recenzje / KOMENTARZE

Sestyna

Adam Zdrodowski

Autorski komentarz Adama Zdrodowskiego do wiersza z książki Przygody, etc..

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Sestyna

Gru­dzień. Zale­ca­ją się do mnie drzem­ki
i spa­ce­ry. Zbu­dzo­ny w środ­ku dnia, otwie­ram drzwi na bal­kon, mgła
pod­cho­dzi do gar­dła. Dzi­siaj
myśla­łem o dosko­na­ło­ści, z jaką zna­cze­nia
kła­dły się na rze­czach kie­dyś, w dzie­ciń­stwie
języ­ka. A teraz trze­ba szu­kać jakie­goś „pod spodem”,

bo – jak argu­men­tu­ją nie­któ­rzy – zawsze jest jakieś „pod spodem”,
któ­re może wypły­nąć na wierzch pod­czas byle drzem­ki
i uka­zać wszyst­kie ura­zy dozna­ne w dzie­ciń­stwie,
któ­re dotąd spo­wi­ja­ła mgła
zapo­mnie­nia. I tak, zna­cze­nia
wycho­dzą jed­no spod dru­gie­go, co dzi­siaj

każ­dy już wie, bo to nasze dzi­siaj
nie ma świe­żo­ści now, coś zawsze jest pod spodem,
bo prze­cież – to nie bez zna­cze­nia -
w pew­nym sen­sie zawsze ubie­ra­my się na cebul­kę. Sny pod­czas drzem­ki
poka­zu­ją świat nie­przej­rzy­sty, jak­by prze­sła­nia­ła go mgła,
któ­rą moż­na kro­ić w pla­ster­ki. A w dzie­ciń­stwie

każ­dy kawa­łek świa­ta był tyl­ko kawał­kiem świa­ta, bo w dzie­ciń­stwie
zna­cze­nia nie mro­wi­ły się jak dzi­siaj.
Każ­dy łyk słoń­ca spły­wał do gar­dła jak mle­ko i miód, a gęsta mgła
była bez­piecz­na i cie­pła jak koł­dra. Pod spodem
nie cza­ił się Kuba Roz­pru­wacz, moż­na było spo­koj­nie zaży­wać drzem­ki.
Ale teraz to już nie ma zna­cze­nia -

nie budzi nas som­nam­bu­licz­ny stru­mień, bo prze­cież zna­cze­nia
nie szu­ka­my obok, ale głę­biej, na przy­kład w dzie­ciń­stwie
(albo w zaska­ku­ją­cej real­no­ści drzem­ki)
i nic a nic nie obcho­dzi nas „dzi­siaj”.
Więc jeśli ma być głę­bo­ko i pod spodem,
to chy­ba naj­le­piej w stud­ni, w któ­rej nie snu­je się mgła

i gdzie na dłu­go prze­pa­da głos. (Za to mgła
odbie­ra wzrok – czyż nie jest tak, że nasze zna­cze­nia
są kwe­stią jakiejś poważ­nej awa­rii, a to co pod spodem,
głę­bia, to tyl­ko efekt dziw­ne­go pęk­nię­cia?) W dzie­ciń­stwie
wpa­dłem do stud­ni (co do dzi­siaj
czu­ję w kościach). Nie oby­ło się bez obo­wiąz­ko­wej drzem­ki,

i soku mali­no­we­go (pięć koców, a ja – pod spodem). Tak było w dzie­ciń­stwie,
na któ­re poło­ży­ła się mgła. Ale to już bez zna­cze­nia,
bo dzi­siaj w gło­wie mi tyl­ko drzem­ki.


Na począt­ku miał być „listo­pad”, bo pierw­sze zda­nie poja­wi­ło się wła­śnie w listo­pa­dzie. Ale sko­ro całość napi­sa­łem w grud­niu, jed­ne­go dnia, w jed­nym podej­ściu, to jest „gru­dzień.” Napraw­dę otwo­rzy­łem drzwi na bal­kon i gęsta mgła wła­ści­wie chwy­ci­ła mnie za gar­dło. A więc wiersz jest dobrze zako­rze­nio­ny w rze­czy­wi­sto­ści. Dopie­ro póź­niej przy­szły mi do gło­wy nie moje fra­zy o tym, że „sio­stry z jezio­ra / przy­sy­ła­ją mi mgłę pod gar­dło.” A „som­nam­bu­licz­ny stru­mień” na pew­no jest z Eli­za­beth Bishop, ale mimo cią­głe­go prze­glą­da­nia jej Com­ple­te Poems, nie mogę tego cyta­tu zlo­ka­li­zo­wać. Ale na pew­no był mi w tam­tej chwi­li bar­dzo potrzeb­ny i sam się zna­lazł. Spra­wa nie­świe­żo­ści każ­de­go now jest chy­ba dobrze zna­na. Mle­ko i miód to rów­nież zna­ne rekwi­zy­ty, a picie słoń­ca wzię­ło się z kalen­da­rza, w któ­rym był rysu­nek pod tytu­łem – jeśli się nie mylę – „Czło­wiek piją­cy słoń­ce.” I dodam jesz­cze na zakoń­cze­nie, że nigdy nie wpa­dłem do stud­ni.

O autorze

Adam Zdrodowski

Urodzony w 1979 roku. Poeta, tłumacz, krytyk literacki, pracownik Wydziału Grafiki warszawskiej ASP. Opublikował m.in. tom 49 lotów balonem (2013) oraz przekłady m.in. Gertrudy Stein, Henry’ego Greena i Williama S. Burroughsa. Publikował m.in. w „Literaturze na Świecie”, „Przekroju” i „Opcjach”. Mieszka w Warszawie.

Powiązania