recenzje / KOMENTARZE

Schyłkiem przedwiośnia dziewięćdziesiątego czwartego

Konrad Góra

Autorski komentarz Konrada Góry, towarzyszący wydaniu książki Wojna (pieśni lisów), która ukazała się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Schył­kiem przed­wio­śnia dzie­więć­dzie­sią­te­go czwar­te­go wyrzu­co­no mnie z tech­ni­kum leśne­go w Mili­czu z wil­czym bile­tem do bran­żó­wek nie­pod­le­ga­ją­cych mini­ster­stwu edu­ka­cji (samo tech­ni­kum róż­ni­ło się od resz­ty tego uro­kli­we­go prze­cież mia­stecz­ka na gra­ni­cy ślą­sko-wiel­ko­pol­skiej tym, że do odo­ru roz­pła­ta­ne­go za żywo­ta, żywio­ne­go bło­tem kar­pia dokła­da­ło od sie­bie wszech­obec­ną woń lino­leum i pły­nu na wszy daw­ko­wa­ne­go jak w noc­le­gow­niach co powrót do inter­na­tu) i zło­ży­łem z głu­pia frant poda­nie o moż­li­wość dokoń­cze­nia roku szkol­ne­go w ole­śnic­kim tech­ni­kum pie­lę­gniar­skim, prak­tycz­nie pozba­wio­nym chłop­ców, zata­ja­jąc, rzecz jasna, roz­miar obie­gów­ki (szko­ły pie­lę­gniar­skie pod­le­ga­ły wów­czas pod mini­ster­stwa zdro­wia i spraw wewnętrz­nych), moty­wu­jąc je dowo­dem na poten­cjal­ną skru­pu­lat­ność moje­go umy­słu, zawie­ra­ją­cym się w bie­gu­no­wej róż­ni­cy ocen ze świa­dec­twa ósmo­kla­so­we­go: wyso­kich z pol­skie­go, mate­ma­ty­ki i bio­lo­gii, niskich z przed­mio­tów pobocz­nych; ku moje­mu zdu­mie­niu przy­ję­to mnie rze­czy­wi­ście warun­ko­wo na pół roku – po jakimś cza­sie dowie­dzia­łem się, że wyszło to w zasa­dzie z ini­cja­ty­wy trzecio‑, czwar­to­kla­so­wych uczen­nic, któ­re życzy­ły sobie moż­li­wo­ści ćwi­czeń na żywym fan­to­mie, i do tego byłem tam potrzeb­ny; któ­re­goś z pierw­szych dni tam na kory­ta­rzu czy w jed­nej z sal spa­dła ze ścia­ny gablo­ta z jaki­miś zdję­cia­mi o rato­wa­niu zadła­wio­nych, może opa­rzo­nych, krwa­wią­cych; pod­nio­słem ją i odwie­si­łem, ale wszyst­kie zdję­cia osu­nę­ły się ze szpi­lek, bez sło­wa więc otwo­rzy­łem ją i ukła­da­łem do zapa­mię­ta­ne­go porząd­ku, kie­dy sta­nął nade mną nauczy­ciel przy­spo­so­bie­nia obron­ne­go i powie­dział coś powąt­pie­wa­ją­cym tonem, odpo­wie­dzia­łem mu bez sym­pa­tii, potem prak­tycz­nie nie mie­li­śmy żad­nych rela­cji, nawet na lek­cjach – fan­to­mom nie sta­wia się zbyt­nich wyma­gań, kie­dy nagle, majem czy czerw­cem, zła­pał mnie na pustym kory­ta­rzu (nie mia­łem ety­ki, na czas reli­gii sie­dzia­łem w biblio­te­ce albo robi­łem, co chcia­łem, ze spa­niem na wyrzu­co­nych na strych mate­ra­cach włącz­nie) i, przy­parł­szy mnie do ścia­ny, wysy­czał jak gesta­po­wiec w pol­skim fil­mie:

– Pomy­li­łem się co do cie­bie – pamię­tam zapach jego per­fum i met­ki kieł­ba­sia­nej, nie pamię­tam wzro­stu, wyra­zu twa­rzy, roz­sta­wu oczu… – W czym? – spy­ta­łem, odpy­cha­jąc go ramie­niem. – No wła­śnie… – odpo­wie­dział, i ze ścia­ny huk­nął dzwo­nek, z klas wyszły dziew­czy­ny ze star­szych klas, o wymo­de­lo­wa­nych paznok­ciach, w koron­ko­wych gar­son­kach, w dys­tynk­cji, a nie­mal pod nimi, jak inne pię­tro ruszo­ne­go lasu, prze­my­ka­ły dziew­czę­ta-dzie­ci, swe­trza­ste, z apa­ra­ta­mi kory­gu­ją­cy­mi uzę­bie­nie, z nirva­ną i wło­cha­tym na ple­ca­kach, a ja stra­ci­łem go z oczu, i dziś nie poznał­bym go nawet na nagrob­ku ze zdję­cia z tam­tych lat, nie pamię­tam jego nazwi­ska, zda­je się, że było szcze­kli­we, nie­mal cze­skie, pamię­tam, że był majo­rem: i samą tę histo­rię zapo­mnia­łem na lata, choć nie­daw­no wró­ci­ła do mnie z absur­dal­nym poczu­ciem isto­ty; oto przy­śnił mi się czy raczej zapro­jek­to­wał nad ranem, już po śnie, mój wła­sny wiersz, nie powiem któ­ry, sto­ją­cy nade mną i nawet nic nie­mó­wią­cy, komu­ni­ku­ją­cy się samą ostro­ścią w spoj­rze­niu, nie­mym wyrzu­tem o tam­tej tre­ści, pomy­li­łem się co do cie­bie, to nie ty jesteś moim auto­rem, to ja jestem cie­bie, to ja cię stwo­rzy­łem, nie mam w tobie żad­ne­go opar­cia, jestem two­im opar­ciem, ja mówię tobą, języ­kiem obce­go, przez dzie­sięć lat sie­dem­dzie­siąt, osiem­dzie­siąt razy i raz tysiąc dwie­ście razy otwie­ram two­je usta, a ty wpy­chasz w nie chleb, wło­sy, zie­mię, cze­re­śnie, bób, chiń­ski maka­ron, poda­grycz­nik pode­bra­ny z zasob­ni­ka kosiar­ki, byle mnie uci­szyć, obró­cić kie­ru­nek gło­su, ale ci się nie uda, nie, módl się o to do zwie­rząt. 

O autorze

Konrad Góra

ur. w 1978 r. Za tom Pokój widzeń(2011) nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Wydał również książki Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem(2008), Siła niższa (full hasiok) (2012), Nie (2016) i Kalendarz majów (2019), który przyniósł mu nominację do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Literackiej Nike. W 2020 r. ukaże się jego wybór wierszy Wojna (pieśń lisów). Autor wyboru wierszy Anny Świrszczyńskiej Kona ostatni człowiek. Mieszka w Ligocie Małej i lasach.

Powiązania