recenzje / ESEJE

Segregacja wariantów

Michał Pranke

Recenzja Michała Pranke, towarzysząca premierze książki Latakia Szymon Słomczyńskiego, wydanej w Biurze Literackim 13 grudnia 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Moż­na wyra­zić wąt­pli­wość, czy przed­sta­wia­nie auto­ra w grun­cie rze­czy zna­ne­go i uzna­ne­go nie jest czyn­no­ścią nie­bez­piecz­nie zbli­ża­ją­cą się do prze­sa­dy i nad­mia­ru, nie­mniej pozwo­lę sobie przy­po­mnieć: Szy­mon Słom­czyń­ski (rocz­nik 1988) to poeta wyróż­nio­ny w alma­na­chu Połów (2012), w kolej­nym roku debiu­tu­ją­cy tomem Nad­jeż­dża – nomi­no­wa­nym (Nagro­da Lite­rac­ka Nike) i nagra­dza­nym (Zło­ty Śro­dek Poezji) – autor dość entu­zja­stycz­nie i rze­tel­nie przy­ję­te­go Dwu­pła­tu (2015), do dziś zwią­za­ny z Biu­rem Lite­rac­kim. Dla jed­nych poeta kra­kow­ski, dla innych poeta z Kra­ko­wa – a choć sam jed­nak stro­nił­bym od poten­cjal­nie wpi­sa­ną w ten fakt nie­ar­gu­men­to­wa­nej supo­zy­cji (bądź zawę­ża­ją­cej lokal­no­ści, bądź ist­nie­nia okre­ślo­nej dyk­cji czy szko­ły poetyc­kiej zwią­za­nej z danym ośrod­kiem) – zwy­czaj­nie odno­tuj­my jak nale­ży.

Już nie nad­jeż­dża i już nie nad­la­tu­je, lecz przy­cho­dzi, opo­wia­da­jąc histo­rię, któ­ra przy­wo­dzi na myśl inną histo­rię, któ­ra przy­wo­dzi na myśl inną histo­rię… i tak dalej. Szy­mon Słom­czyń­ski swo­ją naj­now­szą książ­kę roz­po­czy­na ze zna­nej per­spek­ty­wy owa­da:

bez kar­nau­by,
bez popio­łu,
bez post postu,
pro­wa­dzić na smy­czy
sze­ścio­no­ga wiel­ko­ści czło­wie­ka.

Z blo­ku dziew­czy­na o zszar­ga­nym imie­niu
wyszła z takim na spa­cer.

To nie spa­cer-spa­cer,
tyl­ko spa­cer-woj­na.

(Ostat­ki)

No prze­cież, że to brzmi zna­jo­mo:

Gdy Gre­gor Sam­sa obu­dził się pew­ne­go rana z nie­spo­koj­nych snów, stwier­dził, że zmie­nił się w łóż­ku w potwor­ne­go roba­ka. Leżał na grzbie­cie twar­dym jak pan­cerz, a kie­dy uniósł nie­co gło­wę, widział swój skle­pio­ny, brą­zo­wy, podzie­lo­ny sztyw­ny­mi łuka­mi brzuch, na któ­rym led­wo mogła utrzy­mać się cał­kiem już ześli­zgu­ją­ca się koł­dra.

(F. Kaf­ka, Prze­mia­na)

Wspo­mi­nam o tym począt­ku już na począt­ku, albo­wiem (po pro­stu) to waż­ny począ­tek i waż­na per­spek­ty­wa, u Słom­czyń­skie­go dotych­czas nie­spo­ty­ka­na. To ele­men­tar­ne zwąt­pie­nie, a przy­naj­mniej brak cał­ko­wi­tej pew­no­ści, nie­waż­ne czy dość non­sza­lanc­ko roz­bi­ja­na przez dopeł­nie­nia-zaprze­cze­nia w wier­szach do pary jak w Dwu­pła­cie, czy też jed­nak kla­ru­ją­ca się w wie­lo­wąt­ko­wych nar­ra­cjach jak w debiu­tanc­kim tomie; otóż ele­men­tar­ne zwąt­pie­nie, a przy­naj­mniej brak cał­ko­wi­tej pew­no­ści, przy­świe­ca Słom­czyń­skie­mu i Słom­czyń­skie­go spo­wi­ja. Tym­cza­sem zostaw­my to nie­po­zba­wio­ne cię­ża­ru gatun­ko­we­go stwier­dze­nie i przejdź­my do książ­ki o sło­necz­nym i wdzięcz­nym tytu­le Lata­kia.

Sło­necz­nym i wdzięcz­nym? Pozwo­lę sobie zapy­tać i nie cze­kać na odpo­wiedź: o czym myślisz, gdy mówisz: Lata­kia? Orient? Last minu­te? Alek­san­der Wiel­ki? A o czym myślisz, kie­dy mówisz: Alep­po? No wła­śnie. W uję­ciu wier­szy z nowej książ­ki Słom­czyń­skie­go nie jest to jed­nak kpi­na, przy­naj­mniej takie odno­szę wra­że­nie. W pierw­szych odczy­ta­niach łatwo ulec poku­sie inter­pre­ta­cji kie­ru­ją­cej się w stro­nę jeśli nie kul­tu to pochwa­ły pry­wat­no­ści, któ­ra – choć nie naj­istot­niej­sza – zazna­cza się w tomie, gdy mówi się tam o codzien­no­ści czy przy­ziem­no­ści (mimo że neu­tral­nie, nie war­to­ściu­jąc). Podob­nie łatwo poło­żyć nacisk na lek­tu­rę przez pry­zmat sta­rań o odróż­nie­nie jed­nost­ko­wej pod­mio­to­wo­ści – co było­by tu śla­dem zara­zem moder­ni­stycz­nych pra­gnień, jak i post­mo­der­ni­stycz­nych „wznio­słych tęsk­not” – to poprzez, jed­no­cze­śnie, auto­kre­acyj­ne gesty „spo­za” książ­ki, wpraw­dzie pobocz­ne, lecz tak czy siak waż­ne, przede wszyst­kim zaś poprzez wia­rę w moc wyra­ża­nia, tj. „ujaw­nia­nie fun­da­men­tal­nej woli” tego, któ­ry mówi (jak chciał M. Foucault). Nie roz­strzy­gam, czy takie odczy­ta­nia są traf­ne czy złud­ne, chciał­bym w zamian za to wska­zać na inną moż­li­wość inter­pre­ta­cji.

Otóż trze­cią książ­kę Słom­czyń­skie­go moż­na czy­tać z uwa­gą sku­pio­ną na głę­bo­ko zaka­mu­flo­wa­nej sub­wer­sji gdzieś pod spodem „zaan­ga­żo­wa­nia” wier­sza. Wyda­je się, że jest ona powo­do­wa­na rów­nie głę­bo­ką wąt­pli­wo­ścią co do poten­cjal­nej siły poetyc­kie­go prze­ka­zu i wąt­pli­wo­ścią co do spraw­czo­ści lite­ra­tu­ry, a może raczej prze­ko­na­nia o jej bra­ku spraw­czo­ści – gry i zaba­wy uczą, że papier wygry­wa z kamie­niem, lecz moż­na w to zwąt­pić przy bli­skim spo­tka­niu z gru­zem. Przy­pusz­czam więc, że kie­dy pod­miot wier­szy Słom­czyń­skie­go zbli­ża się do wąt­ków mają­cych w pierw­szym rzę­dzie zna­cze­nie nie-pry­wat­ne i nie-egzy­sten­cjal­ne, lecz w wyż­szej mie­rze spo­łecz­ne i poli­tycz­ne, to wni­ka tam, aby doko­nać małe­go prze­wro­tu i drob­nej kry­ty­ki (przy tym – wia­do­mo o cyr­ku­la­cji wszyst­kich tych płasz­czyzn). Nie robi tego, by nie­śmiesz­nie kpić czy poka­zać, że „Syria wte­dy tyl­ko to, tyl­ko z tym” (tyto­niem faj­ko­wym), jak w tytu­ło­wym wier­szu Lata­kia, lecz dla pro­wo­ka­cji (co w podob­nym sty­lu czy­nił też w Dwu­pła­cie, choć­by w wier­szu Dru­gi krąg).

Mając w pamię­ci wska­za­ne wcze­śniej wąt­pli­wo­ści pod­mio­tu i bio­rąc pod uwa­gę domi­nu­ją­cy (a bywa, że iry­tu­ją­cy) este­tyzm, któ­rym ów się cha­rak­te­ry­zu­je, jak rów­nież łatwo zauwa­żal­ną podejrz­li­wość wobec toczą­cych się dys­ku­sji o poli­tycz­nym wymia­rze lite­ra­tu­ry – powiedz­my, że nowa pro­po­zy­cja Słom­czyń­skie­go nie trak­tu­je „zaan­ga­żo­wa­nia”, spo­łecz­no­ści i poli­tycz­no­ści pisa­nia ani jako potrze­by czy bra­ku potrze­by, ani jako opcjo­nal­no­ści w sen­sie rów­no­cze­sne­go wystę­po­wa­nia jed­nych danych z inny­mi. Nie, Słom­czyń­ski, choć skła­nia się do opcjo­nal­no­ści wła­śnie, to dzia­ła w prze­bra­niu i – z wnę­trza wier­sza tema­tycz­nie okre­śla­ją­ce­go się jako „zaan­ga­żo­wa­ny” – pod­da­je kry­ty­ce pisa­nie „sła­be, ale słusz­ne”, podob­nie zresz­tą jak słusz­ne, ale pła­skie czy­ta­nie, po trze­cie zaś uwy­dat­nia, że „słusz­ne” nie zawsze i nie dla wszyst­kich jest oczy­wi­ste i „nie­dy­sku­to­wal­ne”. Kry­tycz­ne gło­sy są potrzeb­ne, zwłasz­cza gdy słu­żą – uwa­ga, teraz będzie to tro­chę wytar­te i zapo­mnia­ne wyra­że­nie – osią­gnię­ciu kon­sen­su­su. Nie mam jed­nak pew­no­ści, czy stra­te­gia Słom­czyń­skie­go nie zosta­nie uchwy­co­na jako seria pozo­ra­cji w isto­cie rze­czy słu­żą­cych tyl­ko „deko­ro­wa­niu wydmusz­ki” (Relik­to­wiec mały), spo­łecz­no-poli­tycz­ny krąg tema­tycz­ny wyko­rzy­stu­ją­cych zaś jako – para­dok­sal­nie – afek­tyw­ną, bo budu­ją­cą emo­cję, pod­sta­wę dla wier­szy. Kry­tycz­na kate­go­ria zaan­ga­żo­wa­nia lite­ra­tu­ry obja­wia­ła­by wów­czas swo­je nie­do­pra­co­wa­nie, a przy­naj­mniej tak mi się zda­je.

Wąt­pli­wo­ści w Lata­kii, o któ­rych mówię, a któ­re uzna­ję za klu­czo­we dla tomu, rozu­miem dwo­ja­ko: po pierw­sze, jako kontrę do wyso­kie­go, aksa­mit­ne­go sty­lu auto­ra z poprzed­nich ksią­żek, tro­chę kon­ty­nu­owa­ne­go, a tro­chę poda­wa­ne­go – wła­śnie – w wąt­pli­wość; po dru­gie nato­miast jako wytwa­rza­nie czy obro­nę moż­li­wo­ści – wyra­ża­nia wła­sne­go zda­nia, we wła­snym sty­lu, w zgo­dzie z wła­sny­mi prze­ko­na­nia­mi i wia­rą ich sku­tecz­ność bądź nie­sku­tecz­ność, czy nawet jako spo­sob­ność zacho­wa­nia bez­stron­no­ści.

Powyż­sze odzna­cza się też wte­dy, gdy w Lata­kii mówi się o trud­nych dla kobiet i męż­czyzn cza­sach drob­nej zmia­ny, prze­sy­ła­jąc ser­decz­ne pozdro­wie­nie środ­ko­wym pal­cem, a jed­no­cze­śnie dość jed­no­znacz­nie kon­ser­wu­jąc super­ego języ­ka:

Panom, któ­rzy się uwa­ża­ją za bogów
i chcą, żebym przed nimi klę­cza­ła,
[…]
Panom magi­strom far­ma­cji,
któ­rym drga­ją powie­ki, kie­dy pro­szę o tę tablet­kę
i wie­lo­krot­nie czy­ta­ją recep­tę, jak­by pierw­szy raz
widzie­li taką,
[…]
A tak­że paniom, któ­re w moim imie­niu,
choć nie pyta­ły o zda­nie, chcą zmie­niać
koń­ców­ki w języ­ku i nie poj­mu­ją,
że w języ­ku to ja mogę mieć kol­czyk,
ale nijak nie mogę mieć kol­czy­cy;
oraz paniom, któ­re chcą zostać
pana­mi tego cud­ne­go kra­ju,
niech się wyświe­tli prze­sła­nie:

mój smu­kły, środ­ko­wy palec.

(Prze­sła­nie)

Wąt­pli­wo­ści pod­mio­tu wyra­ża­ją się w też licz­nych, choć nie­jaw­nych, poli­syn­de­to­nicz­nych kon­struk­cjach przy­wo­łu­ją­cych kla­sycz­ne mowy psal­mij­ne i lita­nij­ne oraz w auto­te­ma­tycz­nych dro­bia­zgach (np. Hydro­tech­ni­ka, Neu­tri­na, Osi), gdzie czyn­ność i prak­ty­ka pisa­nia wier­szy jest ujmo­wa­na jako zasad­ni­czo nar­cy­stycz­na i nie­zu­peł­nie uży­tecz­na. Przy tym – to zna­czy, wyra­ża­jąc wąt­pli­wość – doko­nu­je się w książ­ce wysi­łek odcza­ro­wa­nia wiel­kie­go rezer­wu­aru meta­for z krę­gu orni­to­lo­gii. Tutaj umów­my się – mam świa­do­mość tego, że u‑lotności, aurze utra­ty, poła­ma­nym skrzy­dłom i „lek­kim skrzy­dłom miło­ści” (o, szek­spi­ro­lo­gio) moż­na by poświę­cić cały tekst o Lata­kii, ale pozwo­lę sobie zosta­wić to zada­nie innym.

O wie­le cie­kaw­sze jest dla mnie to, że obok tych wszyst­kich papug, bocia­nów, łabę­dzi i skrzy­deł roz­pi­na­ją się skrzy­dła bom­bow­ców nad Syrią, co (nawia­sem mówiąc) uwa­żam za naj­cie­kaw­szą w książ­ce reali­za­cję oma­wia­nych wyżej kwe­stii zaan­ga­żo­wa­nia i spraw­czo­ści lite­ra­tu­ry, to zaś dla­te­go, że towa­rzy­szy im myśl dość jasno arty­ku­łu­ją­ca isto­tę zwią­za­ne­go z nimi pro­ble­mu:

Ponad gło­wa­mi prze­chod­niów

debiu­tu­je
Tu-160,
z ani­mu­szem,
amu­ni­cją kase­to­wą.

Czy to ist­nie­je
ostrzej niż spo­łe­czeń­stwo,
strzy­gi albo jed­no­roż­ce?

Czy trud­no uwie­rzyć w woj­nę? Nie wiem. Nie będzie­my w tym miej­scu domnie­my­wać śred­niej war­to­ści wyobraź­ni i lęków pośród spo­łe­czeństw. Cho­dzi o rze­czy­wi­stość medial­ną, któ­ra nijak przy­sta­je do tej (tam­tej?) spo­za ekra­nu („Otwórz okno, wyrzuć tele­wi­zor”, śpie­wał zespół Gów­no). Co wię­cej, nawet opusz­cza­jąc ramy symu­la­krycz­ne­go obra­zu, pozo­sta­je wpaść w inną pozo­ro­wa­ną rze­czy­wi­stość, bo prze­cież:

Czy trud­niej, mimo grud­nia,
przed cen­trum han­dlo­wym,
przy fon­tan­nie z pal­ma­mi,
ogła­szać ze zbo­la­łą miną
jak łatwo przy­ma­rza język
neo­li­be­ral­ny do palm
i fon­tan­ny, i cze­mu
nie daje się ode­rwać
od star­tu­ją­cych z Lata­kii,
od pal­ca oby­wa­tel­ki Nad­ii
od pię­dzi mia­sta, gdzie mię­so,
strze­żo­ne, jak Oka w Siel­cach,
kol­ca­mi potrą­co­ne­go jeża,
sal­wu­je się snem w jeden
z krót­szych dni tego roku?

W mojej opi­nii to jed­no z naj­waż­niej­szych spo­śród wszyst­kich „dłu­gich, nie­zno­śnie naje­żo­nych sło­wa­mi” (Waria­cje epi­ta­la­mij­ne) zdań skła­da­ją­cych się na Lata­kię. Aby nie umknął jeden z klu­czo­wych sen­sów tego zda­nia, przy­po­mnę: sal­wo­wać się ozna­cza rato­wać (i) oca­lać, a sło­wo to odno­si się tak­że do zba­wie­nia w uję­ciu chrze­ści­jań­skim. Nie zmie­rzam tu do jakiejś total­nej dekon­struk­cji, nawet nie śmiał­bym, chciał­bym jed­nak zwró­cić uwa­gę na rysu­ją­ce się tu roz­wią­za­nie pro­ble­mu, o któ­rym mówi­my od już dłuż­sze­go cza­su – o ile nawet Słom­czyń­ski w swo­im sty­lu komu­ni­ku­je to samo, co sygna­li­zo­wał też Rafał Krau­se:

[…] żaden despo­ta nie był
tak ostry, jak
Dome­stos w mojej potęż­nej
łazien­ce.

(R. Krau­se, Boha­te­ro­wie)

…lub to, co sygna­li­zo­wał Tomasz Bąk:

two­ja skrzyn­ka mailo­wa kipi od wrzą­cych tema­tów:
Znasz dro­gę, aby zaro­bić swój pierw­szy milion?
Dla­cze­go boga­ci mogą obejść sys­tem?
Pie­nią­dze zaczną wyra­stać jak grzy­by po desz­czu!

Igno­ru­ję je wszyst­kie. Jestem poetą,
znam dro­gę i nie potrze­bu­ję pie­nię­dzy.
Utrzy­mu­ją mnie rodzi­ce.

(T. Bąk, [beep] gene­ra­tion)

…lub to, co sygna­li­zo­wał Sewe­ryn Gór­czak:

Będzie­my wklu­czać każ­de­go, a jeśli ktoś odmó­wi
zbom­bar­du­je­my go miło­ścią, aż się pod­da
i rzu­ci w ramio­na spo­łe­czeń­stwa, zawsze
otwar­te i goto­we, rodzi­na będzie tyl­ko jed­na
bo nasza wspól­na, Ame­ry­ka­nie zro­bią o niej
poucza­ją­cy i prze­za­baw­ny sit­com, a Chiń­czy­cy
jej nie­udol­ną acz ambit­ną pod­rób­kę.
Będzie­my uda­wać, że jeste­śmy kra­jem
i zaje­bi­ście się przy tym bawić
i nikt nam nie prze­szko­dzi.
Nikt nam nie prze­szko­dzi.

(S. Gór­czak, Pro­gram)

…jesz­cze raz, sko­ro zda­nie nie­zno­śnie naje­ży­ło się wier­sza­mi, któ­re moż­na by pew­nie dalej wyli­czać: o ile nawet Słom­czyń­ski w swo­im sty­lu komu­ni­ku­je to samo, co sygna­li­zu­ją inni poeci o dyk­cjach zasad­ni­czo odmien­nych od nie­go, a zatem wyraź­ne i bole­sne znie­chę­ce­nie zasta­ną rze­czy­wi­sto­ścią, o tyle Słom­czyń­ski czy­ni to za pomo­cą mowy, któ­ra bro­ni samą sie­bie i dla­te­go tyl­ko (taką) sie­bie może bro­nić, a dalej w ten spo­sób afir­mu­je (to zna­czy potwier­dza) rze­czy­wi­stość, któ­ra ją (to zna­czy mowę) uwie­ra. Czyż nie? Wyda­je mi się więc, że jest to jakie­goś rodza­ju pułap­ka, a pułap­ka jak to pułap­ka, z zało­że­nia ogra­ni­cza. Ina­czej, jeśli mowa jest celem samym w sobie.

Słom­czyń­ski jako „poeta moż­li­wo­ści” z całą warian­tyw­no­ścią swo­ich wier­szy, zesta­wia­jąc w Lata­kii real­ność i nie­re­al­ność, arbi­tral­ność i kom­pro­mi­so­wość, wsob­ność i od-sob­ność, roze­dr­ga­nie i pew­ność gło­su, wszyst­ko to okra­sza­jąc iro­nią (kla­sycz­nie) rozu­mia­ną jako domi­na­cja samo­świa­do­mo­ści auto­ra nad dzie­łem, zda­je się nie­ustan­nie pra­gnąć cało­ści i pew­no­ści, któ­re ist­nie­ją o tyle, o ile wycią­ga się po nie ręce. Auten­ty­zmo­wi tych dzia­łań tro­chę jed­nak prze­szka­dza łatwo (może zbyt łatwo?) odno­szo­ne wra­że­nie obco­wa­nia z eli­tar­nym sty­lem wypo­wie­dzi, któ­ry nie za bar­dzo przy­sta­je do rze­czy­wi­sto­ści (a może przy­zwy­cza­jeń czy­tel­ni­czych?). Przy tym chciał­bym zauwa­żyć, że to moje oso­bi­ste wra­że­nie, a dyk­cja Słom­czyń­skie­go naj­pew­niej znaj­dzie (zresz­tą: już zna­la­zła) swo­ich czy­tel­ni­ków.

Mimo że roz­świe­tla­na przez sta­ra­nia o poto­czy­stość i aksa­mit­ność mowy oraz roz­ma­ite orna­men­ty lirycz­ne, naj­now­sza książ­ka Słom­czyń­skie­go to książ­ka ciem­na, momen­ta­mi nawet roz­pacz­li­wa (Nor­ma). Nie­ła­two jest to zoba­czyć przez war­stwy kamu­fla­żu, nie­ist­nie­ją­ca cór­ka (A ja widzę, widzę jed­no­roż­ca) „oczko w gło­wie naszej miło­ści” (A. Bur­sa, Miłość) skry­wa się głę­bo­ko za nie­zbyt cie­szą­cym oko kalam­bu­rem Lata­kii-mia­sta i lata­kii do nabi­ja­nia faj­ki. A może wszyst­ko nie­praw­da, bo ten tytoń to jedy­ne, co na tę chwi­lę przy­jem­nie koja­rzy się z Syrią? Trud­no mi jed­nak uwie­rzyć w takie pogod­ne, siel­skie-aniel­skie pisa­nie o woj­nie, kie­dy już pod­jąć ten temat.

Całość ist­nie­je o tyle, o ile wycią­ga się po nią ręce. Ciem­no? Strasz­nie? Ciem­ność jest przy­ja­cie­lem mło­dzie­ży. Ude­rza­nie się o kąty i kan­ty jest więc „jakoś” zro­zu­mia­łe. „Nicze­go sobie/ tak nie zaokrą­glisz” (Relik­to­wiec mały), stwier­dza się w wier­szu, wąt­piąc w świe­tli­stość swo­jej mowy, do któ­rej łatwo (może zbyt łatwo?) było się przy­zwy­cza­ić w poprzed­nich odsło­nach Słom­czyń­skie­go. Jest więc „jakoś” zro­zu­mia­łe, że kapi­tu­lu­je się wobec „bez­dź­więcz­nych bom­bow­ców w bez­sze­lest­nej obsta­wie” (Casi­no Loy­al) i kapi­tal­ne­go pyta­nia „po co” (Waria­cje epi­ta­la­mij­ne). A jeśli nie kapi­tu­lu­je, to robi uni­ki:

Może aby zro­zu­mieć i praw­dzi­wie znie­lu­bić tak dłu­gie,
nie­zno­śnie naje­żo­ne sło­wa­mi zda­nie, nie trze­ba od razu
zga­dzać się, że war­to wzno­sić tram­po­li­ny nad zale­wa­mi,
oso­bli­wie pusty­mi, tyl­ko po to, żeby ktoś z nich sko­czył,
zwłasz­cza w ostrym świe­tle pięć­dzie­sią­tek, im póź­niej­szych,
tym pew­niej na głów­kę?

(Momen­ty będą?)

Mogą­ce się w któ­rymś momen­cie zro­dzić pyta­nie, czy odbie­rać ten unik w kontrze do świe­żych ksią­żek Dawi­da Mate­usza i Rado­sła­wa Jur­cza­ka i czy manew­rom Słom­czyń­skie­go nie brak­nie wobec nich pola, zosta­wiam otwar­te. Zauważ­my tyl­ko, że wier­szach i tak łatwiej zna­leźć miej­sce niż w praw­dzi­wej woj­nie.

Na koniec: nie­ustan­na per­se­we­ra­cja uni­wer­sa­liów życia i lite­ra­tu­ry pro­wa­dzi do repro­duk­cji zna­nych i zapo­zna­nych spo­so­bów mówie­nia o nich, może to wyda­rzać się jed­nak poprzez mowę każ­do­ra­zo­wo aktu­ali­zu­ją­cą zbiór tego, co war­to­ścio­we, przy czym widział­bym to odświe­ża­nie jako nie­ko­niecz­nie zależ­ne od uro­dy kalam­bu­rów, postę­po­wo­ści czy mistrzo­stwa w swo­jej dzie­dzi­nie, albo też cech od-pod­mio­to­wych i osob­ni­czych (oso­bo­wość, idio­lekt, albo nawet fry­zu­ra). Samo war­to­ścio­wa­nie nato­miast widzę jako raczej arbi­tral­ne.

Mówiąc pro­ściej: lite­ra­tu­ra nudzi, bo jest powta­rzal­na, a jest powta­rzal­na, bo na moż­li­wie naj­ogól­niej­szym pozio­mie doty­czy tych samych spraw. Usta­la­nie wyni­ku, do jakie­go pro­wa­dzi, widzę mniej wię­cej tak, jak orze­ka się o spa­lo­nym w pił­ce noż­nej: są gra­cze, są okre­ślo­ne zasa­dy, mię­dzy nimi zaś bie­ga kil­ku sędziów, któ­rzy decy­du­ją o prze­rwa­niu gry, uzna­niu bram­ki i tak dalej. Szy­mon Słom­czyń­ski w jed­nym z ostat­nich wier­szy w Lata­kii pisze tak:

[…]
Strze­lam klu­czo­we gole
zawsze wbrew zasa­dom,
tyl­ko ręką, cho­ciaż
nigdy tą samą.

(Ni w pięć, ni w dzie­więć)

No to gol. Co ozna­cza ta bram­ka?

O autorze

Michał Pranke

ur. w 1991 roku, autor książki Rant (Łódź 2018), ostatnio teoretyk kolektywu Rolnictwo Miejskie, z którym organizował Nanofestival i wydawał zina, z wykształcenia literaturoznawca, pracuje jako redaktor, mieszka w Toruniu.

Powiązania

Komentarz Michała Pranke do wiersza „Puch”

recenzje / KOMENTARZE Michał Pranke

Komen­tarz Micha­ła Pran­ke do wier­sza „Puch”.

Więcej

Updates

recenzje / ESEJE Sonia Nowacka

Recen­zja Sonii Nowac­kiej książ­ki Lata­kia Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji elek­tro­nicz­nej 14 sierp­nia 2017.

Więcej

Zapchana pamięć. Kilka pytań o „Latakię” Szymona Słomczyńskiego

recenzje / ESEJE Antoni Zając

Recen­zja Anto­nie­go Zają­ca książ­ki Lata­kia Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji elek­tro­nicz­nej 14 sierp­nia 2017.

Więcej

Malowane nie działa

wywiady / o książce Marcin Orliński Szymon Słomczyński

Roz­mo­wa Mar­ci­na Orliń­skie­go z Szy­mo­nem Słom­czyń­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Lata­kia, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 grud­nia 2016 roku.

Więcej

Czas powodzi

recenzje / KOMENTARZE Szymon Słomczyński

Autor­ski komen­tarz Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go do książ­ki Lata­kia, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 grud­nia 2016 roku.

Więcej

Escyna

utwory / zapowiedzi książek Szymon Słomczyński

Frag­ment książ­ki Lata­kia Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Ostatki

utwory / zapowiedzi książek Szymon Słomczyński

Frag­ment książ­ki Lata­kia Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej