recenzje / ESEJE

Serce poezji

Agnieszka Waligóra

Recenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Czerwony śliski pałac Ievy Toleikytė w tłumaczeniu Dominiki Jagiełki, wydanej w Biurze Literackim 5 lutego 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Czer­wo­ny śli­ski pałac to poetyc­ki debiut mło­dej litew­skiej autor­ki Ievy Tole­iky­tė i jed­no­cze­śnie pierw­sza książ­ka prze­ło­żo­na przez filo­loż­kę bał­tyc­ką Domi­ni­kę Jagieł­kę; zbiór sta­no­wi szes­na­stą pozy­cję w serii „Nowy euro­pej­ski kanon lite­rac­ki” Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Książ­ka skła­da się z trzech czę­ści; pew­ne pre­lu­dium do cało­ści sta­no­wi wiersz „Cena prze­trwa­nia”, któ­ry w auto­te­ma­tycz­nym geście oświe­tla pozo­sta­łe utwo­ry. Opo­wia­da on bowiem o począt­kach dro­gi pisar­skiej autor­ki czy boha­ter­ki tomu:

„par­ki obmy­te mydłem sine­go bzu”

jedy­ny wers ze wszyst­kich szkol­nych wier­szy
któ­ry jesz­cze pamię­tam, wię­cej nic

pisy­wa­łam wte­dy dużo, nume­ro­wa­łam wier­sze
z biu­ro­kra­tycz­ną satys­fak­cją gobli­na
waży­łam i sumo­wa­łam –
jak wor­ki ze zło­tem

publi­ko­wa­łam potwor­nie dużo
nie wiem, co myśle­li redak­to­rzy, dla­cze­go mnie dru­ko­wa­li
w koń­cu nawet mnie samej po kil­ku tygo­dniach robi­ło się wstyd
byłam nie­przy­zwo­icie łako­ma, roz­pacz­li­wie potrze­bo­wa­łam
cie­ka­wych zna­jo­mo­ści, pochwa­ły, roz­gło­su
lubi­łam flir­to­wać

napi­sa­łam ich ponad set­kę, a przy­po­mi­nam sobie tyl­ko jeden wers
wszyst­ko inne wylą­do­wa­ło w czar­nej dziu­rze
awa­ria kom­pu­te­ra (…)

Sto­sun­ko­wo pro­sty cha­rak­ter owe­go ini­cjal­ne­go wier­sza zapo­wia­da wła­ści­wie cha­rak­ter całe­go zbio­ru – jed­nak dopie­ro wte­dy, kie­dy zesta­wi­my go ze zra­zu enig­ma­tycz­nym tytu­łem książ­ki. Zawie­sze­nie to tyl­ko z pozo­ru jest para­dok­sal­ne: Tole­iky­tė nie jest ani zwy­czaj­ną opo­wia­dacz­ką, ani autor­ką two­rzą­cą w nur­cie poezji nie­zro­zu­mia­łej. Mamy tu nato­miast do czy­nie­nia z lite­ra­tu­rą odwo­łu­ją­cą się wyraź­nie do moder­ni­stycz­ne­go liry­zmu, ale przy tym wyraź­nie dowar­to­ścio­wu­ją­cą rolę wyobraź­ni.

Wyobraź­nia ta róż­ni się zna­czą­co od rady­kal­nej anty­re­fe­ren­cjal­no­ści poety­ki cho­ciaż­by mod­ne­go obec­nie Toma­ža Šala­mu­na: zesta­wie­nia obra­zów czy słów nie są tu tak wyzy­wa­ją­ce wobec naszych przy­zwy­cza­jeń poznaw­czych czy utar­tych sko­ja­rzeń. Choć poet­ka z pew­no­ścią rysu­je przed nami nowe świa­ty i kolo­ni­zu­je sło­wa­mi prze­strze­nie wcze­śniej nie­zna­ne (lub nie­ist­nia­ją­ce), nie są to mikro­ko­smo­sy wycza­ro­wa­ne czy skon­stru­owa­ne. Tym bowiem, co wybi­ja się na pierw­szy plan w ana­li­zo­wa­nym tomie, jest nie­zwy­kła zdol­ność autor­ki do pro­wa­dze­nia kla­sycz­nej lirycz­nej opo­wie­ści skon­cen­tro­wa­nej wokół przy­gód i doświad­czeń „ja”, ale nasta­wio­nej na wła­sne otwar­cie i prze­kro­cze­nie.

Nie bez zna­cze­nia pozo­sta­je w tym kon­tek­ście na przy­kład patro­nat nad pierw­szą czę­ścią książ­ki Fan­ta­sies for Viols Henry’ego Pur­cel­la. Zebra­ne w niej wier­sze opi­su­ją przede wszyst­kim podró­że: te mniej­sze, po osie­dlu czy cmen­ta­rzu, oraz więk­sze, jak jaz­da noc­nym pocią­giem na linii Mar­ra­kesz-Tan­ger. Każ­da z owych wypraw w nie­co oni­rycz­nym lub spe­ku­la­tyw­nym try­bie mie­sza róż­no­rod­ne porząd­ki, wraż­li­wo­ści i świa­ty – lite­rac­kie, muzycz­ne i malar­skie, inter­ne­to­we i real­ne, tka­jąc z nich nie­co fan­ta­stycz­ny, jedy­ny w swo­im rodza­ju pej­zaż:

Chcia­łam bie­gać po cmen­ta­rzu
w Kopen­ha­dze, jak tyl­ko zro­bi się cie­plej
dziew­czę­ta opa­la­ją się na zie­lo­nych traw­ni­kach Assi­stens
wśród sza­rych nagrob­ków pisa­rzy, muzy­ków, uczo­nych
i ludzi, któ­rych nikt nie zna
pary wypro­wa­dza­ją psy, jedzą prze­ką­ski
w prze­rwie obia­do­wej pokrzy­ku­ją dzie­ci
gdzieś tam śpi Ander­sen, obok nie­go – Kier­ke­ga­ard
(nie mogłam ich zna­leźć, plan cmen­ta­rza –
na sza­fot!)

na wileń­skiej Ros­sie cisza
wio­sną kwi­tły śnież­ni­ki i inne drob­ne kwiat­ki jak u Bot­ti­cel­le­go
całe­go fejs­bu­ka zasnuł błę­kit, a ja tro­chę pozaz­dro­ści­łam
tych wybie­lo­nych pro­fi­li
zala­nych spo­ko­jem i powa­gą

w uszach, któ­rych nigdy nie poca­łu­ję
brzmia­ły wio­le Pur­cel­la i resz­ta nie­ziem­skiej muzy­ki
a ja pod­no­si­łam han­tle, ska­ka­łam na nie­wi­docz­nej ska­kan­ce
uczy­łam się, jak osią­gnąć dźwięk D#, trium­fo­wać
robi­łam rze­czy nie­udu­cho­wio­ne

powta­rza­łam sobie – miłość nie jest ozna­ką sła­bo­ści
a potem stwier­dzi­łam
nie kocham, nie poko­cham, na co mi to –
fuck that!

zuchwa­le marzę o błę­kit­nym rześ­kim świe­tle
o kla­we­sy­nach, zam­kach, o mięk­kich ścież­kach w lesie
nie wąt­pię w swo­je uczu­cia do nich
jak i w to, że czuć będę ni mniej, ni wię­cej –
samym ser­cem
czer­wo­nym, gorą­cym, dud­nią­cym

Dru­ga część tomu przy­no­si bar­dziej nie­ty­po­we obra­zy: roz­mo­wy z cyklo­pa­mi, zamknię­te­go w klat­ce pier­sio­wej cho­mi­ka czy wyobra­że­nia (wła­sne­go?) roz­kła­da­ją­ce­go się cia­ła. Ponow­nie istot­ne oka­zu­je się mot­to – a w zasa­dzie wiersz wyko­rzy­sta­ny jako mot­to – suge­ru­ją­cy prze­nie­sie­nie punk­tu cięż­ko­ści na meta­mor­fo­zy pod­miot­ki i wypa­cze­nia rze­czy­wi­sto­ści:

Któ­rejś czerw­co­wej nocy pod­cho­dzę do tru­py pija­nych poetów.
– Co to za mała dziew­czyn­ka z wiel­kim uśmie­chem?
– Nie jestem dziew­czyn­ką, jestem wil­kiem!
Wszy­scy rżą.

Trze­cia część to zaś przede wszyst­kim por­tre­ty zwie­rząt: żywych i umar­łych, przy­go­to­wy­wa­nych na śmierć i sym­bo­li­zu­ją­cych odro­dze­nie. Poezja, zwie­rzę­ta, wymy­ślo­ne i real­ne świa­ty, cia­ło boha­ter­ki; wszyst­ko zaczy­na zle­wać się w jed­ną wiel­ką, wie­lo­to­ro­wą opo­wieść, któ­rej ele­men­ty są – ponow­nie zgod­nie z mot­tem z Hen­ri­ka­sa Radau­ska­sa – zaska­ku­ją­co trud­ne do wyróż­nie­nia ze skom­pli­ko­wa­nych histo­rii, a być może cał­ko­wi­cie wymien­ne: Zgad­nij, co pach­nie tak? Nie zgadłeś./ Lilie? Lipy? Wiatr? Nie.

W pew­nym sen­sie chcia­ło­by się nazwać Tole­iky­tė kla­sy­cyst­ką: rzu­ca­ją­cą się od razu w oczy cechą jej pisar­stwa (czy też cechą zna­ko­mi­te­go w lek­tu­rze prze­kła­du Jagieł­ki) jest nie­sa­mo­wi­ta gład­kość słów. Snu­te przez boha­ter­kę opo­wie­ści mają opły­wo­we kształ­ty, są lek­kie i świe­tli­ste, a przy tym wcią­ga­ją­ce i barw­ne, choć czę­sto mówi się o cał­kiem pro­stych, nie­mal banal­nych spra­wach. Jed­nak nie daj­my się zmy­lić: czy to fak­tycz­nie zbiór wier­szy po pro­stu ład­nych, nie­zwy­kle spraw­nie opo­wia­da­ją­cych o bólu, samot­no­ści, cier­pie­niu czy podró­ży?

Z cza­sem dostrze­ga­my, że ta pozba­wio­na krzy­kli­wo­ści, ale bar­dzo este­tycz­nie dopra­co­wa­na histo­ria cho­wa w sobie wie­le trud­nych tema­tów. Spójrz­my na przy­kład na wiersz „Con­den­sa­tio: wol­ne lek­cje”:

Kie­dy nad­cho­dzą te dni
zmie­niasz się w wybla­kłą, cięż­ką, porzu­co­ną na wybrze­żu
wymy­tą kło­dę ze szkie­le­tu nie­zna­ne­go sta­re­go stat­ku
pły­wasz po wodach śród­lą­do­wych

owi­jam cię w pach­ną­ce czar­ne algi
zagry­zam zęby, przy­trzy­mu­ję na powierzch­ni wody
(a może tak napraw­dę się zawie­szam, two­rzę sobie boję?)
dłu­go patrzy­my na sie­bie wza­jem­nie, czas się roz­cią­ga…

gdy byłam mała, ona rów­nież tak leża­ła
godzi­na po godzi­nie, bez sło­wa
z ręka­mi pod gło­wą jak modlą­ce się dziec­ko
nie potra­fi­łam jej zro­zu­mieć:
brzy­dzi­łam się, gar­dzi­łam nią, myśla­łam, że to wszyst­ko prze­ze mnie
chy­ba prze­ra­ża­ły mnie

obcią­żo­ne zie­lo­nym bursz­ty­nem cięż­kie, pie­go­wa­te i smut­ne powie­ki
oczy nagle obce­go, nie­prze­wi­dy­wal­ne­go czło­wie­ka

dziw­ne, że powie­ści, któ­re poły­ka­łam od mło­do­ści
zło­te wyda­nia, kla­sy­ki, mądre i płyt­kie
książ­ki
nijak nie pomo­gły mi tego zro­zu­mieć
trze­ba było dru­gie­go czło­wie­ka, by powie­dział
wymil­czał tę dziu­rę w cza­sie
żebym roz­po­zna­ła bliź­nia­ki na sza­rej uli­cy

pły­wa­jąc w cie­płej wodzie
pod błę­kit­nym, chmur­nym, wie­czor­nym nie­bem
nagle dziw­nie się sca­la­my

może przy­po­mi­nam sobie, jak czu­łam się w brzu­chu
i jak – wyplu­ta na zim­ny meta­lo­wy stół

wte­dy woda wzno­si się i opa­da
wzno­si się i opa­da

Enig­ma­tycz­ny tekst może­my czy­tać w klu­czu egzy­sten­cjal­nym – jako utwór o prze­mia­nie, doj­rze­wa­niu, o dziw­nych kole­jach życia, w któ­rym cią­gle wyda­rza się nie­spo­dzie­wa­ne, oraz o pró­bach oswo­je­nia owej nie­prze­wi­dy­wal­no­ści. Z dru­giej stro­ny jed­nak zna­czą­ce sfor­mu­ło­wa­nia „te dni” czy odwo­ła­nie do życia pło­do­we­go czy­nią wiersz zadzi­wia­ją­co bli­skim cia­łu, a wręcz dosad­nym. W tym kon­tek­ście zna­cze­nie zysku­je tak­że tytuł całej książ­ki: „czer­wo­ny śli­ski pałac” zaczy­na koja­rzyć się z wnę­trzem cia­ła, a po lek­tu­rze mot­ta tomu – z ser­cem:

Ścia­na ser­ca skła­da się z trzech warstw: wewnętrz­nej war­stwy
ser­ca, któ­ra wyście­ła wnę­trze przed­sion­ków i komór (wsier­dzie),
ścia­ny mię­śnio­wej komór i przed­sion­ków ser­ca (śród­sier­dzie) oraz
wewnętrz­nej war­stwy osier­dzia (nasier­dzie).

Z inter­ne­tu

Zary­so­wa­ne w owym krót­kim frag­men­cie napię­cie pomię­dzy poezją a cia­łem oka­zu­je się przy wni­kli­wej lek­tu­rze symp­to­ma­tycz­ne dla owe­go zbio­ru: to, co cie­le­sne, bru­tal­ne, doświad­cze­nio­we i emo­cjo­nal­ne (czer­wień, śli­skość) zosta­je zamknię­te w mister­nie zapro­jek­to­wa­nym, zachwy­ca­ją­cym archi­tek­to­ni­ką poetyc­kim pała­cu – i tak nie­wie­le trze­ba, żeby prze­oczyć jego ści­śle soma­tycz­ne (i, mówiąc na mar­gi­ne­sie, trau­ma­tycz­ne) pod­sta­wy.

Śli­skość czy odrzu­ca­ją­ca ośli­zgłość – koja­rzą­ca się z krwią i inny­mi wydzie­li­na­mi cia­ła, taki­mi jak pot, łzy czy sper­ma – prze­wi­ja się zresz­tą kil­ka­krot­nie. Jed­nym z cie­kaw­szych pod tym kątem utwo­rów jest wiersz „Ide­al­ny porzą­dek Nie­rów­ne siły”, któ­ry por­tre­tu­je wyraź­nie abiek­tal­ny sto­su­nek pomię­dzy parą ropuch:

Wio­sną ropu­chy sza­le­ją
nie widzą świa­ta – tyl­ko inne ropu­chy
złą­czo­ne ze sobą par­cha­te zim­ne cia­ła
popi­sku­ją niczym ści­ska­ne gumo­we lal­ki
(nie poj­mu­ję: z przy­jem­no­ści czy z bólu?)

sam­ce pró­bu­ją nasko­czyć
na garb, popy­cha­ją kon­ku­ren­tów

kopią, wie­sza­ją się

bez­na­dziej­ne ocze­ki­wa­nie
uno­si się na powierzch­ni jezio­ra:
prze­gra­ni (ci za sła­bi)

ich musku­lar­ne, szczu­płe nogi
okrop­nie coś przy­po­mi­na­ją

sami­ce są powol­ne; tak napraw­dę – sku­pio­ne
prę­żą się niczym ośli­zgłe ska­ły
gdy­by je poli­zać, smak nabrał­by nowe­go sen­su
język zamilkł­by

ci, któ­rym uda­ło się doga­dać
godzi­na­mi trwa­ją razem zle­pie­ni
cza­sem sami­ca jest już mar­twa, zaczy­na czer­nieć
widzie­li­śmy taką nekro­fil­ską parę:
on jesz­cze nie wie

wio­sną dro­gi zasła­ne są tru­pa­mi ropuch –
bąble krwi, ścię­te mię­so
sztyw­ne „ręce” zasty­głe w pół ruchu

cza­sem i ty
nie widzisz już świa­ta – tyl­ko innych ludzi
albo sie­bie: bez nich

dla­te­go wiem, że któ­re­goś dnia tak­że cie­bie przy­gnio­tą i zmiaż­dżą
nie gumo­we opo­ny, maska samo­cho­du czy sta­lo­we gąsie­ni­ce
lecz dia­men­to­wa tafla jezio­ra, żół­tym kwia­to­wym pył­kiem
obsy­pa­ne wierz­bo­we futer­ko

cie­pły wia­te­rek
któ­ry wszyst­kich pie­ści

Tekst ten, pogłę­bia­jąc pro­ble­ma­ty­kę bru­dów codzien­ne­go życia, w swej puen­cie odno­si się tak­że do nie­bez­pie­czeństw kla­sy­cy­zu­ją­ce­go pry­ma­tu este­tycz­nej popraw­no­ści: świat w rozu­mie­niu litew­skiej poet­ki jest skom­pli­ko­wa­ny, przy­kry, pełen napięć, kon­flik­tów i zbli­żeń. Jed­no­cze­śnie jed­nak peł­no jest w nim drob­nych ilu­mi­na­cji, zachwy­tów, odde­chu i pięk­na. Spe­cy­fi­ka i wie­lo­po­zio­mo­wość rze­czy­wi­sto­ści ujaw­nia się tu zaś przede wszyst­kim w kon­fron­ta­cjach: poezji z rze­czy­wi­sto­ścią, wła­sne­go „ja” ze wspól­no­tą, sztu­ki z cia­łem.

Jed­ną z głów­nych cech oma­wia­ne­go pisar­stwa jest więc bar­dzo sub­tel­na i nie­co iro­nicz­na samo­kry­ty­ka este­ty­ki – nie­ustan­ne wyka­zy­wa­nie, na jakich fun­da­men­tach zbu­do­wa­ne zosta­ły kunsz­tow­ne kon­struk­cje; stąd wła­śnie tyle u autor­ki wpa­try­wa­nia się w śli­skie i czer­wo­ne ser­ca, w obrzy­dli­we i zara­zem zachwy­ca­ją­ce cia­ła. War­to zatem dostrzec scho­wa­ną pod war­stwą pięk­nych słów bru­tal­ność: to wła­śnie ega­li­tar­ne prze­ko­na­nie o ist­nie­niu roz­ma­itych „serc” – pod­sze­wek rze­czy­wi­sto­ści – oka­zu­je się bowiem siłą tomu.

Pona­wia­ne w owej poezji kon­fron­ta­cje „ja” z inny­mi byta­mi nie­kie­dy spy­cha­ją poetyc­ki liryzm w stro­nę wsob­ne­go indy­wi­du­ali­zmu (pomyśl­my o „Filo­zo­fii w lesie, szczę­śli­wej” i wer­sach: „oto zde­rze­nie z innym!/ bru­tal­ny dowód na to, że wspól­na świadomość/ to bred­nia, koro­na snu/ paję­czy­na rosy”). Osta­tecz­nie uzmy­sła­wia­ją one jed­nak, że to wła­śnie agon pro­wa­dzi do wypra­co­wa­nia nowe­go świa­ta: dla Tole­iky­tė liczą się inte­rak­cje ciał, kon­flik­ty jako­ści czy per­spek­tyw i to, jak istot­ne jest odróż­nia­nie pozo­rów od fak­tycz­nych – lub moż­li­wych – sta­nów rze­czy.

Co przy tym w Czer­wo­nym śli­skim pała­cu naj­cie­kaw­sze, to wła­śnie owe pro­ste sce­ny i ciche sło­wa, któ­re nie­mal nie­zau­wa­żal­nie dopro­wa­dza­ją do nagłych ilu­mi­na­cji wyobraź­ni, zawra­ca­ją­cych nas z powro­tem – zawsze z powro­tem – do cia­ła, do leśne­go runa, do pod­staw: ser­ca, któ­re­go ośli­zgła brzy­do­ta jawi się w koń­cu jako mister­ne pięk­no.

 

belka_2

O autorze

Agnieszka Waligóra

Literaturoznawczyni, krytyczka literacka i tłumaczka. Ukończyła filologię polską i filozofię. W 2022 roku obroniła na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu rozprawę doktorską poświęconą metarefleksyjności polskiej poezji najnowszej. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się głównie wokół metodologii badań literackich, liryki XX i XXI wieku (jej kontekstów teoretycznych, filozoficznych i politycznych) oraz przekładoznawstwa. Laureatka Diamentowego Grantu na lata 2018-2022. Redaktorka naukowa książki Nowy autotematyzm? Metarefleksja we współczesnej humanistyce (Poznań 2021). Autorka monografii Nowy autotematyzm? Metarefleksja w poezji polskiej po roku 1989 (Kraków 2023). Teksty naukowe publikowała między innymi w „Porównaniach”, „Forum Poetyki”, „Wielogłosie”, „Przekładańcu” i „Przestrzeniach Teorii” oraz w monografiach wieloautorskich. Jej teksty krytyczne można znaleźć m. in. w „Twórczości”, „ArtPapierze”, „Kontencie”, „Notatniku Literackim” czy „Czasie Kultury”. Stale współpracuje z Wydawnictwem WBPiCAK w Poznaniu oraz angażuje się w poznańskie i ogólnopolskie życie literackie i kulturalne jako animatorka czy prowadząca spotkania  autorskie. (Współ)tłumaczyła na polski teksty Elaine Showalter, Emily Apter i Rity Felski.

Powiązania

O krok od porcelany

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się 1 lip­ca 2024 roku.

Więcej

Słodycz mroczna i zabójcza. „jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata” Oli Lewandowskiej

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata Oli Lewan­dow­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Wiersze jak odłamki

wywiady / o książce Ieva Toleikytė

Roz­mo­wa Sau­liu­sa Vasi­liau­ska­sa z Ievą Tole­iky­tė, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Czer­wo­ny śli­ski pałac Ievy Tole­iky­tė w tłu­ma­cze­niu Domi­ni­ki Jagieł­ki, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 lute­go 2024 roku.

Więcej

Czerwony śliski pałac (1)

utwory / zapowiedzi książek Dominika Jagiełka Ieva Toleikytė

Frag­men­ty książ­ki Czer­wo­ny śli­ski pałac Ievy Tole­iky­tė w tłu­ma­cze­niu Domi­ni­ki Jagieł­ki, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 5 lute­go 2024 roku.

Więcej